Hrefi, tak czytam co piszesz i w sumie nie wiem czy się żalisz czy chwalisz. Według Ciebie ktoś kto nie miał romansu gówno widział i wie. Poza tym przemawia przez Ciebie arogancja i przekonanie do własnych racji. Owszem, ktoś kto nie miał romansu, nie wie jak to jest i ciężko takiej osobie się wczuć w to co przeżywa taka osoba. Z jakimi emocjami, dylematami się boryka. Z tymże u Ciebie tych emocji nie widać, żadnej refleksji. To co o żonie piszesz jest wręcz przerażające. Nie kochasz, nie szanujesz, masz w głębokim poważaniu. Napawasz tym, że ona chce z Tobą być, sypiasz by rozładować napięcie seksualne, zimno myślisz o rozwodzie.
Tu jednak panuje ogólnie przyjęta zasada, przekonanie, że facet kochanki nie szanuje, traktuje przedmiotowo, a jednak wraca do żony, z nią sypia docenia to ciepło domowe itd. Ty przedstawiasz to inaczej. Masz wyrzuty sumienia przed kochanką, że sypiasz z żoną, a nie odwrotnie. Choć chyba każdy wątpi czy Ty w ogóle jakieś uczucia sumienie masz.
Co do karmy, o której tu pisano... osobiście uważam, że to straszenie chorobami to dużo na wyrost. Tzn podejrzewam, że się zabezpieczasz... pomijając kwestie braku higieny. Ale... gdyby żona wiedziała, że sypiasz z nią przeskakując z łóżka do łózka to myślę, że też by cię kopnęła. To jest po prostu obrzydliwe. A wracając do karmy... ona już się zaczęła w momencie kiedy napisałeś tu na forum. Już czujesz, że coś nie tak. Z kochanką nie będziesz, żony nie kochasz, nie szanujesz. Co dalej? Praca, sport, inna kochanka? Żona, jak przejrzy na oczy to sama cię kopnie. I co wtedy? Masz bardzo zaburzony obraz wartości, empatii itd. Wydaje się, że dla Ciebie priorytetem jest ulżenie swoim popendom. Z kochanką fajnie bo bez zobowiązań, a jeszcze w domu żona. Tylko tam już gorzej bo proza życia, obowiązki.
Wasze dzecko ma dopiwro 3,5 roku. Niewiele potrzebowałeś by znależć inną. To nie było małżeństwo wieloletnie z rutyną. Szkoda żony. Daj jej żyć.
Nie dorosłeś do bycia mężem, ojcem... mężczyzną.
I to będzie się za Tobą ciągnąć ... i to jest ta „karma” bo jak stracisz żonę, rodzinę i kochankę to zostaniesz z niczym.
A ja (ze swojego doświadczenia) dodam jeszcze jedną kwestię co do zachowania po romansie - wracający szybko decyduje na kolejne dziecko. Ja tego nie rozumiem, ale tak jest/bywa co też forum potwierdza. Nie ważne czy facet czy kobieta. Co nimi kieruje? Czy odparcie podejrzeń, czy chęć zachowania statusu i odwrócenia uwagi. W końcu co innego bardziej spaja i dowodzi „miłości” niż chęć posiadania wspólnego dziecka?
66 2018-03-23 18:51:54 Ostatnio edytowany przez Roxann (2018-03-23 18:59:01)
67 2018-03-23 20:18:56 Ostatnio edytowany przez Leśny_owoc (2018-03-23 20:23:16)
Romans jest jak działka amfetaminy: krótki okres kiedy działa jest świetny, ale gdy budzisz się nad ranem i jednocześnie wraca do Ciebie świadomość to zaczyna do Ciebie dochodzić jaki burdel stworzyłaś/stworzyłeś, że zdrowie nie to samo. Wreszcie wiesz, że lepiej było tego nie brać. Chwila ekscytacji nie jest warta później ciągnących się konsekwencji.
Romans jest jak działka amfetaminy: krótki okres kiedy działa jest świetny, ale gdy budzisz się nad ranem i jednocześnie wraca do Ciebie świadomość to zaczyna do Ciebie dochodzić jaki burdel stworzyłaś/stworzyłeś, że zdrowie nie to samo. Wreszcie wiesz, że lepiej było tego nie brać. Chwila ekscytacji nie jest warta później ciągnących się konsekwencji.
Bardzo pieknie napisane.Pozdrawiam
Leśny_owoc napisał/a:Romans jest jak działka amfetaminy: krótki okres kiedy działa jest świetny, ale gdy budzisz się nad ranem i jednocześnie wraca do Ciebie świadomość to zaczyna do Ciebie dochodzić jaki burdel stworzyłaś/stworzyłeś, że zdrowie nie to samo. Wreszcie wiesz, że lepiej było tego nie brać. Chwila ekscytacji nie jest warta później ciągnących się konsekwencji.
Bardzo pieknie napisane.Pozdrawiam
Być może ładnie, ale czy autor pisze z autopsji ...
Szary80 napisał/a:Leśny_owoc napisał/a:Romans jest jak działka amfetaminy: krótki okres kiedy działa jest świetny, ale gdy budzisz się nad ranem i jednocześnie wraca do Ciebie świadomość to zaczyna do Ciebie dochodzić jaki burdel stworzyłaś/stworzyłeś, że zdrowie nie to samo. Wreszcie wiesz, że lepiej było tego nie brać. Chwila ekscytacji nie jest warta później ciągnących się konsekwencji.
Bardzo pieknie napisane.Pozdrawiam
Być może ładnie, ale czy autor pisze z autopsji ...
Nie wiem ale spodobalo mi sie podsumowanie slowa ''romans''.
Hrefi, tak czytam co piszesz i w sumie nie wiem czy się żalisz czy chwalisz. Według Ciebie ktoś kto nie miał romansu gówno widział i wie. Poza tym przemawia przez Ciebie arogancja i przekonanie do własnych racji. Owszem, ktoś kto nie miał romansu, nie wie jak to jest i ciężko takiej osobie się wczuć w to co przeżywa taka osoba. Z jakimi emocjami, dylematami się boryka. Z tymże u Ciebie tych emocji nie widać, żadnej refleksji. To co o żonie piszesz jest wręcz przerażające. Nie kochasz, nie szanujesz, masz w głębokim poważaniu. Napawasz tym, że ona chce z Tobą być, sypiasz by rozładować napięcie seksualne, zimno myślisz o rozwodzie.
Tu jednak panuje ogólnie przyjęta zasada, przekonanie, że facet kochanki nie szanuje, traktuje przedmiotowo, a jednak wraca do żony, z nią sypia docenia to ciepło domowe itd. Ty przedstawiasz to inaczej. Masz wyrzuty sumienia przed kochanką, że sypiasz z żoną, a nie odwrotnie. Choć chyba każdy wątpi czy Ty w ogóle jakieś uczucia sumienie masz.
Co do karmy, o której tu pisano... osobiście uważam, że to straszenie chorobami to dużo na wyrost. Tzn podejrzewam, że się zabezpieczasz... pomijając kwestie braku higieny. Ale... gdyby żona wiedziała, że sypiasz z nią przeskakując z łóżka do łózka to myślę, że też by cię kopnęła. To jest po prostu obrzydliwe. A wracając do karmy... ona już się zaczęła w momencie kiedy napisałeś tu na forum. Już czujesz, że coś nie tak. Z kochanką nie będziesz, żony nie kochasz, nie szanujesz. Co dalej? Praca, sport, inna kochanka? Żona, jak przejrzy na oczy to sama cię kopnie. I co wtedy? Masz bardzo zaburzony obraz wartości, empatii itd. Wydaje się, że dla Ciebie priorytetem jest ulżenie swoim popendom. Z kochanką fajnie bo bez zobowiązań, a jeszcze w domu żona. Tylko tam już gorzej bo proza życia, obowiązki.
Wasze dzecko ma dopiwro 3,5 roku. Niewiele potrzebowałeś by znależć inną. To nie było małżeństwo wieloletnie z rutyną. Szkoda żony. Daj jej żyć.
Nie dorosłeś do bycia mężem, ojcem... mężczyzną.
I to będzie się za Tobą ciągnąć ... i to jest ta „karma” bo jak stracisz żonę, rodzinę i kochankę to zostaniesz z niczym.
A ja (ze swojego doświadczenia) dodam jeszcze jedną kwestię co do zachowania po romansie - wracający szybko decyduje na kolejne dziecko. Ja tego nie rozumiem, ale tak jest/bywa co też forum potwierdza. Nie ważne czy facet czy kobieta. Co nimi kieruje? Czy odparcie podejrzeń, czy chęć zachowania statusu i odwrócenia uwagi. W końcu co innego bardziej spaja i dowodzi „miłości” niż chęć posiadania wspólnego dziecka?
Nie chciałem dyskutować o mnie a zachowaniu po romansie ogólnie. Ciekawiło mnie jak inni radzą sobie z takim trudnym doświadczeniem.
Romans nie jest czymś czym można by się chwalić. Ja raczej traktuje to jako porażkę malzenstwa i widzę swój błąd przed wielu lat.
Jestem pełen refleksji i emocji. Tylko że dla was emocje to jedno - wyrzuty sumienia. Wydaje mi się, ze część tutaj piszących nie jest wstanie tego zrozumieć że można zdradzać i nie mieć wyrzutów sumienia.
To wam wyjaśnię - nie ma się wyrzutów sumienia gdy jest się zakochanym. Tak jakby w mózgu przestały działać te obszary które są odpowiedzialne że sumienie, empatię.
Z żoną jestem 12 lat a jak doliczyć znajomość przed ślubem to 15.
Moim zdaniem doroslem do wszystkiego co piszesz. Przy czymprzy jednej kobiecie można być mężczyzną, mężem, ojcem. Przy innej nie.
Na koniec najciekawszy wątek - dlaczego ludzie decydują się na dziecko po powrocie. Pewnie jest kilka powodów. Ja dorzucę jeden.
Człowiek kończy romans, rozumie że nie może być z osobą którą kocha. Poddaje się. Nadzieja umiera. A zyc dalej trzeba. Skoro nowej rodziny nie założył to powiększa obecną. Wypełnia lukę po romansie.
Tak jak was czytam to upewniam się że ogromna większość z was to teoretycy. Szkoda , ze nie ma magicznego testu przy zakładaniu konta. Testu który sprawdził by faktycznie osobiste doświadczenia a nie to co się komuś wydaje.
A szkoda bo ludzie, którzy przeszli romans posiadają doświadczenie, którym mogli be się podzielić. Tylko że wydaje mi się, że tacy nie siedzą na Internecie. Swoje przeżyli, jakoś tam dali radę i już nie potrzebują o tym dyskutować.
Hrefi, ale o czym tu dyskutować? Poza tym rezczywiście zdecydowanie więcej tu osób, które zostały zdradzone, więc dla nich taki romans jednoznacznie kojarzy się z wielkim bólem, traumą. Więc twoje bajki o motylkach i braku sumienia działają na co poniektórych jak czerwona płachta na byka...
Niemniej jednak kazda sytuacja jest inna, kazdy człowiek jest inny, ale chyba przede wszystkim to co i jak jest po romansie w największym stopniu zależy od tego czy ten romans się wydał czy nie. Jeżeli tak, w 90% przypadków facet dostaje nagle olśnienia, przypomina mu się że kocha tylko żonę, kochanka z księżnyczki zamienia się w wiedźmę itd. Oczywiście najpierw, jeżeli jeszcze ma nadzieję, że żona tylko się domyśla, a nie że ma dowody i zamierza je wykorzystać w sądzie, to próbuje zrobić z niej wariatkę, że coś sobie ubzdurała, albo że komuś innemu wierzy nie mu, komuś kto chce im zaszkodzić itd. Jezeli natomiast zostanie postawiony przed faktem dokonanym, to będzie bronił własnych 4 liter jak tylko się da. Większość żon da takiemu delikwentowi szansę, chcąc ratować rodzinę, inne pójdą na walkę w sądzie. Niemniej jaki by scenariusz nie był, po czymś takim raczej już się nie tęskni za tym romansem i przestaje się mieć romantyczny jego obraz. Przynajmniej przez jakiś czas, bo jednak jak żona za szybko wybaczy czy nawet będzie zabiegała o powrót niewiernego, to bardziej niż pewne, że on znów zdradzi, tylko nastepnym razem będzie się bardziej pilnował. Inny, który odczuje co może stracić, być może ocknie się, doceni co ma i odechce mu rmansów raz na zawsze. Myślę jednak, że to dotyczy zdecydowanej mniejszośi. Oczywiście osoby które wybaczyły i przyjęły niewiernego małżonka będą szły w zaparte, że teraz jest nawet lepiej itd. Ale co innego mają powiedzieć?
No i kwestia zachowań po romansie, kiedy nie wyszedł on na jaw. Tu chyba wszystko zależy od stopnia zaangażoania i dlaczego skończył. Jeżeli uczucie wypaliło albo seks przestał smakowac, to myślę, że to nie wpływa na zmianę zachowania bo tych motylków po prostu nie ma, nie tęskni za tą drugą osobą, nie myśli o niej. Jezeli facet jest uzalezniony od seksu, adrenaliny to zwyczajnie poszuka sobie innej i tyle. Inna sprawa, kiedy dana osoba się zaangażuje emocjonalnie. Myślę, że nie tylko kobiety cierpią, teślnią, choć rzeczywiscie gorzej im przychodzi odkochanie się, ale też są mniej skłonne zostawić męża, dzieci. Dlatego najczęsciej same konczą romans, który zaczyna je wykańczać psychicznie i poświecają tą „miłość” dla rodziny. Myśle, że część facetów też tak robi. Nawet tu na forum zdarzały przypadki, choć pojedyńcze, kiedy facet nie mógł sobie poradzić z uczuciem do innej kobiety, pomimo, że nie chciał zostawiać żony, rozbijać rodziny. Aby się odkochać trzeba czasu, niekoniecznie druga osoba chce ten czas dawać, nawet jeśli zdradzający rzeczywiście z pełną świadomoscią walczy z uczuciem. I tu moja teoria: póki jesteś zakochany w innej osobie, nie ma szans na odbudowywanie związku. Można się odkochać, ale trzeba czasu i chęci. Często same motyle mijają, a czasem trzeba pomóc je dobić. Wtedy uwierz mi, że zupełnie inaczej zaczyna patrzeć na tą drugą osobę. Co innego zakochanie, fascynacja seksualna, a co innego miłość.
Z tymi siłowniami itd. to raczej w trakcie romansu niż po. No chyba, że ktoś chce poprawić swój wygląd samopoczucie by łatwiej mu było inną wyhaczyć. Ten mój np. zaczął się upijać, choć wcześniej praktycznie nie pił alkoholu, a potem jak wspomniałam, postarał o dziecko. Na dodatek zaczął mnie o to obwiniać, że to przeze mnie, bo go olałam.
No i ostatni przypadek... ludzie zdradzający odchodzą do kochanków, rozwodzą się.
1. 3,5 roku moje, 7 i 10 jej.
Z żoną jestem 12 lat a jak doliczyć znajomość przed ślubem to 15.
Cos mi sie nie zgadza w obliczeniach
Hrefi napisał/a:1. 3,5 roku moje, 7 i 10 jej.
Hrefi napisał/a:Z żoną jestem 12 lat a jak doliczyć znajomość przed ślubem to 15.
Cos mi sie nie zgadza w obliczeniach
To, że jest 12 l po ślubie nie stoi w sprzeczności z tym, że ma 3,5 letnie dziecko. Nie każdy decyduje na nie zaraz po ślubie.
Ciekawsze pytanie, jak długo trwa ten romans?
Hrefi napisał/a:1. 3,5 roku moje, 7 i 10 jej.
Hrefi napisał/a:Z żoną jestem 12 lat a jak doliczyć znajomość przed ślubem to 15.
Cos mi sie nie zgadza w obliczeniach
Przecież można być 12 lat po ślubie i mieć 3,5 letnie dziecko. Co w tym dziwnego?
Kochanka w swoim małżeństwie ma 7 i 10letnie.
Ja byłam zdradzona raz, lata temu, zdradziłam również plus miałam romans z zajętym facetem.
Te zdrady, mimo, że to był jednorazowy seks, to w obu przypadkach zakończyły związki (zawsze dobrze na tym wychodziłam bo to był sygnał, że związek ma się ku końcowi).
Romans to zupełnie inna skala. Romans jest świadomym, długotrwałym (a nie chwilowym jak zwykła zdrada) przemeblowaniem uczuć i rzeczywistości, często wiąże się z silnymi uczuciami i wcale niekoniecznie chwilowymi, które jak endorfiny opadną to się skończą. Często romans jest po prostu nową miłością, a przypadku lipnych małżeństw szansą na ponowne szczęscie. Ja nigdy nie będę oceniać zdradzanych albo zdradzających. Każda sytuacja jest inna, nie można generalizować. Tak naprawdę nie ma recept co zrobić w sytuacji romansu- każda osoba musi podjąć decyzje wg. własnego sumienia, sumy swoich doświadczeń, sił psychicznych, swoich możliwości. Jednych kłamstwa i życie na dwa fronty wyniszczają, innym dodają skrzydeł. Co do Twojego przypadku nie mogę specjalnie się wypowiedzieć ponieważ nigdy nie byłam w 15 letnim związku i zwyczajnie nie wiem jak to jest i co bym zrobila mając taki staż i dziecko.
78 2018-03-24 11:24:00 Ostatnio edytowany przez KajkaKa (2018-03-24 11:37:48)
Hrefi, ja wiem, co Cię trapi i po co założyłeś ten wątek.
Ciebie boli to, że jak zakończy się Twój romans to Ty pozostaniesz cierpiący w nieudanym związku z niekochaną żoną, a Twoja kochanka odbuduje swoje małżeństwo i będzie jeszcze szczęśliwa. To spędza Twój sen z powiek i dlatego tak martwisz się, że kobiety po romansie dochodzą do siebie inaczej.
To akurat bzdura. Nie zależy to na pewno od płci. Zależy to od osobowości, od tego, jak bardzo osoba zaangażowała się w romans oraz od tego, jakie relacje panowały w realnym związku (czasem związek/partner jest w sumie ok, tylko powiało nudą, i wtedy pewnie łatwiej po szaleństwach wrócić do tego, co było, odbudować relacje).
To jak Twoja kochanka przejdzie Wasz ewentualny koniec romansu zależy od mieszanki tych czynników.
Czy nie ma karmy? Na czym ona polega?
Moim zdaniem doświadczasz jej właśnie. Nieodwracalnie zniszczyłeś swój związek, zniszczyłeś rodzinę swojego dziecka (to że nie odszedłeś od jego matki naprawdę nie znaczy, że nie niszczysz mu życia; dziecko uczy się życia od Was, czerpie nie tylko z miłości Waszej do niego, ale też z miłości, relacji Waszej; te braki, deficyty Waszej rodziny będzie odbierało coraz dotkliwiej, bo też coraz więcej będzie rozumieć, to w przyszłości będą również jego deficyty, które różnie się przełożą na jego osobowość). A jednocześnie nie stworzyłeś przecież niczego trwałego, wyjątkowego z kochanką. W tej relacji też nie zaznałeś szczęścia... no może chwilowej euforii... Wiesz, że ta namiastka musi Ci wystarczyć, bo nie uda się Wam połączyć Waszych światów, bo zostając z nią, przyjdzie Ci wychowywać nie swoje dzieci, bo stracisz prawo do codziennego obserwowania, jak dorasta Twoje własne dziecko. To właśnie jest ta karma.
I ja myślę, że porównanie z narkotykami jest dobre. Może i coś szwankuje w naszym życiu, ale wtedy zawsze mamy wybór. Możemy próbować naprawiać. Jeśli zamiast tego bierzemy działkę, tak naprawdę idziemy na łatwiznę. Przez chwile jest euforia, ale później okazuje się, że jest ona iluzją, a powrót do rzeczywistości już nie jest możliwy. Mimo to dla tej iluzji niszczymy konsekwentnie to, co jeszcze zostało.
A dało się inaczej?
Dało.
Jeśli dziecko ma 3,5 roku to chyba jeszcze nie tak dawno byłeś z żoną szczęśliwy... skoro zdecydowałeś się na dziecko. Skoro Wasze małżeństwo trwało tyle lat, i to wiele lat bez dziecka, to znaczy że coś Was razem trzymało. Nagle okazała się jędzą, że musiałeś sobie znaleźć sobie kochankę?
Jesteś przegranym... ale na własnych zasadach i po własnych decyzjach.
Największym przegranym jest Twoje dziecko i to - wierz mi - niezależnie czy pozostaniesz z jego matką, czy od niej odejdziesz.
Przegraną jest Twoja żona. Może nie chce przyjąć do siebie pewnych faktów, może też za wszelką cenę chce zachować dla Waszego dziecka tą iluzoryczną rodzinę.
Przegranymi są też wszyscy pozostali po tej drugiej stronie. W tym dwa młodziutkie istnienia, których matka jest egoistką.
I powiedz jeszcze raz, że KARMY nie ma, że to tylko mrzonki.
Tak jak was czytam to upewniam się że ogromna większość z was to teoretycy. Szkoda , ze nie ma magicznego testu przy zakładaniu konta. Testu który sprawdził by faktycznie osobiste doświadczenia a nie to co się komuś wydaje.
A szkoda bo ludzie, którzy przeszli romans posiadają doświadczenie, którym mogli be się podzielić. Tylko że wydaje mi się, że tacy nie siedzą na Internecie. Swoje przeżyli, jakoś tam dali radę i już nie potrzebują o tym dyskutować.
Hrefi,
napisałeś, że romans nie jest czymś, czym można by się chwalić i że traktujesz, to jako porażkę małżeństwa i widzisz swój błąd sprzed wielu lat.
Jednocześnie szukasz kogoś, kto przeszedł przez to i mógłby się podzielić z tobą doświadczeniem, jak sobie poradzić po.
W większości ludzie, którzy tu piszą mają doświadczenie i to, co ty musiałeś przerobić w praktyce, żeby zrozumieć, oni już pojęli na etapie teorii. Sęk w tym, że cie nie głaszczą po główce i ci to nie odpowiada. Szary ci powiedział - nie umiałeś iść na całość.
Zasłaniasz się teraz dzieckiem, żeby jakoś poradzić sobie samemu z tym dziadostwem, które zafundowałeś sobie i najbliższym, bo ci się wyłączyły pewne "obszary w mózgu". Forumowicze znają te obszary w mózgu, z którymi ty sobie nie radzisz. Pora dorosnąć - proces bolesny i długi. Może ci się kiedyś uda. Życzę powodzenia.
80 2018-03-25 12:58:19 Ostatnio edytowany przez authority (2018-03-25 13:09:33)
Sponiewierany napisał/a:No dobrze, ale zdradzaczy powinno się utylizować.
A poza tym, co się stało z Twoją kochanką? Nadal z nią jesteś?Nie powinno się utylizować. Nie powielaj tego stwierdzenia. Nikt nie dopuszcza się zdrady bez przyczyny. Obie strony są winne.
Moja kochanka męczy się w swoim związku podobnie jak jak i próbuje poukładać sobie życie oraz nasz romans. Tak, dalej się spotykamy.
ty jestes gnidą w stosunku do żony nie kochanka a ona gnidą w stosunku do swojego męża. I powiem ci więcej ty nie kochasz swojego dziecka a boli cię fakt iż stracisz przed kolegami szacunek iż swoim paranoicznym mniemaniu będziesz przegranym gdy stracisz dziecko.
Abstrahując od tego, kto jest winny, dlaczego doszło do romansu itd... Obrzydzasz mnie Hrefi jednym - tym nie myciem się po dymaniu kochanki i braniu sieza żonę. To już nawet nie jest brak szacunku, to jest coś o wiele gorszego. To nie jest bezmyślność i głupota. To jest świadome zachowanie. Ciebie to kręci, taki jesteś w swoich własnych oczach jurny samiec. Narażasz żonę, matkę swojego dziecka, na choroby, na paskudne infekcje. Całkowicie bez wyrzutów sumienia. Z dumą piszesz o tym na forum. OBRZYDLIWE.
Abstrahując od tego, kto jest winny, dlaczego doszło do romansu itd... Obrzydzasz mnie Hrefi jednym - tym nie myciem się po dymaniu kochanki i braniu sieza żonę. To już nawet nie jest brak szacunku, to jest coś o wiele gorszego. To nie jest bezmyślność i głupota. To jest świadome zachowanie. Ciebie to kręci, taki jesteś w swoich własnych oczach jurny samiec. Narażasz żonę, matkę swojego dziecka, na choroby, na paskudne infekcje. Całkowicie bez wyrzutów sumienia. Z dumą piszesz o tym na forum. OBRZYDLIWE.
naraża także swoje dziecko, z matki na dziecko bardzo łatwo przenieść wirusy, chociazby przez ślinę. Poza tym autor najpierw pisze, ze z żoną uprawia seks, żeby rozładowac popęd seksualny, a potem, ze zaraz po pieprzeniu się z kochanką uprawia sex z żoną. Tak jak już wcześniej pisałam facet własnie poprzez to, ze naraża swoją rodzinę na choroby powinien dostać bardzo bolesną i mająca dla niego ogromne konsekwencje karę. Prędzej czy później wody w dupcie mu się naleje, szkoda tylko, ze przy okazji muszą cierpieć niewinne osoby.
83 2018-03-25 15:51:12 Ostatnio edytowany przez katarine93 (2018-03-25 15:52:15)
Hrefi napisał/a:Doom napisał/a:który przyznał się, że nawet nie umyje jaj po wizycie u kochanki i zabiera się za żonę.
Doom - kobietom na forum to ty możesz ściemniać, żebyś tak nie dał rady jak wyżej. Ale między nami facetami to taki kit nie przejdzie. Daj spokój, nie graj bardziej świętego od papieża. Poza tym takie coś zdarzyło mi się z dwa razy.
Inna kwestia, że mam wrażenie, że niektórzy z was to teoretycy i nigdy romansu nie mieli. Myślicie, że pójście do łózka jednego dnia albo nawet jednej nocy z żoną i kochanką to coś dziwnego w romansie ?
Nikomu ściemniać nic nie muszę. Cui bono? To anonimowe forum. Po drugie nie ma, żadnego "między nami facetami.." ty nie kwalifikujesz się do tej kategorii "facetów" - jesteś zwykłą kłamliwą i tchórzliwą pi*dą i/lub prowokatorem. Kończę z tobą pajacu. Niepojęte, że w ogóle mogłem marnować na ciebie czas...
Dobrze powiedziane. Na miano "faceta" trzeba sobie zasłużyć, ty doskonale zasłużyłeś najwyżej na miano gnidy, jak cię tu już wielokrotnie nazwano. Poza tym nie mierz innych swoją nędzną miarą.
Romanse się zdarzają, racja. Ale...
Raz, że nie masz żadnego szacunku do żony, ŻAD-NE-GO. Nie mam pojęcia, co ona takiego ci zrobiła. Masz do niej żal po prostu o to, że jest czy o coś więcej? Może wytłumaczysz. Zastanawiam się tylko jak to możliwe, skoro tyle lat byliście bezdzietnym, zdaje się szczęśliwym małżeństwem (skoro zdecydowaliście się powiększyć rodzinę), niedawno pojawiło się dziecko i magicznie zniknął szacunek do żony? Czemu nie rozstaliście się wcześniej? Czegoś tu nie rozumiem.
Dwa, z żoną pełny, normalny związek cię już nie interesuje, no ale w sumie z kochanką to też nie, bo nie chciałoby ci się wychowywać cudzych dzieci. Ty wiesz w ogóle czego chcesz? Nie da się całe życie bzykać bez zobowiązań, trochę tu, trochę tam, a może jeszcze gdzieś indziej, sorry.
Trzy, nie masz żadnych wyrzutów sumienia, zdradzasz z premedytacją, bez skrupułów i mam wrażenie, że bawi cię cała sytuacja (chociażby seks z żoną bezpośrednio po dupczeniu kochanki).
O tym, że niszczysz życie kilku osobom, w tym swojego dziecka, nie będę wspominać, bo to oczywiste.
Po romasie, szczególnie kiedy był długotrwały, z zaangażowaniem emocjonalnym, wszyscy wokół tracą/cierią, nawet jeśli o nim nie wiedzą. Szczególnie, kiedy są jeszcze dzieci. Tu już nie ma dobrych roziązań, tylko złe i gorsze. No chyba, że ktoś romansem wyrwał z patologii.
Każdy zdradzający staje się egoistą. O ile wcześniej nie był. Nawet jak romans wyda to i tak myśli tylko o sobie i robi wszystko by spaść na 4 łapy. W zależności gdzie bardziej może stracić, tam bardziej stara. Albo druga osoba mu uwierzy albo nie. Zdrajca to jednak kłamca. I tyle w temacie. Takiej osobie nie można ufać do końca już nigdy.
Ten przypadek dobitnie pokazuje gdzie zdradzający ma żonę.. ale też kochankę, bo sam powiedział, że jej dzieci nie będzie wychowywał. Choć ona nie jest tym zainteresowana więc nie wiadomo czy tylko tak mówi, czy to kwestia tego, że i tak na to nie ma szans, że ona odejdzie od męża.
Podejrzewam jednak, że gdyby nawet to to „zakochanie” by nie wystarczyło.
No i teraz lipa... bo autor z poczucia, że jest „bogiem” seksu i nie wiem czym jeszcze, mając kochankę która podbudowuje mu ego i żonę która żebrze o jego uczucia.. nagle może zostać z niczym. No jak? Jak sobie z tym poradzić? Jesteś na fali i zostajesz po romansie z żoną, którą nawet nie tyle, że nie kochasz, co nawet nie szanujesz.... jak żyć?
Powtórzę to co napiałam wcześniej, autor nie dorósł do bycia mężem, ojcem... mężczyzą. Tu i tak wszyscy przegrani, ale im szybciej żona to zrozumie, tym lepiej dla niej... z kim ma do czynienia...
Mój systematycznie zdradzający znajomy wychodzi z założenia, że ... czego oczy nie widzą, sercu nie żal. Poza zdradą jest angażującym się w sprawy rodzinne ojcem i mężem. Dla żony i dzieci jest dobry, pomocny, wspierający ... On nie widzi problemu w tym co robi.
Mój systematycznie zdradzający znajomy wychodzi z założenia, że ... czego oczy nie widzą, sercu nie żal. Poza zdradą jest angażującym się w sprawy rodzinne ojcem i mężem. Dla żony i dzieci jest dobry, pomocny, wspierający ... On nie widzi problemu w tym co robi.
A angażuje sie emocjonalnie w relacje z kochankami/ kochanką? Jeżeli to tylko seks, a kochanki traktuje jak zabaweczki to jestem w stanie uwierzyć, że to się nie odbija na jego małżeństwie. Oczywiście nie odbije sie do czasu kiedy żona sie dowie, albo on będzie przedkładał relację z kochanką, nad relacje z żoną i dziećmi.
Zaznaczam, jestem w stanie uwierzyć, że to nie wpływa na jego małżeństwo, ale nie akceptuję tego typu zachowań, zdrada to zdrada.
Mój systematycznie zdradzający znajomy wychodzi z założenia, że ... czego oczy nie widzą, sercu nie żal. Poza zdradą jest angażującym się w sprawy rodzinne ojcem i mężem. Dla żony i dzieci jest dobry, pomocny, wspierający ... On nie widzi problemu w tym co robi.
Jestem to wstanie sobie wyobrazić ale wówczas gdy twój znajomy nie angażuje się emocjonalnie. Wówczas faktycznie nie będzie to miało większego wpływu na jego zachowanie w małżeństwie.
Jeśli się zakocha to nie ma bata - ulegnie zmianie. Oddzieli się od żony i rodziny. Przestawnie być kochającym mężem, może uda mu się być dalej obowiązkowym ojcem. Inaczej moim zdaniem się nie da.
Abstrahując od tego, kto jest winny, dlaczego doszło do romansu itd... Obrzydzasz mnie Hrefi jednym - tym nie myciem się po dymaniu kochanki i braniu sieza żonę. To już nawet nie jest brak szacunku, to jest coś o wiele gorszego. To nie jest bezmyślność i głupota. To jest świadome zachowanie. Ciebie to kręci, taki jesteś w swoich własnych oczach jurny samiec. Narażasz żonę, matkę swojego dziecka, na choroby, na paskudne infekcje. Całkowicie bez wyrzutów sumienia. Z dumą piszesz o tym na forum. OBRZYDLIWE.
Spokojnie, z tym nie myciem się. Zdążyło mi się z 2 razy i to było nawet podniecające. Przecież nie zrobiłem tego, dlatego że mam problemy z higieną. Wzburzyło was to bo być może pierwszy na forum o tym napisałem. Uwierzcie mi, nie tylko ja tak zrobiłem. Czytałem wypowiedzi kobiet, że zdarzyło im się nie mieć czasu umyć po przyjściu od kochanka bo mąż się od razu brał jak do domu wróciła.
Ja wiem, ze dla wielu z was kochanka to synonim prostytutki ale prawda jest zupełnie inna. Kochanka to taka sama kobieta jak każda inna. Wasz urągający brak szacunku do zdradzających kobiet nie ma wpływu na rzeczywistość. Często jest czyjąś żoną, matką. Często to osoba, którą się zna np. z pracy albo z kręgu znajomych od wielu lat. Kochankę zna się dobrze. To nie jest obca anonimowa kobieta, jak niektórzy by chcieli. Oj nie.
Szansa na złapanie jakieś choroby od kochanki z którą ma się długi romans istnieje tylko w waszych nienawistnych głowach.
Dobrze powiedziane. Na miano "faceta" trzeba sobie zasłużyć, ty doskonale zasłużyłeś najwyżej na miano gnidy, jak cię tu już wielokrotnie nazwano. Poza tym nie mierz innych swoją nędzną miarą.
Romanse się zdarzają, racja. Ale...
Raz, że nie masz żadnego szacunku do żony, ŻAD-NE-GO. Nie mam pojęcia, co ona takiego ci zrobiła. Masz do niej żal po prostu o to, że jest czy o coś więcej? Może wytłumaczysz. Zastanawiam się tylko jak to możliwe, skoro tyle lat byliście bezdzietnym, zdaje się szczęśliwym małżeństwem (skoro zdecydowaliście się powiększyć rodzinę), niedawno pojawiło się dziecko i magicznie zniknął szacunek do żony? Czemu nie rozstaliście się wcześniej? Czegoś tu nie rozumiem.
Dwa, z żoną pełny, normalny związek cię już nie interesuje, no ale w sumie z kochanką to też nie, bo nie chciałoby ci się wychowywać cudzych dzieci. Ty wiesz w ogóle czego chcesz? Nie da się całe życie bzykać bez zobowiązań, trochę tu, trochę tam, a może jeszcze gdzieś indziej, sorry.
Trzy, nie masz żadnych wyrzutów sumienia, zdradzasz z premedytacją, bez skrupułów i mam wrażenie, że bawi cię cała sytuacja (chociażby seks z żoną bezpośrednio po dupczeniu kochanki).
O tym, że niszczysz życie kilku osobom, w tym swojego dziecka, nie będę wspominać, bo to oczywiste.
Pomimo, że mnie obrażasz co stawia Cię automatycznie w złym świetle to odpowiem na twoje pytania, ponieważ czuję się moralnie lepszy teraz od Ciebie. Ja nikogo nie obrażam.
1. "Masz do niej żal po prostu o to, że jest czy o coś więcej? Może wytłumaczysz." - Na początku romansu, będąc bardzo mocno zakochany, faktycznie żona denerwowała mnie samym swoim istnieniem. Chciałem aby zniknęła. Do żony mam żal o mnóstwo rzeczy a biorą się one zwyczajnie z niedopasowania charakterów.
2. "Czemu nie rozstaliście się wcześniej? Czegoś tu nie rozumiem." - Z wygodnictwa. Brakowało mi powodu aby odejść. Takiego kopa. Nie było cudownie, ale tragicznie też nie. Zakochana we mnie żona nie dawała mi powodów do kłótni, ustępowała we wszystkim. Nie miałem powodów odejść.
3. "Trzy, nie masz żadnych wyrzutów sumienia, zdradzasz z premedytacją, bez skrupułów i mam wrażenie, że bawi cię cała sytuacja (chociażby seks z żoną bezpośrednio po dupczeniu kochanki)" - znów ten brak szacunku do kochanki - "dupczenie" ? Po kochaniu się z kochanką ! Reszta się zgadza oprócz zabawy. Zaangażowanie emocjonalne to nie zabawa. Więcej w tym bólu niż zabawy.
Hrefi, ja wiem, co Cię trapi i po co założyłeś ten wątek.
Ciebie boli to, że jak zakończy się Twój romans to Ty pozostaniesz cierpiący w nieudanym związku z niekochaną żoną, a Twoja kochanka odbuduje swoje małżeństwo i będzie jeszcze szczęśliwa. To spędza Twój sen z powiek i dlatego tak martwisz się, że kobiety po romansie dochodzą do siebie inaczej.
To akurat bzdura. Nie zależy to na pewno od płci. Zależy to od osobowości, od tego, jak bardzo osoba zaangażowała się w romans oraz od tego, jakie relacje panowały w realnym związku (czasem związek/partner jest w sumie ok, tylko powiało nudą, i wtedy pewnie łatwiej po szaleństwach wrócić do tego, co było, odbudować relacje).
To jak Twoja kochanka przejdzie Wasz ewentualny koniec romansu zależy od mieszanki tych czynników.
Masz rację. Wstydzę się tego uczucia. Wydaje mi się ono być takim prymitywnym i strasznie egoistycznym. Musze się go wyzbyć.
Czy nie ma karmy? Na czym ona polega?
Moim zdaniem doświadczasz jej właśnie. Nieodwracalnie zniszczyłeś swój związek, zniszczyłeś rodzinę swojego dziecka (to że nie odszedłeś od jego matki naprawdę nie znaczy, że nie niszczysz mu życia; dziecko uczy się życia od Was, czerpie nie tylko z miłości Waszej do niego, ale też z miłości, relacji Waszej; te braki, deficyty Waszej rodziny będzie odbierało coraz dotkliwiej, bo też coraz więcej będzie rozumieć, to w przyszłości będą również jego deficyty, które różnie się przełożą na jego osobowość).
Tak, jasne. Bo jak odejdę od żony to dziecko "deficytów" mieć nie będzie.
A jednocześnie nie stworzyłeś przecież niczego trwałego, wyjątkowego z kochanką. W tej relacji też nie zaznałeś szczęścia... no może chwilowej euforii... Wiesz, że ta namiastka musi Ci wystarczyć, bo nie uda się Wam połączyć Waszych światów, bo zostając z nią, przyjdzie Ci wychowywać nie swoje dzieci, bo stracisz prawo do codziennego obserwowania, jak dorasta Twoje własne dziecko. To właśnie jest ta karma.
Zgadzam się z tym co wyżej. Jeśli możemy to nazwać karmą to OK, spotkała mnie karma i faktycznie nie jest to przyjemne.
ja myślę, że porównanie z narkotykami jest dobre. Może i coś szwankuje w naszym życiu, ale wtedy zawsze mamy wybór. Możemy próbować naprawiać. Jeśli zamiast tego bierzemy działkę, tak naprawdę idziemy na łatwiznę. Przez chwile jest euforia, ale później okazuje się, że jest ona iluzją, a powrót do rzeczywistości już nie jest możliwy. Mimo to dla tej iluzji niszczymy konsekwentnie to, co jeszcze zostało.
A dało się inaczej?
Dało.
Jeśli dziecko ma 3,5 roku to chyba jeszcze nie tak dawno byłeś z żoną szczęśliwy... skoro zdecydowałeś się na dziecko. Skoro Wasze małżeństwo trwało tyle lat, i to wiele lat bez dziecka, to znaczy że coś Was razem trzymało. Nagle okazała się jędzą, że musiałeś sobie znaleźć sobie kochankę?
Zdecydowaliśmy się, na dziecko bo lata lecą, zwłaszcza kobietom. Nam obojgu bliżej 40stki niż 30stki. Założenie, że trzeba tworzyć szczęśliwe i kochające się małżeństwo aby decydować się na dziecko jest słuszne ale to nie jest warunek konieczny. Kobiety zresztą dobrze o tym wiedzą. Moją żonę mógłbym określić różnie ale nie to, że jest jędzą. Ma spokojny charakter.
Kochanka się pojawiła bo:
1. Nie kocham zony.
2. Posiada wszystkie te cechy charakteru, które w żonie mi brakuje.
3. Zakochałem się (ale może to na skutek punktu 2).
Jesteś przegranym... ale na własnych zasadach i po własnych decyzjach.
Największym przegranym jest Twoje dziecko i to - wierz mi - niezależnie czy pozostaniesz z jego matką, czy od niej odejdziesz.
Przegraną jest Twoja żona. Może nie chce przyjąć do siebie pewnych faktów, może też za wszelką cenę chce zachować dla Waszego dziecka tą iluzoryczną rodzinę.
Przegranymi są też wszyscy pozostali po tej drugiej stronie. W tym dwa młodziutkie istnienia, których matka jest egoistką.I powiedz jeszcze raz, że KARMY nie ma, że to tylko mrzonki.
Ja się tak szybko nie skreślę. Zobaczymy za parę lat jak się to wszystko ułoży. Sam jestem ciekaw.
KajkaKa napisał/a:Hrefi, ja wiem, co Cię trapi i po co założyłeś ten wątek.
Ciebie boli to, że jak zakończy się Twój romans to Ty pozostaniesz cierpiący w nieudanym związku z niekochaną żoną, a Twoja kochanka odbuduje swoje małżeństwo i będzie jeszcze szczęśliwa. To spędza Twój sen z powiek i dlatego tak martwisz się, że kobiety po romansie dochodzą do siebie inaczej.
To akurat bzdura. Nie zależy to na pewno od płci. Zależy to od osobowości, od tego, jak bardzo osoba zaangażowała się w romans oraz od tego, jakie relacje panowały w realnym związku (czasem związek/partner jest w sumie ok, tylko powiało nudą, i wtedy pewnie łatwiej po szaleństwach wrócić do tego, co było, odbudować relacje).
To jak Twoja kochanka przejdzie Wasz ewentualny koniec romansu zależy od mieszanki tych czynników.
Masz rację. Wstydzę się tego uczucia. Wydaje mi się ono być takim prymitywnym i strasznie egoistycznym. Musze się go wyzbyć.
KajkaKa napisał/a:Czy nie ma karmy? Na czym ona polega?
Moim zdaniem doświadczasz jej właśnie. Nieodwracalnie zniszczyłeś swój związek, zniszczyłeś rodzinę swojego dziecka (to że nie odszedłeś od jego matki naprawdę nie znaczy, że nie niszczysz mu życia; dziecko uczy się życia od Was, czerpie nie tylko z miłości Waszej do niego, ale też z miłości, relacji Waszej; te braki, deficyty Waszej rodziny będzie odbierało coraz dotkliwiej, bo też coraz więcej będzie rozumieć, to w przyszłości będą również jego deficyty, które różnie się przełożą na jego osobowość).Tak, jasne. Bo jak odejdę od żony to dziecko "deficytów" mieć nie będzie.
KajkaKa napisał/a:A jednocześnie nie stworzyłeś przecież niczego trwałego, wyjątkowego z kochanką. W tej relacji też nie zaznałeś szczęścia... no może chwilowej euforii... Wiesz, że ta namiastka musi Ci wystarczyć, bo nie uda się Wam połączyć Waszych światów, bo zostając z nią, przyjdzie Ci wychowywać nie swoje dzieci, bo stracisz prawo do codziennego obserwowania, jak dorasta Twoje własne dziecko. To właśnie jest ta karma.
Zgadzam się z tym co wyżej. Jeśli możemy to nazwać karmą to OK, spotkała mnie karma i faktycznie nie jest to przyjemne.
KajkaKa napisał/a:ja myślę, że porównanie z narkotykami jest dobre. Może i coś szwankuje w naszym życiu, ale wtedy zawsze mamy wybór. Możemy próbować naprawiać. Jeśli zamiast tego bierzemy działkę, tak naprawdę idziemy na łatwiznę. Przez chwile jest euforia, ale później okazuje się, że jest ona iluzją, a powrót do rzeczywistości już nie jest możliwy. Mimo to dla tej iluzji niszczymy konsekwentnie to, co jeszcze zostało.
A dało się inaczej?
Dało.
Jeśli dziecko ma 3,5 roku to chyba jeszcze nie tak dawno byłeś z żoną szczęśliwy... skoro zdecydowałeś się na dziecko. Skoro Wasze małżeństwo trwało tyle lat, i to wiele lat bez dziecka, to znaczy że coś Was razem trzymało. Nagle okazała się jędzą, że musiałeś sobie znaleźć sobie kochankę?Zdecydowaliśmy się, na dziecko bo lata lecą, zwłaszcza kobietom. Nam obojgu bliżej 40stki niż 30stki. Założenie, że trzeba tworzyć szczęśliwe i kochające się małżeństwo aby decydować się na dziecko jest słuszne ale to nie jest warunek konieczny. Kobiety zresztą dobrze o tym wiedzą. Moją żonę mógłbym określić różnie ale nie to, że jest jędzą. Ma spokojny charakter.
Kochanka się pojawiła bo:
1. Nie kocham zony.
2. Posiada wszystkie te cechy charakteru, które w żonie mi brakuje.
3. Zakochałem się (ale może to na skutek punktu 2).KajkaKa napisał/a:Jesteś przegranym... ale na własnych zasadach i po własnych decyzjach.
Największym przegranym jest Twoje dziecko i to - wierz mi - niezależnie czy pozostaniesz z jego matką, czy od niej odejdziesz.
Przegraną jest Twoja żona. Może nie chce przyjąć do siebie pewnych faktów, może też za wszelką cenę chce zachować dla Waszego dziecka tą iluzoryczną rodzinę.
Przegranymi są też wszyscy pozostali po tej drugiej stronie. W tym dwa młodziutkie istnienia, których matka jest egoistką.I powiedz jeszcze raz, że KARMY nie ma, że to tylko mrzonki.
Ja się tak szybko nie skreślę. Zobaczymy za parę lat jak się to wszystko ułoży. Sam jestem ciekaw.
Hrefi, mimo wszystko to przykre, że wstydzisz się uczucia żalu, że kochanka ułoży sobie życie z mężem, dostrzegasz w tym egoizm, a nie wstydzisz się i nie masz wyrzutów sumienia w stosunku do własnej żony.
Napisałeś tu na forum jednocześnie broniąc siebie, swojej postawy, zarzucając oceniającym, że sami nie przeżyli, że nie rozumieją, że oceniają czarno-biało.
Na to mogę tylko powiedzieć... cóż... jeżeli 3 osoby mówią ci, że pada deszcz, weź jednak parasol.
A tu nie trzy osoby się wypowiedziały. Było ich znacznie więcej. Owszem ton różny (każdy ma inny temperament, inne też własne doświadczenia), ale wymowa w zasadzie ta sama. Przyszło Ci do głowy, że może jednak to Ty się mylisz, może jednak Twoja postawa, zachowanie, traktowanie żony zasługuje na taką a nie inną ocenę?
Moim zdaniem to nie dziecko powstrzymuje Cię przed odejściem. Gdyby Twoja kochanka była wolną kobietą bez zobowiązań, gdyby sama była chętna odejść od męża, nie zawahałbyś się ani chwili.
Nie odchodzisz, bo w zasadzie nie masz dokąd, nie masz po co. Nikt na Ciebie nie czeka. A w małżeństwie jednak zapewne Ci wygodnie.
To wszystko, co piszesz o sobie, to Twoje płynięcie z nurtem rzeki, wieloletni związek bez sensu, decyzja o dziecku w tym związku... Ta bezwolność, bezrefleksyjność... a jednocześnie nieumiejętność powiedzenia sobie: Tak jestem dupkiem, zachowuje się jak skończona świnia.
Wierz mi, czytając to, co piszesz, widząc Twoją postawę, bardzo trudno nie poczuć obrzydzenia. Bardzo też trudno rozmawiać z Tobą jak z człowiekiem godnym (pomimo wszystko) szacunku.
Zapominasz, że jesteś kreatorem swojego życia.
Po pierwsze, po co tkwiłeś w związku, który nie był satysfakcjonujący?
Po drugie, po co decydowałeś się na dziecko w takim związku?
Po trzecie, zakochanie to też decyzja. Zanim przyjdzie, po momencie, gdy ktoś nam się spodoba, mamy jeszcze czas, wybór, czy podsycać to, aranżować spotkania, angażować się...
Po czwarte, zawsze masz wybór. Skoro nie kochasz żony, powiedz jej o swojej kochance, niech kobieta ma wybór. Jeśli powie Ci "zostaję, bo Cię kocham" OK. Póki co jest nieświadoma swojej sytuacji. Bo podejrzewać zdradę to co innego niż wiedzieć, niż mieć pewność. Bardzo ją krzywdzisz nie dając jej wyboru. Ma prawo wiedzieć, ma prawo szukać kogoś, kto szczerze ją pokocha.
Dziecko tak czy siak będzie miało deficyty. Oczywiście. Przecież tak właśnie napisałam. Rozejrzyj się. Każdy dorosły człowiek powie Ci, czy małżeństwo jego rodziców było szczęśliwe, czy się kochali i szanowali. Bo nawet dziecko to wie i czuje. Dzisiejsi dorośli to ludzie, którzy w większości nie pochodzą z rozbitych domów, bo rozwody jeszcze nie były w modzie. Skąd więc tyle ludzie z rozmaitymi problemami emocjonalnymi, niedowartościowani, nieumiejący stworzyć normalnych związków?
Bo może nie chodzi o to, by dziecko miało pełną rodzinę. Chodzi o jakość tej rodziny. A jaką rodzinę Ty stworzyłeś dla swojego dziecka? Za to też nie czujesz się odpowiedzialny?
Zobaczymy za parę lat jak to się ułoży?
Czyli co? Dalej płyniemy z prądem...?
To nie ślepy los zdecyduje. To Twoje decyzje lub ich brak sprawią, że Twoje życie, ale też życie Twojego dziecka, Twojej żony będzie wyglądało tak a nie inaczej.
Poczuj się za to odpowiedzialny. Bo jesteś i będziesz za to odpowiedzialny.
Współczułbym ci. Bo pomimo tego, że jesteś z dwoma kobietami, to tak naprawdę jesteś sam. Żonę odtrącasz, wręcz poniżasz (bo sam przyznajesz, że uprawianie z nią seksu zaraz po kochance, to dla ciebie przyjemna perwersja). Jej szczęście nie obchodzi cię tak bardzo, że nigdy nie pozwolisz jej znowu być pokochaną przez innego, z powodu własnej wygody (zasłanianie się dobrem dziecka nie jest żadnym usprawiedliwieniem w twoim wypadku). Z drugiej strony kochanka - jak twierdzisz kochasz ją, ale jak wygląda ta miłość? Nigdy nie będziecie mieć wspólnych dzieci. Nigdy nie spędzicie razem świąt. Nigdy nie będzie razem kupować mebli do mieszkania. A jak już będzie za starzy na wypady do hoteli, to rozejdziecie się i nie spędzicie razem starości. Poza tym ty też musisz się z nią dzielić. Myślałeś czy może całując się kiedyś z tobą, nie robiła wcześniej loda mężowi? Skoro tak ją kochasz to czujesz zazdrość i wrogość do jej męża? Tylko nie próbuj mówić, że kochanka z mężem sypiają już w osobnych łóżkach, na takie wałki się nie łapiemy.
To musi być cholernie frustrujące uczucie, kiedy masz wszystko, ale tak naprawdę nie masz nic. Współczułbym ci, ale masz wszystko na własne życzenie i niczego nie chcesz zmieniać. Więc nierób z siebie męczennika, bo sam sobie na wszystko zapracowujesz.
Współczułbym ci. Bo pomimo tego, że jesteś z dwoma kobietami, to tak naprawdę jesteś sam. Żonę odtrącasz, wręcz poniżasz (bo sam przyznajesz, że uprawianie z nią seksu zaraz po kochance, to dla ciebie przyjemna perwersja). Jej szczęście nie obchodzi cię tak bardzo, że nigdy nie pozwolisz jej znowu być pokochaną przez innego, z powodu własnej wygody (zasłanianie się dobrem dziecka nie jest żadnym usprawiedliwieniem w twoim wypadku). Z drugiej strony kochanka - jak twierdzisz kochasz ją, ale jak wygląda ta miłość? Nigdy nie będziecie mieć wspólnych dzieci. Nigdy nie spędzicie razem świąt. Nigdy nie będzie razem kupować mebli do mieszkania. A jak już będzie za starzy na wypady do hoteli, to rozejdziecie się i nie spędzicie razem starości. Poza tym ty też musisz się z nią dzielić. Myślałeś czy może całując się kiedyś z tobą, nie robiła wcześniej loda mężowi? Skoro tak ją kochasz to czujesz zazdrość i wrogość do jej męża? Tylko nie próbuj mówić, że kochanka z mężem sypiają już w osobnych łóżkach, na takie wałki się nie łapiemy.
To musi być cholernie frustrujące uczucie, kiedy masz wszystko, ale tak naprawdę nie masz nic. Współczułbym ci, ale masz wszystko na własne życzenie i niczego nie chcesz zmieniać. Więc nierób z siebie męczennika, bo sam sobie na wszystko zapracowujesz.
Twój tekst mnie przerazil bo jest prawdziwy. Chciałem jedynie skomentować dwa stwierdzenia.
Seks kochanki z mężem - nie ukrywamy przed sobą że sypiamy że swoimi partnerami. Zapewne zdarzyło się, że robiła mężowi loda a później była ze mną. Pewnie zdarzyło się też i odwrotnie.
Pustka i poczucie że mam wszystko a jednocześnie nic - to jest najgorsze. Znacznie gorsze niż sypianie kochanki z jej własnym mezem. Nawet nie ma co porownywac. To nie tylko chodzi że mam żonę i kochanke. Ja mam również świetną pracę, dom, psa i grilla w ogródku. Wszystko to co zawsze chciałem. Nic mi to radości nie daje. Jedynie dziecko jest jak światło w ciemnym tunelu. Szczerze powiedziawszy to nawet nie wiem co zrobić aby to zmienic.
CatLady napisał/a:Abstrahując od tego, kto jest winny, dlaczego doszło do romansu itd... Obrzydzasz mnie Hrefi jednym - tym nie myciem się po dymaniu kochanki i braniu sieza żonę. To już nawet nie jest brak szacunku, to jest coś o wiele gorszego. To nie jest bezmyślność i głupota. To jest świadome zachowanie. Ciebie to kręci, taki jesteś w swoich własnych oczach jurny samiec. Narażasz żonę, matkę swojego dziecka, na choroby, na paskudne infekcje. Całkowicie bez wyrzutów sumienia. Z dumą piszesz o tym na forum. OBRZYDLIWE.
Spokojnie, z tym nie myciem się. Zdążyło mi się z 2 razy i to było nawet podniecające. Przecież nie zrobiłem tego, dlatego że mam problemy z higieną. Wzburzyło was to bo być może pierwszy na forum o tym napisałem. Uwierzcie mi, nie tylko ja tak zrobiłem. Czytałem wypowiedzi kobiet, że zdarzyło im się nie mieć czasu umyć po przyjściu od kochanka bo mąż się od razu brał jak do domu wróciła.
2 czy 22 - zdarzyło się. I jest dla mnie obrzydliwe właśnie dlatego, że nie wynika z ogólnych problemów z higieną, ale z problemów z głową. Z tego, że kręci Cię roznoszenie cudzych wydzielin. Własnej żonie. Także to, że wcale nie chodzi o to, że jesteś nieszczęśliwy w małżeństwie - gdyby to było to, to byś się rozwiódł. Ciebie zwyczajnie kręcą dwie dupy, myślisz, że jesteś super maczo, truteń.
To, czy ktoś inny tak robił, czy kobiety też tak robią mnie nie interesuje. To jest twój wątek, mówimy o tobie.
Szansa na złapanie jakieś choroby od kochanki z którą ma się długi romans istnieje tylko w waszych nienawistnych głowach.
To jest pogląd wynikający z braku wiedzy. I może nadmiernego zaufania do kochanki. Skoro zdradza męża, może zdradzać i Ciebie. Mąż może zdradzać ją i jej coś "sprzedać" - a Ty zonie. Do tego dochodzą standardowe infekcje, które kobietom się zdarzają, np grzybice. Chcesz to przenieść na żonę?
Jesteś absolutnie obrzydliwym człowiekiem, na dokładkę dumnym z tego. Nie wiem, czy jest sens z Tobą dyskutować.
Pogląd, że czasem można obwinić oboje małżonków za romans jednego mogę zrozumieć, ale tego, co ty robisz, nie pojmuję. To jest podłość i obrzydlistwo. Pobiłeś wszelkie rekordy. Kiedyś był tu wątek jednego gościa, który otwarcie mówił, że jest żonaty, ale regularnie chodzi na dziwki i on mnie nawet w 1/10 nie obrzydził tak, jak ty.
A, jeszcze jedno, o jakich nienawistnych głowach ty mówisz? Nikt cię z podziwem po plecach nie klepie, to od razu nienawiść? Myślałeś, że komuś zaimponujesz swoim postępowaniem? Nawet faceci ci napisali dosadnie co o tobie myślą, koguciku.
Rozwiedź się z żoną - dla jej własnego dobra. Ojcem będziesz nawet po rozwodzie.
Pogląd, że czasem można obwinić oboje małżonków za romans jednego mogę zrozumieć, ale tego, co ty robisz, nie pojmuję. To jest podłość i obrzydlistwo. Pobiłeś wszelkie rekordy. Kiedyś był tu wątek jednego gościa, który otwarcie mówił, że jest żonaty, ale regularnie chodzi na dziwki i on mnie nawet w 1/10 nie obrzydził tak, jak ty.
A, jeszcze jedno, o jakich nienawistnych głowach ty mówisz? Nikt cię z podziwem po plecach nie klepie, to od razu nienawiść? Myślałeś, że komuś zaimponujesz swoim postępowaniem? Nawet faceci ci napisali dosadnie co o tobie myślą, koguciku.
Nie ogarniam tego. Mam jedną, stała kochanke, które jest matka i żoną. I ty mówisz, że obrzydzam cie bardziej niż facet który regularnie chodzi na dziwki ? No proszę.
Właśnie o tych nie nienawistnych głowach pisalem. Nie chodzi mi, że po mnie ludzie jadą
Chodzi mi o wasze traktowanie kochanek. Dla was to są podludzie. Jedna kochanką jest dla Ciebie bardziej zepsuta niż tuzin dziwek na mieście.
Nie wiem co was tak denerwuje w moim postępowaniu, że odmawiacie mi godności i człowieczeństwa.
Być może w waszych głowach utarł się obraz męża, który po zdradzie, pełen wyrzutów sumienia, z podkulonym ogonem, na kolanach wraca do domu. To nie ja. Ja naprawdę śpię spokojnie, sumienie mnie nie gryzie.
Lou71.71 napisał/a:Mój systematycznie zdradzający znajomy wychodzi z założenia, że ... czego oczy nie widzą, sercu nie żal. Poza zdradą jest angażującym się w sprawy rodzinne ojcem i mężem. Dla żony i dzieci jest dobry, pomocny, wspierający ... On nie widzi problemu w tym co robi.
Jestem to wstanie sobie wyobrazić ale wówczas gdy twój znajomy nie angażuje się emocjonalnie. Wówczas faktycznie nie będzie to miało większego wpływu na jego zachowanie w małżeństwie.
Jeśli się zakocha to nie ma bata - ulegnie zmianie. Oddzieli się od żony i rodziny. Przestawnie być kochającym mężem, może uda mu się być dalej obowiązkowym ojcem. Inaczej moim zdaniem się nie da.
Ja nie napisałam, że jest kochającym mężem. Napisałam, że jest dobrym, angażującym się w sprawy rodzinne, pomocnym mężem. Oczywiście musi bardzo się pilnować, aby nie wpaść, ale udaje mu się już ok.7 lat (z tą samą kochanką). Dodam, że nie są to częste kontakty (czasem kilka razy w miesiącu, a czasem raz na kilka miesięcy)
CatLady napisał/a:Pogląd, że czasem można obwinić oboje małżonków za romans jednego mogę zrozumieć, ale tego, co ty robisz, nie pojmuję. To jest podłość i obrzydlistwo. Pobiłeś wszelkie rekordy. Kiedyś był tu wątek jednego gościa, który otwarcie mówił, że jest żonaty, ale regularnie chodzi na dziwki i on mnie nawet w 1/10 nie obrzydził tak, jak ty.
A, jeszcze jedno, o jakich nienawistnych głowach ty mówisz? Nikt cię z podziwem po plecach nie klepie, to od razu nienawiść? Myślałeś, że komuś zaimponujesz swoim postępowaniem? Nawet faceci ci napisali dosadnie co o tobie myślą, koguciku.
Nie ogarniam tego. Mam jedną, stała kochanke, które jest matka i żoną. I ty mówisz, że obrzydzam cie bardziej niż facet który regularnie chodzi na dziwki ? No proszę.
Właśnie o tych nie nienawistnych głowach pisalem. Nie chodzi mi, że po mnie ludzie jadą
Chodzi mi o wasze traktowanie kochanek. Dla was to są podludzie. Jedna kochanką jest dla Ciebie bardziej zepsuta niż tuzin dziwek na mieście.Nie wiem co was tak denerwuje w moim postępowaniu, że odmawiacie mi godności i człowieczeństwa.
Być może w waszych głowach utarł się obraz męża, który po zdradzie, pełen wyrzutów sumienia, z podkulonym ogonem, na kolanach wraca do domu. To nie ja. Ja naprawdę śpię spokojnie, sumienie mnie nie gryzie.
Kochanki i kochankowie nie są podludźmi, jednak od prostytutek odróżnia ich to, że świadomie pakują się w taką, a nie inną sytuację. Dla prostytutki to tylko jej praca, może mało chwalebna, ale są i inne, którymi nie ma co się chwalić. Kochanki i kochankowie zaspokajają swoje potrzeby wiedząc i ignorując to, że przyczyniają się do cudzej krzywdy. Dla mnie to od prostytucji gorsze i mam wrażenie, że nie jestem w tym poglądzie odosobniona.
Co do Ciebie - zastanawiasz się, czemu ktoś odejmuje Ci z człowieczeństwa, a nie zastanawiasz się, co Cię różni od przeciętnego człowieka. Bo tacy zazwyczaj jesteśmy - jak wydarzy się coś dobrego, jesteśmy szczęśliwi. Jak spełnimy swoje cele, czujemy satysfakcję. Kiedy mamy problemy, jesteśmy smutni. Jak unieszczęśliwiamy kogoś innego, zwłaszcza bliskiego, mamy wyrzuty sumienia. Kiedy komuś dzieje się krzywda, współczujemy. Ty sam doprowadziłeś do tego, że brak Ci pewnych rzeczy, które człowiekowi są przypisane. Dla mnie to smutniejsze od tego, co przeraziło Ciebie.
Cześć.
Problem dotyczy mnie samego ale chciałbym zapytać się bardziej doświadczonych zdradzajacych.Załóżmy, że mieliście wielomiesieczny czy nawet paroletni pełny romans. Pełny znaczy z zaangażowaniem emocjonalnym i fizycznym. Jakimś cudem udalo się wam zakończyć romans. Nie wyszedł na jaw.
Jak sądzicie czy można po takim czymś normalnie być mężem/żoną ? Wrócić do małżeństwa jakby nic się nie stało ?
Przecież każdy miesiąc romansu to powolne umieranie małżeństwa. Po pewnym czasie człowiek przychodzi do domu po pracy i nie widzi już żony ale obcą osobę do której dzieci mówią mamo.
Są tu jacyś weterani ?
Rozwój wątku to jedno, a postawione wyżej pytania, to drugie.
"Co mam zrobić?" pytanie podstawowe Autora, brzmi. Wciąż przecież, aktualne?
Cudów nie ma. Wóz albo przewóz.
Tchórzem jesteś, Autorze, przywdziewając jednocześnie, na potrzeby romansu, kolorowe pióra koguta.
Kochanka, wbrew obiegowej opinii, nie zamierza odchodzić od partnera wszystkim znanego, choć zakochana ponoć w nowym penetratorze.
Ty zaś, udając dobrego męża, a jeszcze bardziej najlepszego ojca na świecie próbujesz udowadniać, że w przypadku porzucenia żony, ona zabierze owoc Waszego związku?
Większej bzdury mało kiedy dane mi było przeczytać.
Fakt. Zdradziłeś najpierw tak lub w inny sposób, by następnie zdradzać z pełną świadomością ewentualnych konsekwencji.
Na razie, nic na zewnątrz nie wyszło.
Gdy kochance, której zależy jednak (na potrzeby opinii środowiska, czy każdej innej) zachowania status quo jej związku, wyjdziesz na stalkera w końcu.
Jej związek, to podobna fikcja, ale ona, w przeciwieństwie do Ciebie, podjęła już decyzję, choć nadal się spotykacie.
Żonie nie powiesz, ale kochance brużdżąc spowodujesz, że szanowna dowie się w końcu, dlaczego - od jakiegoś czasu Ci nie staje.
Zdecyduj więc i nie mieszaj w to dziecka. Wykorzystywanie dziecka w charakterze tarczy dla własnych ułomności, to oznaka tchórzostwa.
Przymiotników kilka do tego rzeczownika znalazłoby się, ale epitet własnego postępowania sam powinieneś określić.
Pomimo, że mnie obrażasz co stawia Cię automatycznie w złym świetle to odpowiem na twoje pytania, ponieważ czuję się moralnie lepszy teraz od Ciebie. Ja nikogo nie obrażam.
Wybacz, ale akurat moralność to zdaje się pojęcie dla ciebie zupełnie obce.
Myślę, że gdyby choć twoja żona w tym związku miała jaja i na wieść, że jej nie kochasz, nie chcesz z nią być i masz kochankę, wywaliłaby cię na zbity pysk z domu, w mig odzyskałbyś do niej szacunek i poważnie przemyślał cały ten "romans".
Porażające jest to, jak obojętna jest Ci ta, którą niby kochasz...
Bez papieru nie ma miłości jak widać...
101 2018-03-29 00:49:16 Ostatnio edytowany przez aurora borealis (2018-03-29 13:21:56)
Nie wiem co was tak denerwuje w moim postępowaniu, że odmawiacie mi godności i człowieczeństwa.
Mnie nic nie denerwuje. Aby tak było, musiałbyś być dla mnie kimś znaczącym. A ja jestem zaledwie przypadkowym obserwatorem Twoich demagogicznych popisów, jak ten powyżej. Masz głęboko w kanale intestynalnym swoją żonę, jej godność, jej autonomię jako osoby, jej zdrowie i cale jej człowieczeństwo. Zatem na mocy jakiego prawa oczekujesz poszanowania dla Twoich życiowych wyborów?
Być może w waszych głowach utarł się obraz męża, który po zdradzie, pełen wyrzutów sumienia, z podkulonym ogonem, na kolanach wraca do domu. To nie ja. Ja naprawdę śpię spokojnie, sumienie mnie nie gryzie.
Oto Twój debiutancki post na tym Forum - odpowiedź na post jednej z Forumowiczek... Zawarta jest w nim kwintesencja Twoich poglądów:
Jestem mężem, który zdradza żonę. Mam stałą kochankę. Zachowanie twojego męża jest mi bliskie. Niektóre fragmenty to jakby o mnie tylko że ja nie pije raczej. Też mi tylko imprezy w głowie. Niestety muszę Cię zmartwic ale twój mąż Cię nie kocha i nie szanuje. Pewnie kocha dziecko ale nie Ciebie. Masz czas do 3-4 roku życia córki. Do tego czasu można dziecku ojca wymienić bez konsekwencji dla dziecka.
Badz odważna kobietą bo my mężczyźni jesteśmy tchórzami emocjonalnymi.Kto raz zdradził, zdradzi ponownie. Wiem po sobie. Przykro mi. Naprawdę.
Podążając za tą powichrowaną "logiką", Twoja żona także powinna móc "wymienić dziecku ojca", skoro Wasze jest jeszcze malutkie...
Dlaczego odmawiasz jej tego przywileju?
Nie ogarniam tego. Mam jedną, stała kochanke, które jest matka i żoną. I ty mówisz, że obrzydzam cie bardziej niż facet który regularnie chodzi na dziwki ? No proszę.
Właśnie o tych nie nienawistnych głowach pisalem. Nie chodzi mi, że po mnie ludzie jadą
Chodzi mi o wasze traktowanie kochanek. Dla was to są podludzie. Jedna kochanką jest dla Ciebie bardziej zepsuta niż tuzin dziwek na mieście.Nie wiem co was tak denerwuje w moim postępowaniu, że odmawiacie mi godności i człowieczeństwa.
Być może w waszych głowach utarł się obraz męża, który po zdradzie, pełen wyrzutów sumienia, z podkulonym ogonem, na kolanach wraca do domu. To nie ja. Ja naprawdę śpię spokojnie, sumienie mnie nie gryzie.
Akurat ten konkretny facet, o którym wspomniałam przynajmniej się mył, jak było po wszystkim. O to mi chodzi. To mnie obrzydza. Nie narażał żony na żadne paskudztwa, nie odczuwal perwersyjnej przyjemności z roznoszenia wydzielin.
Nie potępiam kochanek w takim sensie jak niektórzy, którzy uważają, że kochanka rozbija rodzinę, kradnie męża itd. Potępiam jednak Ciebie, bo z premedytacją zdradzasz żonę, narażasz ją na choroby, ale nie odejdziesz, jesteś z tego dumny, ale jednocześnie udajesz dobrego męża i próbujesz dorabiać teorię, że się poświęcasz dla dziecka, cierpiętnik wielki.
Nie byłoby to jedyne dziecko wychowywane przez rozwiedzionych rodziców, to naprawdę żaden wielki dramat. Przynajmniej żona - i Ty też - miałaby szansę na ułożenie sobie życia z kimś, kto ją będzie szanował.
I w sumie to jest chyba najgorsze. Nie kochasz żony - ok, zdarza się, można zrozumieć. Ale Ty jej całkowicie nie szanujesz i to jest paskudne.
Hrefi napisał/a:Nie wiem co was tak denerwuje w moim postępowaniu, że odmawiacie mi godności i człowieczeństwa.
Mnie nic nie denerwuje. Aby tak było, musiałbyś być dla mnie kimś znaczącym. A ja jestem zaledwie przypadkowym obserwatorem Twoich demagogicznych popisów, jak ten powyżej. Masz głęboko w kanale intestynalnym swoją żonę, jej godność, jej autonomię jako osoby, jej zdrowie i cale jej człowieczeństwo. Zatem na mocy jakiego prawa oczekujesz poszanowania dla Twoich życiowych wyborów?
Hrefi napisał/a:Być może w waszych głowach utarł się obraz męża, który po zdradzie, pełen wyrzutów sumienia, z podkulonym ogonem, na kolanach wraca do domu. To nie ja. Ja naprawdę śpię spokojnie, sumienie mnie nie gryzie.
Oto Twój debiutancki post na tym Forum - odpowiedź na post jednej z Forumowiczek... Zawarta jest w nim kwintesencja Twoich poglądów:
Hrefi napisał/a:Jestem mężem, który zdradza żonę. Mam stałą kochankę. Zachowanie twojego męża jest mi bliskie. Niektóre fragmenty to jakby o mnie tylko że ja nie pije raczej. Też mi tylko imprezy w głowie. Niestety muszę Cię zmartwic ale twój mąż Cię nie kocha i nie szanuje. Pewnie kocha dziecko ale nie Ciebie. Masz czas do 3-4 roku życia córki. Do tego czasu można dziecku ojca wymienić bez konsekwencji dla dziecka.
Badz odważna kobietą bo my mężczyźni jesteśmy tchórzami emocjonalnymi.Kto raz zdradził, zdradzi ponownie. Wiem po sobie. Przykro mi. Naprawdę.
Podążając za tą powichrowaną "logiką", Twoja żona także powinna móc "wymienić dziecku ojca", skoro Wasze jest jeszcze malutkie...
Dlaczego odmawiasz jej tego przywileju?
Tak. To mój post z przed kilku miesięcy. Nie pamiętam tamtego wątku ale nadal jest to aktualne co napisałem.
Moja zona nie chce mnie wymienić. Zdaje się, że jest zakochana nadal pomimo 15 lat razem. Tak wnioskuje po jej zachowaniu. Zrozumcie, że niektóre kobiety nie chcą wiedzieć. Chcą mieć męża, ojca dziecka. Nie chcą znać prawdy. Znam moja zone. Wiem, że przyznanie się stanowiło by dla niej problem. Musiała by jakieś kroki podjąć. Wóz albo przewóz a tak to nie musi nic.
Hrefi, sporo jest takich kobiet, na tym forum również..
Hrefi, jesteś paskudny i wygodny jak mój był mąż Nie ma co zaklinać rzeczywistości. Uwaga, ktoś kto zachowuje się jak skunks i śmierdzi jak skunks jest uwaga ... skunksem. Wydaje Ci się, że wyświadczasz żonie przysługę, że jej nie mówisz, że sobie może nieporadzi bez Ciebie. To tylko Twoje wygodne tlumaczenie. Jestem pewna, że świetnie da sobie radę bez Ciebie a Wasze dziecko będzie widzieć jak jakiś inny mężczyzna ją szanuje i kocha. Przykre, że nie masz odwagi żeby dać jej na to szanse. Przyzwoitość... takie dzisiaj niepopularne słowo. Pisanie tutaj pamiętniczka o wkładaniu z jednej Pani do drugiej naprawdę nic nie zmieni. Myślisz, że zmieni? Ja żałuje, że tak późno dowiedziałam się, że mąż mnie zdradza, może też za bardzo mu ufałam, nie kontrolowałam a może podświadomie nie chciałam wiedzieć. I w końcu mnie to wszystko uderzyło. Cieszę się, że mam rozstanie już za sobą i o ironio jestem mu chyba nawet wdzięczna ( chociaż trochę żalu też jest bo bylismy rodziną ale widocznie nie funkcjonowała tak jak powinna) bo teraz jestem szczęśliwa ale z kimś innym
a mój były... No cóż, zmienia dziewczyny jak rękawiczki i czasem napomknie nieśmiało, że jednak fajna byłam i mnie nie doceniał
106 2018-04-04 17:48:16 Ostatnio edytowany przez Ola_la (2018-04-04 18:07:36)
Nie czytałam tak smutnego watku na forum, a jestem tu kilka lat. Autor wątku przegrał swoje życie i nie mowie tego, żeby mu dokopać czy poczuc się lepiej czy jakby to miało zabrzmieć. Strasznie to smutne nikogo nie kochac, nikogo nie szanować, a przede wszystkim samego siebie.
Zgadzam się z tym, że jego najbardziej obchodzi kochanka i jego rywalizacja z jej mężem. To, że ona go kopnie w 4 litery i będzie czy jest szczesliwa z mężem a jego oszukuje. Tak naprawdę gdzies ma swoje dziecko a zoną pomiata i jej nie szanuje bardzo bardzo mocno ....być może tak samo mocno jej nie szanuje jak samego siebie.
Moja zona nie chce mnie wymienić. Zdaje się, że jest zakochana nadal pomimo 15 lat razem. Tak wnioskuje po jej zachowaniu. Zrozumcie, że niektóre kobiety nie chcą wiedzieć. Chcą mieć męża, ojca dziecka. Nie chcą znać prawdy. Znam moja zone. Wiem, że przyznanie się stanowiło by dla niej problem. Musiała by jakieś kroki podjąć. Wóz albo przewóz a tak to nie musi nic.
Może i byłoby to dla niej problemem, może by i się załamała, ale to na szczęście nie trwa wiecznie, podniosłaby się z biegiem czasu, a może nawet poznała kogoś lepszego, znaczy takiego, który by nie zdradzał.
Może już niedługo kogoś pozna, kto wie.
Ja naprawdę śpię spokojnie, sumienie mnie nie gryzie.
Naprawdę? To wygląda jak zaklinanie rzeczywistości.
Ten wątek jest smutny z dwóch powodów. Szczególnie w tym dziale. Pokazuje prawdziwe uczucia, dylematy faceta który zdradza zarówno w stosunku do kobiety z którą zdradza jak i do żony. Tu niewiele takich wątków. Jeżeli już piszą faceci którzy zdradzili, to ci przyparci do muru, kiedy romans wydał. A wtedy narracja inna. Zapewne i u autora by się zmieniła, gdyby żona wiedziała co się dzieje.
Fajnie zdradzonym czyta się posty w których kochanką się pomiata wyzywa od najgorszych najlepiej z ust zdradzających czy w ogóle mężczyzn. Jednak tak myśląc stawiają się w roli jego małżonki. Póki nie widzisz całego obrazu zauważasz co chcesz, co ci pasuje.
Co by ew taka jego żona napisała teraz tu na forum? Ano, że kochanka to... „cenzura”, że gupia itd. że u nich w sumie ok, seks ok, może nawet lepszy niż kiedyś. A co zdradzający mąż? Że sypia z żoną by rozładować napięcie, że nawet potrafi nie umyć...po tamtej... i to go jara...
I do tego to jego „poświęcenie” dla kochającej go mimo wszystko żony.... Tak, jak pisały przedmówczynie, pewnie by ją zabolało, ale chyba każda kobieta będąca na jej miejscu która choćby przeczytała ten wątek, od razu by się odkochała. Zresztą, kogo ona kocha? Chyba swoje wyobrażenie o nim, nie jego. Albo to tylko tchórzowskie tłumaczenie, by nie robić nic ze swoim życiem. Może i z obu stron...
I kwestia braku szacunku do żony, który chyba w tym wątku zbulwersował wszystkich niezależnie od sytuacji w jakiej się znajduje. Ta (żadna) kobieta na to nie zasługuje. A na tłumaczenie...będę z nią bo mnie kocha, niech się cieszy... że nie odchodzę... aż nóż się otwiera...
Hrefi napisał/a:Ja naprawdę śpię spokojnie, sumienie mnie nie gryzie.
Naprawdę? To wygląda jak zaklinanie rzeczywistości.
Naprawdę. Mam poczucie, że ozenilem się z niewłaściwą dla mnie kobietą. Tęsknię za kochanką i wiem, że miałbym z nią lepsze życie. Natomiast wyrzutów żadnych, absolutnie żadnych nie mam. Nie muszę zaklinac rzeczywistość akurat jeśli chodzi o sumienie.
No to teraz zachowaj się jak prawdziwy silny mężczyzna (za takiego się podajesz) i się rozwiedź. Kobiety odchodzą choć nie maja dokąd, maja malutkie dzieci, niejednokrotnie w ciąży, a ty?
Ten watek otwiera oczy, masz rację Roxan.
112 2018-04-05 13:40:38 Ostatnio edytowany przez Excop (2018-04-05 13:45:08)
Odniosę się, wyłącznie, do tytułu tematu.
Autor zabłysnął filozoficzną tezą.
Podobną do teorii mówiącej, że - gdyby wszyscy ludzie na Ziemi podskoczyli jednocześnie i opadli w tym samym czasie, zmieniliby trajektorię orbity okołosłonecznej.
Pic na wodę, przykro mi.
Rzeczywistość zmianie nie ulega nigdy. To to co dzieje się tu i teraz, ową rzeczywistością jest, Autorze.
Choć wiedziałeś o tym, nie zapytałeś: "Jak mój romans wpływa na moje postrzeganie rzeczywistości, a za tym, także mojej kochanki i tej drugiej... ups, tzn. żony?"
Jednym zdaniem mówiąc, Twoje rozterki nie wpłyną na losy reszty przedstawicieli homo sapiens sapiens, uspokajam.
A ja wierzę, że nie masz żadnych wyrzutów sumienia. Bo żeby je mieć, trzeba mieć najpierw ukształtowane to sumienie.
Nawet zdradzający czy dopuszczający się innych krzywdzących ludzi rzeczy są tacy, którzy w mniejszym lub większym stopniu męczą się z tym oraz tacy, którzy (tak jak Ty) śpią spokojnie.
Cisną się na usta znane słowa: "Sumienie miał czyste. Nieużywane."
Brak Ci empatii. Wszystko rozpatrujesz wyłącznie z własnego punktu widzenia, własnych korzyści i strat.
Żony nie szanujesz, upokarzasz ją, choć ona jeszcze nie do końca zdaje sobie z tego sprawę. Wykorzystujesz jej naiwność i miłość.
O dziecku twierdzisz, że kochasz. Czyżby? A co Cię martwi? Martwi Cię, że jak się wyda, to żona wyjedzie z dzieckiem i TY nie będziesz go zbyt często widywać. Nie martwi Cię to dziecko, co ono będzie czuło, że będzie rozdarte. Ważne co Ty będziesz czuł.
A kochanka. Kochasz ją? TAK?? Ale co Cię martwi? Martwi Cię, że jak już dojdziecie do wniosku, że bez sensu ciągnąć coś, co i tak nigdy poza ramy schadzek nie wyjdzie, to ona być może na nowo ułoży sobie życie z mężem i... o zgrozo... być może będzie z nim szczęśliwa. To jest miłość? Ja gdybym nie mogła być z ukochaną osobą, życzyłabym jej z całego serca, by znalazła szczęście mimo to u boku kogoś innego. Na tym polega miłość.
TY, TY, i tylko Ty. Egoista i narcyz. Nikogo nie kochasz prócz siebie, o nikogo się nie martwisz i nie troszczysz prócz siebie, nikt Cię nie obchodzi prócz siebie samego.
Tak. Ja nie mam najmniejszych wątpliwości, że śpisz spokojnie, że patrzysz spokojne w oczy swej żony, że spokojnie, bez wyrzutów sumienia patrzysz na swoje dziecko... że swoją kochankę zapewniasz o wielkiej miłości.
114 2018-04-05 14:05:41 Ostatnio edytowany przez Nirvanka87 (2018-04-05 14:05:59)
TY, TY, i tylko Ty. Egoista i narcyz. Nikogo nie kochasz prócz siebie, o nikogo się nie martwisz i nie troszczysz prócz siebie, nikt Cię nie obchodzi prócz siebie samego.
Tak. Ja nie mam najmniejszych wątpliwości, że śpisz spokojnie, że patrzysz spokojne w oczy swej żony, że spokojnie, bez wyrzutów sumienia patrzysz na swoje dziecko... że swoją kochankę zapewniasz o wielkiej miłości.
Pięknie napisane, niejednokrotnie pisałam, że osoba, która zdradza, kocha tylko siebie. W tym wątku mamy przykład człowieka bez sumienia, bez uczuć, bez empatii, ukierunkowanego na życie czysto hedonistycznie.
Jakbym kochał tylko siebie to byłbym szczęśliwy. Raczej mojego obecnego stanu nie nazwę szczęśliwym. Nie czułbym się samotny. A jednak taki się czuje. To nie jest tak, że kocham samego siebie.
Co do sumienia też przesadzacie. Jeśli zdefiniujemy sumienie jako zdolność do rozróżniania dobra od zła to robią się schody. Fakt, że nie mam żadnych skrupułów co do żony, ale już mam co do kochanki. Inny przykład - nie mógł bym nikogo okraść albo oszukać. Nie kłamię bo się tego brzydze. Ogólnie więc mam sumienie ale jeśli chodzi o relacje z żoną to się ono wyłącza.
Co do sumienia też przesadzacie. Jeśli zdefiniujemy sumienie jako zdolność do rozróżniania dobra od zła to robią się schody. Fakt, że nie mam żadnych skrupułów co do żony, ale już mam co do kochanki. Inny przykład - nie mógł bym nikogo okraść albo oszukać. Nie kłamię bo się tego brzydze. Ogólnie więc mam sumienie ale jeśli chodzi o relacje z żoną to się ono wyłącza.
No ta, wszystko wina tego wrednego sumienia Wadę taką ma i się wyłącza
Do reklamacji
Ogólnie więc mam sumienie ale jeśli chodzi o relacje z żoną to się ono wyłącza.
Sam je wyłączasz ot i cała filozofia.
Jakbym kochał tylko siebie to byłbym szczęśliwy. Raczej mojego obecnego stanu nie nazwę szczęśliwym. Nie czułbym się samotny. A jednak taki się czuje. To nie jest tak, że kocham samego siebie.
Co do sumienia też przesadzacie. Jeśli zdefiniujemy sumienie jako zdolność do rozróżniania dobra od zła to robią się schody. Fakt, że nie mam żadnych skrupułów co do żony, ale już mam co do kochanki. Inny przykład - nie mógł bym nikogo okraść albo oszukać. Nie kłamię bo się tego brzydze. Ogólnie więc mam sumienie ale jeśli chodzi o relacje z żoną to się ono wyłącza.
Osoba, która kocha tylko siebie - jak najbardziej może być nieszczęśliwa. Bo to Twoje potrzeby nie są zaspokojone. Nie masz kochanki dla siebie, a gdybyś spróbował - stracisz zaspokojenie potrzeb związanych z dzieckiem.
,,albo oszukać. Nie kłamię bo się tego brzydze.,,
Nie oszukujesz, nie kłamiesz? Serio?
,,albo oszukać. Nie kłamię bo się tego brzydze.,,
Nie oszukujesz, nie kłamiesz? Serio?
w jego opinii pewnie nie kłamie, bo żona go jeszcze nie zapytała "kochanie zdradzasz mnie?". Zatem to co uprawia Autor to nie kłamstwo, tylko zatajanie prawdy. Skoro już tak filozoficznie podchodzi do tematu to trzymajmy sie jego pseudofilozofii
,,albo oszukać. Nie kłamię bo się tego brzydze.,,
Nie oszukujesz, nie kłamiesz? Serio?
Bo to jest taka wybiórcza moralność. Żony to nie dotyczy bo wobec niej żadnych skrupułów nie ma.
Brzydzi się kłamstwem, ale nie w stosunku do niej.
Nie można być oszustem czy złodziejem tylko trochę.
I tak jesteś też złodziejem, bo okradasz żonę z godności, z prawa do poznania prawdy, z jakim człowiekiem żyje pod jednym dachem.
Dlaczego decydujesz za nią, że woli nie znać prawdy, że lepiej jej z Tobą?
To, że Ty jesteś nieszczęśliwy, nie daje ci prawa do unieszczęśliwiania innych czy decydowania za nich co dla nich lepsze.
Dlaczego decydujesz za nią, że woli nie znać prawdy, że lepiej jej z Tobą?
To, że Ty jesteś nieszczęśliwy, nie daje ci prawa do unieszczęśliwiania innych czy decydowania za nich co dla nich lepsze.
Ale przecież jego żona jest przeszczęśliwym człowiekiem bo myśli, że ma takiego cudownego męża. To tak działa, póki nie wiesz, ze ktoś ma Cie w dupie bo serio potrafi się świetnie kryć ze swoim podwójnym życiem, to jest sie szczęśliwym i myśli sie, ze jest się w związku idealnym, pokrewieństwo dusz, miłość, motylki, różowe jednorożce srające tęczą, cud miód i orzeszki. A jak to wszystko pieprznie to okazuje się, że zyjemy w mega szambie, które nie jest wcale produktem od jednorożców. Natomiast lepiej znać najgorszą prawdę i podjąć decyzję majac wszystkie dane, niż żyć w ułudzie i być idiotką/ idiotą.
No ale są na świecie tacy ludzie jak Autor, czyli z takim dobrym serduszkiem, że nie chcą żeby żona/ mąż cierpieli i tak się będą męczyć ruchając co popadnie,m oczywiście dla dobra ogółu. Nobla im w dziedzinie poświęcenia i pokoju na świecie, pomnik ze szczerego- jak oni złota, czcijmy ich męczeństwo codziennie godziną ostrego seksu z kimś z kim nie jesteśmy w związku. O!
Roxann napisał/a:Dlaczego decydujesz za nią, że woli nie znać prawdy, że lepiej jej z Tobą?
To, że Ty jesteś nieszczęśliwy, nie daje ci prawa do unieszczęśliwiania innych czy decydowania za nich co dla nich lepsze.Ale przecież jego żona jest przeszczęśliwym człowiekiem bo myśli, że ma takiego cudownego męża. To tak działa, póki nie wiesz, ze ktoś ma Cie w dupie bo serio potrafi się świetnie kryć ze swoim podwójnym życiem, to jest sie szczęśliwym i myśli sie, ze jest się w związku idealnym, pokrewieństwo dusz, miłość, motylki, różowe jednorożce srające tęczą, cud miód i orzeszki. A jak to wszystko pieprznie to okazuje się, że zyjemy w mega szambie, które nie jest wcale produktem od jednorożców. Natomiast lepiej znać najgorszą prawdę i podjąć decyzję majac wszystkie dane, niż żyć w ułudzie i być idiotką/ idiotą.
No ale są na świecie tacy ludzie jak Autor, czyli z takim dobrym serduszkiem, że nie chcą żeby żona/ mąż cierpieli i tak się będą męczyć ruchając co popadnie,m oczywiście dla dobra ogółu. Nobla im w dziedzinie poświęcenia i pokoju na świecie, pomnik ze szczerego- jak oni złota, czcijmy ich męczeństwo codziennie godziną ostrego seksu z kimś z kim nie jesteśmy w związku. O!
Ale to właśnie jest przejaw czy też skutek egoizmu i braku szacunku dla drugiej osoby.
Ta pozorna troska o uczucia żony/męża wynika tylko i wyłącznie z troski o własne 4 litery. Przecież nagrodą dla takiego małżonka powinien być już sam fakt, że wciąż z nim jest i pozwala siebie kochać. A to tylko kolejny argument, że ktoś taki jak autor kocha tylko siebie.
A że czuje się nieszczęśliwy... no bo jak nie czuć? Skoro nie jest pępkiem świata dla kochanki? Żona z małym dzieckiem w nawet pięknym domu z ogrodem nie są już takie atrakcyjne. Kochanka wprawdzie też ma dzieci, rodzinę... ale na schadzkach jest tylko jego.
I tak jak ktoś wcześniej napisał, takie osoby jak autor, to obrzydliwi, egoistyczni narcyzi.
Jakże inaczej by się patrzyło na człowieka, który w podobnej sytuacji, albo 1. odszedł by uczciwie od żony albo 2. szczerze chciał naprawić relacje w małżeństwie. Ale nie on będzie tak tkwił, czekając aż wszystko samo jakoś ułoży, pomiatając żoną i szukając uciech, adrenaliny, podbudowania ego w kolejnych romansach. Smutne to bardzo.
124 2018-04-06 12:21:50 Ostatnio edytowany przez Nirvanka87 (2018-04-06 12:22:28)
Nirvanka87 napisał/a:Roxann napisał/a:Dlaczego decydujesz za nią, że woli nie znać prawdy, że lepiej jej z Tobą?
To, że Ty jesteś nieszczęśliwy, nie daje ci prawa do unieszczęśliwiania innych czy decydowania za nich co dla nich lepsze.Ale przecież jego żona jest przeszczęśliwym człowiekiem bo myśli, że ma takiego cudownego męża. To tak działa, póki nie wiesz, ze ktoś ma Cie w dupie bo serio potrafi się świetnie kryć ze swoim podwójnym życiem, to jest sie szczęśliwym i myśli sie, ze jest się w związku idealnym, pokrewieństwo dusz, miłość, motylki, różowe jednorożce srające tęczą, cud miód i orzeszki. A jak to wszystko pieprznie to okazuje się, że zyjemy w mega szambie, które nie jest wcale produktem od jednorożców. Natomiast lepiej znać najgorszą prawdę i podjąć decyzję majac wszystkie dane, niż żyć w ułudzie i być idiotką/ idiotą.
No ale są na świecie tacy ludzie jak Autor, czyli z takim dobrym serduszkiem, że nie chcą żeby żona/ mąż cierpieli i tak się będą męczyć ruchając co popadnie,m oczywiście dla dobra ogółu. Nobla im w dziedzinie poświęcenia i pokoju na świecie, pomnik ze szczerego- jak oni złota, czcijmy ich męczeństwo codziennie godziną ostrego seksu z kimś z kim nie jesteśmy w związku. O!
Ale to właśnie jest przejaw czy też skutek egoizmu i braku szacunku dla drugiej osoby.
Ta pozorna troska o uczucia żony/męża wynika tylko i wyłącznie z troski o własne 4 litery. Przecież nagrodą dla takiego małżonka powinien być już sam fakt, że wciąż z nim jest i pozwala siebie kochać. A to tylko kolejny argument, że ktoś taki jak autor kocha tylko siebie.
A że czuje się nieszczęśliwy... no bo jak nie czuć? Skoro nie jest pępkiem świata dla kochanki? Żona z małym dzieckiem w nawet pięknym domu z ogrodem nie są już takie atrakcyjne. Kochanka wprawdzie też ma dzieci, rodzinę... ale na schadzkach jest tylko jego.
I tak jak ktoś wcześniej napisał, takie osoby jak autor, to obrzydliwi, egoistyczni narcyzi.
Jakże inaczej by się patrzyło na człowieka, który w podobnej sytuacji, albo 1. odszedł by uczciwie od żony albo 2. szczerze chciał naprawić relacje w małżeństwie. Ale nie on będzie tak tkwił, czekając aż wszystko samo jakoś ułoży, pomiatając żoną i szukając uciech, adrenaliny, podbudowania ego w kolejnych romansach. Smutne to bardzo.
oczywiście, że się z Tobą zgadzam, po prostu już nie mam siły pisać w tym wątku "na serio" i poważnie. Szkoda mi żony Autora, męża jego kochanki i dzieci, bo to są największe ofiary tej zbrodni zwanej zdradą. i o tyle o ile mąż i żona są jeszcze osobami decyzyjnymi, które ogarną sytuację, z trudem, ale ogarną, o tyle dzieci mają pozamiatane życie na samym początku. Mąż i żona zdradzających mieli swoje szczęśliwe chwile w związku, czuli się kochani, szanowani, mają pozytywne wspomnienia. Natomiast dzieci mogą do końca życia mieć problemy z nawiązaniem poprawnych relacji partnerskich, zawsze będą się bały zdrady i tego, ze partner/ka je oszukuje
125 2018-04-06 17:14:44 Ostatnio edytowany przez Roxann (2018-04-06 17:21:53)
oczywiście, że się z Tobą zgadzam, po prostu już nie mam siły pisać w tym wątku "na serio" i poważnie. Szkoda mi żony Autora, męża jego kochanki i dzieci, bo to są największe ofiary tej zbrodni zwanej zdradą. i o tyle o ile mąż i żona są jeszcze osobami decyzyjnymi, które ogarną sytuację, z trudem, ale ogarną, o tyle dzieci mają pozamiatane życie na samym początku. Mąż i żona zdradzających mieli swoje szczęśliwe chwile w związku, czuli się kochani, szanowani, mają pozytywne wspomnienia. Natomiast dzieci mogą do końca życia mieć problemy z nawiązaniem poprawnych relacji partnerskich, zawsze będą się bały zdrady i tego, ze partner/ka je oszukuje
Tak się składa, że ja z podobnym delikwentem miałam do czynienia, jako powiedzmy ta trzecia, choć raczej zostałam wplątana w romans. Mniejsza o większość.
Teraz mi naprawdę wstyd, że się w nim wtedy zakochałam bo widzę jaki jest żałosny. A najbardziej bulwersuje (teraz) mnie to, że kobiety, żony tak autora jak i tego "mego", dają się tak traktować. Ok, do czasu aż nie wiedzą, czy nie chcą wiedzieć... ale też w sytuacji, kiedy dowiadują o zdradzie. Zwykle kolejnej... Żona tego "mego" jest jeszcze w gorszej sytuacji niż aurora bo on po naszym rozstaniu zrobił jej dziecko, a kiedy miało zaledwie kilka msc zdradził z przyjaciółką rodziny i ten romans wydał. Tak jak pisałam w swoim wątku, mąż przyjaciółki złożył pozew rozwodowy, żona tego "mego" nie. Dlaczego? Nie wiadomo. Też jest kobieta w trudnej sytuacji, bo już po 40-stce, mają też 2-kę starszych, prawie pełnoletnich dzieci, ona nie pracuje. Smutne to wszystko. Nawet nie chodzi o to, że ten przypadek jest mi "bliski" i znam jego 2 stronę, ale też wątek autora.
Najgorsze w tym wszystkim jest to, że ani jeden ani drugi nie są skłonni do żadnej refleksji. Tylko ich ego i "szczęście" ich obchodzą. Wycofywując się z romansu, miałam nadzieję, że wróci do żony, że odbudują małżeństwo, że moje "poświęcenie" tamtego uczucia coś da... I początkowo to tak wyglądało, bo szybka ciąża... No super! Niech żyją długo i szczęśliwie, może i on coś zrozumiał, tak jak ja. Jak się dowiedziałam, że znów zdradził i to z przyjaciółką i to kiedy dziecko miało kilka msc... to już wiem, że dla niego nie ma żadnego ratunku. I przyznam szczerze, że żałuję, że jego zona nie dowiedziała się o jego zdradach zanim znów zaszła z nim w ciążę w tym wieku po tylu latach. Nie dlatego, że sama bym go wzięła, bo nie, ale dlatego by mogła sama zdecydować, wiedząc że ją zdradza, że chce mieć z nim kolejne dziecko po nastu latach. A nie tyko posłużyć do zapełnienia pustki i pewnej przystani.
Nirvanka87 napisał/a:oczywiście, że się z Tobą zgadzam, po prostu już nie mam siły pisać w tym wątku "na serio" i poważnie. Szkoda mi żony Autora, męża jego kochanki i dzieci, bo to są największe ofiary tej zbrodni zwanej zdradą. i o tyle o ile mąż i żona są jeszcze osobami decyzyjnymi, które ogarną sytuację, z trudem, ale ogarną, o tyle dzieci mają pozamiatane życie na samym początku. Mąż i żona zdradzających mieli swoje szczęśliwe chwile w związku, czuli się kochani, szanowani, mają pozytywne wspomnienia. Natomiast dzieci mogą do końca życia mieć problemy z nawiązaniem poprawnych relacji partnerskich, zawsze będą się bały zdrady i tego, ze partner/ka je oszukuje
Tak się składa, że ja z podobnym delikwentem miałam do czynienia, jako powiedzmy ta trzecia, choć raczej zostałam wplątana w romans. Mniejsza o większość.
Teraz mi naprawdę wstyd, że się w nim wtedy zakochałam bo widzę jaki jest żałosny. A najbardziej bulwersuje (teraz) mnie to, że kobiety, żony tak autora jak i tego "mego", dają się tak traktować. Ok, do czasu aż nie wiedzą, czy nie chcą wiedzieć... ale też w sytuacji, kiedy dowiadują o zdradzie. Zwykle kolejnej... Żona tego "mego" jest jeszcze w gorszej sytuacji niż aurora bo on po naszym rozstaniu zrobił jej dziecko, a kiedy miało zaledwie kilka msc zdradził z przyjaciółką rodziny i ten romans wydał. Tak jak pisałam w swoim wątku, mąż przyjaciółki złożył pozew rozwodowy, żona tego "mego" nie. Dlaczego? Nie wiadomo. Też jest kobieta w trudnej sytuacji, bo już po 40-stce, mają też 2-kę starszych, prawie pełnoletnich dzieci, ona nie pracuje. Smutne to wszystko. Nawet nie chodzi o to, że ten przypadek jest mi "bliski" i znam jego 2 stronę, ale też wątek autora.
Najgorsze w tym wszystkim jest to, że ani jeden ani drugi nie są skłonni do żadnej refleksji. Tylko ich ego i "szczęście" ich obchodzą. Wycofywując się z romansu, miałam nadzieję, że wróci do żony, że odbudują małżeństwo, że moje "poświęcenie" tamtego uczucia coś da... I początkowo to tak wyglądało, bo szybka ciąża... No super! Niech żyją długo i szczęśliwie, może i on coś zrozumiał, tak jak ja. Jak się dowiedziałam, że znów zdradził i to z przyjaciółką i to kiedy dziecko miało kilka msc... to już wiem, że dla niego nie ma żadnego ratunku. I przyznam szczerze, że żałuję, że jego zona nie dowiedziała się o jego zdradach zanim znów zaszła z nim w ciążę w tym wieku po tylu latach. Nie dlatego, że sama bym go wzięła, bo nie, ale dlatego by mogła sama zdecydować, wiedząc że ją zdradza, że chce mieć z nim kolejne dziecko po nastu latach. A nie tyko posłużyć do zapełnienia pustki i pewnej przystani.
Ciekawa sprawa. Twój kochanek pewnie się w Tobie zakochał. Nie chciałaś z nim być to wrócił do żony, której nie kocha. Ale że żony nie kocha to szukal kogos do zapelnienienia pustki więc wdal się w romans z przyjaciółka rodziny. Jeden błąd implikuje kolejne. Szkoda faceta.
Hrefi napisał/a:Co do sumienia też przesadzacie. Jeśli zdefiniujemy sumienie jako zdolność do rozróżniania dobra od zła to robią się schody. Fakt, że nie mam żadnych skrupułów co do żony, ale już mam co do kochanki. Inny przykład - nie mógł bym nikogo okraść albo oszukać. Nie kłamię bo się tego brzydze. Ogólnie więc mam sumienie ale jeśli chodzi o relacje z żoną to się ono wyłącza.
No ta, wszystko wina tego wrednego sumienia
Wadę taką ma i się wyłącza
Do reklamacji
To nie jest wina sumienia. Nie miałem nigdy problemu z tym że nie czuje wyrzutów sumienia zdradzajac żonę. To forumowicze domagają się deklaracji skruchy. W zasadzie temat sumienia jest dla mnie mało istotny.
Osobiście uważam się za dobrego człowieka. Popełniłem błąd wiele lat temu bo ozenilem się z nieodpowiednia dla mnie kobietą. Kolejny błąd to że nie rozwiodlem się z nią przed dzieckiem. Zdrada, romans to kolejne konsekwencje złej decyzji przed lat.
Ola_la napisał/a:,,albo oszukać. Nie kłamię bo się tego brzydze.,,
Nie oszukujesz, nie kłamiesz? Serio?
w jego opinii pewnie nie kłamie, bo żona go jeszcze nie zapytała "kochanie zdradzasz mnie?". Zatem to co uprawia Autor to nie kłamstwo, tylko zatajanie prawdy. Skoro już tak filozoficznie podchodzi do tematu to trzymajmy sie jego pseudofilozofii
Przecież napisałem że nie oszukuje i nie okłamie innych ludzi oprócz mojej żony. Ja wiem, że ja oklamuje. Nie ma co nazywać pseudofilozofia bo tu żadnej nie ma.
Z tego co piszesz, raczej żony już nie pokochasz... nawet nie chcesz się o to starać. Więc ile dni, miesięcy, lat chcesz tak żyć? Tak tylko sie pytam, bo życie długie przed Tobą. Oczywiście, możesz je poświęcić na oszukiwanie żony. Tak tez można zyć. Ale możliwe, że któregoś dnia się jednak dowie. Przez przypadek, znajomych, lub Ty po prostu nie wytrzymasz. I ten dzień, możliwe, że jeszcze odległy, już na pewno zmieni rzeczywistość. Raczej w piekło, dla każdego członka Twojej rodziny: zony, dzieci, Ciebie.
Smutno mi się robi, gdy mysle o Twojej żonie i o czekającej ja traumie.
Z tego co piszesz, raczej żony już nie pokochasz... nawet nie chcesz się o to starać. Więc ile dni, miesięcy, lat chcesz tak żyć? Tak tylko sie pytam, bo życie długie przed Tobą. Oczywiście, możesz je poświęcić na oszukiwanie żony. Tak tez można zyć. Ale możliwe, że któregoś dnia się jednak dowie. Przez przypadek, znajomych, lub Ty po prostu nie wytrzymasz. I ten dzień, możliwe, że jeszcze odległy, już na pewno zmieni rzeczywistość. Raczej w piekło, dla każdego członka Twojej rodziny: zony, dzieci, Ciebie.
Smutno mi się robi, gdy mysle o Twojej żonie i o czekającej ja traumie.
Podejrzewam, ze nasz biedny autor postanowi odejsc od zony jak "odchowaja" dziecko. Bo co jego obchodzi, ze wtedy zona przezyje to jeszcze bardziej, ze bedzie miala mniejsze szanse na znalezienie szczescia. Grunt, ze on bedzie szczesliwy i zrealizuje swój plan.