Czy romans zmienia rzeczywistość? - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » ROZSTANIE, FLIRT, ZDRADA, ROZWÓD » Czy romans zmienia rzeczywistość?

Strony Poprzednia 1 14 15 16 17 18 39 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 976 do 1,040 z 2,519 ]

976

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?
Szary80 napisał/a:

To prawda . Tak długo jesteśmy przy drugiej na ile widzimy ze warto w tym trwać dopóki nie dochodzi do nas ze ten ktoś ma nas w nosie lub poprostu się nami bawi .

Lub  brak mu odwagi coś zmienić lub nie chce rozwalać życia dzieciom i małżonkowi, lub ....
Szary, wybacz i zapomnij, albo tylko zapomnij.

Zobacz podobne tematy :

977

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?
Xymena napisał/a:

Pozostaje napisać, że prawdziwego mężczyznę poznaje się po tym jak kończy, a nie jak zaczyna wink

nie zapominajmy o tym co między początkiem, a końcem wink

978

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?
horses napisał/a:
Szary80 napisał/a:

To prawda . Tak długo jesteśmy przy drugiej na ile widzimy ze warto w tym trwać dopóki nie dochodzi do nas ze ten ktoś ma nas w nosie lub poprostu się nami bawi .

Lub  brak mu odwagi coś zmienić lub nie chce rozwalać życia dzieciom i małżonkowi, lub ....
Szary, wybacz i zapomnij, albo tylko zapomnij.



Wole tylko zapomnieć.

979

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?
BlueValentine napisał/a:

Nigdy go nie winiłam o to, że nie zostawił dla mnie rodziny. Wiedziałam jakie to trudne. Sama to zrobiłam. Oczywiście, że miałam nadzieję na to, że on zrobi dla nas to co ja (nadzieję, którą bardzo skutecznie mnie karmił). Jedyne czego od niego potem oczekiwałam, to żeby dał mi spokój i pozwolił układać swoje życie na nowo. Bo wywróciłam je do góry nogami. Ale on mojej prośby nie uszanował. Moja rana wciąż i wciąż była rozdrapywana. Dlatego to ja musiałam zrobić to ostre cięcie. Dla siebie. Dla mojej rodziny.
I nie. oczywiście, że nie jestem teraz szczęśliwa. Ale uważasz, że byłam szczęśliwsza, gdy mnie nękał (lub ja jego)?
Teraz przynajmniej widzę szansę dla siebie na w miarę szczęśliwe życie.
Bo bardzo szczęśliwego z nim mieć nie będę. Zresztą, kto wie, czy z nim w ogóle takie bym miała?

I waśnie o to tu chodzi, jeśli jeden z drugim wiecie już, że nie zostawicie rodziny, choć wcześniej kochance mówiliście co innego, były wyznania miłości itd., dajcie jej spokój. Ani BlueValentine ani ja ani żadna inna nie będzie was winić za to, że że podjęliście taką decyzję, ale bodźcie w niej konsekwentni! Dajcie jej żyć. Takie nękanie jest najgorsze a chyba każdy albo większość to robi, mój też i to przez wiele miesięcy.
Tak zdradzanie żony, której się podobno nie kocha, jak i sprowadzanie kochanki, którą się podobno kocha do roli tej drugiej, jest podłe.
I wcale nie chodzi o wybielanie czy umniejszanie winy kogokolwiek. Bo za sam romans są odpowiedzialni oboje, to jest bezdyskusyjne, ale jeżeli dochodzi do decyzji, kiedy każde się określa, a te oczekiwania się mijają... to niechże każdy idzie w swoją stronę.
Żadne kolejne deadliny, żadne sentymentalne smsmy, żadne niby przypadkowe spotkania...to tylko bardziej wyniszcza psychicznie.
Logika Alsoskiego: muszę się bardziej zdystansować, wciąż kocham kochankę, więc wrócę, przeciągnę ostateczne rozstanie jeszcze o kilka tygodni... wtedy z większym zaangażowaniem wrócę do żony... realy??? Chyba nikt o zdrowych zmysłach w tą bajkę nie uwierzy... Nudno tak wrócić do żony bez tej adrenaliny, więc choć pozornie ją podtrzyma... póki się da... póki kochanka będzie jakkolwiek reagować, bo z jej uczuciami już dawno przestał się liczyć...

980

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?

To błąd odchodzić od męża dla kogoś, czy licząc na cokolwiek. Nie możesz też mieć żalu do kochanka, bo on sam odpowiada za swoje dzieci i rodzinę. Nastolatki to też dzieci, na zewnątrz pokażą, że mają gdzieś, a w srodku burza..
nie wiem czy nie lepiej byloby jednak wyprowadzić się wtedy- przemyśleć sprawy i podjąć decyzję. mąż też miałby możliwość podjać spokojniej decyzję  nawet kochanek..skoro już zrobiłaś rewolucję w życiu.I wydaje mi się, że gdyby mąż nic nie odkrył, nie zrobiłabyś tego..tak samo jak Twój romans też ma przyczynę.
niestety pojawienie się jakiejś kobiety w jego życiu jest nie tyle ironią losu, co naturalną koleją rzeczy- robi miejsce obok niego, które Ty opuścilaś..
życzę ci powodzenia byś odkryła w mężu tego mężczyznę, z którym chcesz iść przez życie. ale On też musi tego wciąż chcieć.

981

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?

Nie ma wspólnego konta, to nie trzeba się liczyć. wink Można za to kogoś uprzedmiotowić i poużywać.
Małżeństwo to interes. Z tego powodu się jako umowa społeczna pojawiło i jak widać wciąż jest to aktualne.

982

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?
Roxann napisał/a:
BlueValentine napisał/a:

Nigdy go nie winiłam o to, że nie zostawił dla mnie rodziny. Wiedziałam jakie to trudne. Sama to zrobiłam. Oczywiście, że miałam nadzieję na to, że on zrobi dla nas to co ja (nadzieję, którą bardzo skutecznie mnie karmił). Jedyne czego od niego potem oczekiwałam, to żeby dał mi spokój i pozwolił układać swoje życie na nowo. Bo wywróciłam je do góry nogami. Ale on mojej prośby nie uszanował. Moja rana wciąż i wciąż była rozdrapywana. Dlatego to ja musiałam zrobić to ostre cięcie. Dla siebie. Dla mojej rodziny.
I nie. oczywiście, że nie jestem teraz szczęśliwa. Ale uważasz, że byłam szczęśliwsza, gdy mnie nękał (lub ja jego)?
Teraz przynajmniej widzę szansę dla siebie na w miarę szczęśliwe życie.
Bo bardzo szczęśliwego z nim mieć nie będę. Zresztą, kto wie, czy z nim w ogóle takie bym miała?

I waśnie o to tu chodzi, jeśli jeden z drugim wiecie już, że nie zostawicie rodziny, choć wcześniej kochance mówiliście co innego, były wyznania miłości itd., dajcie jej spokój. Ani BlueValentine ani ja ani żadna inna nie będzie was winić za to, że że podjęliście taką decyzję, ale bodźcie w niej konsekwentni! Dajcie jej żyć. Takie nękanie jest najgorsze a chyba każdy albo większość to robi, mój też i to przez wiele miesięcy.
Tak zdradzanie żony, której się podobno nie kocha, jak i sprowadzanie kochanki, którą się podobno kocha do roli tej drugiej, jest podłe.
I wcale nie chodzi o wybielanie czy umniejszanie winy kogokolwiek. Bo za sam romans są odpowiedzialni oboje, to jest bezdyskusyjne, ale jeżeli dochodzi do decyzji, kiedy każde się określa, a te oczekiwania się mijają... to niechże każdy idzie w swoją stronę.
Żadne kolejne deadliny, żadne sentymentalne smsmy, żadne niby przypadkowe spotkania...to tylko bardziej wyniszcza psychicznie.
Logika Alsoskiego: muszę się bardziej zdystansować, wciąż kocham kochankę, więc wrócę, przeciągnę ostateczne rozstanie jeszcze o kilka tygodni... wtedy z większym zaangażowaniem wrócę do żony... realy??? Chyba nikt o zdrowych zmysłach w tą bajkę nie uwierzy... Nudno tak wrócić do żony bez tej adrenaliny, więc choć pozornie ją podtrzyma... póki się da... póki kochanka będzie jakkolwiek reagować, bo z jej uczuciami już dawno przestał się liczyć...



Opisałaś w sumie wszystko co można napisać w tym temacie.

983

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?
Roxann napisał/a:
BlueValentine napisał/a:

Nigdy go nie winiłam o to, że nie zostawił dla mnie rodziny. Wiedziałam jakie to trudne. Sama to zrobiłam. Oczywiście, że miałam nadzieję na to, że on zrobi dla nas to co ja (nadzieję, którą bardzo skutecznie mnie karmił). Jedyne czego od niego potem oczekiwałam, to żeby dał mi spokój i pozwolił układać swoje życie na nowo. Bo wywróciłam je do góry nogami. Ale on mojej prośby nie uszanował. Moja rana wciąż i wciąż była rozdrapywana. Dlatego to ja musiałam zrobić to ostre cięcie. Dla siebie. Dla mojej rodziny.
I nie. oczywiście, że nie jestem teraz szczęśliwa. Ale uważasz, że byłam szczęśliwsza, gdy mnie nękał (lub ja jego)?
Teraz przynajmniej widzę szansę dla siebie na w miarę szczęśliwe życie.
Bo bardzo szczęśliwego z nim mieć nie będę. Zresztą, kto wie, czy z nim w ogóle takie bym miała?

I waśnie o to tu chodzi, jeśli jeden z drugim wiecie już, że nie zostawicie rodziny, choć wcześniej kochance mówiliście co innego, były wyznania miłości itd., dajcie jej spokój. Ani BlueValentine ani ja ani żadna inna nie będzie was winić za to, że że podjęliście taką decyzję, ale bodźcie w niej konsekwentni! Dajcie jej żyć. Takie nękanie jest najgorsze a chyba każdy albo większość to robi, mój też i to przez wiele miesięcy.
Tak zdradzanie żony, której się podobno nie kocha, jak i sprowadzanie kochanki, którą się podobno kocha do roli tej drugiej, jest podłe.
I wcale nie chodzi o wybielanie czy umniejszanie winy kogokolwiek. Bo za sam romans są odpowiedzialni oboje, to jest bezdyskusyjne, ale jeżeli dochodzi do decyzji, kiedy każde się określa, a te oczekiwania się mijają... to niechże każdy idzie w swoją stronę.
Żadne kolejne deadliny, żadne sentymentalne smsmy, żadne niby przypadkowe spotkania...to tylko bardziej wyniszcza psychicznie.
Logika Alsoskiego: muszę się bardziej zdystansować, wciąż kocham kochankę, więc wrócę, przeciągnę ostateczne rozstanie jeszcze o kilka tygodni... wtedy z większym zaangażowaniem wrócę do żony... realy??? Chyba nikt o zdrowych zmysłach w tą bajkę nie uwierzy... Nudno tak wrócić do żony bez tej adrenaliny, więc choć pozornie ją podtrzyma... póki się da... póki kochanka będzie jakkolwiek reagować, bo z jej uczuciami już dawno przestał się liczyć...


Wiesz co jeszcze w tym wszystkim jest najgorsze ?
Ze jeżeli zrezygnują z kochanki to ktoś inny zajmie ich miejsce a oni zostaną w tym co sobie stworzyli dzięki temu romansowi .

984

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?
Szary80 napisał/a:

Wiesz co jeszcze w tym wszystkim jest najgorsze ?
Ze jeżeli zrezygnują z kochanki to ktoś inny zajmie ich miejsce a oni zostaną w tym co sobie stworzyli dzięki temu romansowi .

Dokładnie stąd to zachowanie pasa ogrodnika. Bo oni wrócą na "stare śmieci", a kochanka znajdzie innego, który zajmie ich miejsce. Nawet BlueValentine jest w lepszej sytuacji, bo ona już nikogo nie okłamuje, przechodzi terapie i ma szansę uratować małżeństwo ale na innych fundamentach albo odejść. Nie będzie jednak już tęsknić za kochankiem jako osobą, może trochę za emocjami.
Co innego ci nasi panowie. Dalej będą żyć w kłamstwie zostając z emocjonalną pustką...

985

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?
ssszron napisał/a:

Zasłużyła na to "świństwo", niech cierpi, może jak sięgnie dna to w końcu też się od niego odczepi. A on przeciąga rozstanie, bo jeszcze jest słaby. Przede wszystkim oboje zrobili świństwo jego żonie i nie ma co się teraz wybielać i użalać nad żadną ze stron

Ile zła trzeba mieć w sobie żeby coś takiego napisać?
Nie masz pojęcia jak wygląda sięgnięcia dna. Życie Cię za mało przeorało skoro masz komukolwiek odwagę tego życzyć.

986

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?

BluValentine dziękuję, ze podzielilas sie Swoja historia. Czytalam i nie mogłam uwiezyc jak bardzo jest do destrukcyjne. Jestem bardzo emocjonalna i wiem, ze koniec mojego romansu bedzie mial dla mnie podobne skutki. Ale wiesz to co zrobilas to byla odwaga. Szukam teraz filmu... zycze Ci duzo radości z zycia ☺ pozdrawiam cieplo

987

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?
eska12 napisał/a:
ssszron napisał/a:

Zasłużyła na to "świństwo", niech cierpi, może jak sięgnie dna to w końcu też się od niego odczepi. A on przeciąga rozstanie, bo jeszcze jest słaby. Przede wszystkim oboje zrobili świństwo jego żonie i nie ma co się teraz wybielać i użalać nad żadną ze stron

Ile zła trzeba mieć w sobie żeby coś takiego napisać?
Nie masz pojęcia jak wygląda sięgnięcia dna. Życie Cię za mało przeorało skoro masz komukolwiek odwagę tego życzyć.

Odniosłam takie samo wrażenie czytając ssszron.
Ale z drugiej strony takie podejście - z naciskiem na NIESTETY - to przecież "typowo polskie".

988

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?
Ela210 napisał/a:

To błąd odchodzić od męża dla kogoś, czy licząc na cokolwiek. Nie możesz też mieć żalu do kochanka, bo on sam odpowiada za swoje dzieci i rodzinę. Nastolatki to też dzieci, na zewnątrz pokażą, że mają gdzieś, a w srodku burza..
nie wiem czy nie lepiej byloby jednak wyprowadzić się wtedy- przemyśleć sprawy i podjąć decyzję. mąż też miałby możliwość podjać spokojniej decyzję  nawet kochanek..skoro już zrobiłaś rewolucję w życiu.I wydaje mi się, że gdyby mąż nic nie odkrył, nie zrobiłabyś tego..tak samo jak Twój romans też ma przyczynę.
niestety pojawienie się jakiejś kobiety w jego życiu jest nie tyle ironią losu, co naturalną koleją rzeczy- robi miejsce obok niego, które Ty opuścilaś..
życzę ci powodzenia byś odkryła w mężu tego mężczyznę, z którym chcesz iść przez życie. ale On też musi tego wciąż chcieć.


Może masz trochę racji. Ale -tak jak pisałam - do kochanka nie mam żalu o to, że nie odszedł od rodziny. Wiem, że nie mam prawa mieć o to żalu. Żal mam o to, że nie zostawił mnie w spokoju, kiedy wielokrotnie o to prosiłam.

Pewnie nie podjęłabym decyzji o odejściu, gdyby mąż się nie zorientował. Ale też wiem, że podjęłabym decyzję o rozstaniu z kochankiem. Nie dałabym rady dłużej tego ciągnąć. To naprawdę nie dla mnie. Nie nadaję się na bycie tą drugą. I wiem również, że po tym rozstaniu, tak jak teraz chciałabym odnaleźć w mężu to, o czym być może zapomniałam.
Mam też pewność, że gdyby kochanek powiedział: zostawię dla Ciebie rodzinę -ja odeszłabym od męża.
Tak czy inaczej moje postępowanie było by podobne. Różnica byłaby taka, że mąż o niczym by nie wiedział.

Chciałam się wyprowadzić. Dwa razy szukałam mieszkania do wynajęcia. Ale ostatecznie nie wyprowadziłam się z dwóch powodów: nie chciałam już więcej mieszać dzieciom w głowie (tym razem wyprowadzamy się bo mamusia musi wszystko przemyśleć, jak dobrze pójdzie to za parę miesięcy wrócimy do domu). A w tej sytuacji będę mogła powiedzieć: próbowałam (próbowaliśmy). Naprawdę. Niestety nie udało się.
Po drugie bałam się, że wyprowadzka osłabi i tak już osłabioną więź z mężem. Zresztą moja przyjaciółka powtarzała mi, że odejść mogę w każdej chwili. Ale jak już odejdę może być tak, że nie będę miała czego ratować. Póki mój mąż chce ratować, ja również tego chcę. Jak będzie miał dość to mi to powie. Wtedy się rozejdziemy.
I oczywiście, że spotkanie w tej sytuacji kobiety, którą on by pokochał, to naturalna kolej rzeczy. Liczę się z tym cały czas. Jednak gdy o tym myślę, nie mogę tego nazwać inaczej niż chichot losu: Masz, czego chciałaś.

989

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?
Helena36 napisał/a:

BluValentine dziękuję, ze podzielilas sie Swoja historia. Czytalam i nie mogłam uwiezyc jak bardzo jest do destrukcyjne. Jestem bardzo emocjonalna i wiem, ze koniec mojego romansu bedzie mial dla mnie podobne skutki. Ale wiesz to co zrobilas to byla odwaga. Szukam teraz filmu... zycze Ci duzo radości z zycia ☺ pozdrawiam cieplo

Niestety to JEST destrukcyjne. I im szybciej zakończy się ten destrukcyjny układ, tym lepiej. Dla wszystkich.
Oby, jak już u Ciebie do tego dojdzie, przebiegło to jak najłagodniej. Tego Ci życzę

990

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?
Annax napisał/a:
eska12 napisał/a:
ssszron napisał/a:

Zasłużyła na to "świństwo", niech cierpi, może jak sięgnie dna to w końcu też się od niego odczepi. A on przeciąga rozstanie, bo jeszcze jest słaby. Przede wszystkim oboje zrobili świństwo jego żonie i nie ma co się teraz wybielać i użalać nad żadną ze stron

Ile zła trzeba mieć w sobie żeby coś takiego napisać?
Nie masz pojęcia jak wygląda sięgnięcia dna. Życie Cię za mało przeorało skoro masz komukolwiek odwagę tego życzyć.

Odniosłam takie samo wrażenie czytając ssszron.
Ale z drugiej strony takie podejście - z naciskiem na NIESTETY - to przecież "typowo polskie".


Też tak uważam. Rozumiem, że można mieć różne doświadczenia, a tym samym różne uprzedzenia. Jednak życzenie komuś takich rzeczy, oznacza totalny brak chęci i próby zrozumienia tego, co się stało. Skoro - jak jednogłośnie stwierdzono na tym forum, winni zdradzie są po równo zdradzający i kochanka - to czy ssszron życzyłaby tego samego zdradzającemu (mężowi)?

991

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?
eska12 napisał/a:

Ile zła trzeba mieć w sobie żeby coś takiego napisać?
Nie masz pojęcia jak wygląda sięgnięcia dna. Życie Cię za mało przeorało skoro masz komukolwiek odwagę tego życzyć.

I tak w tym wątku wyjątkowo mało pomyj i jadu w porównaniu z innymi, gdzie wypowiadają się kochankowie czy zdradzający. Ale to chyba dlatego, że tu wypowiedzieli się faceci, którzy zdradzają i kochają kochanki, nie żony. I mówią to wprost.
Choć wiadomo, że kochają tylko samych siebie....
Kobiety zdradzone czy te "święte" czy panowie znający męską naturę te opcje zwykle całkowicie odrzucają i bojkotują...
Facet tylko chce skorzystać czy pokorzystać, a i tak kocha żonę, a głupia kochanka wierzy w opowiadane bajki. W końcu i tak on wróci do żony bo to ją kocha...
Eh naprawdę, aż 'zazdroszczę' tym żonom Asoskiego i Hrefiego, tej ich miłości do nich, że z takich atrakcyjnych kochanek rezygnują.
Cieszę się, że ten wątek powstał, bo jest inny i pokazuje światło na romanse z rożnych stron i pozwala innym osobom wypowiedzieć, bez obaw że zaraz wiadro pomyj i wyzwisk na nie spadnie.
Szkoda, że ja na taki wątek nie trafiłam 2l temu, byłoby mi łatwiej. Bo tu nie chodzi tylko o jakiś tam schemat zawarty w kilku zdaniach ale o emocje, rozterki, dylematy, które towarzyszą przy trwaniu czy zakończeniu. Dla danej osoby są nowe, ale jeśli ktoś napisze, że miał tak samo inny potwierdzi, to jakoś łatwiej to przetrwać. Zrozumieć. Chyba nikt wdający się w romans, przy pierwszych motylkach nie podejrzewa, że za kilka msc, dopadnie go huśtawka emocjonalna a nawet depresja.
Bardzo trudno się wyrwać z romansu, kiedy jest zaangażowanie emocjonalne, potwierdza to każdy kolejny przypadek. Pamiętam posty kilku kochanek z mojego wątku, które tkwiły w takich układach po nawet kilka lat i były ewidentnie wrakami.
Ok. można mówić, masz to na własne życzenie, ale każdy w życiu popełnia błędy, zakochuje w nieodpowiedniej osobie. Nie uważam, że z powodów błędnych decyzji, ktokolwiek zasługuje na "osiągnięcie dna". Każdemu należy się choć jedna szansa by naprawić swoje błędy i wyciągnąć wnioski na przyszłość.
Ja jestem mądra po szkodzie. Ale ile mi zajęło by dojść do tego etapu? Ja prawie od początku swego wątku mówiłam, że nie chodzi o sam romans, zdradę, tylko o emocje... z nimi najtrudniej sobie poradzić. Szkoda, że wtedy nie pojawił się ktoś taki jak np BlueValentine, kto by mi napisał jak to jest, przedstawił cały ten proces... do tego przez kilkadziesiąt stron,  ponad rok dochodziłam sama...

992

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?
Szary80 napisał/a:
Roxann napisał/a:
BlueValentine napisał/a:

Nigdy go nie winiłam o to, że nie zostawił dla mnie rodziny. Wiedziałam jakie to trudne. Sama to zrobiłam. Oczywiście, że miałam nadzieję na to, że on zrobi dla nas to co ja (nadzieję, którą bardzo skutecznie mnie karmił). Jedyne czego od niego potem oczekiwałam, to żeby dał mi spokój i pozwolił układać swoje życie na nowo. Bo wywróciłam je do góry nogami. Ale on mojej prośby nie uszanował. Moja rana wciąż i wciąż była rozdrapywana. Dlatego to ja musiałam zrobić to ostre cięcie. Dla siebie. Dla mojej rodziny.
I nie. oczywiście, że nie jestem teraz szczęśliwa. Ale uważasz, że byłam szczęśliwsza, gdy mnie nękał (lub ja jego)?
Teraz przynajmniej widzę szansę dla siebie na w miarę szczęśliwe życie.
Bo bardzo szczęśliwego z nim mieć nie będę. Zresztą, kto wie, czy z nim w ogóle takie bym miała?

I waśnie o to tu chodzi, jeśli jeden z drugim wiecie już, że nie zostawicie rodziny, choć wcześniej kochance mówiliście co innego, były wyznania miłości itd., dajcie jej spokój. Ani BlueValentine ani ja ani żadna inna nie będzie was winić za to, że że podjęliście taką decyzję, ale bodźcie w niej konsekwentni! Dajcie jej żyć. Takie nękanie jest najgorsze a chyba każdy albo większość to robi, mój też i to przez wiele miesięcy.
Tak zdradzanie żony, której się podobno nie kocha, jak i sprowadzanie kochanki, którą się podobno kocha do roli tej drugiej, jest podłe.
I wcale nie chodzi o wybielanie czy umniejszanie winy kogokolwiek. Bo za sam romans są odpowiedzialni oboje, to jest bezdyskusyjne, ale jeżeli dochodzi do decyzji, kiedy każde się określa, a te oczekiwania się mijają... to niechże każdy idzie w swoją stronę.
Żadne kolejne deadliny, żadne sentymentalne smsmy, żadne niby przypadkowe spotkania...to tylko bardziej wyniszcza psychicznie.
Logika Alsoskiego: muszę się bardziej zdystansować, wciąż kocham kochankę, więc wrócę, przeciągnę ostateczne rozstanie jeszcze o kilka tygodni... wtedy z większym zaangażowaniem wrócę do żony... realy??? Chyba nikt o zdrowych zmysłach w tą bajkę nie uwierzy... Nudno tak wrócić do żony bez tej adrenaliny, więc choć pozornie ją podtrzyma... póki się da... póki kochanka będzie jakkolwiek reagować, bo z jej uczuciami już dawno przestał się liczyć...


Wiesz co jeszcze w tym wszystkim jest najgorsze ?
Ze jeżeli zrezygnują z kochanki to ktoś inny zajmie ich miejsce a oni zostaną w tym co sobie stworzyli dzięki temu romansowi .

I właśnie po to nęka się kochankę. Żeby przypadkiem nie zapomniała o "ukochanym" i poznała kogoś innego. Bo przecież "ukochany" jej potrzebuje i nie może bez niej żyć...

993

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?
BlueValentine napisał/a:

I właśnie po to nęka się kochankę. Żeby przypadkiem nie zapomniała o "ukochanym" i poznała kogoś innego. Bo przecież "ukochany" jej potrzebuje i nie może bez niej żyć...

Dokładnie, ten mój jeszcze bardziej się zaczął 'poświęcać' by mieć potem powód do manipulacji... nie ważne, że nie zostawi żony ale jechał na 'koniec świata' by choć na chwilę mnie zobaczyć... i jak mogę tego nie docenić? On się tak poświęca... hmm

994

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?
Roxann napisał/a:
BlueValentine napisał/a:

I właśnie po to nęka się kochankę. Żeby przypadkiem nie zapomniała o "ukochanym" i poznała kogoś innego. Bo przecież "ukochany" jej potrzebuje i nie może bez niej żyć...

Dokładnie, ten mój jeszcze bardziej się zaczął 'poświęcać' by mieć potem powód do manipulacji... nie ważne, że nie zostawi żony ale jechał na 'koniec świata' by choć na chwilę mnie zobaczyć... i jak mogę tego nie docenić? On się tak poświęca... hmm



Dobre  big_smile

995

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?
Szary80 napisał/a:
Roxann napisał/a:
BlueValentine napisał/a:

I właśnie po to nęka się kochankę. Żeby przypadkiem nie zapomniała o "ukochanym" i poznała kogoś innego. Bo przecież "ukochany" jej potrzebuje i nie może bez niej żyć...

Dokładnie, ten mój jeszcze bardziej się zaczął 'poświęcać' by mieć potem powód do manipulacji... nie ważne, że nie zostawi żony ale jechał na 'koniec świata' by choć na chwilę mnie zobaczyć... i jak mogę tego nie docenić? On się tak poświęca... hmm



Dobre  big_smile

No poważnie mówię, już byliśmy dawno po poważniej rozmowie, on nie zostawi rodziny, ja nie chcę być kochanką... zmieniłam pracę, wyjechałam a on 'mnie znalazł'. No jak mogę go odrzucić? To jest tupet! Jeszcze kilka było takich sytuacji "nękania". Czy próby manipulacji...
może dlatego tak zareagowałam na ten deadline Alsockiego... Bo dla mnie to był koniec a dla niego próbuję, póki jeszcze mnie kocha... a nóż widelec.. hmm

996

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?
Roxann napisał/a:
Szary80 napisał/a:
Roxann napisał/a:

Dokładnie, ten mój jeszcze bardziej się zaczął 'poświęcać' by mieć potem powód do manipulacji... nie ważne, że nie zostawi żony ale jechał na 'koniec świata' by choć na chwilę mnie zobaczyć... i jak mogę tego nie docenić? On się tak poświęca... hmm



Dobre  big_smile

No poważnie mówię, już byliśmy dawno po poważniej rozmowie, on nie zostawi rodziny, ja nie chcę być kochanką... zmieniłam pracę, wyjechałam a on 'mnie znalazł'. No jak mogę go odrzucić? To jest tupet! Jeszcze kilka było takich sytuacji "nękania". Czy próby manipulacji...
może dlatego tak zareagowałam na ten deadline Alsockiego... Bo dla mnie to był koniec a dla niego próbuję, póki jeszcze mnie kocha... a nóż widelec.. hmm



Akcja się odwróciła o 180 stopni i zrozumiał ze jednak nie jesteś jego tak jak to zakladal . Piękne zakończenie  wink

997

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?
Szary80 napisał/a:

Akcja się odwróciła o 180 stopni i zrozumiał ze jednak nie jesteś jego tak jak to zakladal . Piękne zakończenie  wink

Uczucie uczuciem, ale bycie tą drugą, kiedy wiem, że od żony nie odejdzie to dla mnie upokorzenie. Żadne bajki o niespełnionej miłości, która nie może się ziścić bo coś tam.. już na mnie nie działały... choć ciężko było się odkochać..

998

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?
Roxann napisał/a:
Szary80 napisał/a:

Akcja się odwróciła o 180 stopni i zrozumiał ze jednak nie jesteś jego tak jak to zakladal . Piękne zakończenie  wink

Uczucie uczuciem, ale bycie tą drugą, kiedy wiem, że od żony nie odejdzie to dla mnie upokorzenie. Żadne bajki o niespełnionej miłości, która nie może się ziścić bo coś tam.. już na mnie nie działały... choć ciężko było się odkochać..



Wierze Ci i ciesze się ze dziś jesteś w tym miejscu jakim jesteś teraz bo mogłaś popłynąć razem z tymi jego bajeczkami .

999

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?
Szary80 napisał/a:

Wierze Ci i ciesze się ze dziś jesteś w tym miejscu jakim jesteś teraz bo mogłaś popłynąć razem z tymi jego bajeczkami .

Bajeczki się kończą kiedy jest ultimatum.. decyzja..
Ja na samym początku nie wiedziałam nawet, że jest żonaty..

1,000

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?
Roxann napisał/a:
Szary80 napisał/a:

Wierze Ci i ciesze się ze dziś jesteś w tym miejscu jakim jesteś teraz bo mogłaś popłynąć razem z tymi jego bajeczkami .

Bajeczki się kończą kiedy jest ultimatum.. decyzja..
Ja na samym początku nie wiedziałam nawet, że jest żonaty..



Człowiek na własnej skórze tego doświadczył i przyznaje Ci 100% racje . Bajka się kończy kiedy jest ultimatum i portki się trzęsą .

1,001

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?
Szary80 napisał/a:
horses napisał/a:
Szary80 napisał/a:

To prawda . Tak długo jesteśmy przy drugiej na ile widzimy ze warto w tym trwać dopóki nie dochodzi do nas ze ten ktoś ma nas w nosie lub poprostu się nami bawi .

Lub  brak mu odwagi coś zmienić lub nie chce rozwalać życia dzieciom i małżonkowi, lub ....
Szary, wybacz i zapomnij, albo tylko zapomnij.



Wole tylko zapomnieć.

Nie zapomnisz, nie wybaczysz..........
Może po prostu się z tym pogódź, tak jak z wieloma innymi sprawami, które pewnie Ci w życiu nie wyszły.
No bo przecież każdy z nas ma trochę porażek za sobą. No, inaczej się nie da przeżyć życia.

1,002

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?
horses napisał/a:
Szary80 napisał/a:
horses napisał/a:

Lub  brak mu odwagi coś zmienić lub nie chce rozwalać życia dzieciom i małżonkowi, lub ....
Szary, wybacz i zapomnij, albo tylko zapomnij.



Wole tylko zapomnieć.

Nie zapomnisz, nie wybaczysz..........
Może po prostu się z tym pogódź, tak jak z wieloma innymi sprawami, które pewnie Ci w życiu nie wyszły.
No bo przecież każdy z nas ma trochę porażek za sobą. No, inaczej się nie da przeżyć życia.



Czas pozwala zapomnieć i pogodzić się ze wszystkim.

1,003 Ostatnio edytowany przez BlueValentine (2018-05-12 13:40:51)

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?
Roxann napisał/a:
eska12 napisał/a:

Ile zła trzeba mieć w sobie żeby coś takiego napisać?
Nie masz pojęcia jak wygląda sięgnięcia dna. Życie Cię za mało przeorało skoro masz komukolwiek odwagę tego życzyć.

I tak w tym wątku wyjątkowo mało pomyj i jadu w porównaniu z innymi, gdzie wypowiadają się kochankowie czy zdradzający. Ale to chyba dlatego, że tu wypowiedzieli się faceci, którzy zdradzają i kochają kochanki, nie żony. I mówią to wprost.
Choć wiadomo, że kochają tylko samych siebie....
Kobiety zdradzone czy te "święte" czy panowie znający męską naturę te opcje zwykle całkowicie odrzucają i bojkotują...
Facet tylko chce skorzystać czy pokorzystać, a i tak kocha żonę, a głupia kochanka wierzy w opowiadane bajki. W końcu i tak on wróci do żony bo to ją kocha...
Eh naprawdę, aż 'zazdroszczę' tym żonom Asoskiego i Hrefiego, tej ich miłości do nich, że z takich atrakcyjnych kochanek rezygnują.
Cieszę się, że ten wątek powstał, bo jest inny i pokazuje światło na romanse z rożnych stron i pozwala innym osobom wypowiedzieć, bez obaw że zaraz wiadro pomyj i wyzwisk na nie spadnie.
Szkoda, że ja na taki wątek nie trafiłam 2l temu, byłoby mi łatwiej. Bo tu nie chodzi tylko o jakiś tam schemat zawarty w kilku zdaniach ale o emocje, rozterki, dylematy, które towarzyszą przy trwaniu czy zakończeniu. Dla danej osoby są nowe, ale jeśli ktoś napisze, że miał tak samo inny potwierdzi, to jakoś łatwiej to przetrwać. Zrozumieć. Chyba nikt wdający się w romans, przy pierwszych motylkach nie podejrzewa, że za kilka msc, dopadnie go huśtawka emocjonalna a nawet depresja.
Bardzo trudno się wyrwać z romansu, kiedy jest zaangażowanie emocjonalne, potwierdza to każdy kolejny przypadek. Pamiętam posty kilku kochanek z mojego wątku, które tkwiły w takich układach po nawet kilka lat i były ewidentnie wrakami.
Ok. można mówić, masz to na własne życzenie, ale każdy w życiu popełnia błędy, zakochuje w nieodpowiedniej osobie. Nie uważam, że z powodów błędnych decyzji, ktokolwiek zasługuje na "osiągnięcie dna". Każdemu należy się choć jedna szansa by naprawić swoje błędy i wyciągnąć wnioski na przyszłość.
Ja jestem mądra po szkodzie. Ale ile mi zajęło by dojść do tego etapu? Ja prawie od początku swego wątku mówiłam, że nie chodzi o sam romans, zdradę, tylko o emocje... z nimi najtrudniej sobie poradzić. Szkoda, że wtedy nie pojawił się ktoś taki jak np BlueValentine, kto by mi napisał jak to jest, przedstawił cały ten proces... do tego przez kilkadziesiąt stron,  ponad rok dochodziłam sama...

Kurcze. Jakby Ktoś moje myśli tu przelał

1,004

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?
BlueValentine napisał/a:

Kurcze. Jakby Ktoś moje myśli tu przelał

Ja miałam podobne odczucie czytając Twój pierwszy post.
A to dlatego, że mamy podobne doświadczania...

1,005

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?
Roxann napisał/a:
BlueValentine napisał/a:

Kurcze. Jakby Ktoś moje myśli tu przelał

Ja miałam podobne odczucie czytając Twój pierwszy post.
A to dlatego, że mamy podobne doświadczania...

Dokładnie.
Ja bym może jeszcze dodała do Twojego poprzedniego posta, że wsparcie bliskich osób lub osób z podobnymi doświadczeniami jest bardzo ważne. Ja również żałuję, że z w tym najgorszym okresie nie mogłam "korzystać" z doświadczeń osób z podobnymi problemami (bardzo pocieszające dla mnie jest to, że on stał Ci się obojętny, na to właśnie czekam...). Jednak mimo wsparcia i pomocy (które są nie do przecenienia), z trudnymi sytuacjami człowiek ostatecznie musi zmierzyć się sam. Sam przez to przebrnąć. I nie da się tego ani przeskoczyć ani obejść.

Nawiązują przy okazji do innego Twojego posta, chciałam potwierdzić: upokorzenie dla mnie również było najgorsze. Do dziś nie rozumiem, jak ja (postrzegająca siebie jako osobę dumną i silną) mogłam wpakować się w taką sytuację. Sama pozwoliłam na to upokorzenie. Sama sobie to zrobiłam. Sobie i wielu innym osobom... :-(

1,006

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?
Szary80 napisał/a:
horses napisał/a:
Szary80 napisał/a:


Wole tylko zapomnieć.

Nie zapomnisz, nie wybaczysz..........
Może po prostu się z tym pogódź, tak jak z wieloma innymi sprawami, które pewnie Ci w życiu nie wyszły.
No bo przecież każdy z nas ma trochę porażek za sobą. No, inaczej się nie da przeżyć życia.



Czas pozwala zapomnieć i pogodzić się ze wszystkim.


Tak. To prawda.
Ale ponieważ brzmi to trochę przygnębiająco, dodam jeszcze, że pozwala również na znalezienie szczęścia z kimś innym, gdzie indziej albo inaczej :-)

1,007

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?
BlueValentine napisał/a:
Szary80 napisał/a:
horses napisał/a:

Nie zapomnisz, nie wybaczysz..........
Może po prostu się z tym pogódź, tak jak z wieloma innymi sprawami, które pewnie Ci w życiu nie wyszły.
No bo przecież każdy z nas ma trochę porażek za sobą. No, inaczej się nie da przeżyć życia.



Czas pozwala zapomnieć i pogodzić się ze wszystkim.


Tego się trzymajmy  wink


Tak. To prawda.
Ale ponieważ brzmi to trochę przygnębiająco, dodam jeszcze, że pozwala również na znalezienie szczęścia z kimś innym, gdzie indziej albo inaczej :-)

1,008

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?
BlueValentine napisał/a:
Roxann napisał/a:
BlueValentine napisał/a:

Kurcze. Jakby Ktoś moje myśli tu przelał

Ja miałam podobne odczucie czytając Twój pierwszy post.
A to dlatego, że mamy podobne doświadczania...

Dokładnie.
Ja bym może jeszcze dodała do Twojego poprzedniego posta, że wsparcie bliskich osób lub osób z podobnymi doświadczeniami jest bardzo ważne. Ja również żałuję, że z w tym najgorszym okresie nie mogłam "korzystać" z doświadczeń osób z podobnymi problemami (bardzo pocieszające dla mnie jest to, że on stał Ci się obojętny, na to właśnie czekam...). Jednak mimo wsparcia i pomocy (które są nie do przecenienia), z trudnymi sytuacjami człowiek ostatecznie musi zmierzyć się sam. Sam przez to przebrnąć. I nie da się tego ani przeskoczyć ani obejść.

Nawiązują przy okazji do innego Twojego posta, chciałam potwierdzić: upokorzenie dla mnie również było najgorsze. Do dziś nie rozumiem, jak ja (postrzegająca siebie jako osobę dumną i silną) mogłam wpakować się w taką sytuację. Sama pozwoliłam na to upokorzenie. Sama sobie to zrobiłam. Sobie i wielu innym osobom... :-(

No ja nie miałam wsparcia, ale forum mi naprawdę pomogło. I tak jak piszesz, decyzja zostaję z żoną tzn ty będziesz kochanką to było jak potwarz. Też uważam, że jestem osobą dumną i silną.. też były trudne te pierwsze spotkania "po"... ale przy kolejnym jest totalna obojętność.. Ja teraz nawet nim gardzę.. naprawdę.. choć jakiś czas temu kochałam wręcz na zabój...

1,009

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?

W tym roku długo weekend majowy był wyjątkowo długi i wyjątkowo pogodny. Nie  sobie przypomnieć kiedy tak ostatnio było gorąco. Napewno dla wielu cudowny.

Wyjechałem z rodziną daleko poza miejsce zamieszkania. Nie kontaktowalem się z kochanką. Oboje chcieliśmy odpocząć.

Faktycznie trochę odpoczalem. Uspokoiłem mysli. Zdałem sobie sprawę że takie odcięcie było by skuteczne na dłuższą metę. Było sporo wolnych dni więc refleksje przyszły same. Różnego rodzaju.

Od jakiegoś czasu zastanawiam się nie nad romansem ale przedewszystkim nad tym czy takie małżeństwo to jest to co jestem w stanie akceptować nadal. Już pomijac kochankę. Liczę się z tym że gdy bym jednak odszedł od żony to mogę zostać sam przez jakiś czas.

Zdałem sobie sprawę że romans będzie mi bardzo ciężko zakończyć bo to coś więcej niż milosc. Ta miłość była budowana na przyjaźni kilkuletniej. Powoli, na spokojnie, bez wyraźnych intencji z naszej strony. Nagle niewiadomo jak, skąd ale poniedziałek stał się najlepszym dniem tygodnia bo wowczas mogliśmy zobaczyć się wzajemnie w pracy. Pojawilo się dziwne uczucie tęsknoty jednego za drugim w czasie urlopów. To było na długo przed romansem. Powinna się wówczas lampka w głowie zaświecic że coś się dzieje. Nie zaswiecila sie. Nie zdawalismy sobie sprawy co się rodzi. Teraz jak patrzę wstecz to wyraźnie widzę sygnały, które powinny nas ostrzec.

Ja z żoną różnie się calkowicie. Inaczej patrzymy na świat. Inne wydajemy sądy i inne mamy wartości. To co jest dla mnie cenne w życiu dla żony już niekoniecznie. I odwrotnie. Mało mamy wspólnych cech.

Kochanka to wręcz całkowite przeciwieństwo mojej zony. Jest taka sama jak ja tylko płeć inna. Tak samo patrzy na świat, to samo jest cenne dla niej co dla mnie. Pamiętam niejednokrotnie sytuację z pracy - jest jakiś problem z pracy, ktoś się jej pyta o zdanie. Ja przychodzę pół godziny później i mówię dokładnie to samo co ona. To wspólne patrzenie na życie w tym samym kierunku. Wydajemy takie same sądy, myślimy podobnie.
Czasem mam wrażenie jakbyśmy byli wychowani przez tych samych rodziców albo w takim samym środowisku. Jest bardzo duża zbieżność.

Dlatego nawet jak motyle w brzuchu przestaną trzepotac to zostanie to co wyzej. Zostanie dwoje ludzi, którzy widzą świat tak samo.

Nasi partnerzy też nie ułatwiają. Moja zona to nie jest typ dumniej kobiety, która puszcza faceta wolno jak on nie chce z nią byc. Nie jest taka. To kobieta która sięgnie po wszystkie znane jej środki aby mnie zatrzymać. Sama się przyznała że gdy wystąpie o rozwód to zrobi wszystko abym go nie dostał. Zaczęła grać dzieckiem. Uczy go ze jak wracam z pracy to ma łapać mnie za szyję i mówić że mnie kocha. Żona się asekuruje jak moze.

Nie wiem po co to pisze. Chyba jako autoterapia.

1,010

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?

@Hrefi
Zawalcz o siebie.
I o syna też.
Kiedyś to wszystko zrozumie.

1,011

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?
Hrefi napisał/a:

W tym roku długo weekend majowy był wyjątkowo długi i wyjątkowo pogodny. Nie  sobie przypomnieć kiedy tak ostatnio było gorąco. Napewno dla wielu cudowny.

Wyjechałem z rodziną daleko poza miejsce zamieszkania. Nie kontaktowalem się z kochanką. Oboje chcieliśmy odpocząć.

Faktycznie trochę odpoczalem. Uspokoiłem mysli. Zdałem sobie sprawę że takie odcięcie było by skuteczne na dłuższą metę. Było sporo wolnych dni więc refleksje przyszły same. Różnego rodzaju.

Od jakiegoś czasu zastanawiam się nie nad romansem ale przedewszystkim nad tym czy takie małżeństwo to jest to co jestem w stanie akceptować nadal. Już pomijac kochankę. Liczę się z tym że gdy bym jednak odszedł od żony to mogę zostać sam przez jakiś czas.

Zdałem sobie sprawę że romans będzie mi bardzo ciężko zakończyć bo to coś więcej niż milosc. Ta miłość była budowana na przyjaźni kilkuletniej. Powoli, na spokojnie, bez wyraźnych intencji z naszej strony. Nagle niewiadomo jak, skąd ale poniedziałek stał się najlepszym dniem tygodnia bo wowczas mogliśmy zobaczyć się wzajemnie w pracy. Pojawilo się dziwne uczucie tęsknoty jednego za drugim w czasie urlopów. To było na długo przed romansem. Powinna się wówczas lampka w głowie zaświecic że coś się dzieje. Nie zaswiecila sie. Nie zdawalismy sobie sprawy co się rodzi. Teraz jak patrzę wstecz to wyraźnie widzę sygnały, które powinny nas ostrzec.

Ja z żoną różnie się calkowicie. Inaczej patrzymy na świat. Inne wydajemy sądy i inne mamy wartości. To co jest dla mnie cenne w życiu dla żony już niekoniecznie. I odwrotnie. Mało mamy wspólnych cech.

Kochanka to wręcz całkowite przeciwieństwo mojej zony. Jest taka sama jak ja tylko płeć inna. Tak samo patrzy na świat, to samo jest cenne dla niej co dla mnie. Pamiętam niejednokrotnie sytuację z pracy - jest jakiś problem z pracy, ktoś się jej pyta o zdanie. Ja przychodzę pół godziny później i mówię dokładnie to samo co ona. To wspólne patrzenie na życie w tym samym kierunku. Wydajemy takie same sądy, myślimy podobnie.
Czasem mam wrażenie jakbyśmy byli wychowani przez tych samych rodziców albo w takim samym środowisku. Jest bardzo duża zbieżność.

Dlatego nawet jak motyle w brzuchu przestaną trzepotac to zostanie to co wyzej. Zostanie dwoje ludzi, którzy widzą świat tak samo.

Nasi partnerzy też nie ułatwiają. Moja zona to nie jest typ dumniej kobiety, która puszcza faceta wolno jak on nie chce z nią byc. Nie jest taka. To kobieta która sięgnie po wszystkie znane jej środki aby mnie zatrzymać. Sama się przyznała że gdy wystąpie o rozwód to zrobi wszystko abym go nie dostał. Zaczęła grać dzieckiem. Uczy go ze jak wracam z pracy to ma łapać mnie za szyję i mówić że mnie kocha. Żona się asekuruje jak moze.

Nie wiem po co to pisze. Chyba jako autoterapia.


To ty decydujesz jak będzie wyglądało twoje przyszłe życie . Cokolwiek zrobisz będziesz żałował tylko serce boli bo się zakochałeś jak małolat . Nie wiem ale na twoim miejscu patrzyłbym na siebie bo z tego co piszesz to w domu szczęśliwy nie jesteś.

1,012

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?
Hrefi napisał/a:

W tym roku długo weekend majowy był wyjątkowo długi i wyjątkowo pogodny. Nie  sobie przypomnieć kiedy tak ostatnio było gorąco. Napewno dla wielu cudowny.

Wyjechałem z rodziną daleko poza miejsce zamieszkania. Nie kontaktowalem się z kochanką. Oboje chcieliśmy odpocząć.

Faktycznie trochę odpoczalem. Uspokoiłem mysli. Zdałem sobie sprawę że takie odcięcie było by skuteczne na dłuższą metę. Było sporo wolnych dni więc refleksje przyszły same. Różnego rodzaju.

Od jakiegoś czasu zastanawiam się nie nad romansem ale przedewszystkim nad tym czy takie małżeństwo to jest to co jestem w stanie akceptować nadal. Już pomijac kochankę. Liczę się z tym że gdy bym jednak odszedł od żony to mogę zostać sam przez jakiś czas.

Zdałem sobie sprawę że romans będzie mi bardzo ciężko zakończyć bo to coś więcej niż milosc. Ta miłość była budowana na przyjaźni kilkuletniej. Powoli, na spokojnie, bez wyraźnych intencji z naszej strony. Nagle niewiadomo jak, skąd ale poniedziałek stał się najlepszym dniem tygodnia bo wowczas mogliśmy zobaczyć się wzajemnie w pracy. Pojawilo się dziwne uczucie tęsknoty jednego za drugim w czasie urlopów. To było na długo przed romansem. Powinna się wówczas lampka w głowie zaświecic że coś się dzieje. Nie zaswiecila sie. Nie zdawalismy sobie sprawy co się rodzi. Teraz jak patrzę wstecz to wyraźnie widzę sygnały, które powinny nas ostrzec.

Ja z żoną różnie się calkowicie. Inaczej patrzymy na świat. Inne wydajemy sądy i inne mamy wartości. To co jest dla mnie cenne w życiu dla żony już niekoniecznie. I odwrotnie. Mało mamy wspólnych cech.

Kochanka to wręcz całkowite przeciwieństwo mojej zony. Jest taka sama jak ja tylko płeć inna. Tak samo patrzy na świat, to samo jest cenne dla niej co dla mnie. Pamiętam niejednokrotnie sytuację z pracy - jest jakiś problem z pracy, ktoś się jej pyta o zdanie. Ja przychodzę pół godziny później i mówię dokładnie to samo co ona. To wspólne patrzenie na życie w tym samym kierunku. Wydajemy takie same sądy, myślimy podobnie.
Czasem mam wrażenie jakbyśmy byli wychowani przez tych samych rodziców albo w takim samym środowisku. Jest bardzo duża zbieżność.

Dlatego nawet jak motyle w brzuchu przestaną trzepotac to zostanie to co wyzej. Zostanie dwoje ludzi, którzy widzą świat tak samo.

Nasi partnerzy też nie ułatwiają. Moja zona to nie jest typ dumniej kobiety, która puszcza faceta wolno jak on nie chce z nią byc. Nie jest taka. To kobieta która sięgnie po wszystkie znane jej środki aby mnie zatrzymać. Sama się przyznała że gdy wystąpie o rozwód to zrobi wszystko abym go nie dostał. Zaczęła grać dzieckiem. Uczy go ze jak wracam z pracy to ma łapać mnie za szyję i mówić że mnie kocha. Żona się asekuruje jak moze.

Nie wiem po co to pisze. Chyba jako autoterapia.

No właśnie. Czy jesteś w stanie akceptować to małżeństwo w takim kształcie? Romans prędzej czy później się skończy. To pewne. Wyda się, albo będzie dla (któregoś z) Was już ciężarem nie do udźwignięcia. I z czym zostaniesz? Z wielką pustką w sercu i duszy i z tym małżeństwem. Wyobraź sobie, jak Twoje życie będzie wtedy wyglądało? Potem za rok. Za kolejnych kilka lat. Chcesz takiego życia? Może faktycznie warto zawalczyć? Jak pisze Xymena: o siebie i o syna. A żona jak mądra, to kiedyś Ci podziękuje. Życie w małżeństwie, w którym nie ma obustronnej miłości to strata czasu, którego już się nie odrobi...

1,013 Ostatnio edytowany przez Xymena (2018-05-13 11:18:50)

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?

@Hrefi
Twój syn Ci za to poświęcenie nie podziękuje. Tylko surowo oceni.
Co mu powiesz? Jak wytłumaczysz dlaczego pozwoliłeś na manipulowanie jego uczuciami? Dlaczego postawiłeś się w roli zakładnika swojej żony? Czy to naprawdę dla niego wzór mężczyzny? Tak będzie cię kiedyś postrzegał.
Znajdź dla siebie jakąś drogę. Trzeba tylko zrobić pierwszy krok.

1,014

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?
Xymena napisał/a:

@Hrefi
Twój syn Ci za to poświęcenie nie podziękuje. Tylko surowo oceni.
Co mu powiesz? Jak wytłumaczysz dlaczego pozwoliłeś na manipulowanie jego uczuciami? Dlaczego postawiłeś się w roli zakładnika swojej żony? Czy to naprawdę dla niego wzór mężczyzny? Tak będzie cię kiedyś postrzegał.
Znajdź dla siebie jakąś drogę. Trzeba tylko zrobić pierwszy krok.


O to właśnie chodzi . Trzeba zrobić pierwszy krok .

1,015

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?
Szary80 napisał/a:
Xymena napisał/a:

@Hrefi
Twój syn Ci za to poświęcenie nie podziękuje. Tylko surowo oceni.
Co mu powiesz? Jak wytłumaczysz dlaczego pozwoliłeś na manipulowanie jego uczuciami? Dlaczego postawiłeś się w roli zakładnika swojej żony? Czy to naprawdę dla niego wzór mężczyzny? Tak będzie cię kiedyś postrzegał.
Znajdź dla siebie jakąś drogę. Trzeba tylko zrobić pierwszy krok.

No, no jak większość facetów egoistów postaw własne dobro nad dobrem dziecka i ....droga wolna. A że przy okazji zniszczysz dzieciństwo i psychikę własnego synka, ach to taki drobiażdżek..... Jakos tyle lat siedziales z tą kobietą i zdecydowales sie na dziecko, wiec chyba coś było miedzy wami? Masz odrobinę poczucia odpowiedzialności? Wiesz jaką tragedię szykujesz synkowi? Ty nie masz serca dla niego? Tylko twoje szczęście jest istotne? Ale być może tak właśnie jest, w końcu tylu facetów wkoło odchodzi i calkiem porzuca dzieci, może mam za małą głowę, żeby to ogarnąć... Dla mnie osobiście płacz, stres syna, poczucie jaką krzywdę mu wyrzadze jak odejdę - było najlepsza siłą motywującą do zakończenia romansu i zajęcia sie walką o małżeństwo i rodzinę. I wiesz co, teraz czuję w sobie wewnętrzny spokój jak widzę jak wszystko zaczyna sie układać a dziecko jest spokojne i szczęśliwe.


O to właśnie chodzi . Trzeba zrobić pierwszy krok .

1,016

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?

No, no jak większość facetów egoistów postaw własne dobro nad dobrem dziecka i ....droga wolna. A że przy okazji zniszczysz dzieciństwo i psychikę własnego synka, ach to taki drobiażdżek..... Jakos tyle lat siedziales z tą kobietą i zdecydowales sie na dziecko, wiec chyba coś było miedzy wami? Masz odrobinę poczucia odpowiedzialności? Wiesz jaką tragedię szykujesz synkowi? Ty nie masz serca dla niego? Tylko twoje szczęście jest istotne? Ale być może tak właśnie jest, w końcu tylu facetów wkoło odchodzi i calkiem porzuca dzieci, może mam za małą głowę, żeby to ogarnąć... Dla mnie osobiście płacz, stres syna, poczucie jaką krzywdę mu wyrzadze jak odejdę - było najlepsza siłą motywującą do zakończenia romansu i zajęcia sie walką o małżeństwo i rodzinę. I wiesz co, teraz czuję w sobie wewnętrzny spokój jak widzę jak wszystko zaczyna sie układać a dziecko jest spokojne i szczęśliwe.


Nie możesz mu mówić lub podpowiadać co ma zrobić bo to jego życie . Tobie się ułożyło i fajnie , ciesze się bardzo ale nie wszystkim się taki powrót udaje . Znam sporo osób które zostało w takich związkach „ dla dziecka „ i do dziś żałują . Mam koleżankę która taki krok zrobiła dopiero po 21 latach aż córka dorośnie i wiesz co mi powiedziała ? „ Straciłam 21 lat bo nie patrzalam na siebie a teraz mając 48 lat zostałam sama i żałuje ze nie zrobiłam tego wcześniej.”
Także widzisz nie każdemu się udaje . Dla mnie osobiście w świecie gdzie każdy teraz patrzy tylko na siebie bo musi bo jak będziesz się martwiła o innych to jak oni Cię zawiodą to nikt już Ci nie pomoże . Życie mamy tylko jedno .

1,017

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?
ssszron napisał/a:
Szary80 napisał/a:
Xymena napisał/a:

@Hrefi
Twój syn Ci za to poświęcenie nie podziękuje. Tylko surowo oceni.
Co mu powiesz? Jak wytłumaczysz dlaczego pozwoliłeś na manipulowanie jego uczuciami? Dlaczego postawiłeś się w roli zakładnika swojej żony? Czy to naprawdę dla niego wzór mężczyzny? Tak będzie cię kiedyś postrzegał.
Znajdź dla siebie jakąś drogę. Trzeba tylko zrobić pierwszy krok.

No, no jak większość facetów egoistów postaw własne dobro nad dobrem dziecka i ....droga wolna. A że przy okazji zniszczysz dzieciństwo i psychikę własnego synka, ach to taki drobiażdżek..... Jakos tyle lat siedziales z tą kobietą i zdecydowales sie na dziecko, wiec chyba coś było miedzy wami? Masz odrobinę poczucia odpowiedzialności? Wiesz jaką tragedię szykujesz synkowi? Ty nie masz serca dla niego? Tylko twoje szczęście jest istotne? Ale być może tak właśnie jest, w końcu tylu facetów wkoło odchodzi i calkiem porzuca dzieci, może mam za małą głowę, żeby to ogarnąć... Dla mnie osobiście płacz, stres syna, poczucie jaką krzywdę mu wyrzadze jak odejdę - było najlepsza siłą motywującą do zakończenia romansu i zajęcia sie walką o małżeństwo i rodzinę. I wiesz co, teraz czuję w sobie wewnętrzny spokój jak widzę jak wszystko zaczyna sie układać a dziecko jest spokojne i szczęśliwe.


O to właśnie chodzi . Trzeba zrobić pierwszy krok .


Ssszron, przepraszam jeśli coś źle zrozumiałam. Nie czytałam wszystkich Twoich postów i dlatego może coś przekręcam. Ale z tego, co do tej pory pisałaś, myślałam, że jesteś zdradzoną żoną. A teraz piszesz, że płacz syna był dla Ciebie największą motywacją na zakończenie romansu. Jeśli byłaś w takiej sytuacji, to wykazujesz wyjątkowo mało empatii a Twoje opinię są dość surowe. Jeśli źle to zrozumiałam i jesteś zdradzoną żoną, to doradzasz mu z zupełnie innej pozycji. Nie mówię, że łatwiejszej albo lepszej. Absolutnie nie. Ale Ty autora wątku po prostu nie zrozumiesz. Tak swoją drogą, mam nadzieję, że moje małżeństwo również przetrwa. Cieszę się, że zaczyna Ci się układać.

Ja (mądra po szkodzie) również wiem, że najpierw należy próbować ratować związek a potem zastanawiać się co dalej. Ale hrefi - na wiele rad tego typu -już chyba wiele razy napisał co o tym myśli.

1,018

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?
ssszron napisał/a:
Szary80 napisał/a:
Xymena napisał/a:

@Hrefi
Twój syn Ci za to poświęcenie nie podziękuje. Tylko surowo oceni.
Co mu powiesz? Jak wytłumaczysz dlaczego pozwoliłeś na manipulowanie jego uczuciami? Dlaczego postawiłeś się w roli zakładnika swojej żony? Czy to naprawdę dla niego wzór mężczyzny? Tak będzie cię kiedyś postrzegał.
Znajdź dla siebie jakąś drogę. Trzeba tylko zrobić pierwszy krok.

No, no jak większość facetów egoistów postaw własne dobro nad dobrem dziecka i ....droga wolna. A że przy okazji zniszczysz dzieciństwo i psychikę własnego synka, ach to taki drobiażdżek..... Jakos tyle lat siedziales z tą kobietą i zdecydowales sie na dziecko, wiec chyba coś było miedzy wami? Masz odrobinę poczucia odpowiedzialności? Wiesz jaką tragedię szykujesz synkowi? Ty nie masz serca dla niego? Tylko twoje szczęście jest istotne? Ale być może tak właśnie jest, w końcu tylu facetów wkoło odchodzi i calkiem porzuca dzieci, może mam za małą głowę, żeby to ogarnąć... Dla mnie osobiście płacz, stres syna, poczucie jaką krzywdę mu wyrzadze jak odejdę - było najlepsza siłą motywującą do zakończenia romansu i zajęcia sie walką o małżeństwo i rodzinę. I wiesz co, teraz czuję w sobie wewnętrzny spokój jak widzę jak wszystko zaczyna sie układać a dziecko jest spokojne i szczęśliwe.


O to właśnie chodzi . Trzeba zrobić pierwszy krok .


Ssszron, przepraszam jeśli coś źle zrozumiałam. Nie czytałam wszystkich Twoich postów i dlatego może coś przekręcam. Ale z tego, co do tej pory pisałaś, myślałam, że jesteś zdradzoną żoną. A teraz piszesz, że płacz syna był dla Ciebie największą motywacją na zakończenie romansu. Jeśli byłaś w takiej sytuacji, to wykazujesz wyjątkowo mało empatii a Twoje opinię są dość surowe. Jeśli źle to zrozumiałam i jesteś zdradzoną żoną, to doradzasz mu z zupełnie innej pozycji. Nie mówię, że łatwiejszej albo lepszej. Absolutnie nie. Ale Ty autora wątku po prostu nie zrozumiesz. Tak swoją drogą, mam nadzieję, że moje małżeństwo również przetrwa. Cieszę się, że zaczyna Ci się układać.

Ja (mądra po szkodzie) również wiem, że najpierw należy próbować ratować związek a potem zastanawiać się co dalej. Ale hrefi - na wiele rad tego typu -już chyba wiele razy napisał co o tym myśli.

1,019 Ostatnio edytowany przez Biały (2018-05-13 16:52:43)

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?
BlueValentine napisał/a:

Tak swoją drogą, mam nadzieję, że moje małżeństwo również przetrwa. Cieszę się, że zaczyna Ci się układać.

Ja (mądra po szkodzie) również wiem, że najpierw należy próbować ratować związek a potem zastanawiać się co dalej. Ale hrefi - na wiele rad tego typu -już chyba wiele razy napisał co o tym myśli.

Ale właściwie to warto Ci ratować to małżeństwo? Tak samo jak Hrefi wyszłaś za kogoś nie kochając go, co jest osobiście dla mnie jednym z większych świństw jakie można zrobić drugiej osobie. Motylki w brzuchu przecież ci się nie pojawią, mąż pozostanie nadal w roli psiapsiółki, bez okazji na to aby zakochać się z wzajemnością. Niedługo historia może się powtórzyć.

1,020 Ostatnio edytowany przez Roxann (2018-05-13 16:48:08)

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?
Biały napisał/a:
BlueValentine napisał/a:

Tak swoją drogą, mam nadzieję, że moje małżeństwo również przetrwa. Cieszę się, że zaczyna Ci się układać.

Ja (mądra po szkodzie) również wiem, że najpierw należy próbować ratować związek a potem zastanawiać się co dalej. Ale hrefi - na wiele rad tego typu -już chyba wiele razy napisał co o tym myśli.

Ale właściwie to warto Ci ratować to małżeństwo. Tak samo jak Hrefi wyszłaś za kogoś nie kochając go, co jest osobiście dla mnie jednym z większych świństw jakie można zrobić drugiej osobie. Motylki w brzuchu przecież ci się nie pojawią, mąż pozostanie nadal w roli psiapsiółki, bez okazji na to aby zakochać się z wzajemnością. Niedługo historia może się powtórzyć.

Wydaje mi się, że od tych całych motylków, ważniejszy jest szacunek do drugiego człowieka. Miłość to nie tylko namiętność. Dlatego wiele osób podobnie jak Hrefi, decyduje się na ślub i dzieci z osobą, która jak sam określił, ma cechy które nie dyskwalifikują jej jako żony. Takie małżeństwa nie muszę być nieudane, jeśli oboje się dobrze uzupełniają, są dla siebie wsparciem, szanują.
Jeżeli jednak ktoś wcześniej nigdy nie poczuł tych motylów, z zasady miłość uważa za coś wymyślonego czy przereklamowanego, to kiedy w końcu go to uczucie dopadnie, naprawdę może stracić głowę, pogubić. A zakochać się można nawet kilka razy w życiu, co nie oznacza, że wtedy należy od razu zmienić partnera.
Dla mnie największym problemem w dalszym funkcjonowaniu małżeństwa Hrefiego nie jest nawet romans, zdrada, ale brak szacunku dla małżonki. Choć w sumie jedno wiąże się z drugim...
No chyba, że to jest kwestią zagłuszania wyrzutów sumienia, których obecnie autor nie ma, tak jak nie ma niemal każdy zdradzający w fazie rozwoju romansu. Refleksje się pojawiają zwykle dopiero jak romans się skończy albo co gorsza wyda i odczują na sobie jaki ból sprawili drugiej osobie, zobaczą w jej oczach ogromne rozczarowanie i zawód. Pytanie czy te osoby ratujące potem swoje małżeństwa robią to rzeczywiście ze szczerych pobudek?
A nie tylko by zagłuszyć wyrzuty sumienia, zrehabilitować? Na jak długo to wystarczy?

1,021

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?

Hrefi jest mądrym mężczyzną. Obojętne co postanowi, uważam, że powinien porozmawiać na ten temat z psychologiem. Wtedy jego decyzja będzie świadomym wyborem, także tego jakie wynikają z niej konsekwencje dla relacji z synem.

1,022

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?
Hrefi napisał/a:

W tym roku długo weekend majowy był wyjątkowo długi i wyjątkowo pogodny. Nie  sobie przypomnieć kiedy tak ostatnio było gorąco. Napewno dla wielu cudowny.

Wyjechałem z rodziną daleko poza miejsce zamieszkania. Nie kontaktowalem się z kochanką. Oboje chcieliśmy odpocząć.

Faktycznie trochę odpoczalem. Uspokoiłem mysli. Zdałem sobie sprawę że takie odcięcie było by skuteczne na dłuższą metę. Było sporo wolnych dni więc refleksje przyszły same. Różnego rodzaju.

Od jakiegoś czasu zastanawiam się nie nad romansem ale przedewszystkim nad tym czy takie małżeństwo to jest to co jestem w stanie akceptować nadal. Już pomijac kochankę. Liczę się z tym że gdy bym jednak odszedł od żony to mogę zostać sam przez jakiś czas.

Zdałem sobie sprawę że romans będzie mi bardzo ciężko zakończyć bo to coś więcej niż milosc. Ta miłość była budowana na przyjaźni kilkuletniej. Powoli, na spokojnie, bez wyraźnych intencji z naszej strony. Nagle niewiadomo jak, skąd ale poniedziałek stał się najlepszym dniem tygodnia bo wowczas mogliśmy zobaczyć się wzajemnie w pracy. Pojawilo się dziwne uczucie tęsknoty jednego za drugim w czasie urlopów. To było na długo przed romansem. Powinna się wówczas lampka w głowie zaświecic że coś się dzieje. Nie zaswiecila sie. Nie zdawalismy sobie sprawy co się rodzi. Teraz jak patrzę wstecz to wyraźnie widzę sygnały, które powinny nas ostrzec.

Ja z żoną różnie się calkowicie. Inaczej patrzymy na świat. Inne wydajemy sądy i inne mamy wartości. To co jest dla mnie cenne w życiu dla żony już niekoniecznie. I odwrotnie. Mało mamy wspólnych cech.

Kochanka to wręcz całkowite przeciwieństwo mojej zony. Jest taka sama jak ja tylko płeć inna. Tak samo patrzy na świat, to samo jest cenne dla niej co dla mnie. Pamiętam niejednokrotnie sytuację z pracy - jest jakiś problem z pracy, ktoś się jej pyta o zdanie. Ja przychodzę pół godziny później i mówię dokładnie to samo co ona. To wspólne patrzenie na życie w tym samym kierunku. Wydajemy takie same sądy, myślimy podobnie.
Czasem mam wrażenie jakbyśmy byli wychowani przez tych samych rodziców albo w takim samym środowisku. Jest bardzo duża zbieżność.

Dlatego nawet jak motyle w brzuchu przestaną trzepotac to zostanie to co wyzej. Zostanie dwoje ludzi, którzy widzą świat tak samo.

Nasi partnerzy też nie ułatwiają. Moja zona to nie jest typ dumniej kobiety, która puszcza faceta wolno jak on nie chce z nią byc. Nie jest taka. To kobieta która sięgnie po wszystkie znane jej środki aby mnie zatrzymać. Sama się przyznała że gdy wystąpie o rozwód to zrobi wszystko abym go nie dostał. Zaczęła grać dzieckiem. Uczy go ze jak wracam z pracy to ma łapać mnie za szyję i mówić że mnie kocha. Żona się asekuruje jak moze.

Nie wiem po co to pisze. Chyba jako autoterapia.

Być może żona tylko tak mówi z tym rozwodem. Być może Ciebie kocha, być może nie ma świadomości, że Ty jej nigdy nie kochałeś..
Walczy o Ciebie mocno, nawet za cenę własnego upokorzenia.To nie musi być tez graniem dzieckiem. To raczej próba pokazania- my Ciebie kochamy.
Na pocieszenie powiem, że taka walka z reguły ma gdzieś swój kres i być może odzyskasz wolność. Może ona potrzebuje jeszcze czasu.

1,023

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?

Hrefi,

cały czas wszystko się kręci wokół tego samego tematu. Co zrobić, gdy się jest w takim miejscu w życiu w jakim jest. Patrząc na ten wątek, na wszystkie swoje wcześniejsze przemyślenia coraz bardziej upewniam się, że dla takich ludzi jak ja, czy Ty  nie ma dobrych rozwiązań.
Odeślę do mojego pierwszego postu (nie będę go już w całości cytować), ale:

eska12 napisał/a:

(...) nie widzisz dobrego rozwiązania, bo ja też takiego nie widzę.
Odejść nie ma jak, bo mąż jest dobry, szczęśliwy i kocha. Dziecko ma pełną rodzinę i jest dzieckiem szczęśliwym. Każdy uważa Was za szczęśliwą rodzinę. Pozornie jest wszystko ok. Tylko w człowieku jest taki ogromny smutek.

Dylemat moralny, etyczny. Robiłam bilans zysków i strat milion razy. Z każdej strony analizowałam sytuację, z każdego punktu widzenia. Nigdy nie znalazłam rozwiązania.  Każdy argument przytoczony tutaj przez innych jestem w stanie odpowiednio "zakwalifikować w tabelce". W takiej sytuacji mam wrażenie, że podjęcie słusznej decyzji jest praktycznie niemożliwe. Podobno brak decyzji to tez decyzja.
Nie wiem... Ja swojej nigdy nie podjęłam tak naprawdę. Byłam kiedyś przekonana, że życie samo ją na mnie wymusi, ale nie zmieniło się nigdy nic.
Może właśnie o to życiu chodziło. Wszystko funkcjonuje poprawnie, wszyscy są szczęśliwi i ja chyba też.
Czasami, ale tylko czasami w człowieku jest tylko taki ogromny smutek, jakaś tęsknota i żal.

1,024

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?
horses napisał/a:

Być może żona tylko tak mówi z tym rozwodem. Być może Ciebie kocha, być może nie ma świadomości, że Ty jej nigdy nie kochałeś..
Walczy o Ciebie mocno, nawet za cenę własnego upokorzenia.To nie musi być tez graniem dzieckiem. To raczej próba pokazania- my Ciebie kochamy.
Na pocieszenie powiem, że taka walka z reguły ma gdzieś swój kres i być może odzyskasz wolność. Może ona potrzebuje jeszcze czasu.

Może tak a może nie. Znam parę, gdzie sytuacja była podobna choć odwrotna. To żona była na miejscu Hrefiego i od męża słyszała podobne słowa, że go nie obchodzi, że go nie kocha, że jest żoną i 'musi', a jeśli zdecyduje się odejść to odbierze jej ich syna, ją zniszczy itd. Ona jednak podjęła decyzję o rozwodzie.Miał różne jazdy przed i w trakcie rozwodu, ale ostatecznie sąd wszystko uregulował. Po czasie emocje opadły i nie uważam, że dziecko jest jakkolwiek poszkodowane. Ma po prostu dwa domy. Ex mąż się zmienił, stał się towarzyski, uśmiechnięty. Ona też odżyła.

1,025

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?
eska12 napisał/a:

Hrefi,

cały czas wszystko się kręci wokół tego samego tematu. Co zrobić, gdy się jest w takim miejscu w życiu w jakim jest. Patrząc na ten wątek, na wszystkie swoje wcześniejsze przemyślenia coraz bardziej upewniam się, że dla takich ludzi jak ja, czy Ty  nie ma dobrych rozwiązań.
Odeślę do mojego pierwszego postu (nie będę go już w całości cytować), ale:

eska12 napisał/a:

(...) nie widzisz dobrego rozwiązania, bo ja też takiego nie widzę.
Odejść nie ma jak, bo mąż jest dobry, szczęśliwy i kocha. Dziecko ma pełną rodzinę i jest dzieckiem szczęśliwym. Każdy uważa Was za szczęśliwą rodzinę. Pozornie jest wszystko ok. Tylko w człowieku jest taki ogromny smutek.

Dylemat moralny, etyczny. Robiłam bilans zysków i strat milion razy. Z każdej strony analizowałam sytuację, z każdego punktu widzenia. Nigdy nie znalazłam rozwiązania.  Każdy argument przytoczony tutaj przez innych jestem w stanie odpowiednio "zakwalifikować w tabelce". W takiej sytuacji mam wrażenie, że podjęcie słusznej decyzji jest praktycznie niemożliwe. Podobno brak decyzji to tez decyzja.
Nie wiem... Ja swojej nigdy nie podjęłam tak naprawdę. Byłam kiedyś przekonana, że życie samo ją na mnie wymusi, ale nie zmieniło się nigdy nic.
Może właśnie o to życiu chodziło. Wszystko funkcjonuje poprawnie, wszyscy są szczęśliwi i ja chyba też.
Czasami, ale tylko czasami w człowieku jest tylko taki ogromny smutek, jakaś tęsknota i żal.

Eska12, tak naprawdę ten cały wątek to można by było zamknąć twoimi pierwszymi 2 postami. Pisałaś mi, że mam oczy za szeroko otwarte, a twoje sa otwarte jeszcze szerzej. Założę się że  twoim mężu tak powiedzieć nie mozna.

Człowiek popełnia w życiu różne bledy. Wiele uchodzi mu na sucho. Nie wszystkie jednak. Niektóre będą ciągnąć się za nami do śmierci. Głupio to zabrzmi ale biorac slub w wieku 24 lat nie zdawałem sobie jak ważny jest wlasciwy dobor partnera, chodź nie mogę zagwarantować że mając taka świadomość wybrał bym lepiej.

Jest jeszcze jedna opcja która mi przychodzi do głowy. Brak umiejętności spojrzenia na siebie samego z boku. Brak określenia wartości nadrzędnych.
A może prawda jest zupełnie inna - mocno wstydliwa. Komfortowe i "latwe" życie tak bardzo nam pasuje, że nie mamy odwagi go zmienić. Może to tchorzostwo zwykle, tylko wstyd się przed sobą przyznać.

1,026

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?
Hrefi napisał/a:
eska12 napisał/a:

Hrefi,

cały czas wszystko się kręci wokół tego samego tematu. Co zrobić, gdy się jest w takim miejscu w życiu w jakim jest. Patrząc na ten wątek, na wszystkie swoje wcześniejsze przemyślenia coraz bardziej upewniam się, że dla takich ludzi jak ja, czy Ty  nie ma dobrych rozwiązań.
Odeślę do mojego pierwszego postu (nie będę go już w całości cytować), ale:

eska12 napisał/a:

(...) nie widzisz dobrego rozwiązania, bo ja też takiego nie widzę.
Odejść nie ma jak, bo mąż jest dobry, szczęśliwy i kocha. Dziecko ma pełną rodzinę i jest dzieckiem szczęśliwym. Każdy uważa Was za szczęśliwą rodzinę. Pozornie jest wszystko ok. Tylko w człowieku jest taki ogromny smutek.

Dylemat moralny, etyczny. Robiłam bilans zysków i strat milion razy. Z każdej strony analizowałam sytuację, z każdego punktu widzenia. Nigdy nie znalazłam rozwiązania.  Każdy argument przytoczony tutaj przez innych jestem w stanie odpowiednio "zakwalifikować w tabelce". W takiej sytuacji mam wrażenie, że podjęcie słusznej decyzji jest praktycznie niemożliwe. Podobno brak decyzji to tez decyzja.
Nie wiem... Ja swojej nigdy nie podjęłam tak naprawdę. Byłam kiedyś przekonana, że życie samo ją na mnie wymusi, ale nie zmieniło się nigdy nic.
Może właśnie o to życiu chodziło. Wszystko funkcjonuje poprawnie, wszyscy są szczęśliwi i ja chyba też.
Czasami, ale tylko czasami w człowieku jest tylko taki ogromny smutek, jakaś tęsknota i żal.

Eska12, tak naprawdę ten cały wątek to można by było zamknąć twoimi pierwszymi 2 postami. Pisałaś mi, że mam oczy za szeroko otwarte, a twoje sa otwarte jeszcze szerzej. Założę się że  twoim mężu tak powiedzieć nie mozna.

Człowiek popełnia w życiu różne bledy. Wiele uchodzi mu na sucho. Nie wszystkie jednak. Niektóre będą ciągnąć się za nami do śmierci. Głupio to zabrzmi ale biorac slub w wieku 24 lat nie zdawałem sobie jak ważny jest wlasciwy dobor partnera, chodź nie mogę zagwarantować że mając taka świadomość wybrał bym lepiej.

Jest jeszcze jedna opcja która mi przychodzi do głowy. Brak umiejętności spojrzenia na siebie samego z boku. Brak określenia wartości nadrzędnych.
A może prawda jest zupełnie inna - mocno wstydliwa. Komfortowe i "latwe" życie tak bardzo nam pasuje, że nie mamy odwagi go zmienić. Może to tchorzostwo zwykle, tylko wstyd się przed sobą przyznać.


Powiem Ci tak . Życie to kwestia wyborów .
Jedyne słowo które mogę Tobie napisać to brak odwagi bo nie chce pisać o tchórzostwie choć chciałbym .

1,027

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?
Biały napisał/a:
BlueValentine napisał/a:

Tak swoją drogą, mam nadzieję, że moje małżeństwo również przetrwa. Cieszę się, że zaczyna Ci się układać.

Ja (mądra po szkodzie) również wiem, że najpierw należy próbować ratować związek a potem zastanawiać się co dalej. Ale hrefi - na wiele rad tego typu -już chyba wiele razy napisał co o tym myśli.

Ale właściwie to warto Ci ratować to małżeństwo? Tak samo jak Hrefi wyszłaś za kogoś nie kochając go, co jest osobiście dla mnie jednym z większych świństw jakie można zrobić drugiej osobie. Motylki w brzuchu przecież ci się nie pojawią, mąż pozostanie nadal w roli psiapsiółki, bez okazji na to aby zakochać się z wzajemnością. Niedługo historia może się powtórzyć.

To nie mój wątek, więc na swój temat postaram się napisać jak najkrócej.
Owszem, jeśli  związek wcześniej był i znów ma (choćby nawet nawet małą) szansę znów taki być,  i gdy oboje ludzi chce to ratować, to zawsze warto ratować. Przynajmniej spróbować. Wiesz ile godzin przepłakałam u terapeutki powtarzając, że zmarnowałam życie dobremu człowiekowi, który mnie kochał i mi ufał? A wiesz co terapeutka na to? Spytała, czy mąż tak uważa. Powiedziałam, że nie. Powtarza mi, że był ze mną szczęśliwy i chce spróbować to ratować i znów być szczęśliwy. Na to pani terapeutka: to czemu Pani wciąż powtarza, że zmarnowała Pani mu połowę życia, skoro on tak nie uważa?
Inna sprawa, że na początku romansu zapomniałam o tych dobrych chwilach w moim małżeństwie. Wypierałam to, że naprawdę byłam szczęśliwa, zanim pojawiły się jakieś głupie myśli. Może nie było dzikiej namiętności i motylków. Ale ten stan zawsze mija. I od tego, co zostaje, zależy czy związek przetrwa i jaki będzie. Mój był dobry. Jednak, w tym amoku, skupiłam się na cechach kochanka, których mój mąż nie ma, a które w prawdziwym życiu są o d.pę rozbić. Za to tych, które cenię (jak np.  szczerość, odwaga czy brak niezdrowego egoizmu) kochanek nie posiadał. W przeciwieństwie do mojego męża. Więc może jednak  kochałam męża? Tylko teraz jestem wciąż zaślepiona tym chorym "uczuciem" (nie mylić z miłością)? Ile jest wątków, w których kobiety piszą, że zrozumiały, że kochają męża dopiero wtedy, gdy ten zostawił je po zdradzie? Ja mam więcej szczęścia niż rozumu. Los dał mi szansę spróbować przekonać się jak jest z tą miłością do męża,  zanim się rozejdziemy. Jeśli stwierdzę, że jej nie ma, to oboje zdecydujemy o rozstaniu, bo żadne z nas nie chce tak żyć. Ale będziemy mogli powiedzieć sobie i dzieciom: próbowaliśmy. Nawet zastanawiałam się, czy nie napisać hrefiemu, żeby zastanowił się, czy u niego też tak nie jest, że zapominał, co u niego w małżeństwie/żonie było dobre a rozpamiętuje to, co było złe. Wtedy romans wydaje się być trochę usprawiedliwiony a powrót do małżeństwa niemożliwy, ale hrefi dość dosadnie wypowiadał się o stosunku do swojej żony więc zarzuciłam ten pomysł (hrefi, może jednak przemyśl to?...) Jak patrzę teraz na siebie z tamtego okresu, to wydaje mi się, że to nie byłam ja. Myślę, że wiele osób, szczególnie kobiet to potwierdzi. Wiem, że zdrowo-rozsądkowej, zero-jedynkowej osobie trudno to zrozumieć, że można zrobić głupotę pod wpływem silnych emocji, w chwili słabości. I taka osoba nie zrozumie nigdy. I nie musi. Myślę, że z takim podejściem żyje się łatwiej. Nie ma rozkim, dylematów i problemów emocjonalnych.  Jednak dla wielu ludzi życie nie jest czarno-białe.
Sorry hrefi, miało być o mnie krótko :-(

1,028

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?
Hrefi napisał/a:

W tym roku długo weekend majowy był wyjątkowo długi i wyjątkowo pogodny. Nie  sobie przypomnieć kiedy tak ostatnio było gorąco. Napewno dla wielu cudowny.

Wyjechałem z rodziną daleko poza miejsce zamieszkania. Nie kontaktowalem się z kochanką. Oboje chcieliśmy odpocząć.

Faktycznie trochę odpoczalem. Uspokoiłem mysli. Zdałem sobie sprawę że takie odcięcie było by skuteczne na dłuższą metę. Było sporo wolnych dni więc refleksje przyszły same. Różnego rodzaju.

Od jakiegoś czasu zastanawiam się nie nad romansem ale przedewszystkim nad tym czy takie małżeństwo to jest to co jestem w stanie akceptować nadal. Już pomijac kochankę. Liczę się z tym że gdy bym jednak odszedł od żony to mogę zostać sam przez jakiś czas.

Zdałem sobie sprawę że romans będzie mi bardzo ciężko zakończyć bo to coś więcej niż milosc. Ta miłość była budowana na przyjaźni kilkuletniej. Powoli, na spokojnie, bez wyraźnych intencji z naszej strony. Nagle niewiadomo jak, skąd ale poniedziałek stał się najlepszym dniem tygodnia bo wowczas mogliśmy zobaczyć się wzajemnie w pracy. Pojawilo się dziwne uczucie tęsknoty jednego za drugim w czasie urlopów. To było na długo przed romansem. Powinna się wówczas lampka w głowie zaświecic że coś się dzieje. Nie zaswiecila sie. Nie zdawalismy sobie sprawy co się rodzi. Teraz jak patrzę wstecz to wyraźnie widzę sygnały, które powinny nas ostrzec.

Ja z żoną różnie się calkowicie. Inaczej patrzymy na świat. Inne wydajemy sądy i inne mamy wartości. To co jest dla mnie cenne w życiu dla żony już niekoniecznie. I odwrotnie. Mało mamy wspólnych cech.

Kochanka to wręcz całkowite przeciwieństwo mojej zony. Jest taka sama jak ja tylko płeć inna. Tak samo patrzy na świat, to samo jest cenne dla niej co dla mnie. Pamiętam niejednokrotnie sytuację z pracy - jest jakiś problem z pracy, ktoś się jej pyta o zdanie. Ja przychodzę pół godziny później i mówię dokładnie to samo co ona. To wspólne patrzenie na życie w tym samym kierunku. Wydajemy takie same sądy, myślimy podobnie.
Czasem mam wrażenie jakbyśmy byli wychowani przez tych samych rodziców albo w takim samym środowisku. Jest bardzo duża zbieżność.

Dlatego nawet jak motyle w brzuchu przestaną trzepotac to zostanie to co wyzej. Zostanie dwoje ludzi, którzy widzą świat tak samo.

Nasi partnerzy też nie ułatwiają. Moja zona to nie jest typ dumniej kobiety, która puszcza faceta wolno jak on nie chce z nią byc. Nie jest taka. To kobieta która sięgnie po wszystkie znane jej środki aby mnie zatrzymać. Sama się przyznała że gdy wystąpie o rozwód to zrobi wszystko abym go nie dostał. Zaczęła grać dzieckiem. Uczy go ze jak wracam z pracy to ma łapać mnie za szyję i mówić że mnie kocha. Żona się asekuruje jak moze.

Nie wiem po co to pisze. Chyba jako autoterapia.

Hrefi, na prawde... w koncu mowisz do rzeczy. Najwazniejsze to wiedziec czego sie chce.

1,029

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?
Hrefi napisał/a:

Eska12, tak naprawdę ten cały wątek to można by było zamknąć twoimi pierwszymi 2 postami. Pisałaś mi, że mam oczy za szeroko otwarte, a twoje sa otwarte jeszcze szerzej. Założę się że  twoim mężu tak powiedzieć nie mozna.

Człowiek popełnia w życiu różne bledy. Wiele uchodzi mu na sucho. Nie wszystkie jednak. Niektóre będą ciągnąć się za nami do śmierci. Głupio to zabrzmi ale biorac slub w wieku 24 lat nie zdawałem sobie jak ważny jest wlasciwy dobor partnera, chodź nie mogę zagwarantować że mając taka świadomość wybrał bym lepiej.

Jest jeszcze jedna opcja która mi przychodzi do głowy. Brak umiejętności spojrzenia na siebie samego z boku. Brak określenia wartości nadrzędnych.
A może prawda jest zupełnie inna - mocno wstydliwa. Komfortowe i "latwe" życie tak bardzo nam pasuje, że nie mamy odwagi go zmienić. Może to tchorzostwo zwykle, tylko wstyd się przed sobą przyznać.

Jeśli moje oczy są otwarte jeszcze szerzej to wolałabym je zamknąć.
Mój mąż to podobny typ osoby do Twojej żony. Z podobnych powodów zawarliśmy małżeństwo i wie to co Twoje żona i jeszcze więcej.

Inni patrzą z boku i zauważ, że co człowiek to inne zdanie.
W moim przypadku być może teraz to już tchórzostwo. W sumie nie wiem. Doszło milion innych powodów, ale jeśli miałam odejść powinnam to zrobić wtedy.
Moja historia miała bardzo "epickie" zakończenie.  Nie miałam możliwości wyboru. Życie dokonało go za mnie.
Z perspektywy czasu cieszę się, że tak się stało. Że nie ja podejmowałam decyzję.
Obejrzyj film Mr Nobody.

1,030

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?

A Alsoski się chyba obraził wink

1,031

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?
Roxann napisał/a:

A Alsoski się chyba obraził wink



Zajęty pewnie    big_smile

1,032

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?
Szary80 napisał/a:
Roxann napisał/a:

A Alsoski się chyba obraził wink



Zajęty pewnie    big_smile

No tak wstępnie tylko do końca maja może wink

1,033

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?
Roxann napisał/a:
Szary80 napisał/a:
Roxann napisał/a:

A Alsoski się chyba obraził wink



Zajęty pewnie    big_smile

No tak wstępnie tylko do końca maja może wink



Oby mądrze wybrał   wink

1,034

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?
Szary80 napisał/a:
Roxann napisał/a:
Szary80 napisał/a:


Zajęty pewnie    big_smile

No tak wstępnie tylko do końca maja może wink



Oby mądrze wybrał   wink

Oboje wiemy, że nie zrezygnuje z romansu póki kochanka nie zrobi tego.

1,035

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?
Roxann napisał/a:

Oboje wiemy, że nie zrezygnuje z romansu póki kochanka nie zrobi tego.

Jedna z najgorszych metod, jakie istnieją  - czekać, aż kochanka odpuści, by samemu mieć czyste ręce, jakby co.

1,036

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?
Roxann napisał/a:
Szary80 napisał/a:
Roxann napisał/a:

No tak wstępnie tylko do końca maja może wink



Oby mądrze wybrał   wink

Oboje wiemy, że nie zrezygnuje z romansu póki kochanka nie zrobi tego.


Oboje wiemy bo oboje tak zrobiliśmy   wink

1,037

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?
Annax napisał/a:
Roxann napisał/a:

Oboje wiemy, że nie zrezygnuje z romansu póki kochanka nie zrobi tego.

Jedna z najgorszych metod, jakie istnieją  - czekać, aż kochanka odpuści, by samemu mieć czyste ręce, jakby co.



Ręce może czyste będą ale niewiadomo czy w głowie czysto będzie bo zabraknie tego dodatku w życiu który tak elektryzował od jakiegoś czasu .

1,038

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?
Szary80 napisał/a:
Annax napisał/a:
Roxann napisał/a:

Oboje wiemy, że nie zrezygnuje z romansu póki kochanka nie zrobi tego.

Jedna z najgorszych metod, jakie istnieją  - czekać, aż kochanka odpuści, by samemu mieć czyste ręce, jakby co.



Ręce może czyste będą ale niewiadomo czy w głowie czysto będzie bo zabraknie tego dodatku w życiu który tak elektryzował od jakiegoś czasu .

No baa wink Z głową tak, czy siak to będzie jakiś problem, szczegolnie na początku.

A tak poza tym to ciekawe, co tam u Alsoskiego?

1,039

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?
Annax napisał/a:
Szary80 napisał/a:
Annax napisał/a:

Jedna z najgorszych metod, jakie istnieją  - czekać, aż kochanka odpuści, by samemu mieć czyste ręce, jakby co.



Ręce może czyste będą ale niewiadomo czy w głowie czysto będzie bo zabraknie tego dodatku w życiu który tak elektryzował od jakiegoś czasu .

No baa wink Z głową tak, czy siak to będzie jakiś problem, szczegolnie na początku.

A tak poza tym to ciekawe, co tam u Alsoskiego?



Coś się kończy coś się zaczyna  wink

1,040

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?
Szary80 napisał/a:

To prawda . Tak długo jesteśmy przy drugiej na ile widzimy ze warto w tym trwać dopóki nie dochodzi do nas ze ten ktoś ma nas w nosie lub poprostu się nami bawi .

Kiedy dotarło do Ciebie, ze ona ma Cię w nosie/ zabawia się Twoim kosztem?
Czy było to związane z jakimś konkretnym zdarzeniem? Czy chodziło o całokształt relacji w pewnym czasie?
Jak rozumiem ciągnąłes to trzy lata - kawał czasu zanim się zorientowałem, ze to ślepa uliczka ....

Posty [ 976 do 1,040 z 2,519 ]

Strony Poprzednia 1 14 15 16 17 18 39 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » ROZSTANIE, FLIRT, ZDRADA, ROZWÓD » Czy romans zmienia rzeczywistość?

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024