Witam wszystkich po raz kolejny, po trzech latach rozłąki. Borykam się aktualnie z problemami po rozstaniu po raz drugi (niedawno doszło do rozstania drugiego związku, który budowałem) i chciałem się podzielić swoimi przeżyciami, opiniami, podejściem, itp. Generalnie, wydaje mi się, że potrzebuję się wygadać, aby ktoś mnie zrozumiał, a tym bardziej chcę przekazać swoje doświadczenia innym.
Pierwsze rozstanie, zapraszam do tematu: http://www.netkobiety.pl/viewtopic.php?id=67911 [Rozstanie, powroty, badanie terenu?]
Zachęcam do zapoznania się z tamtym tematem, by przybliżyć sobie moją osobę, dla tych którym nie chcę się czytać, to przedstawię się krótko raz jeszcze.
Dużo wypowiadałem się też w tym temacie: http://www.netkobiety.pl/viewtopic.php? … &p=228 [Chłodne rozstania-podejście drugie, jak obudzić w sobie siłę.]
W skrócie, mam 26 lat, 4 lata temu o tej samej porze roku, zdecydowałem się, że zasięgnę porady kogoś, kto może mieć większe pojęcie niż moi równieśnicy z tamtych czasów. Wydaje mi się, że gdzieś pisanie tutaj i czytanie wypowiedzi innych, koiło moje lęki, stres, obawy a przede wszystkim, nie musiałem siedzieć na słuchawce i ciągle gadać o tym samym. Dlatego wróciłem po raz drugi, po drugim rozstaniu, z zupełnie inną dziewczyną.
Po pierwszym rozstaniu naprawiałem siebie bardzo mozolnie przez 19-20 miesięcy, na siłe szukałem dziewczynę nową, a przyciągałem dziewczyny w takim samym stanie psychicznym jak mój. Przyszedł moment, że skupiłem się zupełnie na sobie, studia, praca itd, wszystko poszło inne w zapomnienie. Odpuściłem szukanie dziewczyny na siłę i.. w końcu pojawiła się nowa miłość, zupełnie przypadkowo, zupełnie zaskoczyła mnie.
Poznaliśmy się w gronie znajomych. Początkowo nie zwróciła mojej uwagi, nawet nie zapamiętałem imienia ale.. później jakoś wyszło od gadki do gadki, że to jest dziewczyna, taka jak ja, z zasadami, z szacunkiem do innej osoby i nie wchodzi w pierwszą lepszą relację. To było to czego szukałem, czego oczekiwałem od drugiej osoby, po tych dziewczynach, które były tak samo rozwalone psychicznie jak ja wcześniej. Zaczęliśmy ze sobą gadać, pełen nadziei - ona ostrożna, zdystansowana, ale.. przekonywała się z dnia na dzień, powiedziałem jej wszystko o sobie, ona jakby miała coś do ukrycia, ale otwierała się. Wszystko szło ku lepszemu, opowiadaliśmy sobie jakie mamy plany i doszedłem do wniosku, że czas zapytać dlaczego jest taka zdystansowała, opowiedziała mi, że dwa lata temu kochała kogoś bardzo, byli ze sobą kilka lat, pierwszy chłopak, były zaręczyny i.. trach, zostawił ją dla innej i mówiąc kolokwialnie zrobił od razu dzieciaka tej do której odszedł. Wstrząsnęło ją to bardzo mocno i mówiła mi tylko, że ciężko jej zaufać drugiej osobie i nie wie czy potrafi kogoś jeszcze tak pokochać, ale z rozmów wynikało, że to temat zakończony i nie walczy z tym w swej głowie. Zaczęliśmy być razem, pierwsze pół roku, byłem zdystansowany, pierwsza dziewczyna, pierwszy związek po poprzedniej mojej relacji, nie wiedziałem, czy dam radę. Przekonywałem się pół roku, myślałem, że nie potrafię wykrzesać niczego więcej, choć ona bardzo chciała, mocno iskrzyło z jej strony. Dodatkowo dawała mi to, czego poprzedni związek, poprzednia dziewczyna mi nie dawała. Było cudownie, minęło kilka miesięcy powiedziałem jej, że czuję, że ją kocham. Ona się popłakała i.. powiedziała mi, że ona mnie chyba nie. Trochę mnie to zwaliło z nóg, bała się, że po tym ją zostawię.. z natury jestem człowiekiem, który woli naprawiać niż zaczynać coś od nowa, w szczególności nowe związki partnerskie. Powiedziałem jej, że ją rozumiem, wyjaśniłem, że i ja miałem problemy, ale jest mi z nią na tyle dobrze, że czuję, że mogę zaufać i będę z nią dalej, wspierał i pozwolę żeby uczucie się rozwijało. Dalej było między nami cudownie, mijały kolejne miesiące, coraz bardziej ją poznawałem, w pewnym momencie powiedziała, że mnie chyba kocha. Uradowałem się niesamowicie, wszystkie bariery w mojej głowie się przełamały i zacząłem się angażować na 100%. Przyszła jesień, napisała, że musimy porozmawiać. W domyśle rozstanie. Wiedziałem, że muszę wziąć to na klatę, spotkałem się z nią, powiedziała mi, że nie potrafi mnie pokochać, że jestem cudownym chłopakiem, ale ma jakieś problemy, (w mojej ocenie porównywała uczucie obecne do uczucia z pierwszej miłości i wmawiała sobie, że to nie miłość). Delikatnie zasugerowałem, że w takim razie kontynuacja może nie mieć sensu. Popłakała się, rozmawialiśmy, widziałem chęć i zapał w tej dziewczynie do naprawy tego co w niej tkwi. Powiedziałem jej, że nie chcę z nią się rozstawać i dołożę wszelkich starań, żeby była to wielka miłość. Znowu było przepięknie, zapoznanie z moją rodziną, przyjechała na święta do mojego rodzinnego domu. Przyszedł kolejny rok, troszkę więcej zgrzytów, miałem sporo na głowie, w tym zakup mieszkania przeze mnie i wszystko z tym związane, praca studia, wspólne plany co dalej. No i zaczęło się coraz częściej, że to nie odpowiada, tamto, za chwile jest okej. Coraz mniej miłości, przytulania, całowania się, seks był mniej uczuciowy z jej strony. Zaczął się dystans z jej strony, ja walczyłem, ale powoli też się oddalałem, nie chciałem przeżyć rozczarowania, takiego jak w pierwszym związku, że dawałem z siebie maksa, a później niesamowite rozczarowanie. W głębi serca liczyłem, że dojdzie do zakupu mieszkania, wprowadzę się do swojego "m" i zamieszkamy razem i zaczniemy umacniać naszą relację, która opierała się na widywaniach kilka razy w tygodniu - ona mieszkała z rodzicami, ja wynajmowałem mieszkanie. Ustaliliśmy, że na początku będzie pomieszkiwać ze mną, a później jak dotrzemy się, to się wprowadzi. W końcu doszło do zakupu mieszkania, ciągłe rozmowy już miesiąc wcześniej jak urządzimy mieszkanie, miałem wrażenie, że umacniały nasz związek, jednocześnie rujnując, bo strasznie się przy tym "spinaliśmy", jedno meble chce takie, a drugie takie i tak w kółko. Wprowadziłem się. niestety nie pomieszkiwała jak to wcześniej mówiła, była coraz rzadziej, coraz więcej się kłóciliśmy, aż w końcu powiedziała mi, że ona nic do mnie nadal nie czuje, że ją to przytłacza, że ona nie obwinia mnie, że problem jest w niej i że jej zdaniem powinniśmy się rozstać i to jest najlepsze rozwiązanie. Pamiętam, że mówiła to w swoim domu i ze łzami w oczach po tym co powiedziała, wstałem pożegnałem się i wyszedłem. Na drugi dzień napisała, czy wyjdziemy na miasto coś zjeść, od gadki do gadki, powiedziała mi, że potrzebuje czasu. Widywaliśmy się dalej, przyszły mikołajki - prezenty, nie chciała żebyśmy je sobie robili, ale zrobiliśmy, sytuacja była tak dla mnie przytłaczająca, że nie spotkałem się by odebrać prezent od niej.. zaskoczyła mnie, przywiozła mi go do domu, po czym odjechała, taka forma niespodzianki. W tym momencie totalnie mnie to rozbiło, że ta dziewczyna mówi, że nie kocha mnie, a robi zupełnie co innego. Przyszły święta, powiedziała, że sytuacja między nami jest nieciekawa i nie przyjedzie - okej. Przyszedł sylwester, bawiła się ze wszystkimi tylko nie ze mną, po prostu. Zwierzyła się koleżance po %% ze łzami w oczach, że między nami jest źle i ona nie potrafi sobie poradzić. Po nowym roku powiedziała mi, że nie ma sensu tego ciągnąć, że to jej decyzja, że nic nie czuje i na pewno nie poczuje, a ona chce się jeszcze w życiu w kimś zakochać i nie chce mi zabierać czasu. Oczywiście, zaproponowałem sesje ze specjalistą, abyśmy dali sobie szansę i spróbowali zamieszkać ze sobą, może by to pomogło. Ona zawzięcie mówiła, że nie. Finalnie w przeciągu kilku dni, oddałem wszystkie jej rzeczy jakie były w mieszkaniu, zaległe pieniądze, wyrzuciłem z telefonu, portali społecznościowych, itp.
W czym tkwi problem? No własnie nie wiem, chyba potrzeba opisania mojego problemu. Generalnie porównując do stanu po pierwszej dziewczynie to.. moja samoocena nie spadła, wręcz przeciwnie jest na takim samym, a może i wyższym poziomie. Jeżeli chodzi o tęsknotę to.. jest to chyba dość świeża sprawa by móc powiedzieć coś więcej, nie cierpię tak jak po pierwszej dziewczynie, ale czuję smutek, że tak wyszło a nie inaczej, gniew, że nie dała ani mi ani sobie szansy na chęć naprawy tego co zbudowaliśmy. Rozczarowanie sytuacją z nowym kolegą i tym, że we mnie nie potrafiła się zakochać przez 2 lata, a mówi mi, że chce bardzo ale uważa, że jej zdaniem we mnie się nie zakocha nigdy, a ona bardzo chce być w kimś zakochana. Taki mój obraz, dziewczyny, która by chciała kogoś kochać, wie że problem jest w niej, ale nie skupia się na tym, żeby to rozwiązać. Jednak czuję pustkę w sobie, staram się nie dusić w sobie płaczu. Za każdym razem nie obarczam ani jej, ani nikogo poza sobą, swoją psychiką.
Przez te kilka ostatnich dni, zrozumiałem, że ten związek nie ma sensu, że dziewczyna ma problem, z którym sama sobie nie potrafi poradzić, an nikt inny i skoro ja mam poukładane w głowie, to huśtawka nastrojów mi niepotrzebna. Kontaktu nie mamy, żadnych sygnałów z jej strony nie było, choć wiem, że w chwilach "kryzysu" zaczęła mieć kontakt z jednym z moich kolegów, którego poznała niewiele wcześniej, który jest po trudnym rozstaniu. Generalnie zaskoczyło mnie to, że w dzień kiedy się poznali on jej powiedział, że bardzo mu się podoba, ale nie odbija kumplom dziewczyn. Rozmawiałem z nim o tym i o ich kontakcie, bo nie ukrywam, że mnie to zszokowało, szczególnie, że nie powiedzieli mi o tym, a dowiedziałem się przypadkiem, to tylko odparł, że on nie ma żadnego zamiaru wobec niej, ale ona najwyraźniej lubi z nim gadać. Na dzień dzisiejszy nie tworzę sobie żadnych wizji, ale nie ukrywam, że sytuacja jest dość przytłaczająca.