Wideletz, celowo założyłem to konto by ci odpowiedzieć, bo, sorry, ale czytać tych lamentów się na spokojnie nie da. Dotarłem do 6 strony, potem długo nic, bo to jednak nużące, i dopiero od 26 do 28 dałem radę. Ale widzę, że za wiele się nie zmieniło, więc opowiem ci mój przykład, który może lepiej ci trafi do wyobraźni niż wpisy kobiet. Mam nadzieję, że czas, jaki spędzę na pisaniu tego wpisu nie będzie stracony i nie uznasz mnie, czysto defensywnie, wiadomo, za gościa z „małym ch…”, co zakłada konto po to tylko by się wyżyć na słabszym czy coś. Decyzję o napisaniu przypieczętowało to co napisałeś przed chwilą o tym, jakiej ekskluzji towarzyskiej podlegałeś i że wpłynęło to na twoje relacje z płcią piękną. I to już jest sensowny grunt pod dyskusję. Bo napisałeś coś co nie jest stereotypem, ale realnie szkodliwym mechanizmem.
Generalnie przesadzasz i „męczysz”. Bez urazy, ale ile można czytać to samo lub podobne? Piszesz o sobie, że masz 27 lat i nigdy nie byłeś w związku, że dla kobiet jesteś nieatrakcyjny fizycznie i skreślają cię przed poznaniem. Odrzucasz jednak pomysły pracy nad sobą, np. siłowni (dość irracjonalnie) i tylko uprawiasz lament nad tym, jakie kobiety są złe. I nie dziw się, że obce ci osoby w Internecie w końcu zaczęły ci dogryzać, bo, serio, zmęczyłeś materię…
Nim zacznę doradzać opowiem swój przypadek. Mam 31 lat, aspekty zawodowe pominę, bo to tylko dodatkowy atut, a ty jako inż. nie masz tutaj gorzej niż ja. Przez całe studia lic-mgr byłem prawie niewidoczny dla kobiet (60% roku, czyli grubo!, kierunek z nauk społecznych). Prawie, bo przez całe studia byłem aż z jedną dziewczyną, której się trzymałem jak zmarznięty koksownika na -20 C, bo zakładałem, że mi się fartnęło i żadna inna mnie nie zechce, bo „coś tam”, nie dostawałem też żadnych sygnałów tego zainteresowania, kiedyś się zakochałem w takiej, co mnie nie chciała i serduszko poszło jak żona Lota w drobny mak. Do ok. 25 roku życia nie wiedziałem jaki seks może być przyjemny, bo tę miałem jedną, niedoświadczoną partnerkę (za to kolejna, jaką sobie znalazłem przypadkowo okazała się mega doświadczona i pokazała to i owo ^^). Tak w głupi sposób straciłem 6 lat z kobietą, z którą zupełnie do siebie nie pasowaliśmy, ona się nie rozwijała mentalnie, a ja bardzo. Potem, „cud”…! W końcu posłuchałem moich żeńskich koleżanek ze studiów, które mi powiedziały – nie chamsko, ale szczerze i pro publico bono – co jest we mnie nie tak. A ukułem sobie podobną ideologię, jak ty: jestem inteligentny, mam zainteresowania, a laski mnie olewają, jestem z jedną z łaskawości losu, która mi nie pasuje, męczę się z nią, czy to na tym się moje życie skończy?, etc. W końcu, zacząłem rozbudowywać świadomie i planowo swoją inteligencję emocjonalną, czyli obserwować co się ludziom podoba, dlaczego ktoś się podoba a ktoś nie, na czym polega fenomen stereotypowego „niewidzialnego kolesia-inteligenta” i „informatyka-kuca z piwnicy”, „badać to” wszystko działa. Zmieniłem rodzaj ciuchów – zawsze miałem klasyczny causal – bo okazało się, że lepiej ubrać jeans a nie sztruks. Nawet nie wiesz, jak bardzo mój poprzedni styl, źle dobrany, nieciekawy, postarzający, negatywnie na mnie wpływał, generował „depresję” i traktowanie jako seksualnie niewidzialnego. Np. znajoma zalecała mi „zostaw te koszule, ubierz podkoszulek” (w życiu!). Co zrobiłem? W życiu nie zamienię koszuli na koszulkę, nie i koniec. Ale… zmieniłem jakość tkanin i krój, z „normalnych” na slim. To samo z rodzajem marynarki, ze spodniami. Styl jest ten sam, ale… 1. bardziej się odmłodziłem, wyglądam lepiej, przypakowałem a koszule slim-fit dodały mi męskości i wyostrzyły w wyglądzie to co miały wyostrzyć, 2. nie dokonałem gwałtu na swoim guście. Nie przebieram się. Czuję, że nawet do końca nie wiesz jak np. zmiana drobiazgu sprawia że jesteśmy lepiej odbierani, np. niezapinanie koszuli pod szyję (teraz mam 2 rozpięte guziki, dość frywolnie). Okazało się, że błąd był w moim podejściu do kolorów, rozmiarów etc. Co jeszcze zmieniłem? Przykro mi, ale my ektomorficy – musisz nim też być, bo piszesz jak typowy ekto; - musimy jednak trochę powyciskać na siłce by zmężnieć, inaczej wyglądamy jak suchotnicy. Ale nie żadne koksowanie, sterydy, ale zwykłe dla zdrowia, kondycji i lepszego… powodzenia! Dalej: poprawiłem pewność siebie poprzez np. patrzenie ludziom w oczy, a zwłaszcza kobietom. Fakt, nigdy nie miałem wyrazu twarzy napalonego desperata. Ale zakładam, że też nie masz. Kiedyś widziałem na studiach takiego jednego, co podrywał pannę i się wtedy zalotnie… oblizał! Nie chciałbyś tego zobaczyć xD
Po co to opisuję? Żeby pokazać, iż z gościa podobnego w jakimś sensie do ciebie da się zrobić kogoś kim kobiety się zainteresują (i to też te z portali randkowych!). Fakt, piszesz o sobie bardzo negatywnie w kontekście twarzy, zakładam, że masz tutaj gorzej niż ja. Tylko właśnie… Czy wydobyłeś ze swojej twarzy swoje „męskie piękno”? Ja np. musiałem się pozbyć postarzających, źle dobranych pod kątem oprawek okularów, które moje – jak to niektóre kobiety mówiły, „śliczne oczy” – ukrywały. Nie wiem, co u ciebie może być takimi „oczami”, ale na pewno coś masz. A, wzrostu mam 179, czyli nie jestem jakimś mega-wielkim, ale kilka razy dostałem uwagi od durnych panien, że jestem za niski. Ale tym się nie ma co przejmować, bo jeżeli ktoś coś takiego komuś mówi/pisze to tym lepiej, że nam d… nie zawraca, bo to osoba o niskiej kulturze osobistej. ŻADNA kobieta na poziomie, pewna siebie, inteligentna itp. nie mówi takich rzeczy, a jako osoba co szuka szczęścia to powinno być to dla ciebie ważne. Ale jeżeli z powodu wzrostu wychodzi z ciebie kompleks niskiego gościa to to się czuje. Gorzej, to czują nawet faceci. Ja np. z miejsca czuję, gdy niższy gość ode mnie jest niepewny siebie. To jest pewien, trudny do opisania bez wykształcenia kierunkowego z psychologii, specyficzny typ mowy ciała, która sprawia że tej osoby nie szanujesz. Jak sobie z tym poradzić? Paradoksalnie, bardzo prosto, choć wymaga praktyki konfrontacji z „niebezpiecznym”: przestać się przejmować. Jak tego dokonać? Jest coś w zasadzie, że jak się czegoś boisz, to doprowadź do konfrontacji, a potem oceń realny stopień szkody. A potem przemyśl błędy, jakie popełniłeś a potem zrób to ponownie, ale lepiej, tylko dbaj o swoje samopoczucie poza „eksperymentem” (np. gdy masz ogólnie depresyjny okres to nie rób). Nie wyjdzie? Do skutku rób. Całki też nie weszły od razu po wykładzie, prawda? Boli? Poboli i przestanie. Ale na tym polega rozwój. Choć stagnacja jest milsza, to jednak więcej satysfakcji daje walka. Ja np. pluję sobie w brodę, że ciągle za mało ćwiczę, przez co już dawno mógłbym wyglądać lepiej, ale dobrze że choć trochę przypakowałem, polubiłem to, a w LO nie chodziłem na WF, na studiach też się wyłgałem. Tylko, proszę, nie kontruj tego w dziecinny sposób, że metoda „konfrontacji ze słabościami” nie jest do zastosowania np. podczas walki fizycznej, bo to jest rozumowanie infantylne i pokazuje, że piszący w ten sposób nie chce się zmienić, a jedynie szuka wymówek – konfrontuje się na polu, gdzie nie powinien. Sfera psychiczna a sfera walk fizycznych to nie jest to samo.
Absolutnie masz rację, że „ch… teksty koleżanek i kolegów” ze szkoły średniej potrafią boleć długo. Jak sobie radziłem ja – osoba która za to miała lepiej na studiach w relacjach z rówieśnikami niż w szkole powszechnej? Przede wszystkim zrozumiałem co jest w mojej osobie nieodpowiedniego, gdzie prezentuję się jako „chłopiec do bicia”, czego mi brakuje, bo gdzieś socjalizacja poszła w złą stronę. Musisz znaleźć w sobie pewną rzecz, np. inżynieria, który jest dla ciebie punktem odniesienia budującym pewność siebie, uznania że to, co cię spotkało to dawna historia, a ty teraz jesteś już innym człowiekiem, coś osiągnąłeś itp. Zapewne osiągnąłeś więcej niż niejeden „bad-boy” i „podrywacz”, mający „wianuszek kobiet” w szkole średniej. I co jeszcze? A tak! Ustaliłem jaki typ kobiet mnie interesuje, ale nie na poziomie piękna, ale osobowości i charakteru. Nigdy nie miałem i do tej pory nie mam dobrych relacji z pannami poniżej pewnego poziomu kultury osobistej i umysłowej. Nie ma szans by cokolwiek z tego wyszło nawet gdyby taka chciała (a chciały… po transformacji). Faceci bardzo często nie wiedzą, jakiego typu kobiet szukają, a kryterium jest „uroda” i „dobre robienie lod**a” (trudno zaprzeczyć, kryterium ważne ale nie najważniejsze). Potem kończy się to z powodu tego, że panna jest chamowata, pyskata, wredna, testująca, musi się wywyższać. Na wywyższającą się, chamską kobietę jest jedna metoda człowieka na poziomie – olewka i wycofanie się z relacji. Nie dyskutuje się z chamstwem, nie kłóci. Słuszne jest, że „głupota najpierw sprowadzi cię do swojego [czyt. nie twojego] poziomu, a potem pokona doświadczeniem”. Miałem taką jedną pannę, która, wpierw udając tą na poziomie, okazała się skrajnie durna, na zakończenie zrobiła mi popis infantylnej manipulacji, w którą ja – bez doświadczenia z takimi kobietami – wpadłem. Ale się nauczyłem, potem już wiedziałem co robić i jak czytać pewne zachowania. Jak to mówi mój kumpel, każdy facet musi mieć taką pannę, która sprowadzi go do parteru swoją głupotą i prostactwem. Grunt to się nauczyć coś z tego. To trochę, jak taka szczepionka: zaboli na chwilę, ale odporność nabywasz – pod warunkiem, że masz odpowiedni ku temu organizm (tutaj: odpowiednią osobowość i autentyczną chęć do nauki). Tu wchodzimy na poziom, w którym nie doradzę już: zmian w osobowości - z apatycznej na ciekawą, z marudy na gościa, co walczy pomimo upadków. Jak cię kumple lubią, to potencjał już masz by być ciekawym dla kobiet.
Olej wszelkie PUA i coachingi dla mentalnie krzywdzonych, to żerowanie na cierpieniu, powinni tego zakazać jako praktyk szkodliwych społecznie. Serio, to jest szit dla naiwnych, których się nazywa „stulejami” (skrajnie chamskie i wulgarne, ale taka to „kultura [peusdo]męska” w Internecie). Ci, co to robią to są goście, co wiedzą już to, co powyżej, a frajerom co płacą każą robić jakieś durne ćwiczenia z podrywaniem kobiet w galeriach handlowych. To się nie może udać, bo ma z automatu stygmat społeczny desperata. Ja nigdy nie podrywałem ani w GH ani w barze – nie moje miejsca. Te dwie rady dwóch PUA – sam widzisz, że goście sobie przeczyli. A jeszcze śmieszniejsze jest to, że obaj mieli rację, tylko że celowali w innych typ kobiet. Dodam tylko, że chyba żaden z tych typów nie jest moim.
Nie znam cię osobiście, jaki masz typ podrywu, jaki masz rodzaj rozmowy z kobietą (z facetem to inaczej się gada, bo nie ma zapośredniczenia seksualnego). Jeżeli wszystkie panny do 27 roku życia cię zlewały to problem musi być naprawdę poważny i nie rozwiążesz go poprzez wyżywanie się w Internecie, że „laski mogą się malować i oszukiwać”. Ich makijaż to nasz siłka i martwy ciąg. Tak, taką mamy kulturę, że kobiety się malują, a faceci nie. A np. we Francji malowanie się już nie jest takie powszechne.
O, jeszcze coś! Mam znajomego, strasznie [wulgaryzm], bo lamentuje nad sobą wręcz analogicznie. Nawet nie wiesz, jak to w końcu zaczyna [wulgaryzm]… A co z nim nie tak? Miał kobiety (większość – boże uchowaj i ześlij bycie gejem!), ale ciągle mu nie wychodziło z powodów swojej osobowości, która na dłuższą metę była męcząca, nudna i laski uciekały, choć dla mnie same były bez osobowości. Kiedy mówi mu się, by coś ze sobą zrobił, to nic. Na siłownie nie pójdzie (jak ty), nie postara się podczas rozmowy, żąda by to kobiety wokół niego skakały, ale przez ten „zły feminizm” nie chcą, mają tylko ciągle adoratorów i przez to same się nie starają! A kiedyś to były, Panie Kochany, czasy! Tylko że wtedy kobietę trzeba było utrzymać za swoje, nie mogła być partnerką, a jedynie maszyną do rozrodu.
Nie odczułeś nigdy, jak kobieta potrafi się starać o faceta, a uwierz mi, to się wydarza i to często, o mnie się starały, choć na początku to głównie ja działałem. Nie idź w tę resentymecką stronę walenia w kobiety, bo jedynie [wulgaryzm] otoczenie albo w „najlepszym” przypadku… nic się nie zmieni na lepsze. Od wyzywania kobiet, mówienia jak mają dobrze (czy aby na pewno?”; hej, laska fajna dupa, obc**iągniesz mi?”), nic ale to nic nie zmienisz, z nikim się nie prześpisz, skończysz jak frustrat, z którego sprytni kolesie od PUA czy podobnych będą ściągać kasę lub wciskać do głowy mizoginię, byś dalej nie stanowił żadnej konkurencji w „zdobywaniu kobiet”. Bo sfrustrowany mizogin nie ma szans na seks, ale sprytny koleś, co korzysta na tym, że istnieje cała masa frustratów, jest w raju. Bo laski widzą, że „90% facetów to przegrywy”, a 10% „opływa”. Tylko te (przesadne) „90%” nie pójdzie nawet pomachać żelazem na siłce. A kobiety same coraz bardziej o siebie dbają, idź sobie zobacz jakie są sale na cross-fit i aerobik wypełnione – same laski, kilku kolesi. Raz moja ex zabrała mnie na cross-fit. Ledwo wytrzymałem! A one tak po 2-3-4 razy na tydzień. Rodzi się nam – w końcu, choć też z pewnymi negatywnymi zjawiskami – kultura dbania o siebie i dobrze, czas najwyższy. O wiele lepiej byłoby gdyby na WF zamiast kopać te durną piłkę, zaczęto ćwiczyć fizycznie z prawdziwego zdarzenia…! Wielu mężczyzn nie musiałoby potem odkrywać, że fajnie się wygląda po ćwiczeniach (jak to ja musiałem odkryć).
Napisałem to wszystko, by ci pokazać, że z gościa co nie ma powodzenia lub co mu się trafiało przypadkowo od losu, można się przekształcić w kogoś atrakcyjnego, kto może SAM wybierać, nieco wybrzydzać, szukać na serio i mieć też seks. Tylko, że ja nie pisałem lamentów w Internecie, by zagłuszyć swoje cierpienie, ale wziąłem się za siebie, pomyślałem, zrobiłem krytyczny bilans samego siebie. I tak, pomyśl co można u ciebie zmienić, bo mnie też się kiedyś wydawało, że jestem ubrany w porządku, a byłem „młodym-starym” chucherkiem i nawet tego nie widziałem. A jak ktoś mi mówił, że tak jest to do pewnego okresu to olewałem, uznając, że… „a ty jak wyglądasz?”. Ale na szczęście w końcu posłuchałem mądrych ludzi. To, co prezentujesz, jest mechanizmem obronny przed zmianami, które są…. konieczne!
Jeszcze na koniec uwaga o moim znajomym. Kiedyś się w końcu przyznał, dlaczego nie chce dokonywać zmian w sobie mimo że potrzebuje już od dawna spuścić z kija… Odpowiedział: bo ja chcę by samo przyszło, by samo się stało, jestem leniwy, świat powinien się sam dostosować! Tak, sam się w końcu przyznał pod naciskiem!
Odpowiedź się nasuwała, jedna tylko: No Panie, k…!
To co napisałem to tylko przykładowe i anegdotyczne sytuacje. Twoje życie wyglądało inaczej, konkretne wydarzenia będą inne, ale liczy się mechanizm myślenia i działania.
Lecę na siłkę, będę później.