Sponsoring - relatywizm norm w dzisiejszych czasach - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » PSYCHOLOGIA » Sponsoring - relatywizm norm w dzisiejszych czasach

Strony Poprzednia 1 4 5 6

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 326 do 383 z 383 ]

326 Ostatnio edytowany przez Pamela Anders (2012-11-20 19:46:38)

Odp: Sponsoring - relatywizm norm w dzisiejszych czasach
Catwoman napisał/a:

Też lubię czytać, co Pamela pisze,
natomiast zastanawiam sie nad jednym: przywiązaniem do pieniędzy. Super jest mieć kasę, żyć w komforcie dostatku, ale co, gdy pewnego dnia wszystko się traci?Przecież jest taka możliwość. Co wtedy?

Idąc tym tokiem można by popaść w skrajne lenistwo i nie robić w ogóle nic. Bo po co coś robić skoro i tak można wszystko stracić. Pomyśl co by się działo, ludzie by siedzieli w domach i oglądali telewizję, nikt by nie chodził do pracy bo po co skoro i tak można wszystko stracić. Banki by upadły bo ludzie nie mieliby nic żeby do nich wpłacić. Budownictwo by się załamało bo nikt by mieszkań nie kupował, bo po co. Pewnie że można stracić, może Ci też dachówka na głowę spaść jak będziesz szła ulicą albo samochód w Ciebie wjechać (to się przydarzyło mojemu znajomemu - nie przeżył). Ale po co gdybać. Trzeba żyć i zabezpieczać się na przyszłość - takie jest moje zdanie.

Catwoman napisał/a:

Mnie tak ogromna miłość do pieniędzy kojarzy się z niewolą, bo z jednej strony daje oczywiście wiele możliwości- zewnętrznie, ale jednocześnie obiera się za boga materię ulotną.

Tu mam takie same zdanie jak Ty. Tak, to jest pewnego rodzaju niewola. Można powiedzieć że zakochałam się w pieniądzach i one mnie trzymają. Tu masz rację, bez dwóch zdań. Pewnie, chciałabym mieć więcej czasu na realizację swoich marzeń ale te pieniądze mnie trzymają jak magnes ( i świadomość że na moje miejsce w burdelu czeka już 100 następnych które zostawiają szefowi swój numer telefonu na wypadek gdyby się coś zwolniło).
Jestem wolną kobietą, mogę robić co chcę, mogę nawet dzisiaj, nawet teraz, spakować manatki i rozpocząć normalne życie bez dymania, urodzić dziecko też mogę w każdej chwili (ale aż taki miód to nie jest), ale takie życie mnie nie ciągnie. Zresztą to szare życie i tak przyjdzie automatycznie kiedy prostytucja mnie rzuci, a na razie zarabiam i nie widzę powodu żebym to ja ją rzucała. No nie wiem, takie zwyczajne życie bez pieniędzy mnie jakoś nie przekonuje. Ja już jestem rozpieszczona przez kasę. Dobrowolnie nie ma takiej opcji żebym machnęła na nią ręką.
Prostytucja jest moim zdaniem dobrą metodą jak ktoś zaczyna od zera a chce mieć w krótkim czasie wszystko, a na pomoc rodziców liczyć nie może, lub może liczyć na niewielką pomoc z ich strony. Przebadałam to i mogę to z całą pewnością stwierdzić że jest dobrą metodą. Ostatnio sobie tak rozmawiałyśmy z moją koleżanką, ja mówię do niej:"wiesz, pieniądze to są tylko papiery", ona:"no tak, no tak", a ja mówię dalej:"ale lubię je mieć" - i lejemy.

Catwoman napisał/a:

Pamela, a czy Twój mąż ma równie dobrze płatną pracę?

W Polsce nie znam osób które zarabiają kwoty zbliżone do moich. Ani nie znam ani nie słyszałam o takich osobach. W Niemczech natomiast nie mam tak znajomych z którymi rozmawiam więc trudno mi porównać. Mojej pracy nie można porównać do żadnej innej pracy, zarobki są niewspółmierne. Rozkładnie nóg to nie jest ani moje hobby ani pasja dlatego uważam że za takie coś kobieta powinna zarabiać konkretne pieniądze, za grosze bym się na to nie zdecydowała ( a już na pewno nie za darmo jak to robi wiele dziewczyn na dyskotekach czy po dyskotekach, za drinka). Prestiż społeczny jest niski, więc panie uprawiające ten zawód powinny żyć w dostatku bo inaczej gra nie warta świeczki. Ja muszę mieć dużo więcej niż przeciętni ludzie bo daję z siebie dużo więcej. Mój mąż normalnie zarabia, może trochę powyżej przeciętnej. Gdybym byłą prostytutką która zarabia tylko na ciuchy i kosmetyki to bym rzuciła ten zawód, bo na ciuchy i kosmetyki to można w normalnej pracy zarobić, nie trzeba nóg rozkładać. Szkoda samej siebie za takie kwoty się puszczać. Pomijam tu studentki z niezamożnych rodzin które spotykają się ze sponsorami często za małe kwoty ale one nie mają czasu żeby się prostytuować na wielką skalę bo muszą się uczyć i to jest dla nich priorytetem a nie robienie kasy. Spotkają się ze sponsorem 2-3 razy w tygodniu i gra, mają parę groszy na opłacenie czesnego i inne drobne wydatki. To popieram i rozumiem (ale też nie bez przesady, że "co łaska", jakieś tam wymagania trzeba sprecyzować).

sam22 napisał/a:

Można by też takich delikwentów na części sprzedawać? Jeszcze więcej kasy byś wyciągnęła. Prychodzi do Ciebie klient, usypiasz go, i sprzedajesz całe mięso. Tak jak kiedyś biznesmen poszedł do baru w hotelu, budzi się w wannie z kostkami lodu, obok wanny telefon i kartka "Wycięliśmy Ci nerki -- nie wychodź z wanny, tylko dzwoń po pogotowie.". Był w wodzie, bo rurki wypuścili do wody... no i żeby nie bolało po "operacji".

No tylko różnica jest taka że że za takie coś można pójść siedzieć czyli za okaleczenie, a za prostytucję nie. W prostytucji można kosić kasę zgodnie z prawem. A poza tym ja nie mam nic przeciwko biznesmenom którzy chodzą do baru, tylko po prostu jakoś nie mam szacunku dla mężczyzn którzy chodzą do prostytutek (chyba że to o takiego chodziło), jak również dla takich różnych cwaniaczków którzy próbują za jak najmniejsze kwoty a najlepiej za darmo, znaleźć partnerkę do seksu ( często pozamałżeńskiego). Uważam że dziewczyny powinny być trochę cwańsze i wyrachowane do takich cwaniaczków ( których jest pełno). Jak również nie dać się wykorzystywać na czas, ani na różne inne chwyty typu:"teraz nie będę wstawał i sięgał do spodni, dam ci później" hmm
Nawet w burdelu jest pełno takich cwaniaczków co to albo próbują fałszywymi pieniędzmi płacić (ja akurat znam wszystkie znaki i potrafię banknot w ułamku sekundy w mrocznym pomieszczeniu sprawdzić), albo za najniższą stawkę noc poślubną dostać. Ale chyba najwięcej cwaniaczków jest na sponsoringu, próbują dziewczynom robić wodę z mózgu że przecież są przyjaciółmi a ona przecież nie jest prostytutką więc niech tak nie naciska na kasę bo kasa jest tylko dodatkiem do ich wspaniałego związku, jest jej mało i rzadko - no takie przynajmniej historie często czytam na forach napisane przez sponsorów którzy się zwyczajnie nabijają że dziewczyny dają się tak wykorzystywać.

Ale tekst dobry, jak najbardziej, rozśmieszyłeś mnie na maxa!

Żegnam się ze wszystkimi, zajrzę tu kiedyś.
Pozdrawiam wszystkich Forumowiczów.
Pamela

Zobacz podobne tematy :

327

Odp: Sponsoring - relatywizm norm w dzisiejszych czasach

Szkoda, ze się Pamela żegna, bo chciałam sprostować smile
Nie chodzi mi o to, by NIC nie robić, bo na to chyba niewiele osób może sobie pozwolić, ale o to, ze osoby tak uzależnione psychicznie wręcz od pieniędzy, muszą sobie pióra z głowy rwać, gdy je tracą.
Gdy nadzieję pokłada się w czym innym, po prostu życie nie zostaje pozbawione sensu wraz z wydanie ostatniej złotówki smile

328

Odp: Sponsoring - relatywizm norm w dzisiejszych czasach
faye napisał/a:

Na forum są już podobne wątki ale postanowiłam podejść do tematu nieco inaczej, nie jako formy zarabiania pieniędzy i prostytucji, chodzi mi bardziej o relatywizm norm w dzisiejszych czasach.

Wczoraj oglądałam rozmowy w toku o sponsoringu i zaczęłam żałować, że nie jestem bardziej wyrachowana, tak jak kobiety z programu... Żałuję, że nie potrafię porzucić pewnych norm, które i tak przestają funkcjonować w otaczającej mnie rzeczywistości i czerpać z tego korzyści. Coraz częściej dostrzegam różnice między teorią a praktyką w życiu. Za to te kobiety porzucają świadomie wszystkie romantyczne idee, tak idealistyczne, że bez szans na spełnienie w większości przypadków. Odrzucają naiwne marzenie o księciu z bajki, miłości do końca życia, dużym domu i gromadce roześmianych dzieci, rasowym psie i uczciwej pracy bez wyrzeczeń. Przecież nie każdy z nas jest parą cenionych lekarzy, a już na pewno nie każdy jest parą cenionych lekarzy w szczęśliwym związku.

Wygrywają silniejsi a nie ci którzy wierzą w bajeczki o miłości i sprawiedliwości. Gdyby tak nie było, to nie byłoby tylu ogłoszeń żonatych bogatych mężczyzn, którzy szukają sobie młodszej utrzymanki, ani tylu kobiet, które na te ogłoszenia odpowiadają, i nie mówię tylko o głupiutkich nastolatkach rodem z "Galerianek", tylko tych zdecydowanych po 30-tce.


Większości się wydaje, że jak weźmie ślub, to będzie to miłość aż do śmierci, a z moich obserwacji wynika, że już po kilku latach pojawia się frustracja, zdrady, kłótnie o zarobki. Jedyne co ich łączy to wspólne długi i dzieci. Po co się więc oszukiwać? Może lepiej podejść bardziej rzeczowo do życia? Czerpać pełnymi garściami, zamiast oszukiwać się, że to nie moralne, ze to nie daje szczęścia? A co daje szczęście? I czym to szczęście jest?

Poznałam wielu bogatych mężczyzn szukających przygód, w różnych okolicznościach. Część z nich przechodziła kryzys wieku średniego, część chciała po prostu zachować niezależność i dlatego decydowała się na luźny związek, odwdzięczając się przy tym kobiecie różną formą gratyfikacji. Inni twierdzili, że kiedyś kochali a może nadal kochają swoje żony, ale się roztyły postarzały etc. dlatego szukają młodszej kochanki.

Mam się zadowolić myślą, że na starość będę siedzieć sama w domu i gotować obiadki gdy mąż będzie zabawiał się z młodszą za miastem? A może mam się zadowolić myślą, że całe życie spędziłam u boku, jak to ktoś określił w rozmowach w toku, gołodupca, połowy marzeń nie spełniłam, a on i tak się mną prędzej czy później znudzi?

Jak myślicie?

Zresztą skoro tylu ludzi szuka coraz to nowszych przygód i doświadczeń, coraz więcej ludzi zaczyna dbać o status materialny i niezależność, to może poprostu te wymyślone przez nas na siłę normy nie mają szans na przetrwanie w dzisiejszym świecie i trzeba się z tym pogodzić? Może one się sprawdzały kilka lat temu, ale teraz już nie mają szans się sprawdzić?

Mój chłopak twierdzi, że miłości nie ma. Jest tylko przynależność i pożądanie. Skoro on ma takie nastawienie a jest zwykłym biedakiem, to... może wszyscy tak myślą? Może tak po prostu jest?

Czy mieliście tego typu doświadczenia lub przemyślenia?

Sponsoring to nie sila. To raczej slabosc. I to ze strony kobiety, jak i mezczyzny. Kto powiedzial, ze milosc to ksiaze na bialym koniu z pekiem czerwonych roz, czekajacy pod balkonem swej ukochanej? Milosc jest wtedy, gdy kobieta sie roztyje przez ciaze, a maz bedzie ja kochal, szanowal i pozadal. Milosc jest wtedy, gdy jedno z malzonkow powaznie zachoruje, a drugie go nie zostawi. Milosc to dom, a w nim dzieci. Milosc to przyjazn.  Milosc to goraca kawa podana rano do lozka przez ukochanego mezczyzne. Milosc to cieply obiad przygotowywany przez zone dla meza, ktory wraca z ciezkiej pracy. Milosc to zapracowanie na wspolna wyczekana wycieczke do cieplych krajow. Milosc to zegarek, chociaz niedrogi, dany w PREZENCIE za nic, bez okazji, bez oczekiwania na seks. Twierdzisz autorko, ze milosci nie ma? Przeciez takie sytuacje, jakie opisalam powyzej sa na porzadku dziennym w prawie kazdym zwiazku. To wlasnie jest MILOSC. Milosc to szacunek, to przyjazn, to zrozumienie, czasami klotnia, czasami lzy, ale i pogodzenie sie. To walka o zwiazek, pomimo kryzysow. To, o czym Ty piszesz to wypaczony obraz szczescia. Szczescia kupionego/sprzedanego. Szczescia, ktore moze peknac jak banka mydlana, gdy tylko pojawi sie mlodsza, chetniejsza, mniej wymagajaca... A zastanawialas sie, jakby wygladalo Twoje zycie w momencie, gdyby sponsor Cie rzucil? Bez pieniedzy, bez bliskiej osoby, bez przyszlosci, za to z bujna przeszloscia. Sluchala opinii kobiet, ktore TKWIA w zwiazkach na zasadzie sponsoringu. Wiec teraz, dla odmiany, posluchaj osob, ktore w tym TKWILY... Zupelnie inaczej opisza Ci rzeczywistosc...

329

Odp: Sponsoring - relatywizm norm w dzisiejszych czasach

A mnie zastanawia czy takie kobiety typu prostytutki maja jakies swoje sposoby triki,ze dany klient znow do niej wraca.

330 Ostatnio edytowany przez Elle88 (2016-04-08 06:52:58)

Odp: Sponsoring - relatywizm norm w dzisiejszych czasach

Znowu pełne dramaturgii wypowiedzi. Niektórzy nawet Miłość w to wmieszali i porównania robią wink Ale nic to, dobrze. Każda refleksja coś wnosi.


matrix11: "Klient"/sponsor wraca jak mu dobrze z reguły i czuje, że za swój wkład $$ otrzymuje ekwiwalent innego typu, który wg niego wart jest zaangażowania finansowego (seks/towarzystwo/inne) To nic aż tak skomplikowanego. wink




Ech.. 21 wiek, a niektórzy wciąż nie potrafią zrozumieć, że można oddzielać Miłości od seksu.

331

Odp: Sponsoring - relatywizm norm w dzisiejszych czasach
Elle88 napisał/a:

Znowu pełne dramaturgii wypowiedzi. Niektórzy nawet Miłość w to wmieszali i porównania robią wink Ale nic to, dobrze. Każda refleksja coś wnosi.


matrix11: "Klient"/sponsor wraca jak mu dobrze z reguły i czuje, że za swój wkład $$ otrzymuje ekwiwalent innego typu, który wg niego wart jest zaangażowania finansowego (seks/towarzystwo/inne) To nic aż tak skomplikowanego. wink




Ech.. 21 wiek, a niektórzy wciąż nie potrafią zrozumieć, że można oddzielać Miłości od seksu.

A to nie kazda daje to co chca,jak zaplaca?

332

Odp: Sponsoring - relatywizm norm w dzisiejszych czasach

Pamelo a dlaczego wolalas wybrac burdel,a z mieszkaniowki zrezygnowalas? przeciez w buurdelu musisz oddac polowe,a przyjmujac we wlasnym mieszkaniu bierzesz wszystko dla siebie.
I czy faktycznie faceci szukaja zon w burdelach-prostytutek? i werza im ze one "chca zostac jego zona" i co taka prostytutka robi ze on jej wierzy,bo az mi sie uwierzyc nie chce ze sa tacy naiwniacy?

333

Odp: Sponsoring - relatywizm norm w dzisiejszych czasach

matrix11, pierdzieli Ci się sponsoring z prostytucją - trochę inna bajka. Żyj w swojej wink

334

Odp: Sponsoring - relatywizm norm w dzisiejszych czasach
Pamela Anders napisał/a:

oznacza to że jak któraś nie zarabia to nie ma z czego zapłacić dziennego czynszu a co za tym idzie musi opuścić pokój. Przez te lata co tu jestem było tu już tyle kaszalotów bez cienia samokrytycyzmu które chciały spróbować się w prostytucji ale niestety nie było "kupców" i po kilku dniach wracały niepocieszone do swoich domów i do garów, w to miejsce przyjeżdżały następne, i tu jest tak codziennie. Stąd wiem że wiele kobiet by chciało ale niestety, nie da rady.


.

Dlaczego nie daly rade,nie poradzily sobie? z jakich wzgledow?

335

Odp: Sponsoring - relatywizm norm w dzisiejszych czasach
Elle88 napisał/a:

matrix11, pierdzieli Ci się sponsoring z prostytucją - trochę inna bajka. Żyj w swojej wink

A spotykanie sie z facetami za kase w swoim mieszkaniu to nie prostytucja?

336 Ostatnio edytowany przez kammiś (2016-04-08 10:19:45)

Odp: Sponsoring - relatywizm norm w dzisiejszych czasach
faye napisał/a:

Na forum są już podobne wątki ale postanowiłam podejść do tematu nieco inaczej, nie jako formy zarabiania pieniędzy i prostytucji, chodzi mi bardziej o relatywizm norm w dzisiejszych czasach.

Wczoraj oglądałam rozmowy w toku o sponsoringu i zaczęłam żałować, że nie jestem bardziej wyrachowana, tak jak kobiety z programu... Żałuję, że nie potrafię porzucić pewnych norm, które i tak przestają funkcjonować w otaczającej mnie rzeczywistości i czerpać z tego korzyści. Coraz częściej dostrzegam różnice między teorią a praktyką w życiu. Za to te kobiety porzucają świadomie wszystkie romantyczne idee, tak idealistyczne, że bez szans na spełnienie w większości przypadków. Odrzucają naiwne marzenie o księciu z bajki, miłości do końca życia, dużym domu i gromadce roześmianych dzieci, rasowym psie i uczciwej pracy bez wyrzeczeń. Przecież nie każdy z nas jest parą cenionych lekarzy, a już na pewno nie każdy jest parą cenionych lekarzy w szczęśliwym związku.

Wygrywają silniejsi a nie ci którzy wierzą w bajeczki o miłości i sprawiedliwości. Gdyby tak nie było, to nie byłoby tylu ogłoszeń żonatych bogatych mężczyzn, którzy szukają sobie młodszej utrzymanki, ani tylu kobiet, które na te ogłoszenia odpowiadają, i nie mówię tylko o głupiutkich nastolatkach rodem z "Galerianek", tylko tych zdecydowanych po 30-tce.


Większości się wydaje, że jak weźmie ślub, to będzie to miłość aż do śmierci, a z moich obserwacji wynika, że już po kilku latach pojawia się frustracja, zdrady, kłótnie o zarobki. Jedyne co ich łączy to wspólne długi i dzieci. Po co się więc oszukiwać? Może lepiej podejść bardziej rzeczowo do życia? Czerpać pełnymi garściami, zamiast oszukiwać się, że to nie moralne, ze to nie daje szczęścia? A co daje szczęście? I czym to szczęście jest?

Poznałam wielu bogatych mężczyzn szukających przygód, w różnych okolicznościach. Część z nich przechodziła kryzys wieku średniego, część chciała po prostu zachować niezależność i dlatego decydowała się na luźny związek, odwdzięczając się przy tym kobiecie różną formą gratyfikacji. Inni twierdzili, że kiedyś kochali a może nadal kochają swoje żony, ale się roztyły postarzały etc. dlatego szukają młodszej kochanki.

Mam się zadowolić myślą, że na starość będę siedzieć sama w domu i gotować obiadki gdy mąż będzie zabawiał się z młodszą za miastem? A może mam się zadowolić myślą, że całe życie spędziłam u boku, jak to ktoś określił w rozmowach w toku, gołodupca, połowy marzeń nie spełniłam, a on i tak się mną prędzej czy później znudzi?

Jak myślicie?

Zresztą skoro tylu ludzi szuka coraz to nowszych przygód i doświadczeń, coraz więcej ludzi zaczyna dbać o status materialny i niezależność, to może poprostu te wymyślone przez nas na siłę normy nie mają szans na przetrwanie w dzisiejszym świecie i trzeba się z tym pogodzić? Może one się sprawdzały kilka lat temu, ale teraz już nie mają szans się sprawdzić?

Mój chłopak twierdzi, że miłości nie ma. Jest tylko przynależność i pożądanie. Skoro on ma takie nastawienie a jest zwykłym biedakiem, to... może wszyscy tak myślą? Może tak po prostu jest?

Czy mieliście tego typu doświadczenia lub przemyślenia?

Autorko, postaram sie Ci odpowiedziec co uwazam.
NIGDY bym sie nie sprzedala ale nie dlatego ze marze o ksieciu z bajki tylko dlatego ze jestem zbyt dumna i mam szacunek do siebie.
Ale nie uwazam ze jest jakas wielka milosc. Malzenstwo nie ma dla mnie wartosci, ja je traktuje jako instytucje prawna taka sama jak i np. umowa sprzedazy domu.
Nie trzeba sie sprzedawac zeby nie miec romantycznych idei.
Uwazam ze ludzie sa ze soba z wielu powodow. Niekoniecznie sa to niskie pobudki, ale nie wierzylabym w jakies romantyczne porywy serca smile
Tak samo nie poswiecilabym tego co mam i tego do czego daze w imie "milosci".
Owszem, kocham swojego faceta ale nie bujam w oblokach: nie mysle ze to raz na zawsze, nie mysle ze nie ma wazniejszych rzeczy niz on, bo sa i to wiele.
I nie uwazam - jak Ewika - ze ktokolwiek bedzie mnie kochal jak sie roztyje wink nie wierze w takie bajeczki, a  swojego faceta o bezguscie nie posadzam smile

337 Ostatnio edytowany przez Elle88 (2016-04-08 10:59:41)

Odp: Sponsoring - relatywizm norm w dzisiejszych czasach
matrix11 napisał/a:
Elle88 napisał/a:

matrix11, pierdzieli Ci się sponsoring z prostytucją - trochę inna bajka. Żyj w swojej wink

A spotykanie sie z facetami za kase w swoim mieszkaniu to nie prostytucja?


Nie wiem. Ja tam nigdy z mieszkania nie robiłam miejsca schadzek. Jeździło się w różne miejsca, seks nie zawsze był. Ogólnie miłe spędzanie czasu w miejscach i sposób na jaki mało którą studentkę stać. Miłe wspomnienia jak dla mnie.
Żadnego zmuszania czy przymuszania do czynności seksualnych, których nie lubiłam nie przypominam sobie.

Może ten temat faktycznie dotyczy czego innego, bo sponsoring nie kojarzy mi się z "robieniem dobrze klientowi", tylko obopólną zabawą.

A..no i facet przystojny (nie tylko kasiasty) - podstawa.  smile

338 Ostatnio edytowany przez kammiś (2016-04-08 11:19:50)

Odp: Sponsoring - relatywizm norm w dzisiejszych czasach

Prostytucja mi sie kojarzy kiedy jedna laska "przyjmuje" wielu facetow w ustalonym czasie. Wszystkich. Nie wybiera. A sponsoring mi sie kojarzy z tym ze ma 1 z ktorym zawiera taki uklad.

I tutaj chyba wiele mowi prostytucji.
Pamela Anders mowi o prostytucji nie sponsoringu.

Zreszta jezeli ona nie pracuje, on zarabia a sa malzenstwem to to nie jest sponsoring?
Jest.

339 Ostatnio edytowany przez Ola_la (2016-04-08 11:39:18)

Odp: Sponsoring - relatywizm norm w dzisiejszych czasach

Kamiś czym rozni się ciagniecie kasy od tatusia i  od męża?:)
Nie wiem czym się w takim razie różnisz od kobiet będących na utrzymaniu męża?:) Do tego piszesz ze ciągniesz kase gdzie się da np. drukując cos za darmo na uczelni czy korzystając z różnych przywilejów w pracy tatusia. Naprawdę szczyt zaradności i samodzielności żeby innym wytykać. Tym bardziej że raczej biedna nie jesteś żeby tak postępować. Wiec nie wiem dlaczego z taka łatwością wypowiadasz się o niepracujących tymczasowo zawodowo mężatkach że są takie i owakie. Wiadomo czym innym byłoby siedzenie cale życie w kieszeni męża ale uwierz jest bardzo mało takich kobiet. A nawet jeśli to sa ich wybory, ich zycie i ich sprawy.
I porównywanie małżeństwa do sponsoringu jest śmieszne. Szczególnie dla przyszłej pani prawnik.

340

Odp: Sponsoring - relatywizm norm w dzisiejszych czasach

Patrząc po moich kolegach to odnoszę wrażenie, że sponsoring to bardziej moda niż usługa kupna-sprzedaży. Chyba tylko poza mną i jeszcze dwoma każdy ma bądź miał "studentkę-praktykantkę" pod swoją kuratelą finansową. Jeden to chyba nawet raz zmienił taką na inną bo wg niego nie pasowała do nowego wystroju wnętrza - to nie jest żart. Sponsoring i prostytucja to awers i rewers tej samej monety bo w jednym i drugim jest kupno i sprzedaż. W innej formie ale to zawsze transakcja handlowa. No może sponsoring to bardziej barter jest bo ona daje dupy a on w zamian użycza jej czasowo lokum, czy samochód. Jednak handel to handel.

341

Odp: Sponsoring - relatywizm norm w dzisiejszych czasach
Ola_la napisał/a:

Kamiś czym rozni się ciagniecie kasy od tatusia i  od męża?:)
Nie wiem czym się w takim razie różnisz od kobiet będących na utrzymaniu męża?:) Do tego piszesz ze ciągniesz kase gdzie się da np. drukując cos za darmo na uczelni czy korzystając z różnych przywilejów w pracy tatusia. Naprawdę szczyt zaradności i samodzielności żeby innym wytykać. Tym bardziej że raczej biedna nie jesteś żeby tak postępować. Wiec nie wiem dlaczego z taka łatwością wypowiadasz się o niepracujących tymczasowo zawodowo mężatkach że są takie i owakie. Wiadomo czym innym byłoby siedzenie cale życie w kieszeni męża ale uwierz jest bardzo mało takich kobiet. A nawet jeśli to sa ich wybory, ich zycie i ich sprawy.
I porównywanie małżeństwa do sponsoringu jest śmieszne. Szczególnie dla przyszłej pani prawnik.


Ja u ojca pracuje wink
Wykonuje swoje obowiazki.
Gdzie tu mowa o sponsoringu?
Rozumiem ze jak Twoje dzieci beda na studiach to nie dasz im ani grosza? wink
Ja 1. pracuje 2. mam stypendia, wiec daruj sobie to ad personam smile


Mowisz ze to ich wybory. Ale ja sie zgadzam! A tej sponsorowanej to nie sa wybory?
Moze tez nie moga tymczasowo pracowac zawodowo?

To jest wlasnie relatywizm norm moralnych.
Wyrazilam tylko swoje zdanie ze roznica w tym niewielka smile

342

Odp: Sponsoring - relatywizm norm w dzisiejszych czasach

właśnie wielka różnica
małżeństwo to nie biznes ani nie układ

343

Odp: Sponsoring - relatywizm norm w dzisiejszych czasach
Ola_la napisał/a:

właśnie wielka różnica
małżeństwo to nie biznes ani nie układ

Tak?
Jasne wink wiesz, o jakims uczuciu czy pelnej wolnej woli bycia ze soba mozna mowic kiedy 2 osoby sa od siebie na tyle niezalezne ze moga w KAZDEJ CHWILI odejsc i zyc same.
Gdybym chciala to moge w kazdej chwili kopnac faceta w..., on mnie, ale jestesmy razem dlatego ze CHCEMY.
Ja nie potrafilabym powazac kobiety ktora kase na glupie podpaski ciagnie od meza.
Podobnie nie wyobrazam sobie miec takiej kolezanki. Dobra, idziemy sobie, chce nagle isc cos zjesc a ona nie pojdzie bo sie z mezem umowila ze nie wyda? big_smile
Wolalabym juz taka tirowke.

344

Odp: Sponsoring - relatywizm norm w dzisiejszych czasach
kammiś napisał/a:
Ola_la napisał/a:

właśnie wielka różnica
małżeństwo to nie biznes ani nie układ

Tak?
Jasne wink wiesz, o jakims uczuciu czy pelnej wolnej woli bycia ze soba mozna mowic kiedy 2 osoby sa od siebie na tyle niezalezne ze moga w KAZDEJ CHWILI odejsc i zyc same.
Gdybym chciala to moge w kazdej chwili kopnac faceta w..., on mnie, ale jestesmy razem dlatego ze CHCEMY.
Ja nie potrafilabym powazac kobiety ktora kase na glupie podpaski ciagnie od meza.
Podobnie nie wyobrazam sobie miec takiej kolezanki. Dobra, idziemy sobie, chce nagle isc cos zjesc a ona nie pojdzie bo sie z mezem umowila ze nie wyda? big_smile
Wolalabym juz taka tirowke.


Kamiś...

Albo ja nie czytam ze zrozumieniem, albo zaleciało niekonsekwencją z Twojej strony.

Bo w innym wątku napisałaś cyt.:"A ja nie oceniam ludzi przez pryzmat pieniędzy i tego nie robiłam nigdy. "

345

Odp: Sponsoring - relatywizm norm w dzisiejszych czasach
Elle88 napisał/a:

matrix11, pierdzieli Ci się sponsoring z prostytucją - trochę inna bajka. Żyj w swojej wink

Bez urazy Elle. Nie używajmy eufemizmów - sponsoring to jest prostytucja.
Po co dorabiać ideologię? wink

346

Odp: Sponsoring - relatywizm norm w dzisiejszych czasach

kamis jak mówisz z pogarda na tirówkę to jej raczej nie będzie na wiele stać

twoja mama pracuje? bo kiedyś cos pisalas o zdradach ojca i zależności matki od niego
chamskie to z mojej strony ale skoro ty obrażasz tysiące kobiet w Polsce to sobie pozwoliłam zapytać o to

347

Odp: Sponsoring - relatywizm norm w dzisiejszych czasach

Czyli jak dwie osoby są od siebie niezależne to tylko wtedy można mówić o uczuciu?
A jak mają kredyt na mieszkanie i w wypadku gdyby się rozstali osobno nie będą mogli go spłacać bo ich nie stać? Przecież jedno musi się wyprowadzic i wynająć coś. A ten co zostanie w mieszkaniu ma takie zarobki że nie starczy na spłatę.
To sponsoring Kammiś? A jak jedno zachoruje i nie może pracować.A drugie  z partnerów musi i jeszcze dokłada na leczenie?
Takie sytuacje jak opisałam wyżej  można mnożyć.
Uczucie jest tylko wtedy kiedy oboje w każdej chwili mogą zabrać d..ę w troki i zmyć się bez żadnych przykrych konsekwencji?
Coż,ciekawe podejście.
To dlaczego niezależne kobiety pozwalają się zdradzać i oszukiwać,tak jak napisano wyżej ? Jak widzisz Kammiś niezbadana jest ludzka natura.

348 Ostatnio edytowany przez kammiś (2016-04-08 19:30:31)

Odp: Sponsoring - relatywizm norm w dzisiejszych czasach

Majko, nie oceniam przez pryzmat pieniędzy, oczywiście. Można zarabiać i 1500 zł, byle PRACOWAĆ. A nie siedzieć w domu i gnić.
To znaczna różnica. Szanuję pracę i wykształcenie. ZAWSZE wykształcony a zarabiający nawet te 1500 zł będzie dla mnie lepszy niż dobrze prosperujący właściciel sklepu po zawodówce albo hydraulik. Dokładnie o to chodziło, kiedy pisałam o nieprzywiązywaniu wagi do pieniędzy.

Co do kobiet - nieważne ILE zarabia, ważne żeby W OGÓLE zarabiała. Bo jak ktoś bez mężusia nawet na podpaski nie ma, to już trochę wstyd, nie? Jak można tłumaczyć się z każdego wydatku, nawet z 30 zł wydanych na książkę która ma się ochotę przeczytać? Z kupienia ciuchów? Z wyjścia na kawę? Kupienia sobie wina? Kosmetyków? Przecież kobieta potrzebuje tego dużo! Baza, podkład, korektory, puder, róż, bronzer, rozświetlacz, żel do brwi, cień do powiem, baza pod tusz, tusz, pomadka. I niby ma się tłumaczyć bo tego potrzebuje? I to tylko tapeta, a reszta? Pielęgnacja, ciuchy? A gdzie wyjście na kawę? A gdzie zjedzenie na mieście?
I co, ma kobietę ktoś z tego rozliczać? Moje konto jest MOJE. Tylko MOJE. Do wglądu MOJEGO i banku.
Pytał też ktoś czym różni się przelewanie kasy rodzicom dla studentek. A no tym, że tylko owe studentki wiedzą, na co wydają. Nawet jak wyda na wódkę, to nikt jej nie kontroluje. Nie ma wspólnego konta z rodzicami. Nie mieszka z nimi. Nikt nie wie na co ta kasa idzie. Dobrze wiem jak moje koleżanki dzwonią i zawyżają ceny książek (ja tego nie robię) big_smile A mężusia okantuje? Raczej nie, bo razem mieszkają. Zero wolności.

Ola_la - gdzieś też pisałam że matka jest z wykształcenia po ASP i zajmuje się zawodowo projektowaniem i dekorowaniem wnętrz. PRACOWAŁA i pracuje w domu. Dom jako MIEJSCE jej pracy. Szkicowała projekty w domu, jeździła do klientów - nadal jeździ.
Gdyby nie posiadała własnego źródła utrzymania nigdy nie powiedziałabym że PRACOWAŁA w domu, użyłabym sformułowania że SIEDZIAŁA  w domu.
Matka jest od ojca o tyle zależna, że dzięki niemu ma wszystkie wygody. Ma swoje mieszkanie, 3-pokojowe, ale to chyba oczywiste że każdy na jej miejscu wolałby dom z ogrodem - ja długo zastanawiałam się czy się wyprowadzać, ale jednak niechęć do dojazdów przeważyła, bo naprawdę lubiłam dom rodziców. Bez problemu utrzymałaby się sama. Samochód którym jeździ też jest JEJ własnością - tylko ja korzystam z  "ojcowizny". Matka ma o samodzielności takie zdanie jak ja. Prawda jest taka, że ona w każdej chwili odejść może.
Moja babcia (ta od strony mamy, drugiej nie mam (znaczy żyje ale dla mnie to NIE JEST babcia, to obca kobieta) również pracowała całe życie mimo że nie musiała, bo dziadek jest byłym zawodowym żołnierzem (tak, mogą mnie wszyscy linczować, w PRLu) i żyło im się dobrze. Ale zawsze PRACOWAŁA. Była bibliotekarką. Wychowała też dwójkę dzieci, dwójka skończyła studia, jedno (jej syn) jest dzisiaj profesorem.
I to BABCIA, w TAMTYCH CZASACH! Nie pozwoliła sobie na siedzenie w domu, ZAWSZE mówiła mi że kobieta musi być twarda, niezależna, nie dać sobie wejść na głowę nikomu. Mówiła mi że raz jeden jedyny dziadek przyszedł z jakiejś wojskowej imprezy podpity i coś tam mówił że mu źle, to powiedziała mu: "to spieprzaj". A dlaczego mogła tak powiedzieć? Bo była NIEZALEŻNĄ kobietą a nie kurą domową bez grosza przy tyłku.
I ja dzisiaj też mogę powiedzieć kiedy zechcę facetowi "to spieprzaj". A dlaczego? Bo nie jestem od niego zależna. Ja z nim CHCĘ być a nie muszę. I to jest chcenie w 100 procentach. Poza tym mężczyzna podświadomie bardziej szanuje i się STARA kiedy wie że kobieta może w każdej chwili powiedzieć "papapa". To leży w naturze mężczyzn, nikt mi nie powie że nie lubią "gonić króliczka". A jakie to gonienie kiedy on wie o niej wszystko, włącznie z tym ile pasek tamponów kupiła, i kiedy ona nie może zrobić bez niego nic - nawet powiedzieć "baaaj" wyjechać na weekend?

Niki - w przypadku z kredytem podałaś przykład OBUSTRONNEJ zależności. To jest ZUPEŁNIE co innego, bo wtedy i facet ma ciśnienie wink
To tak jakbym ja oddała w zastaw cenną rzecz komuś, kto dal mi pieniądze, ale tej drugiej osobie bardzo zależy żeby odzyskać pieniadze a nikt nie chce tej rzeczy kupić. Mi też zależy żeby rzecz odzyskać.
Zależność jest obustronna.

Widzisz, te niezależne kobiety POZWALAJĄ się zdradzać i oszukiwać. Gdyby nie pozwalały, to mogą odejść. A tamta może sobie i pozwalać i nie pozwalać... wsio ryba co ona myśli.

Uczucie jest dla mnie wtedy, kiedy ja z tą osobą CHCĘ być i poza CHCENIEM nie ma jakiegokolwiek nacisku zewnętrznego.
I skoro na przykład dwie niezależne od siebie osoby do siebie wracają (jak ja z facetem) tylko dlatego że tego chcą a nie dlatego że jedna ma ciśnienie bo nie ma gdzie mieszkać, bo nie ma za co sobie czegoś kupić itd.
Zaraz mi ktoś powie o alimentach - wystarczy spojrzeć na ich wysokość.

349

Odp: Sponsoring - relatywizm norm w dzisiejszych czasach

Hmm, pisalam mature 6 lat temu na podobny temat... Raczej ogolnie bylo o kobiecie zhanbionej, ale posluzylam sie tu rowniez przykladem sponsoringu (rozpracowalam na czastki film ''Galerianki''). Ogolnie nie pochwalam tego, ze kobieta tak zarabia. Nie potepiam rowniez.  Jak juz ktos pisal- rozne sa sytuacje zyciowe. Jedynie na moja krytyle zasluguja mlodociane gowniary, ktore na iphone'a nowego ''zbieraja''... I wlasnie tu jest pytanie: czy mozna sobie stwierdzic tak po prostu, ze ''to nie moje zycie, nie wtracam sie'', w przypadku kiedy robi to mloda dziewczyna i zaraz na poczatku swojego zycia pcha sie w takie bagno?

350

Odp: Sponsoring - relatywizm norm w dzisiejszych czasach

Kammiś ty naprawdę wierzysz że każda niepracująca babka spowiada się mężowi z każdego kremu,,tamponów które kupiła?
Przeważnie w stałych normalnych związkach jest tak że każdy bierze na co mu potrzebne A większe wydatki ustala się wspólnie..I to niezależnie od tego czy pracuje jedno czy oboje,czy zarabiają jednakowo czy  jest różnica. To o czym piszesz to patologia i jakaś przemoc ekonomiczna.
Skąd ty takie coś wziełaś? Bo ja jak żyję nie widziałam żeby ktoś latał z paragonem i spowiadał się z zakupu ciucha czy kosmetyków.
A co do sponsoringu i prostytucji to każdy może robić ze swoim ciałem  co chce.Nie musi się to każdemu podobać ale to jego  czy jej sprawa.

351 Ostatnio edytowany przez Ewika99 (2016-04-08 19:46:30)

Odp: Sponsoring - relatywizm norm w dzisiejszych czasach
kammiś napisał/a:

Majko, nie oceniam przez pryzmat pieniędzy, oczywiście. Można zarabiać i 1500 zł, byle PRACOWAĆ. A nie siedzieć w domu i gnić.
To znaczna różnica. Szanuję pracę i wykształcenie. ZAWSZE wykształcony a zarabiający nawet te 1500 zł będzie dla mnie lepszy niż dobrze prosperujący właściciel sklepu po zawodówce albo hydraulik. Dokładnie o to chodziło, kiedy pisałam o nieprzywiązywaniu wagi do pieniędzy.

Co do kobiet - nieważne ILE zarabia, ważne żeby W OGÓLE zarabiała. Bo jak ktoś bez mężusia nawet na podpaski nie ma, to już trochę wstyd, nie? Jak można tłumaczyć się z każdego wydatku, nawet z 30 zł wydanych na książkę która ma się ochotę przeczytać? Z kupienia ciuchów? Z wyjścia na kawę? Kupienia sobie wina? Kosmetyków? Przecież kobieta potrzebuje tego dużo! Baza, podkład, korektory, puder, róż, bronzer, rozświetlacz, żel do brwi, cień do powiem, baza pod tusz, tusz, pomadka. I niby ma się tłumaczyć bo tego potrzebuje? I to tylko tapeta, a reszta? Pielęgnacja, ciuchy? A gdzie wyjście na kawę? A gdzie zjedzenie na mieście?
I co, ma kobietę ktoś z tego rozliczać? Moje konto jest MOJE. Tylko MOJE. Do wglądu MOJEGO i banku.
Pytał też ktoś czym różni się przelewanie kasy rodzicom dla studentek. A no tym, że tylko owe studentki wiedzą, na co wydają. Nawet jak wyda na wódkę, to nikt jej nie kontroluje. Nie ma wspólnego konta z rodzicami. Nie mieszka z nimi. Nikt nie wie na co ta kasa idzie. Dobrze wiem jak moje koleżanki dzwonią i zawyżają ceny książek (ja tego nie robię) big_smile A mężusia okantuje? Raczej nie, bo razem mieszkają. Zero wolności.

Ola_la - gdzieś też pisałam że matka jest z wykształcenia po ASP i zajmuje się zawodowo projektowaniem i dekorowaniem wnętrz. PRACOWAŁA i pracuje w domu. Dom jako MIEJSCE jej pracy. Szkicowała projekty w domu, jeździła do klientów - nadal jeździ.
Gdyby nie posiadała własnego źródła utrzymania nigdy nie powiedziałabym że PRACOWAŁA w domu, użyłabym sformułowania że SIEDZIAŁA  w domu.
Matka jest od ojca o tyle zależna, że dzięki niemu ma wszystkie wygody. Ma swoje mieszkanie, 3-pokojowe, ale to chyba oczywiste że każdy na jej miejscu wolałby dom z ogrodem - ja długo zastanawiałam się czy się wyprowadzać, ale jednak niechęć do dojazdów przeważyła, bo naprawdę lubiłam dom rodziców. Bez problemu utrzymałaby się sama. Samochód którym jeździ też jest JEJ własnością - tylko ja korzystam z  "ojcowizny". Matka ma o samodzielności takie zdanie jak ja. Prawda jest taka, że ona w każdej chwili odejść może.
Moja babcia (ta od strony mamy, drugiej nie mam (znaczy żyje ale dla mnie to NIE JEST babcia, to obca kobieta) również pracowała całe życie mimo że nie musiała, bo dziadek jest byłym zawodowym żołnierzem (tak, mogą mnie wszyscy linczować, w PRLu) i żyło im się dobrze. Ale zawsze PRACOWAŁA. Była bibliotekarką. Wychowała też dwójkę dzieci, dwójka skończyła studia, jedno (jej syn) jest dzisiaj profesorem.
I to BABCIA, w TAMTYCH CZASACH! Nie pozwoliła sobie na siedzenie w domu, ZAWSZE mówiła mi że kobieta musi być twarda, niezależna, nie dać sobie wejść na głowę nikomu. Mówiła mi że raz jeden jedyny dziadek przyszedł z jakiejś wojskowej imprezy podpity i coś tam mówił że mu źle, to powiedziała mu: "to spieprzaj". A dlaczego mogła tak powiedzieć? Bo była NIEZALEŻNĄ kobietą a nie kurą domową bez grosza przy tyłku.
I ja dzisiaj też mogę powiedzieć kiedy zechcę facetowi "to spieprzaj". A dlaczego? Bo nie jestem od niego zależna. Ja z nim CHCĘ być a nie muszę. I to jest chcenie w 100 procentach. Poza tym mężczyzna podświadomie bardziej szanuje i się STARA kiedy wie że kobieta może w każdej chwili powiedzieć "papapa". To leży w naturze mężczyzn, nikt mi nie powie że nie lubią "gonić króliczka". A jakie to gonienie kiedy on wie o niej wszystko, włącznie z tym ile pasek tamponów kupiła, i kiedy ona nie może zrobić bez niego nic - nawet powiedzieć "baaaj" wyjechać na weekend?

Niki - w przypadku z kredytem podałaś przykład OBUSTRONNEJ zależności. To jest ZUPEŁNIE co innego, bo wtedy i facet ma ciśnienie wink
To tak jakbym ja oddała w zastaw cenną rzecz komuś, kto dal mi pieniądze, ale tej drugiej osobie bardzo zależy żeby odzyskać pieniadze a nikt nie chce tej rzeczy kupić. Mi też zależy żeby rzecz odzyskać.
Zależność jest obustronna.

Widzisz, te niezależne kobiety POZWALAJĄ się zdradzać i oszukiwać. Gdyby nie pozwalały, to mogą odejść. A tamta może sobie i pozwalać i nie pozwalać... wsio ryba co ona myśli.

Uczucie jest dla mnie wtedy, kiedy ja z tą osobą CHCĘ być i poza CHCENIEM nie ma jakiegokolwiek nacisku zewnętrznego.
I skoro na przykład dwie niezależne od siebie osoby do siebie wracają (jak ja z facetem) tylko dlatego że tego chcą a nie dlatego że jedna ma ciśnienie bo nie ma gdzie mieszkać, bo nie ma za co sobie czegoś kupić itd.
Zaraz mi ktoś powie o alimentach - wystarczy spojrzeć na ich wysokość.

Przesadzasz. I sugerujesz, ze ludzie w kiepskiej sytuacji materialnej nie sa zdolni do prawdziwej milosci. Ze trzyma ich prz sobie tylko wyrachowanie.
I tak nawizujac do czesci Twego postu, w ktorym opisujesz prace swojej matki- ciekawa jestem, jak okreslilabys moja sytuacje, gdzie pomagam mezowi w prowadzeniu gospodarki- oboje mamy swoja ziemie i troche wspolnej, ale to moj maz wykonuje wiekszosc pracy, bo kobieta nie dalaby rady. Tez tylko ''siedze w domu''? A tak na marginesie- to moje siedzenie polega na notorycznym pilnowaniu zywiolowego trzylatka i dbaniu o dom, oczywiscie kiedy trzeba to ide i pracuje w sadzie. Jak bys nazwala taka osobe?

352

Odp: Sponsoring - relatywizm norm w dzisiejszych czasach

Ewika ktoś tą dziewczynę wychował.Jeśli jest nieletnia to ktoś powinien się zainteresować,rodzice czy opiekunowie.Jeśli dorosła to inna sprawa.
Robi  tak jak chce a jeśli w przyszłości poniesie konsekwencje? Na tym polega dorosłe życie że mamy wybór.

353 Ostatnio edytowany przez kammiś (2016-04-08 19:59:48)

Odp: Sponsoring - relatywizm norm w dzisiejszych czasach
Ewika99 napisał/a:

Hmm, pisalam mature 6 lat temu na podobny temat... Raczej ogolnie bylo o kobiecie zhanbionej, ale posluzylam sie tu rowniez przykladem sponsoringu (rozpracowalam na czastki film ''Galerianki''). Ogolnie nie pochwalam tego, ze kobieta tak zarabia. Nie potepiam rowniez.  Jak juz ktos pisal- rozne sa sytuacje zyciowe. Jedynie na moja krytyle zasluguja mlodociane gowniary, ktore na iphone'a nowego ''zbieraja''... I wlasnie tu jest pytanie: czy mozna sobie stwierdzic tak po prostu, ze ''to nie moje zycie, nie wtracam sie'', w przypadku kiedy robi to mloda dziewczyna i zaraz na poczatku swojego zycia pcha sie w takie bagno?

Tylko by Ci odpyskowała.
W sumie tam gdzie chodzę takich nie widziałam, albo nie patrzę.
Chociaż nie! Raz widziałam że się 2 jakieś strasznie pindrzyły i przebierały w kiblu w galerii. Ubrane były właśnie bardzo sugestywnie.

Zresztą co możesz zrobić? 
Jedynie środki wychowawcze może stosować sąd, jeżeli nieletni wykazuje przejawy demoralizacji (do których zaliczamy również uprawianie nierządu).

Ewika - NIE w ciężkiej sytuacji materialnej.
W sytuacji kiedy jedna strona jest CAŁKOWICIE od drugiej zależna. To coś innego niż ciężka sytuacja materialna.

Edit: jestem przekonana, że najbardziej zależy nam podświadomie na tym, co możemy stracić.
Widzę po sobie samej (bo nie jestem kobietą czułą i opiekuńczą) i po swoim facecie.
I po koleżankach. I po kolegach. Tych starszych również. Najbardziej wszystkim zależy jak nie są do końca pewni.

354

Odp: Sponsoring - relatywizm norm w dzisiejszych czasach

No wlasnie o rodzicow/opiekunow mi chodzi. Nie moga, a przynajmniej nie powinni, udawac, ze wszystko jest ok. A czy zareaguja? Wiem, ze moi rodzice by zareagowali. Niestety, zycie pokazuje, ze nie kazdy ma takich rodzicow. Jezeli robi to dojrzala (psychicznie, fizycznie) kobieta, to jest to tylko jej sprawa. Nic mi do tego.
Kammis, u nas w zwiazku jest tak, ze kazdy bierze pieniadze na swoje potrzeby z takiego sejfiku w szafie. Jesli sa to jakies wieksze, nieplanowane wydatki, to ustalamy je razem. NIGDY w zyciu nie pytalam meza o pieniadze na podpaski. Ja je po prostu MAM. Bo to sa wspolne pieniadze. Prawnie rowniez. Zaden facet nie moze/nie powinien powiedziec swojej zonie, ze pieniadze sa jego, nawet jesli ona ''tylko'' zajmuje sie domem i dzieckiem. To sa wspolne pieniadze. Smiem twierdzic, ze moj maz z wiekszym wydatkiem czeka na moja aprobate- zawsze sie mnie pyta, radzi.  To jest wlasnie MALZENSTWO. Gramy do jednej bramki, nie kazdy do swojej. I zgadzam sie, ze jesli kobieta pieniadze ma wyliczane (albo mezczyzna) to jest to przemoc ekonomiczna. No chyba ze nie kontroluje wydatkow i niszczy budzet domowy... Dosc czesto spotykam sie z sytuacje, gdzie kobieta w zwiazku partnerskim jest przekonana o wlasnej niezaleznosci i ciagle musi o nia tak naprawde zabiegac. Bo jakie ma wyjscie? Zona nie jest (chcac nie chcac to jest bardziej uprzywilejowana pozycja niz partnerka, nie tylko spolecznie, ale rowniez prawnie), wiec MUSI byc niezalezna. Zona ma ten komfort, ze nie musi niczego udowadniac. Moze byc niezalezna, oczywiscie. Ale mam wrazenie, ze ma taki komfort psychiczny. To tylko moje zdanie, pewnie wielu sie nie zgodzi, ale ktoz mi zabroni miec wlasne zdanie wink

355

Odp: Sponsoring - relatywizm norm w dzisiejszych czasach
kammiś napisał/a:

Majko, nie oceniam przez pryzmat pieniędzy, oczywiście. Można zarabiać i 1500 zł, byle PRACOWAĆ. A nie siedzieć w domu i gnić.
To znaczna różnica. Szanuję pracę i wykształcenie. ZAWSZE wykształcony a zarabiający nawet te 1500 zł będzie dla mnie lepszy niż dobrze prosperujący właściciel sklepu po zawodówce albo hydraulik. Dokładnie o to chodziło, kiedy pisałam o nieprzywiązywaniu wagi do pieniędzy.

Co do kobiet - nieważne ILE zarabia, ważne żeby W OGÓLE zarabiała. Bo jak ktoś bez mężusia nawet na podpaski nie ma, to już trochę wstyd, nie? Jak można tłumaczyć się z każdego wydatku, nawet z 30 zł wydanych na książkę która ma się ochotę przeczytać? Z kupienia ciuchów? Z wyjścia na kawę? Kupienia sobie wina? Kosmetyków? Przecież kobieta potrzebuje tego dużo! Baza, podkład, korektory, puder, róż, bronzer, rozświetlacz, żel do brwi, cień do powiem, baza pod tusz, tusz, pomadka. I niby ma się tłumaczyć bo tego potrzebuje? I to tylko tapeta, a reszta? Pielęgnacja, ciuchy? A gdzie wyjście na kawę? A gdzie zjedzenie na mieście?
I co, ma kobietę ktoś z tego rozliczać? Moje konto jest MOJE. Tylko MOJE. Do wglądu MOJEGO i banku.
Pytał też ktoś czym różni się przelewanie kasy rodzicom dla studentek. A no tym, że tylko owe studentki wiedzą, na co wydają. Nawet jak wyda na wódkę, to nikt jej nie kontroluje. Nie ma wspólnego konta z rodzicami. Nie mieszka z nimi. Nikt nie wie na co ta kasa idzie. Dobrze wiem jak moje koleżanki dzwonią i zawyżają ceny książek (ja tego nie robię) big_smile A mężusia okantuje? Raczej nie, bo razem mieszkają. Zero wolności.

Ola_la - gdzieś też pisałam że matka jest z wykształcenia po ASP i zajmuje się zawodowo projektowaniem i dekorowaniem wnętrz. PRACOWAŁA i pracuje w domu. Dom jako MIEJSCE jej pracy. Szkicowała projekty w domu, jeździła do klientów - nadal jeździ.
Gdyby nie posiadała własnego źródła utrzymania nigdy nie powiedziałabym że PRACOWAŁA w domu, użyłabym sformułowania że SIEDZIAŁA  w domu.
Matka jest od ojca o tyle zależna, że dzięki niemu ma wszystkie wygody. Ma swoje mieszkanie, 3-pokojowe, ale to chyba oczywiste że każdy na jej miejscu wolałby dom z ogrodem - ja długo zastanawiałam się czy się wyprowadzać, ale jednak niechęć do dojazdów przeważyła, bo naprawdę lubiłam dom rodziców. Bez problemu utrzymałaby się sama. Samochód którym jeździ też jest JEJ własnością - tylko ja korzystam z  "ojcowizny". Matka ma o samodzielności takie zdanie jak ja. Prawda jest taka, że ona w każdej chwili odejść może.
Moja babcia (ta od strony mamy, drugiej nie mam (znaczy żyje ale dla mnie to NIE JEST babcia, to obca kobieta) również pracowała całe życie mimo że nie musiała, bo dziadek jest byłym zawodowym żołnierzem (tak, mogą mnie wszyscy linczować, w PRLu) i żyło im się dobrze. Ale zawsze PRACOWAŁA. Była bibliotekarką. Wychowała też dwójkę dzieci, dwójka skończyła studia, jedno (jej syn) jest dzisiaj profesorem.
I to BABCIA, w TAMTYCH CZASACH! Nie pozwoliła sobie na siedzenie w domu, ZAWSZE mówiła mi że kobieta musi być twarda, niezależna, nie dać sobie wejść na głowę nikomu. Mówiła mi że raz jeden jedyny dziadek przyszedł z jakiejś wojskowej imprezy podpity i coś tam mówił że mu źle, to powiedziała mu: "to spieprzaj". A dlaczego mogła tak powiedzieć? Bo była NIEZALEŻNĄ kobietą a nie kurą domową bez grosza przy tyłku.
I ja dzisiaj też mogę powiedzieć kiedy zechcę facetowi "to spieprzaj". A dlaczego? Bo nie jestem od niego zależna. Ja z nim CHCĘ być a nie muszę. I to jest chcenie w 100 procentach. Poza tym mężczyzna podświadomie bardziej szanuje i się STARA kiedy wie że kobieta może w każdej chwili powiedzieć "papapa". To leży w naturze mężczyzn, nikt mi nie powie że nie lubią "gonić króliczka". A jakie to gonienie kiedy on wie o niej wszystko, włącznie z tym ile pasek tamponów kupiła, i kiedy ona nie może zrobić bez niego nic - nawet powiedzieć "baaaj" wyjechać na weekend?

Niki - w przypadku z kredytem podałaś przykład OBUSTRONNEJ zależności. To jest ZUPEŁNIE co innego, bo wtedy i facet ma ciśnienie wink
To tak jakbym ja oddała w zastaw cenną rzecz komuś, kto dal mi pieniądze, ale tej drugiej osobie bardzo zależy żeby odzyskać pieniadze a nikt nie chce tej rzeczy kupić. Mi też zależy żeby rzecz odzyskać.
Zależność jest obustronna.

Widzisz, te niezależne kobiety POZWALAJĄ się zdradzać i oszukiwać. Gdyby nie pozwalały, to mogą odejść. A tamta może sobie i pozwalać i nie pozwalać... wsio ryba co ona myśli.

Uczucie jest dla mnie wtedy, kiedy ja z tą osobą CHCĘ być i poza CHCENIEM nie ma jakiegokolwiek nacisku zewnętrznego.
I skoro na przykład dwie niezależne od siebie osoby do siebie wracają (jak ja z facetem) tylko dlatego że tego chcą a nie dlatego że jedna ma ciśnienie bo nie ma gdzie mieszkać, bo nie ma za co sobie czegoś kupić itd.
Zaraz mi ktoś powie o alimentach - wystarczy spojrzeć na ich wysokość.


Kamiś...
Masz bardzo wąskie widzenie,życie to nie tylko kasa i wykształcenie.

Dla Ciebie ta kwestia posiadania jest tak ważna,że nie bierzesz pod uwagę jakości relacji i niematerialnych korzyści w kontaktach z innymi.
Ty robisz bilans zysków i strat.W zasadzie nie potrzebujesz innych ludzi obok siebie czy faceta,własne cele osiągasz sama i święcie wierzysz w swoją samowystarczalność.I jeżeli takie są Twoje priorytety,to nikomu nic do tego.Są Twoje

Lansujesz z uporem maniaka swój model życia,podporządkowany rzeczom,które są bardzo istotne,nie przeczę...ale nie najważniejsze i nie jedyne.Są jeszcze inne sfery,które dla człowieka z prawidłowo ukształtowanym wnętrzem są ważne, a może nawet najważniejsze.

Widzisz Kammiś,ja szanuję hydraulika,czy spawacza...mają ciężką fizyczną robotę.Nie szanuję natomiast zapijaczonego wykładowcy filozofii...który dzień rozpoczyna od "bączka", a kończy śpiąc często gęsto na wycieraczce.
Odejdźmy więc od generalizowania,dzielenia,przeliczania,oceniania ludzi...przez pryzmat czegoś tam,bo to nic nie daje oprócz frustracji.

Zawsze ktoś będzie biedniejszy, lub bogatszy...Ty też.
Zawsze ktoś będzie mniej, lub bardziej wykształcony...Ty też.

Pomyśl,jak byś się czuła będąc mniej zamożna i mniej wykształcona od kogoś,a ten ktoś zafundowałby Ci taką pogardę,z jaką Ty potrafisz się obnosić do innych?
Tych "gorszych"?

356 Ostatnio edytowany przez Elle88 (2016-04-08 20:56:02)

Odp: Sponsoring - relatywizm norm w dzisiejszych czasach

Konsekwencje (jakiś rodzaj spaczenia emocjonalnego powiedzmy) i demoralizacja - ok, prawda. Ale nie powiedziałabym żeby na sponsoring decydowały się głównie osoby, które mają "ciężką sytuację finansową".
Często robi się to na zasadzie przyjemne z pożytecznym po prostu.

Jeśli 30-paroletni facet, przystojny, zamożny i chętny doświadczania młodszego ciała, jest gotowy płacić za możliwość 'zabawy' to owszem, jest to rodzaj transakcji, ale powtarzam - nikt nikogo do niczego nie zmusza. To wygląda trochę jak na - przepraszam, posłużę się swoją specjalizacją tongue wink - filmikach porno, gdzie bardziej dojrzali faceci uprawiają seks z młodymi kobietami. Często nieco wymyślniejszy, ale bardzo fajny, do tego super przyjemna atmosfera, luz, przyjemność,  a dla kobiety dodatkowo jakieś profity z tego.
Sama czasem będąc w jakiejś Galerii handlowej bez pudła potrafię rozpoznać takie "parki" i z reguły jest to fajnie ubrana, super zadbana młoda laseczka i jakiś koleś około lub tuż powyżej 40-ki, typ biznesmena. Kiedyś przypadkowo siedziałam blisko i podsłuchałam rozmowę - normalna gadka 2ga ludzi plus aspekt finansowy gdzieś tam na zasadzie: "Chciałabym sobie kupić to i to" czy raczej: "Idziemy do tego i tego sklepu, zaraz Ci kupimy to i tamto." I wiedziałam odrazu o co lotto, choć dla postronnych mogli wyglądać zupełnie niepozornie.

Dla mnie nic strasznego, że facet wydaje pieniądze na kobietę, z którą sypia. To nie kwestia ambicji, tylko wydaje mi się to naturalne po prostu.

357

Odp: Sponsoring - relatywizm norm w dzisiejszych czasach
Ewika99 napisał/a:

No wlasnie o rodzicow/opiekunow mi chodzi. Nie moga, a przynajmniej nie powinni, udawac, ze wszystko jest ok. A czy zareaguja? Wiem, ze moi rodzice by zareagowali. Niestety, zycie pokazuje, ze nie kazdy ma takich rodzicow. Jezeli robi to dojrzala (psychicznie, fizycznie) kobieta, to jest to tylko jej sprawa. Nic mi do tego.
Kammis, u nas w zwiazku jest tak, ze kazdy bierze pieniadze na swoje potrzeby z takiego sejfiku w szafie. Jesli sa to jakies wieksze, nieplanowane wydatki, to ustalamy je razem. NIGDY w zyciu nie pytalam meza o pieniadze na podpaski. Ja je po prostu MAM. Bo to sa wspolne pieniadze. Prawnie rowniez. Zaden facet nie moze/nie powinien powiedziec swojej zonie, ze pieniadze sa jego, nawet jesli ona ''tylko'' zajmuje sie domem i dzieckiem. To sa wspolne pieniadze. Smiem twierdzic, ze moj maz z wiekszym wydatkiem czeka na moja aprobate- zawsze sie mnie pyta, radzi.  To jest wlasnie MALZENSTWO. Gramy do jednej bramki, nie kazdy do swojej. I zgadzam sie, ze jesli kobieta pieniadze ma wyliczane (albo mezczyzna) to jest to przemoc ekonomiczna. No chyba ze nie kontroluje wydatkow i niszczy budzet domowy... Dosc czesto spotykam sie z sytuacje, gdzie kobieta w zwiazku partnerskim jest przekonana o wlasnej niezaleznosci i ciagle musi o nia tak naprawde zabiegac. Bo jakie ma wyjscie? Zona nie jest (chcac nie chcac to jest bardziej uprzywilejowana pozycja niz partnerka, nie tylko spolecznie, ale rowniez prawnie), wiec MUSI byc niezalezna. Zona ma ten komfort, ze nie musi niczego udowadniac. Moze byc niezalezna, oczywiscie. Ale mam wrazenie, ze ma taki komfort psychiczny. To tylko moje zdanie, pewnie wielu sie nie zgodzi, ale ktoz mi zabroni miec wlasne zdanie wink

Ja tam wolę być niezależna.
A pieniądze?  Ze wspólną kartą kredytową to bym swojego faceta zrujnowała finansowo big_smile
Nie żby nie starczało do pierwszego, ale ja każdą wolną gotówkę wydam na szmaty i kosmetyki, nie ma szans big_smile
Zwykle pod koniec miesiąca - wiem że zostało i hejaaa. Chociaż inaczej - mam zamrożoną gotówkę na osobnym koncie, do którego nie ma karty, z jednorazowego większego stypendium, niech tam leżą. One są nieruszalne.
Nie zabiegam o niezależność. Tak było jak sie poznaliśmy, tak jest i teraz. Tu nie ma elementu zabiegania, bo nic się nie zmienia.
I też nie wyobrażam sobie żeby facet miał mnie pytać czy może sobie kupić np. iWatcha. Moim zdaniem to niepotrzebne i brzydkie ale co z tego? Zarabia to ma. Dla niego może być niepotrzebna 5 para czarnych balerin z kolei (w dodatku on nie odróżniał lordsów od balerin to o czym tu z nim gadać hmm )
Czy jest to uprzywilejowana pozycja PRAWNIE?
Pozwól, że się wypowiem. Nie. Jest to pozycja inna. Uprzywilejowana głównie przy dziedziczeniu i jeżeli zachodzi obowiązek alimentacji.
Jednakże ma też obowiązki które wcale nie są dla niej "miłe". Gdyby mi się facet pochorował ciężko to mogę z nim być ale nie muszę. Nie musiałabym też mu dawać ani grosza. Żona nie ma takiej swobody.
Mój facet miał ostatnio - zwykle ich nie prowadzi, ale jego kolega na jakiś czas wyjechał - sprawę rozwodową. Pokrótce (zbyt dużo powiedzieć nie mogę, wiadomo, obowiązuje go tajemnica) - facet trochę babkę zdradzał, teraz złożył (on!) pozew o rozwód, chce żeby był z orzeczeniem o jej winie lub bez orzeczenia o winie. Wiesz jak to ugryzł (mój facet jako pełnomocnik)? Że regularnie przez długi okres czasu odmawiała mu stosunków seksualnych,
I taka jest prawda, że mi wolno jako partnerce odmawiać nawet przez rok okrągły, ale jeśli odmawia żona to doprowadza do rozkładu wspólnego pożycia, którego elementem jest właśnie współżycie fizyczne.
To tyle do szacunku kobiety jako żony, że ją prawnik który nic o niej nie wie niedługo będzie przekonywał, że skoro nie dała mężowi, to jest winna rozkładowi pożycia wink Trzymam oczywiście kciuki za swojego faceta w postępowaniu przed sądem smile Kobiety obecnie nie stać na adwokata/pełnomocnika z wyboru, bo - póki sąd nie ustali obowiązków szanownego małżonka - to skąd ma mieć kasę? On za to dysponuje gotówką całkiem niezłą.
Więc nie mów mi że ZALEŻNA FINANSOWO żona to pozycja uprzywilejowana wink W czym? W kontaktach w szpitalu? Trudno, posiedziałabym na korytarzu. Do grobu się mojemu facetowi nie śpieszy, a i ja jego pieniędzy nie chcę. W razie rozpadu związku ja również NIE CHCĘ JEGO PIENIĘDZY. Więc o jakim uprzywilejowaniu mówisz?
Ja też nie muszę niczego udowadniać. Za to facet musi się trochę nastarać, bo za jeden błąd mogę mu w każdej chwili powiedzieć "baj". Taki mężczyzna się niebywale stara. Przyłazi z kwiatami i innymi dyrdymałami bez okazji.

358

Odp: Sponsoring - relatywizm norm w dzisiejszych czasach
Elle88 napisał/a:

Konsekwencje (jakiś rodzaj spaczenia emocjonalnego powiedzmy) i demoralizacja - ok, prawda. Ale nie powiedziałabym żeby na sponsoring decydowały się głównie osoby, które mają "ciężką sytuację finansową".
Często robi się to na zasadzie przyjemne z pożytecznym po prostu.

Jeśli 30-paroletni facet, przystojny, zamożny i chętny doświadczania młodszego ciała, jest gotowy płacić za możliwość 'zabawy' to owszem, jest to rodzaj transakcji, ale powtarzam - nikt nikogo do niczego nie zmusza. To wygląda trochę jak na - przepraszam, posłużę się swoją specjalizacją tongue wink - filmikach porno, gdzie bardziej dojrzali faceci uprawiają seks z młodymi kobietami. Często nieco wymyślniejszy, ale bardzo fajny, do tego super przyjemna atmosfera, luz, przyjemność,  a dla kobiety dodatkowo jakieś profity z tego.
Sama czasem będąc w jakiejś Galerii handlowej bez pudła potrafię rozpoznać takie "parki" i z reguły jest to fajnie ubrana, super zadbana młoda laseczka i jakiś koleś około lub tuż powyżej 40-ki, typ biznesmena. Kiedyś przypadkowo siedziałam blisko i podsłuchałam rozmowę - normalna gadka 2ga ludzi plus aspekt finansowy gdzieś tam na zasadzie: "Chciałabym sobie kupić to i to" czy raczej: "Idziemy do tego i tego sklepu, zaraz Ci kupimy to i tamto."

Dla mnie nic strasznego, że facet wydaje pieniądze na kobietę, z którą sypia. To nie kwestia ambicji, tylko wydaje mi się to naturalne po prostu.

Demoralizacja to moje słowo! tongue
Ono się tyczy TYLKO osób poniżej 18. roku życia i jest wzięte z ustawy big_smile
Stąd o tej demoralizacji pisałam, bo tam jest napisane że demoralizacja obejmuje również uprawianie nierządu. A jeżeli są te przejawy demoralizacji to sąd może stosować wobec osoby poniżej 18. roku życia środki wychowawcze.

W sumie każdy facet wydaje kasę na kobietę z którą sypia, jeśli są w związku to pewnie czasem jeszcze większe niż w tym sponsoringu, gdzie się widzą raz na tydzień. Przecież żadna normalna kobieta, nawet jeśli zarabia 100 tysięcy na tydzień, nie będzie za siebie płacić na randce, chyba że jest stuknięta big_smile

359 Ostatnio edytowany przez Elle88 (2016-04-08 21:07:29)

Odp: Sponsoring - relatywizm norm w dzisiejszych czasach
kammiś napisał/a:

Za to facet musi się trochę nastarać, bo za jeden błąd mogę mu w każdej chwili powiedzieć "baj". Taki mężczyzna się niebywale stara. Przyłazi z kwiatami i innymi dyrdymałami bez okazji.

E tam, kammiś, gdyby to tylko od hajsu zależało i 'niezależności' to nie schodziłabyś się ze swoim facetem (nie wiem już który raz) wink Zakochana jesteś i akceptujesz go takim jakim jest, najwyżej dla pozorów, trochę się poboczysz miesiąc czy kilka tyg., a potem i tak go przyjmiesz. Tak naprawdę czekasz tylko aż "się ogarnie" w międzyczasie a potem przyczai znowu wink Już zrywając wiesz, że to zerwanie to bardziej rodzaj 'reprymendy' z Twojej strony, tylko w formie skrajnej nieco niż prawdziwe zerwanie. On też to już na pewno wie smile

Także to nie jest do końca tak jak mówisz, a raczej jak to widzisz z perspektywy bardzo młodej dziewczyny, która niewiele w życiu przeszła stosunkowo.

Uwierz mi, że facet jak ma dobry seks i bardzo lubi kobietę to też będzie się starał. I to niezależnie od tego czy ją stać na kupno wacików dla siebie czy nie. Poza tym facet przy kasie aprawdę nie liczy jej tak i potrafi być hojny, jak mu zależy ofk.

EDIT

kammiś napisał/a:

W sumie każdy facet wydaje kasę na kobietę z którą sypia, jeśli są w związku to pewnie czasem jeszcze większe niż w tym sponsoringu, gdzie się widzą raz na tydzień. Przecież żadna normalna kobieta, nawet jeśli zarabia 100 tysięcy na tydzień, nie będzie za siebie płacić na randce, chyba że jest stuknięta big_smile

O to to. Ale niektóre "niezależne" wink płacą.
A ja myślę, że z reguły płąci się w 2 przyp.:
1. jak wiesz z góry, że facet Ci nie leży jako partner, a nie jesteś 'wyrachowana'
2. Jak facet nie kwapi się żeby zapłacić za Ciebie, a Ty robisz dobrą minę do złej gry i mówisz: "sama zapłacę, stać mnie w końcu"

Znam takie "niezależne".. kochanki z reguły wink które dla pięknych chwil z Misiem gotowe są nawet wydawać kasę za możliwość obcowania z nim.

360

Odp: Sponsoring - relatywizm norm w dzisiejszych czasach
majkaszpilka napisał/a:
kammiś napisał/a:

Majko, nie oceniam przez pryzmat pieniędzy, oczywiście. Można zarabiać i 1500 zł, byle PRACOWAĆ. A nie siedzieć w domu i gnić.
To znaczna różnica. Szanuję pracę i wykształcenie. ZAWSZE wykształcony a zarabiający nawet te 1500 zł będzie dla mnie lepszy niż dobrze prosperujący właściciel sklepu po zawodówce albo hydraulik. Dokładnie o to chodziło, kiedy pisałam o nieprzywiązywaniu wagi do pieniędzy.

Co do kobiet - nieważne ILE zarabia, ważne żeby W OGÓLE zarabiała. Bo jak ktoś bez mężusia nawet na podpaski nie ma, to już trochę wstyd, nie? Jak można tłumaczyć się z każdego wydatku, nawet z 30 zł wydanych na książkę która ma się ochotę przeczytać? Z kupienia ciuchów? Z wyjścia na kawę? Kupienia sobie wina? Kosmetyków? Przecież kobieta potrzebuje tego dużo! Baza, podkład, korektory, puder, róż, bronzer, rozświetlacz, żel do brwi, cień do powiem, baza pod tusz, tusz, pomadka. I niby ma się tłumaczyć bo tego potrzebuje? I to tylko tapeta, a reszta? Pielęgnacja, ciuchy? A gdzie wyjście na kawę? A gdzie zjedzenie na mieście?
I co, ma kobietę ktoś z tego rozliczać? Moje konto jest MOJE. Tylko MOJE. Do wglądu MOJEGO i banku.
Pytał też ktoś czym różni się przelewanie kasy rodzicom dla studentek. A no tym, że tylko owe studentki wiedzą, na co wydają. Nawet jak wyda na wódkę, to nikt jej nie kontroluje. Nie ma wspólnego konta z rodzicami. Nie mieszka z nimi. Nikt nie wie na co ta kasa idzie. Dobrze wiem jak moje koleżanki dzwonią i zawyżają ceny książek (ja tego nie robię) big_smile A mężusia okantuje? Raczej nie, bo razem mieszkają. Zero wolności.

Ola_la - gdzieś też pisałam że matka jest z wykształcenia po ASP i zajmuje się zawodowo projektowaniem i dekorowaniem wnętrz. PRACOWAŁA i pracuje w domu. Dom jako MIEJSCE jej pracy. Szkicowała projekty w domu, jeździła do klientów - nadal jeździ.
Gdyby nie posiadała własnego źródła utrzymania nigdy nie powiedziałabym że PRACOWAŁA w domu, użyłabym sformułowania że SIEDZIAŁA  w domu.
Matka jest od ojca o tyle zależna, że dzięki niemu ma wszystkie wygody. Ma swoje mieszkanie, 3-pokojowe, ale to chyba oczywiste że każdy na jej miejscu wolałby dom z ogrodem - ja długo zastanawiałam się czy się wyprowadzać, ale jednak niechęć do dojazdów przeważyła, bo naprawdę lubiłam dom rodziców. Bez problemu utrzymałaby się sama. Samochód którym jeździ też jest JEJ własnością - tylko ja korzystam z  "ojcowizny". Matka ma o samodzielności takie zdanie jak ja. Prawda jest taka, że ona w każdej chwili odejść może.
Moja babcia (ta od strony mamy, drugiej nie mam (znaczy żyje ale dla mnie to NIE JEST babcia, to obca kobieta) również pracowała całe życie mimo że nie musiała, bo dziadek jest byłym zawodowym żołnierzem (tak, mogą mnie wszyscy linczować, w PRLu) i żyło im się dobrze. Ale zawsze PRACOWAŁA. Była bibliotekarką. Wychowała też dwójkę dzieci, dwójka skończyła studia, jedno (jej syn) jest dzisiaj profesorem.
I to BABCIA, w TAMTYCH CZASACH! Nie pozwoliła sobie na siedzenie w domu, ZAWSZE mówiła mi że kobieta musi być twarda, niezależna, nie dać sobie wejść na głowę nikomu. Mówiła mi że raz jeden jedyny dziadek przyszedł z jakiejś wojskowej imprezy podpity i coś tam mówił że mu źle, to powiedziała mu: "to spieprzaj". A dlaczego mogła tak powiedzieć? Bo była NIEZALEŻNĄ kobietą a nie kurą domową bez grosza przy tyłku.
I ja dzisiaj też mogę powiedzieć kiedy zechcę facetowi "to spieprzaj". A dlaczego? Bo nie jestem od niego zależna. Ja z nim CHCĘ być a nie muszę. I to jest chcenie w 100 procentach. Poza tym mężczyzna podświadomie bardziej szanuje i się STARA kiedy wie że kobieta może w każdej chwili powiedzieć "papapa". To leży w naturze mężczyzn, nikt mi nie powie że nie lubią "gonić króliczka". A jakie to gonienie kiedy on wie o niej wszystko, włącznie z tym ile pasek tamponów kupiła, i kiedy ona nie może zrobić bez niego nic - nawet powiedzieć "baaaj" wyjechać na weekend?

Niki - w przypadku z kredytem podałaś przykład OBUSTRONNEJ zależności. To jest ZUPEŁNIE co innego, bo wtedy i facet ma ciśnienie wink
To tak jakbym ja oddała w zastaw cenną rzecz komuś, kto dal mi pieniądze, ale tej drugiej osobie bardzo zależy żeby odzyskać pieniadze a nikt nie chce tej rzeczy kupić. Mi też zależy żeby rzecz odzyskać.
Zależność jest obustronna.

Widzisz, te niezależne kobiety POZWALAJĄ się zdradzać i oszukiwać. Gdyby nie pozwalały, to mogą odejść. A tamta może sobie i pozwalać i nie pozwalać... wsio ryba co ona myśli.

Uczucie jest dla mnie wtedy, kiedy ja z tą osobą CHCĘ być i poza CHCENIEM nie ma jakiegokolwiek nacisku zewnętrznego.
I skoro na przykład dwie niezależne od siebie osoby do siebie wracają (jak ja z facetem) tylko dlatego że tego chcą a nie dlatego że jedna ma ciśnienie bo nie ma gdzie mieszkać, bo nie ma za co sobie czegoś kupić itd.
Zaraz mi ktoś powie o alimentach - wystarczy spojrzeć na ich wysokość.


Kamiś...
Masz bardzo wąskie widzenie,życie to nie tylko kasa i wykształcenie.

Dla Ciebie ta kwestia posiadania jest tak ważna,że nie bierzesz pod uwagę jakości relacji i niematerialnych korzyści w kontaktach z innymi.
Ty robisz bilans zysków i strat.W zasadzie nie potrzebujesz innych ludzi obok siebie czy faceta,własne cele osiągasz sama i święcie wierzysz w swoją samowystarczalność.I jeżeli takie są Twoje priorytety,to nikomu nic do tego.Są Twoje

Lansujesz z uporem maniaka swój model życia,podporządkowany rzeczom,które są bardzo istotne,nie przeczę...ale nie najważniejsze i nie jedyne.Są jeszcze inne sfery,które dla człowieka z prawidłowo ukształtowanym wnętrzem są ważne, a może nawet najważniejsze.

Widzisz Kammiś,ja szanuję hydraulika,czy spawacza...mają ciężką fizyczną robotę.Nie szanuję natomiast zapijaczonego wykładowcy filozofii...który dzień rozpoczyna od "bączka", a kończy śpiąc często gęsto na wycieraczce.
Odejdźmy więc od generalizowania,dzielenia,przeliczania,oceniania ludzi...przez pryzmat czegoś tam,bo to nic nie daje oprócz frustracji.

Zawsze ktoś będzie biedniejszy, lub bogatszy...Ty też.
Zawsze ktoś będzie mniej, lub bardziej wykształcony...Ty też.

Pomyśl,jak byś się czuła będąc mniej zamożna i mniej wykształcona od kogoś,a ten ktoś zafundowałby Ci taką pogardę,z jaką Ty potrafisz się obnosić do innych?
Tych "gorszych"?

Ale ja nie mam nic do hydraulika, już się w innym wątku wypowiadałam o rodzinach które
Po prostu nie jest i nie będzie dla mnie POTENCJALNYM PARTNEREM. Zresztą nawet informatyk nie będzie dla mnie potencjalnym partnerem, choćby nawet i profesora miał z tej informatyki. A NIE uznaję informatyków za głupich.

Ależ ja poznałam człowieka który ma forsy tak dużo że mógłby sobie jej używać zamiast papieru toaletowego (Elle, to ten z tych fot big_smile ).
I nie szanuję go za to ILE ma tych pieniędzy ale bardziej za to Z CZEGO je ma (tutaj się nie będę rozpisywać z czego, powiem tylko że pracuje swoją niezawodną przeuroczą głową). Nie mam kompleksów rozmawiając z nim. Może bardziej na tym punkcie, że ma taką wiedzę, że choćbym stanęła na rękach i zaklaskała uszami, to na dzień dzisiejszy nie będę takiej wiedzy mieć. Czy traktuje mnie gorzej? Nie. A czy ja traktuję gorzej GIMNAZJALISTKĘ która ma potencjał? Nie. Nie mogę mieć doktoratu w wieku 22 lat, bo to fizycznie niemożliwe, tak jak gimnazjalistka jest w gimnazjum bo jest jeszcze dzieckiem. Trochę gorzej z ludźmi, którzy mimo lat pozostają na poziomie tego gimnazjum właśnie.

361

Odp: Sponsoring - relatywizm norm w dzisiejszych czasach
Elle88 napisał/a:
kammiś napisał/a:

Za to facet musi się trochę nastarać, bo za jeden błąd mogę mu w każdej chwili powiedzieć "baj". Taki mężczyzna się niebywale stara. Przyłazi z kwiatami i innymi dyrdymałami bez okazji.

E tam, kammiś, gdyby to tylko od hajsu zależało i 'niezależności' to nie schodziłabyś się ze swoim facetem (nie wiem już który raz) wink Zakochana jesteś i akceptujesz go takim jakim jest, najwyżej dla pozorów, trochę się poboczysz miesiąc czy kilka tyg., a potem i tak go przyjmiesz. Tak naprawdę czekasz tylko aż "się ogarnie" w międzyczasie a potem przyczai znowu wink Już zrywając wiesz, że to zerwanie to bardziej rodzaj 'reprymendy' z Twojej strony, tylko w formie skrajnej nieco niż prawdziwe zerwanie. On też to już na pewno wie smile

Także to nie jest do końca tak jak mówisz, a raczej jak to widzisz z perspektywy bardzo młodej dziewczyny, która niewiele w życiu przeszła stosunkowo.

Uwierz mi, że facet jak ma dobry seks i bardzo lubi kobietę to też będzie się starał. I to niezależnie od tego czy ją stać na kupno wacików dla siebie czy nie. Poza tym facet przy kasie aprawdę nie liczy jej tak i potrafi być hojny, jak mu zależy ofk.

EDIT

kammiś napisał/a:

W sumie każdy facet wydaje kasę na kobietę z którą sypia, jeśli są w związku to pewnie czasem jeszcze większe niż w tym sponsoringu, gdzie się widzą raz na tydzień. Przecież żadna normalna kobieta, nawet jeśli zarabia 100 tysięcy na tydzień, nie będzie za siebie płacić na randce, chyba że jest stuknięta big_smile

O to to. Ale niektóre "niezależne" wink płacą.
A ja myślę, że z reguły płąci się w 2 przyp.:
1. jak wiesz z góry, że facet Ci nie leży jako partner, a nie jesteś 'wyrachowana'
2. Jak facet nie kwapi się żeby zapłacić za Ciebie, a Ty rbisz dobrą minę do złej gry i mówisz: "sama zapłacę, stać mnie w końcu"

Znam takie "niezależne".. kochanki z reguły wink

Ja miałam raz sytuację w której facet (polityczny, lat 40, ja miałam wtedy chyba 19, mieszkałam wtedy z rodzicami - to istotne) zaprosił mnie wieczorem - po politycznym spotkaniu - na kolację. Znajomy, ale widziałam o co się rozchodzi big_smile Poszłam, potem zmieniliśmy lokal i poszliśmy na drinka.
I jak on zaczął coś zagadywać i sugerować to wyciągnęłam telefon, zadzwoniłam i: "no hej tatuś, podjedź po mnie bo już wszystko omówiłam".
Taki się blady zrobił że myślałam że zejdzie big_smile Ale grzecznie zapłacił, mnie tatuś zabrał i wsio big_smile
Cały czas się śmieję, że stary głupi a tak się dał wkręcić jeszcze wtedy nastolatce big_smile Nie podobał mi się, tym bardziej to było dla mnie zabawne. Ale lubiłam go jako kolegę partyjiiinego big_smile

Co do faceta - teraz jest trochę inaczej. Po pierwsze - jak poznałam tego ze zdjęć to mi ciut emocje ostygły big_smile Możesz się dziwić, że taki, ale trudno tongue Nawet dzisiaj byłam na zakupach i mierzyłam spodnie i tak patrzyłam czy dobrze na d*pie leżą z myślą o tym że we wtorek do wspomnianego wyżej idę big_smile Tragedia. Nie wiem co mnie w głupi łeb strzeliło!!! Może to że mam wrażliwy nos, a on ma za**biste perfumy? big_smile
Ale właśnie paradoksalnie to uzdrawia związek. Mi mniej zależy, jemu bardziej. No i ostatnio go nie reprymenduję wink i się stara, chociaż ja MUSZĘ na te starania ponarzekać bo nie byłabym sobą. Np. na czekoladki ("dobrze wiesz że unikam słodyczy, zero działania z rozmysłem, nie?").
Za to jestem zadowolona, bo mi bardziej zależy na tym żeby się właśnie facet ślinił niż na tym żeby było romantycznie, w zdrowiu i w chorobie, sialala i wreszcie mam ten efekt. Może to też moja zmiana nastawienia, bo już w niego nie rzucam z całej siły książkami w twardej oprawie big_smile

362

Odp: Sponsoring - relatywizm norm w dzisiejszych czasach
kammiś napisał/a:
majkaszpilka napisał/a:
kammiś napisał/a:

Majko, nie oceniam przez pryzmat pieniędzy, oczywiście. Można zarabiać i 1500 zł, byle PRACOWAĆ. A nie siedzieć w domu i gnić.
To znaczna różnica. Szanuję pracę i wykształcenie. ZAWSZE wykształcony a zarabiający nawet te 1500 zł będzie dla mnie lepszy niż dobrze prosperujący właściciel sklepu po zawodówce albo hydraulik. Dokładnie o to chodziło, kiedy pisałam o nieprzywiązywaniu wagi do pieniędzy.

Co do kobiet - nieważne ILE zarabia, ważne żeby W OGÓLE zarabiała. Bo jak ktoś bez mężusia nawet na podpaski nie ma, to już trochę wstyd, nie? Jak można tłumaczyć się z każdego wydatku, nawet z 30 zł wydanych na książkę która ma się ochotę przeczytać? Z kupienia ciuchów? Z wyjścia na kawę? Kupienia sobie wina? Kosmetyków? Przecież kobieta potrzebuje tego dużo! Baza, podkład, korektory, puder, róż, bronzer, rozświetlacz, żel do brwi, cień do powiem, baza pod tusz, tusz, pomadka. I niby ma się tłumaczyć bo tego potrzebuje? I to tylko tapeta, a reszta? Pielęgnacja, ciuchy? A gdzie wyjście na kawę? A gdzie zjedzenie na mieście?
I co, ma kobietę ktoś z tego rozliczać? Moje konto jest MOJE. Tylko MOJE. Do wglądu MOJEGO i banku.
Pytał też ktoś czym różni się przelewanie kasy rodzicom dla studentek. A no tym, że tylko owe studentki wiedzą, na co wydają. Nawet jak wyda na wódkę, to nikt jej nie kontroluje. Nie ma wspólnego konta z rodzicami. Nie mieszka z nimi. Nikt nie wie na co ta kasa idzie. Dobrze wiem jak moje koleżanki dzwonią i zawyżają ceny książek (ja tego nie robię) big_smile A mężusia okantuje? Raczej nie, bo razem mieszkają. Zero wolności.

Ola_la - gdzieś też pisałam że matka jest z wykształcenia po ASP i zajmuje się zawodowo projektowaniem i dekorowaniem wnętrz. PRACOWAŁA i pracuje w domu. Dom jako MIEJSCE jej pracy. Szkicowała projekty w domu, jeździła do klientów - nadal jeździ.
Gdyby nie posiadała własnego źródła utrzymania nigdy nie powiedziałabym że PRACOWAŁA w domu, użyłabym sformułowania że SIEDZIAŁA  w domu.
Matka jest od ojca o tyle zależna, że dzięki niemu ma wszystkie wygody. Ma swoje mieszkanie, 3-pokojowe, ale to chyba oczywiste że każdy na jej miejscu wolałby dom z ogrodem - ja długo zastanawiałam się czy się wyprowadzać, ale jednak niechęć do dojazdów przeważyła, bo naprawdę lubiłam dom rodziców. Bez problemu utrzymałaby się sama. Samochód którym jeździ też jest JEJ własnością - tylko ja korzystam z  "ojcowizny". Matka ma o samodzielności takie zdanie jak ja. Prawda jest taka, że ona w każdej chwili odejść może.
Moja babcia (ta od strony mamy, drugiej nie mam (znaczy żyje ale dla mnie to NIE JEST babcia, to obca kobieta) również pracowała całe życie mimo że nie musiała, bo dziadek jest byłym zawodowym żołnierzem (tak, mogą mnie wszyscy linczować, w PRLu) i żyło im się dobrze. Ale zawsze PRACOWAŁA. Była bibliotekarką. Wychowała też dwójkę dzieci, dwójka skończyła studia, jedno (jej syn) jest dzisiaj profesorem.
I to BABCIA, w TAMTYCH CZASACH! Nie pozwoliła sobie na siedzenie w domu, ZAWSZE mówiła mi że kobieta musi być twarda, niezależna, nie dać sobie wejść na głowę nikomu. Mówiła mi że raz jeden jedyny dziadek przyszedł z jakiejś wojskowej imprezy podpity i coś tam mówił że mu źle, to powiedziała mu: "to spieprzaj". A dlaczego mogła tak powiedzieć? Bo była NIEZALEŻNĄ kobietą a nie kurą domową bez grosza przy tyłku.
I ja dzisiaj też mogę powiedzieć kiedy zechcę facetowi "to spieprzaj". A dlaczego? Bo nie jestem od niego zależna. Ja z nim CHCĘ być a nie muszę. I to jest chcenie w 100 procentach. Poza tym mężczyzna podświadomie bardziej szanuje i się STARA kiedy wie że kobieta może w każdej chwili powiedzieć "papapa". To leży w naturze mężczyzn, nikt mi nie powie że nie lubią "gonić króliczka". A jakie to gonienie kiedy on wie o niej wszystko, włącznie z tym ile pasek tamponów kupiła, i kiedy ona nie może zrobić bez niego nic - nawet powiedzieć "baaaj" wyjechać na weekend?

Niki - w przypadku z kredytem podałaś przykład OBUSTRONNEJ zależności. To jest ZUPEŁNIE co innego, bo wtedy i facet ma ciśnienie wink
To tak jakbym ja oddała w zastaw cenną rzecz komuś, kto dal mi pieniądze, ale tej drugiej osobie bardzo zależy żeby odzyskać pieniadze a nikt nie chce tej rzeczy kupić. Mi też zależy żeby rzecz odzyskać.
Zależność jest obustronna.

Widzisz, te niezależne kobiety POZWALAJĄ się zdradzać i oszukiwać. Gdyby nie pozwalały, to mogą odejść. A tamta może sobie i pozwalać i nie pozwalać... wsio ryba co ona myśli.

Uczucie jest dla mnie wtedy, kiedy ja z tą osobą CHCĘ być i poza CHCENIEM nie ma jakiegokolwiek nacisku zewnętrznego.
I skoro na przykład dwie niezależne od siebie osoby do siebie wracają (jak ja z facetem) tylko dlatego że tego chcą a nie dlatego że jedna ma ciśnienie bo nie ma gdzie mieszkać, bo nie ma za co sobie czegoś kupić itd.
Zaraz mi ktoś powie o alimentach - wystarczy spojrzeć na ich wysokość.


Kamiś...
Masz bardzo wąskie widzenie,życie to nie tylko kasa i wykształcenie.

Dla Ciebie ta kwestia posiadania jest tak ważna,że nie bierzesz pod uwagę jakości relacji i niematerialnych korzyści w kontaktach z innymi.
Ty robisz bilans zysków i strat.W zasadzie nie potrzebujesz innych ludzi obok siebie czy faceta,własne cele osiągasz sama i święcie wierzysz w swoją samowystarczalność.I jeżeli takie są Twoje priorytety,to nikomu nic do tego.Są Twoje

Lansujesz z uporem maniaka swój model życia,podporządkowany rzeczom,które są bardzo istotne,nie przeczę...ale nie najważniejsze i nie jedyne.Są jeszcze inne sfery,które dla człowieka z prawidłowo ukształtowanym wnętrzem są ważne, a może nawet najważniejsze.

Widzisz Kammiś,ja szanuję hydraulika,czy spawacza...mają ciężką fizyczną robotę.Nie szanuję natomiast zapijaczonego wykładowcy filozofii...który dzień rozpoczyna od "bączka", a kończy śpiąc często gęsto na wycieraczce.
Odejdźmy więc od generalizowania,dzielenia,przeliczania,oceniania ludzi...przez pryzmat czegoś tam,bo to nic nie daje oprócz frustracji.

Zawsze ktoś będzie biedniejszy, lub bogatszy...Ty też.
Zawsze ktoś będzie mniej, lub bardziej wykształcony...Ty też.

Pomyśl,jak byś się czuła będąc mniej zamożna i mniej wykształcona od kogoś,a ten ktoś zafundowałby Ci taką pogardę,z jaką Ty potrafisz się obnosić do innych?
Tych "gorszych"?

Ale ja nie mam nic do hydraulika, już się w innym wątku wypowiadałam o rodzinach które
Po prostu nie jest i nie będzie dla mnie POTENCJALNYM PARTNEREM. Zresztą nawet informatyk nie będzie dla mnie potencjalnym partnerem, choćby nawet i profesora miał z tej informatyki. A NIE uznaję informatyków za głupich.

Ależ ja poznałam człowieka który ma forsy tak dużo że mógłby sobie jej używać zamiast papieru toaletowego (Elle, to ten z tych fot big_smile ).
I nie szanuję go za to ILE ma tych pieniędzy ale bardziej za to Z CZEGO je ma (tutaj się nie będę rozpisywać z czego, powiem tylko że pracuje swoją niezawodną przeuroczą głową). Nie mam kompleksów rozmawiając z nim. Może bardziej na tym punkcie, że ma taką wiedzę, że choćbym stanęła na rękach i zaklaskała uszami, to na dzień dzisiejszy nie będę takiej wiedzy mieć. Czy traktuje mnie gorzej? Nie. A czy ja traktuję gorzej GIMNAZJALISTKĘ która ma potencjał? Nie. Nie mogę mieć doktoratu w wieku 22 lat, bo to fizycznie niemożliwe, tak jak gimnazjalistka jest w gimnazjum bo jest jeszcze dzieckiem. Trochę gorzej z ludźmi, którzy mimo lat pozostają na poziomie tego gimnazjum właśnie.

Co innego wynika z Twoich postów.
Jasno widać,jak traktujesz ludzi.

I nie interesuje mnie Kammiś... kto ile ma,z czego ma i co z kasą robi.Nawet mało mnie obchodzi czyjeś wykształcenie.Wystarczy,że jest człowiekiem.Najwyżej nie znajdę z kimś takim, nici porozumienia.
To tyle.

363

Odp: Sponsoring - relatywizm norm w dzisiejszych czasach
kammiś napisał/a:
Elle88 napisał/a:
kammiś napisał/a:

Za to facet musi się trochę nastarać, bo za jeden błąd mogę mu w każdej chwili powiedzieć "baj". Taki mężczyzna się niebywale stara. Przyłazi z kwiatami i innymi dyrdymałami bez okazji.

E tam, kammiś, gdyby to tylko od hajsu zależało i 'niezależności' to nie schodziłabyś się ze swoim facetem (nie wiem już który raz) wink Zakochana jesteś i akceptujesz go takim jakim jest, najwyżej dla pozorów, trochę się poboczysz miesiąc czy kilka tyg., a potem i tak go przyjmiesz. Tak naprawdę czekasz tylko aż "się ogarnie" w międzyczasie a potem przyczai znowu wink Już zrywając wiesz, że to zerwanie to bardziej rodzaj 'reprymendy' z Twojej strony, tylko w formie skrajnej nieco niż prawdziwe zerwanie. On też to już na pewno wie smile

Także to nie jest do końca tak jak mówisz, a raczej jak to widzisz z perspektywy bardzo młodej dziewczyny, która niewiele w życiu przeszła stosunkowo.

Uwierz mi, że facet jak ma dobry seks i bardzo lubi kobietę to też będzie się starał. I to niezależnie od tego czy ją stać na kupno wacików dla siebie czy nie. Poza tym facet przy kasie aprawdę nie liczy jej tak i potrafi być hojny, jak mu zależy ofk.

EDIT

kammiś napisał/a:

W sumie każdy facet wydaje kasę na kobietę z którą sypia, jeśli są w związku to pewnie czasem jeszcze większe niż w tym sponsoringu, gdzie się widzą raz na tydzień. Przecież żadna normalna kobieta, nawet jeśli zarabia 100 tysięcy na tydzień, nie będzie za siebie płacić na randce, chyba że jest stuknięta big_smile

O to to. Ale niektóre "niezależne" wink płacą.
A ja myślę, że z reguły płąci się w 2 przyp.:
1. jak wiesz z góry, że facet Ci nie leży jako partner, a nie jesteś 'wyrachowana'
2. Jak facet nie kwapi się żeby zapłacić za Ciebie, a Ty rbisz dobrą minę do złej gry i mówisz: "sama zapłacę, stać mnie w końcu"

Znam takie "niezależne".. kochanki z reguły wink

Ja miałam raz sytuację w której facet (polityczny, lat 40, ja miałam wtedy chyba 19, mieszkałam wtedy z rodzicami - to istotne) zaprosił mnie wieczorem - po politycznym spotkaniu - na kolację. Znajomy, ale widziałam o co się rozchodzi big_smile Poszłam, potem zmieniliśmy lokal i poszliśmy na drinka.
I jak on zaczął coś zagadywać i sugerować to wyciągnęłam telefon, zadzwoniłam i: "no hej tatuś, podjedź po mnie bo już wszystko omówiłam".
Taki się blady zrobił że myślałam że zejdzie big_smile Ale grzecznie zapłacił, mnie tatuś zabrał i wsio big_smile
Cały czas się śmieję, że stary głupi a tak się dał wkręcić jeszcze wtedy nastolatce big_smile Nie podobał mi się, tym bardziej to było dla mnie zabawne. Ale lubiłam go jako kolegę partyjiiinego big_smile

Co do faceta - teraz jest trochę inaczej. Po pierwsze - jak poznałam tego ze zdjęć to mi ciut emocje ostygły big_smile Możesz się dziwić, że taki, ale trudno tongue Nawet dzisiaj byłam na zakupach i mierzyłam spodnie i tak patrzyłam czy dobrze na d*pie leżą z myślą o tym że we wtorek do wspomnianego wyżej idę big_smile Tragedia. Nie wiem co mnie w głupi łeb strzeliło!!! Może to że mam wrażliwy nos, a on ma za**biste perfumy? big_smile
Ale właśnie paradoksalnie to uzdrawia związek. Mi mniej zależy, jemu bardziej. No i ostatnio go nie reprymenduję wink i się stara, chociaż ja MUSZĘ na te starania ponarzekać bo nie byłabym sobą. Np. na czekoladki ("dobrze wiesz że unikam słodyczy, zero działania z rozmysłem, nie?").
Za to jestem zadowolona, bo mi bardziej zależy na tym żeby się właśnie facet ślinił niż na tym żeby było romantycznie, w zdrowiu i w chorobie, sialala i wreszcie mam ten efekt. Może to też moja zmiana nastawienia, bo już w niego nie rzucam z całej siły książkami w twardej oprawie big_smile

Widzisz, problem w tym, ze Ty chcesz byc traktowana jak ksiezniczka- on ma sie starac, slinic... A z Twojej strony co? Wystarczy, ze jestes? Ze laskawie pozwolisz sie czcic? Wybacz, ale takich Nefretete zapatrzonych w siebie i przekonanych o swojej nieomylnosci bogaty facet moze miec na peczki. Mnie osobiscie znudzilyby sie kwiaty przynoszone codziennie. Wole, jak mi maz raz w roku albo dwa przyniesie. Roznica jest taka, ze ja dostane raz w roku- z milosci, a Ty codziennie, ale raczej ze strachu. Ze strachu, ze go, jak sama napisalas, kopniesz w doope. Moj maz, gdy ma sie postarac, to robi to dla mnie (i ODWROTNIE), a nie z obawy, ze jesli mi nie bedzie kwiatow przynosil to go wymienie. Z tego, co piszesz, to Twoj facet zyje w ciaglym strachu, ze go opuscisz. U nas tego nie ma- u nas jest w tym temacie spokoj i pelne zaufanie, znamy sie jak dwa lyse konie i jedyna obawa, ze go strace jest grozba smierci. Codziennie sie modle o to, by bylo nam dane byc ze soba jak najdluzej. W zdrowiu. Codziennie sobie uswiadamiam bardziej, jak bardzo mi zalezy na tym, by moj maz byl zdrowy, jak bardzo mi na nim zalezy i ze chyba bym oszalala, gdyby go zabraklo. Nie,nie boje sie o to, ze nie dam sobie rady bez niego, bo wiem, co to praca i od 15 roku zycia zarabialam na swoje potrzeby. Zreszta, mamy na tyle unormowana sytuacje, ze w razie W moglabym sprzedac gospodarke i na poczatek nowego zycia w zupelnosci by mi wystarczylo (aczkolwiek nie chcialabym wdrazac w zycie tej opcji). Nie martwie sie o bombonierki, bo wspolne zycie tak nie wyglada... No ale jeszcze duzo przed Toba.

364 Ostatnio edytowany przez Elle88 (2016-04-08 23:05:49)

Odp: Sponsoring - relatywizm norm w dzisiejszych czasach

Ewika99, wszystko prawda co napisałaś, tylko 2 rzeczy nie bierzesz pod uwagę:

1. kammiś ma 22 lata i jest to jej pierwszy facet ever tak naprawdę, nie licząc jakichś zauroczeń po drodze, które nie ewoluowały w bliższą relację damsko - męską
2. Jej facet być może jest niezłym prawnikiem i dobrze ogarnia sprawy naukowo- zawodowe, ale uczuciowe i emocjonalne już niekoniecznie. Dlatego jest podatny na gierki jakie trenuje na nim kammiś. Żaden dojrzały emocjonalnie i DOMINUJĄCY z charakteru mężczyzna nie brałby się za związek z kobietą o psychice rozkapryszonego dziecka.
Bez urazy kammiś, ale niektóre Twoje zachowania takie są wink to nic osobistego - stwierdzenie faktu.

Dlatego, oni oboje nadają na wspólnych falach w sensie etapu rozwoju emocjonalnego i dlatego się rozchodzą i schodzą i dalej jest jak jest, z niewielkimi odchyłami - w zależności co jest priorytetem na teraz: albo facet ma "się ślinić", albo "zabierać w luksusowe miejsca i hołubić", etc. etc. Każdy powód dobry żeby dramat zrobić i coś się dzieje wink
A w dojrzałym związku ludzie przede wszystkim są dopasowani w obszarze mentalnym i rozmawiają. Duuużo rozmawiają.
Tu jest etap "chodzenia", takie rozłożone w czasie wieczne zaloty, Żuraw i Czapla (taka bajka Brzechwy była wink) i dlatego to tak wygląda i problemy też na miarę tego.

Ale żeby nie było - to nie jest 'wina' tylko kammiś, ona jest na etapie gdzie jej nie chodzi o poważny związek i ok, nie ma w tym nic złego. To ten jej facet jest jakiś niedojrzały i trochę zniewieściały może, że pozwala ze sobą zrywać i wraca, albo zamiast powiedzieć jej co i jak by chciał albo co mu nie pasuje, to jej rysuje słoneczka wokół dziurki od pupy i mówi, że wszystko super, po czym np. opowiada o innych laskach czy nie sypiali ze sobą, bo coś tam. Słaba komunikacja ogólnie.
Bardziej łączy ich mam wrażenie nastawienie na prestiż i bycie z kimś, kim można się w takiej czy innej dziedzinie pochwalić przed innymi, dodać sobie wartości, niż jakieś głębsze uczucie. Tak to widzę.

Kammiś 'dobra partia' (prestiżowy dom rodzinny, wykształcona, ambitna, dbająca o siebie) + On (wykształcony, zadbany, z dobrymi perspektywami) - bez szaleństw miłości, ale dogadują się.
Trochę chyba powtórka wzorca z domu rodzinnego, o którym pisała kammiś, że miłości to tam niewiele było większość lat, ale Mama zakochana w Ojcu była.

JA trochę znam ten scenariusz, bo u mnie było podobnie i też wybierałam partnerów głównie ze względu na prestiż i tym mi imponowali.

365

Odp: Sponsoring - relatywizm norm w dzisiejszych czasach

Pomyliłam wątki? To nadal wątek o sponsoringu?

366 Ostatnio edytowany przez kammiś (2016-04-08 23:21:59)

Odp: Sponsoring - relatywizm norm w dzisiejszych czasach
Elle88 napisał/a:

Ewika99, wszystko prawda co napisałaś, tylko 2 rzeczy nie bierzesz pod uwagę:

1. kammiś ma 22 lata i jest to jej pierwszy facet ever tak naprawdę, nie licząc jakichś zauroczeń po drodze, które nie ewoluowały w bliższą relację damsko - męską
2. Jej facet być może jest niezłym prawnikiem i dobrze ogarnia sprawy naukowo- zawodowe, ale uczuciowe i emocjonalne już niekoniecznie. Dlatego jest podatny na gierki jakie trenuje na nim kammiś. Żaden dojrzały emocjonalnie i DOMINUJĄCY z charakteru mężczyzna nie brałby się za związek z kobietą o psychice rozkapryszonego dziecka.
Bez urazy kammiś, ale niektóre Twoje zachowania takie są wink to nic osobistego - stwierdzenie faktu.

Dlatego, oni oboje nadają na wspólnych falach w sensie etapu rozwoju emocjonalnego i dlatego się rozchodzą i schodzą i dalej jest jak jest, z niewielkimi odchyłami - w zależności co jest priorytetem na teraz: albo facet ma "się ślinić", albo "zabierać w luksusowe miejsca i hołubić", etc. etc. Każdy powód dobry żeby dramat zrobić i coś się dzieje wink
A w dojrzałym związku ludzie przede wszystkim są dopasowani w obszarze mentalnym i rozmawiają. Duuużo rozmawiają.
Tu jest etap "chodzenia", takie rozłożone w czasie wieczne zaloty, Żuraw i Czapla (taka bajka Brzechwy była wink) i dlatego to tak wygląda i problemy też na miarę tego.

Ale żeby nie było - to nie jest 'wina' tylko kammiś, ona jest na etapie gdzie jej nie chodzi o poważny związek i ok, nie ma w tym nic złego. To ten jej facet jest jakiś niedojrzały i trochę zniewieściały może, że pozwala ze sobą zrywać i wraca, albo zamiast powiedzieć jej co i jak by chciał albo co mu nie pasuje, to jej rysuje słoneczka wokół dziurki od pupy i mówi, że wszystko super, po czym np. opowiada o innych laskach czy nie sypiali ze sobą, bo coś tam. Słaba komunikacja ogólnie.
Bardziej łączy ich mam wrażenie nastawienie na prestiż i bycie z kimś, kim można się w takiej czy innej dziedzinie pochwalić przed innymi, dodać sobie wartości, niż jakieś głębsze uczucie. Tak to widzę.

Kammiś 'dobra partia' (prestiżowy dom rodzinny, wykształcona, ambitna, dbająca o siebie) + On (wykształcony, zadbany, z dobrymi perspektywami) - bez szaleństw miłości, ale dogadują się.
Trochę chyba powtórka wzorca z domu rodzinnego, o którym pisała kammiś, że miłości to tam niewiele było większość lat, ale Mama zakochana w Ojcu była.

JA trochę znam ten scenariusz, bo u mnie było podobnie i też wybierałam partnerów głównie ze względu na prestiż i tym mi imponowali.


Ok, cytuję Twój post Elle, ale najpierw się odniosę do wypowiedzi Ewiki bo nienawidzę wstawiać sama tego quote i nawiasów nigdy nie wiem jak:P
Ewiko, on nie żyje w strachu smile Ja taka straszna nie jestem wink
I NIE jestem z nim ze względu na pieniądze, no litości. Jakby mi się pieniądze podobały, to bym została w domu rodzinnym i ciągnęła od ojca dzień w dzień :>

Teraz Elle - on nie jest dominujący z charakteru. Znaczy może jest w pracy, ale prywatnie nie. Zresztą ja NIE CHCĘ mężczyzn dominujących z charakteru! big_smile nawet tego ze zdjęć co Ci pokazywałam to też nie ma w sobie - z tego co mogłam widzieć - krzty dominacji. Spokojny, opanowany, ustępliwy (skoro on startuje z pozycji dominującej z racji stanowiska, jedna rzecz mu nie pasowała w tym co od niego chciałam, ale mi ustąpił - myślałam że tego nie zrobi big_smile ). Ustępliwość - to ich łączy. Nie biorąc już pod uwagę tego ze zdjęć (mrrrr big_smile ), to mojego ojca i F. też łączy ustępliwość smile
Nie sypiali ze sobą, bo mu kammiś strzelała liście i rzuciła w głowę zbiorem karnym big_smile szczerze mówiąc zabawne to było (z perspektywy czasu stwierdzam). Ja bym tak nie dała w siebie rzucać, szczerze mówiąc no big_smile Ale ojciec też mi pozwalał stroić fochy big_smile

Tylko te słoneczka mi jakoś okropnie brzmią no! tongue wykasuj to! big_smile big_smile big_smile

Mama nie była zakochana w ojcu, tylko tyle sprostuję wink A może BYŁA ale to na dłuuuugo przed zanim ja to mogłam widzieć. Chociaż z tego co mówiła babcia to wątpię smile

Dobra kończmy, wróćmy do tego sponsoringu tongue
Ja tam po galeriach nie widziałam nic i nie słyszałam, ale może dlatego że zawsze ze słuchawkami chodzę i do toalet tam staram się nie wstępować.
Te galerianki to takie powszechne zjawisko? Bo to kojarzy mi się z dziewczynami w bardzo młodymi wieku - tak z 15 lat.

367 Ostatnio edytowany przez Elle88 (2016-04-08 23:38:31)

Odp: Sponsoring - relatywizm norm w dzisiejszych czasach

Dokładnie, wracamy do tematu smile

"Galerianka" ma tyle wspólnego ze sponsoringiem, co ja z baletem wink
Powtarzam: sponsoring nie polega na "przyjmowaniu" napalonego gościa w SWOIM mieszkaniu i zrobieniu mu loda.
Tylko na tym, że facet, który może sobie pod względem finansowym pozwolić na wiele, 'zaprasza' do swojego życia wybraną kobietę - ale nie dlatego, że ona zrobi mu loda tak jak on chce, bo to może mieć z każdą, tylko kobietę, z którą owszem chciałby przede wszystkim sypiać, ale wie, że ona też ma opcje, a on musi się nieco postarać by spojrzała na niego łaskawszym okiem jako "młoda atrakcyjna dupa" wink no i lubi z nią przebywać, spędzać czas, gadać, wyjeżdżać, wychodzić, chwalić się nią czasem etc.


Dlatego historyje typu "Mam sponsora. Przychodzi do mnie wyliniały podstarzały Gonzo i każe mi włazić pod stół 3 x w tyg. po godzince czy dwie, a potem rzuca mi na stół 200zł na jeansy" to żaden sponsoring, tylko sprzedawanie się za marny grosz. Jak sponsoring to konkretna $$ przede wszystkim i konkretny Kocur wink, a nie jakiś kioskarz, który za 3 dychu chciałby mieć domowe porno między pracą a powrotem do  żony i 6 dzieciaków. Mylenie pojęć.

368 Ostatnio edytowany przez Ewika99 (2016-04-08 23:45:40)

Odp: Sponsoring - relatywizm norm w dzisiejszych czasach

Kammis, nie pisalam, ze chodzi Ci o pieniadze jako same w sobie. Bardziej chodzi Ci o to, zeby byc czczona niemal jak boginie. A wedlug mnie dla ksiezniczek miejsce jest tylko w bajkach, nie w prawdziwymi zyciu, bo ono wiele weryfikuje. Zreszta, zrozumiesz, gdy bedziesz nieco starsza. Teraz jestes zachlysnieta zyciem na poziomie (co rozumiem poniekad), nie wiesz jednak, jak latwo w zyciu mozna wszystko stracic- pozycje, pieniadze, niekoniecznie musi to zalezec od nas albo byc nasza wina.
Co do galerianek- pamietam, ze temat byl goracy jakies 6-7 lat temu i z tego, co sie orientuje to dosc duze zjawisko. Przypuszczam, ze z czasem raczej sie nie zmniejszyl, o ile nie rozrosl... I o ile same galerianki to na ogol mlode dziewczyny, to zagadnienie sponsoringu jest o wiele wieksze- przede wszystkim srodowisko studenckie. Wynajem mieszkania, zycie na poziomie, pomoc w oplaceniu studiow w zamian za mlode zgrabne cialo. Na ogol nic powaznego. Powazny biznesmen raczej sie nie zakocha, czesto ma juz zone, dzieci i ustabilizowane zycie, tylko zabicia rutyny w sypialni szuka... Gorzej, gdy taka studentka mysli, ze jest pania zycia i Pana Boga za nogi zlapala. No a gdy sie zakocha to juz calkiem kaplica mogila. STANDARD. Oczywiscie nie wszystkie takie sa, nie chce generalizowac. Niektore naprawde potrafia byc wyrachowane i faceta sobie wokol palca okrecic...

369

Odp: Sponsoring - relatywizm norm w dzisiejszych czasach
Elle88 napisał/a:

Dlatego historyje typu "Mam sponsora. Przychodzi do mnie wyliniały podstarzały Gonzo i każe mi włazić pod stół 3 x w tyg. po godzince czy dwie, a potem rzuca mi na stół 200zł na jeansy" to żaden sponsoring, tylko sprzedawanie się za marny grosz. Jak sponsoring to konkretna $$ przede wszystkim i konkretny Kocur wink, a nie jakiś kioskarz, który za 3 dychu chciałby mieć domowe porno między pracą a powrotem do  żony i 6 dzieciaków. Mylenie pojęć.

To nie mylenie pojęć, tylko używanie eufemizmów.
Sponsoring to nadal prostytucja, tylko warunki inne.

370 Ostatnio edytowany przez matrix11 (2016-04-08 23:51:56)

Odp: Sponsoring - relatywizm norm w dzisiejszych czasach

Przerazajace jest to ze taki Pan- sponsor, sponsoruje rozkapryszona niunie ksiezniczke -nie wiadomo za kogo sie uwazajaca..
wpatrzony jest w nia,a nie widzi jej podlego,egoistycznego,przebieglego charakterku...
To jest dla niego nie wazne ze ona nie szanuje innych ludzi,wywyzsza sie uwaza sie za lepsza itp  mad

371

Odp: Sponsoring - relatywizm norm w dzisiejszych czasach

Galerianki, sponsoring,prostytucja- wszystkie te zagadnienia laczy jedno- seks za pieniadze. Tak jak pisala luc: tylko ze kazde z tych sformulowan to inne warunki, zasady, pieniadze mniejsze lub wieksze. Sedno jest wciaz to samo. Sprzedawanie sie. I tak jak galerianke mozna nazwac prostytutka, tak samo i studentke bedaca ''utrzymanka'' bogatego biznesmena rowniez.

372

Odp: Sponsoring - relatywizm norm w dzisiejszych czasach
luc napisał/a:
Elle88 napisał/a:

Dlatego historyje typu "Mam sponsora. Przychodzi do mnie wyliniały podstarzały Gonzo i każe mi włazić pod stół 3 x w tyg. po godzince czy dwie, a potem rzuca mi na stół 200zł na jeansy" to żaden sponsoring, tylko sprzedawanie się za marny grosz. Jak sponsoring to konkretna $$ przede wszystkim i konkretny Kocur wink, a nie jakiś kioskarz, który za 3 dychu chciałby mieć domowe porno między pracą a powrotem do  żony i 6 dzieciaków. Mylenie pojęć.

To nie mylenie pojęć, tylko używanie eufemizmów.
Sponsoring to nadal prostytucja, tylko warunki inne.

Może być wink Ja nie mam z tym problemu, bo nie żałuję. Co nie znaczy, że polecam komukolwiek. Każdy ma swój rozum, swoje wartości. Ja mam dobre wspomnienia w większości i ciekawych ludzi poznałam. Tyle.

matrix11, znowu jakieś projekcje..Zapewniam Cię, że tacy panowie dalecy są od tolerowania rozkapryszonych księżniczek smile To ma być WZAJEMNA zabawa i przyjemność, nikt nikomu łaski nie robi.

373

Odp: Sponsoring - relatywizm norm w dzisiejszych czasach
Ewika99 napisał/a:

Galerianki, sponsoring,prostytucja- wszystkie te zagadnienia laczy jedno- seks za pieniadze. Tak jak pisala luc: tylko ze kazde z tych sformulowan to inne warunki, zasady, pieniadze mniejsze lub wieksze. Sedno jest wciaz to samo. Sprzedawanie sie. I tak jak galerianke mozna nazwac prostytutka, tak samo i studentke bedaca ''utrzymanka'' bogatego biznesmena rowniez.

Ale trzeba to jakos ladniej nazwac wink niz "prostytuowanie sie" wink ze niby lepsze sa od prostytutek wink

374

Odp: Sponsoring - relatywizm norm w dzisiejszych czasach
Elle88 napisał/a:

tylko kobietę, z którą owszem chciałby przede wszystkim sypiać, ale wie, że ona też ma opcje, a on musi się nieco postarać by spojrzała na niego łaskawszym okiem jako "młoda atrakcyjna dupa" wink no i lubi z nią przebywać, spędzać czas, gadać, wyjeżdżać, wychodzić, chwalić się nią czasem etc.

To trochę taka wyidealizowana wersja owej transakcji. Choć sam nie posiadam "studentko-asystentki" to obracam się wśród takich co mają rotacyjnie. Często spotykamy się na różnych rautach i tzw afterkach więc widzę i wiem jak praktyka wygląda. Bez wdawania się w detale to zwykła usługa opłacana z góry bądź rozłożona czasowo.

375 Ostatnio edytowany przez Elle88 (2016-04-09 00:19:36)

Odp: Sponsoring - relatywizm norm w dzisiejszych czasach
Il Condottiero napisał/a:
Elle88 napisał/a:

tylko kobietę, z którą owszem chciałby przede wszystkim sypiać, ale wie, że ona też ma opcje, a on musi się nieco postarać by spojrzała na niego łaskawszym okiem jako "młoda atrakcyjna dupa" wink no i lubi z nią przebywać, spędzać czas, gadać, wyjeżdżać, wychodzić, chwalić się nią czasem etc.

To trochę taka wyidealizowana wersja owej transakcji. Choć sam nie posiadam "studentko-asystentki" to obracam się wśród takich co mają rotacyjnie. Często spotykamy się na różnych rautach i tzw afterkach więc widzę i wiem jak praktyka wygląda. Bez wdawania się w detale to zwykła usługa opłacana z góry bądź rozłożona czasowo.

Wszystko zależy od 'warunków' jakie obojgu odpowiadają lub jaki wypracują kompromis.
U mnie nigdy 'spotkania na godziny' nie wchodziły w grę - facet poświęcał mi cały weekend (lub wieczory w weekendzie kiedy mogłam i miałam ochotę), zazwyczaj się gdzieś wyjeżdżało.
Nie spotykałam się na zasadzie "wolnego po jego pracy" w tygodniu itp.
Zresztą, ja może jestem kiepskim przykładem, bo mało typowym. JA tego nie robiłam dla pieniędzy, nie potrzebowałam na wynajem mieszkania ani na ciuchy czy cokolwiek. Robiłam to z czystej ciekawości i żeby pokręcić się w określonych sferach nazwijmy to. I oczywiście jak facet mnie kręcił.

Pewnie dlatego też miałam inną 'pozycję negocjacyjną', bo nie siedziało mi z tyłu głowy, że albo mieszkanie i rachunki opłacę, albo dupa.
Nie, raczej było - albo facet przystanie na moje warunki i się pobawię a przy okazji sprawdzę swoje zdolności do negocjacji m.in. wink albo spędzę wieczór sama lub w inny sposób.

376 Ostatnio edytowany przez Ewika99 (2016-04-09 00:29:29)

Odp: Sponsoring - relatywizm norm w dzisiejszych czasach

Nie chce nikogo urazic, to nic osobistego, co napisze, ale...dla faceta to zwykle pukanie mlodej jedrnej, przepraszam, doopy, a to czesto te ''utrzymanki'' wlasnie dorabiaja do tego ideologie- ze zabawa, ze przygoda, ze wyzszy standard zycia, ze fajnie, ze to mnie wybral (do pukania hmm ), itd. No coz, z ich perspektywy pewnie tak to wyglada, jesli im sie standard zycia w jakims tam stopniu podniosl...

Elle,nie pije do Ciebie, nawet nie wiedzialam, ze mozesz sie wypowiadac w watku znajac temat  z autopsji, bo calego nie czytalam,przyznaje.

377 Ostatnio edytowany przez Elle88 (2016-04-09 00:31:09)

Odp: Sponsoring - relatywizm norm w dzisiejszych czasach
Ewika99 napisał/a:

Nie chce nikogo urazic, to nic osobistego, co napisze, ale...dla faceta to zwykle pukanie mlodej jedrnej, przepraszam, doopy, a to czesto te ''utrzymanki'' wlasnie dorabiaja do tego ideologie- ze zabawa, ze przygoda, ze wyzszy standard zycia, ze fajnie, ze to mnie wybral (do pukania hmm ), itd. No coz, z ich perspektywy pewnie tak to wyglada, jesli im sie standard zycia w jakims tam stopniu podniosl...

Ewika, a gdzie ja pisałam, że nie chodzi głównie o pukanie młodej dupy? smile

EDIT: Spoko, spoko. Tylko rzucam inne światło na problem nieco - nie obrażam się smile

378

Odp: Sponsoring - relatywizm norm w dzisiejszych czasach
Elle88 napisał/a:

U mnie nigdy 'spotkania na godziny' nie wchodziły w grę - facet poświęcał mi cały weekend (lub wieczory w weekendzie kiedy mogłam i miałam ochotę), zazwyczaj się gdzieś wyjeżdżało.
Nie spotykałam się na zasadzie "wolnego po jego pracy" w tygodniu itp.
Zresztą, ja może jestem kiepskim przykładem, bo mało typowym. JA tego nie robiłam dla pieniędzy, nie potrzebowałam na wynajem mieszkania ani na ciuchy czy cokolwiek. Robiłam to z czystej ciekawości i żeby pokręcić się w określonych sferach nazwijmy to. I oczywiście jak facet mnie kręcił.

Pewnie dlatego też miałam inną 'pozycję negocjacyjną', bo nie siedziało mi z tyłu głowy, że albo mieszkanie i rachunki opłacę, albo dupa.
Nie, raczej było - albo facet przystanie na moje warunki i się pobawię a przy okazji sprawdzę swoje zdolności do negocjacji m.in. wink albo spędzę wieczór sama lub w inny sposób.

Sztuka negocjacji to wielkie pole do popisu. Nie zrozum mnie źle bo nie oceniam Cię ani twoich wyborów. Na swój sposób ja to rozumiem choć we własnym otoczeniu uchodzę za dziwaka bo lubię tylko z własną Żoną i od czasu do czasu z tą drugą tak aby wyszło trzy. Po prostu widzę kogo moi koledzy dobierają sobie tak jak spinki do mankietów czy krawata. Widzę też jak wygląda ta "relacja" bez tej otoczki. Lubię swoich kumpli ale też trochę mi żal tych dziewczyn, które pewnie myślą, że to one ich dymają a nie na odwrót. Jest dokładnie na odwrót ... przynajmniej z moich obserwacji.

379

Odp: Sponsoring - relatywizm norm w dzisiejszych czasach

Pewnie to troche tak, ze ONI mysla, ze dymaja JE, a ONE, ze dymaja ICH. I ogolnie wszystko sprowadza sie do JEDNEGO WIELKIEGO DYMANIA wink

380

Odp: Sponsoring - relatywizm norm w dzisiejszych czasach
Il Condottiero napisał/a:

Sztuka negocjacji to wielkie pole do popisu. Nie zrozum mnie źle bo nie oceniam Cię ani twoich wyborów. Na swój sposób ja to rozumiem choć we własnym otoczeniu uchodzę za dziwaka bo lubię tylko z własną Żoną i od czasu do czasu z tą drugą tak aby wyszło trzy.

Ha ha. No to jest "Ta trzecia" czy to taki żarcik? wink
Generalnie szczerze szanuję i cenię facetów, którzy doceniają swoje Kobiety/żony.

Dlatego tylko 2 mężczyzn, z którymi się spotykałam na tych zasadach, w dodatku dosyć krótko - mieli stałe partnerki. Jeden narzeczoną - jakieś chore to było, ale nie wnikałam, po co on się z nią żeni skoro seksu szuka gdzie indziej już teraz. Drugi - mąż i Ojciec 4 dzieci, chociaż po wyglądzie nie szło powiedzieć za cholerę. Wiadomo, nie on w ciąży chodził wink
Poza tym wybierałam raczej 'wolnych strzelców', tj. zapracowanych yuppies, którzy szukali kogoś z kim można "miło spędzić czas" w szerokim znaczeniu tego słowa, seks był elementem, ale nie był jedyną osią wokół której koncentrowały się spotkania i to mi odpowiadało.


Po prostu widzę kogo moi koledzy dobierają sobie tak jak spinki do mankietów czy krawata. Widzę też jak wygląda ta "relacja" bez tej otoczki. Lubię swoich kumpli ale też trochę mi żal tych dziewczyn, które pewnie myślą, że to one ich dymają a nie na odwrót. Jest dokładnie na odwrót ... przynajmniej z moich obserwacji.

Tak jest zazwyczaj, nie przeczę.
Widocznie mam nieco spaczoną perspektywę doświadczeniem własnym, które jak mówię, było czymś co miło wspominam.

381

Odp: Sponsoring - relatywizm norm w dzisiejszych czasach
Elle88 napisał/a:

Ha ha. No to jest "Ta trzecia" czy to taki żarcik? wink
Generalnie szczerze szanuję i cenię facetów, którzy doceniają swoje Kobiety/żony.

Nie to nie żart. Ja po prostu lubię trójkąty z dwoma kobietami, w których jedna to moja Żona. Nie wiem skąd mi się to wzięło ale jest. To nawet działa w sytuacjach kiedy np. moja Żona chce sobie popatrzeć jak dymam inną - to ja mimo woli wyobrażam sobie, że robię to z Nią - jestem inny wiem wink taka karma. Mnie z drugiej strony strasznie irytuje, kiedy moi kumple dzwonią i proponują weekend w górach, nad morzem czy kurwa na Cyprze dla wyluzówki. No to jadę/lecę a na miejscu każdy z nich z jakąś młodą "asystentką". I wszyscy wielkie zdziwienie, że ja SAM. No to im kiedyś k#rwa powiedziałem, że będę brał swoją Żonę i na każdą noc po kolei te ich dupencje na testy. To się niemal obrazili. GTFO!!!

382

Odp: Sponsoring - relatywizm norm w dzisiejszych czasach

Haha, no bo poczuli pewnie, że sięgasz po ich własność.
Co innego patrzeć i zazdrościć, dzielić się doświadczeniami a co innego macać wink W końcu nie za to jej/im płacą tongue


Trójkąty ze stałą partnerką to jest ciekawa sprawa..Poznałam nie tak dawno kogoś takiego, dla kogo taki związek byłby ideałem, jak dla Ciebie, ale jakoś.. pomimo, że niby miałabym w tym układzie mieć rolę Nadrzędną w stosunku do pozostałych 'nałożnic' to mi nie pasuje.
W drugą stronę - już bym rozważyła. Wiem, hipokryzja tongue

383

Odp: Sponsoring - relatywizm norm w dzisiejszych czasach
Ewika99 napisał/a:

Nie chce nikogo urazic, to nic osobistego, co napisze, ale...dla faceta to zwykle pukanie mlodej jedrnej, przepraszam, doopy, a to czesto te ''utrzymanki'' wlasnie dorabiaja do tego ideologie- ze zabawa, ze przygoda, ze wyzszy standard zycia, ze fajnie, ze to mnie wybral (do pukania hmm ), itd. No coz, z ich perspektywy pewnie tak to wyglada, jesli im sie standard zycia w jakims tam stopniu podniosl...

Elle,nie pije do Ciebie, nawet nie wiedzialam, ze mozesz sie wypowiadac w watku znajac temat  z autopsji, bo calego nie czytalam,przyznaje.

Heh, ja mam 22 lata (z miesiącami), mój facet 30.
A nikt nikogo nie utrzymuje (nie daje mi pieniędzy na NIC), bo ja po prostu nie chcę, uparta jestem i już, poza tym nie potrzebuję.
No i co można powiedzieć, że ma młodą doope?
Ja mam o tyle dobrze, że wyglądam kilka lat starzej (większość ludzi myśli że już na aplikacji jestem) a on ciut młodziej z twarzy, więc różnicy nie widać.
Ja zrobiłam wywiad - ciężko było, ale się udało, razem z montowaniem mp4 starej z opcją nagrywania tak żeby nie zauważył (nie było szans, bo ją wszyłam w pluszowego miśka - i wiem dlaczego on ze mną jest.
Zawsze jak się człowiek chce czego dowiedzieć, to najlepiej działać podstępem big_smile

Posty [ 326 do 383 z 383 ]

Strony Poprzednia 1 4 5 6

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » PSYCHOLOGIA » Sponsoring - relatywizm norm w dzisiejszych czasach

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024