Też lubię czytać, co Pamela pisze,
natomiast zastanawiam sie nad jednym: przywiązaniem do pieniędzy. Super jest mieć kasę, żyć w komforcie dostatku, ale co, gdy pewnego dnia wszystko się traci?Przecież jest taka możliwość. Co wtedy?
Idąc tym tokiem można by popaść w skrajne lenistwo i nie robić w ogóle nic. Bo po co coś robić skoro i tak można wszystko stracić. Pomyśl co by się działo, ludzie by siedzieli w domach i oglądali telewizję, nikt by nie chodził do pracy bo po co skoro i tak można wszystko stracić. Banki by upadły bo ludzie nie mieliby nic żeby do nich wpłacić. Budownictwo by się załamało bo nikt by mieszkań nie kupował, bo po co. Pewnie że można stracić, może Ci też dachówka na głowę spaść jak będziesz szła ulicą albo samochód w Ciebie wjechać (to się przydarzyło mojemu znajomemu - nie przeżył). Ale po co gdybać. Trzeba żyć i zabezpieczać się na przyszłość - takie jest moje zdanie.
Mnie tak ogromna miłość do pieniędzy kojarzy się z niewolą, bo z jednej strony daje oczywiście wiele możliwości- zewnętrznie, ale jednocześnie obiera się za boga materię ulotną.
Tu mam takie same zdanie jak Ty. Tak, to jest pewnego rodzaju niewola. Można powiedzieć że zakochałam się w pieniądzach i one mnie trzymają. Tu masz rację, bez dwóch zdań. Pewnie, chciałabym mieć więcej czasu na realizację swoich marzeń ale te pieniądze mnie trzymają jak magnes ( i świadomość że na moje miejsce w burdelu czeka już 100 następnych które zostawiają szefowi swój numer telefonu na wypadek gdyby się coś zwolniło).
Jestem wolną kobietą, mogę robić co chcę, mogę nawet dzisiaj, nawet teraz, spakować manatki i rozpocząć normalne życie bez dymania, urodzić dziecko też mogę w każdej chwili (ale aż taki miód to nie jest), ale takie życie mnie nie ciągnie. Zresztą to szare życie i tak przyjdzie automatycznie kiedy prostytucja mnie rzuci, a na razie zarabiam i nie widzę powodu żebym to ja ją rzucała. No nie wiem, takie zwyczajne życie bez pieniędzy mnie jakoś nie przekonuje. Ja już jestem rozpieszczona przez kasę. Dobrowolnie nie ma takiej opcji żebym machnęła na nią ręką.
Prostytucja jest moim zdaniem dobrą metodą jak ktoś zaczyna od zera a chce mieć w krótkim czasie wszystko, a na pomoc rodziców liczyć nie może, lub może liczyć na niewielką pomoc z ich strony. Przebadałam to i mogę to z całą pewnością stwierdzić że jest dobrą metodą. Ostatnio sobie tak rozmawiałyśmy z moją koleżanką, ja mówię do niej:"wiesz, pieniądze to są tylko papiery", ona:"no tak, no tak", a ja mówię dalej:"ale lubię je mieć" - i lejemy.
Pamela, a czy Twój mąż ma równie dobrze płatną pracę?
W Polsce nie znam osób które zarabiają kwoty zbliżone do moich. Ani nie znam ani nie słyszałam o takich osobach. W Niemczech natomiast nie mam tak znajomych z którymi rozmawiam więc trudno mi porównać. Mojej pracy nie można porównać do żadnej innej pracy, zarobki są niewspółmierne. Rozkładnie nóg to nie jest ani moje hobby ani pasja dlatego uważam że za takie coś kobieta powinna zarabiać konkretne pieniądze, za grosze bym się na to nie zdecydowała ( a już na pewno nie za darmo jak to robi wiele dziewczyn na dyskotekach czy po dyskotekach, za drinka). Prestiż społeczny jest niski, więc panie uprawiające ten zawód powinny żyć w dostatku bo inaczej gra nie warta świeczki. Ja muszę mieć dużo więcej niż przeciętni ludzie bo daję z siebie dużo więcej. Mój mąż normalnie zarabia, może trochę powyżej przeciętnej. Gdybym byłą prostytutką która zarabia tylko na ciuchy i kosmetyki to bym rzuciła ten zawód, bo na ciuchy i kosmetyki to można w normalnej pracy zarobić, nie trzeba nóg rozkładać. Szkoda samej siebie za takie kwoty się puszczać. Pomijam tu studentki z niezamożnych rodzin które spotykają się ze sponsorami często za małe kwoty ale one nie mają czasu żeby się prostytuować na wielką skalę bo muszą się uczyć i to jest dla nich priorytetem a nie robienie kasy. Spotkają się ze sponsorem 2-3 razy w tygodniu i gra, mają parę groszy na opłacenie czesnego i inne drobne wydatki. To popieram i rozumiem (ale też nie bez przesady, że "co łaska", jakieś tam wymagania trzeba sprecyzować).
Można by też takich delikwentów na części sprzedawać? Jeszcze więcej kasy byś wyciągnęła. Prychodzi do Ciebie klient, usypiasz go, i sprzedajesz całe mięso. Tak jak kiedyś biznesmen poszedł do baru w hotelu, budzi się w wannie z kostkami lodu, obok wanny telefon i kartka "Wycięliśmy Ci nerki -- nie wychodź z wanny, tylko dzwoń po pogotowie.". Był w wodzie, bo rurki wypuścili do wody... no i żeby nie bolało po "operacji".
No tylko różnica jest taka że że za takie coś można pójść siedzieć czyli za okaleczenie, a za prostytucję nie. W prostytucji można kosić kasę zgodnie z prawem. A poza tym ja nie mam nic przeciwko biznesmenom którzy chodzą do baru, tylko po prostu jakoś nie mam szacunku dla mężczyzn którzy chodzą do prostytutek (chyba że to o takiego chodziło), jak również dla takich różnych cwaniaczków którzy próbują za jak najmniejsze kwoty a najlepiej za darmo, znaleźć partnerkę do seksu ( często pozamałżeńskiego). Uważam że dziewczyny powinny być trochę cwańsze i wyrachowane do takich cwaniaczków ( których jest pełno). Jak również nie dać się wykorzystywać na czas, ani na różne inne chwyty typu:"teraz nie będę wstawał i sięgał do spodni, dam ci później"
Nawet w burdelu jest pełno takich cwaniaczków co to albo próbują fałszywymi pieniędzmi płacić (ja akurat znam wszystkie znaki i potrafię banknot w ułamku sekundy w mrocznym pomieszczeniu sprawdzić), albo za najniższą stawkę noc poślubną dostać. Ale chyba najwięcej cwaniaczków jest na sponsoringu, próbują dziewczynom robić wodę z mózgu że przecież są przyjaciółmi a ona przecież nie jest prostytutką więc niech tak nie naciska na kasę bo kasa jest tylko dodatkiem do ich wspaniałego związku, jest jej mało i rzadko - no takie przynajmniej historie często czytam na forach napisane przez sponsorów którzy się zwyczajnie nabijają że dziewczyny dają się tak wykorzystywać.
Ale tekst dobry, jak najbardziej, rozśmieszyłeś mnie na maxa!
Żegnam się ze wszystkimi, zajrzę tu kiedyś.
Pozdrawiam wszystkich Forumowiczów.
Pamela