Piegowata'76 napisał/a:rampampam napisał/a:Owszem. Ale to dopiero trzeba wypracować, a nie oczekiwać od razu. I budują to obie strony.
Ja potrzebuję nieco czasu na emocjonalne inwestycje.Ktoś musi mnie porządnie do siebie przekonać. I tu jest potrzebne to moje POBYĆ.*
Nie szukajmy tu skrajności. Nie porównujmy związku do końca życia z przelotnym seksem, bo nie w tym rzecz. Przyjrzyjmy się sytuacjom środka.** To wbrew pozorom trudniejsze.
Ale Ram, przecież o tym samym mówimy. Ja też potrzebuję czasu na emocjonalne inwestycje, dlatego nie zakochałabym się w tydzień czy dwa. Moim zdaniem to niepoważne i dość naiwne.
A oczekiwania warto moim zdaniem mieć przemyślane i wiedzieć, czego się chce od życia. Ja dziękuję - stracić dla kogoś głowę, niechby i po dwóch miesiącach, a potem dostać kubeł wody na łeb, bo on "nie będzie ściemniał"***. Nie! - oczekiwania mam sprecyzowane, a za nimi nie muszą iść od razu dozgonne deklaracje. Na takowe przychodzi czas.
Po prostu patrzę, jak się dana znajomość rozwija i na co mam wewnętrzną zgodę. Gdy widzę, że sprawy idą nie po mojej myśli, robię w tył zwrot.
Nie po mojej myśli jest znajomość ZAKŁADAJĄCA tymczasowość. To przecież też rodzaj deklaracji 
*Kazdy chyba potrzebuje czasu na "emocjonalne inwestycje" jednak... ładowanie maksimum emocji i oczekiwanie maksimum zysku to nie jest jedyna opcja. Mozna to robić stopniowo, mozna korzystac z lilku "kont", można inwestowac krotkoterminowo w oczekiwaniu na korzystne lokaty dlugoterminowe. To MY decydujemy z jakich inwestycji skorzystamy a nie inwestycje wybieraja za nas 
**Ja wlasnie o tym pisze od pewnefo czasu. Zwiazki bez zobowiazan (chociaz ja nie lubie tego okreslenia, bo dla mnie to brzmi jak oksymoron), FwB, nawet czasem typowe uklady nsa (to akurat dla zdecydowanej wiekszosci kobiet bedzie hard core psychiczny) to niekoniecznie oznacza "przelotny seks". To jedynie oznacza brak planow wspolnej przyszlosci i milosci. Nie wyklucza przyjazni, nawet tej wieloletniej.
*** Przez kilka ostatnich lat (tak, lat!) bałam się, że się zakocham w kimś nieodpowiednim, przez co znowu się "rozsypie" jak po rozstaniu z moim ex. W koncu mimo ostroznosci to zakochanie i tak mnie dopadlo. On byl niemal idealny, tak bardzo idealny, że oprocz kilku rys bardziej być nie mógł. Tyle tylko, że wszystko poza nim nie grało. Nie było mozliwosci rozwiazania z happy endem. Zaczęło zgrzytac i nie bylo ratunku. Po kilku miesiacach nie umielismy ze soba rozmawiac bez zadawania jakiegoś bólu drugiej stronie nawet wbrew staraniom.
* * * * *
Strasznie sie bałam takiego momentu, że się zakocham i znow sie nie uda, a kiedy to się stalo olazalo aie ze.... nic się nie stało.
Owszem, bylo kilka miesiecy bólu, jedna blizna na duszy wiecej, kilkanascie paczek fajek wypalonych zupelnie niepotrzebnie, kilkanascie nieprzespanych nocy.... Ale swiat się nie zawalil, serce mi nie pęklo, życia mi nikt nie zrujnowal.
Dlatego przestalam się bać. Mogę mieć seks bez miłości, bo nie chce w wieku lat 60 pomyśleć, ze przespałam ostatnie 20 lat. Mogę się zakochać choćby jutro, bo nawet jak nie wyjdzie, to wiem, że to przetrwam. Upadnę, popłaczę, wstanę i pojdę dalej. Moze spotkam kogoś z kim dojdę do konca drogi, może ktoś bedzie mi towarzyszył tylko do nastepnego skrzyzowania. Wiem tylko, że chcę iść, a nie czekac...