troll napisał/a:A co z ta mlodzieza ktora TERAZ traci bezpowrotnie mozliwosc poznania czesci materialu nauczania. Nie wolno mowic jakos to bedzie. To sa ludzie ktorych pani Beata Szydlo skreslila mowiac- najwazniejsze zebysmy my, pisiory, postawili na swoim. Odpowiedzialny rzad, dodam ze ostatni taki byl na pod koniec lat szescdziesiatych, wprowadza reforme szkolnictwa stopniowo. Najpierw nalezy ja dobrze przemyslec, potem spisac wyniki tych przemyslen w formie jakiegos harmonogramu, potem przeszkolic nauczycieli, potem rocznik po roczniku zmieniac uczniom organizacje ich toku nauczania. Tylko tak moznaby to zrobic bez robienia krzywdy uczniom. Tymczasem nasz nierzad wprowadzil reforme szkolnictwa w kilka miesiecy. Ktos kto mowi zrobmy, jakos to bedzie i robi to kilkuset tysiacom polskich dzieci jest zdrajca tego panstwa i narodu.
A miało być bez polityki...
Dramatyzujesz troll. Każdy z nas wcześniej czy później staje się częścią jakiegoś eksperymentu , w którym coś się traci ,a coś zyskuje , albo wydaje się , że tak jest, a jest na odwrót. Generalnie jakoś dajemy sobie z tym radę.
Pierwsze lata mojej edukacji przebiegały w atmosferze kultu wobec wyzwoleńczej armii czerwonej. Lepiliśmy z plasteliny popiersie Lenina i uczyliśmy się rosyjskich piosenek propagandowych. Potem nadeszła transformacja i nagle na początku któregoś tam nowego roku szkolnego okazało się , że wszytko czym nas karmiono do tej pory jest be, bohaterami stali się Wałęsa i papież , a o mrocznej przeszłości edukacyjnej kazano nam zapomnieć. Też straciliśmy trochę czasu na kwestionowanie tamtej wiedzy i zdobywanie nowej, czyli też mieliśmy okrojony program. Też nad nami ubolewano, bo co to będzie z was biedne dzieci po takiej edukacji? A jednak dziś w większości mamy się dobrze. Tak samo będzie prawdopodobnie z "ofiarami " obecnej reformy.
Podobnie jak Snake, nie rozumiem w jaki sposób ośmioletnia podstawówka skrzywdzi dzieci. Też taką kończyłam i nie widzę u siebie szczególnych uszczerbków z tego powodu. Nie sądzę również , aby system w którym sie kształciłam czegokolwiek mnie pozbawił i spowodował jakieś tajemnicze niedouczenie. Byłam dobrą uczennicą, więc poszłam do ogólniaka. Musiałam zdawać dodatkowe egzaminy żeby dostać się do tzw najlepszej klasy, czyli z rozszerzonymi językami obcymi itp. Ogólniak nie daje zawodu , więc jego naturalną konsekwencją są studia, dlatego też nie było łatwo. Uczyłam się w zapomnianym już dzisiaj systemie, w którym nauczyciel był belfrem, miał zawsze rację i mówiło się do niego "panie profesorze" (choć oczywiście był tylko magistrem). Gdybym wyleciała wtedy z jakimiś swoimi prawami z kosmosu, to nauczycielka biologii albo geografii chyba zabiłaby mnie śmiechem, bo w szkole z tamtych czasów rządził właśnie nauczyciel, a nie uczeń, jak to ma miejsce obecnie. Owszem , uczyliśmy sie podręczników na pamieć, wkuwaliśmy daty, wzory i regułki . Jednak dzisiaj nie uważam, aby było to takie złe, gdyż dzięki temu posiadam wiedzę ogólną w dziedzinach, w których sie nie wyspecjalizowałam akademicko. Nie pamiętam wszystkiego, ale pamiętam dużo.
Na gimnazja narzeka masa osób. Naprawdę mało jest zwolenników tego sytemu. W dużych miastach wygląda to pewnie nieco lepiej, gdyż tam jest jakaś możliwość decyzyjności. Można wybrać gimnazjum położone w pobliżu domu, albo to leżące dalej, ale lepsze. Nie ma tragedii gdy będzie się dojeżdżać piętnaście kilometrów zamiast pięciu. Ale na prowincji?? Proszę cie.. Jest jedno gimnazjum w sąsiedniej wsi , do którego idą wszyscy, jak jeden mąż, i dziewczynki kujonki, i genialne umysły ścisłe , i chłopaki od piłki. Nikt się nie zastanawia , czy to jest dobre czy złe rozwiązanie, bo po prostu nie ma innej alternatywy.
Nie dziw się więc , że rodzice, którzy teraz dostają szanse na to aby dzieci uczyły się w ośmioletniej szkole położonej bliżej domu, cieszą sie i pochwalają reformę bez zastanawiania sie nad jej dziejowymi konsekwencjami.
Zresztą, nie wydaje mi sie, aby w tym przypadku, była konieczność aż tak wielkiego użalania się nad losem dzieci. Bądźmy dobrymi rodzicami, kochajmy je mądrze i wychowujmy rozsądnie, a one sobie poradzą , nawet mimo uszczerbków w programie edukacyjnym