Podsumuję Drogie Panie:
Gófno moze być najlepszym nawozem dla nowej rośliny- co stało się w Waszych przypadkach.:)
Co nie znaczy że nie można go nazwać i syfem i nawozem. I o tym tu mowa.
Miłego dnia- słońce świeci )) przynajmniej w Krakowie..
Podsumuję Drogie Panie:
Gófno moze być najlepszym nawozem dla nowej rośliny- co stało się w Waszych przypadkach.:)
Co nie znaczy że nie można go nazwać i syfem i nawozem. I o tym tu mowa.
Miłego dnia- słońce świeci)) przynajmniej w Krakowie..
Właśnie
133 2017-05-17 13:20:42 Ostatnio edytowany przez Secondo1 (2017-05-17 13:25:18)
Moje stanowisko jest takie, ze istnieje cos takiego jak milosierdzie i wybaczenie i to jest wyrazem milosci.
Jesli uwaza sie, ze popelnilo sie blad, to wystarczy wyciagnac z tego konsekwencje, czyli starac sie go naprawic jesli to mozliwe, zrobic jakies zadoscuczynienie
Dotknęłas nieprostej kwestii wybaczenia i miłosierdzia , ale próbując po króce :
1. Okazanie miłosierdzia lub wybaczenia osobie złej - rozzuchwali ja, osobie słabej - zacheci ja.
2. Wybaczamy komuś kto nas skrzywdził dla siebie. Żeby wyzbyć się złych emocji, ale okazanie tego wybaczenia , zależy od zachowania tek osoby .
Autorka nie żałuje zdrady, żałuje tylko ze się skończyła . Jak wpłynęłoby na nią , okazanie miłosierdzia , wybaczenia przez męża , który dowiedziałby się : zdradziłam Ciebie i nie żałuje tego.
Zachęciłby ja do następnych zdrad.
A milosc okazuje się również przez stanowczość , konsekwentnosc .
Jak np dzieciom kiedy bladza - okreslenie konsekwencji dalszej takiej zabawy i konsekwentne przestrzeganie reguł .
Same miłosierdzie sprowadzi ich na manowce. A wtedy to nie byłaby milosc , tylko nieodpowiedzialność .
Piszesz o wyciągnięciu wniosków - autorka nie przejawia takiej potrzeby, jedynie zezłości się na kochanka, ze stchórzył i skończył romans.
Zadośćuczynienie ?
Nie jakieś - ale komuś . W tym przypadku mężowi - przecież nawet o tym nie pomyślała , nawet złości się na niego, ze ja pociesza. Nie ma żadnej potrzeby zadośćuczynienia .
.
Samonienawisc i samobiczowanie, wieczne obarczanie sie wina sa rownie destrukcjne, jak wtedy, gdy kieruje sie to przeciw innym.
Nikomu to nie sluzy, powieksza tylko ilosc cierpienia na ziemi i jest najlepsza metoda na zapobieganie jakiejkolwiek milosci.
Nie da sie nikogo kochac, jesli sie nie kocha samego siebie.
.
Tak. Samobiczowanie się , zadręczania się uniemożliwia powrót do normalnego, dobrego życia .
Niczemu dobremu nie służy , trzeba dać sobie przyzwolenie na odpuszczenie sobie samemu.
Ale .... nie w przypadku kiedy nie wykonało się niezbędnej pracy nad sobą , wyciagnięcia wniosków , określenia drogi poprawy.
To nie jest kwestia niepotrzebnego cierpienia , ale konstruktywnego przepracowania ( możesz to nazwać "konstruktywnym przecierpieniem") .
Żadne tam "nic się nie stało " i bezrefleksyjne kontynuowanie tej krzywdy która się wyrządzało"
Autorka jest daleko, daleko od zrozumienia krzywdy która wyrządziła innym , nawet nie żałuje ze ja wyrządziła , żałuje tylko ze już jej nie może wyrządzać
134 2017-05-17 17:09:01 Ostatnio edytowany przez Marajka (2017-05-17 22:26:14)
Seconda, ja ani nie jestem ksiedzem, zeby oceniac, jak ciezkie sa grzechy, czy ktos ich zaluje i jaka mam mu zadac pokute na odpuszczenie, oraz nie ustalam katalogu grzechow glownych, z ktorych mialabym rozliczac innych, zwlaszcza na podstawie ich historii na forum.
A tu widze inkwizycje tych 'sprawiedliwych' bez grzechu, ktorzy chca grac taka role i sadzic o autorce i koniecznie zmusic ja do czucia sie winna, bo odwazyla sie nie zalowac za swoj ciezki 'grzech'.
A tak ogolnie nie uwazam wcale tzw. zdrady za zadne przestepstwo. To jest sprawa do uregulowania w ramach zwiazku i nikomu nic do tego.
Ja osobiscie nie zglaszam pretensji do posiadania wylacznosci na uzytkowanie ciala mojego meza. To jest jego cialo i moze robic z nim co chce.
Ta sama wolnosc samostanowienia o sobie chce sama miec, a wiec przyznaje ja tez i innym.
Jesli moj obecny maz bedzie mnie chcial zdradzac, to jest moja odpowiedzialnoscia wobec mnie samej, jak ja mam sie z tym obchodzic.
Mam na szczescie w tym wprawe dzieki wczesniejszym doswiadczeniom i wiem, ze juz mnie to nie powaliloby na kolana, jak niegdys, gdy jeszcze trwalam w innych przekonaniach i z tej pozycji stanowilam o winie innych, tylko po to, zeby sobie samej choc troche ulzyc. Co oczywiscie nie jest zadnym skutecznym rozwiazaniem.
Dzis sie takiego scenariusza dlatego zupelnie nie boje.
Czasy niewolnictwa mamy na szczescie za soba, a takze nie zyjemy w rezimie, ktory kara za cudzolostwa czy stosunki pozamalzenskie.
Jak dla mnie jest juz najwyzszy czas dopasowac takze i umysly do ducha czasu i nowoczesnego prawodawstwa, ktore za spanie z cudzym mezem czy kimkolwiek innym nie kara.
135 2017-05-17 20:25:03 Ostatnio edytowany przez random.further (2017-05-17 20:25:24)
Podsumuję Drogie Panie:
Gófno moze być najlepszym nawozem dla nowej rośliny- co stało się w Waszych przypadkach.:)
Co nie znaczy że nie można go nazwać i syfem i nawozem. I o tym tu mowa.
Miłego dnia- słońce świeci)) przynajmniej w Krakowie..
No, nareszcie świeci, doczekać się nie mogłam w Krakowie...
Ela, racja, już chyba wszystko zostało napisane a Autorka umilkła - czas zamykać...
136 2017-05-17 20:51:04 Ostatnio edytowany przez Secondo1 (2017-05-17 20:54:17)
Seconda, ja ani nie jestem ksiedzem, zeby oceniac, jak ciezkie sa grzechy, czy ktos ich zaluje i jaka mam mu zadac pokute na odpuszczenie, oraz nie ustalam katalogu grzechow glownych, z ktorych mialabym rozliczac innych, zwlaszcza na podstawie ich historii na forum.
A tu widze inkwizycje tych 'sprawiedliwych' bez grzechu, ktorzy chca grac taka role i sadzic o autorce i koniecznie zmusic ja do czucia sie winna, bo odwazyla sie nie zalowac za swoj ciezki 'grzech'.A tak ogolnie nie uwazam wcale tzw. zdrady za zadne przestepstwo. To jest sprawa do uregulowania w ramach zwiazku i nikomu nic do tego.
Ja osobiscie nie zglaszam pretensji do posiadania wylacznosci na uzytkowanie ciala mojego meza. To jest jego cialo i moze robic z nim co chce.
Ta sama wolnosc samostanowienia o sobie chce sama miec, a wiec przyznaje ja tez i innym.
Jesli moj obecny maz bedzie mnie chcial zdradzac, to jest moja odpowiedzialnoscia wobec mnie samej, jak ja mam sie z tym obchodzic.
Mam na szczescie w tym wprawe dzieki wczesniejszym doswiadczeniom i wiem, ze juz mnie to nie powaliloby na kolana, jak niegdys, gdy jeszcze trwalam w innych przekonaniach i z tej pozycji stanowilam o winie innych, tylko po to, zeby sobie samej choc troche ulzyc. Co oczywiscie nie jest zadnym skutecznym rozwiazaniem.
Dzis sie takiego scenariusza dlatego zupelnie nie boje.Czasy niewolnictwa mamy na szczescie za soba, a takze nie zyjemy w rezimie, ktory kara za cudzolostwa czy stosunki pozamalzenskie.
Jak dla mnie jest juz najwyzszy czas dopasowac takze i umysly do ducha czasu i nowoczesnego prawodawstwa, ktore za spanie z cudzym mezem czy kimkolwiek innym nie kara.
Marajka, starałam się przemilczeć , ale...Ty żyjesz w jakiś równoległym świecie który na domiar złego podąża w przeciwnym kierunku do świata realnego .
To właśnie nowoczesny świat dostrzega w zdradzi coś więcej niż tylko męskie prawo macho który "żadnej nie przepuści " i im więcej ma kochanek to bardziej męski , kobietę która zdradziła miał za ostatnia kooor..ę a zdradzonego faceta traktował jak nieudacznika który "baby nie potrafi upilnować ". To właśnie teraz dostrzega się traumę osoby zdradzonej , dostrzega szkody jakie jej wyrządziła zdrada partnera.
Ma to odzwierciedlenie nie tylko w prawodawstwie np alimenty dla osoby zdradzonej , prawo do odrzucenia wniosku o rozwód wniesionego przez zdradzacza ( żeby uniknąć szkodliwego społecznie "wynagradzania" zdrady prawem do rozwodu) ale również dodatkowymi odszkodowaniami np za koszty leczenie u psychoterapeuty po zdradzie . Było kilka przadkow np w US kiedy kobieta uzyskała zwrot połowy kosztów które mąż przeznaczył na prezenty, wyjazdy , obiadki z kochanka - bo płacił z ich majątku wspólnego , były przypadki (nie w Polsce) przypadki odszkodowań za straty moralne poniesione przez zdradzona.
Nowoczesny świat podąża akurat w przeciwnym kierunku niż Ty uważasz ze powinien podążać .
Nawet nasz KRiO określa obowiązki małżonków , np dbanie o dobro rodziny.
To nie jest tak jak Ty opisujesz : "robta co chceta" nic mi do tego.
Istnieje obowiązek , istnieje odpowiedzialność i istnieją konsekwencje nieprzestrzegania tych obowiązków , braku odpowiedzialności .
To teraz dopiero postrzega się zdradę jako powolne morderstwo, które zabija choćby cząstkę człowieka ale zawsze.
A czasami prowadzi do prawdziwej tragedii.
Nie ma to nic wspólnego z "prawem do ciała " partnera, czy niewolnictwem, nie można mylić pojęć .
137 2017-05-17 20:57:20 Ostatnio edytowany przez rh72 (2017-05-17 20:58:47)
Secondo, to było mocne. Tylko teraz mam problem bo zwykle próbuję 'pod prąd' płynąć a teraz okazuje się, że modny byłem. Ale tu (jak piszesz w obecnym postrzeganiu) chyba nie tylko o zdradę chodzi. Nie tylko bo nie tylko zdrada pociąga do rozpadu związku. Ciekawe, czy jak się związek rozpadł to też taka 'zdrada'...? Wtedy z obu stron 'zdrada'? Czy szukamy bardziej winnej? Nie próbuję nic insynuować... Po prostu rozważam Twoje słowa... Zastanawiam się.
Secondo, to było mocne. Tylko teraz mam problem bo zwykle próbuję 'pod prąd' płynąć a teraz okazuje się, że modny byłem. Ale tu (jak piszesz w obecnym postrzeganiu) chyba nie tylko o zdradę chodzi. Nie tylko bo nie tylko zdrada pociąga do rozpadu związku. Ciekawe, czy jak się związek rozpadł to też taka 'zdrada'...? Wtedy z obu stron 'zdrada'? Czy szukamy bardziej winnej? Nie próbuję nic insynuować... Po prostu rozważam Twoje słowa... Zastanawiam się.
Nie ma osoby bardziej lub mniej winnej rozpadu małżeństwa , albo jedna albo obydwie.
Oczywiście nie tylko zdrada jest traktowana jako wina rozpadu, każde inne istotne wykroczenie wobec KRiO.
Ale istotne !
139 2017-05-17 21:11:45 Ostatnio edytowany przez rh72 (2017-05-17 21:25:03)
rh72 napisał/a:Secondo, to było mocne. Tylko teraz mam problem bo zwykle próbuję 'pod prąd' płynąć a teraz okazuje się, że modny byłem. Ale tu (jak piszesz w obecnym postrzeganiu) chyba nie tylko o zdradę chodzi. Nie tylko bo nie tylko zdrada pociąga do rozpadu związku. Ciekawe, czy jak się związek rozpadł to też taka 'zdrada'...? Wtedy z obu stron 'zdrada'? Czy szukamy bardziej winnej? Nie próbuję nic insynuować... Po prostu rozważam Twoje słowa... Zastanawiam się.
Nie ma osoby bardziej lub mniej winnej rozpadu małżeństwa , albo jedna albo obydwie.
Oczywiście nie tylko zdrada jest traktowana jako wina rozpadu, każde inne istotne wykroczenie wobec KRiO.
Ale istotne !
Nie, chodziło mi bardziej o sprawę podejścia moralnego, etycznego czy jakiegoś mniej sformalizowanego. Tak jakby KRiO znaczyło tutaj tyle co Krajowa Rzemieślnicza Izba Optyczna Tak bezwiednie zadałem pytanie co to człowiek który ma 'za uszami'... Nie zdradziłem, nie...
Jednak ciekawe jakby to rozpatrywać właśnie od strony zaniedbań i rozpadu związku. Może być tylko jeden winny, czy tak jak przy zdradzie bywa, że obie strony się 'napraszały'? Przecież to niby ma być 'do śmierci'. Niby na polityków pomstujemy, że obietnic nie dotrzymują. A sami? Nie filozofujmy jednak... Inna to sprawa. Będzie może i dosyć tematu tylko gdzie i jak się z myślami podziać o swojej winie czy niewinności? Będzie z tematu... oj tam, oj tam - jak to zawsze mówią...
KRiO - Kodeks Rodzinny i Opiekuńczy
KRiO - Kodeks Rodzinny i Opiekuńczy
Wiem, wiem... spoko...
142 2017-05-18 01:43:36 Ostatnio edytowany przez aurora borealis (2017-05-18 01:44:05)
Ze szczególną dedykacją ostatnich fraz tego utworu, tym, którzy z różnych powodów tracą czucie... https://youtu.be/HlX1IZqxtDM
A ja się szczerze zastanawiam po cholerę ludzie biorą ślub? Często (choć rzadziej) tylko co ludzie powiedzą. Świat się zmienia, okoliczności itd. Kiedy ktoś ma kilku partnerów, ok. Nie brał ślubu.Jeden związek, drugi... A tu wziął ślub pochopnie pod wpływem motylków (notabene podobnych co tych przy romansie) i nie ma odwrotu. One ważniejsze bo ślubował. Oczywiście inaczej kiedy są dzieci. Często będące powodem ślubu. Nie wiem. Ja już jestem 30+ i mam inne myślenie. Teraz planuję dziecko razem ale z tyłu głowy mam myśli, że mogę je sama wychowywać. Nie dlatego, że nie jestem pewna swego faceta ale tego że sama mogę je wychować bez ew jego łaski. Ślub? Po cholere mi ta szopka? By przed ew sądem udowadniać, że mi coś ślubował? Czyż to nie poniżające?
Kochasz to kochasz chcesz z kimś być to chcesz ...po cholerę ci ślubowanie? Niby gwarancja? Chore. Jak dla mnie.
Bo dla wielu slub jest takim oficjalnym przypieczętowaniem ich zwiazku
I znacznie ułatwia zycie w świecie pełnym formalności.
145 2017-05-19 13:28:47 Ostatnio edytowany przez nemezis21 (2017-05-19 13:31:30)
Ma to odzwierciedlenie nie tylko w prawodawstwie np alimenty dla osoby zdradzonej , prawo do odrzucenia wniosku o rozwód wniesionego przez zdradzacza ( żeby uniknąć szkodliwego społecznie "wynagradzania" zdrady prawem do rozwodu) ale również dodatkowymi odszkodowaniami np za koszty leczenie u psychoterapeuty po zdradzie . Było kilka przadkow np w US kiedy kobieta uzyskała zwrot połowy kosztów które mąż przeznaczył na prezenty, wyjazdy , obiadki z kochanka - bo płacił z ich majątku wspólnego , były przypadki (nie w Polsce) przypadki odszkodowań za straty moralne poniesione przez zdradzona.
.
No to ja chyba w jakimś innym świecie żyje. Bo pierwsze słyszę że ten kto zdradza nie może złożyć wniosku o rozwód bądź z tego powodu wniosek został odrzucony.
Po drugie od kiedy zdrada jest wyrocznią w przyznawaniu alimentów? Mnie się wydawalo ze nie chodzi o zdradę A o winnego rozpadu małżeństwa i obniżenie stopy życiowej.
Znam przypadki w których jedno zdradzalo Ale potrafilo udowodnic w sądzie ze była przyczyną i winnymi rozpadu małżeństwa obarczono obie strony. Wtedy każda z nich może ubiegać się o alimenty jesli są ku temu przesłanki.
Nie wspomnę już ze chyba temat znaczaco odbiegł od tematu postu
146 2017-05-19 15:03:21 Ostatnio edytowany przez Secondo1 (2017-05-19 15:10:00)
Nemezis ,
Ar 1. Winny za rozpad małżeństwa może sobie skladac wniosek o rozwód . Ale jeżeli zostanie uznany za wyłącznie winnego rozpadu małżeństwa (np zdrady), jego wniosek nie będzie skuteczny. Byłoby to sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Odmowa zgody na rozwód strony uznanej za pokrzywdzona , tez nie może wynikać z pobudek sprzecznych z zasadami współżycia społecznego np. Z zemsty. Poczytaj sobie coś na ten temat. Przypadek dość powszechnie wykorzystywany, stosowany nie tylko w polskim prawodawstwie.
As 2. Oczywiście ze alimenty na stronę uznana za pokrzywdzona są przyznawane nie tylko ze względu na zdradę , ale również za zdradę . Alimenty od osoby uznanej za wyłącznie winna rozpadu małżeństwa są przyznawane gdy sytuacja finansowa osoby niewinnej pogorszy się , a to dość łatwo udowodnić . W przypadku osoby współwinnym musi ona znaleźć się w niedostatku np. niezdolność do pracy. W pierwszym przypadku alimenty są przyznawane dożywotnio lub do momentu zawarcia ponownego małżeństwa , w drugim na okres 5 lat.
Co do wyroków sądowych - No.... oczywiste jest, ze musza się na czymś opierać . Trzeba udowodnić np. Zdradę żeby sąd uznał winę zdrajcy. Jeżeli ktoś nie protestuje, nie postara się o dowody to na jakiej podstawie sąd ma ja stwierdzić ??
Nemezis ,
Ar 1. Winny za rozpad małżeństwa może sobie skladac wniosek o rozwód . Ale jeżeli zostanie uznany za wyłącznie winnego rozpadu małżeństwa (np zdrady), jego wniosek nie będzie skuteczny. Byłoby to sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Odmowa zgody na rozwód strony uznanej za pokrzywdzona , tez nie może wynikać z pobudek sprzecznych z zasadami współżycia społecznego np. Z zemsty. Poczytaj sobie coś na ten temat. Przypadek dość powszechnie wykorzystywany, stosowany nie tylko w polskim prawodawstwie.
As 2. Oczywiście ze alimenty na stronę uznana za pokrzywdzona są przyznawane nie tylko ze względu na zdradę , ale również za zdradę . Alimenty od osoby uznanej za wyłącznie winna rozpadu małżeństwa są przyznawane gdy sytuacja finansowa osoby niewinnej pogorszy się , a to dość łatwo udowodnić . W przypadku osoby współwinnym musi ona znaleźć się w niedostatku np. niezdolność do pracy. W pierwszym przypadku alimenty są przyznawane dożywotnio lub do momentu zawarcia ponownego małżeństwa , w drugim na okres 5 lat.
Co do wyroków sądowych - No.... oczywiste jest, ze musza się na czymś opierać . Trzeba udowodnić np. Zdradę żeby sąd uznał winę zdrajcy. Jeżeli ktoś nie protestuje, nie postara się o dowody to na jakiej podstawie sąd ma ja stwierdzić ??
Wyżej napisałaś trochę co innego. Ale okej. Po raz trzeci i ostatni stwierdzam tylko ze nie ma to nic wspólnego z treścią wątku.
Nemezis
Nie pisałam poprzednio coś innego, czyli sprzecznego, z tym co napisałam w wyjaśnieniu .
Ma to związek , jest to odpowiedz na post Marajki, który odnosił się sytuacji autorki.
Zreszta, sama go komentujesz
Nemezis
Nie pisałam poprzednio coś innego, czyli sprzecznego, z tym co napisałam w wyjaśnieniu .
Ma to związek , jest to odpowiedz na post Marajki, który odnosił się sytuacji autorki.Zreszta, sama go komentujesz
Wiem :-D
Bo dla wielu slub jest takim oficjalnym przypieczętowaniem ich zwiazku
![]()
I znacznie ułatwia zycie w świecie pełnym formalności *
Ja to rozumiem. Pewnie gdybym była 20+ to też bym 'marzyła' o małżeństwie. Ale nie teraz kiedy jestem 30+. Wartości mi się pozmieniały. Tak jak pisałam .. ślubowanie że się będzie kochać, wiernym, uczciwym do śmierci? No co to jest? Chyba żadna normalna osoba w to nie wierzy. Owszem są przypadki, że ludzie są ze sobą całe życie ale rączej nie 'przysięga' ich do tego zmusza tylko po prostu mieli szczęście i się dobrali.
Swojego czasu przeczytałam ful wątków o zdradach na tym forum. Większość obija się o kwestie finansowe. Z całym szacunkiem ale nie rozumiem kobiet które rezygnują ze swojego rozwoju dla dziecka a potem chcą alimenty nawet na siebie. To nie są czasy gdzie mąż jest żywicielem całej rodziny. A żona ma tylko sprzątać gotować i zajmować dziećmi. Nawet na wsiach. Czy mjiejszych miastach.
Ja sama mam 4 starszego rodzeństwa. Najstarsze jak się usamidzielniało dostało sporo od rodziców. Ja już nie mogłam na nic liczyć bo kiedy dorastałam oni byli już na emreryturze. O siebie więc dbałam sama.
Ok wdałam się w romans. .który mnie sporo kosztował 'zdrowia' przede wszystkim. Teraz jestem w innym związku, myślę że kocham. Jesteśmy już ponad 8 msc. Oboje 30+. I on i ja chcemy dziecko.. może się uda. Uzgdniliśmy jednak między sobą, że żadnego ślubu kościelnego nie chcemy. A jeśli dziecko przyjdzie na świat to weźmiemy cywilny. Bez szopki. Z rozdzielnością majątku.
Nie wiem czy to się uda ale myślę że jest fair..Chcę mieć z nim dziecko ale nie mogę mu przysiąc, że do śmierci będę go kochać itd. Co nie oznacza ze sobą nie będziemy. Jak nie to nie.
Ja to rozumiem. Pewnie gdybym była 20+ to też bym 'marzyła' o małżeństwie. Ale nie teraz kiedy jestem 30+. Wartości mi się pozmieniały. Tak jak pisałam .. ślubowanie że się będzie kochać, wiernym, uczciwym do śmierci? No co to jest? Chyba żadna normalna osoba w to nie wierzy. Owszem są przypadki, że ludzie są ze sobą całe życie ale rączej nie 'przysięga' ich do tego zmusza tylko po prostu mieli szczęście i się dobrali.
Bzdety psze pani.
Nie dobrali się, czy mieli szczęście, tylko siła ich uczuć do partnera i szacunku do niego jest taka, że to umożliwia. Poczucie współodpowiedzialności za wspólnie tworzony związek to umożliwia.
Uczciwość, cierpliwość. I przyjaźń.
Swojego czasu przeczytałam ful wątków o zdradach na tym forum. Większość obija się o kwestie finansowe. Z całym szacunkiem ale nie rozumiem kobiet które rezygnują ze swojego rozwoju dla dziecka a potem chcą alimenty nawet na siebie. To nie są czasy gdzie mąż jest żywicielem całej rodziny. A żona ma tylko sprzątać gotować i zajmować dziećmi. Nawet na wsiach. Czy mjiejszych miastach.
Bzdety raz jeszcze, a nawet brednie.
Większość zdrad na tym forum nie "obija" się o kwestie finansowe, tylko o fakt, że w życiu małżonki, lub małżonka, pojawiła się inna osoba. Czasem są to typowe, krótkotrwałe fascynacje erotyczne, o wiele rzadziej głębsze relacje, jednak oba typy mają do siebie to, że po przeminięciu pozostawiają taką samą pożogę i zgliszcza.
O ile kobiety - których nie rozumiesz - rezygnują z kariery zawodowej po to, żeby w pełni zająć się wychowaniem dziecka, czy dzieci - a jest to uzgodnione z ojcem tych dzieci, to nie widzę nic zdrożnego w tym, że w wypadku ewentualnej zdrady domagają się alimentów również na siebie.
Szczerze mówiąc, nie znam żadnej takiej wybitnej, która siłą zmusiłaby swojego biednego mężulka do tyrania na nią. Nie spotkałam się z przypadkiem, kiedy kobieta - matka, sama podjęłaby decyzję o tym, że ona rezygnuje z pracy zawodowej na rzecz zajmowania się dziećmi. Najczęściej pomysłodawcami takich decyzji są właśnie mężowie, których sytuacja zawodowa i finansowa stwarza takie możliwości ich rodzinom.
I w takiej sytuacji - tak, to własnie mąż jest żywicielem całej rodziny i nie ma w tym nic złego, ani nic zdrożnego.
Tak samo nie ma nic złego, zdrożnego, czy oburzającego w tym, że jeśli żona po kilkunastu latach zajmowania się dziećmi dostrzeże, że rosną jej rogi niczym u łosia - chce od wiarołomnego wystąpić o alimenty również na siebie.
Bo ona doprawdy nie miała czasu, ani możliwości na to, żeby sobie przygotować miękkie finansowe lądowanie na wypadek zdrady męża.
Ja sama mam 4 starszego rodzeństwa. Najstarsze jak się usamidzielniało dostało sporo od rodziców. Ja już nie mogłam na nic liczyć bo kiedy dorastałam oni byli już na emreryturze. O siebie więc dbałam sama.
Ok wdałam się w romans. .który mnie sporo kosztował 'zdrowia' przede wszystkim. Teraz jestem w innym związku, myślę że kocham. Jesteśmy już ponad 8 msc. Oboje 30+. I on i ja chcemy dziecko.. może się uda. Uzgdniliśmy jednak między sobą, że żadnego ślubu kościelnego nie chcemy. A jeśli dziecko przyjdzie na świat to weźmiemy cywilny. Bez szopki. Z rozdzielnością majątku.
Nie wiem czy to się uda ale myślę że jest fair..Chcę mieć z nim dziecko ale nie mogę mu przysiąc, że do śmierci będę go kochać itd. Co nie oznacza ze sobą nie będziemy. Jak nie to nie.
Ja mam 3 młodszego rodzeństwa, ale dla odmiany urodziłam się swoim rodzicom na tyle wcześnie, że zupełnie niczego nie zdążyli się dorobić na start dla mnie
Więc również musiałam dbać sama o siebie.
Ale jeśli chodzi o mój związek, to ja na przykład mogę przysiąc mojemu mężowi, że będę z nim aż do śmierci. I że do śmierci będę go kochać.
Nie z powodu szopki kościelnego ślubu, czy innych łzawych przysiąg.
A dlatego, że chcę. Dlatego że sama mogę ręczyć i gwarantować za własne uczucia.
I dzięki temu mogę żywić przekonanie, że będziemy ze sobą do końca moich dni.
Ale jeśli chodzi o mój związek, to ja na przykład mogę przysiąc mojemu mężowi, że będę z nim aż do śmierci. I że do śmierci będę go kochać.
Nie z powodu szopki kościelnego ślubu, czy innych łzawych przysiąg.
A dlatego, że chcę. Dlatego że sama mogę ręczyć i gwarantować za własne uczucia.
I dzięki temu mogę żywić przekonanie, że będziemy ze sobą do końca moich dni.
Gratuluję, trzymam kciuki i podziwiam
Wielu normalnych wierzy w miłość i wierność.
Wbrew obiegowej opinii w moim otoczeniu to mężczyźni bardziej chcieli ślubu- bo to ta jedyna ukochana, najlepsza na partnerkę na dobre i złe.
Takie mieli argumenty, a dziewczyny się zgadzały...jeśli kochały
I kobiety, które chcą się rozwijać to i będąc żoną i matką się rozwijają, choć może w wolniejszym tempie, ale jednak.
Zresztą co to znaczy rozwijanie? Dla jednych to wspinanie się po szczeblach kariery, dla innych dobra, szczęśliwa rodzina i porządna praca,
a dla innych jeszcze co innego.
Straszne stereotypy Roxann tutaj przedstawiasz.
Horses, jestem daleka os stereotypów. W realnym życiu nie doświadczam takich przypadków co tu na forum. I jednak w większości przypadków ew rozwód rozbija się ostatecznie o kwestie majątkowe. No tak jest.
Horses, jestem daleka os stereotypów. W realnym życiu nie doświadczam takich przypadków co tu na forum. I jednak w większości przypadków ew rozwód rozbija się ostatecznie o kwestie majątkowe. No tak jest.
To jest tylko forum i to na konkretny temat ,
i to nawet na nim jest bardzo mało przypadków, że bycie ze sobą lub nie wynika z jakiś spraw finansowych.
W przypadku rozwodu oczywiście ten temat wypływa, bo po prostu to trzeba jakoś uzgodnić- alimenty, podział majątku.
Wiesz, to, że ktoś nie odchodzi od męża/ żony....to bardzo, ale to bardzo rzadko wynika z kwestii majątkowych.
Wręcz im ktoś bardziej w życiu obrotny, to mniejsze znaczenie ma dla niego ten cały majątek, bo on i tak jeszcze zarobi.
Roxann napisał/a:Horses, jestem daleka os stereotypów. W realnym życiu nie doświadczam takich przypadków co tu na forum. I jednak w większości przypadków ew rozwód rozbija się ostatecznie o kwestie majątkowe. No tak jest.
To jest tylko forum i to na konkretny temat ,
i to nawet na nim jest bardzo mało przypadków, że bycie ze sobą lub nie wynika z jakiś spraw finansowych.
W przypadku rozwodu oczywiście ten temat wypływa, bo po prostu to trzeba jakoś uzgodnić- alimenty, podział majątku.
Wiesz, to, że ktoś nie odchodzi od męża/ żony....to bardzo, ale to bardzo rzadko wynika z kwestii majątkowych.
Wręcz im ktoś bardziej w życiu obrotny, to mniejsze znaczenie ma dla niego ten cały majątek, bo on i tak jeszcze zarobi.
No ja się zgadzam z Roxann, u rozwodzących się par, ktore znam największy problem to kwestie majątkowe. Również granie dziećmi niektórzy stosują i też w zasadzie po to aby lepiej wyjść na tym finansowo. Przykre bo przodują w tym niestety kobiety.
Horses to, że ludzie ze sobą zostają bardzo często wynika z przyczyn finansowych - kobiety bo boją się że nie dadzą rady finansowo a mężczyzni bo boją się wysokich alimentów.
horses napisał/a:Roxann napisał/a:Horses, jestem daleka os stereotypów. W realnym życiu nie doświadczam takich przypadków co tu na forum. I jednak w większości przypadków ew rozwód rozbija się ostatecznie o kwestie majątkowe. No tak jest.
To jest tylko forum i to na konkretny temat ,
i to nawet na nim jest bardzo mało przypadków, że bycie ze sobą lub nie wynika z jakiś spraw finansowych.
W przypadku rozwodu oczywiście ten temat wypływa, bo po prostu to trzeba jakoś uzgodnić- alimenty, podział majątku.
Wiesz, to, że ktoś nie odchodzi od męża/ żony....to bardzo, ale to bardzo rzadko wynika z kwestii majątkowych.
Wręcz im ktoś bardziej w życiu obrotny, to mniejsze znaczenie ma dla niego ten cały majątek, bo on i tak jeszcze zarobi.No ja się zgadzam z Roxann, u rozwodzących się par, ktore znam największy problem to kwestie majątkowe. Również granie dziećmi niektórzy stosują i też w zasadzie po to aby lepiej wyjść na tym finansowo. Przykre bo przodują w tym niestety kobiety.
Horses to, że ludzie ze sobą zostają bardzo często wynika z przyczyn finansowych - kobiety bo boją się że nie dadzą rady finansowo a mężczyzni bo boją się wysokich alimentów.
Bo kwestie majatkowe są ważne. Właśnie dla kobiet, bo to one zazwyczaj zostają z dziećmi. I jest ten strach, to na pewno. Tylko, że nie jest to moim zdaniem decydujące.
Oczywiście piszę to z pewnej perspektywy. Ludzi 30+, 40, z całkiem dobrymi dochodami, z dobrą pracą itp., powiedzmy niezależnych.
Tutaj kwestia ewentualnego rozwodu rozbija się o coś innego. Są wątpliwości.
Chodzi o dzieci, o rodzinę,
też o to, że jak przychodzi już do podjęcia decyzji, to jednak okazuje się, że nie wszystko było w małżeństwie złe, że jeszcze można coś uratować, że jednak jest jakaś więź, uczucie.
O ile jest osoba trzecia, to też pojawiają się wątpliwości, co do niej- np dlaczego zdecydował się na romans z mężatką, jak będzie traktował dzieci , jaki jest jego stosunek do wierności i szanowania związku ogólnie, bo skoro mu nie przeszkadzało romansowanie z męzatką, to może ten stosunek do małżeństwa jest bardzo lekki i nie ma co mu ufać.
Mniej więcej o to się rozchodzi.
158 2017-05-19 22:29:19 Ostatnio edytowany przez Roxann (2017-05-19 22:31:58)
Horses, nie wiem nie byłam mężatką nie mam dzieci. Okres nieszczęsnego romansu mam za sobą. Teraz marzę o dziecku. Nie żadnym ślubie itd. I fajnie że oboje zdecydowaliśmy że ślub cywilny weźmiemy dopiero wtedy kiedy pojawi dziecko. Oczywiście bardziej dla formalnych kwestii niż gwarancji związku. .
Oboje mamy świadomość, że miłość nie trwa wiecznie i że trzeba o nią dbać. Oboje też jesteśmy niezależni finansowo. Ja się nie boję zostać sama z dzieckiem choć wiadomo że wolałabym byśmy wychowali je razem. Nie wyagam jednak od niego by mi przysięgal miłość wierność itd do śmierci.
Horses, nie wiem nie byłam mężatką nie mam dzieci. Okres nieszczęsnego romansu mam za sobą. Teraz marzę o dziecku. Nie żadnym ślubie itd. I fajnie że oboje zdecydowaliśmy że ślub cywilny weźmiemy dopiero wtedy kiedy pojawi dziecko. Oczywiście bardziej dla formalnych kwestii niż gwarancji związku. .
Oboje mamy świadomość, że miłość nie trwa wiecznie i że trzeba o nią dbać. Oboje też jesteśmy niezależni finansowo. Ja się nie boję zostać sama z dzieckiem choć wiadomo że wolałabym byśmy wychowali je razem. Nie wyagam jednak od niego by mi przysięgal miłość wierność itd do śmierci.
Ujmę to tak
Ślub to piękna uroczystość,
małżeństwo jako pewna umowa, to coś ważnego, głównie jeśli mają pojawić się dzieci,
a przysięga wzruszająca, tez piękna, ale dla mnie to pewna obietnica, a nie zobowiązanie, które bez względu na okoliczności trzeba wypełnić.
W życiu nie chciałabym aby ktoś był ze mną wbrew sobie- bo musi. Niech będzie bo chce i to dotyczy wszystkich moich relacji, na każdej płaszczyźnie:)
Oboje też jesteśmy niezależni finansowo. Ja się nie boję zostać sama z dzieckiem choć wiadomo że wolałabym byśmy wychowali je razem. Nie wyagam jednak od niego by mi przysięgal miłość wierność itd do śmierci.
czyli coś w tym stylu :
161 2017-05-19 22:57:03 Ostatnio edytowany przez Roxann (2017-05-19 22:58:58)
Horses jak mialam naście lat czy wczesne 20+ też mnie wzruszały śluby. Marzyłam o przysłowiowej 'białej sukni'. Teraz ten cały cyrk jest dla mnie groteską. Pisałam, że nie będę ciągnęła przed ołtarz żadnego faceta by mi przysięgał przy świadkach. Ja sama tego nigdy nie zrobię. Wbrew pozorom nie dlatego, że nie jestem odpowiedzialna, wręcz przeciwnie. No jak można komuś, często prawie obcej osobie (po wpadce czy innych takich przymusach) przysięgać, że będzie ją kochało i było wiernym do śmierci. ...to chore!
Zdecydowanie lepiej wchodzić w związek mając niezależnośc finansową, niestety wiele kobiet traktuje małżenstwo jak jakąś trampolinę dzięki, której wybiją się na lepszą pozycję społeczną. Stąd potem płacz jak mąż odchodzi.
Dla mnie alimenty na zdrową, dorosłą osobę to jałmużna, której nigdy nie chciałabym doświadczyć.
Sporo jeszcze czasu musi upłynąć, aby kobiety zarabiały tyle co mężczyźni i naprawdę czuły się równe. Jednak wiele z nich na własne życzenie sprowadza się do roli obsługiwaczek mężów.
Szczerze mówiąc to mój ojciec, chyba by mi głowę urwał, gdybym po ich wysiłku wychowawczym i po trudnych studiach, nie realizowała się zawodowo.
Roxann a uwierzysz że znam ludzi, którzy z związku małżeńskim zostali zdradzeni i porzuceni i mimo to twierdzą że oni przysiegali i to ma dla nich znaczenie, a to ze ich współmałżonkowie wybrali inna drogę to inna kwestia? I oni twierdzą (obojga płci) że słowa nie zlamia i mimo że są po rozwodach cywilnych to mówią że przed Bogiem przysiegali i nie zlamia bo to jest ważniejsze. Widzisz dla niektórych ludzi taka przysięga jest faktycznie do śmierci i nie biorą ślubu dla szopki
Horses jak mialam naście lat czy wczesne 20+ też mnie wzruszały śluby. Marzułam o przysłowiowej 'białej sukni'. Teraz ten cały cyrk jest dla mnie groteską. Pidałam że nie będę ciągnęła przed ołtarz żadnego faceta by mi przysięgał przy świadkach. Ja sama tego nigdy nie zrobię. Wbrew pozorom nie dlatego, że nie jestem odpowiedzialna, wręcz przeciwnie. No jak można komuś, często prawie obcej osobie (po wpadce czy innych takich przymusach) przysięga, że będzie kochło i było wiernym do śmierci. ...
Jak się kogoś bardzo kocha to można tak przysięgać.
Tak się wtedy czuje i te słowa naprawdę doskonale oddają to czego się pragnie- wspólnego życia, do końca razem i w miłości.
Ciebie dziwią, bo może tego nie czujesz. Nie wiem, ale tutaj mniejsza z tym. To jednak wątek innej dziewczyny,
której życie jest chyba jałowe i dobrze by było aby coś z nim zrobiła. Tym razem omijając żonatych, bo to rzadko dobrze się kończy,
no i jednak krzywdzi się inną kobietę, co nie jest w porządku.
Zdecydowanie lepiej wchodzić w związek mając niezależnośc finansową, niestety wiele kobiet traktuje małżenstwo jak jakąś trampolinę dzięki, której wybiją się na lepszą pozycję społeczną. Stąd potem płacz jak mąż odchodzi.
Dla mnie alimenty na zdrową, dorosłą osobę to jałmużna, której nigdy nie chciałabym doświadczyć.
Sporo jeszcze czasu musi upłynąć, aby kobiety zarabiały tyle co mężczyźni i naprawdę czuły się równe. Jednak wiele z nich na własne życzenie sprowadza się do roli obsługiwaczek mężów.
Szczerze mówiąc to mój ojciec, chyba by mi głowę urwał, gdybym po ich wysiłku wychowawczym i po trudnych studiach, nie realizowała się zawodowo.
Aż tak dużo milionerów nie mamy, więc może nie wiele kobiet, a nieliczne traktują małżeństwo jako trampolinę
Kobieta powinna być niezależna, ale są różne sytuacje w życiu. Np choroba dziecka, duże problemy wychowawcze. Wtedy ona często ogranicza życie zawodowe lub go nie ma. Nie uważam, że alimenty to wtedy jałmużna. Nie są również jałmużną, kiedy w porozumieniu z mężem zrezygnowała z życia zawodowego. One są czasową pomocą, aż stanie sama na nogi i zacznie zarabiać.
Aż tak dużo milionerów nie mamy, więc może nie wiele kobiet, a nieliczne traktują małżeństwo jako trampolinę
Kobieta powinna być niezależna, ale są różne sytuacje w życiu. Np choroba dziecka, duże problemy wychowawcze. Wtedy ona często ogranicza życie zawodowe lub go nie ma. Nie uważam, że alimenty to wtedy jałmużna. Nie są również jałmużną, kiedy w porozumieniu z mężem zrezygnowała z życia zawodowego. One są czasową pomocą, aż stanie sama na nogi i zacznie zarabiać.
Tym bardziej, że nie mamy tych mulionerów nie należy rezygnować z pracy zawodowej, a jednak mnóstwo kobiet tak robi. Sytuacja gdy jest chore dziecko czy inne problemy jest rzadka, większosc sytuacji to zwyczajne pójście na łatwizne i przerzucenie całego ciężaru utrzymania rodziny na mężczyzne.
Tak się składa, że równie często co chore dziecko może się przytrafić choroba męża, i co wtedy?
Myślenie większosci kobiet rezygnujących z pracy jest proste: co ja tam mogę zarobić, przecież większość kasy i tak pójdzie na opiekunkę. Nie chcą się rozwijać, odpuszczają, bo po co się wysilać, walczyć na rynku pracy.
horses napisał/a:Aż tak dużo milionerów nie mamy, więc może nie wiele kobiet, a nieliczne traktują małżeństwo jako trampolinę
Kobieta powinna być niezależna, ale są różne sytuacje w życiu. Np choroba dziecka, duże problemy wychowawcze. Wtedy ona często ogranicza życie zawodowe lub go nie ma. Nie uważam, że alimenty to wtedy jałmużna. Nie są również jałmużną, kiedy w porozumieniu z mężem zrezygnowała z życia zawodowego. One są czasową pomocą, aż stanie sama na nogi i zacznie zarabiać.Tym bardziej, że nie mamy tych mulionerów nie należy rezygnować z pracy zawodowej, a jednak mnóstwo kobiet tak robi. Sytuacja gdy jest chore dziecko czy inne problemy jest rzadka, większosc sytuacji to zwyczajne pójście na łatwizne i przerzucenie całego ciężaru utrzymania rodziny na mężczyzne.
Tak się składa, że równie często co chore dziecko może się przytrafić choroba męża, i co wtedy?
Myślenie większosci kobiet rezygnujących z pracy jest proste: co ja tam mogę zarobić, przecież większość kasy i tak pójdzie na opiekunkę. Nie chcą się rozwijać, odpuszczają, bo po co się wysilać, walczyć na rynku pracy.
Gdybym była np kasjerką, która większość swojej pensji wydawałaby na opiekunkę, to zostałabym w domu z dzieckiem do 3 roku życia. Również gdybym miała pracę, która gwarantowałaby mi powrót na dawne stanowisko po wychowawczym, to także bym została w domu z dzieckiem. Oczywiście to musiałaby byc wspólna decyzja moja i ojca dziecka.
Choć nie byłam w takich sytuacjach jak powyżej , to potrafię zrozumieć taką decyzję. To ważny czas dla dziecka.
Ogólnie uważam, że kobieta powinna pracować, być w jakiś sposób niezależną, dla swojego dobra i też rodziny. Przymusu jednak nie ma, ludzie różnie żyją. Nie oceniam kobiet, które nie pracują negatywnie.
Jak się kogoś bardzo kocha to można tak przysięgać.
Tak się wtedy czuje i te słowa naprawdę doskonale oddają to czego się pragnie- wspólnego życia, do końca razem i w miłości.Ciebie dziwią, bo może tego nie czujesz. Nie wiem, ale tutaj mniejsza z tym.
No nie, nie czuję tej miłości co z panem Z. Owszem jest sympatia, szacunek itd. Jednak takiej 'jazdy ' jak z panem Z nie ma i nie będzie raczej. Czy to źle? Nie wiem. Śmiem mówić że bardzo dobrze. Człowiek zakochany nie jet sobą ..co jeszcze źle życiu nastolatków jest jakoś akceptowalne tak chyba po 30+ raczej nie. Ja przeżyłam tą 'miłość' I spadłam z 7 chmurki (bardo to określenie mi się spodobało). Mogly z tego wyjść Pogorzeliska zostały wspomnienia. I bardzo dobrze! Terax nie kocham tak bardzo ale po prostu chce z tym człowiekiem być. .
169 2017-05-23 13:28:41 Ostatnio edytowany przez Zorija (2017-05-23 13:46:47)
Podsumuję Drogie Panie:
Gófno moze być najlepszym nawozem dla nowej rośliny- co stało się w Waszych przypadkach.:)
Co nie znaczy że nie można go nazwać i syfem i nawozem. I o tym tu mowa.
Miłego dnia- słońce świeci)) przynajmniej w Krakowie..
Doskonałe podsumowanie
Ela210 napisał/a:Podsumuję Drogie Panie:
Gófno moze być najlepszym nawozem dla nowej rośliny- co stało się w Waszych przypadkach.:)
Co nie znaczy że nie można go nazwać i syfem i nawozem. I o tym tu mowa.
Miłego dnia- słońce świeci)) przynajmniej w Krakowie..
Doskonałe podsumowanie
![]()
![]()
A dla mnie to beznadziejne podsumowanie - tak podchodząc do sprawy, każdy z nas powinien cieszyć się ze zdrady, w końcu bez niej związek był taaaki nieudany.
Dla mnie to raczej racjonalizowanie sytuacji.
Roxann a uwierzysz że znam ludzi, którzy z związku małżeńskim zostali zdradzeni i porzuceni i mimo to twierdzą że oni przysiegali i to ma dla nich znaczenie, a to ze ich współmałżonkowie wybrali inna drogę to inna kwestia? I oni twierdzą (obojga płci) że słowa nie zlamia i mimo że są po rozwodach cywilnych to mówią że przed Bogiem przysiegali i nie zlamia bo to jest ważniejsze. Widzisz dla niektórych ludzi taka przysięga jest faktycznie do śmierci i nie biorą ślubu dla szopki
Ja też znam takich co tak mówią a tak naprawdę jest dla nich wymówka, by pokryć wstyd, upokorzenie i to, że trzymają się rękami i nogami kogoś, kto ich zdradza. Niektórzy mówią, że to dla dzieci zostają razem. Też gówno prawda.
Czego oczekuję sama nie wiem. Poprostu tęsknię za nim bo tak, zakochałam się. Jednocześnie jestem zła na niego. Za te podkulenie ogona. Za to że jest tchórzem.
Małżeństw nie rozbija się romansem. One rozbijają się już wcześniej. Jeśli się kocha to się nie zdradza.
Excop piszesz że użył sobie na mnie. Tyle użył na mnie co ja na nim. Mi też było dobrze.
a czym rozbija sie małożeństwo???jak było mu tak dobrze z Tobą,to czemu uciekł od Ciebie???pomyśl bo chyba już duża jesteś
Nie sądziłam, że temat będzie tak długo "żył".
Odezwał się, dzwonił, pisał. Doszło do spotkania... Potem kolejnego... Znów Żyłam.
A teraz olał mnie kolejny raz. Nie przyjechał i zamilkł. Jestem wykończona emocjonalnie. Kocham go. Tylko jakaś mała nadzieja trzyma mnie przy życiu...
Nie sądziłam, że temat będzie tak długo "żył".
Odezwał się, dzwonił, pisał. Doszło do spotkania... Potem kolejnego... Znów Żyłam.
A teraz olał mnie kolejny raz. Nie przyjechał i zamilkł. Jestem wykończona emocjonalnie. Kocham go. Tylko jakaś mała nadzieja trzyma mnie przy życiu...
Hm..., no nie wiem.
Życie od czasu do czasu - jakoś tak wychodzi, że się na to sama skazujesz - Ty się skazujesz odzewem na zachętę.
Wykańcza Cię, hm..., tak jakoś zaczęło mi się wyadawać - bo gdzieś po drodze w Twoim temacie zaczęła się dyskusja o moralności - czy to aby nie wychodzi w końcu tak, że tworzenie takich układów oprócz tego, że zaczyna nasuwać oceny co do moralności to dodatkowo zwyczajnie zdrowe nie jest w swojej istocie bo wykańcza ?
Więc co wykańcza :
- czy uczucie obarczone niepewnością partnera
- czy brak moralnej jasności przy istniejącym uczuciu
Pewnie jednak ta niepewność, ciągle Ci daleko do powiązania z poczuciem wyrządzanej krzywdy, prawda ?
Klucz do twojej sytuacji jest w Twoim ręku, wymaga dookreślenia : czego chcesz w dalszej perpektywie, jeśli na teraz (krótkotrwale i niepewnie) - no to masz coś co Cię wykańcza, jeśli chcesz inaczej : pewnie nie wyjdzie bo jednak niepewność i brak normy nie pozwoli zbudować.
Jeśli tak bardzo wykańcza - osłoń się, próbuj się nie uginać, unormalnij, pomijam już tą moralność (nie powinnam i Ty też nie powinnaś, staram się nie oceniać, po prostu jej brak w Ciebie godzi).