MamaMamusia napisał/a:Przykład z kursem angielskiego jest świetny i pokazuję w jak absurdalny sposób rozkłada się u ciebie pojmowanie faktów i umiłowanie iluzji.
Ja jakiś czas temu zdecydowałam się założyć firmę. (zdecydowałam - zwróć uwagę, osoba pierwsza, liczba pojedyncza). Jasnym było, że to będzie pociągać za sobą pewną reorganizację życia rodzinnego , zwłaszcza że mieszkamy tysiące kilometrów od wszystkich babć i cioć oraz nie uznajemy pomocy niań. Wyobraź sobie, że mimo to nie bałam sie nic a nic o organizacje opieki nad dziećmi. dlaczego? Bo nie jestem samotną matką. Moje dzieci mają ojca. Tak, ojca, czyli rodzica pełnoprawnego, równego matce i posiadającego te same co matka prawa i obowiązki. nie przeszło mi przez myśl, że mój mąż nie zajmie sie swoimi dziećmi w czasie gdy ja będę pracować, ponieważ nie jest on żadnym moim pomocnikiem i nie trzeba go o to prosić. On nie pyta mnie każdego dnia gdy wychodzi do pracy - "kochanie , zajmiesz się naszymi dziećmi, bo chciałbym popracować" więc dlaczego ja mam to robić? Nie wyświadcza mi tym żadnej przysługi, to jest jego obowiązek i jego współodpowiedzialność.
a ty nie chcesz stawiać męża przed faktem dokonanym...
a gdyby w tym samym czasie w którym Ty zdecydowałaś że założysz firmę, Twój mąż zdecydowałby że np. idzie na jakiś kurs, bierze dodatkowy projekt czy cokolwiek co również będzie pochłaniać jego czas to kto zostałby z dziećmi ?
ja również uważam, że jesteśmy samodzielne i powinnismy same podejmować decyzje ale jednak jeśli żyjemy z kimś to warto rozmawiać, pytać co druga osoba myśli o naszych pomysłach i konsultować plany na przyszłość
A gdybym ja zdecydowała sie pójść na kurs lub wziąć dodatkowy projekt, gdy mój mąż zakładał swoja firmę, też byś sie o to martwiła?
Nie było tak, że powiedziałam - zakładam firm - i następnego dnia już ją miałam . rozmawiałam z nim o tym, ustalaliśmy różne rzeczy, ale to była moja decyzja i podjęłabym ją nawet bez jego błogosławieństwa i wsparcia.Zresztą wsparcia jako takiego nie otrzymałam, gdyż opieka nad dziećmi w przypadku ojca to nie jest żadne dobrodziejstwo, tylko powinność , obowiązek.
Poza tym , mamy jeden wspólny, duży projekt pt tytułem "dzieci" i tak ustawiamy inne projekty, żeby ten największy nie ucierpiał. I nie, mąż nie jest tak łaskawy , że pomaga mi przy dzieciach , on je ze mną wychowuje na równych prawach i równych obowiązkach. Dlatego tak jak ja, uwzględnia je i w swojej karierze i w swoje pasji i w każdej innej swojej aktywności.
I napisałam o tym wszystkim, aby uświadomić Autorce, że postępuję absurdalnie "oddając" mężowi wolność na polu, w którym absolutnie wskazane jest wspólne działanie jednoczesnie budując "wspólnoty" w obszarach , w których raczej potrzeba samodzielności.
Zauważam również, że nie jest tu problemem kto zaopiekije sie dziecmi. chodzi raczej o to, że "kryształowa " Malwina nie chce absorbować męża i niepokoic go stawianiem przed faktem dokonanym, a on NIEWDZIĘCZNIK wiadomo co...
Potrzymanie obrazu niewdzięcznika jest istotne w całej tej historii.