Uprzedzam, że wstęp będzie trudny.
Spójrzcie na to zdjęcie:
(źródło: Daily Mail, facebook)
Ojciec tej dziewczynki, brytyjski elektryk, pokazał światu agonię czteroletniej córki publikując jej zdjęcie w Internecie. Napisał: Kiedy dowiedziałem się, że Jessica, ma przed sobą kilka tygodni życia, poczułem jak pęka mi serce i brakuje tchu. To najtrudniejsza zdjęcie jakie kiedykolwiek zrobiłem. Prawdziwa twarz nowotworu.
Wraz z żoną przez trzynaście ostatnich miesięcy dzielili się ze światem walką swojego dziecka z rakiem. Dzięki temu na facebookowym profilu Jessicy można śledzić jej losy od czasu zdiagnozowania choroby (neuroblastoma). Widać tam, że w początkach choroby dziewczynka miała długie włosy, potem w trakcie chemii została ostrzyżona na zapałkę, ma na sobie zresztą koszulkę z napisem: "Short hair, don't care”.
Ojciec pisał Każdy moment był cenny. Cały czas nosiłem przy sobie aparat. Nie chciałem przegapić jej uśmiechu, emocji czy zabaw z bratem. Te zdjęcia są po to, żebym nigdy nie zapomniał.
Aby dokończyć historię wspomnę tylko, że początkowa diagnoza, był to wrzesień 2015 roku, brzmiała: zapalenie kości i szpiku. Potem jednak wykonano badanie MRI (rezonans magnetyczny) i rozpoznano nerwiaka zarodkowego w IV nieoperacyjnym stadium. Chemioterapia niestety nie przyniosła rezultatów. Kilka dni temu zdruzgotani rodzice postanowili zakończyć leczenie i oszczędzić dziecku bólu.
I z jednej strony rozumiem potrzebę utrwalenia tych wszystkich momentów, bo pamięć bywa ulotna, a uśmiech dziecka jest jednym z najpiękniejszych wspomnień, ale... agonia?
Rozumiem też dlaczego rodzice ciężko chorych dzieci prowadzą blogi i dokumentacje zdjęciowe, zwykle zresztą zaczynają na tym etapie, gdy mają jeszcze nadzieję na wyzdrowienie, a blog czy profil na FB jest poszukiwaniem ulgi, wyrzuceniem z siebie emocji z jednoczesnym szukaniem wsparcia oraz służy jako źródło informacji dla innych, przejętych chorobą ich dziecka, jak również znajdujących się w podobnej sytuacji. Nie rozumiem jednak celu, jaki przyświęca osobie, która fotografuje swoje dziecko w stanie agonii, a potem dzieli się nim w sieci. Po co, czemu ma to służyć? Nieważny przy tym jest komentarz, że było to najtrudniejsze zdjecie, jakie kiedykolwiek zostało wykonane.
Ja, jak sądzę, nie potrafiłabym, ale może ktoś patrzy na temat inaczej i jest w stanie mi to wytłumaczyć?
Chciałabym również zapytać czy posiadacie takie zdjęcia, listy, wiadomości, pamiątki, które chowacie głęboko w szufladzie albo ukrywacie w jakimś mocno "zagubionym" folderze, bo patrzenie na nie lub czytanie jest zbyt trudne? Ja sama mam kilka takich zdjęć, na które nie mam jeszcze odwagi spojrzeć. Może kiedyś...