Udokumentowana agonia dziecka - spróbujmy to zrozumieć - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » PSYCHOLOGIA » Udokumentowana agonia dziecka - spróbujmy to zrozumieć

Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 30 ]

1

Temat: Udokumentowana agonia dziecka - spróbujmy to zrozumieć

Uprzedzam, że wstęp będzie trudny.

Spójrzcie na to zdjęcie:

                      http://puu.sh/s680a/ad3d46b7cc.jpg

                                              (źródło: Daily Mail, facebook)

Ojciec tej dziewczynki, brytyjski elektryk, pokazał światu agonię czteroletniej córki publikując jej zdjęcie w Internecie. Napisał: Kiedy dowiedziałem się, że Jessica, ma przed sobą kilka tygodni życia, poczułem jak pęka mi serce i brakuje tchu. To najtrudniejsza zdjęcie jakie kiedykolwiek zrobiłem. Prawdziwa twarz nowotworu.
Wraz z żoną przez trzynaście ostatnich miesięcy dzielili się ze światem walką swojego dziecka z rakiem. Dzięki temu na facebookowym profilu Jessicy można śledzić jej losy od czasu zdiagnozowania choroby (neuroblastoma). Widać tam, że w początkach choroby dziewczynka miała długie włosy, potem w trakcie chemii została ostrzyżona na zapałkę, ma na sobie zresztą koszulkę z napisem: "Short hair, don't care”.
Ojciec pisał Każdy moment był cenny. Cały czas nosiłem przy sobie aparat. Nie chciałem przegapić jej uśmiechu, emocji czy zabaw z bratem. Te zdjęcia są po to, żebym nigdy nie zapomniał.
Aby dokończyć historię wspomnę tylko, że początkowa diagnoza, był to wrzesień 2015 roku, brzmiała: zapalenie kości i szpiku. Potem jednak wykonano badanie MRI (rezonans magnetyczny) i rozpoznano nerwiaka zarodkowego w IV nieoperacyjnym stadium. Chemioterapia niestety nie przyniosła rezultatów. Kilka dni temu zdruzgotani rodzice postanowili zakończyć leczenie i oszczędzić dziecku bólu.

I z jednej strony rozumiem potrzebę utrwalenia tych wszystkich momentów, bo pamięć bywa ulotna, a uśmiech dziecka jest jednym z najpiękniejszych wspomnień, ale... agonia? 

Rozumiem też dlaczego rodzice ciężko chorych dzieci prowadzą blogi i dokumentacje zdjęciowe, zwykle zresztą zaczynają na tym etapie, gdy mają jeszcze nadzieję na wyzdrowienie, a blog czy profil na FB jest poszukiwaniem ulgi, wyrzuceniem z siebie emocji z jednoczesnym szukaniem wsparcia oraz służy jako źródło informacji dla innych, przejętych chorobą ich dziecka, jak również znajdujących się w podobnej sytuacji. Nie rozumiem jednak celu, jaki przyświęca osobie, która fotografuje swoje dziecko w stanie agonii, a potem dzieli się nim w sieci. Po co, czemu ma to służyć? Nieważny przy tym jest komentarz, że było to najtrudniejsze zdjecie, jakie kiedykolwiek zostało wykonane.

Ja, jak sądzę, nie potrafiłabym, ale może ktoś patrzy na temat inaczej i jest w stanie mi to wytłumaczyć?


Chciałabym również zapytać czy posiadacie takie zdjęcia, listy, wiadomości, pamiątki, które chowacie głęboko w szufladzie albo ukrywacie w jakimś mocno "zagubionym" folderze, bo patrzenie na nie lub czytanie jest zbyt trudne? Ja sama mam kilka takich zdjęć, na które nie mam jeszcze odwagi spojrzeć. Może kiedyś...

Zobacz podobne tematy :

2

Odp: Udokumentowana agonia dziecka - spróbujmy to zrozumieć

Niestety posiadam takie zdjęcia. Zdjęcia pierwszych dni mojego dziecka. Z OIOMu,  w śpiączce,  pod aparaturą. Wtedy robiłam je bo nie wiedziałam co będzie dalej. Teraz o nich nie myślę,  nie oglądam i właściwie nie wiem czemu   je trzymam. Po prostu nie potrafię ich skasować

3

Odp: Udokumentowana agonia dziecka - spróbujmy to zrozumieć

może dzieląc się ze światem swoim bólem, łatwiej mu go znieść? Jedni wykrzykują swoje cierpienie słowami, inni obrazami. Jeszcze inni chowają głęboko do szuflady wszystko, co się z nim kojarzy.

4

Odp: Udokumentowana agonia dziecka - spróbujmy to zrozumieć
troublemaker napisał/a:

Niestety posiadam takie zdjęcia. Zdjęcia pierwszych dni mojego dziecka. Z OIOMu,  w śpiączce,  pod aparaturą. Wtedy robiłam je bo nie wiedziałam co będzie dalej. Teraz o nich nie myślę,  nie oglądam i właściwie nie wiem czemu   je trzymam. Po prostu nie potrafię ich skasować

Potrafisz sobie przypomnieć ten moment, kiedy je robiłaś? Bałaś się, że możesz nie zdążyć, a obraz się zatrze? Sądzisz, że gdyby tak się stało (naprawdę cieszę się, że to tylko miniony koszmar), to kiedykolwiek chciałabyś je jeszcze oglądać?

5

Odp: Udokumentowana agonia dziecka - spróbujmy to zrozumieć

W tamtym czasie wolno mi było być przy synu dwie godziny dziennie. Te zdjęcia były jego jedynym  obrazem i bardzo dużo czasu spędzałam na ich oglądaniu. Ciężko jest mi powiedzieć jakby to było gdyby sprawy potoczyły się inaczej, myślę jednak że chciałabym je oglądać, bo byłyby jedyną pamiątką.  Na wielkie szczęście nie muszę się nad tym zastanawiać

6 Ostatnio edytowany przez gojka102 (2016-11-07 14:48:06)

Odp: Udokumentowana agonia dziecka - spróbujmy to zrozumieć

Agonia dziecka to potworna trauma.Każdy przeżywa ją na swój sposób.Nie wiem jaki byłby mój...
Choć teraz może wydawać mi się to dziwne,szokujące,czy może zaskakujące i inne od tego co mi się teraz uważam to staram się to pojąc,przyjąć i nie oceniać...
Może to nie ma służyć czemukolwiek? Może to jest niemoc,brak pomysłu co zrobić z tak strasznym doznaniem?
Wydaje mi się,że dopóki sama nie jesteś w takiej sytuacji,tłumaczenie tego nie ma większego sensu.
Nie mam takich pamiątek.Po prostu u mnie w domu nie było zwyczaju dokumentowania takich chwil.Za to wszystko mam w głowie.
Przypominam sobie sytuację,całkiem niedawną,z pogrzebu taty.Przyjechało dużo rodziny z różnych części świata.Był też brat taty z Izraela.
Jak zobaczyłam fotkę,którą przysłał mi wujek-przypomniałam sobie jak prosił bym stanęła przy grobie taty.Stanęlo tam kilkanaście osób z rodziny.Nie bardzo wiem po co ta fotka.Ale może chodziło o to,że wujek jest z daleka,chciał czasem spojrzeć na zdjęcie...Takich zdjęć nie chcę oglądać,ja mam problem z pójściem na cmentarz a innych takich rzeczy chyba nie byłabym w stanie przeżyć.

7

Odp: Udokumentowana agonia dziecka - spróbujmy to zrozumieć

Skoro postanowili "nie męczyć" więcej dziecka to to zdjęcie pokazuje właśnie  dlaczego...

8 Ostatnio edytowany przez Iceni (2016-11-07 14:43:28)

Odp: Udokumentowana agonia dziecka - spróbujmy to zrozumieć

Ja się cieszę z takich zdjęć.
No, moze cieszę to złe slowo.

Dla mnie ich największa wartość tkwi w tym, że to dowód na to, że można taką traumę przeżyć i nie zwariować. Ze można z tym żyć dalej.

9

Odp: Udokumentowana agonia dziecka - spróbujmy to zrozumieć
Iceni napisał/a:

Ja się cieszę z takich zdjęć.
No, moze cieszę to złe slowo.

Dla mnie ich największa wartość tkwi w tym, że to dowód na to, że można taką traumę przeżyć i nie zwariować. Ze można z tym żyć dalej.

No,fakt,że ktoś zrobił zdjęcie nie jest żadnym dowodem na to,że śmierć kogos bliskiego da się przeżyć...

10 Ostatnio edytowany przez Iceni (2016-11-07 15:06:32)

Odp: Udokumentowana agonia dziecka - spróbujmy to zrozumieć

Dla ciebie nie, dla mnie jest.
Co w zwiazku z tym?

11

Odp: Udokumentowana agonia dziecka - spróbujmy to zrozumieć

Zapytałam między innymi dlatego, że moja przyjaciółka lilka lat temu straciła dziecko. Podczas choroby córeczki prowadziła bloga wrzucając od czasu do czasu jakieś zdjęcie, ale w pewnym momencie przestała, skupiając się już tylko na wpisach. Sama dziewczynka nie chciała być fotografowana, omijała wszystkie lustra, odbicia w wystawach sklepów - aby nie patrzeć na siebie jak wypadają jej włoski, jak traci swoje ukochane warkoczyki, jak puchnie, jak zmienia się jej buzia. Wiem, że nawet te zdjęcia, gdzie dziecko wciąż wyglądało ładnie (na zdrowe) do dziś przywołują ból, więc tym bardziej nie wyobrażam sobie, jak trudne do "spojrzenia" na nie byłyby te w stanie terminalnym.

gojka102 napisał/a:

Jak zobaczyłam fotkę,którą przysłał mi wujek-przypomniałam sobie jak prosił bym stanęła przy grobie taty.Stanęlo tam kilkanaście osób z rodziny.Nie bardzo wiem po co ta fotka.Ale może chodziło o to,że wujek jest z daleka,chciał czasem spojrzeć na zdjęcie...

W innym wątku, stosunkowo dawno, pisałam, że w rodzinie mojego męża jest chora (dla mnie chora) tradycja fotografowania nieboszczyka w trumnie. Kiedy po śmierci mamy męża i nam takie zdjęcia przysłano, to aż mną wstrząsnęło i od razu stwierdziliśmy, że my ich nie chcemy. Tylko co z nimi zrobić? Wyrzucić do kosza mimo wszystko było nam niezręcznie, więc schowaliśmy do koperty, a kopertę ukryliśmy głęboko w szufaldzie. Jakiś czas później u teścia znaleźliśmy cały album podobnych "pamiątek" yikes.

12

Odp: Udokumentowana agonia dziecka - spróbujmy to zrozumieć

Tak sobie zaglądam do tego tematu od kiedy się pojawił i staram się zebrać myśli.. Rozumiem doskonale robienie zdjęć dziecku jak wiemy, że jest chore i niedługo nie będzie w stanie się uśmiechnąć czy pobawić. Rozumiem, że w takiej sytuacji człowiek chce zachować wspomnienia. Nie rozumiem jednak potrzeby publicznego przeżywania agonii drugiego człowieka. Tym bardziej, że takie małe dziecko nie jest w stanie podjąć świadomej decyzji o tym czy życzy sobie, aby jego cierpienie było publiczne.

13

Odp: Udokumentowana agonia dziecka - spróbujmy to zrozumieć

Te pierwsze zdjęcia mojego syna nie są aż tak "drastyczne". Nie są to zdjęcia jakie matka chciałaby oglądać ale dla obserwatora z boku nie są niczym tragicznym. Ot śpiący niemowlak, tyle że podłączony pod kroplowki i respirator. Nie przedstawiają cierpienia w ten sam sposób co te tytułowe.  zrobione są również w innych okolicznościach - tak jak pisałam,  to na tamten moment były jedyne zdjęcia mojego dziecka. Gdybym miała inne, takie zwyczajne,  tych pewnie bym nie robiła. Nie chodziło mi bowiem o uwiecznienie cierpienia a mojego syna - okoliczności sprawiły że jedno wiązało się z drugim.

14

Odp: Udokumentowana agonia dziecka - spróbujmy to zrozumieć

Troublemaker, potrafię zrozumieć co Tobą kierowało, gdy robiłaś te zdjęcia. Nie znalazłam się w takiej sytuacji, ale nie wiem czy nie postąpiłabym dokładnie tak samo. Przecież kiedy wracałaś do domu, było to jedyne, co miałaś przy sobie, choć każda matka zdrowego maluszka może w pełni cieszyć się jego obecnością. Może dziecko przytulić, kiedy śpi patrzeć na nie, głaskać, dotykać. Ty miałaś tylko tę fotkę.

Tu znów powrócę do kwestii bycia z tym tematem sam na sam lub umieszczanie takich "trudnych" zdjęć w sieci - to jest dla mnie niezrozumiałe o niebo bardziej. Dla mnie to intymne chwile, więc dzielenie się nimi z całym światem stanowi naruszenie granic intymności - swojej własnej i dziecka także.

15

Odp: Udokumentowana agonia dziecka - spróbujmy to zrozumieć

Nigdy nie przeszło mi przez myśl aby te zdjęcia publikować.  Prawdę mówiąc widziała je tylko garstka najbliższych.  osobiście nie widzę powodów aby to robić,mało tego, widzę ich mnóstwo aby tego nie robić. jednakże zdaje sobie sprawę że każdy człowiek jest inny, każdemu potrzeba w takiej sytuacji czegoś innego. Może tego nie da się racjonalnie wytłumaczyć?  Może to w jakiś pokrętny sposób pomogło?

16

Odp: Udokumentowana agonia dziecka - spróbujmy to zrozumieć
Iceni napisał/a:

Dla ciebie nie, dla mnie jest.
Co w zwiazku z tym?

Iceni,ale Ty nie znasz człowieka.,nie wiesz czy zwariował i czy żyje dalej.Może egzystuje bo próbował np. popełnić samobójstwo ale go odratowali.Może siedzi w domu całymi dniami i ogląda zdjęcia dziecka a może nie patrzy na nie tylko gdzieś przez okno i ma zachowane czynności życiowe ale nic poza tym?
Skąd na podstawie tego,że gośc umieścił fotkę można twierdzić,że przeżył traumę i nie zwariował?
No,chyba,że wiesz coś więcej niż my.

Olinka napisał/a:

W innym wątku, stosunkowo dawno, pisałam, że w rodzinie mojego męża jest chora (dla mnie chora) tradycja fotografowania nieboszczyka w trumnie. Kiedy po śmierci mamy męża i nam takie zdjęcia przysłano, to aż mną wstrząsnęło i od razu stwierdziliśmy, że my ich nie chcemy. Tylko co z nimi zrobić? Wyrzucić do kosza mimo wszystko było nam niezręcznie, więc schowaliśmy do koperty, a kopertę ukryliśmy głęboko w szufaldzie. Jakiś czas później u teścia znaleźliśmy cały album podobnych "pamiątek" .

U mnie takiego zwyczaju nie było.Moi bliscy są najczęściej kremowani.
Ten zwyczaj był głęboko zakorzeniony i w XIX i na początku XX zdjęcia ze zmarłymi,żeby było makabryczniej upozowanymi na żywych robili sobie bogaci bliscy.

17 Ostatnio edytowany przez celinienne (2016-11-07 21:57:37)

Odp: Udokumentowana agonia dziecka - spróbujmy to zrozumieć

Mysle, ze cierpienie ojca eksplodowalo - nie bedac pod opieka psychologiczna w tak trudnym momencie zycia robil to, co krwawiace serce z milosci mu dyktowalo. Nie widze sensu go ani oskarzac ani chwalic. Widzialam osoby zdradzone, ktore gorsze rzeczy robily z milosci do drugiej osoby. W sasiedniej miejscowosci pewien 80 letni staruszek zamordowal swoja zone, chora od 10 lat na Alzheimera. Zrobil to z premedytacja, gdyz bal sie, ze po jego smierci nikt sie nia tak nie zaopiekuje jak na to ona zaslugiuje, a on juz nie mial sily -  dostal wyrok w zawieszeniu. No niestety, milosc dyktuje ludziom w cierpieniu podejmowanie decyzji, ktore nam osobom z boku i dystansu sa trudne czy niemozliwe do zrozumienia i do zaakceptowania. Mozemy tylko o tym dyskutowac, ale...

dorzucajac swoj glos do dyskusji - chcialam powiedziec, ze cierpienie ojca rozumiem i wybaczam mu wszystkie decyzje o ktorych wiem i o ktorych nie wiem.

*
Jezeli chodzi o zdjecie dziecka - to niestety, ale w prasie mozna spotkac wiecej zdjec dzieci w agonii - czy mniej tragiczne, gdyz anonimowe?

       http://nikkita.n.i.pic.centerblog.net/njt6n9t4.jpg

18

Odp: Udokumentowana agonia dziecka - spróbujmy to zrozumieć

a ja mam takie zdjęcia z trumny i z pogrzebu, zdjęcia zmarłej osoby i zapłakanych bliskich. Myślę że takie zdjęcia mogą choćby pomóc uwierzyć, że ta osoba nie żyje, oswoić się ze śmiercią. Co prawda my ich nigdzie nie rozsyłaliśmy ma je tylko najbliższa rodzina.

Co do publikowania takich zdjęć jestem na nie, choćby ze względu na godność dziecka, ja bym nie chciała żeby bliscy mnie widzieli w takim stanie a tym bardziej obcy mi ludzie.

19 Ostatnio edytowany przez gojka102 (2016-11-07 21:58:32)

Odp: Udokumentowana agonia dziecka - spróbujmy to zrozumieć

To a propos robienia zdjęc zmarłym-dla mnie makabryczne:
http://dziwowisko.pl/wp-content/uploads/2013/06/epoka-wiktorianska-1c.jpg




Tu jeszcze fotka całej rodziny ze zmarłym dzieckiem
http://www.lisak.net.pl/blog/wp-content/uploads/2013/12/1aabb.jpg

20

Odp: Udokumentowana agonia dziecka - spróbujmy to zrozumieć

Wydaje mi się, że te zdjęcia są dla nas tak makabryczne, bo takie obcowanie ze zmarłymi przypomina nam brutalnie o nieuchronności naszej własnej śmierci, która na co dzień wydaje nam się niemożliwa (Gombrowicz napisze w Dzienniku: "Śmierć jest powszechna, niewyraźna, zamazująca. Ale ja? Ja w tych warunkach? Ja z moimi koniecznościami, z koniecznościami mojego ja?). W takim sensie to doświadczenie czyni nas współmartwymi. Ale to jest też dokumentacja przerażającej przemiany, która zaprzecza jednostkowości człowieka, objawia jego nieważność - przemiany żyjącej, kochanej istoty w bezwładny, martwy kawał mięsa. Człowiek, który jeszcze niedawno był ukochany, bliski teraz jest inny i wstrętny, tak strasznie i niezrozumiale odmienny od wszystkiego czym był wcześniej.

21

Odp: Udokumentowana agonia dziecka - spróbujmy to zrozumieć
podobno_zuzanna napisał/a:

Wydaje mi się, że te zdjęcia są dla nas tak makabryczne, bo takie obcowanie ze zmarłymi przypomina nam brutalnie o nieuchronności naszej własnej śmierci, która na co dzień wydaje nam się niemożliwa (Gombrowicz napisze w Dzienniku: "Śmierć jest powszechna, niewyraźna, zamazująca. Ale ja? Ja w tych warunkach? Ja z moimi koniecznościami, z koniecznościami mojego ja?). W takim sensie to doświadczenie czyni nas współmartwymi. Ale to jest też dokumentacja przerażającej przemiany, która zaprzecza jednostkowości człowieka, objawia jego nieważność - przemiany żyjącej, kochanej istoty w bezwładny, martwy kawał mięsa. Człowiek, który jeszcze niedawno był ukochany, bliski teraz jest inny i wstrętny, tak strasznie i niezrozumiale odmienny od wszystkiego czym był wcześniej.

Mnie moja śmierć nie przeraża.Wiem,że umrę,po prostu bo to nieuniknione.
Dla mnie te zdjęcia są przerażające z zupełnie innego powodu-ktoś bliski odszedł,za chwilę jego ciało złożone będzie w ziemi.Ale to za chwilę-teraz chcę by jeszcze zapozować do zdjęcia,udać,że żyje by w tej ostatniej chwili razem być.
Ten fakt-upozowania zmarłego na żywego,wśród żywych członków rodziny jest dla mnie straszny.Bo sytuacja przeżywania śmierci bliskiego jest straszna...

Co do tekstu z Gombrowicza-jemu chodziło co coś innego niż strach przed śmiercią,więc cytat jakby nieco nietrafiony.Tu chodziło o to,że śmierć jest synonimem nicości-nic po niej nie istnieje,to nie jest jakieś przejście,jakiś powrót.Po śmierci jest niewiadoma-stąd te pytania Gombrowicza o konieczności jego ja.

22 Ostatnio edytowany przez podobno_zuzanna (2016-11-08 12:55:55)

Odp: Udokumentowana agonia dziecka - spróbujmy to zrozumieć

Upozorowanie zmarłego na żywego to jedno, ok. Ale w moim odczuciu chodzi o coś więcej. Zajrzyjmy pod podszewkę rzeczywistości. Trup jest emanacją tego, co absolutnie obce – odbiciem nicości lub, mówiąc inaczej, jej zmaterializowanym znakiem. W trupie znika człowiek, który przechodzi do świata przedmiotów, umysł, ciało, płeć zmienia się w galaretę, a w człowieku uobecnia się śmierć sama. To jest dopiero przerażające. Według mnie w rozpaczy po stracie bliskich kryje się znacznie więcej niż opłakiwanie czyjegoś odejścia. W pewnym sensie nad grobem płaczemy sami nad sobą.
Nie wierzę, że jest na świecie człowiek, którego jego własna śmierć nie przeraża. Być może "nie przeraża" tych, którzy którzy niewiele o niej myślą.
Gombrowicz pisał o tym, że człowiek nie tyle lęka się śmierci, co przede wszystkim – boi się nie żyć, nie istnieć.

EDIT. I to jest lęk bardzo pierwotny. Śmierć pozbawia prawa do mówienia "Ja" - jest rozproszeniem, zniknięciem, nie-tożsamością, jest wtargnięciem w nas, zalaniem nas przez coś czego nie jesteśmy w stanie zasymilować.

23

Odp: Udokumentowana agonia dziecka - spróbujmy to zrozumieć

No sorry,ale Gombrowicza traktuję jako pisarza,nie jako psychoanalityka mającego pojęcie co siedzi w głowie człowieka innego niż on sam.
Ja nie płaczę nad sobą,choć od pewnego czasu wiele o swej śmierci myślę.
Jeśli ludzie lękają się śmierci to wydaje mi się,że bardziej ci co wierzą,że śmierć to etap.Bo co się stanie kiedy okaże się,że to nieprawda? Że po śmierci nic ich nie czeka?

24

Odp: Udokumentowana agonia dziecka - spróbujmy to zrozumieć
gojka102 napisał/a:

Dla mnie te zdjęcia są przerażające z zupełnie innego powodu-ktoś bliski odszedł,za chwilę jego ciało złożone będzie w ziemi.Ale to za chwilę-teraz chcę by jeszcze zapozować do zdjęcia,udać,że żyje by w tej ostatniej chwili razem być.
Ten fakt-upozowania zmarłego na żywego,wśród żywych członków rodziny jest dla mnie straszny.Bo sytuacja przeżywania śmierci bliskiego jest straszna...

Dla mnie to już jest profanacja zwłok, choć oczywiście każdy może to odczuwać inaczej. Czasy też były inne, przy czym i dziś zdarzają się takie przypadki.
Po śmierci każdej z bliskich mi osób widziałam ją martwą. Raz jeden jedyny w życiu odważyłam się wejść do kostnicy przez przygotowaniem zmarłego do pogrzebu - ten obraz bardzo długo miałam przed oczami, choć był to ojciec mojego męża, osoba mimo wszystko dosyć mi obca. Kiedy zmarły leżał już w trumnie wyglądając jakby spał (moja babcia albo tata), to odczuwałam pewnego rodzaju ulgę wynikającą z wcześniejszego lęku przed zobaczeniem tej osoby po raz ostatni, zwłaszcza, że ani na jedną śmierć, ani na drugą kompletnie nie byłam przygotowana. Jednak mój brat był bardzo zmieniony chorobą, widziałam go w tym okresie bardzo często, także chwilę przed śmiercią, a mimo to nogi się pode mną ugięły. To mi wystarczyło, by uwierzyć, że nie żyje naprawdę. 

Naprawdę nie ma reguły - nie tylko każda śmierć jest inna, ale też na każdą inaczej reagujemy i ma na to wpływ szereg czynników.

Serwis se.pl tak tłumaczy dawny zwyczaj fotografowania się ze zmarłymi bliskimi:

W czasach wiktoriańskich robienie sobie zdjęć ze zmarłymi bliskimi, zwłaszcza ucharakteryzowanymi na osoby żywe, nie było ani czymś rzadko spotykanym, ani uznawanym za makabryczny proceder.
Ubrana na czarno para pozuje do zdjęcia z małym synkiem. Ona siedzi, on stoi, trzymając rękę na jej ramieniu. Chłopczyk siedzi na koniku na biegunach. Ma wytrzeszczone oczy, jakby zobaczył coś strasznego. Z taką miną zastała go śmierć. Dwie kilkuletnie dziewczynki w sukienkach w kratkę trzymają się za rączki. Siedzą na fotelach, mają otwarte oczy, żadna z nich nie patrzy w obiektyw. Jedna z nich nie żyje, ale dopiero po chwili możemy domyślić się która. Tej martwej zapewne domalowano oczy na powiekach.

Ostatnia szansa na zdjęcie
Te XIX-wieczne zdjęcia to wbrew pozorom nie efekt makabrycznego hobby jakiegoś ówczesnego ekscentryka zafascynowanego śmiercią i fotografią. W epoce wiktoriańskiej ludzie nierzadko zamawiali takie zdjęcia, by po prostu mieć po zmarłym pamiątkę. Tak zwana fotografia pośmiertna była popularna zwłaszcza w przypadku śmierci dzieci. Zgon w młodym wieku, często z powodu choroby, nie był wówczas żadnym ewenementem. Bardziej oswojeni ze śmiercią bliskich nie widzieli nic złego w tym, by w taki sposób pożegnać się z ukochaną osobą. A ponieważ fotografia kosztowała wówczas dużo, dla niektórych Europejczyków i Amerykanów pośmiertne zdjęcie było jedyną okazją, by mieć jakikolwiek wizerunek osoby, nad którą niebawem zamknie się wieko trumny.

Kwiaty i zabawki
Gdy w rodzinie ktoś umarł, ciało pozostawało w domu. Wokół kładziono kwiaty, by ich zapach maskował narastający odór rozkładających się zwłok. Czasem zasłaniano lustra, bo wierzono, że mogą wykraść duszę nieboszczyka. Potem przychodził fotograf. Zmarli byli sadzani lub nawet stawiani przy żywych krewnych, wystrojeni jak do kościoła, często z oczami domalowanymi na zamkniętych powiekach. Wśród dzieci układano ulubione lalki, młode, martwe kobiety w sukniach balowych patrzyły pustym wzrokiem na swoich żywych narzeczonych. Prawie tak, jakby rodzina zdecydowała się na zamówienie fotografa, zanim stało się nieszczęście, a nawet tak, jakby ono w ogóle się nie wydarzyło. (...)

Aż mi ciarki po ciele przeszły...

25

Odp: Udokumentowana agonia dziecka - spróbujmy to zrozumieć

Trochę nie rozumiem argumentu z traktowaniem Gombrowicza jako pisarza. Gombrowicz był przede wszystkim kolesiem zaglądającym w to co niezrozumiałe, nie rozumiejącym i trzymającym się swojego niezrozumienia jako jedynego miernika doświadczenia. Bardziej filozofem niż pisarzem, choć filozofem niesystemowym, nieakademickim.
Nie mówię o płaczu i lamencie nad sobą w sensie dosłownym, a o pewnej pierwotnym lęku, powszechnej kondycji ludzkiej, o strachu przed utratą podmiotowości. Ale o tym było już wyżej.
Btw, bardzo polecam "Kryptoteologia nowoczesności" Agaty Bielik Robson. Niewiarygodna i bardzo mocna rzecz.

26

Odp: Udokumentowana agonia dziecka - spróbujmy to zrozumieć

dziwne te zdjecia, tego akurat nie bardzo rozumiem - pozowania z nieboszczykiem, czesto udajacym zywego. Ale sa rozne zboczenia.
Ja mam zdjecia zmarlej babci w otwartej trumnie, bo kiedys to chyba byla norma, taka ekspozycja posmiertna w kosciele albo kaplicy. Ale babcia byla ewidentnie martwa i nikt nie probowal charakteryzowac ja na spiaca krolewne czy - o Boze - sadzac ja przy stole i udawac, ze to rodzinny podwieczorek...
Ogladam czasem te babcine zdjecia w trumnie i nie wywoluja we mnie przerazenia. Traktuje je naturalnie, jak kazde inne zdjecia.

Natomiast wracajac do glownego tematu. Bardziej rozumiem potrzebe dzielenia sie ze swiatem swoim cierpieniem i pokazywanie jego przyczyny. Kiedys widzialam w tv migawki z wojny, gdzie w wyniku bombardowania ucierpiala ludnosc cywilna, i zapamietalam kobiete, matke zapewne, ktora stracila dziecko i w rozpaczy, z wyrazem bezmiernego cierpienia na twarzy nosila je na rekach, zakrwawione, pokazujac ludziom, jakby chciala wykrzyczec caly bol, rozpacz i niemoc - zobaczcie, co zrobiliscie!
Byc moze  ojciec tego umierajacego dziecka chcial wykrzyczec swiatu swoj bol i pokazac, co choroba uczynila jego dziecku i jemu...Czasem obraz starczy za tysiac slow, ktore nie sa w stanie oddac bezmiaru cierpienia  zalewajacego dusze. Bo chyba nie ma dla rodzica nic bardziej traumatycznego, niz patrzec na cierpienie i smierc swego dziecka i nie moc mu pomoc. Nie wyobrazam sobie nawet tego, kiedy wszystko, co pozostaje, to tylko bezsilnosc. Bezsilnosc to to, czego najbardziej sie boje.
Pamietam scene z filmu Mroczna Argentyna, gdzie siedzaca w celi Emma Thompson slucha krzykow torturowanego obok w celi,  swego dziecka i z bezsilnosci oraz rozpaczy krzyczy z calych sil a z jej gardla nie wydobywa sie nawet jeden maly jęk.  Bol i cierpienie matki tak wielkie, ze az odbiera glos. Nie moglam zasnac pol nocy potem, gdy sobie wyobrazalam siebie w takiej sytuacji kompletnej niemocy.
Cytujac P.K Dicka, utrata zmyslow bywa czasem najwlasciwsza reakcja na rzeczywistosc...I ja chyba tak bym chciala bo jestem totalnie nieodporna na pewne rzeczy.

27

Odp: Udokumentowana agonia dziecka - spróbujmy to zrozumieć

A jeśli chodzi o niezrozumienie wobec dawnych obrzędów pogrzebowych i w ogóle podejścia do śmierci to polecam tekst "Współczesne postawy wobec śmierci" autor: Philippe Ariès (mam tekst w pdfie, więc jeśli ktoś miałby ochotę poczytać to mogę wysłać na @).

28

Odp: Udokumentowana agonia dziecka - spróbujmy to zrozumieć

tradycje są różne - ale nie nazywałabym ich dziwnymi czy zboczeniami.
Czy trzymanie nieboszczyka w domu i czuwanie przy rozkładającym się tłumie nie jest zboczeniem?
A to przecież nasza tradycja.

Na Bliskim Wschodzie dawno temu tradycją było odcinanie zmarłemu głowy i zakopywanie jej pod progiem domostwa.
Różne są wierzenia i tradycje.

29

Odp: Udokumentowana agonia dziecka - spróbujmy to zrozumieć
adiaphora napisał/a:

Bardziej rozumiem potrzebe dzielenia sie ze swiatem swoim cierpieniem i pokazywanie jego przyczyny. Kiedys widzialam w tv migawki z wojny, gdzie w wyniku bombardowania ucierpiala ludnosc cywilna, i zapamietalam kobiete, matke zapewne, ktora stracila dziecko i w rozpaczy, z wyrazem bezmiernego cierpienia na twarzy nosila je na rekach, zakrwawione, pokazujac ludziom, jakby chciala wykrzyczec caly bol, rozpacz i niemoc - zobaczcie, co zrobiliscie!

Tak zachowuje się osoba w stanie szoku. Nie jest wykluczone, że ojciec dziewczynki z fotografii na górze nie znajdował się w podobnym stanie, choć on z jej chorobą był już na pewno oswojony, matka z Twojego opisu zderzyła się z tą sytuacją niespodziewanie.

adiaphora napisał/a:

Bezsilnosc to to, czego najbardziej sie boje.

Mam podobnie. Bezsilność uznaję za jeden z najbardziej przerażających stanów - patrzeć, czekać i nie móc już NIC zrobić, a jedyne co jeszcze można, to biernie poddać się sytuacji.

_v_ napisał/a:

Czy trzymanie nieboszczyka w domu i czuwanie przy rozkładającym się tłumie nie jest zboczeniem?
A to przecież nasza tradycja.

Na szczęście to już przeszłość. Bo chyba nie tylko w miastach jest to zabronione, ale na wsi także?

30 Ostatnio edytowany przez adiafora (2016-11-08 14:08:28)

Odp: Udokumentowana agonia dziecka - spróbujmy to zrozumieć

dla mnie inne bywa czasem dziwne. Chyba w okresleniu dziwne nie ma nic zdroznego?  smile

Co do czuwania w domu przy nieboszczyku... Zboczenie prima sort. Maz mi opowiadal, ze kiedys czuwali tak przy babci, a ze bylo lato to babcia napuchla i jej oko wyplynelo. No sami powiedzcie...urocze wink
Nie kazda tradycja jest normalna czy madra i nie kazda nalezy kultywowac.

Posty [ 30 ]

Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » PSYCHOLOGIA » Udokumentowana agonia dziecka - spróbujmy to zrozumieć

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024