Od razu mówię, że ściągnęłam z czerwonego portalu /Ramirez - dzięki/
"Wieck Wilfried - Mężczyzna pozwala kochać głód kobiety" /fragmenty/
Mężczyzna pozwala kochać. Pozwala kochać kobiecie. Pozwala kochać siebie. Sam jednak nie kocha, utożsamia bowiem miłość z pożądaniem i seksem. Jeśli natomiast ona chce być kochana, on rezygnuje z miłości, wycofuje się. Wtedy wszystko staje się dla niego zbyt trudne.
...
Mężczyzna oczekuje od kobiety stymulacji erotycznej i estetycznej. Musi być zawsze piękna, miła i czuła. Powinna uosabiać miłość, świeżość i czystość. Poza tym powinna być wesoła i pełna uwodzicielskiego czaru. Również pewna grzeczność jest mile widziana, w zależności od tego, w jakim humorze jest właśnie znudzony i nie zaspokojony partner.
Musi być zawsze gotowa do pomocy, kiedy on ma problemy duchowe, kiedy jest niezadowolony, przemęczony, źle się czuje i kwęka. On ma prawo sarkać i być zgnębiony mrukliwy i uparty, ale od niej oczekuje, że zawsze będzie w stosunku do niego cierpliwa i miła.
...
Zawsze uważałem, że mężczyzna jest silniejszą stroną związku, że stanowi oparcie dla kobiety i pomaga jej. Teraz zrozumiałem, że jest raczej odwrotnie. To mężczyzna jest bezsilny i słaby, a kobieta podtrzymuje go na duchu i pozwala funkcjonować. To kobiecie zależy na związku z mężczyzną i to ona ten związek pielęgnuje i podtrzymuje. Na tym właśnie poczuciu bezpieczeństwa, które stwarza mężczyźnie kobieta, buduje on, posługując się pewnego rodzaju szantażem, system konkurencji, prestiż i władzę. Wszyscy wiedzą, że grozi psychiczna i ogólna katastrofa, gdy się nie uda realizacja wartości reprezentowanych przez kobiety.
...nasze społeczeństwo wychowało mnie w duchu zależności od kobiety. Jestem skazany na jej siłę i opiekę, a ponieważ nie chcę tego uznać, upieram się przy iluzji autonomii. Tymczasem okazało się, że mężczyzna odczuwa głód kobiety. Ten pierwszy głód w jego życiu powstał w okresie, kiedy nie potrafił jeszcze myśleć czy mówić. Dlatego tak bardzo trudno mu uwolnić się od niego.
... mężczyźni właściwie wcale nie są komunikatywni. To częściej kobieta szuka wymiany myśli, natomiast mężczyzna milczy, nie mówi niczego istotnego na temat siebie, innych osób i stosunków międzyludzkich, i to w tak wyrafinowany sposób, że nikt tego nie zauważa. W trakcie tych obserwacji stawało się dla mnie jasne, że przyczyną milczenia mężczyzny jest jego bezsilność.
Te oto męskie ułomności będą przedmiotem mojej analizy: uzależnienie od kobiety, głód kobiety, zazdrość o kobietę, milczenie i bezsilność. Z drugiej zaś strony terapeutyczna siła kobiety.
Ponieważ mężczyźni nie mogą żyć bez kobiet, ponieważ je zwalczają, kiedy ta prawda może wyjść na światło dzienne, wykazują skłonności do masochizmu i przemocy. Naturalnie istnieją zarówno silni i czuli mężczyźni, jak i egoistyczne, apodyktyczne i bezwzględne kobiety.
Ojciec nie był typem patriarchy, a mimo to mężczyzną typowym dla patriarchalnej kultury, osobnikiem bezsilnym, który nie potrafił być troskliwy nawet dla nas, dzieci.... Swoje potrzeby zaspokajał bez skrupułów i refleksji. Oczywiste jest więc, że nie wyemancypowana żona tak "zredukowanego" mężczyzny była nie zaspokojona w wielu dziedzinach. Małomówny i nieobecny, pozostawał dla nas daleki i obcy. Po południu kładł się na swoim tapczanie, czytał gazety... "Zainfekowany" niezaspokojoną tęsknotą matki, syn poszukuje w każdej kobiecie kuszącej obietnicy. Pragnie każdej, która sygnalizuje choć odrobinę gotowości do rozpieszczania go, i oczekuje nieograniczonej przychylności, jeśli tylko okaże trochę przywiązania. Moje życie jest przykładem działania tego mechanizmu. Stałem się bardziej nieczuły, gdyż byłem zbyt słaby, aby móc zaspokoić potrzebę miłości mojej matki. Ponieważ nie było nikogo, kto ośmieliłby mnie do mówienia o moich własnych problemach, zapominałem z czasem o urazach. Mężczyzna, który wzrasta w takich okolicznościach, odsuwa od siebie to, co kobiece, ponieważ jest to dla niego synonim bycia nieszczęśliwym, bycia w śmiertelnym niebezpieczeństwie... W dalszym ciągu życie jej nie cieszyło i wylewała potoki łez za zamkniętymi drzwiami swego pokoju. Oznaczało to dla nas wielogodzinne rozstanie, ale jedynie fizyczne. Emocjonalnie stanowiliśmy nierozerwalny związek. Jej rozdzierające serce łkanie dochodzące zza drzwi doprowadzało mnie do depresji. Nie mogłem od tego uciec. Ogarniał mnie paniczny strach, że mogłaby rzucić się z okna. Jej skargi, że lepiej byłoby już umrzeć, były dla mnie torturą... Od kiedy jednak zacząłem spotykać się z dziewczętami, matka zaczęła jeszcze dobitniej podkreślać emocjonalną wyłączność naszego związku. Wierna tej zasadzie, wyrażała się sceptycznie o moich przyjaciółkach. Tylko zupełnie idealna i kochająca bez zastrzeżeń mogła być przez nią zaakceptowana. Kobieta, która nie ośmieliłaby się odebrać syna matce... Pytania matki przypominały przesłuchanie: "Czy ona naprawdę cię kocha? Czy jesteś z nią szczęśliwy? Czy jest odpowiednia dla ciebie?" Kiedy zaręczyłem się, matka wybuchła płaczem i trudno było ją uspokoić.
... Rzadko zadawałem sobie pytanie, czy potrafię kochać. Nigdy nie spytałem jej, czy czuje się kochana przeze mnie. Zrzędziłem, prowokowałem, raniłem tylko jej uczucia. Mój brak zaufania miał swe źródło w koszmarach przeżywanych przez moją matkę, nie zaś w realiach naszego życia. Bliskość matki oznaczała oddalenie od wszystkich innych. W ten sposób nauczyłem się bać bliskości, unikać związków. Ścisły kontakt oznaczał brak dystansu, wygnanie w świat uczuć matki. Dotknięcia, kontakty fizyczne przenosiły mnie w krąg jej smutku i depresji. Mój lęk przed zbliżeniem miał swoje źródło w świadomości, że w wypadku mojej matki bliskość oznaczała niewolę, przymus wierności, zasadę, że należy zachować dystans w stosunku do innych ludzi... Depresja kobiet w społeczeństwie patriarchalnym jest psychicznym ekwiwalentem za ich ucisk i zależność. Kto jednak ma matkę o depresyjnym usposobieniu, uczy się odczuwać również wszystkie inne kobiece zachowania jako bezwartościowe, a podziwiać zachowania męskie. Dopiero kiedy uda nam się zrozumieć ograniczoność tych uczuć, staje się jasne, dlaczego maminsynki, a takimi są wszyscy mężczyźni, nie pozwalają sobie na pewne emocje.... Modne stało się infantylne zastępowanie jednego nieudanego związku innym nieudanym związkiem. "Skoki w bok" nie były dziecięcą chorobą ruchu. To mieszczańscy rodzice byli ich odkrywcami i to oni przekazali nam tę tradycję w testamencie. Ten wariant kompensowanej niezdolności do miłości, jak wiadomo, nie został nigdy dostatecznie przeanalizowany. Kobietom przymusowa wolna miłość już wkrótce wydawała się podejrzana. Niektóre z konieczności brały w tym udział i cierpiały... Nie mogę ryzykować, aby w oczach innych mężczyzn uchodzić za chorego, za kogoś nieudolnego, neurotycznego. Nie wykazaliby w takim wypadku zrozumienia. Chodzi wyłącznie o wydajność, sprawność i to wszystko". Ktoś inny stwierdza: W zasadzie problemy pojawiają się dopiero u psychologa. To dobre dla nieudaczników. Robię wystarczająco dużo dla żony i dzieci. Przynoszę pieniądze do domu. Mężczyzna nie może cierpieć ani chorować. W każdym razie nie wolno mu tego okazywać. Potrzeba przyjmowania pomocy od innych --- to byłaby w jego odczuciu porażka. Rozmowy dotyczące wzajemnych stosunków --- to kapitulacja. Przy tego typu nastawieniu sytuacja ulega pogorszeniu. W skrytości ducha jest przekonany o swej przewadze nad kobietą, uważa ją za mniej wartościową, ponieważ jest słabsza.
Fakty jednak świadczą o czymś wręcz odwrotnym. Wolfgang Kórner, autor książki "Moja żona odeszła", opowiada o bólu rozstania, który spadł na niego jak szok. Popadł w depresję, gdy go żona opuściła, przerażenie było ogromne. Wszyscy porzuceni mężczyźni określają to jako ciężki cios - taki jest wynik ankiety przeprowadzonej przez Kórnera. Jeden z nich chciał popełnić samobójstwo, ale uprzednio zamordować swego rywala. Inny z porady domowego lekarza "znieczulał się" środkami uspokajającymi. Bez przerwy płakał. Inny znów czuł się wyczerpany i załamany. W jeszcze innym wypadku porzucony mężczyzna czuł się bliski obłędu. Zazdrość omal nie doprowadziła go do szpitala dla nerwowo chorych. Prawdziwe załamanie następowało przeważnie dopiero po rozwodzie. Przedtem, aż do ostatniej chwili, nie przyjmowali do wiadomości powagi sytuacji. Mężczyźni bardzo niechętnie słuchają czegoś takiego, a jeśli już to temu nie wierzą, lub szybko o tym zapominają. Myślą, że coś takiego nie może im się przytrafić, lub twierdzą, że niewiele by ich to obeszło. Spośród siedmiu mężczyzn, których ankietował Kórner, jeden po trzech latach znów zszedł się z żoną, jeden popełnił samobójstwo, a pięciu pozostałych, po roku lub dwóch, znalazło nowe partnerki. Zdołały one wydobyć ich z poczucia beznadziejności i chaosu. Mówię tu o jednostronnej pomocy kobiety: bez głębszej poprawy i impulsów do rozwoju. Jak długo taka kobieta jest w pobliżu, mężczyzna dalej żyje beztrosko i bezmyślnie, nie przyjmuje żadnej odpowiedzialności za siebie.
Co oznacza to uparte wzbranianie się przed współpracą nad kształtowaniem wzajemnych stosunków? Długo się nad tym zastanawiałem.
Odpowiedź była tak blisko, że aż trudno było ją dostrzec: mężczyźni mają już dość pomocy. Uzyskują pomoc, która im pozwala nie pracować nad sobą. W osobie żony, przyjaciółki, matki, siostry, w każdym razie kobiety, która ich wysłuchuje i stanowi ich podporę, znajdują terapię i terapeutkę. Dlatego mogą sobie pozwolić na rezygnację z czegoś głębszego. Nawet prostytutki mówią, że mężczyźni opowiadają im o swych kłopotach. Wysłuchują one cierpliwie opowieści o problemach i życiu mężczyzn (por.: Piekę Biermann, "Jesteśmy kobietami jak inne"smiley- Bardzo często mężczyźni bardziej niż seksu oczekują pociechy i zachęty. Dlatego każda prostytutka jest czynną terapeutką. Praca i sukcesy zawodowe nie pozwalają mężczyźnie odnajdywać się w dostatecznym stopniu. Bez swojej kobiety byłby jeszcze bardziej ubogi psychicznie. Nie mógłby nawet wykonywać swojej pracy, nie mówiąc już o innych życiowych zadaniach.... Mężczyzna nie musi się z nikim dzielić swoją prywatną terapeutką, jest ona dla niego i tylko dla niego.... Kiedy mężczyzna znajdzie się w towarzystwie sympatycznej kobiety, stara się dać jej do zrozumienia mimiką lub gestami, zuchwale, irytująco lub taktownie, czego chce: jeszcze więcej przychylności. Chce, aby przyjęto do wiadomości jego tęsknoty, zauważono jego stłumioną potrzebę ciepła i uwolniono go od zmartwień.
Kobieta, którą znalazł sobie mężczyzna, jest zawsze taka silna, jak on tego potrzebuje. Ale nawet najsilniejsza kobieta potrzebuje czasem słów otuchy z jego strony. I tu mężczyzna nie zdaje egzaminu. Nie chce już być pocieszany, kiedy czuje, że kobieta chciałaby za to odwzajemnienia, ponieważ nie chce przyjmować odpowiedzialności za jej kłopoty. W dalszym ciągu oczekuje kobiecej przychylności, ale bez żadnych warunków i zobowiązań, bez żadnych pretensji. Również dlatego nie rejestruje świadomie, co właściwie otrzymuje od kobiety, a tylko bierze, bezmyślnie i bez wdzięczności. Nawet nie chce się tego nauczyć. Zachowuje się tak, jakby nie było dla niej większego szczęścia jak dbanie o niego. Jest niezadowolony, a nawet oburzony, kiedy ona zgłasza pretensje do rewanżu z jego strony, ponieważ nie wie, co ona przez to rozumie, i nie wie, że mógłby się czymś zrewanżować. Będzie więc w tym miejscu nieuniknione określenie podstawowej siły kobiety. Jeszcze tego nie analizowaliśmy. Kobieta uśmiecha się, uznaje mężczyznę za sympatycznego i wykazuje zainteresowanie nim i jego sprawami.
Pociesza go i uspokaja. Z czego się bierze takie zachowanie? Otóż kobieta ma siłę do obecności. Potrafi pozostać, podczas gdy mężczyzna chce uciekać. Wytrzymuje przy nim, kiedy opuszcza go odwaga, kiedy marudzi i dąsa się. Nie opuszcza go i pozostaje przy nim, jest obecna, również uczuciowo. Nie znaczy to, że musi być koniecznie przychylna, po prostu jest realnie obecna i tę obecność mężczyzna przyjmuje jako coś oczywistego. Jej obecność dodaje mu sił, a więc czerpie z niej, z jej zasobów energii.... Wszyscy mężczyźni wiedzą, że pożądanie seksualne skazuje ich na kobiety. Pragną niemal każdej kobiety napotkanej na ulicy.
Uważają, że poza tym nie potrzebują kobiety tak naprawdę. Wydaje się to symptomem współczesnych męskich pragnień, aby traktować kobietę przede wszystkim jak obiekt seksualny. Męskie tęsknoty koncentrują się na pożądaniu, seksie i orgazmie. Ponieważ jest to (rzekomo) tak zaprogramowane przez naturę, mężczyzna uważa bez jakichkolwiek skrupułów, że ma prawo tak traktować kobietę. A tego, do czego ma prawo, nikt nie może mu odebrać, a już z całą pewnością nie kobieta. Egzekwuje to prawo, w razie potrzeby, w sposób agresywny, przemocą.
...Czy mężczyźni w rzeczywistości nie są bardziej od seksu spragnieni rozpieszczania, podziwiania i serdeczności? Czy ambicja nie jest znacznie silniejszą motywacją niż ich tak zwany popęd płciowy? Czy poświęcana im uwaga i troskliwość zawsze związane są właśnie z seksem?
Mężczyzna wymaga miłości, z której może korzystać w każdej chwili. Dlatego oczekuje od kobiety, która jest według jego oceny całkowicie do jego dyspozycji, aby zawsze była seksualnie gotowa.
W związku z nowoczesną "rewolucją seksualną" - to określenie zawdzięczamy Wilhelmowi Reichowi, który chciał być bardziej freudowski niż Freud - korzysta nadal ze wszystkich innych usług. Pokonał kobietę. Kiedy kobieta to zauważa i nie chce pełnić funkcji dawczyni, wtedy pojawia się następna. To może chwilę potrwać. Przez to, że męskie pożądanie ma charakter głodu, również ta następna może ulec wymianie. Ludzka godność kobiety musi być permanentnie raniona, ponieważ mężczyźnie nie chodzi o niewymienialną żywą osobę i nie o jej rzeczywiste potrzeby, Jeśli zaś idzie o siłę uzależnienia, to męski głód kobiety różni się od innych uzależnień pod względem stopnia. Czyni go jeszcze bardziej pozbawionym hamulców, każe mu być jeszcze bardziej bezwzględnym, ponieważ w tym wypadku mężczyzna czuje się całkowicie w prawie. Kobieta jest odbierana jako cząstka natury. Głód kobiety czyni przez to mężczyznę bardziej desperackim i brutalnym niż inne uzależnienia. Mamy tu do czynienia z prauzależnieniem, modelem wszystkich uzależnień i najgorszym ze wszystkich uzależnień. Jest ono najbardziej skrywane, ponieważ - jest najczęstsze i najbliższe.... Kiedy pożądamy kobiety, to używamy jej bez zastanowienia dla zaspokojenia naszego głodu. Kobieta jest wtedy dla nas przede wszystkim źródłem tego, czego potrzebujemy, a mężczyzna jest człowiekiem, który ma prawo do kobiety. Mężczyzna i kobieta to biorący i dająca, posiadacz i własność. Ponieważ wykorzystujemy kobiety, nie możemy traktować ich jak ludzi. One się produkują, my je konsumujemy. Kobieta żyje tuż przy nas, a my pragnąc, dostrzegamy ją tylko z oddalenia. Ona kocha, a my pozwalamy kochać. Tyle o różnych obrazach człowieka. W świecie mężczyzn kobieta nie jest istotą obdarowaną świadomością i osobową tożsamością. W patriarchacie nie ma ona prawa do życia nie okaleczonego przez mężczyznę, jest traktowana jak przedmiot, jak fragment natury. Radość i wdzięczność za podarunek, jakim jest jej obecność, nie zajmuje w naszym świecie zbyt wiele miejsca, a już solidarność w najmniejszym stopniu. Kobieta jest używana jako obrona przed samotnością, poczuciem bezsensu i destrukcyjnymi impulsami. Kobiety wiedzą o tym, znają swój świat i cierpią z tego powodu. My, mężczyźni, żyjemy w zupełnie innym świecie.
Ale kobieta to też człowiek. To brzmi prosto i rozsądnie, lecz tak nie jest. Czy mężczyźni potrafią widzieć w kobiecie człowieka? Czy są w stanie ofiarować jej taki sam podarunek, jaki sami od niej otrzymują, czyli uwagę i zainteresowanie? Być może, jest to kwestia nierównomiernie wykształconych emocji, które pozwalają zrozumieć kobietom, że wszyscy ludzie, również mężczyźni, mają świadomość. Mężczyźni odbierają siebie jako absolut. Większej liczbie absolutów trudno się ze sobą pogodzić, nie są bowiem równoprawne. W konsekwencji mężczyźni reagują radykalnie, walczą, aby zwyciężyć, aby podporządkować sobie innych, zarówno w życiu prywatnym, jak i publicznym.
Mężczyzna musi być przynajmniej tak sprawny, aby móc być pracownikiem i żołnierzem.
W tym celu wystarczy "pigułka" zwana kobietą oraz ustawicznie przez nią stosowana jednostronna terapia. Państwowe i inne instytucje chcą widzieć w kobiecie lekarstwo na dolegliwości mężczyzn, ponieważ potrzebują właśnie zależnych, a nie samodzielnych mężczyzn, którzy są jako tako spokojni i dzielni tak długo, jak długo nie zabierze się im "pigułki".
Dlatego też tak trudno odnaleźć osobę dealera w tej skomplikowanej sieci zarządzeń dotyczących rodziny, małżeństwa i stwarzania uzależnień. Mimo przedwczesnych diagnoz stawianych przez niektórych naukowców mężczyzn uważam, że ojcowie są tu w większym stopniu odpowiedzialni niż matki. Sami są uzależnieni, lecz nie dostrzegają tego i nie wskazują swym synom drogi do wyswobodzenia się. "Memu synowi powinno być lepiej niż mnie", mówi ojciec, ale wcale nie troszczy się o swego syna. Obojętny i bezradny, przygląda się tylko, jak syn uzależnia się od matki i zapomina o ojcu. Za tym zachowaniem kryje się podsycana niezadowoleniem wrogość w stosunku do syna. Swym przykładem ojciec sprawia, że również dla syna obecność kobiety zaczyna być atrakcyjna. Później, kiedy matka staje się synowi niezbędna,
również on deprecjonuje jej wartość. Wykorzystuje ją tak samo, jak to robił ojciec. Dlatego też uważa to za naturalne. To funkcjonuje, ponieważ matka się nie broni, przeciwnie, sugeruje synowi, aby we wszystkim był podobny do ojca. Wszystko, co uzyskuje teraz od matki, utwierdza go w tym, jak wiele matka znosi: maltretowanie przez ojca, który bije ją i gwałci, ponieważ czuje, że nie ma siły od niej odejść. Jeśli syn ma być uczuciowy i zdolny do przeżywania wstrząsów, a więc w pewnym sensie kobiecy, to potrzebni są jako wzory ojcowie, którzy nie są konsumentami kobiet i nie są dealerami kobiet, mężczyźni, którzy współpracują z kobietami na równych prawach, podejmują się takich samych obowiązków, w pracy i w domu, w opiekuńczej wymianie uczuć i w procesach myślowych. Potrzebne są do tego matki, kobiece wzorce dla córek i synów, które dadzą odpór nie tylko gwałcicielom i wyzyskiwaczom, ale również mężczyznom uzależnionym od kobiet.... Społeczeństwo określa, jakie "pigułki" mogą wybrać jego członkowie. Ono też ustala, jak człowiek ma być od takiej "pigułki" uzależniony. Patriarchat wyznaczył kobietę na "pigułkę" dla mężczyzny. Rytualne tradycje rodzinne rozpoczynają ten proces przyzwyczajania do niej już w najwcześniejszym dzieciństwie. Działanie "pigułki" może być zarówno pobudzające, jak i przytłumiające, a używanie jej może być dla "pacjenta" tak ważne, iż sądzi on, że nie może już żyć bez uczuć i odczuć stymulowanych przez "pigułkę". Musi być przyjmowana stale lub w regularnych odstępach czasu, przy czym uzależnienie "pacjenta" (mężczyzny) od "pigułki" (kobiety) można porównać do zależności syna od matki. Jest ona w każdym razie pierwszą "pigułką" w życiu mężczyzny. Po dłuższym zażywaniu uzależnienie staje się już tak duże, że odstawienie jej prowadzi do objawów głodu, do symptomów psychicznej i fizycznej choroby. Ponowne zażycie "pigułki" szybko likwiduje te objawy chorobowe, lecz nie jest to efekt trwały. Przy stałym zażywaniu "pigułki", której działanie stopniowo słabnie, pacjent odczuwa potrzebę zwiększenia dawki, aby móc osiągnąć dotychczasowy efekt leczniczy. Używanie "pigułek" nie zalecanych wyraźnie przez społeczeństwo spotyka się z potępieniem i karą. Jeśli pacjent nie może zdobyć "pigułki" legalnie, ucieka się do przemocy, która często ma cechy przestępstwa.
Wśród rozwiedzionych mężczyzn wskaźnik umieralności jest trzy razy większy niż u rozwiedzionych kobiet. Wdowcy umierają w ciągu sześciu miesięcy od śmierci żony, o 40% częściej, niż wskazywałby na to statystyczny wiek umieralności mężczyzn, przeważnie na chorobę wieńcową, na złamane serce, jak słusznie głosi mądrość ludowa. Nieżonaci mężczyźni podejmują cztery razy więcej prób samobójstwa niż niezamężne kobiety. Mężczyźni, którzy niedawno stracili matkę, częściej wykazują skłonność do samobójstw niż inni. Rozwodnicy szybciej się żenią powtórnie, niż rozwiedzione kobiety wychodzą za mąż. (Wszystkie dane: Herb Goldberg, "Zdezorientowany mężczyzna"smiley. Golberg odnotowuje fakty, lecz interpretuje je w duchu wrogości do kobiet. Dochodzi mianowicie do wniosku, że mężczyzna podświadomie obawia się, że bez kobiety nie będzie mógł żyć.
Kobiety, które rzekomo NAGLE i NIEOCZEKIWANIE porzucają swych partnerów, co spada na nich jak grom z jasnego nieba, próbowały przedtem przez całe lata skłonić ich do słuchania. Teraz następuje konfrontacja z nagłym, niebezpiecznym rozstaniem. Przychodzą stany depresyjne, próby samobójstw, lęki i wszelkiego rodzaju zaburzenia psychosomatyczne, lecz z reguły również napady agresji w stosunku do "niewiernej" kobiety. W rozdziale piątym wspominałem Wolfganga Kórnera, który przeprowadzał wywiady z porzuconymi mężczyznami. Jego własna ż ona również go opuściła, zupełnie bez uprzedzenia, jak on sądzi. Odeszła, mimo że "prowadzili stały dialog" i "najczęściej zgadzali się ze sobą". W trzy tygodnie po jej odejściu miejsce krótkotrwałej "euforii" wyswobodzenia zajęły stany depresyjne. 52-letni Otto "nie wie, dlaczego jego żona odeszła", mimo że przyznaje, iż regularnie pił, robił awantury żonie i używał wobec niej przemocy.
Dlaczego mężczyzna idzie do prostytutki? Ponieważ "jego" partnerka nie lubi uprawiać z nim seksu.
Ponieważ ona po prostu już nie może, nie ma już siły. Ponieważ on odnosi się do niej bez serca, niegrzecznie. Mężczyzna odczuwa jej odmowę jako "pozbawienie". Nie wie, że wiele kobiet było wykorzystywanych seksualnie już w dzieciństwie i że teraz odczuwają paniczny strach, kiedy jakiś mężczyzna próbuje się do nich zbliżyć. Ich odmowa może również oznaczać protest przeciwko ciągłym nadmiernym żądaniom, ta niechęć może przybrać formę migreny. Mężczyzna rzadko rozumie kobietę. Zamiast tego wpada w złość, kiedy czuje, że nie ma nad nią żadnej władzy. Chce osiągnąć swój cel. Czekanie i zabieganie to dla niego zbyt męczące. Idzie więc do prostytutki. Ona musi być mu posłuszna, kupuje jej ciało bez żadnego dodatkowego zaangażowania. Prostytutka mu nie odmawia. Zależy to tylko od tego, ile jest gotów zapłacić. Ona potrzebuje pieniędzy, mimo że czuje wstręt do intymnych kontaktów. Jako "pigułka" z pozoru funkcjonuje wspaniale. Ale nienawidzi go, o wiele bardziej, niż kiedykolwiek nienawidziła go własna żona, za to, że on kupuje i używa jej wbrew jej rzeczywistym chęciom. Przy tym wykonuje ona pracę. Nie jest to praca niewolnicza, ponieważ otrzymuje zapłatę. Być może zaspokaja również seksualne potrzeby klientów, ale na pewno zaspokaja pewne potrzeby emocjonalne, przede wszystkim potrzebę władzy. Pieke Biermann w książce "Jesteśmy kobietami jak inne" opisuje, co robi prostytutka i jak się przy tym czuje. Zachowuje się po macierzyńsku i opiekuńczo, bo klient opowiada jej o swoich problemach. Ona go wysłuchuje i później "nosi" ze sobą jego problemy. On opowiada o swoich zahamowaniach, swojej impotencji, o swych kłopotach małżeńskich i o tym, że żona go nie kocha. Poza tym opowiada jej historię swego życia. Ona go "ustawia", wychowuje w spokojny sposób za pomocą specyficznych metod psychologicznych, które stworzyła specjalnie dla tego mężczyzny cierpiącego na "chorobę odsunięcia"."