O Boże, żeby tylko nikt nie odkrył tego, że nie wiedziałam! Żeby nie odkrył, że jednak jestem tłukiem, że nie znam niemieckiego, że nie umiem pisać, że magisterki nie zrobiłam, że matka się ze mnie nabijała, gdy miałam dwanaście lat i nie umiałam powiedzieć „Chile”. Że nauczycielka razem z całą klasą pokładała się ze śmiechu, bo nie wiedziałam, co to RWPG. Kurwa, rozumiecie: RWPG!
To fragment "Kobiety dość doskonałej" autorstwa Sylwii Kubryńskiej, dziennikarki, felietonistki, pisarki, autorki czterech powieści, z których trzy, o kobiecej tematyce, są rozchwytywane. (Wiem, bo sama mam problem kupić w tradycyjnej księgarni ostatnią część.)
Nie bardzo mnie interesują przeżycia bohaterki. Mam w głębokim poważaniu prehistoryczne rady europejskie.
Bardziej mnie interesuje, Was mam nadzieję też, mechanizm, który buduje barierę ochronną, przed śmiesznością wywołaną niewiedzą.
Same piątki od góry do dołu. Same piątki, a w domu, że lecę na opinii. Że to przypadek. Że w końcu się na mnie poznają. Że prędzej czy później okaże się, że gówno wiem(...)
To opis przeżyć uczennicy, również z "Kobiety dość doskonałej".
A co wiemy? Już jako dorośli? Wiemy niewiele. Wielu z Was się zbulwersuje na moją teorię, którą powtórzę. Wiemy niewiele! Niewiele zapamiętaliśmy ze szkolnej ławy, niewiele kodujemy wiedzy z życia. Wiemy to, co nas nauczono wiedzieć i trwamy w tym, co w nas wypracowano.
"Wiemy tyle o sobie, ile nas sprawdzono."
Jesteśmy ekspertami, ALE (nie lubię tego słowa, wiecie) we własnej dziedzinie, doświadczeniu.
Dlaczego więc obstajemy przy swoim, gdy inni wykładają racjonalne argumenty?
Głupio, bo głupio, ale po naszemu?
Z książki Sylwii Kubryńskiej, z której pochodzą dwa pierwsze cytaty, dowiadujemy się, że tak nas wychowano. Że wpojono nam w szkole i w domu, iż niewiedza jest zła. Bo jest!
Niewiedza jest objawem ignorancji. Jeszcze większym przejawem ignorancji jest brak świadomości o swojej niewiedzy i uporczywe przeświadczenie, że ma się rację.
Już nie będę się rozpisywać, że osoba, która nie umie przyznać się do swojej nieomylności naraża się na śmieszność. Nie o to chodzi, żeby piętnować.
Zapytam tylko, jak odbieracie ludzi, którzy bez względu na argumenty, i niejednokrotnie dowody naukowe albo przykłady z życia wzięte, innych uparcie obstają przy swoim zdaniu w dyskusji?