Kurcze potrzebuję oceny sytuacji kogoś bezpośrednio nie związanego z sytuacją, która zaczyna mnie chyba powoli przerastać.
3 miesiące temu wyszłam za mąż i zaraz po tym przeprowadziłam się do miasta, w którym mąż pracuje i wynajmuje mieszkanie od prawie 2 lat. Niestety jest to miasto oddalone od naszych rodzinnych stron o 350 km. Na początku wszystko było super (no może poza tym, że nie mogę znaleźć pracy w zawodzie, a w sumie nawet w sklepach ciężko).
Podobało nam się, że robimy co chcemy i kiedy chcemy nikt się nie wtrąca, nie daje dobrych rad. Na plus również wydawał się fakt, że po pracy nie mamy w sumie żadnych obowiązków, które są przy domku na wsi tzn koszenie trawy, rąbanie drzewa czy naprawa płotu.
Tak więc postanowiliśmy, że skoro mamy ok 100 tys oszczędności, kupimy mieszkanie, bo po co komuś płacić za wynajem. W miarę szybko udało nam się znaleźć mieszkanie (58m2 -3 pokoje). Zaczeliśmy załatwiać kredyt, właścicielom potwierdziliśmy, że kupujemy i w przyszłym tygodniu jesteśmy umówieni na podpisanie umowy przedwstępnej, a także otrzymamy decyzję odnośnie kredytu.
I tu zaczynają się schody. Wszystko dlatego, że coraz częściej zastanawiam się czy nie popełniamy błędu i za szybko zdecydowaliśmy się na zakup swojego m. Na razie jesteśmy młodzi bez zobowiązań ale ostatnio naszły mnie myśli, że przecież jeszcze nie tak dawno marzyliśmy o własnym domu z ogródkiem, w bezpiecznej odległości od rodziców ale też takiej aby bez problemu można było wsiąść w samochód i w ciągu tej góra godz być u nich. Dodatkowo przeraża mnie fakt, że jeśli kiedyś zdecydujemy się na dziecko tak naprawdę będzie ono miało bardzo mały kontakt z dziadkami, a my nie bedziemy mogli liczyć na niczyją pomoc ponieważ jesteśmy tu totalnie sami. Dodatkowo coraz częściej łapię się na tym, że mimo wszystko brakuje mi tych obowiązków jakie są na wsi. Gdy mieszkałam z rodzicami lubiłam kosić trawę czy wyjść na dwór i po prostu sie powłóczyć podłubać to tu to tam.
Mąż ma tu dobrą prace ale pewne jest, że jego zarobki będą takie a nie inne przez najbliższe 2/3 lata później wszystko zależy od firmy czy dalej wygra przetarg na serwisowanie obiektu. Jeśli wszytko pójdzie ok dalej będzie na swoim stanowisku ale jeśli nie to albo praca w delegacji albo na niższym szczeblu (jednocześnie za niższe pieniądze). Ratę kredytu tak czy tak damy radę spłacac ponieważ bedzie ona wynosić ok 450zł.
I teraz mam dylemat czy jednak odmówić kupna mieszkania (tego najbardziej się boję bo kurczę obiecaliśmy, że kupimy, a teraz takie coś) oraz zrezygnować z kredytu i pomieszkać jeszcze jakiś czas na wynajmowanym mieszkaniu, poszukać pracy tu jak i w rodzinnych stronach, porównać i wówczas podjąć decyzję czy osiedlić się tu na stałe czy też wrócić w rodzinne strony. Czy skoro powiedziało się a to czas na b zagryźć zęby i sfinalizować kupno mieszkania.
Wiem, że może się wydawać to nierozsądne, dziecinne ale tak przyznaję się do tego, że przerosła mnie ta sytuacja.