Cześć, jestem tu nowa i postanowiłam napisać, ponieważ nie radzę sobie z sytuacją w moim domu rodzinnym
Otóż, odkąd pamiętam, moi rodzice pili alkohol i nie chodzi mi o symboliczne ilości na imprezach czy spotkaniach rodzinnych, ale o takie codzienne "popijanie". Przez długi czas myślałam, że to normalne, że codziennie piją piwo albo wódkę nawet w środku tygodnia... Ale później zaczęłam zauważać, że coś jest nie tak, bo ten alkohol musiał być codziennie i rodzice nie żałowali na to pieniędzy mimo że ciągle narzekali i narzekają na to jacy są biedni. Najgorzej pije mój tata, który pił alkohol nawet w pracy z pracownikami! Przez to interesy w jego firmie szły kiepsko (nic dziwnego) i w ogóle nie był traktowany poważnie przez ludzi. Bardzo często wstydziłam się, że mam takich rodziców. Tata wracał do domu pijany "z pracy", a matka urządzała wtedy zawsze awantury. Dorastałam w takiej atmosferze, pamiętam, że bałam się, że tata znów wróci pijany a ja będę musiała wysłuchiwać krzyków i awantur. Patrzyłam na inne rodziny, jak rozmawiają, jak siadają razem do stołu, mają jakieś więzi i zazdrościłam im tego. Moi rodzice wydają się jacyś nieczuli, interesują się tylko sobą i nigdy nie wspierają. Co więcej - mają też inny nałóg (papierosy), przez co od ponad 20 lat jestem biernym palaczem i mam już przez to problemy ze zdrowiem. Prosiłam ich nieraz żeby rzucili palenie, ale to nie działa... Ale do czego zmierzam (nie chcę wyjść na niewdzięczną czy być opacznie zrozumiana) - moi rodzice są takimi typowymi nieudacznikami życiowymi. Całe życie narzekają na pracę, pieniądze, rodzinę, a jednocześnie potrafią wydawać kilkaset zł miesięcznie na używki... Mam do nich straszny żal o to, że nie starają się nic zmienić w życiu tylko tak wegetują. Boję się, ze będę powielać takie wzorce, tym bardziej, że mój brat (32 lata) nadal mieszka z rodzicami... On jest kolejnym "problemem". Przez wiele lat nie pracował, a teraz pracuje ale jedynie dorywczo. Najgorsze jest jednak to, że traktuje moją matkę i mnie jak służące i jest bardzo agresywny, poza tym, też zdarza mu się za dużo wypić
Najgorsze relacje mam jednak z moją matką, która wydaje się w ogóle nie widzieć problemów w tym, że Łukasz (mój brat) tak się zachowuje, że jest agresywny, ani w tym, że nasza rodzina tak funkcjonuje. To przykre, ale wstydzę się jej bo ostatnio się zaniedbała i nie mówię tu o kilku dodatkowych kilogramach, ale ona kompletnie o siebie nie dba. Kilka razy próbowałam coś z tym zrobić, kupowałam jej jakiś krem czy tusz do rzęs, ale nie używała tego. Na wszystko jej szkoda pieniędzy, na dentystę, lekarza, jakiś ciuch, ale kiedy jej proponuję by poszukała innej pracy albo jakiejś dodatkowej to odmawia. W stosunku do mnie jest niemiła, potrafi tylko krytykować mnie, podcinać mi skrzydła albo porównywać do innych osób. Kilka lat temu miałam poważne problemy, które zaowocowały depresją, w tym czasie nie doczekałam się ani odrobiny wsparcia, ciągle słyszałam tylko, że mam się "ogarnąć i przestać ryczeć", albo, że wymyślam problemy. Jak miałam myśli samobójcze i powiedziałam o tym matce, to usłyszałam, że "jej też się nie chce żyć a musi" i że jestem głupia.
Zmierzam do tego, że mimo tych trudności zauważyłam, że można żyć inaczej i chcę być szczęśliwa i kiedyś stworzyć normalną rodzinę. Widzę jednak, że w tym domu nie jestem szczęśliwa, że ta atmosfera mnie dobija. Nie wiem co robić, czy w jakiś sposób da się "naprawić" tę sytuację?