Jako nastolatek uwielbiałem zajęcia z języka polskiego. Jedynie na nich czułem się jak przysłowiowa ryba w wodzie. Śmiało zabierałem głos i dzieliłem się przemyśleniami. Zdarzało się, że lekcje polskiego przypominały grę w tenisa ziemnego. Wymiana zdań między mną, a panią polonistką przywodziła na myśl spektakl, który trwał okrągłe 45 minut. Moje wypowiedzi doprowadzały rówieśników do szewskiej pasji, a także niekiedy do zzielenienia z zazdrości, gdyż jako jedyny uzyskiwałem najwyższe stopnie i podwyższałem innym poprzeczkę. Nauczycielka przedmiotu bardzo mnie chwaliła.
Co jakiś czas padały z jej ust przychylne w moją stronę komplementy.
Po ukończeniu szkoły średniej wybrałem się na studia. W trakcie półrocza stwierdziłem, że to nie jest kierunek jaki mnie interesuje i zrezygnowałem. Poszedłem do pracy. W ciągu 2 lat sumiennie wykonywałem obowiązki w magazynie.
Teraz od października pragnę kontynuować naukę. Niemniej, zauważyłem że mam spory problem z wysławianiem się. Kiedyś z niezwykłą swobodą wyrażałem swoje myśli. Obecnie sztuka ta kiepsko mi wychodzi. Zapominam słów, które znam i ograniczam się do prostego języka. Dodam, że z przelewaniem słów na papier nie mam problemów.
Zastanawiam się z jakiego powodu stałem się mniej elokwentny. Z niekrytą zazdrością oglądam youtuberów, którzy patrząc wprost na kamerę formułują myśli, składnie i ładnie. Czy to możliwe, że rzadki kontakt z kolegami (raz w miesiącu) negatywnie rzutuje na moje słownictwo? Jeśli spędzałbym więcej czasu w towarzystwie to utrzymałbym wysoki poziom?