Na początku chcę przeprosić za to, iż jako mężczyzna piszę na forum kobiet. Jednakże muszę z kimś się podzielić zaistniałą sytuacją, a nie mam zaufanej znajomej która by mogła coś mi doradzić. Napiszę dość obszernie, nie ukrywam że w ten sposób sam też trochę chcę poukładać sobie w głowie. Mam nadzieję, że wybrałem dobry dział forum.
Ponad miesiąc temu poznałem dziewczynę. Zabrałem do kawiarenki na herbatę gdzie przegadaliśmy aktywnie 2h. Potem spacer i dalsza rozmowa aż do nocy. Czas mijał niepostrzeżenie.
Druga randka bardzo szybko po pierwszej, rozpoczęła się niefortunnie lecz ostatecznie znowu wylądowaliśmy na spacerze i w pewnym momencie gdy siedzieliśmy nad wodą zaiskrzyło.
Zeszliśmy na poważniejsze tematy, okazało się że mamy podobne poglądy na wiele spraw. Bardzo naturalnie skróciłem dystans widząc, że też tego chce. Przytulanie, trzymanie się za ręce. Przyznaję dawno już nie byłem w związku i zakręciła mi w głowie, a nie jestem już podlotkiem i miałem do czynienia z kobietami (choć tylko jedna wyzwoliła do tej pory we mnie głębsze uczucia). Nagłe uderzenie bliskości, wzajemnej fascynacji i takiego zwierzęcego przyciągania. Chemia. Pomimo iż całkowicie trzeźwy, upajałem się z radości. Wreszcie ktoś z kimś się rozumiem. Zostałem zauroczony jej urokiem osobistym, filigranowo delikatną sylwetką i dojrzałością ponad młody wiek. Podzielała moje reakcje.
Znowu rozmawialiśmy, a także przytulaliśmy się do nocy, aż ostatecznie zamówiłem taxi i odwiozłem ją do domu. W aucie cały czas kontakt fizyczny. Wyskoczyłem z auta już bez głowy, żałośnie spytałem czy mogę przedstawiać ją znajomym jako swoją dziewczynę (zgodziła się) i pocałowałem. Bardzo krótko i delikatnie, sam siebie zaskoczyłem, gdyż nigdy nikogo tak prędko nie pocałowałem (druga randka, znajomość trzydniowa). Oddała pocałunek. Wróciłem do taxi. Po 10 minutach dostałem SMSa że dla niej jest to jednak trochę zbyt szybkie tempo co podziałało jak orzeźwiający kubeł zimnej wody. Powiedziałem, iż nie ma sprawy i następnego dnia zaproponowałem krok wstecz i dalsze poznawanie się na które przystała.
Przez miesiąc pisaliśmy dość aktywnie o tym co się dzieje wokół, ładne wiadomości, które zdecydowanie świadczyły iż nie jestem jej obojętny. Propozycje spotkań odrzucała, tłumacząc się sesją na uczelni, maratonami w pracy (również ma napięty grafik, sama się utrzymuje studiując zaocznie tak jak i ja) oraz kwestiami zmęczenia, problemami mieszkaniowymi i złego samopoczucia. Odrzuciła jakieś trzy oferty pomocy (przewiezienie autem po pracy, pomoc przy przeprowadzce, odebranie ze stacji kolejowej). Moim zdaniem nie byłem nijak napastliwy ani zdesperowany w tych kontaktach, proponowałem konkretne spotkania i nie przeciągałem rozmów. Komunikaty z dobrą energią i sympatią. Odpowiadałem szczerze co czuję i co mi się w niej podoba. W pewnym momencie kontaktowaliśmy się swobodnie co 2-3 dni czy to z mojej czy z jej inicjatywy. W końcu obiecała poświęcić mi pierwszą wolną chwilę, kilkakrotnie przepraszała w ciągu miesiąca że nie może mi poświęcić czasu. Pisała że dużo płacze, lecz nigdy konkretniej dlaczego. Nie naciskałem o odpowiedzi. Gdy nadszedł obiecany dzień napisała, iż źle się czuje i jedzie do lekarza (była po nocnej zmianie w pracy).
Uznałem, że mam dość tego typu relacji i spytałem wprost czy chce zakończyć znajomość. Napisałem, że mnie zauroczyła i głupio się zachowałem przy pożegnaniu na spotkaniu (wiem błąd, ale nigdy nie byłem fanem grania w gierki). Odpisała iż nie chce mnie rozczarować i chyba mam wobec niej inne plany niż ona. Odpowiedziałem, że nadal chcę ją poznawać i poprosiłem o kontakt jeśli będzie chciała się spotkać. Napisała, że gdy wszystko się uspokoi to się odezwie.
Od tamtej pory minął tydzień w ciszy.
Ruszyć dalej w kontakty z innymi kobietami? Czy czekać dalej? Poczułem się dla niej nieistotny i w gruncie rzeczy jej strata, bo jestem wychowany staromodnie i za swoją kobietę poszedłbym w ogień. Natomiast nigdy nie będę zmuszać kobiety by poświęcała mi swój czas, ani nie będę kreował się na kogoś innego. Ciężko mi uwierzyć, że przez miesiąc ktoś nie jest w stanie poświęcić chwili nawet na krótkie spotkanie, zwłaszcza osobie z którą przeżyło się kilka fajnych momentów i złapało super kontakt.
Pod koniec tegoż miesiąca zacząłem odczuwać do siebie pogardę, może jeszcze nie osiągnąłem wiele w życiu, ale jestem wartościowym człowiekiem. Dostałem już kilka kopniaków i nie lubię czuć się jak szczeniak, a zauroczyłem się niczym dzieciak w podstawówce i obawiam się, że jakoś ją spłoszyłem.
Kurczę, taka ciepła, otwarta, mądra osoba. Mam problem by zostawić tę sytuację na dobre tak jak podpowiada logika. Różowe okulary? Na pewno. Zdrowiej byłoby poznać kogoś innego...