Witam. Postaram się ten burzliwy związek jak się da opisać jak najszybciej.
Nie wiem od czego mam zacząć ale po kolei. Mam 26 lat ta kobieta(27) była moją pierwsza i pierwszą miłością!
Byłem w związku 4 lata. Na początku bardzo walczyłem o tą kobietę mimo iż nie byłem tak myślę nią zauroczony. Po około pół roku powiedziała mi iż się całowała z innym co też się jej spodobał ale sprawa jakość przyschła i od tego momentu było wszystko dobrze. Po około roku czasu przespała się z jakimś type co też się jej później podobał ale ona była tym zrozpaczona błagała mnie o wybaczenie mówiła że się zmieni i że ona wszystkich swoich chłopaków zdradzała wszystkich(to jest prawda)! Ze względu na to że chorowała na depresje(miała także bardzo niskie poczucie własnej wartości a ja ją z tym znacznie wyciągnąłem byłem młody atrakcyjny itp...) i miała ciężki dzieciństwo wybaczyłem jej i chciałem jej pomóc bo myślałem że dobro do mnie wróci. Po około 1,5 roku zamieszkaliśmy razem ale po jakimś czasie coś zaczęło się psuć ona na imprezy wychodziła itp i były kłótnie bo nie wywiązywała się z obietnic. Kiedy ona mi raz powiedziała że odchodzi a ja na to ok to zaczęła płakać zę jak ja tak mogę itp... ale zostaliśmy razem ja widząc jak ona płacze ja przekonałem żebyśmy razem zostali... Po 3 latach jakoś doszliśmy do wniosku że ja się wyprowadzam a do niej koleżanka się wprowadza. Później wyjechała do rodzinnego miasta i tak przyjeżdżała na weekend jak mi później powiedziała nieraz była i mi o tym nie mówiła tylko chodziła na imprezy i się lizała z jakimś typem typami. Ja jej nigdy nie zdradziłem bo chciałem jej pokazać ze nie wszyscy tacy są kochałem ja choć nieraz się na nią denerwowałem. a dodam jeszcze że z 5 miesięcy przed moja wyprowadzka znów się przelizała z jakimś typem ale to był stary zarywacz i ja ją prosiłem żeby sobie nie psuła życia ona też to zrozumiała. w tym związku ona mi dawał bardzo dużo pozytywnych i negatywnych emocji. po pół roku od mojej przeprowadzki gy po nią pojechałem po imprezie gdzie była z koleżanką była awantura tylko tym razem jej nie zatrzymywałem jak zawsze darła się na mnie wyzywała że ja jestem nie czuły itp i powiedziała mi że to koniec. Po tym cały czas ze mna utrzymywała kontakt. Po miesiącu znalazła sobie jakiegoś typa. Więc ja jeszcze spróbowałem bo mi na niej zależało i tak gdy do niej jechałem i mówiłe ze to definitywny koniec i już się nie zobaczymy to ona mi się na szyje rzucała ze nie jednak to ze mna chce byc i tak było z 3 razy więc mnie strasznie przeciągała będąc w kontakcie z tamty który byłe jak mi to ona mówiła jej chłopakiem. Przyjechała so mnie będac z nim w związku i oprawialiśmy z dwa razy seks przez weekend ale to ja ją rozbudzałem (tak dama he) pożniej ona z nim zerwała znów ze mna seks i potem razem wyjechaliśmy do innego miasta a ona uciekła mówiąc że ona chce do niego jechać. Ja zostałem tak wciągniełty i tak uzależniony od niej po tym wszystki po tym rozbudzeniu moich uczuć i planów na przyszłość z nia ze mija od tej sytuacji ponad 2 - 3 miesiące a ja nie mogę sie pozbierać i cały dzień o niej myślę a rano mam terror psychiczny w głowie(to jest nie do zniesienia). Gadamy z sobą raz na tydzień. Ostatnio się z nią spotkałem w innym mieście i na spontanie pojechaliśmy za granice(obejmowaliśmy sie ale ja nie chciałem seksu czy pocałunków tak ot )na jeden dzień oczywiście swojemu obecnemu chłopakowi powiedział że jest sama. Tam jej zaproponowałem wyjazd do usa i ona tak hmm ze nie ma pieniędzy co z biletem itp ale jak jej powiedziałem że ja wszystko załatwię to na następny dzień mnie zaczela o to wypytywać i co z tego będzie więc pewnie by go pojebała i wróciła do mnie.
Co ja mam robić zostałem przez nią wielokrotnie poniżony jak nikt mnie nigdy nie poniżył zdradzał mnie a jednocześnie się o mnie troszczyła i mówiła że jestem z jej partnerów (a miała ich przed mna chyba 11stu) najlepszy w łózko że mam najlepsze umiejętności mimo iz była moja pierwsza wiec nie miałem doświadczenia.
Wiem ta historia jest mega przykra i poniżająca mnie ale ja naprawdę mam dobre serce i jestem dobrym empatycznym człowiekiem wieże ze można wybaczyć jak druga osoba wyrażę skruchę i chęć poprawy. Ale ja ją kocham nie mogę się pozbierać nie podobają mi się inne kobiety albo bardzo mały procent( a nie jestme taki żeby do każdej na ulicy podejśc) i mimo że taki mi syf robiła to ja marzę żeby wróciła czy ja jestem chory? Niczego mi nie brakuje jestem przystojny wykształcony mam plany na życie itp... A czuje się jak gówno i ze nigdy juz nie znajdę pięknej i wartościowej dziewczyny serce mi się kraja bo mam 26 lat( jestem sangwinikiem) a czuje się jak by mi się życie skończyło i ona choć mi powiedziała ze mi nie daje nadziej to tak robi że mi ją daje ja tak w tym tkwie odechciało mi się pracować rozwijać życ i działać jestem zrozpaczony po tym ile dla niej zrobiłem i jej dobra dałem swoim kosztem... Co ja mam zrobić walczyć dalej o nią i się wyniszczać czy zapomnieć o niej i przestac czuć ze żyje zamknięty niedowartościowany i zrozpaczony(bez perspektyw na miłość i dziweczynę) to jest dramat nie umiem sobie z tym poradzić i jest z dnia na dzien gorzej niż lepiej dlaczego los nie dał mi kochać i być kochanym to jest dramat albo zmierza to do konca mojej egzs tylko moja rodzina przeciez oni mnie kochaja nie mogę jejku nieiwiem co mam zrobić. Przepraszam i Prosze powiedzcie coś.