Wiem, ze takich tematow pewnie bylo wiele, po prostu nie radze sobie. Pierwszy raz przechodze cos takiego. Rozstalam sie z chlopakiem, uwazalam go za ideal mezczyzny, bylam z nim najszczesliwsza na swiecie. Zakochana po prostu. MIelismy wielkie plany, wspolne pasje, wszystko ukladalo sie pieknie dopoki nie dowiedzialam sie, ze mnie po prostu... zdradzal. Bylismy ze soba 3 lata, przyznal sie do tego sam. Mielismy kiedys rozne przejscia, znalam go takze jako singla, wiedzialam, ze nie stroni od kobiet, ale nie sadzilam, ze zdarzy sie to w zwiazku, tym bardziej, ze bylismy ze soba bardzo szczęśliwi. Nie wiem jak sobie to poukladac w glowie, co o tym myslec, jak to przetrawic i zrozumiec, dlaczego???
To byly przygodne kobiety, ktore poznawal w klubach. Nawet nie wiedzial jak maja na imie. Mielismy jakis czas temu trudniejszy czas, wyjezdzalam na pare tygodni czasem, mialam egzaminy, czasem mielismy drobne spiecia, on podchodzil to tego strasznie skrajnie, pamietam to, caly czas potrzebowal zapewnien, ze go kocham, ze bedziemy razem zawsze, wiem, ze zle sie czul, wiele spraw bylo wtedy na jego glowie, powiedzial mi, ze chcial sobie wtedy udowodnic, ze nie jestem calym jego swiatem, ze przeroslo go to uczucie, ze mial wrazenie, ze trzymam go na dystans. Mam nawet wyrzuty sumienia, ze jakos go do tego popchnelam, ze nie dalam mu tego, czego wtedy tak bardzo potrzebowal. Tych kobiet bylo pare, w ogole bylam w szoku, ze to mozliwe. Nie wiem, czy w ogole chcialam to wiedziec. Zaluje. Po wielu rozmowach, tlumaczeniach, przeprosinach, stwierdzilam, ze nie moge z nim byc, chociaz serce rwalo sie strasznie. Wyprowadzilam sie, od tego czasu minely prawie 4 miesiace, zlosc i zal do niego minely, zostala straszna pustka i tesknota. Moje zycie zamienilo sie w egzystencje tak marna, ze zal mi czasem wstawac z lozka. Nie mam watpliwosci, ze nadal go kocham, ze nie moge sobie bez niego poradzic, ze nosze na barkach taki ciezar, ze nie wiem co ze soba zrobic. Nie wiem, czy postapilam slusznie, chociaz mam powody przypuszczac, ze oprocz tego, ze jest wspanialym czlowiekiem, najlepszym facetem, jakiego poznalam, jest po prostu nalogowym zdrajca, ktory gdzies po drodze w zyciu zgubil moralnosc. Ze w ciezszych chwilach, ktore w zyciu zdarzaja sie kazdemu, to bedzie pierwsze o czym pomysli. Ze kiedys gdy bedzie letnio, albo w jakims kryzysie, w koncu zauroczy sie ktoras z tych kobiet i skrzywdzi mnie jeszcze mocniej.
Nie utrzymuje z nim kontaktow, nie pisze, nie dzwonie, on tez nie, ale mysle o nim non stop. Czasami wydaje mi sie, ze po prostu od tego zwariuje. Cokowiek nie robie, on zawsze jest przy mnie, gdzies z tylu glowy, w snach, wspomnieniach, ktore byly piekne. Czuje sie taka pusta i beznadziejna bez niego! Czasem mam lepsze dni, wtedy ciesze sie, ze czas moze leczy rany, po czym przychodzi jakis kryzys, jak dzis, ze naprawde nie wiem, nie wiem co ze soba robic. Nie wiem jak sobie pomoc, ja przestac sie dreczyc.
madziarekeh, to naturalne uczucie, przez co teraz przechodzisz. To są po prostu kolejne etapy procesu żałoby po stracie, które przeżywasz. Niestety, jest opisane w literaturze fachowej, że one mogą mieszać się ze sobą i powracać, ale kiedyś wyzwolisz się z tego. Daj czasowi czas, mnóstwo czasu, Do tego zostało naukowo udowodnione, że nasz mózg ma skłonność do zachowywania najlepszych wspomnień, stąd więc możesz myślec teraz, że wraz z partnerem utraciłaś wszystkie dobre rzeczy w życiu. Przechodziłam przez to kilka razy w życiu i doskonale Cię rozumiem, przytulam mocno. DObrze zrobiłaś, że pozbyłaś się zdrajcy ze swojego życia, skoro teraz już to robił, co by się działo, gdybyście zalegalizowali swój związek. Tymczasem zajmij się sobą, porozpieszczaj się i ufaj rozsądkowi, który na pewno Ci mówi, że dobrze postąpiłaś.
Wiem co czujesz... To potworne uczucie. Mnie facet nie zdradził, ale zostawił w ciąży. Bardzo za nim tęsknię, nie pisze, nie dzwonie, ale cały czas myślę... W tym przypadku może Ci pomóc tylko wygadanie się. Gdy są takie dni czy momenty, w których nie dajemy sobie rady to jest najlepsze wyjście. Nawet jeśli musisz mowic poraz setny o tym samym. Nie zadręczaj sie i staraj zająć sobą. Trzymam za Ciebie kciuki
Madzia,przykro mi...bo jeszcze niedawno rozmawiałyśmy i nic się na to nie zanosiło.Tu chyba nie ma dobrych,uniwersalnych rad...zajmij się sobą,wywal go z centrum swojego wszechświata.Nie jest tego wart.Ty będziesz wypłakiwać oczy,za utraconym związkiem..a dla niego to jak zgubienie komórki.Niby strata jest,ale chwilowa i niewielka.
A ból kiedyś przejdzie,jeszcze poznasz kogoś wartościowego.
Trzymaj się ciepło
A po co on Ci w ogóle o tym mówił? To dziwne. Co innego jeden skok w bok i wyrzuty tak wielkie że aż musiał się przyznać, ale notorycznie?
6 2016-07-17 15:19:17 Ostatnio edytowany przez Paweło (2016-07-17 15:19:51)
Bo nie wiesz co to utrata zaufania. Jakby kobieta zdradziła jednorazowo męża też efekt byłby podobny.
Powiedzial mi po jakiejs glupiej klotni, mysle ze pekl, dreczylo go to, mysle ze bal sie tez. Na poczatku nawet w to nie uwierzylam, chyba bylam w szoku, ale mysle ze byl absolutnie szczery, moze potem zalowal tego wyznania, nie wiem. Chyba w zyciu nie widzialam takiej rozpaczy u faceta, te wszystkie slowa, obietnice i prosby ciagle tluka mi sie po glowie. W te gorsze dni mysle czy bylo warto, czy podjelabym taka decyzje jeszcze raz gdybym wiedziala, przez co bede przechodzic teraz, ze bede nadal tesknic, kochac, myslec, zamartwiac sie. Czy moze jednak trzeba wybaczac. Boje sie, bardzo, najbardziej chyba, ze juz nigdy tego nie poczuje, ze juz nigdy nie spotkam takiej osoby. a na pewno tak bedzie bo nie ma dwoch takich samych osob. Ta zlosc juz minela, zostala straszna pustka w sercu, nie wiem jak sobie z tym poradzic. Boze, bylam taka szczesliwa.
Jedyne co mnie utwierdza w tym, ze postapilam slusznie, jest to, ze niemal zaraz po tym jak sie wyprowadzilam, znowu rzucil sie w ramiona przygodnych kobiet, wiec to chyba jednak jego lek na cale zlo. Chociaz tak naprawde w takim stanie, z tego tez moge go latwo wytlumaczyc.
Jestem tak zmeczona tym analizowaniem a nie moge przestac tego robic. W myslach z nim rozmawiam czasem, wariuje po prostu. Wszyscy mi mowia ze czas, ze to minie, ale kiedy ja sie pytam??? Minelo 4 miesiace, ktore sa dla mnie jak wiecznosc a ja ciagle nie moge sie pozbierac. Ciagle cos planuje, sprzatam, krzatam sie i ciagle nie moge sie uwolnic. Przez ten caly czas wszystko oparlam na tym zwiazku, byl plan, ze bedziemy ze soba na zawsze, wiem, ze czekal tylko na odpowiedni moment zeby sie oswiadczyc, a ja juz prawie nosilam pierscionek na palcu, wszystko co robilam niemal, robilam z mysla o nim, o nas. Wszystko to stracilo sens. Mam jakies plany, ale sa mdle i niesatysfakcjonujace, a ja egzystuje z dnia na dzien i czekam na lepsze dni. Spotykam sie ze znajomymi, costam jem, czytam, czasem sie smieje ale tak naprawde nie wiem czy ja na pewno zyje. Naprawde nigdy nigdy nic nie bolalo mnie jeszcze w ten sposob.
Ah Majka, Skonczyl sie zwiazek, skonczylo sie magiczne miasto jak pewnie sobie wyobrazasz. Zdjec tez mi sie juz nie chce nawet robic, wszedzie pelno wspomnień. Ale bede sie jakos trzymac, dzieki
Madziarekeh, pomyśl, kim byłabyś, gdybyś tak tego "nie przechodziła, nie tęskniła, kochała, zamartwiała się"?
Byłabyś robotem. Lalką bez uczuć.
To normalne,że przeżywasz. Pozwól sobie na te wszystkie emocje. Niech będą, bo musza być.
Jedyne co powinnaś zrobić, to starać się temu przyglądać tak trochę z boku, jak obserwator. Patrzysz na siebie i widzisz jak cierpisz, widzisz, jak Ci źle. Ale jednoczesnie tak patrząc jesteś takim trochę bezstronnym obserwatorem - który nie analizuje, nie przeżywa, nie ocenia... tylko patrzy i wie, dlaczego tak jest, wie, co się stało, wie, że tak właśnie ma być, że tak jak jest, z tymi wszystkimi emocjami, z poczuciem beznadziejności i pustki - jest dobrze.
Spróbuj oddzielić emocje i to co się z Tobą dzieje od "tego czegoś" w głębi Ciebie, tego czegoś, co jest Twoją prawdziwą naturą - Twoją siłą, mocą, szczęściem, które nie zależy od innych osób ani żadnych wydarzeń - masz je głęboko w sobie i nic nigdy temu nie zagraża.
4 miesiące to bardzo mało. Będzie lepiej. Poszukaj odpowiedzi, rozwiązań, znajdź inny sposób patrzenia na siebie i na świat - w ten sposób zmienisz to przykre wydarzenie w dobrą i ciekawą lekcję, która uczyni Cię osobą silniejszą niż wcześniej.
Znowu wrocilo. Wystarczy jakis drobiazg, zeby wyprowadzic mnie z rownowagi. Znowu mysle, plawie sie we wspomnieniach. No kiedy to minie??? Jak mam sobie pomoc, zeby to odpuscic? Jestem tym wszystkim zmeczona, chce po prostu zapomniec. Moze powinnam pousuwac go z portali spolecznosciowych, telefonu, nie wiem. Chociaz watpie czy to usunie go z mojej glowy. To juz 4 miesiace, dopiero 4 miesiace. Z jednej strony wydaje mi sie, ze to wiecznosc, z drugiej, te uczucia sa tak swieze, jakby to dzialo sie wczoraj.
Spotykam sie z innymi od jakiegos czasu, ale to jakis dramat, przekonuje sie tylko, ze z nikim juz tak, ze nikt tak jak on.
Przetrzepalam watkowo to forum. Dziewczyn takich jak ja jest wiele, niektore po 2 latach jeszcze nie moga dojsc do siebie. Boje sie, ze za 2 lata tez moge obudzic sie w tym samym punkcie.
Moze byloby mi latwiej, gdybym to nie ja podjela ta decyzje, gdyby po prostu zostawil mnie dla innej, nie wiem. Zamiast tego hucza mi po glowie jego obietnice, ta rozpacz. A jesli mowil prawde, a ja nie dalam rady? Jesli jestem slaba? Jesli odpuscilam, a moglam byc z nim znowu najszczesliwsza na swiecie?? Pomocy
10 2016-08-08 21:05:34 Ostatnio edytowany przez Leila01 (2016-08-08 21:06:59)
Znowu wrocilo. Wystarczy jakis drobiazg, zeby wyprowadzic mnie z rownowagi. Znowu mysle, plawie sie we wspomnieniach. No kiedy to minie??? Jak mam sobie pomoc, zeby to odpuscic? Jestem tym wszystkim zmeczona, chce po prostu zapomniec. Moze powinnam pousuwac go z portali spolecznosciowych, telefonu, nie wiem. Chociaz watpie czy to usunie go z mojej glowy. To juz 4 miesiace, dopiero 4 miesiace. Z jednej strony wydaje mi sie, ze to wiecznosc, z drugiej, te uczucia sa tak swieze, jakby to dzialo sie wczoraj.
Spotykam sie z innymi od jakiegos czasu, ale to jakis dramat, przekonuje sie tylko, ze z nikim juz tak, ze nikt tak jak on.
Przetrzepalam watkowo to forum. Dziewczyn takich jak ja jest wiele, niektore po 2 latach jeszcze nie moga dojsc do siebie. Boje sie, ze za 2 lata tez moge obudzic sie w tym samym punkcie.
Moze byloby mi latwiej, gdybym to nie ja podjela ta decyzje, gdyby po prostu zostawil mnie dla innej, nie wiem. Zamiast tego hucza mi po glowie jego obietnice, ta rozpacz. A jesli mowil prawde, a ja nie dalam rady? Jesli jestem slaba? Jesli odpuscilam, a moglam byc z nim znowu najszczesliwsza na swiecie?? Pomocy
Najszczęśliwsza, zdradzana notorycznie przyszła narzeczona. .. Daj spokój...
To szczęście było iluzją bo nie wiedziałaś co się dzieje naprawdę. Ten Twój idealny facet to kawał gnoja skoro wpierw kopuluje z inną, NIE JEDNĄ, a potem przytula się do Ciebie.
Wstrętne.
Przebadałaś się?
nie, nie przebadalam sie. Zaraz po tym jak sie dowiedzialam, myslalam dokladnie tak samo. Ze jest obrzydliwy, zepsuty, ze go nienawidze i ze to jest wstretne. Nadal tak mysle, ale tak naprawde nawet juz nie jestem zla. Jestem nieszczesliwa. Wysluchalam go potem, stwierdzilam, ze tak nie moge, ciagle tluka mi sie po glowie jego slowa, obietnice, przeprosiny. W takich zlych chwilach mysle, ze jestem slaba, ze powinam mu wybaczyc bo go kocham. Moze bylaby jakas szansa ze kiedys moze bylabym znowu szczesliwa, z nim. Ja go troche tlumacze, troche obwiniam tez siebie, tak naprawde chcialabym juz przestac to analizowac i trzymac sie tego co podpowiada mi rozum. Poza tym byl dla mnie wszystkim, przyjacielem, chlopakiem, kochankiem, wszystkim, to nie bylo zludzenie, czuje jakbym stracila najblizsza osobe na swiecie. tesknie za jego mama, rodzina, znajomymi. oczywiscie, odcielam sie od nich wszystkich, nie widze innego rozwiazania. Stworzylismy swoj swiat, ktory legl w gruzach i nie moge sie w tym odnalezc.
Czasem jest lepiej, zaczelam nawet spotykac sie z innymi facetami. Troche na sile, i niestety podsycilo to tylko uczucia do niego. Wiem, ze jest tu wiele takich dziewczyn, nie wiem, czego potrzebuje. Moze, zeby ktos powiedzial, ze sluchaj ja wybaczylam i jestem szczesliwa albo nigdy tego nie rob bo Ci ludzie to nalogowcy. Tak zreszta chyba sama mysle. Ze jak ktos tak potrafi to stanie sie tak wczesniej czy pozniej kolejny i kolejny raz.
Oczytalam sie tez o tych etapach zaloby, wiem, ze musze to przetrwac, tylko nie wiem jeszcze jak. Naprawde chcialabym zaczac znowu zyc. Odpuscic, nie myslec, nie martwic sie. Dodatkowo, mieszkam w "jego" miescie. Moze powinnam wyjechac, rzucic to wszystko, nie wiem.
nie, nie przebadalam sie. Zaraz po tym jak sie dowiedzialam, myslalam dokladnie tak samo. Ze jest obrzydliwy, zepsuty, ze go nienawidze i ze to jest wstretne. Nadal tak mysle, ale tak naprawde nawet juz nie jestem zla. Jestem nieszczesliwa. Wysluchalam go potem, stwierdzilam, ze tak nie moge, ciagle tluka mi sie po glowie jego slowa, obietnice, przeprosiny. W takich zlych chwilach mysle, ze jestem slaba, ze powinam mu wybaczyc bo go kocham. Moze bylaby jakas szansa ze kiedys moze bylabym znowu szczesliwa, z nim. Ja go troche tlumacze, troche obwiniam tez siebie, tak naprawde chcialabym juz przestac to analizowac i trzymac sie tego co podpowiada mi rozum. Poza tym byl dla mnie wszystkim, przyjacielem, chlopakiem, kochankiem, wszystkim, to nie bylo zludzenie, czuje jakbym stracila najblizsza osobe na swiecie. tesknie za jego mama, rodzina, znajomymi. oczywiscie, odcielam sie od nich wszystkich, nie widze innego rozwiazania. Stworzylismy swoj swiat, ktory legl w gruzach i nie moge sie w tym odnalezc.
Czasem jest lepiej, zaczelam nawet spotykac sie z innymi facetami. Troche na sile, i niestety podsycilo to tylko uczucia do niego. Wiem, ze jest tu wiele takich dziewczyn, nie wiem, czego potrzebuje. Moze, zeby ktos powiedzial, ze sluchaj ja wybaczylam i jestem szczesliwa albo nigdy tego nie rob bo Ci ludzie to nalogowcy. Tak zreszta chyba sama mysle. Ze jak ktos tak potrafi to stanie sie tak wczesniej czy pozniej kolejny i kolejny raz.
Oczytalam sie tez o tych etapach zaloby, wiem, ze musze to przetrwac, tylko nie wiem jeszcze jak. Naprawde chcialabym zaczac znowu zyc. Odpuscic, nie myslec, nie martwic sie. Dodatkowo, mieszkam w "jego" miescie. Moze powinnam wyjechac, rzucic to wszystko, nie wiem.
Przede wszystkim zaakceptuj to, że darzysz go wciąż miłością.
Jednakże miłość stawia granice i Ty to uczyniłaś.
Spróbuj po prostu zaakceptować ten stan, nie narzucaj sobie myśli, nie ciśnij, że coś powinnaś.
Na chwilę obecną tak jest, nie jesteście już razem, a wszystko to, co wypracowaliście razem zostało przerwane.
Wytrwaj w tym stanie kilka miesięcy/rok, może będzie dane się znów spotkać.
Po tym czasie będziesz wiedziała, czy potrafisz przebaczyć, czy nadal go chcesz, no i też, czy jemu na Tobie zależy.
Ale być może się już nie spotkacie, wasze drogi się nie połączą.
Tak też może być.
Ale skoro potrafiłaś kogoś kochać, to znaczy, że miłość jest w Tobie. Może za jakiś czas będziesz mogła znów nią kogoś obdarzyć.
Życie jest nieprzewidywalne.
Witam Drogie Panie
Trochę siedze tutaj na forum przez jakiś czas i czytam. Wrzuce coś od siebie to może znajdę trochę zrozumienia. 7 lat temu postanowiłem pojechać za chlebem do Anglii. Język miałem w małym palcu od dziecka, ot tak przyszło wraz z nie przetłumaczonych jeszcze wtedy kreskówek z cartoon network. Brata tam miałem to nie bałem się o dach nad głową a praca przy trochę szczęścia się znajdzie. Po intensywnych poszukiwaniach i przeszło pół roku znalazło się, to przez następny rok było ok. Jakiś czas później przybyło pracy, no to i pieniążków, oraz rąk do pracy. Z pieniędzy udało mi się znaleźć kąt dla siebie na wynajem, mała klitka dla singla ale okazyjna cena. Z ludzi znalazłem jednego, albo raczej jedną. Słodką Czeszke co również przyjechała z tego samego powodu. Z uwagi że rodzinne miasto jest na granicy Czesko Polskiej na Śląsku i tego języka udało mi się liznąć.
Zaiskrzyło między nami. Spotykaliśmy się, poznawalismy, spędzaliśmy ze sobą tyle ile to możliwe. Bajka nie życie, cudownie. I tak zostało. 4 lata żyliśmy w Anglii w różnych miejscach, różnych pracach, razem we związku. Poznałem jej rodzine, mieliśmy plany na przyszłość tak więc przyszedl czas na pierścionek.
Powiedziała TAK.
Nie mógłem być szczęśliwszą istota na ziemi.
Postanowiliśmy pod jej prośbami, bo tam ma rodzinę że jedziemy żyć w Czechach.
W średnim domku z działką żyjemy sobie Ja, moja Narzeczona i starsze małżeństwo z jej rodziny. Każdy ma swoją cześć domu, ogródek, szklarnie, altanke a ludzie przemili, każdy ma swoje życie. Udało nam się kupić przez ten 5cio nieco letni czas razem kupić wszystko co byśmy potrzebowali do życia, planowaliśmy ślub.
Dziś jest 61 dzień od kiedy powiedziała że chce się rozstać i mam się wyprowadzić.
Żyje w 3x3m pokoju do wynajęcia w Czechach z kufrem ubrania i nadmuchiwanym materacu. Żyje chyba tylko temu że mam nadal prace bo każdego dnia borykam się z ciągłym drżeniem, brakiem snu , nie jedzeniem, obwinianiem siebie za to wszystko co się stało. Może przez te kłótnie małe czy większe ale nigdy nie chciałem jej zostawić czy zdradzić.
11 dni temu dowiedziałem się że poszła do faceta z którym pracuje na lince w fabryce razem. Każdego dnia gdy kończe prace widze ich razem bo tak się składa ze wszyscy pracujemy w tym samym miejscu na tych samych zmianach. Każdym razem gdy ich widze... Nie umiem jej nienawidzić a odebrała mi wszystko. Czuje się żałośnie jako 30 letni facet. Nie umiem się z tym wszystkim pogodzić. Ciężko mi się dogadać z ludowymi a pójść to tutaj tylko na alkoholizm. Życie dało mi pięknie w kość a ja chciałbym coś jeszcze z niego ugryźć. Niewiem co mam zrobić ze sobą. Kraj i Praca jest niczego sobie, czy lepiej wyemigrować? Czy czekać na lepsze czasy czy iść dalej? Niewiem już chyba nie umiem myśleć.
Może ktoś doradzić?! Czuje że zaraz zwariuje
Mozesz, jak Ci sie tam podoba, zostac w Czechach, ale zmien prace, zeby jej nie widywac.Wtedy rana szybciej sie zagoi.Zalatw tez sprawy majatkowe - kupiliscie wspolnie domek ?
Tylko tak mysle.Sciagnela Cie do Czech.Czy wtedy widziala przyszlosc z Toba ? Co sie stalo ? Odkochala sie, czy nigdy Cie nie kochala ?
Hej
Wszystko było ok. Jak i wcześniej tak później, nieruchomości udały się jako pomoc od jej rodziny więc o to się nie moge wdawać. Majątek teoretycznie załatwiony ale ciężko zgromadzić dużą ilość gotówki w bardzo szybko więc niestety pół teraz a pół i extra później. Brak mi zaufania dla niej ale znam jej możliwości majątkowe więc jakiekolwiek staranie się o więcej nienawidzić sensu. Poza tym ciężko było by mi pytać o pieniądze.
Co będzie to będzie jeśli chodzi o finanse.
Tak ściągnęła mnie choć mnie na wyspach również nie w smak. Inna mentalność.
Co się stało? Chyba się odkochala, przez kłótnie o bzdety choć to i związkach normalne. Przynajmniej sobie tak wmawianie. Zobaczyła siebie i swoją historie w innym facecie.
Pracy raczej nie zmienie do końca kwietnia.
Skończę umowe i mam niby wolne ręce.
A czy nigdy mnie nie kochała? Raczej się nigdy nie dowiem
Madziarek, ja z mojej strony mogę ci tylko napisać, że to powoli, powolutku będzie mijało...może w to teraz nie wierzysz, ale tak będzie. Pisz tutaj i czytaj to forum, to też pomaga, mnie pomogło...czułam sie podobnie jak ty, schudłam, brałam leki, nie spałam, odcięłam się od świata, zaniedbałam przyjaciół...myślałam,że świat się skończył,że bez niego nie mogę żyć...mogę. Minęło półtora roku, po Nowym Roku wykasowałam jego nr. Z wielkim bólem, ale to było moje postanowienie. Nie mam jego rzeczy, nie podglądam go nigdzie, nie kontaktuję się. To najlepsze lekarstwo. Jeszcze do końca mi nie przeszło, ale idzie ku lepszemu. Podobnie jak ty, wstaję do pracy i wydaje mi się,że nie ma sensu zaczynać dnia...nic mylnego, trzeba zyć dla siebie i dla świata. Po rozstaniu, znajomy powiedział mi,że wyglądam, jakby mnie ktoś ołowiem oblał, jak Hana Solo w Gwiezdnych wojnach, zamrożona...nie daj się temu, czekaj na tego właściwego, pokochaj osobę, z którą codziennie jesteś - siebie. Trzymam kciuki, bo doskonale cię rozumiem