Cześć wszystkim, chciałbym opisać w skrócie mój problem. Mianonwicie byłem z Kobietą około roku. Początki były cudowne i wyjątkowe. Zaangażowałem się bardzo po krótkim czasie mimo, że przychodzi mi to z trudem zawsze. Potem dosyć szybko zamieszkaliśmy ze sobą i wciąż było super. Planowaliśmy przyszłość, dzieci. Jesteśmy w takim wieku, że to już najwyższy czas. Niestety po Wielkanocy zaczęło się coś psuć. Częściej się kłóciliśmy. Były złośliwości. Oboje mamy bardzo trudne charaktery. Nawet wyprowadziłem się na dwa dni, żeby przemyśleć wszystko, ale nie z myślą o rozstaniu. Wróciłem i wszystko było dobrze znów przez niedługi czas, bo to co się później stało zaważyło na tym dlaczego tutaj piszę. Mianowicie z dnia na dzień przestała się do mnie odzywać i trwało to 10 dni. Myślałem, że jest chora albo coś poważnego się stało, ale po tym czasie okazało się, że to był po prostu foch, bo niby nie zrobiłem rzeczy które obiecałem, że zrobię. Mniejsza z tym co to było. Ja te rzeczy załatwiałem i dopiąłem wszystko, ale stwierdziłem, że skoro nie chce ze mną rozmawiać to póki co nie będę o tym mówił. Taka walka kogutów, nieświadoma z mojej strony. Jak się dowiedziałem, że to o to chodzi, to się strasznie zdenerwowałem. Niestety po imprezie pod mocnym wpływem alko, wyrzygałem wszystko i ją obraziłem (pare miesięcy wcześniej po ostrej kłótni też powiedziałem spier...). Kazała mi się wynosić. Wyprowadziłęm się i po tygodniu do niej poszedłem porozmawiać. Nie chciała, wciąż była zła i powiedziała, że potrzebue czasu. Po kolejnym tygodniu spotkaliśmy się i usłyszałem, że to koniec, że mnie kocha i wie, że mnie krzywdzi, ale nie potrafi mi zaufać. Że skoro dwa razy ją obraziłem to zrobię to znów. Że chce ale nie potrafi. Ja wiem, że taki nie jestem. Z natury jestem bardzo spokojny i coś mnie musi bardzo bardzo zdenerwować, żebym wybuchł. Myślę, że za wcześnie zamieszkaliśmy razem. Nie dotarliśmy się do końca. Zależy mi na niej bardzo, kocham ją, wiem, że zraniłem, ale czy aż tak, że nie można mi więcej zaufać? Na codzień bardzo ją szanowałem, czego nie ukrywa. Pomagałem we wsystkim. Codzienne obowiązki dzieliliśmy na pół. Starałem się. Powiedzcie mi... Walczyć? Serce się rwie. Tylko jak?
A i żeby nie było ja od niej też usłyszłem pare złych słów i złośliwości.