Witam,
jestem nowa na forum. Piszę..., ponieważ chce się wygadać i może posłuchać czy komuś też się to przytrafiło. Najpierw może się przedstawię, powiem troszkę o sobie. Jestem mężatką od prawie 4 lat, mieliśmy z mężem różne chwile jak to w każdym małżeństwie, ale dawaliśmy radę. Dużo przeciwności stawało nam na drodze, niechęć ze strony jego rodziców, ciągłe awantury z tego powodu, trudności z zajściem w ciąże itp. Oddalaliśmy się od siebie, ale w końcu stał się cud, największy jaki mógł się przytrafić - zostaliśmy Rodzicami. Czułam się w końcu spełniona. Miałam dużo czasu ostatnio i zrozumiałam, że przez te wszystkie problemy, które nas spotykały oddaliśmy się z mężem od siebie. Nie ma już miłości, ale zostało przyzwyczajenie... Mąż też to czuje, zresztą raz to przyznał. Mimo wszystko oboje nie potrafimy bez siebie żyć, nie umiemy tak po prostu siebie zostawić, pozbawić dziecka pełnej rodziny. Może z jednej strony jakaś iskierka miłości została skoro tak jest... Sama nie wiem.
Przejdę może do sedna.
Zanim poznałam męża spotykałam się z pewnym facetem. Ideał mężczyzny (mój) - bogaty, wykształcony, nieziemsko przystojny. W przeciwieństwie do mnie - "szara myszka". Spotykaliśmy się, ale nie wyszło. Zresztą tak podejrzewałam, że to nie ma przyszłości, ale uczucie do Niego było silniejsze... Potem się wszystko skończyło. Każdy układał sobie życie na nowo. Ja poznałam męża, zakochałam się, wyszłam za mąż, teraz urodziłam dziecko. Minęło 8 lat. Nie widziałam Go tyle czasu. Ale wiecie co? Przez cały ten okres nie przestałam kochać tamtego mężczyzny. Nie wiem dlaczego, nie wiem jak potrafiłam pokochać obecnego męża czując coś do tamtego faceta. Wiedziałam, że nie pokocham męża jak tamtego... Teraz powiecie, że nie powinnam wiązać się z mężem, ale chciałam być szczęśliwa, ułożyć sobie życie, bo wiedziałam, że tamten związek nie ma już przyszłości. Nigdy nie dałam odczuć mężowi, że jest ktoś inny, nigdy Go nie zdradziłam. Walczyłam o swoje małżeństwo jak było bardzo źle. Oddałabym wszystko za swoją rodzinę...
Ale... Czasem o nim myślę, myślę o swojej niespełnionej miłości. Wiem, że On gdzieś tam jest, też układa sobie życie, pewnie mnie już nie pamięta, ale ja Jego będę zawsze pamiętać.
Czy popełniłam błąd wiążąc się z obecnym mężem? Skoro miałam swoją wielką miłość? Nie mogłam sobie ułożyć życia? Czasami mam wyrzuty sumienia, że może dlatego z mężem czasami nam się nie układało... Mimo tego, że starałam się, żeby nigdy ten "drugi" nie był w naszym życiu...
Przychodzą takie chwile kiedy chciałabym chociaż raz, ostatni raz tą swoją niespełnioną miłość... Czy kiedyś to przejdzie? Minęło 8 lat... Dalej jest to samo... Uczucie do Niego nie maleje a oddalamy się z mężem od siebie...
Jak sobie z tym poradzić?
Pozdrawiam, Flammable.