Córka Piotrusia Pana - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » MOJA NIESAMOWITA HISTORIA » Córka Piotrusia Pana

Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 11 ]

1

Temat: Córka Piotrusia Pana

Witajcie,

To będzie pierwszy raz, gdy na forum publicznym opowiem moją historię. To jeden z powodów mojej rejestracji. Wahałam się bardzo długo, bo z jednej strony ciągle coś we mnie boi się, że ktoś skojarzy fakty, dowie się za dużo, a z drugiej... Muszę, po prostu muszę was ostrzec. Długo też zastanawiałam się, jaką formę powinna przyjąć ta opowieść. W końcu uznałam, że skoro mam jakiś talent do grafomaństwa, to może stworzę swego rodzaju "bajkę".
Poniższa historia wydarzyła się naprawdę. Będzie opowiadać o pewnym człowieku, a w zasadzie o pewnym typie człowieka. Jeśli w mężczyźnie, z którym jesteście, dostrzeżecie niepokojący objaw przypominający to, co zostanie opisane poniżej, miejcie oczy szeroko otwarte. Piotrusie znakomicie się kamuflują.
Czytałam tutaj dużo historii pisanych przez partnerki Piotrusiów. Chcę wam opowiedzieć, jak to jest - być dzieckiem Piotrusia, być jednym z Zagubionych Dzieci.

Pamiętam mojego ojca jako superbohatera. Znał sztuki walki, był bardzo wysoki, o sylwetce typowego "misia", bardzo silny, zawsze biegł szybciej ode mnie. Wydawał się zamknięty w swoim świecie, na jego miłość trzeba było sobie zasłużyć. Miał wspaniałe pasje, ale nie tolerował w nich porażek. Miał mnóstwo życiowych mądrości. Gdy wspinaliśmy się po górach, opowiadał, "że nie jest ważne osiągnięcie szczytu, ważna jest droga na szczyt". Palił jak smok, dwie paczki dziennie, nerwowo wyginał swoje odstające uszy i miał głęboko osadzone oczy pod ciemnymi, gęstymi brwiami. Mam to po nim i też przez to wyglądam, jakbym cały czas była na kogoś zła. Zabronił mi mówić mamie, że pali papierosy w samochodzie, podczas jazdy, przy otwartym oknie. Przywoził mi zabawki ze swojej pracy i, jeśli coś mi się udało, chwalił się mną przed znajomymi, co napawało mnie wielką dumą. Znosił cierpliwie wszystkie moje pytania, w szczególności te, jak działają wulkany i skąd się biorą trzęsienia ziemi i, gdy mieliśmy już komputer, znajdował mi filmiki o tornadach, z których nic nie rozumiałam, ale uwielbiałam je oglądać.
Po pewnym czasie pojawił się mój brat. Łapał mnie za włosy i zabierał mi zabawki. W góry podróżował w nosidle, często zostawał z mamą przy schronisku, podczas gdy ja i ojciec szliśmy wyżej. Byliśmy "twardzielami", oni byli "mięczakami".
Gdy rosłam, powoli zaczynałam zauważać, że coś w domu jest nie tak. Ojciec zmienił pracę, teraz całymi dniami siedział w domu, na laptopie. Mało, o ile w ogóle, pomagał mamie. Rodzice kłócili się, a ja z bratem zamykaliśmy się w pokoju, żeby ich nie słyszeć. Wtedy dostrzegłam, że dla własnego dobra, lepiej interesować się tym, co ojciec i nie sprzeciwiać się. Ciągle go szanowałam, chociaż szacunek zaczął być powoli przeplatany strachem. Brat był większym buntownikiem, sprzeciwiał się, za byle co dostawał lanie - w konflikcie przedszkolak kontra dorosły mężczyzna zwycięzca był tylko jeden. Obrywało mu się za to, że spadł mu widelec ze stołu, za wniesienie błota do domu... Ja siedziałam cicho. Coraz częściej. Bałam się interweniować, zamykałam w swoim świecie. Zbiegło się to w czasie z pójściem do gimnazjum. Obce środowisko, inność, skupienie na nauce sprawiło, że nie miałam zbyt wielu znajomych ani przyjaciół. Nadrabiałam to znajomymi w Internecie - oczywiście, w tajemnicy przed ojcem.
Wtedy wydarzyło się coś, po czym otwarcie przyznałam, że ojca się boję.
W moje urodziny mama odkryła, że ojciec miał kochankę. Co więcej, że na ich wspólnym koncie regularnie rosło zadłużenie z tego tytułu. Pamiętam awanturę, jaka wtedy się odbyła. Pamiętam ojca, który pochylał się nad fotelem i dusił mamę, a ja trzymałam brata, który chciał biec jej na pomoc. Bałam się, że ojciec nam też zrobi krzywdę.
W domu nie było go parę dni. To, co się działo później, znam z relacji mamy - wrócił jak pies z podkulonym ogonem i przed babcią i rodzeństwem mamy przysięgał na kolanach, że nigdy więcej. Także od mamy wiem, że to nie pierwszy raz - przed urodzeniem brata też tak było, tylko byłam zbyt mała, by to pamiętać.
W domu nastąpiło zawieszenie broni. Ja się chowałam w pokoju i w Internecie przed światem, brat biegał z kolegami i czasem obrywał od ojca, mama wzięła dodatkowy etat, żeby naz utrzymać. A ojciec... pod pozorem pracy w domu robił długi. W gimnazjum uczyłam się do konkursów i wracałam późno, po szkole gotowałam obiady dla siebie, brata i ojca, obrywałam za to, że jakiś ziemniak był twardy, podczas gdy sam awanturujący się nie pomagał nam nic. Potrafił gotować, ale gdy już to robił, to "znaj łaskę pana".
W szkole odcięłam się wtedy towarzysko, co zostało zauważone przez kilku typków z klasy. Prześladowania nie były wielkie, nie. Jakieś popchnięcie, kiedyś wrzucili mi zgniłe jajko do buta, najgorsze było chyba rzucanie kamieniami. Wzruszałam ramionami - i tak była to ostatnia klasa, a do liceum chciałam się wynieść jak najdalej. Żyłam w takiej apatii, że prawdę mówiąc, było mi wszystko jedno.
Przełom nastąpił przed egzaminami. Pojechałam na kilka dni do koleżanki, a w trakcie dowiedziałam się, że ojciec się wyprowadził. Mama odkryła, że nigdy nie zerwał kontaktu z tamtą kobietą i to do niej właśnie pojechał. Pamiętam, że próbował urządzać nam awanturę, gdy mama nie chciała oddać nam kart kredytowych, gdy wrócił jeszcze po część swoich rzeczy.
Nie było go miesiąc. Odkryłam, jaki to spokój mieć swoje poglądy, swoje ulubione książki i ulubiony rodzaj muzyki. Odwiedził nas raz, pod koniec napomknął mamie, że może chciałby wrócić... To wystarczyło, aby podjęła odpowiednie środki zaradcze. Gdy dostaliśmy telefon, że wraca, zwialiśmy do babci. W szkole wytłumaczyliśmy to grypą żołądkową.
Potem nastąpiło piekło. Mama złożyła pozew o separację i o przemoc w rodzinie. Wszyscy byliśmy zgodni co do jednego: ojciec nie wraca. Jego szał był straszny. Nachodził nas w domu (który na szczęście należał do mamy, więc wystarczyło ojca wymeldować, ale to nie przeszkadzało mu dobijać się i wyć godzinami pod naszymi drzwiami). Policja jedyne co, to poradziła nam lepszy zamek w drzwiach założyć. Zresztą - miał kolegów wśród dzielnicowych. Jakimś cudem, gdy wzywaliśmy policję, zmywał się pięć minut przed ich przyjazdem i krył za płotem sąsiada, by wrócić, gdy tylko odjechali. Gdy byłam przesłuchiwana w sprawie przemocy w rodzinie, zostałam niemalże wyśmiana, a przy jednej z ucieczek z domu (gdy ojciec nie był jeszcze wymeldowany) w eskorcie policji, policjantka pozwoliła, by szarpał mamę i nic nie zrobiła.
Koniec końców był happy end. Mama dostała separację, a po badaniach psychologicznych sąd ograniczył ojcu prawa rodzicielskie i kontakty do zaledwie telefonicznych. Nie mieliśmy z nim prawie żadnego kontaktu, co nie pozwoliło mu czasami podnosić nam ciśnienia. Alimentów nie płaci, za to mama musiała spłacić jego dług (i robi to dalej). Po wyprowadzce tułał się po różnych kobietach, zapożyczał w tzw."szybkich pożyczkach" (czasami pukali do nas poważni panowie w garniturach, pytając, gdzie on jest). Jedyne informacje, jakie o nim mam, to jego konta na portalach randkowych (których zrzuty ekranu zbieram skwapliwie) i jego publiczny profil na FB, z którego wynika, że jest za granicą i obecnie jest "singlem", chociaż miał po drodze kilka kobiet.
Minęło już kilka lat. Ostatni raz rozmawiałam z nim przez telefon w moje 18 urodziny.

Nie chcę wiedzieć, co u niego. Nie interesuje mnie to zupełnie. Musiałby się zmienić, żebym cokolwiek od niego chciała. Dopóki dalej będzie mknącym przez świat małym Piotrusiem Panem, który tylko się bawi i nie interesuje życiem, dopóki nie nauczy się panować nad swoimi napadami szału, jest u mnie spalony. Podejrzewam u niego objawy choroby afektywnej-dwubiegunowej, ale w trakcie epizodów manii jest zbyt szalony, by przyznać, że jest chory, a w trakcie epizodów depresji... leczy się na depresję.

Kiedyś nie byłam w stanie o tym rozmawiać. Dziś jestem. Pisałam to spokojnie, nawet łza nie popłynęła. Czuję się z siebie dumna. Nie twierdzę, że jego wpływ w ogóle na mnie nie działa. Prawdopodobnie całe życie będzie gdzieś we mnie siedział. Tyle dobrze, że zdaję sobie z tego sprawę.

Dziękuję, że to przeczytaliście. Uważajcie na Piotrusiów, proszę.

Zobacz podobne tematy :

2

Odp: Córka Piotrusia Pana
Vakme napisał/a:

Dziękuję, że to przeczytaliście. Uważajcie na Piotrusiów, proszę.

To ja dziękuję za kawałek fajnej lektury. Przeczytałam z zainteresowaniem.

3

Odp: Córka Piotrusia Pana

Yo. Przeczytałem i w sumie... nic nowego nie wywnioskowałem tongue . Takich historii jest dużo. Zdecydowanie za dużo na tym świecie. Ciekawsze jest jedno - co Ty teraz z tym zrobisz. To może być zdecydowanie ciekawsza historia hehe. A historia ma to do siebie, że lubi się powtarzać. Tak tylko ostrzegam... smile

4 Ostatnio edytowany przez Vakme (2016-05-22 02:55:49)

Odp: Córka Piotrusia Pana
Adrian89 napisał/a:

Yo. Przeczytałem i w sumie... nic nowego nie wywnioskowałem tongue . Takich historii jest dużo. Zdecydowanie za dużo na tym świecie. Ciekawsze jest jedno - co Ty teraz z tym zrobisz. To może być zdecydowanie ciekawsza historia hehe. A historia ma to do siebie, że lubi się powtarzać. Tak tylko ostrzegam... smile

Doskonale to ująłeś. Zdecydowanie za dużo.

Co ja z tym zrobię? Już staram się robić. Przede wszystkim, żyję. Nie mam depresji, nie chodzi to za mną, jedyne co zostało to trochę żalu, ale przeszłości nie zmienię. Co mnie nie zabije, to mnie wzmocni. Staram się wyciągać z tego pozytywy.
Mimo tego, jaki był, jednak trochę mnie nauczył. Pewnie się starał być dobrym ojcem... na swój sposób. Wiem, jaki miał przykład w domu. Dzięki temu, że odszedł, nauczyłam się być sobą. Spotkałam na swojej drodze dobrych ludzi. Nie było lekko, ale dałam radę. Dostałam się na studia (rozwinęłam pasję, która nigdy mu się u mnie "nie podobała"), niedawno na praktyki, pracuję dorywczo w zawodzie... Ufam, że będzie dobrze. Po coś to było.

Wiem, że historia lubi się powtarzać. Wie o tym mój chłopak, starszy o kilka lat, też po przejściach. Dużo rozmawiamy, ja staram się podbudować jego pewność siebie, bo całe życie miał wmawiane, że jest nikim, a on walczy z moim brakiem asertywności i (czasem jeszcze) problemem z decydowaniem o sobie. Powolutku, małymi kroczkami do przodu. Oboje nad sobą pracujemy, charaktery mamy podobne, chociaż reszta jest całkowicie różna big_smile

Twoje ostatnie zdanie powtarza mi niemal każdy, kto się o tym dowiaduje. Czasami to brzmi trochę jak wyrok. Postaram się żyć dobrze, spokojnie, w zgodzie z własnym sumieniem.

A jeżeli jest mi pisane coś więcej, to to przyjmę... i przeżyję. Jak zawsze wink Surwiwalowe podejście do tej pory mi zostało smile

5

Odp: Córka Piotrusia Pana

Podziwiam Ciebie i Twoją mamę. Musiała byc silna. Ty z bratem również. Daliście radę. Ja nie dałam. Powodzenia,trzymaj się smile

6

Odp: Córka Piotrusia Pana

Vakme, nie napisalas, dla kogo ta historia ma byc ostrzezeniem.
Chyba nie dla dzieci takich ojcow, bo one nie maja zadnej mozliwosci wyboru. Tak jak i Ty ani Twoj brat jej nie mieliscie.

Kto mial ta mozliwosci, to byla Twoja matka. Niestety skorzystala z tego o  wiele za pozno. Nie chronila Was przez wiele lat.
To, ze splaca teraz jeszcze dlugi swojego meza - to m.in. i jej wina. Widziala dlugo, co sie dzieje i nie reagowala, tylko dalej to ciagnela.

Ostrzezenie wiec i apel trzeba skierowac do wszystkich matek, ktorych partnerzy sa przemocowcami, bawidamkami i utracencami. Przy pierwszych objawach jest OBOWIAZKIEM takiej matki wobec jej dzieci chronic te dzieci i zakonczyc taki zwiazek.
Albo oddac dzieci komus innemu pod opieke, jesli jest sie uzaleznionym od takiego zycia i takich mezczyzn, zeby chociaz one nie ponosily dalszych szkod.

Uwazaj na siebie, bo mozesz miec nieswiadome sklonnosci przejecia takiego wzorca. Jak wyjdzie szydlo z worka, kogo wybralas, to moze sie zdarzyc, ze nie bedziesz potrafila sie z tego uwolnic. A wiec miej oczy otwarte i swoja wlasna historie zawsze pod reka dla porownania, czego musisz unikac.

7

Odp: Córka Piotrusia Pana

wypisz wymaluj znam na 99% tego ''goscia'',,,,,,,,, to socjopata i dran

8

Odp: Córka Piotrusia Pana
Vakme napisał/a:
Adrian89 napisał/a:

Yo. Przeczytałem i w sumie... nic nowego nie wywnioskowałem tongue . Takich historii jest dużo. Zdecydowanie za dużo na tym świecie. Ciekawsze jest jedno - co Ty teraz z tym zrobisz. To może być zdecydowanie ciekawsza historia hehe. A historia ma to do siebie, że lubi się powtarzać. Tak tylko ostrzegam... smile

Doskonale to ująłeś. Zdecydowanie za dużo.

Co ja z tym zrobię? Już staram się robić. Przede wszystkim, żyję. Nie mam depresji, nie chodzi to za mną, jedyne co zostało to trochę żalu, ale przeszłości nie zmienię. Co mnie nie zabije, to mnie wzmocni. Staram się wyciągać z tego pozytywy.
Mimo tego, jaki był, jednak trochę mnie nauczył. Pewnie się starał być dobrym ojcem... na swój sposób. Wiem, jaki miał przykład w domu. Dzięki temu, że odszedł, nauczyłam się być sobą. Spotkałam na swojej drodze dobrych ludzi. Nie było lekko, ale dałam radę. Dostałam się na studia (rozwinęłam pasję, która nigdy mu się u mnie "nie podobała"), niedawno na praktyki, pracuję dorywczo w zawodzie... Ufam, że będzie dobrze. Po coś to było.

Wiem, że historia lubi się powtarzać. Wie o tym mój chłopak, starszy o kilka lat, też po przejściach. Dużo rozmawiamy, ja staram się podbudować jego pewność siebie, bo całe życie miał wmawiane, że jest nikim, a on walczy z moim brakiem asertywności i (czasem jeszcze) problemem z decydowaniem o sobie. Powolutku, małymi kroczkami do przodu. Oboje nad sobą pracujemy, charaktery mamy podobne, chociaż reszta jest całkowicie różna big_smile

Twoje ostatnie zdanie powtarza mi niemal każdy, kto się o tym dowiaduje. Czasami to brzmi trochę jak wyrok. Postaram się żyć dobrze, spokojnie, w zgodzie z własnym sumieniem.

A jeżeli jest mi pisane coś więcej, to to przyjmę... i przeżyję. Jak zawsze wink Surwiwalowe podejście do tej pory mi zostało smile

9 Ostatnio edytowany przez madoja (2016-06-12 13:33:11)

Odp: Córka Piotrusia Pana

Świetnie opisana historia. Czy studiujesz coś związanego z polonistyką lub dziennikarstwem? Widac że jesteś uzdolniona pod tym względem.

Historia moim zdaniem nie dotyczy jednak Piotrusia Pana, tylko tyrana i despoty. Piotruś Pan to mężczyzna który nigdy nie dorósł, lekkoduch. Twój tata tylko częściowo wpisuje się w ten obraz.

Ktoś wyżej napisał Ci że historia lubi się powtarzać (chyba miał na myśli to, że mniej lub bardziej świadomie możesz sobie wybrać faceta podobnego do ojca). Nie musi to być prawdą. Jeśli osoba jest w pełni świadoma czego chce a czego nie chce w życiu, wybierze dobrze.
Mimo to, choć nie chcę krakać, uważam że źle robisz szukając wśród podobnych do siebie (faceci po przejściach). Powinnaś związać się z kimś kto ma dobre wzorce w rodzinie, z kimś "normalnym", kogo rodzice to kochająca się para i dobrze wychowywali dzieci, a nie z rodziny dysfunkcyjnej czy patologicznej. Teraz może jest Wam po drodze, bo się rozumiecie i nie czujecie się tacy osamotnieni, ale z czasem niestety złe wzorce z obu stron mogą dać złe rezultaty.

10

Odp: Córka Piotrusia Pana

Twoja mama przeżyła piekło, a Ty i brat musieliście na to patrzeć i przeżywać razem z nią.
To aż niewiarygodne, że po takim dzieciństwie nie masz problemów psychicznych. Zwykle jest tak, że przeszłość ciągnie sie za ludźmi latami, często w dorosłości, ale Ty dałaś sobie świetnie radę. Brawo!
Cieszę się, że mimo wszystko historia skończyła się dobrze i odcięliście się od tego człowieka.

11

Odp: Córka Piotrusia Pana

Jezzz... Cieszę się, że udało Wam się wyjść na prostą i nie straciliście chęci życia. Tak trzymać!

Posty [ 11 ]

Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » MOJA NIESAMOWITA HISTORIA » Córka Piotrusia Pana

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024