ani2255 napisał/a:Opiekuje się już 6 letnim dzieckiem. Zostaje ono jeszcze rok w przedszkolu.
tak na szybko opiszę w pkt czynniki które mogą mieć związek z problem:
1. Dziecko nadal je mleko 2 x dziennie z butelki ( nadopiekuńczość? )
trudno stwierdzić, aczkolwiek brzmi dziwnie. Brzmi, jakby komuś nie chciało się poświęcić czasu na to, by wprowadzić dziecko w świat innego jedzenia, bo butelka jest prosta i znana. Nie mówiąc już o tym, że bezwartościowa dla tak dużego dziecka... Komuś nie chce się myśleć o tym, co podać dziecku, jakie jedzenie chce jeść, co jest smaczne, co nie, bo to za dużo zachodu. Taką mam refleksję.
2. Bardzo mało czasu spędza z rodzicami. jest to ok 3 h dziennie, zanim pójdzie spać.
3. Chodzi do przedszkola, potem ma opiekę opiekunki czyli moją. ( aż do powrotu rodziców)
No to jest trochę przerażające. Więź dziecka z głównym opiekunem jest podstawą na całe życie - w oparciu o tę relację dziecko buduje siebie, swoje poczucie wartości, poczucie, że jest ważne, kochane. Na tej podstawie też uczy się relacji z innymi ludźmi - z dziećmi i z dorosłymi. Jeżeli tego nie ma, to od kogo ma się uczyć? Opiekunka też ma swoją rolę, ale to nie rodzic.
Ważna też jest jakość czasu spędzanego z rodzicami. Jeżeli to są 3 godziny pełnego, wartościowego kontaktu - zabawy, bliskość fizyczna i psychiczna, dziecko jest zaopiekowane emocjonalnie, bawią się razem, spędzają czas przyjemnie i blisko, to da się przeżyć. Jeśli natomiast spędzanie czasu razem to oglądanie razem bajek, odrabianie pracy domowej, jedzenie kolacji i umycie dziecka, no to mnie żadne problemy tego dziecka nie zdziwią.
4. W przedszkolu wg opinii nauczyciela- dziecko nie ma problemów z nauką. Ma problemy w kontaktach z dziećmi.
Jest wyobcowane, ( samo nie podejdzie do innych), nieśmiałe, nie wierzy w siebie( ?). mało dowartościowane?
Dziecko samo mówi mi " Dzieci nie chcą się ze mną bawić, nie chcę chodzić do przedszkola. " bo pyta się ich " Czy mogę się z wami pobawić? "
dziecko potrafi spędzić w przedszkolu czas samotnie, układając klocki, lub rysując. Mało nawiązuje kontaktu z rówieśnikami.
Jest tez grzeczne, nie zawadza, nie chce sprawiać problemu. Zapyta, poprosi, podziękuje.
Dziecko ma podstawową potrzebę - potrzebę kontaktu. Z kimkolwiek - z dorosłymi, którzy są dla niego ważni, oraz z rówieśnikami. Natomiast przez ograniczony kontakt z rodzicami dziecko nie wyrobiło w sobie nawyku sięgania do innych dzieci i wracania do rodzica, gdy z dziećmi się nie udaje. Nie ma narzędzi, sposobów na kontakt, nie ma umiejętności społecznych, umiejętności radzenia sobie z emocjami. To tragedia dla takiego dziecka. Ono nie chce spędzać czasu samotnie, ale jeśli dorosły nie moderuje kontaktów i nie uczy dzieci, jak nawiązywać i podtrzymywać kontakt, jak rozwiązywać konflikty, kiedy zwracać się o pomoc - tak to niestety wygląda. Łatwiej jest posiedzieć w kącie niż narazić się na kolejną nieprzyjemną sytuację i przykrość. A niestety w szkole nauczyciel nie ma czasu uczyć dzieci takich umiejętności.
5. Nie jest zahartowane pod względem krytyki. ( płacze, jest mu przykro- tu zauważyłam zachowanie na poziomie dziecka 3 letniego).
Nie potrafi przegrywać. Zawsze musi być pierwsze, najlepsze. Podczas wykonywania zadań, pyta z 10 razy czy jest najlepszy , czy dobrze robi. \Szuka sposobów na pochwałę. Lubi to.
No bo to biedne dziecko jest. Nie ma kontaktu z dorosłymi, jedynym sposobem na wartościowy kontakt jest to, kiedy zrobi coś "fajnego" i wymusi na dorosłym, by pochwalił. Tak sobie muszą radzić dzieci w szkole - tylko w ten sposób zwrócą uwagę zabieganego nauczyciela. Oczywiście, ładują się pozytywnymi emocjami, które przychodzą z takiej pochwały ("och jaki śliczny rysunek") bo to jedyne źródło pozytywnych emocji przez połowę dnia. Przez resztę dnia musi radzić sobie sam, mimo że nie ma do tego narzędzi. I jest w tym wina dorosłych, którzy też przypisują większą wartość dzieciom, które zrobią coś szybciej, ładniej, lepiej, głośniej. Dziecko pierwsze dostaje najwięcej uwagi. Jak inaczej dzieci mogą sobie zapewnić uwagę dorosłych? Albo jestem "najlepszy" (jak nie jestem najlepszy to nikt na mnie nie zwraca uwagi, więc nie jestem wart tej uwagi), albo jestem najgłośniejszy (dzieci agresywne, głośne, ruchliwe też otrzymują dużo uwagi). A uwaga dorosłego w tym wieku jest na wagę złota. Dzieci zrobią wszystko, by ją otrzymać, bo to jest dla nich najważniejsze. Rówieśnicy stają się ważni potem, w okresie dorastania.
6. Nie potrafi sam rozwiązać ( najprostszego) problemu z rówieśnikiem w trakcie konfliktu . Np.kolega mówi mu, " masz brzydką kurtkę". Chłopiec na to, że nie prawda, stuka, puka nogami, pozycja zamknięta, podkówka, i biegusiem na skargę do mamy.
Może to błahe, ale jego rówieśnicy nie potrzebują aż na tyle matki/opiekuna na placu zabaw, by co 2 minuty do nich podbiegać, bo ktoś coś../
A kto go tego nauczył? Kto poświęcił czas, by pobyć z dzieckiem na spacerze, popatrzeć, jak radzi sobie z rówieśnikiem i zareagować w odpowiedni sposób, jeżeli interakcja przebiega niepomyślnie? Kto zatrzymał się przy kłócących się dzieciach i zapytał każde z nich, jaka jest sytuacja, bez oskarżania zapytał o to, jak się czują, czy wiedzą, skąd się wzięła ta sytuacja, i czy może mają na nią rozwiązania? Kto powiedział dziecku, że wolno im powiedzieć "jest mi przykro jak mówisz mi że mam brzydką kurtkę", albo kto pokazał, że może - ma taką zdolność - sam rozwiązać konflikt, zamiast iść na skargę? Ale nie. Dorośli w tym wypadku załatwiają to raz-dwa "nie mów mu że ma brzydką kurtkę, przeproś! a ty się nie maż!" i uważają, że nauczyli dziecko jak rozwiązywać konflikty...
Do tego dochodzi prawdopodobnie jakiś wolniejszy rozwój emocjonalny dziecka. Uczymy się regulować emocje widząc, jak robią to dorośli. Jeśli dorosłych nie ma albo nie pokazują emocji, no to się wraca do metod radzenia sobie z emocjami, które działały w poprzednim okresie rozwojowym - płacz, tupanie, krzyk. Dobrze, że to dziecko jeszcze ma na tyle poprawne reakcje, że idzie po pomoc do dorosłego, a nie wymierza sprawiedliwość samemu prze agresję albo autoagresję. Tylko pytanie, czy ten dorosły potrafi naprawdę pomóc, czy zbywa takiego dzieciaka.
7. za to w domu, mi, jako opiekunce, potrafi odpowiedzieć tak, ze czasem się zastanawiam, czy to młody, czy stary tak ze mną rozmawia? ( teksty jak do starej kumpeli)
No i znowu, kto miał go uczyć tych interakcji?
I jeszcze zapytam - skąd ma wiedzieć, że tak nie może się zwracać do opiekunki, jeżeli nikt mu tego nie powiedział? Masz tu swoją rolę. Powiedz mu "nie lubię, kiedy ktoś się do mnie zwraca tak brzydko", "jest mi przykro kiedy mówisz wulgarne słowa", "chciałabym, żebyś mówił do mnie >pani< a nie po imieniu". Dawaj dziecku wskazówki, nie skazuj na porażkę.
8. Gdy są publikowane na fb zdjęcia z przedszkola, to zawsze stoi gdzieś na szarym końcu, schowany, widać urywek ciała, także w parze gdy idą na spacer, stoi ostatni.
Problem polega na pkt 4 i 5 najbardziej.
Nie wiem czym jest to spowodowane.
Dziecko na co dzień, ma wszystko. Dobra opiekę, uwagę rodziców, na tyle ile są w stanie jej dać każdego dnia. Mnóstwo zabawek ( jakie tylko zechce to ma), tv z bajkami w pokoju, komputer , gry. Ze mną także uczy się , pisanie, kolorowanie, angielski.
Ze mną rozmawia normalnie, nie boi się, czasem muszę owszem wyciągać z niego jak nie chce czegoś powiedzieć. Ale to tylko wtedy , jak coś sie stało w przedszkolu, a dziecko nie chce gadać na kolegów. ( taki jest)
W domu się inaczej zachowuje, jest wyluzowane, wygadane, bezpośrednie, wylewne nawet w uczuciach. ( potrafi mówić kocham cię)
w przedszkolu- na odwrót. Nie ma tam kolegów, ewentualnie dwóch. Jak oni są "zajęci" to ciężki dzień dla malucha. Nie ma on wtedy czym się zająć. Parę razy odbieram go zapłakanego, lub zaprowadzam zapłakanego. Dlaczego ma takie problemy z nawiązywaniem kontaktów z dziećmi? Jak mu pomóc?
Większość z tego co piszesz, to wartości materialne. A prawda jest taka, że jakby połowy tych rzeczy nie było - zabawek, tv, gier, angielskiego, pisaków, kolorowanek, i tak dalej, to byłoby dokładnie tak samo. Bo dziecko potrzebuje KONTAKTU do rozwoju. Pozytywnego, bliskiego, głębokiego kontaktu. Wszyscy rozwijamy się tylko i wyłącznie w kontakcie z innymi ludźmi. Sami to możemy tylko wyuczyć się czegoś na pamięć i bezmyślnie to odtwarzać, ale nie ma w tym rozwoju, nie ma w tym postępu.
Piszesz "taki jest". Taki jest, bo takim go stworzyli dorośli,bo takie panują zasady, bo nadal się mówi dzieciom, że są beksy i skarżypyty, zamiast na poważnie brać skargi dzieci i mediować konflikty. Jak się 'gada na kolegów' to jest się najgorszym. Zamiast traktować to jako przejaw odwagi i sposób na szukanie pomocy i rozwiązywania problemów. Oczywiście dzieci przejmują to od otaczających ich dorosłych, a dorośli na to pozwalają, tym samym zostawiając dzieci samym sobie z problemami.
Czym jest spowodowane takie zachowanie? bo sama juz jestem zdezorientowana.
Ma za dobrze, czy brak mu jednak poczucia wartości, oraz trzeba go doceniać na każdym kroku? Lub odwrotnie- trzeba go nauczyć że istnieje na świecie coś takiego jak porażka, z która on nie jest w stanie sobie poradzić.
nie wiem, skąd poczucie, że dziecko tutaj ma "za dobrze"? Ja mam wrażenie, że to dziecko jest zaniedbane emocjonalnie. 3 godziny kontaktu z rodzicami, kilka godzin z opiekunką, z którą właściwie nie wiem, czy dziecko dobrze się czuje czy nie, oraz pozostałe godziny spędzone w towarzystwie kolegów, którzy go nie lubią, i dorosłych, którzy nie mają czasu dla każdego z osobna i zwracają uwagę tylko wtedy, gdy dziecko jest pierwsze.
W takim kontekście ani problemy z rówieśnikami, ani traktowanie porażki jako najgorszego losu, nie jest dziwne.
Nie traktuj tego jako zarzutu wobec siebie. Raczej powinnam ci gratulować, że interesujesz się. Zwracam uwagę tylko na to, że te problemy w ogóle mnie nie dziwią w tej sytuacji.
Zapytaj siebie, kiedy jesteś z tym dzieckiem "czego potrzebuje to dziecko?"
Czy uwagi? Bliskości? Wsparcia? Kontaktu? dobrej zabawy? czy może nauczki?
Podpowiem ci, że to nie to ostatnie. Tego ostatniego już ma bardzo dużo od życia.