Mam przyjaciela którego poznałam kilka lat temu. Pomimo tego, że zupełnie się od siebie różnimy, od razu znaleźliśmy wspólny język i bardzo się do siebie przywiązaliśmy. Przez pierwsze dwa lata byliśmy jak przysłowiowe papużki nierozłączki. W międzyczasie wyznał mi, że coś do mnie czuje. Przyznam, że ja również poważniej go traktowałam. Zdecydowaliśmy nie ryzykować związkiem, bo jednak mieliśmy wtedy po 18 lat, więc wiek na "poważne związki" taki sobie. W klasie maturalnej uprzedziłam go, że nie będziemy mogli już tak, jak do tej pory rozmawiać (codziennie), ze względu na naukę. Poza tym mam chorą na raka mamę, którą musiałam się wówczas szczególnie opiekować. Na dodatek dochodziła jeszcze chora na raka, bezdzietna ciocia i dziadek, więc musiałam wybrać rzeczy ważne i ważniejsze. Pod koniec szkoły on zaczął się do mnie znowu odzywać. Na początku ogromnie się cieszyłam, bardzo mi go brakowało, był osobą dzięki której zawsze się śmiałam, która potrafiła mi zawsze pomóc, wesprzeć, dzięki której zapominałam o tym, z iloma problemami musiałam się borykać. Taka bratnia dusza. Jednak coś między nami się zmieniło. Nie wiem czy przez ten rok troszeczkę dojrzeliśmy, może to ja spoważniałam z powodu problemów, jakich miałam natłok. Nasze rozmowy nie wyglądają już jak dawniej. On jest typem człowieka, który bardziej skupia się na sobie, jest dobry, ale zazwyczaj nie wzrusza się. Uważa, że gdyby ktoś z jego znajomych odszedł od niego, "mówi się trudno i żyje się dalej". Nie przywiązuje się do ludzi, z kolei ja do niego przywiązałam się aż za bardzo. Po ostatnich rozmowach wywnioskowałam, że raczej nie traktuje mnie tak jak kiedyś, chociaż zapewnia, że nic się nie zmieniło. Mam wrażenie, że jego uczucia wobec mnie były chwilowe i pozostał tylko sentyment. Kiedy wspomniałam o wspólnym wyjściu na rowery w wakacje odpowiedział mi tak, jakby nie był zachwycony tym pomysłem. Coś na zasadzie "może, zobaczymy". Niby ze sobą piszemy, wciąż uważa mnie za przyjaciółkę, ale nie widzę w jego wypowiedziach takiej sympatii, jaką widziałam kiedyś. Bardzo mnie to martwi, szczególnie, że on jest dla mnie tak samo ważny teraz, jak był kiedyś. Dobija mnie to, że traktuję go bardzo poważnie, myślałam, że przez ten rok ograniczonego kontaktu wszystko mi przejdzie i będziemy mogli normalnie się przyjaźnić, jednak nadal czuję do niego to samo i chciałabym jednak czegoś więcej, niż tylko przyjaźń, ale wydaje mi się, że jemu wszystko przeszło. Próbowałam zapomnieć o tym, ale coraz bardziej mnie to męczy. Cieszę się kiedy rozmawiamy, ale za chwilę jest mi przykro, bo czuję się bezradna. Trwanie w przyjaźni mnie wykańcza, zerwanie przyjaźni oznaczałoby kolejne miesiące tęsknoty. Ciągle płaczę, denerwuję się, bez przerwy o tym myślę. Poza tym teraz każdy pójdzie w swoją stronę i być może już się nie zobaczymy. Bardzo źle się czuję będąc w takiej relacji. Czuję, że ta przyjaźń jednocześnie sprawia że jestem ogromnie szczęśliwa i bardzo smutna. Nie wiem już co mam robić. Przeszło mi nawet przez myśl, żeby ją zakończyć. Może dzięki temu oszczędziłabym sobie dalszego cierpienia i trwania w czymś, co widocznie nie ma przyszłości... Może powinnam powiedzieć, że zerwanie kontaktu będzie najlepszym wyjściem dla niego i dla mnie? Może gdy powiem mu o tym że lepiej będzie jeśli o sobie zapomnimy sprawi, że znowu poczuje że jestem dla niego ważna i nie będzie chciał mnie stracić?
1 2016-05-10 00:23:33 Ostatnio edytowany przez wkropce1234 (2016-05-10 00:26:51)
Kiedy w przyjaźń wkracza miłość sprawy zaczynają się komplikować.
Nie zależnie od płci bardziej zainteresowanej trwalszą relacją przekraczającą granice przyjaźni.
Porozmawiaj z nim delikatnie zasugeruj zmianę relacji ,nie wal z ,,mańki'' że czujesz coś więcej bo może nie być ,,czasowo'' zainteresowany .
Zdarza się że po latach zaiskrzy pomiędzy przyjaciółmi ale nie jest tak w każdym przypadku czasem po prostu jedna ze stron się wycofuje nawet z przyjaźni.
To Ty znasz swojego przyjaciela najlepiej .
A jak się spotykacie to on daje ci jakieś specyficzne znaki, że jest zainteresowany czymś więcej niż przyjaźnią? Czymś co się zupełnie różni od tego co było rok temu?
Może też sama powinnaś coś zainicjować, przejąć pałeczkę i zacząć go kokietować, jeśli ci zależy. Z twojej wypowiedzi wynika, że masz symptomy zakochania i im dłużej będziesz to tak ciągnąć - bez wyjaśnień i działań - tym bardziej będziesz cierpieć. A na co masz się dołować? Zaproś go na poważną rozmowę, przedstaw mu swoje uczucie, to co widzisz i dowiedz się co sam czuje. Nic nie zyskasz siedząc na tyłku i gdybając, nabawisz się tylko niepotrzebnej nerwicy.
Weź też postaw się w jego sytuacji. Wiele ludzi nawet o tym nie myśli i popełnia przez to makabryczny błąd. Pomyśl co on sam może odczuwać, jak reagować widząc cię czy odbierając twoje zachowanie, uczucia. Z drugiej strony co się działo przez ten rok? Czy poprzez to, że zajęłaś się rodziną odsunęłaś go na drugi plan? Może przez to przestał wierzyć, że tobie zależy na nim, bo wybrałaś rzeczy ważne i ważniejsze. Bo dla mnie to trochę dziwne. Niby papużki nierozłączki, wszędzie razem, ale jak przyszły problemy to jakoś nie widzę, żeby ci pomagał, wspierał przez ten czas. Tylko, że odezwał się pod koniec szkoły. Z jego perspektywy może to różnie wyglądać