Znamy się od 4,5 roku, najpierw dość burzliwy związek, poźniej szybki ślub (ciąża), jeden rozwód (który nie doszedł do skutku), później następny.
Ostatecznie otrzymaliśmy rozwód pod koniec września 2015r.
Ale... do dziś się spotykamy. O naszych spotkaniach nie mówię absolutnie nikomu, bo zdaję sobie sprawę, że poniżam się wobec siebie, wobec niego i wobec każdego, kto mnie zna.
Staram się nigdzie razem z nim nie wychodzić z obawy, że ktoś mógłby nas razem spotkać. On, gdy się dowiedział, że wyjeżdżam z koleżanką na weekend robił wszystko żeby mnie od tego pomysłu odciągnąć, bo może przypadkiem kogoś poznam.
Powoli ta cała sytuacja zaczyna mnie dobijać. Czuję, że marnuję sobie życie na własne życzenie. Nie ufam mu, nie czuję się przy nim ani bezpieczna ani szczęśliwa. Może to zabrzmi absurdalnie ale ja już nawet nie chcę z nim być. A jednak ciągle w to brnę. Nie potrafię tego zakończyć. To tak jak palacz, który pali i marzy o tym żeby tego nie robić.
Może ktoś tu będzie potrafił mi pomóc całą moją świadomość obrócić w czyn. Bo już wiem, że sama nie potrafię.