Witajcie. Nie wiem czy to dobry dział, ale skoro o relacjach interpersonalnych i emocjach, to może mój temat się tu wpasuje...
Już kilkakrotnie zdarzyło mi się w życiu przeżywać fascynację inną kobietą. Jest to stan podobny nieco do zakochania - uwielbienie dla tej osoby, obserwowanie jej, wynajdywanie okazji do spotkania (choćby przelotnego, np. minięcie się na korytarzu), myślenie o niej często, stres i podekscytowanie jednocześnie, gdy jest obok, wręcz rozpaczliwe zabieganie o jej akceptację czy jakiś wyraz sympatii... Zaczęłam się już zastanawiać czy nie mam jakichś skłonności biseksualnych, ale w tej fascynacji nie ma miejsca w ogóle na fizyczność. Kobiety mnie nie pociągają, nigdy. Nie ma tu podniecenia, potrzeby kontaktu fizycznego czy chęci stworzenia związku. Za to już zauważyłam, że jest pewien powtarzający się schemat - obiektem mojej fascynacji zawsze jest kobieta starsza ode mnie, inteligentna, wykształcona, w jakiś sposób mająca nade mną "władzę" - np. nauczycielka czy szefowa.
Zapewne zgodzicie się, że to trochę głupie uczucie - nie rozumieć mechanizmów w mojej własnej głowie. Dlatego chciałabym w miarę możliwości ustalić skąd mi się coś takiego bierze, czy powinnam z tym walczyć, czy też jest to zupełnie normalne. Może po prostu szukam sobie wzorca - kobiety, która mi imponuje i jest taka, jaka ja chciałabym być? Ale trochę zbyt intensywne mi się to wszystko wydaje, zakrawa już niemal na obsesję czasem... Czy myślicie, że może mieć to związek z tym, że wychowywała mnie tylko mama? Może ktoś ma podobnie? Albo wie skąd się takie coś bierze, co może być powodem?