Od jakiegoś czasu dręczą mnie dziwne zmiany w moim charakterze. Zawsze byłam wrażliwą, ale dość opanowaną osobą. Od ostatnich kilku miesięcy raz na jakiś czas zdarza mi się coś, co można określić tylko mianem napadu szału.. Nie, nie bez powodu - zawsze przed, wydarzy się coś co mnie zdenerwuje, ale wydaje mi się, że to co się ze mną dzieje jest nieadekwatne do wagi, powiedzmy, "zapalnika".
To są drobne rzeczy, choć normalnie też by mnie denerwowały - ale w momencie gdy moje trzaskanie drzwiami i "odkładanie" przedmiotów mocniej niż zwykle przeradza się w trzęsące ręce, rzucanie przedmiotami, niekontrolowany płacz, hiperwentylacje, to zaczynam się siebie bać. Zawsze w trakcie mam taką półprzytomną fazę "muszę coś zrobić, co zrobić, jak się uspokoić, co zrobić?" i o ile mogę rzucić nieszkodliwym przedmiotem to kończy się na tym, ale parę razy to cała "nadaktywność" poszła w autoagresję i nabiłam sobie sporo siniaków - głównie na nogach. W momencie gdy mnie coś bolało łatwiej było się uspokoić. Wiecie, taki pulsujący ból, szok i pauza, na zasadzie "co się właściwie stało?".
Nie zdarzyło mi się samookaleczenie - w sensie cięcie. Jeszcze. I to całe szczęście bo to nie jest stan w którym skończyłoby się na draśnięciu - podejrzewam, że to wymagałoby jakiegoś opanowania, którego w tych momentach nie posiadam. Płaczliwość też się zdarza - dość często. I jak się złoszczę i jak mnie coś wzrusza.
Więc pytanie - co się dzieje? Ktoś miał podobnie? Nigdy się tak nie zachowywałam. Mam wrażenie, że moje reakcje się nagle wyolbrzymiły x 10. No i trochę się boję, że w końcu naprawdę zrobię sobie krzywdę. To dziwne, bo na codzień nikt by się nie zorientował, co się dzieje - potrafię w pełnym opanowaniu i z uśmiechem iść do pracy, czy na uczelnię i funkcjonować całkowicie normalnie i pełnym spokoju. Wie tylko mój narzeczony, bo ze mną mieszka - z resztą z tego względu często jest bezpośrednią przyczyną mojego wybuchu. Zastanawiałam się, czy to nie on jest powodem (czasowo by się akurat zbiegało z jego wprowadzką), ale moja mama też potrafi mnie czasem "uruchomić" nawet na odległość, bo nie mieszkam już dawno z rodzicami. To chyba jednak coś ze mną... jakieś pomysły?