Cześć,
Byłam z facetem prawie dwa lata. Facet po rozwodzie, po przejściach, żona chora psychicznie (były na to dokumenty) znęcała się nad nim wręcz, psychicznie i fizycznie. Nie był zniewieściały, nie bronił się ze względu na szacunek do niej i do tego, że była jego żoną.
Wiedziałam na co się godzę, wiedziałam też jak zmieniło mu to charakter i pewne odruchy. Akceptowałam to, kochałam go takim jakim jest. Tym bardziej, że nie był taki od początku.
Rozstaliśmy się pierwszy raz po po 8 miesiącach na parę dni (chciał odpocząć, mieliśmy kłótnię po imprezie i %%). Powodem było to, że po %% powiedziałam mu, że zachowuje się jak maminsynek, że wszystkie swoje decyzje konsultuje z mamą i sam nei potrafi funkcjonować mimo, że ma prawie 40 lat. Jednak czułam się winna temu, musiałam przeprosić JEGO MAMĘ. Musiałam też wrócić do rodziców, po kilku dniach wszystko wróciło do normy. Tak mi na nim zależało, że zrobiłabym wszystko.
Drugi raz, to było w listopadzie tego roku. Zdenerwowałam się bo cały dzień siedział w domu, ja przed wyjściem do pracy poprosiłam go by chociaż poodkurzał. Oczywiście wróciłam do domu, nic nie zrobione a on ogląda filmiki erotyczne. Tłumaczył się, że oglądał te filmiki, bo chciał mi kupić rajstopy i sprawdzić jakie go pociągają. Może i bym nawet w to uwierzyła. Kij z filmikami. Ale przejdźmy dalej.
Mimo tego, że się zdenerwowałam tym, to nie unosiłam nigdy głosu w kłótni, nie krzyczałam. On wręcz przeciwnie. Zdarzyło mu się podczas naszych kłótni roztrzaskać telefony, wybić pięścią dziurę w ścianie, rozbić o podłogę mój płyn do soczewek.
Zawsze jak robiło się tak niebezpiecznie, ja podchodziłam do niego i prosiłam żebyśmy się przytulili, że nie ma sensu się denerwować dalej na siebie. Nigdy nie chciał i wkurzało go to jeszcze bardziej. Nie mogłam nad nim zapanować.
Zarzucał mi, że nie mówie na jego mieszkanie "nasz dom" i nie traktuję jak swój. Traktowałam, prałam, sprzątałam, gotowałam i pracowałam. Wszystkie te rzeczy robiłam sama. Lubiłam je.
Ten drugi raz, skończyło na rozstaniu na trzy tygodnie.
Później prosiłam go o spotkanie i szansę. Mimo tego, że tak naprawdę nie czułam się winna całej sytuacji. Po prostu tak bardzo go kochałam, że za wszelką cenę chciałam żebyśmy do siebie wrócili. Kosztem poniżenia samej siebie. Powiedział, że "daje mi nadzieję, na nadzieję"
Udało się, wróciliśmy do siebie, ja ponownie się do niego wprowadziłam. Miało być już super szczęśliwie.
Od około tygodnia widziałam, że coś się zaczyna zmieniać. Odzyskał dane ze starego kompa (ze zdjęciami ze ślubu, zdjęciami swojej pierwszej i wielkiej miłości). Wydaję mi się, że to przez to zrobił się jakiś inny, dziwny. Nie całowaliśmy się tak jak para, w ogóle. Jak próbowałam go pocałować to wymyślał powody, żeby tego nie robić. Przestaliśmy się przytulać w nocy. Kochać też. Jak go próbowałam podpytać, co się dzieję, czy nie ma już na mnie ochoty, czy przestałam go pociągać, czy może chodzi o te zdjęcia i dawne wspomnienia? mówił, że wszystko ok, a ja wymyślam i się zadręczam.
Zatem przedwczoraj, żeby podgrzać atmosferę, bo myślałam, że może w naszym łóżku powiało nudą, stwierdziłam, że wyrwę się wcześniej z pracy i zrobię mu niespodziankę:obiad i przygotuję jakieś ciekawe igraszki. Szłam do sklepu i zaczepił mnie były, którego się boję i on o tym wiedział. Bałam się, dzwoniłam do swojego -nie odbierał, wcześniej też napisałam mu sms-a - nie odpisał. Przychodzę do domu, a on siedzi przed kompem (wrócił wcześniej) i dwa telefony ma obok siebie.
Pierwsze co, to znów ten sam widok, i myśl że na pewno ogląda gołe panienki w necie i "nie ma czasu" żeby się do mnie odezwać. Zdenerwowałam się i powiedziałam, że do niego dzwoniłam, że mógł odebrać ale widzę "że był zajęty" i że już nawet rozumiem dlaczego nie uprawiamy seksu. Zdenerwował się i on bo powiedział, że miał zepsuty telefon (i to mogła być prawda). Ja go przeprosiłam i powiedziałam, że spotkałam znowu tego bylego i chciałam do niego zadzwonić, bo się bałam, że jestem zdenerwowana tą sytuacją, cała się trzęsłam.
Oczywiście chciałam się przytulić i załagodzić sytuację. Wtedy zaczęła się awantura na maxa. Że po co w ogóle on by mi pomagać miał, że od tego są organy ścigania, że powinnam sama iść z tym na Policje, a nie dzwonić do niego jak głupia. Wyszedł z domu do kumpla. Po 30 min dzwoni do mnie, że co bym powiedziała na to, jakbym poszła do domu do rodziców na weekend przemyśleć swoje zachowanie. Zwracał się do mnie "kwiatuszku", "niunia". Powiedziałam, że ok, ale proszę żebyśmy o tym jeszcze porozmawiali jak on wróci, zgodził się.
Wrócił o 23 ja wstałam, on powiedział, że nie ma ze mna o czym gadać. Znowu był nie do poznania. Powiedział, że żałuje, że wtedy dał mi szansę. I mam iść do rodziców na weekend. Zapytałam go dlaczego mnie tak wygania z tego domu, skoro miałam go traktować jako swój. Nie odpowiedział, powiedział, że musi ode mnie odpocząć. Jak był w pracy napisałam mu smsa, że nie chciałam żeby ta rozmowa nabrała takiego tonu, że było mi po prostu przykro, że mnie olał, że to on krzyczał i przeklinał, a ja nawet nie uniosłam głosu i nie obraziłam go. Prosiłam, żeby się bardziej nie nakręcał, że przecież oboje się kochamy i oboje jesteśmy impulsywni. Napisałam, że oczywiście pojde do rodzicow na weekend. Odpisał:, że nadal nic nie kumam, że on nie chce takiej kobiety, że ma dość, że nie mamy o czym na chwilę obecna rozmawiać i żebym nastawiła się na koniec.
Nie potrafię dojść do siebie. Kocham go, ale wiem, że mnie nie szanował. Wielokrotnie to pokazywał. I przede wszystkim potrafił tak zmanipulować moją wypowiedź, że obracał "kota ogonem" i mimo tego, że w czymś nie miałam złego zamiaru tak wychodziło. Ja nie potrafiłam się bronić, nie miałam argumentów w rozmowie z nim.
a teraz kilka takich naszych przykładowych dialogów i to jak potrafił przekręcać sytuacje:
1) Jego matka była przeciwna naszemu związkowi. Ciągle na mnie nagadywała, na mieście, do niego w smsach. Miał nawet przestać do niej chodzić, tak powiedział sam. Chciał zostać na wigilię u siebie w domu, ja w takim razie powiedziałam, że też zostanę z nim i nie pójdę do rodziców. Matka jego obwiniała mnie o to, że odkąd do siebie wróciliśmy rodzina się dla niego nie liczy i ja go od niej odsuwam.
On - idzie do matki
Ja - stoję w drzwiach i mówię: wiesz co, boję się, że jak będziesz ciągle słyszał o mnie tylko złe rzeczy od swojej mamy to w końcu jej uwierzysz i przyznasz rację
On - no co ty, ja jestem dorosły, kocham cię i bedziesz moją żona bez względu na to czy się to komuś podoba
Przekręcenie za parę dni: Ty mi nawet z matką się nie pozwalasz spotykać!!
2) jak jego nie było w domu to popsułam mu masę rzecz: buty, dywan, nóź, deskę do krojenia. W śmiechu mu mówię, że taniej by mu było jakbym z nim nie mieszkała, tyle ma strat w domu
- zaczął na mnie wykrzykiwać, że ciągle tylko szantażuję go wyprowadzką
3) kilka ostatnich dni pracował ze swoją byłą. Pytał i upewniał się, czy mnie to nie denerwuje. Ja mu mówiłam, że nie, że wiem, że między nimi sprawa jest zakończona i spoko. I tak ni z gruszki, ni z pietruszki pytam: a wy w ogóle to jesteście teraz po tym rozstaniu na cześć,czy na dzień dobry? Pytanie takie bez większego powodu, dla podtrzymania rozmowy. A on mówi, wiesz co, my się mijamy, jakbyśmy siebie nie widzieli, ani słowa.
Przekręcenie za parę dni: robisz mi wyrzuty, że z nią rozmawiam, mówisz, że mam nadzieję, że jej cześć nie mówie?!
4) Wybierał się do innego miasta po paczkę. Pytał czy jadę z nim. Ja mówię, że trochę mi się nie chce, że dużo czasu ze sobą spędzamy i tak, a ja porobię swoje rzeczy w domu. On ok. Za jakąś godzinę zaczął się zbierać.
JA mówię do niego, że wiesz co, może jednak pojadę.
on - nie, nie pojedziesz ze mną
ja - no co Ty, dlaczego?
on- nie chciałas to zostaniesz w domu. odpoczywaj ode mnie
ja (już się bałam, że jak wróci, to będzie obrażony - a obrażony to nie odzywa się przez 1-2dni) więc mówię do niego - proszę Cię, chcę z Tobą jechać. (mój zlasowany mózg użył nawet słowa błagam), nie chcę się z Tobą kłócić
on - cooo??? ty mnie chcesz kontrolować! że Cię zdradzę! nigdzie ze mną nie pojedziesz na pewno. Siedź tu sobie w domu
Dodam, że jego była ciągle posądzała go o zdradę
5) Każde moje najmniejsze zdanie potrafił przekręcić na swoją stronę. Tak, żebym to ja była tą złą. Nie wiem jak on to robił. Nie potrafiłam się bronić.
Po tym rozstaniu w listopadzie nie rozmawiałam z jego rodzicami. Oni mnie nie zapraszali. Mieli mnie za najgorszą na świecie. W styczniu jego ojciec miał urodziny - złożyłam mu życzenia, nie odpisał. Było mi przykro, nawet się popłakałam. Ale on mówił, nie szukaj poklasku, nie patrz na innych, ważne żebyś Ty robiła dobrze. Myślę - ok.
Ja miałam urodziny w lutym, jego matka napisała mi na fb życzenia. Nikomu na fb nie odpisywałam, bo go praktycznie nie używałam i miałam skasować. Powiedziałam swojemu jak sprawdziłąm, on mówi odpisz, żeby to ładnie wyglądało. Myślę, ok dla niego odpiszę. Zapomniałam o tym i skasowałam fb za parę dni. Matka się poskarżyła do niego, że jej nie odpisałam. On do mnie z wyrzutami. Ja mówię, że zapomniałam, że nawet nikomu nie odpisałam. I tak bylo. A poza tym, przecież mi kazałeś nie szukać poklasku to i niech ona nie szuka. że co wolno wojewodzie to nie tobie smrodzie... On do mnie, że matki nie będe wychowywać i nawet jeśli nikomu nie odpisywałam to jej powinnam. Wyklinał ciągle, mówił, że nienawidzę jego matkę (nigdy w życiu tak nie powiedziałam, ani nie zrobiłam - to ona rozpowiadała o mnie ciągle plotki do obcych osób). Po tym wszystkim ja mówię do niego:"Ty mnie nie szanujesz..." Wtedy zdałam sobie z tego sprawę.
Jak ktoś tu dotarł - to dzięki. Nie ma takich związków, w których ludzie się po prostu czasem posprzeczają, ale nie rozstają? U nas praktycznie każda kłótnia kończyła się rozstaniem. Od razu zaczął poszukiwać nowych dziewczyn.
Naprawdę jestem taka zła? Psychicznie jestem dziś wrakiem
część dalsza. Z dziś:
A mianowicie, głupia ja myślałam jeszcze, czy on tęskni, czy mnie kocha, czy myśli o mnie.
Więc TERAZ MNIE OCHRZAŃCIE - sprawdziłam jego wiadomości. Okazało się, że to nie o mnie myśli.
Napisał do swojej dziewczyny, z którą był 10 lat temu, jeszcze przed ślubem, że śni mu się często, że tak steruje jego życiem, że szok, zapytał co u niej słychać i NAJWAŻNIEJSZE... napisał, że przez cały czas ją kochał i teraz to zrozumiał.
Ok, pisał to o 2-giej w nocy, wiem, że był pijany, znam go na tyle, że potrafię już przewidzieć zachowania, ale nic go nie usprawiedliwia.
Czyli... oszukiwał mnie od początku. Wcale nie kochał mnie, może jedynie na początku się mną zauroczył. ALE KŁAMAŁ, CIĄGLE KŁAMAŁ... dlatego mnie nie szanował, bo nie czuł, że to jest to.
Kiedyś go pytałam co mu się śni, a on mi mówił, że ma tak, że zasypia, ma tylko czarną dziurę i się budzi. Zero snów. Teraz juz wiem, co mu się śniło.
Pytałam go też kiedyś czy za nią tęskni, stale powtarzał, że nie.
I nie, nie mam kaca moralnego, że przeczytałam mu wiadomość. Wiem przynajmniej co on czuje.
TERAZ TO DOPIERO UZNACIE, ŻE JESTEM GŁUPIA.
Poszłam zabrać rzeczy do mieszkania, wtedy jak go nie będzie. Zabieram, pakuje się... a raptem patrzę "tak mało już zostało, on wróci, zobaczy, że się zabrałam i będzie koniec".
To pomyślałam, że porozkładam jeszcze parę swoich rzeczy, żeby go nie rozdrażniać. I myśl, że ja tam muszę jeszcze wrócić, zamieszkać, że chcę, że wszystko będzie ok... PATOLOGIA. Możecie mnie zabić.