Witam,
od niedawna jestem w ciazy, maz troszczy sie o to co jem, jak spie, co kupuje dla dzidziusia etc. Jednak od dawna mamy problem z autem, nawala w roznych sytuacjach, robimy co mozemy by stawiac auto na nogi, glownie spada to na mnie, bo mam teraz wiecej czasu.
Liczylam ,ze nim urodzi sie dzidzius bedziemy miec nowy samochod, maz upatrzyl sobie 1auto, jak sie okazalo musielibysmy na nie czekac 4-6mies. Przed nami Wielkanoc, mamy jechac do tesciow do Rzeszowa (trasa 700km), ja sie boje jechac starym autem. Maz nie chce isc na kompromis i poszukac auta w innym wyposazeniu, mowiac, ze na 1wyjazd nie bedzie szedl sprzedawcy na reke. Tylko,ze nasza sytuacja jest o tyle inna ze jestem w ciazy i nie zamierzam sie narazac ani na stres ani na klopoty z podroza.
Wczoraj znowu rozmawialismy o aucie, powiedzialam ,ze skoro nie kupimy nic innego do Wielkanocy to ja jade pociagiem. Maz uznal, ze w najgorszym wypadku nie pojedziemy wogole do jego rodziny na Wielkanoc (rzadko tam jezdzimy z uwagi na odleglosc).Czasem moi rodzice pozyczali nam samodchod, ale juz wszyscy maja szczerze dosc naszego starego grata, wszyscy maja pretensje ze jeszcze tym jezdzimy i obwiniaja meza za brak dzialan w tej sprawie. Wiec nie bardzo moge znowu prosic o wsparcie. Zreszta uwazam sama, ze maz moglby byc bardziej elastyczny i przemyslec kupno innego auta.
Co zrobilybyscie na moim miejscu ? Klotnie z mezem juz mamy za soba, wielokrotnie temat byl poruszany, on jednak nie mial czasu sie zajac kupne nowego auta. Teraz pytanie jak powinnam postapic ? Z jednej strony kupujemy mi biologiczna zywnosc, a potem mam jechac niepewnym autem 700km...?
Poradzcie ! Co robic ? Trwac przy decyzji meza i jechac gratem czy okazac ,ze mimo wszytsko zrobie to co DLA MNIE najlepsze.