Witajcie,
Chcialam opisać historie mojego zwiazku i poradzic sie bo sama nie wiem czy ja wariuje i czy to moja wina, czy jestem wpędzana przez mojego partnera w ciagle poczucie winy.
Jestem z moim partnerem 3 lata. Ja mam 26 lat on 29. Ja pracuje na stałe, on dorywczo sie czyms zajmuje, nie ma stałej pracy. Odkad pamietam wszystko co zlego dzialo sie w naszym zwiazku bylo z mojej winy. Od niego usłyszałam z dwa razy przepraszam- wymuszone. To ja bylam osoba, ktora miala przepraszac, przyznawać sie do winy i obiecywać poprawe. W jego mniemaniu jesli on cos zlego zrobil, zdenerwował sie, ublizyl mi, byl agresywny czy wybuchowy to przeze mnie bo ja doprowadziłam go do takiego stanu i zasluzylam sobie na to. Wiele razy mi ublizal- on twierdzi ze jak powie ze jestem chora psychicznie to nie jest obraza. Jest agresywny i nie panuje nad soba. Nigdy mnie nie uderzył, ale jak sie zdenerwuje potrafi rzucać przedmiotami o ścianę. Notorycznie mowi ze zachowuje sie jak mala dziewczynka z przedszkola i mam tam wrocic, albo ze jestem wielka pani lub dama bo jak sie poklocimy czy sprawi mi przykrość to sie do niego nie odzywam. Jesli mowie mu o pewnych sprawach ktore mi sie nie podobaja lub cos co sprawiło mi przykrość to mowi ze jestem przewrażliwiona lub przesadzam. Gdy sytuacja sie odwróci i to on mi mowi to o czyms co zrobilam nie tak to mam sie zmienic. Jestem zmeczona tym związkiem, boje sie czasami odezwac, zeby go nie zdenerwować czy nie urazić. Czasami powiem cos, wyraźne swoje zdanie nie spodoba mu sie to zrobi mi awanturę i powie zebym sie do niego "nie pruła." Jestem klebkiem nerwów. Przede wszytskim widze i inni to widza ze sie zmienilam. Straciłam poczucie własnej wartosci. Z pewnej siebie kobiety stałam sie szara myszka. Czuje sie jak pod kontrola.
Czemu nadal jestem z nim? Paradoks. W przeszłości duzo zrobilam zeby z nim byc. Pomagałam mu stralam sie, duzo zainwestowalam w nasz zwiazek siebie. Jest pierwszym mezczyzna za ktorym wskoczylabym w ogien. Do niedawna jeszcze mialam nadzieje, ze sie zmieni, ze moze zacznie mnie szanować i doceniać. Teraz tracę te nadzieje. Jak sie nie klocimy to jest dobrze, w momencie jakiejs sprzeczki potrafi sie mścić robic na zlosc wszytsko po to zeby mnie "złamać", zebym przepraszała i przyznawała sie do błędu. Czesto placze. Jestem bliska rozstania z nim. Kiedys gdy mielismy kryzys powiedzial. Ze jak sie rozstaniemy to bedzie tylko i wyłącznie moja wina. Nie jestem idealna i tez mam swoje wady, ale czasem schodze juz mu z drogi nie odzywam si w pewnych kwestiach a i tak jest zle. Prosze poradzcie mi czy powinnam go zostawic czy takie zachowania sa na porzadku dziennym w innych związkach.