a wszystkiemu winien....stres? - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » STRES, LĘK, NERWICA, DEPRESJA » a wszystkiemu winien....stres?

Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 10 ]

Temat: a wszystkiemu winien....stres?

Witam, jestem w proszku psychicznym, stąd ten post. Jestem młodą osobą, studiuję, mam bliższych/dalszych znajomych, całkiem nie najgorzej radzę sobie w życiu, uważam się za dobrego człowieka...na pozór. Im dalej wchodzę w życie i im więcej lat mi przybywa, tym mam wrażenie, że zachowuję się nieporadnie jak dziecko. I zmieniło mi się też, na przestrzeni różnych (złych) wydarzeń własne zdanie o mojej osobie. Uważam się za osobę niewdzięczna, na siłę szukającą problemów. Nie wiem czy to kwestia charakteru, wychowania czy pogody; mam wrażenie, że jestem osobą pełną sprzeczności i paradoksów. Na pozór jestem pełna życia, lubię sport, kocham podróże i obecnie tylko to może dać mi radość w życiu. Niestety przez problemy finansowe oraz uwiązanie uczelnią, jestem przyszpilona do jednego miejsca, co mnie bardzo męczy. Moi znajomi z uczelni raczej znają tylko tą apatyczną wersję mojej osoby, kiedyś nawet kolega zapytał co jest ze mną, czy jestem chora. Na uczelni nie ma we mnie życia, ogólnie nie potrafię znaleźć radości w chwilach dnia codziennego. Fakt, że moje życie skupia się głównie na uczelni tym bardziej mnie dołuje. Uczelnia wiąże się również z ciągłym stresem, napięciem i obowiązkami.
Jestem też dosyć nieśmiała, czasem na uczelni w obowiązku studentów są wystąpienia publiczne, przy których ja się totalnie zbłaźniam, gdyż stres wówczas mnie paraliżuje. Nawet wtedy, kiedy mam przemawiać do grupy ludzi, z którymi studiuje już od 3 lat. Przez porażki uczelniane uważam się za mało inteligentną, wciąż kontrastuje siebie ze znajomymi, którzy wg mnie coś osiagnęli w życiu (np znajomość 3 jezyków obcych, ja w wieku 25 lat nie władam dobrze żadnym, mam przez to ogromne kompleksy). Uważam, że jestem po prostu głupia. To prowadzi z kolei do tego, że nie mam motywacji do nauki. Ponadto, im więcej rzeczy nade mną ciąży, tym ja je bardziej...olewam. Nigdy przedtem tak nie miałam (LO- dobrze się uczyłam), a z roku na rok moja średnia leci po prostej pochyłej w dół. Przykładowo, jutro mam mieć egzamin poprawkowy z lektoratu, ale fakt, że bardzo nie lubię tej wykładowczyni i przy okazji, mam chyba lekką traumę związaną z tym językiem jeszcze z wcześniejszych lat powoduję, że materiał do nauki tylko przekartkowałam DZIŚ będąc w jego posiadaniu już tydzień temu. W związku z niezaliczeniem, należnym będzie mi zapłacić i powtarzać przedmiot w trybie warunkowym na kolejnym roku. I ja wybrałam olewkę, wolę zapłacić, mimo że moja sytuacja finansowa nie jest kolorowa. Jestem zażenowana swoją postawą. Nigdy tak nieodpowiedzialnie nie postępowałam. Tym bardziej, że sama się utrzymuje, wiem jak ciężko muszę pracować, by zarobić każdy grosz. Jestem absolutnie niezdecydowaną osobą, a wręcz wiele rzeczy jest mi obojętnych. Nie mogę się nawet zdecydować, czy chce się przyjaźnić z ludzmi z uczelni, czy też postawić wokół siebie mur. Wiecznie brakuje mi kogoś, kogo mogłabym prosić o radę. Nie mam nikogo takiego. Jestem raczej typem introwertyka, a do tego wszystkiego, często miewam "fazy" na alienowanie się, unikanie "piwka", imprez. Wolę siedzieć przed komputerem, a potem żałuję, bo doskwiera mi samotność i obsesyjne myśli, że 1/2 moich koleżanek jest już w fazie stabilizacji życiowej typu dom, rodzina, wcale nie polepsza sprawy. A ja wciąż rozpaczam za facetem, z którym rozstałam się 2 lata temu, a tak na prawdę wiem, że nie byliśmy dobrze dobrani.
Ostatnio bardzo dużo śpię, nie mam w ogóle energii, chęci do życia.
Powroty z domu rodzinnego do miasta, gdzie studiuje wiążą się już z chorą niechęcią, lękiem i skrętami żołądka. Niedawno nawet się popłakałam wyjeżdżając z domu. I nie dlatego, że w domu mam wspaniałą atmosferę rodzinną ( jestem DDA, finansowo bywało bardzo różnie, ale raczej nigdy nie na bogato, tzn. na jedzenie i ubranie zawsze było), po prostu od niedawna mój stary pokój stał się moją osobistą strefą komfortu (i faktycznie, sytuacja rodzinna uległa na przestrzeni lat "polepszeniu"). Zawsze upatrywałam przyczyn wszystkich swoich leków, braku pewności siebie i wszelkich innych niedociągnięć mojej osoby właśnie w tym, że jestem po dosyć trudnym dzieciństwie, wychowana w domu, gdzie lał się alkohol, a wraz z nim awantury, krzyki i nawet raz - interwencja policji. 
Chciałabym zawrzeć tu jakieś meritum, jednak nie wiem na czym powinnam się skupić, po prostu wiem, że mam problem ze sobą i odbiorem własnej osoby i świadomości, chciałabym nie mieć kilku cech, które mam. Chciałabym być innym człowiekiem, ale jestem taka jaka jestem i nie wiem jak w takim stanie przebrne przez życie. Obecnie interesującym wyjściem ze wszystkich sytuacji jest ucieczka z podkulonym ogonem, co jest smutne, bo kiedyś jednak miałam postawę fightera i chciałam walczyć o dobro dla siebie i innych.

Pozdrawiam.

Zobacz podobne tematy :

2

Odp: a wszystkiemu winien....stres?

Znam introwertyków którzy mieli idealne dzieciństwo więc to nie musi mieć związku. Musisz sama podjąć decyzję. Wiem że więzi uczuciowe mogą bardzo pomóc, gdy ma się kogoś bliskiego, gdy ma się podporę w życiu. Przemyśl sobie czy potrzebujesz relacji z ludźmi czy nie. Bez tego nie zdecydujesz się na szukanie przyjaźni.

3

Odp: a wszystkiemu winien....stres?

Chyba chcę więzi, jednak boję się zaufać. Często myślę, że żalenie się, wygadanie to obarczanie ludzi swoimi problemami. Ze nikogo nie obchodzi, co ja czuję, gdyż każdy ma własne życie i problemy. I że będzie to objaw typowego nie radzenia sobie ze sobą. Uważam, że takie gadanie to oznaka slabości. Czyli od razu idąc tym torem, uswiadamiam sobie, ze jestem słaba... Nie mam problemów z uzewnętrznianiem się, jednak staram sie nad tym panować. Moim kolejnym problemem jest fakt, że bardzo uzależniam się od bliskich osób np. chłopak.

4

Odp: a wszystkiemu winien....stres?

stres i niska samoocena, to przyczyny wielu chorob, wiem, ze sie trudno mowi, ale jak chcemy byc zdrowi, no to musimy sobie z tym jakos radzic, albo chociaz eliminowac te czynniki

5

Odp: a wszystkiemu winien....stres?

Może spróbuj doraźnie jakieś tabletki na uspokojenie brać itp. (sama czasami biorę nerovmix). Co studiujesz? Może to po prostu kierunek nie dla Ciebie, sama rzucilam studia po roku i poszłam na coś innego bo na wcześniejszym kierunku się po prostu męczyłam. Myślę, że psycholog mógłby Ci pomóc.

6

Odp: a wszystkiemu winien....stres?

Moje studia sa bardzo absorbujące, ale nie wyobrażam sobie już nic zmieniać, bo i tak mam 3 lata w plecy ( do tej pory wypominam sobie, dlaczego od razu po LOłnie uderzałam na ten kierunek, mając do niego predyspozycje). Na początku studiów było super, wszystko było nowe, ciekawe, również nie miałam życia poza szkoła, ale wtedy nie było to aż tak bardzo problematyczne. Teraz mam chyba zmęczenie tematu.
Wizyta u psychologa by mi się przydała na pewno, ale przypuszczam, że konieczna nie byłaby jednorazowa sesja, a kilka spotkań, co jest niestety dosyć kosztowne. Czy istnieje coś takiego jak wizyta u psychologa refundowana przez NFZ lub cokolwiek w ten deseń???

7

Odp: a wszystkiemu winien....stres?

MrSpock radzisz zastanowić się czy Marsylia potrzebuje relacji z ludźmi? A czy jest możliwe życie bez takich relacji,czy to jest normalne jeśli ludzie nie odczuwają takiej potrzeby?

8

Odp: a wszystkiemu winien....stres?

Z tego co wiem to można z nfz pójść do psychologa, często w przychodniach są gabinety psychologiczne tylko nie wiem czy trzeba skierowanie

9

Odp: a wszystkiemu winien....stres?

To nie jest normalne jeśli ludzie są zamknięci w sobie ale co można poradzić? Często przyczyną jest uszkodzenie mózgu i zachowane są zdolności intelektualne. Można proponować stopniowe otwieranie się poprzez ćwiczenia, żeby powoli wchodzić w relacje przyjacielskie. Jakiś chłopak o bardzo dobrym sercu, żeby z tobą chodził po mieście, rozmawiał o różnych rzeczach, poszedł do muzeum i po roku albo dłużej powinna być mała poprawa. W takiej relacji nie masz się żalić na problemy bo on się wkurzy i zerwie. Macie rozmawiać o miłych rzeczach, o sztuce. To ci ma dać siły do pokonywania trudności.

10

Odp: a wszystkiemu winien....stres?

Może po prostu przechodzisz trudny okres... Myślę, że wielu z nas podobnie miało. Ja też jakiś czas temu miałam ciężki czas w pracy i problemy rodzinne. Zupełnie nie miałam ochoty na nic i zupełnie nic mnie nie cieszyło. W głowie milion myśli, a już najgorzej było w nocy kiedy nie mogłam spokojnie zasnąć a jak mi się udało to budziłam się co chwilę. W tych złych chwilach pomagałam sobie nervomixem forte ten akurat jest silniejszy i bez recepty.  Zaczęłam też odpychać od siebie złe myśli , szukałam we wszystkim pozytywów, dałam sobie bardziej na luz i jakoś po niedługim czasie zaczęłam czuć się dużo dużo lepiej smile

Posty [ 10 ]

Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » STRES, LĘK, NERWICA, DEPRESJA » a wszystkiemu winien....stres?

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024