Witajcie.
Ostatnie życiowe doświadczenia nakierowały na mnie różne refleksje.
A mianowicie chodzi tu o przyjaźń.
Mam przyjaciół obojga w gronie głównie męskim, ale również damskim.
Z przyjaciółmi nie mamy żadnych problemów. Spotykamy się i w sytuacjach kiedy ktoś tego potrzebuje, jak również zwyczajowo "na piwko".
Nie ma terminu, Kiedy mamy czas poprostu sie spotykamy, gadamy itp. Nie ma żadnych przeszkód.
W gronie damskim również. (wiem wiem, przyjaźń damsko-męska nie istnieje) - nie do końca.
Przyjaźnię się z np. siostrą, czy z partnerkami od przyjaciół. Nikt nie ma tego za złe i jest to dla nas normalne i oczywiste. Każdy czasami potrzebuje pogadać.
Jest też dziewczyna, która wielokroć oferowała swą przyjaźń. Lecz kiedy jej potrzebowałem nie było jej nigdy. Nie miała czasu by porozmawiać przez telefon, a żeby się spotkać na herbate to już "chłopie zapomnij". Spoko. Nie każdy może więc okej. Lecz kiedy się do niej nie zwracam potrafi robić jakieś chore akcje, akcje zazdrości, że spotykam się z innymi. Ale ze mną nie ma szans.
Ostatnio pytłem się co słychać to w odpowiedzi otrzymałem "jest ok", a na moje "na pewno?" otrzymałemm "nie chcę o tym gadać".
Zaproponowałem żebyśmy sie zobaczyli to porozmawiamy o wszystkim itp. Powiedziała "NIE"
Stwierdziłem okej. nie drążę tematu i życie się toczy.
Wczoraj niespodziewanie zadzwoniła z wielkim żalem, że nie interesuje się co u niej a ona mnie potrzebuje bo zmarł jej dziadek kilka dni temu.
Powiedziała, że myślała, że jestem jej "pieprzonym przyjacielem" ale myliła się. Nie komentowałem tego. Powiedziałem tylko, że oferowałem się i nie jestem jasnowidzem.
Ta stwierdziła, że przyjaciele mają się domyslać, że coś jest nie tak, i że powinienem wspierać ja sms'ami.
Czy to normalne? Wydaje mi się, że dziewczyna ma jakiś problem ze sobą. A myślałem, że ją znam. Widać myliłem się..