Hej kochane,
to forum daje mi dużo motywacji do tego aby żyć teraźniejszością, a nie przeszłością. Codziennie się z tym zmagam z róźnymi skutkami. Na chwilę obecną jestem w stanie powiedzieć, że nie mam z nim żadnego kontaktu od Wigilii gdzie złożyliśmy sobie życzenia smsem. Nie widziałam go od 8 grudnia - dnia moich urodzin. To nie jest tak, że nie próbuje się z nim kontaktować. Bardzo rzadko, ale jednak to robię, dzwonić z innego numeru raz na 2, 3 tygodnie. Zawsze wykonuje tylko jeden sygnał, nigdy nie wiem po co. Nie chce słyszeć jego głosu, gdy oddzwania, nie odbieram, ale gdy mam chwile słabości wykonuje telefon. Na chwilę obecną jestem na tyle silna, że wiem, że nigdy nie odbiorę od niego, nawet gdyby zadzwonił sam z własnej woli. Nie wiecie ile trudu mnie to kosztuje, ale teraz, jestem zdecydowanie silniejsza niż kiedyś - gdy odejść nie mogłam.
Zacznijmy może od początku; przed maturą mimo, że się dużo uczyłam miałam sporo czasu. Założyłam sobie konto na sympatii i tam go poznałam. Pamiętam, że zdjęcie nie za bardzo mnie przekonało bo tak każdy, dosłownie każdy w jakimś tam stopniu patrzy na wygląd. Życie. Przeczytam jednak jego opis, który był cudowny, że stwierdziłam : '' To musi być fantastyczny człowiek''. Taaa. Od samego początku poleciałam na bajerę, którą stosował do każdej, ale o tym później. Po 3,4 tygodniach rozmowy na fejsbuku oraz gg ( tak, istnieje jeszcze coś takiego jak gadu gadu) stwierdziliśmy, że się spotkamy. To było po maturach 31 maja. Pamiętam już na samym wstępie nie zrobił dobrego wrażenia, spóźnił się prawie godzinę, byłam bardzo wkurzona, miałam zamiar już jechać do domu, aż w końcu się pojawił. Znikąd! Pamiętam, że nie wiedziałam, z której strony nadejdzie, ale bardzo mnie to rozczuliło bo mnie przytulił;). Przeprosił, że tak długo musiałam czekać, był na piłce, a potem musiał wszystko ogarnąć. Zdarza się. Pamiętam wtedy, że jak jechaliśmy autobusem w stronę AGH w ogóle nie rozmawialiśmy. Ja - byłam strasznie wstydliwa, on - podobnie. Jakie miałam wtedy myśli? - Iza wyjdź z tego busa i uciekaj od niego jak najprędzej. Zostałam. Później, jakoś poszło. Rozmowa się rozkręciła, nigdy nie czułam się tak fajnie przy facecie, czułam jakbym go znała całe życie, a nie 2 godziny. Nawet nie wiem kiedy zrobiło się ciemno i zaczęło padać. Potem sobie tak myślę, że nawet pogoda nie chciała, żebyśmy byli razem. Później o czym wspomnę za chwilę, na kolejnych spotkaniach również padał deszcz. Wracając, nawet nie wiem kiedy zdałam sobie sprawę, że nie mam już busa do domu, zaczęłam panikować, bo tak daleko zaszliśmy, że było to za Krakowem, natomiast moja miejscowość była oddalona od tego miasta o 30 km. Nie wiedziałam co robić, Stwierdziłam, że idę na nogach, kiedyś zajdę;D. On się uparł, chciał iść ze mną, czy już wtedy mnie osaczał? Byłam zrozpaczona, płakałam,aż w końcu wylądowaliśmy na stacji benzynowej gdzie szczęśliwym trafem przejeżdżała taksówka. Zapłacił, było mi tak głupio, że on musi wracać do domu, a ja się wożę jak księżniczka. Po tym jak wrócił do domu, napisał mi długiego smsa, jaka jestem wspaniała itp itd. Byłam zauroczona.
Nie mogłam się doczekać kolejnego spotkania, zaprosił mnie na koncert Linkin Park. Było to spełnienie moich marzeń i początek uzależnienia, choć wtedy jeszcze o tym nie wiedziałam. Uzależnienia od niego, od jego pieniędzy, on był zależny finansowo, ja nie. Koncert okazał się niesamowity, na końcu odwiózł mnie do domu, podziękował i wrócił do mieszkania. Wiecie, totalny gentelman, inteligentny, czarujący, fajnie zbudowany, zaczął bardziej o siebie dbać i również podobał mi się z wyglądu. Ideał prawda? Rozpieszczał mnie totalnie, był na każde moje skinienie, pomagał mi niesamowicie, gdy ja tej pomocy potrzebowałam. Był na początku bardzo ostrożny, nie tak jak wszyscy inni faceci, okazało się, że byłam jego pierwszą kobietą i jego zachowanie było dzisiaj niespotykane. Po miesiącu zostaliśmy parą, przy czym on pierwszy bardzo szybko wyznał mi miłość dozgonną. TAK, TE ZAPEWNIENIA BYŁY NIESAMOWITE I JA OSOBA O MAŁEJ SAMOOCENIE NABRAŁAM SIĘ NA TO. Przede wszystkim, mówił, że jestem niesamowita/ cudowna/ piękna/ wybierz odpowiednie dla Ciebie. Że On czyli K nie zasługuje na mnie, żebym go nigdy nie opuszczała bo jestem jego miłością życia itp itd. Kolejne miesiące wakacji mijały cudownie, czas wakacji, beztroski, wspaniały, poznałam jego rodzinę zaakceptowała mnie. Nie będę się rozwodzić na temat okresu wakacji bo nie o to chodzi, żeby przypominać sobie cały czas te dobre chwile. Miałam wrażenie jednak, że mu na mnie zależy, że nigdy nie odejdzie, że zawsze mnie będzie kochał.
Pod koniec września zaproponował mi zamieszkanie, dla mnie - TOTALNY SZOK! Powiedział, że jeśli nie chce, to on to rozumie, ale wtedy pójdzie do akademika. Moja myśl - AKADEMIKI, PIJAŃSTWO, WIECZNE ZABAWY, NIE!
Zgodziłam się. Od października rozpoczęliśmy wspólne życie, wszystko kupowaliśmy do naszego małego mieszkanka, To był mój pierwszy dom. Przez miesiąc mieszkaliśmy z jego bratem, bo nie dostał akademika, ale jakoś przeżyłam. K był mi w tym okresie totalnie uległy, to ja byłam osobą, która dominowała w tym związku, albo mi się tak zdawało. Pierwsza poważniejsza kłótnia? Szczerze, kłóciliśmy się tylko o głupoty i tylko i wyłącznie z jego inicjatywy. W grudniu była walka Szpilka - Adamek.On chciał iść, ja nie za bardzo, ale stwierdziłam, że czemu nie. Natomiast był problem w mieszkaniu, nie mogłam ogarnąć moich włosów, wiem, problem jak cholera, ale zależało mi żebym wyglądała jak człowiek. Dlatego nie chciałam iść. W tym okresie faktycznie jak on to mówił, byłam bierna, średnio mu pomagałam w obowiązkach, tak moja wina. Zgodziłam się natomiast na wypad do parku, po czym okazało się, że mnie okłamał i tak na prawdę w jego intencji było iść na tą walkę. Tak, byłam histeryczką, w pewnym okresie naszego związku, cały czas płakałam bo nie radziłam sobie już z tym.Pamiętam, że rozdzieliliśmy się i zostawił mnie samą w nocy. Kto mnie zna ten wie, że JA nie miałam wtedy pojęcia o Krakowie, gubiłam się wszędzie, K wiedział to, nieee, nawigacja, kochane nie pomagała. Sama w ogromnym strachu w zimie włóczyłam się w nocy po Krakowie i szukałam naszego bloku. Fajna perspektywa co nie? Tak, dostałam od niego smsy, mówiące mi jak mam dojść do miejsca docelowego, ale co z tego? Nie, nie byłam idealna, z ręką na sercu mogę to powiedzieć. Robiłam kłótnie w sklepie bo się ze mnie nabijał. Wychodziłam z klubu gdy się mną nie interesował. Dużo było takich sytuacji i sama się do nich przyznaje. Ale czy to był powód, żeby nasza relacja stała się taką jak później się stała? Styczeń - coraz większe kłótnie, że może to było za szybko, że może powinnam się wyprowadzić, że jestem egoistką itp. Pod koniec stycznia - poznał na kurniku ( znacie ten portal? ja też nie) dziewczynę, cudowną Katarzynę, która rozpiepszyła wszystko. Zaczęli ze sobą pisać codziennie, normalnie 48/24 h. Serio. Pamiętam, wręcz kuriozalną sytuacją gdzie zamknął się w łazienki w nocy i pisał z nią do 5 nad ranem. Wcześniej, ufałam mu. Potem dowiedziałam się, że wyznają sobie miłość, że chcą się spotkać, że K rozbił związek Katarzyny z innym mężczyzną. A potem rozwalił się również i nasz. To były jakieś 4 tygodnie męczarni, widziałam, że coś się zmieniło, a on nie chciał przerwać z nią tej relacji. Do dzisiaj nie pojęłam tej kobiety, robiła takie rzeczy po czym gdy się ze sobą rozstaliśmy weszła w związek z kimś innym. Ale nie uprzedzajmy faktów.
LUTY - K wiedział, że nienawidziłam tej dziewczyny, robił sobie, ze mnie żarty, że przyjechała do niego, podszywał się pod swojego kolegę, ja głupia, uwierzyłam, pojechałam do niego do pracę, a on się śmiał, mówił, że jestem naiwna, że w to uwierzyłam. KONIEC NASTĄPIŁ 12 STYCZNIA, gdy przyjechałam do jego pracy wieczorem, a on zamiast pracować flirtował z inną. Powiedział, że to koniec, żebym się wynosiła, wyprowadzała i ogólnie zacytuje tu moją koleżankę ,, wyciągnął mnie za szmaty'' i kazał wyjść z pracy strasząc policją, strażnikiem itp. Ale kochane, to nie jest koniec tej historii, to jest dopiero początek. Wiem, że wtedy nie byłam uzależniona od niego. Wracając do mieszkania powiedział, że mnie nie kocha, że zepsułam wszystko. Przeryczałam całą noc, on wrócił jakoś nad ranem i nie chciał ze mną rozmawiać. Po czym powiedział, że mnie kocha, ale nie potrafi ze mną żyć, że nie pasujemy do siebie, inaczej patrzymy na świat itp. Musieliśmy odpocząć.On pojechał do siebie, ja do swojej miejscowości. Pod koniec lutego przyjechałam do niego, totalna tęsknota. Znowu byliśmy razem. Wszystko wracało do normalności, ale normalne nie było. Już nie byłam dla niego najważniejsza. Co chwila pisał z kobietami z kurnika ( jak to brzmi) Może lepiej gdybym napisała z kurami haha. Wszystko było takie same, a jednak inne.
Starałam się bardzo, robiłam wszystko, żeby mu dogodzić, wspierałam go, wszystkie obowiązki w domu przejęłam na siebie. Zawsze znalazł jednak powód, żeby się czegoś uczepić. Zrezygnowałam ze znajomych, cały czas słyszałam, że jestem bierna, tępa, idiotka, inne gorsze wyzwiska w moją stronę, co chwila się wściekał z byle powodu. Wszystko obracał na moją niekorzyść. Przez wakacje 2015 płakałam codziennie, traktował mnie jakbym była gorsza od niego. Robił mi pranie mózgu, przekręcając moje wypowiedzi, ja nie umiałam się bronić. Często zapominał o naszych spotkaniach, lekceważył moją osobę. Bardzo mną manipulował, byłam na każde jego skinienie, pamiętam jego słowa : ,, Ja i tak wiem, że wrócisz'' Coś co na początku nie było chorą relacją, w takową się przekształciło. Łatwo wpadał w agresję i złość. Wrzeszczał z byle powodu, gdy chciałam go uspokoić, krzyczał jeszcze bardziej wyzywając mnie od najgorszych. Czułam się samotna, zmęczona, wykorzystywana, czułam, że coś jest nie tak w naszym związku. Musiałam traktować go jak zgniłe jajo bo o wszystko się czepiał, o wszystko, O każdą moją wypowiedź. Dosłownie. Jednak co chwila było mu mało.
CAŁY CZAS BYŁO, ŻE SIĘ NIE STARAM, JEGO ULUBIONE WYRAŻENIE TO ,,BIERNOŚĆ PONAD WSZYSTKO''. TAK, AŻ W KOŃCU W TO UWIERZYŁAM, ALE NIE BYŁO JUŻ ODWROTU. NIE WIEM NAWET KIEDY UZALEŻNIŁAM SIĘ OD NIEGO. DZIEŃ BEZ NIEGO BYŁ DLA MNIE KATORGĄ, CORAZ BARDZIEJ SIĘ STACZAŁAM. I TERAZ MUSZĘ ZNOWU PRZYTOCZYĆ MOJA DROGĄ KOLEŻANKĘ, BO W TYM MOMENCIE TO CIŚNIE MI SIĘ NA USTA, A RACZEJ NA KLAWIATURĘ;D ,, CÓŻ ZROBISZ, JAK NIC NIE ZROBISZ'' NIE DAŁAM RADY JESZCZE WTEDY ODEJŚĆ, PO JEDNEJ BŁAHEJ SYTUACJI ZROZUMIAŁAM, ŻE WŁAŚNIE ODEJŚĆ NIE POTRAFIĘ.
To był czas kiedy już ze sobą nie mieszkaliśmy, wyprowadziłam się ze względu na duże koszty nowego mieszkania. W sumie to były dwie takie sytuacje. Zacznę od tej wcześniejszej. Właśnie wtedy kiedy już Kraków nie był moim domem, K musiał się przeprowadzić w jeden dzień do nowego mieszkania. Na szczęście przeprowadził się do mieszkania w tym samym budynku, dalej na parterze. Przeniósł tylko z ekipą remontującą szafę i pralkę, resztę kazał przenieść mi, sam poszedł do pracy. Oczywiście, nie było odmowy, ale nie wyobrażajcie sobie, że jestem jakimś Pudzianem.
Nie, zwykła chudzina ze mnie, która nosiła te wielkie torby, fotele itp, żeby pokazać mu jak bardzo go kocham, BO TAK BARDZO GO KOCHAŁAM. NIESTETY. STWIERDZIŁAM, ŻE WIĘKSZE RZECZY ZOSTAWIĘ MU, A NIECH MA ;D . GDY WRÓCIŁ, ZACZĄŁ NA MNIE WRZESZCZEĆ, DLACZEGO JA NIE PRZENIOSŁAM MU TYCH RZECZY. WSZYSTKICH. NIE WIDZIAŁ, ŻE 80 PROCENT WSZYSTKICH RZECZY ZOSTAŁY MU PRZENIESIONE, A RESZTĘ TYCH WIĘKSZYCH ZOSTAWIŁAM MU. ALE PARODIA NASTĄPIŁA WTEDY KIEDY POSZLIŚMY DO STAREGO MIESZKANKA. MYŚLAŁAM, ŻE ZABIERZE SIĘ ZA TO, ALE CÓŻ, MYŚLENIE W TYM OKRESIE CZASU NIE BYŁO MOJĄ MOCNĄ STRONĄ, JA WTEDY NIE UŻYWAŁAM MÓZGU;D. WIECIE CO K, MÓJ KOCHANY K ZROBIŁ? ZROBIŁ ZE MNIE TOTALNEGO NIEWOLNIKA I ZAMIAST SAM ZANOSIĆ TE RZECZY, USŁUGIWAŁ SIĘ MNĄ, A SAM TYLKO PAKOWAŁ JE TOREB;) NIE ZROZUMCIE MNIE ŹLE, POMOC DRUGIEJ OSOBIE JEST OK, DOPÓKI, DOPÓTY TA DRUGA OSOBA CIEBIE NIE WYKORZYSTUJE I NIE POMIATA TĄ OSOBĄ! NIE USŁYSZAŁAM NAWET DZIĘKUJĘ, TYLKO WYRZUTY .BO GDYBY KAZAŁ MI WŁOŻYĆ RĘKĘ DO OGNIA, TO ZROBIŁABYM TO. W IMIĘ NASZEJ MIŁOŚCI I MOŻE WTEDY BY ZAUWAŻYŁ, ŻE NIE JESTEM BIERNA. MÓWIĘ SERIO.
Czego tu jeszcze nie napisałam? A tego np. że w ogóle nie szanował mojej pracy. Ja dwoilam się i troilam a on często robił mi na złość i sprawiał, że tej pracy było więcej.
SYTUACJA 1:
K idzie do łazienki, po 20 minutach łazienka zamienia się w fokarium. Wszystko zalane, brudne. Od czego tu zacząć sprzątanie? Potem K wychodzi z łazienki nie wycierając swoich nóżek i brudzi dalej kuchnię, schody, dosłownie wszystko co widzi na swojej drodze. Potem przypomina sobie, że jest coś takiego jak kapcie i ubiera je, przechodząc tą samą drogę (kuchnia, schody, łazienka). Powodując, że wszędzie nie jest tylko mokro ale i brudno. Po czym za 15 minut wychodzi, mówi, że nie ma czasu na sprzątanie i żebym to posprzątała bo jak na razie siedzę i jestem bierna.
SYTUACJA 2: JUŻ Z NIM NIE MIESZKAŁAM.
Przyjeżdżam do niego na weekend, robię coś na zajęcia, on podchodzi do zlewu ( nieumyte garnki od tygodnia) i mówi:
- Popatrz nie mam w czym zrobić sobie kawy. Nie pomyślałaś o tym, że jak już przyszłaś to mogłabyś chociaż je umyć? W czym ja mam sobie zrobić kawę?
-Nie pomyślałeś o tym, żeby je umyć?
- Wiesz, ja pracuje ( patrz od rana nic nie zrobił, tylko siedzi w internetach) Najlepiej sobie siedzieć i nic nie robić jak zwykle prawda? Jak księżniczka prawda? Jaka jest Twoja dewiza życiowa? Bierność ponad wszystko?
MAM ŁZY W OCZACH:
- Sam sobie je umyj, co ja jestem twoją służącą? Nie mieszkamy już razem.
- Chcesz się przekonać o tym, że je jednak umyjesz? Tam są drzwi. Jak tego nie zrobisz to możesz się pakować i wychodzić.
Po 5 minutach wstałam i wszystko pozmywałam płacząc. I tu nie chodzi o to, że jestem zbyt leniwa, uwierzcie
Kolejna sytuacja miała miejsce
kilka dni po tej przeprowadzce. Tak jak już mówiłam, nie mieszkałam już z nim, ale i tak bardzo często się widywaliśmy. Rano, kazał mi się spieszyć bo on wychodzi do pracy, a ja nie mogę zostać u niego podczas jego nieobecności bo mieszkanie ma być puste. Dlaczego niby? bo mu coś ukradnę? Bo ukradnę mu jego rower jak on to podkreślał rower jest najcenniejszą rzeczą w mieszkaniu. Tak miał hopla na punkcie pieniędzy. Teraz tak sobie myślę, kurczę, mogłam mu wziąć ten rower i pojechać w cholerę, uwalniając się od niego. Daleko. Oczywiście kwestię z rowerem nie bierzcie na serio;)))
Wracając do rzeczy, kazał mi się jak najszybciej pośpieszyć bo on się spóźni. I tak znowu będzie przeze mnie. Nie interesowało go, że miałam mokrą głowę i suszyłam włosy tak szybko, żeby jak najszybciej wyjść z tego mieszkania. Kazał mi i tu przepraszam za wyrażenie : '' wypierdalać'' Dosłownie. W końcu mokre włosy schowałam pod gruby sweter i nie odzywaliśmy się w ogóle w autobusie. I chyba wtedy uświadomiłam sobie, że jestem w beznadziei. Totalnej. Znowu mu wybaczyłam. 9 października definitywnie ze mną zerwał, dlatego, że nie chciałam zapłacić czynszu za mieszkanie. On bardzo się śpieszył bo jechał z pracy do Zakopanego, pech chciał, że ja byłam u niego. Czasem się zastanawiam co on ma w głowie, zawsze gdy się spieszył był bardzo wulgarny, agresywny itp. Strasznie. Wtedy wrzeszczał na mnie, że nie ma kurtki, butów i tu cytat : '' jak ja kurwa pojadę bez zimowej kurtki'' Po czym wpadał w dziwne nastroje, raz złość, raz radość i śmiech. Wracając do czynszu, wiem, że to głupie, ale powiedziałam, że lepiej będzie jeśli on zapłaci w innym terminie, bo nigdy tego nie robiłam i nie chce czegoś pomylić, zwłaszcza, że rachunki były zwiększone ze względu na nowe mieszkanie. Zdenerwował się. Po czym pojechałam do domu, on do Zakopanego. Napisał w smsie, że mnie nie kocha, że od tego dnia będzie mnie traktował jakbym nie była w jego życiu bo nie może na mnie liczyć.
Później nie odezwał się do mnie cały dzień, w głębi serca wiedziałam, że to już koniec ostateczny, na moje własne życzenie. Od jego brata dowiedziałam się, że przyjechał wcześniej z powodu choroby dlatego 11 października w dniu jego urodzin pojechałam do niego o 6 rano wiedząc, że w tym mieszkaniu będzie. I wiecie co? Nie chciało mu się ruszyć, żeby mi otworzyć i czekałam do 12 aż łaskawy król otworzy mi drzwi i wpuści. Potem było już tylko gorzej. Nie byliśmy razem, ale dalej utrzymywaliśmy kontakty seksualne i niby wszystko było to same, ale tylko w mieszkaniu. Po za nim nie trzymał mnie za rękę, trzymał dystans itp. Staczałam się coraz bardziej dalej w tym tkwiąc. On powoli zmieniał wszystko co łączyło mnie z nim : uczelnię ( chciał studiować we Wrocławiu, ale przekonałam go do studiowania dalej w Krk), mieszkanie, styl życia ( zaczął imprezować, już nigdzie nie wychodziliśmy razem, ale on ze swoimi znajomymi wychodził często) W końcu zaczął się spotykać z inna kobietą. I to był koniec końców bo wiem, że gdyby to nie to dalej utrzymywałabym z nim kontakt. Zapomniałam powiedzieć, że przed długi okres czasu mówił mi wszystko. TOTALNIE WSZYSTKO.I TO TEŻ MNIE ZABIJAŁO BO W KOŃCU GDY PRZESTAŁ SIĘ ZWIERZAĆ JA ZACZĘŁAM DO NIEGO CAŁY CZAS DZWONIĆ, MÓWIĆ MU DLACZEGO MI NIE ODPISUJE I GDZIE JEST. TAK, POPADAŁAM W PARANOJĘ, ZRESZTĄ SAM CHCIAŁ MI WMÓWIĆ JAKĄŚ CHOROBĘ PSYCHICZNĄ. ZMIERZAJĄC DO KOŃCA, GDY JUŻ NIC MI NIE MÓWIŁ, WIEDZIAŁAM, ŻE COŚ JEST NIE TAK. OTÓŻ, DZIEŃ PO SPOTKANIU Z INNĄ POWIEDZIAŁ MI TO. ROZPACZ. WYLECIAŁAM Z UCZELNI JAKBY ZARAZ BUDYNEK MIAŁ ZAATAKOWAĆ HITLER. I NIE, NIE JEST TO ŚMIESZNE. ZAWALIŁAM STUDIA, NIE MIAŁAM SIŁY NA NIC, LEŻAŁAM W DOMU, JADŁAM, PŁAKAŁAM, SPAŁAM I TAK CAŁY CZAS.
Nie wiem co mi siedziało w tej głowie, ale jeszcze po naszej rozmowie, dzień później czekałam na niego. CHCIAŁAM TO ODBUDOWAĆ. GŁUPIE? PRAWDA? Skończyło się tym, że nie chciałam wyjść z jego mieszkania, wcześniej dałam mu list, który wszystko opisywał. K jednak stwierdził, że już mnie nie kocha i że na noc to ja u niego na pewno nie zostanę. Ostatecznie skończyło się tym, że musiał wynosić mnie siłą, byłam w takim stanie, że totalnie nie panował nad sobą. Na końcu jak to on, wbił mi nóż w plecy - ,,To Ty pierwsza z nas zrezygnowałaś'' Tego tekstu nie zapomnę nigdy jak i jego pustych oczu. Powiedział mi jeszcze, że właśnie w ten o to sposób pokazałam jak go kocham . ( patrz, że nie kocham)
Czy to już koniec? Oczywiście,że nie. Spotkałam się z nim w moje urodziny, które totalnie olał i zapomniał o spotkaniu. ALE CUDOWNA JA POJECHAŁAM DO NIEGO I POSIEDZIAŁAM CHWILĘ. JUŻ WIEDZIAŁAM, ŻE SIĘ NIE ZMIENI, ŻE NIE WRÓCI. OSTATNIE NASZE POŻEGNANIE, KTÓRE JESZCZE WTEDY NIE WIEDZIAŁAM, ŻE NIM BĘDZIE BYŁO NA PEWNO SPOKOJNIEJSZE NIŻ WTEDY KIEDY NIE CHCIAŁAM POJECHAĆ DO DOMU. PRZYTULIŁ MNIE NA POŻEGNANIE, PYTAJĄC CZY ZOBACZYMY SIĘ DNIA NASTĘPNEGO. NASZ DIALOG WYGLĄDAŁ MNIEJ WIĘCEJ TAK:
- ZOBACZYMY SIĘ JUTRO? DOSTANIESZ PREZENT I SPĘDZIMY WIĘCEJ CZASU RAZEM.
- NIE. NIE ZOBACZYMY SIĘ JUŻ NIGDY WIĘCEJ.
-OK.
PO CZYM K ZSZEDŁ PO SCHODACH BIORĄC ROWER.
MINUTĘ PÓŹNIEJ:
-ZOBACZYMY SIĘ JUTRO? - JA.
- TAK. DAM CI ZNAĆ. - ON
BYŁAM UZALEŻNIONA, W DALSZYM CIĄGU JESTEM, ALE POSZŁAM PO ROZUM DO GŁOWY. TO BYŁO NASZE OSTATNIE SPOTKANIE, DNIA NASTĘPNEGO SIĘ NIE ZOBACZYLIŚMY. POWIEDZIAŁ, ŻE NIE MA CZASU ( WYMÓWKA OSTATNICH 3 MIESIĘCY.) JA JUŻ TAK BARDZO NIE NACISKAŁAM. KONTAKT JAKIŚ TAKI BYŁ, ALE ZAZWYCZAJ WYMIENIALIŚMY TYLKO DWA ZDANIA NA FACEBOOKU, RZADKO ROZMAWIALIŚMY PRZEZ TELEFON. PROPONOWAŁ MI PRZYJAŹŃ. JUŻ LECĘ;D POTEM POWIEDZIAŁ MI, ŻE ZNOWU SIĘ SPOTKAŁ Z JAKĄŚ KOLEŻANKĄ. ZABLOKOWAŁAM GO WSZĘDZIE. NIE ODZYWAŁAM SIĘ 4 DNI, PIERWSZA ZADZWONIŁAM.
Zastanawiacie się jego reakcji:
-Hej, wiesz dawno nie gadaliśmy, wiesz w ogóle, że się tyle nie odzywałam?
- Cześć, wiesz co, dzwoniłaś parę dni temu, ale nie miałem czasu zadzwonić.
To tyle, koniec, finito, ostatni kontakt - Wigilia, złożenie życzeń przez smsa.
Mam nadzieję, że kiedyś uda mi się zatrzasnąć drzwi za sobą, jak to powiedziała moja psycholog, która trochę w żartobliwy sposób podeszła do tematu mówiąc: żebym sobie wzięła misia i go potuliła i na bank zrobi mi się lepiej.
Powiedziała mi też, że K to syndrom Piotrusia Pana, osoba niedojrzała, niedorosła i jak tu wiązać się z dzieckiem?
Czemu trwałam? Przez masę, milion momentów wspaniałych, romantycznych, cudownych. Dlatego. Bo po kłótni, mnie przytulał, patrzył na mnie tak genialnie, że nie potrafiłam odejść. Myślałam, że się zmieni, ale tak jak już wcześniej ustaliłam, ja nie myślałam!
CHCIAŁABYM KIEDYŚ POWIEDZIEĆ, ŻE CAŁKOWICIE ZAPOMNIAŁAM. NA DZIEŃ DZISIEJSZY WIEM, ŻE TA WALKA, TA NAJWAŻNIEJSZA JEST PRZEDE MNĄ.
JUŻ NIE UCIECZKA PRZED NIM, ALE PRZED SAMĄ SOBĄ. OBY DO PRZODU.
Pozdrawiam,
Iza