Hej,
studiuję dość ciężki kierunek na Politechnice w jednym z miast w Polsce. Jestem na 1 semestrze studiów magisterskich. Moi znajomi, równolatkowie już pokończyli studia rok, dwa lata temu.
U mnie sprawa wygląda tak, że po maturze nie wiedziałam co chcę robić. Poszłam na coś co mi nie podpasowało. Po roku dostałam się na to co chciałam. Wiedziałam, że studia inżynierskie będą trwały 4 lata więc już studiowałabym 5 lat.
W tym czasie nie miałam żadnego większego związku. Platoniczne miłości, romanse i imprezy aby odreagować studia-a dlaczego? Bo z roku na rok spędzałam ok 8-1 0 h na uczelni. Na studiach miałam grupę 30 osobową z czego 9/10 chłopaków w związkach. Wydział był duży ale jakoś wyszło tak,że nikogo nigdy nie poznałam tak na dłużej, na związek.
Po 4l atach okazało się, że trzeba odrobić dodatkowy semestr- wszyscy byliśmy załamani. Więc już rocznikowo studiowałam 4.5 roku. W tym czasie miałam oczywiście praktyki półroczne, jakieś dodatkowe zlecenia, zajęcia, organizacje, wolontariaty. Ale już mnie to męczyło.
Po bardzo trudnym semestrze, prawie 2w1 miałam 4-5 miesięcy do następnej rekrutacji. Odpoczywałam w domu i imprezowałam, realizowalam swoje hobby, miałam zlecenia które wykonywałam w domu, cieszyłam się życiem. W październiku 2015 poszłam na 1 sem studiów mgr. Mam 25 lat. Czekają mnie jeszcze 2 lata studiów.
Przez ten okres pół roczny bardzo zastanawiałam się co chciałabym robić w życiu. Okazało się, że może jednak mój kierunek studiów jest dla mnie za ciężki. Starałam się znaleźć jakąś alternatywę.
Od lipca 2015 do 'teraz' zajmuję się czasem czymś innym, związanym z moimi studiami ale zupełnie z innymi ludźmi. Czekam na informację kiedy jestem potrzebna, buduję swoje portfolio od nowa, muszę się sprawdzić, wszystko jest takie nowe dla mnie. Nie mam doświadzczenia. Tak jakby te 5 lat moich poprzednich studiów z praktykami, z organizacjacmi, z wyjazdami za granicę się nie liczyło.
Problem w tym, że czuję, żę albo jestem za bardzo wybredna, albo naprawde nie potrafię się odnaleźć w żadnej sytuacji. COś jakby mi nie odpowida. Teraz narzekam na wydłużające się studia. Jest sesja- nie wychodzę z domu. Mam z tym problem, bo czuję, że zaraz będę miała 30 lat i nie będę miała faceta przez studia? Ale to tak nie działa.
Mogłam kogoś na stałe znaleźć w półroczu kiedy nic nie robiłam a imprezowałam..... Czuję, że coś robię źle. Że albo skupiam się tylko na jednym i nie zwracam uwagi na otaczający mnie świat.
Nie mogę podjąć pracy na cały etat i wychodzić z biura projektowego po 8-10 h i iść na imprezę, bo mam uczelnię i muszę uczyć się do kolokwiów i egzaminów. Nie tylko uczę się ale także projektuję i robię makiety, uczestniczę w szkoleniach, w konferencjach. Łapię się tego, aby się nie zanudzić.
Miałam pracę 2x w tygodniu ale ktoś nie chciał podpisać ze mną umowy więc zrezygnowałam. Nawet nie pobrałam pieniędzy, bo jednak jestem studentką, ale wolę wszystko robić legalnie , z umowami itp.
Boję się, że znowu nie wiem co robić. Że szukając pracy siedzę w domu, niby wychodzę ze znajomymi, ale to jest tak, że oni mają swoje sprawy, swoje uczelnie i idą tylko na imprezy. A ja obecnie czekam aż wyjdę na imprezę. A nie, że impreza przy okazji.
Chyba chodzi o jakieś proprytety w życiu. Nie wiedziałam, że mi się studia tak przeciągną. Już nawet łapię sie na to, że nie chce mi się tej pracy szukać i robić portfolio. Że wmogę zostać w domu chodzić na uczelnię. Ale z 2 strony jak by to wyglądało w CV? Poza tym człowiek dla higieny psychicznej powinien pracować i powinien potrafić odseparować pracę od domu, życia osobistego. A ja ? Obecnie tkwię w takiej bańce.
Powiedzcie, czy nie za dużo analizuję? Może to wcale nie jest wina studiów., ALe mojego narzekania.
Co radzicie?
k