Witam Forumowiczki,
Jest mi bardzo niezręcznie pisać o tak ważnych i tak intymnych rzeczach na forum wśród obcych ludzi.
Odwagi dodaje mi maska anonimowości...
Od jakiegoś czasu mam problem z moim partnerem. Jest to dla mnie problem większy niż może się wydawać. Jesteśmy oboje przed 30-stką, ze sobą od ponad 2,5 roku. Mieszkamy razem, planujemy wspólną przyszłość, a wszystko właściwie układa się dobrze. Jak dla mnie nawet wspaniale, bo ja za nim nadal szaleję i według mnie jest najwspanialszym facetem pod słońcem. Nie nudzimy się ze sobą, szanujemy się, współpracujemy, mamy wspólne marzenia, jest miedzy nami ogromna ilość czułości i tęsknota już po kilku godzinach... Zawsze było też zaufanie... wprawdzie zbudowane od nowa, ale stabilne i pewne , wypełniające moje serce. Tymczasem teraz coś we mnie drgnęło.
Kilka razy przyłapałam go na oglądaniu zdjęć nagich kobiet. Albo wylatywały na mnie rozstawionymi nogami po włączeniu jego telefonu, albo bezczelnie na komputerze. Nigdy go nie szpiegowałam - raz szukałam linka do zagubionej aukcji, raz chciałam zobaczyć zdjęcia w telefonie, za każdym razem byłam zdruzgotana. Mogłam być nawet w pokoju obok. Wystarczyło wyjście do koleżanki, na zakupy za dnia... Był to zawsze dzień, w którym sam odmawiał mi zbliżenia. Czułam się odrzucona, okłamana : "jestem zmęczony, zasypiam"... Moje stroszone piórka, wdzięki - wszystko przegrywało z jakąś brzydką, wyuzdaną nastolatką wypinającą tyłek do obiektywu.
Dlaczego woli zrobić to sam, patrząc na inną , na zdjęciu... niż na swoją własną, młodą partnerkę...
Nie zwariowałam, nie udaję się na forum, do obcych ludzi, bez rozmowy z Nim. Rozmawialiśmy o tym, nie wiedział że tak mnie to zaboli. Były łzy, jego przeprosiny, tłumaczył że nie ma w tym nic więcej , że to naturalna, prymitywna potrzeba, nagła i bez większego przemyślenia, że to krępujące. A przede wszystkim, że mnie kocha i że musimy więcej rozmawiać.
Potem była powtórka z rozrywki, znów ta sama sytuacja. Znów ta sama rozmowa.
Jakiś miesiąc temu kolejna taka sytuacja... Wiem, ze to robił. Znów spławił mnie w łóżku. Wprawdzie historia usunięta, a moja uwaga skutecznie odwrócona, ale nie jestem głupia.
Tym razem już o tym nie mówiłam, bo cóż mogę więcej dodać? Teraz znów to samo... Już widzę po jego zachowaniu.
Mam nawet wrażenie, że raz obudził mnie dźwięk jego masturbacji w nocy, kiedy JA LEŻAŁAM OBOK.
Czytałam już kilka for internetowych, wypowiedzi innych kobiet, bo staram się to zrozumieć. Pomóc sobie jakoś to zaakceptować, przeboleć. Nie mogę podzielić się tym z nikim bliskim - żadną koleżanką , z nikim z rodziny, z nikim... Jestem tylko ja i on, a rozmawialiśmy już o tym kilkakrotnie. Na wielu forach wtrącają się panowie i tłumacząc kolegów w ramach męskiej solidarności, rzucają argumenty takie jak :
- Stałe partnerki/ żony/ narzeczone - same sobie winne - oziębłe, nigdy nie mają czasu na seks, zawsze mają wymówki, a potem się dziwią
- Są jak zakonnice w łóżku, zero fantazji , lekkiej pikanterii
- Nie chcą uprawiać seksu oralnego , nie umieją cieszyć się z seksu
- Facet kocha i jest dobry gość, wiec nigdy nie zdradzi, ale ma też swoje fantazje i skoro jesteś drętwa, to pomaga sobie inaczej
- No i ostatnie , najsmutniejsze: Nie podobasz mu się już, żonko, spójrz prawdzie w oczy. Jak facetowi przestała się podobać zapracowana i zaniedbana żona, to najlepiej go wysłać do psychiatry, bo pewnie ma problem.
To są argumenty panów. Tych panów, o których mówił mój partner : "Faceci tak mają, wszyscy to robią, ale nikt nie powie".
Dalej nic z tego nie rozumiem!
Ja nie jestem oziębła, jestem czuła i mam właściwie codzienną ochotę na seks... Myślę, że mogłam odmówić mojemu partnerowi może średnio 3 razy w roku. Szczególnie, że chyba nawet ja częściej mogłabym się kochać niż on. Gdy on nie zaczynał, nieśmiało zaczynałam ja, niestety czasami bez skutku... teraz chyba wiem dlaczego... było już "po sprawie".
Wcale nie jestem pruderyjna, myślę że wręcz przeciwnie w porównaniu do innych kobiet. Cieszę się seksem, mam prawie zawsze orgazm, pytałam mojego partnera WIELE razy czy jest zadowolony z naszego seksu, czy mu się podoba, czy czegoś mu nie brakuje, może ma jakieś fantazje , o których nie mówi, bo jestem na wszystko otwarta...
Zostaje mi ostatnie wytłumaczenie - nie podobam mu się już... Jak to możliwe?
Jesteśmy razem 2,5 roku , oboje jesteśmy młodzi. Ja mam kobiece kształty, bardzo duży biust, ładną buzię. Wprawdzie nie brakuje mi wad, ale jak nam wszystkim. Mam spore powodzenie u mężczyzn, dbam o siebie.
Nie jestem chyba również kłopotliwa - jestem pracowita, samodzielna, serdeczna, myślę że mam poczucie humoru, w wielu rzeczach go wyręczam, tak jak i on mnie.
Ostatnio jednak dostrzegam już u siebie tylko wady... widzę tylko gdzie mam za dużo, gdzie nieładnie, gdzie mam cellulit, coraz bardziej blaknę , tyję i patrzy na mnie z lustra przygarbione nieszczęście.
Ciągle o tym myślę... Ciągle zadaję sobie pytanie - Dlaczego to robi? Jak to możliwe, że nie pociągam go aż tak bardzo, że woli to robić za moimi plecami patrząc na jakąś paskudną wywlokę na płaskim ekranie? Gdybym mu odmówiła, odmawiała regularnie, a on miałby potrzebę - zrozumiałabym. Nie mogę jednak zrozumieć tego, że można woleć zrobić to po kryjomu samemu i potem próbować wywijać się jakimiś kłamstewkami.
Chcę mu dać wszystko to o czym może wstydzić sie powiedzieć. Ba! Jak nawet sama mam na to ochotę. Miałam... bo teraz już brakuje mi swobody i pewności siebie w łóżku... przestałam nawet chodzić w bieliznie po domu.
Dlaczego to robi skoro twierdzi że mnie kocha i ze wszystko mu się podoba? Czy ma aż taką potrzebę czegoś innego? Ciekawość innych kobiet? Innego ciała? Potrzebę zwierzęcego rżnięcia bez emocji?
Kobiety straszą na forach, że tak się zaczyna, a kończy się na zdradach, a ja wychodzę z siebie i po raz kolejny czuję się zdradzona.
Przegrana, gorsza, odrzucona. Nieposiadająca tego "czegoś" , co ma ta 19-latka , która rozchyla nogi do zdjęcia. To ją wybrał mój ukochany na wieczór...
Serce mi pęka, krwawi, a moje poczucie własnej atrakcyjności coraz bardziej zmierza ku dołowi... Czuję się brzydka i bez wpływu na to, bo żadna ilość pieniędzy wydana w salonach kosmetycznych, żadna ilość kędziorków na głowie, kolorowych pazurków i szminek nie ma znaczenia.
Dlaczego on planuje ze mną przyszłość?
Widzę, że się stara, że o mnie dba, że mnie szanuje, że jest pełen zainteresowania w stosunku do mojej osoby, pełen czułości, poświecenia, rozczulania się... Wiem, że mnie kocha, przynajmniej według mojej definicji miłości...
Ale nigdy nie mówi, że jestem piękna... Mówią mi to inni ludzi, również inni mężczyźni, a dla mnie to nie znaczy nic ... jak pusty dźwięk, bo tylko od niego chciałabym to usłyszeć...
Wprawdzie mój partner mówi dużo ważniejsze rzeczy, dużo głębsze i istotniejsze i takie, za które własnie go cenię... Ale o tych bzdetach, trywialnych drobnostkach nie mówi nigdy.... Jest natomiast BustyJessie69 i własna ręka...
Nic nie mogę z tego zrozumieć, a martwi mnie to tak strasznie, że powoli odechciewa mi się żyć...