Witam Was serdecznie
Około 3 miesięcy temu poznałam chłopaka, mieliśmy okazję razem pracować. Dla mnie to praca dorywcza, dla niego stała. Przez ten okres bardzo nam się fajnie i rozmawiało
i pracowało. Polubiliśmy się. Chłopak ma super charakter, podejście do życia - ogólnie duży pozytyw. Po jakimś czasie zorientowałam się że jest mną zainteresowany.
Zresztą z wzajemnością. Ale że to praca - to przy współpracownikach i szefie trudno o wybuchy wielkiej miłości. Po prostu wszystko szło powoli w dobrą stronę - mnie to odpowiadało.
Zaczeliśmy esemesować po pracy. W zasadzie (ale nie zawsze) to on prawie codziennie pierwszy coś miłego napisał. Martwił się, co będzie jak skończy się czas mojej pracy. Zapewniłam go że zawsze możemy
się spotkać w moim mieście - mieszkamy ok 10 km od siebie. Stwierdził że nie będzie to problem dla niego. No i faktycznie nadszedł czas, że ja pracę zakończyłam, ale kontakt pozostał.
Po paru dniach niewidzenia się - sam zaproponował spotkanie ze mną. Zgodziłam się. Ustalony był tylko dzień, godzinę i miejsce miał mi napisać. Spotkać mieliśmy się za 2 dni od jego propozycji.
Potem tego wieczoru popisaliśmy jeszcze chwilę - wszystko ok. Nadszedł dzień spotkania, czekałam na smsa z info gdzie i o której. I sie nie doczekałam, a do spotkania nie doszło oczywiście.
Dziś mija 5 dzień i cisza - zero smsów, brak jakiegokolwiek kontaktu. Ja też się nie odezwałam, bo poczułam się urażona i było (jest) mi cholernie przykro. Bo ja rozumiem, że nie mógł, nie chciał, odechciało mu się
spotykania - ale można było mnie o tym poinformować - załatwić to jednym smsem - przełożyć, odmówić, wytłumaczyć się. Wszystko byłoby lepsze niż cisza. A tu zero wyjaśnień
Jak mam rozumieć to zachowanie? Dać sobie spokój czy szukać wyjaśnień (kontaktu)? Mieliście takie sytuacje? Mnie zdarzyła się pierwszy raz taka historia, a troszkę już żyję
na tym świecie. Walczę ze sobą czy nie napisać pierwsza do niego, ale boję się że nie odpisze, a ja będę się czuła kompletnie olana. A może to ja przesadzam?
Rozpisałam się. Przepraszam, Ale bardzo proszę i liczę na Was, Wasze porady, co robić dalej? A może kompletnie nic nie robić i dać sobie święty spokój? Co byście zrobili na
moim miejscu? Chciałabym zrozumieć co kryje się za takim postępowaniem. Pozdrawiam.