Cześć! Jestem z chłopakiem już ponad 2 lata, ale znamy się od dawna, ponieważ mieszkamy w tym samym mieście. Ja mam 25 lat, a on 28. Poznaliśmy się już na wylot, ponieważ każda wolną chwilę spędzamy razem, przeżyliśmy też już trochę razem. On ciągle mówi, że ja to ta jedyna, że chce ze mną zamieszkać, mieć ze mną dzieci itd. Problem w tym, że ja najpierw chciałabym się zaręczyć, usłyszeć oficjalnie od niego to, że jestem kimś więcej niż tylko dziewczyną, a dopiero potem ślub, wspólne mieszkanie, itd. Jakiś czas temu rozmawiałam z nim o tym, to powiedział, że najpierw musimy być stabilni finansowo. Ja pracuję, niestety to nie jest jakaś stała, dobrze płatna praca, ale zawsze to coś, on ma etat w biurze. I nie wszyscy młodzi ludzie, którzy się pobierają od razu oboje zarabiają po 3 tys. To na pewno też przychodzi z czasem, a wiem że poradzilibyśmy sobie nawet bez pomocy rodziców. Czas leci a zaręczyn jak nie było tak nie ma i się na to nawet nie zanosi. I odnoszę też wrażenie, że przestał być o mnie zazdrosny (mała miejscowość, ciągle ci sami znajomi, więc nawet nie ma powodów by być zazdrosny zresztą wie, że bardzo go kocham i że go nigdy nie zostawię). Ponadto odbieram wszystkie jego telefony, odpisuję na każdego smsa i mówię mu dosłownie o wszystkim. Może znudził się mną?
Większość koleżanek w moim wieku ma już swoje rodziny, dzieci, mężów i jest mi przykro trochę, ponieważ chciałabym by coś się u nas ruszyło. Na pewno nie chce naciskać, ale już parę razy słyszał ode mnie, że chce być kimś więcej, itd.
Dlaczego on nic nie robi w tym kierunku?
1 2014-12-27 14:36:34 Ostatnio edytowany przez punka_90 (2014-12-27 14:42:29)
Witaj Punka.
Z tego co piszesz, to wasze pragnienia/oczekiwania nie zbiegły się w jednym czasie.
Ty już masz parcie na założenie rodziny, chłopak jeszcze nie.
Ba, on nawet nie myśli o zaręczynach, tylko mami cię wizją wspólnego zamieszkania, wspólnych dzieci.....ale co, to tak bez ślubu?
Bo o tej kolejności zdarzeń, którą wyliczyłaś, nic nie wspomina.
A macie gdzie zamieszkać, czy musielibyście wynająć mieszkanie?
Poza tym, z tego co piszesz, to wnioskuję, że tak konkretnie nie zaproponował ci, abyście wspólnie zamieszkali.
Raczej to wszystko są jego przyszłościowe wizje - czy dobrze dedukuję?
A dlaczego nie robi nic w temacie, abyś poczuła się tą jedną, jedyną......skoro jak piszesz, znacie się już "na wylot" - to odpowiedź na to pytanie, nie powinna być dla ciebie problemem.
problem stary jak świat..
facet inaczej odbiera sprawy ustatkowania się. Dwa lata bycia z sobą, to może i dla niego zbyt krótko.
chociaż dla kobiety... to wystarczająca ilość czasu.
facet ma zawsze czas.. a prowokowanie go, naciskanie może odnieść wymierne skutki.
trzeba zdać się na czas. podkreślać, że w miarę jesteście stabilni, bo on ma pracę, Ty również.
zarabiacie, stać was na samodzielność.
możesz nawet kiedyś spróbować iść z nim do sklepu z biżuteria, np. niby żeby wybrać kolczyki, nawet srebrne,
potem popatrzeć na pierścionki, niech się oswaja z myślą powoli, że już czas się rozglądać..pozna Twój nr palca.
uwierz mi, nie należy faceta naciskać, bo kiedyś w przyszłości, gdy już będziecie zaręczeni, powie Tobie, że to Ty chciałaś, Ty nalegałaś..
nie ma nic gorszego chyba niż takie słowa usłyszeć.
chyba najlepsza opcja jest, kogoś poprosić w zaufaniu, by z nim o tym pogadał, kiedy planuje, dlaczego jeszcze tego nie zrobił.
wiem, że to jest przykre, jak inni wokół są ustatkowani..
ale jeszcze jest taka rzecz, że facet także myśli w taki sposób, że jak zaręczyny, to od razu i ślub, każdy będzie pytać, naciskać , pytać o datę, więc myśli sobie... to trzeba szykować kasę na ślub i wesele... i tu też przyszłościowo już się boi... praca , praca, w kredyty się pakować, szukać mieszkania, .... młodym jest ciężko w tych czasach.
Żyworódka i maskotek00, macie doskonałą rację. Jeśli chodzi o mieszkanie razem to w grę wchodzi jedynie wynajęcie czegoś. Nie chcemy mieszkać z rodzicami. I nie zaproponował mi konkretnie by zamieszkać razem, tylko tak jak Żyworódka napisałaś to tylko takie jego plany, że fajnie by było, że chciałby. Ja jednak jestem takiego zdania, że jak para decyduje sie na zamieszkanie razem to powinna być chociaż zaręczona. Chociaż nie wiem, może jestem starej daty
Na pewno nie chce naciskać, by potem czegoś nie wypominał. Ale czasem to mam wrażenie, że jest ze mną bo jest. Ze to tylko przyzwyczajenie już.
Ja bym raczej powiedziała, że najpierw trzeba ze sobą zamieszkać, żeby się przekonać czy do siebie pasujemy i czy nam odpowiada takie codzienne życie z drugą osoba, a dopiero potem się zaręczać i podejmować odpowiednie kroki. I nie rozumiem co to znaczy, że chciałabyś usłyszeć że jesteś kimś więcej niż tylko dziewczyną. Chyba najważniejsze jest to że jesteś ważna dla swojego partnera i że on Cię kocha, a nie to jaki jest status związku.
To prawda. Najwazniejsze ze jestes dla niego najwazniejsza, a nie to czy mozesz sie nazywac dziewczyna czy narzeczona.
7 2014-12-27 15:58:59 Ostatnio edytowany przez chaber05 (2014-12-27 16:00:27)
Tak, mężczyźni inaczej do tego podchodzą. Tutaj już nie jeden wątek o tym był. Kobiety chętnie wiążą się z mającymi mieszkanie, dobrą pracę, ogarniętymi. Podobnie mężczyźni - nie napawa ich optymizmem związek z kobietą niepracującą, bądź taką, której przyszłość na rynku pracy jest niepewna.
Maskotek napisał bardzo rzeczowo. Zaręczyny mogą oznaczać naciski rodziny, znajomych, no i twoje. Najpierw będą pytania o ślub, a po nim o dzieci. Dwa lata znajomości, to w sumie niewiele ( na dzisiejsze realia). Mężczyznom nie śpieszno do posiadania rodziny, nawet jak finanse dopisują. Często słyszę, że woleliby później, niż wcześniej. Dla mnie jest to zrozumiałe, no ale ja z tych przyziemnych i mało romantycznych.
Chłopak jest ambitny - bardzo dobrze. Chce się prawdopodobnie piąć po szczeblach kariery. Ty go w tym wspierasz, czy tylko oczekujesz akceptacji własnych planów na życie? Mając na myśli, że sobie poradzicie, mówisz o pensji was obojga, czy tylko chłopaka?
Nie zrozum mnie źle, ale wasze priorytety są diametralnie różne. Ty chcesz mieć obrączkę na palcu, w niedługim czasie rodzinę, bo koleżanki już mają. Chłopak chce czegoś więcej, chce się dorobić, ustabilizować finansowo na tyle, by nie drżeć czy styknie do pierwszego, mając rodzinę.
Punka, wszyscy bardzo mądrze tu Ci podpowiadają. Ja osobiście zamieszkała bym z chłopakiem, posmakowała wspólnego życia, wspólnych obowiązków a po jakimś czasie wróciła do tematu zaręczyn. Miałabyś wtedy dodatkowe argumenty "mieszkamy razem, radzimy sobie, pracujemy, jesteśmy samodzielni...warto by chyba pomyśleć o..."
Do wspólnego zamieszkania raczej pierścionek na palcu nie jest potrzebny, niczego on ani nie zmieni ani nie ułatwi...
Wspólne mieszkanie pokaże za to, czy faktycznie "znacie się już na wylot".
Ależ Chaber, autorka nic nie wspomina o jego ambicjach zawodowych, tylko, że jej chłopak chce stabilizacji finansowej.
Pracując w biurze, może czekać latami od podwyżki do podwyżki, bo mnie się praca w 'biurze' właśnie tak kojarzy, z takimi osiągnięciami.
Chyba, że ma jakiś konkretny, dobrze płatny zawód.
Punka, odnosząc się do mojej wypowiedzi, potwierdziła, że nawet nie zaproponował jej wspólnego zamieszkania.
Chociaż ona widzi inną kolej rzeczy, ale może wobec konkretnej propozycji zgodziłaby się.
I wcale nie jesteś "starej daty", jeżeli taką obrałaś drogę życiową w relacji damsko-męskiej.
Ale też nic się nie stanie, jeżeli zmienisz swoje zapatrywania.
Bo mówią: że tylko krowa nie zmienia swoich poglądów.
Podzielam twoje zdanie, że narzeczeństwo oznacza coś więcej, niż takie sobie chodzenie.
Ty masz chłopaka, on ma dziewczynę i tak sobie chodzicie.....
Ja cię rozumiem, bo czujesz, że w waszym związku czas stanął w miejscu, nie ma rozwoju akcji.
I jest to przykre, tym bardziej, że zauważasz, iż chłopak jakby coraz mniej okazuje ci uczuć, wpada w rutynę.
Ale spokojnie.....też nie jestem za naciskaniem.
I też nie zarzekaj się, że "nigdy go nie opuścisz", bo jak to mówią: NIGDY NIE MÓW NIGDY.
Nie ma co naciskać, a to, że chłopak jeszcze się nie oświadczył wcale nie znaczy, że nie myśli o Waszej przyszłości poważnie wiem z autopsji.
Żyworodko, z moich obserwacji wynika, iż młodzież teraz nie jest pewna swojej sytuacji. Początkujący pracownik często dokształca się na potęgę, podnosi kwalifikacje, że nie wspomnę o staraniach o uzyskanie statusu urzędnika mianowanego. Takie studia podyplomowe - koszt od 3500 do 4000zł (trochę grosza), mogą być przydatne, starania o przyznanie różnych uprawnień - to samo (czas i kasa). Kiedyś może ten wydatek zaprocentować, niestety niektóre kobiety nie przyjmują tego do wiadomości. Ma facet pracę, powinien się żenić, koniec pieśni.
Punko, przede wszystkim sam fakt, że chłopak jeszcze się nie oświadczył, już oznacza, że nie dojrzał do takiej decyzji, zatem są ku temu jakieś powody - bardziej lub mniej racjonalne. Oczywiście, że Twoje odczucie, iż związek stanął w miejscu, może Cię z jednej strony niepokoić, a z drugiej frustrować, ale z kolei Twoje słowa "większość koleżanek w moim wieku ma już swoje rodziny, dzieci, mężów i jest mi przykro trochę, ponieważ chciałabym by coś się u nas ruszyło" pozwalają mi sądzić, że bardzo ulegasz presji otoczenia. Decyzja o ślubie jest prawdopodobnie jedną z najważniejszych w Waszym życiu, dlatego powinna być przez Was dobrze przemyślana i oboje powinniście być jej pewni.
Być może to niezobowiązujące, wspólne zamieszkanie ma Twojemu mężczyźnie pomóc w podjęciu decyzji? W zaistniałej sytuacji zalecam cudowny środek, jakim jest konstruktywna, szczera i dojrzała rozmowa.
13 2014-12-28 06:44:42 Ostatnio edytowany przez osobliwy nick (2014-12-28 06:46:03)
Cześć! Jestem z chłopakiem już ponad 2 lata, ale znamy się od dawna, ponieważ mieszkamy w tym samym mieście. Ja mam 25 lat, a on 28. Poznaliśmy się już na wylot, ponieważ każda wolną chwilę spędzamy razem, przeżyliśmy też już trochę razem. On ciągle mówi, że ja to ta jedyna, że chce ze mną zamieszkać, mieć ze mną dzieci itd. Problem w tym, że ja najpierw chciałabym się zaręczyć, usłyszeć oficjalnie od niego to, że jestem kimś więcej niż tylko dziewczyną, a dopiero potem ślub, wspólne mieszkanie, itd. Jakiś czas temu rozmawiałam z nim o tym, to powiedział, że najpierw musimy być stabilni finansowo. Ja pracuję, niestety to nie jest jakaś stała, dobrze płatna praca, ale zawsze to coś, on ma etat w biurze. I nie wszyscy młodzi ludzie, którzy się pobierają od razu oboje zarabiają po 3 tys. To na pewno też przychodzi z czasem, a wiem że poradzilibyśmy sobie nawet bez pomocy rodziców. Czas leci a zaręczyn jak nie było tak nie ma i się na to nawet nie zanosi.
Zatem odpuść sobie ten temat. I zastanów się czy jesteś z nim gotowa być resztę życia bez zaręczyn i dzieci. Jeżeli nie - nie kochasz go i zakończ ten związek. Jeżeli tak - dopiero wówczas zasługujesz na zaręczyny. Ale po co wówczas narzucać się z tematem skoro jesteś gotowa spędzić z nim resztę życia i bez tego?
I odnoszę też wrażenie, że przestał być o mnie zazdrosny
Napisz zatem do koleżanki na facebooku, że poznałaś niedawno wspaniałego mężczyznę i chyba się w nim zakochałaś, dodaj kilka szczegółów tak żeby zamarkować początek romansu, a potem zapomnij wylogować się z facebooka. Wtedy przekonamy się czy nie jest zazdrosny. Tylko przygotuj się, że już do Ciebie nie wróci
A ja mysle ze dziewczyna słusznie ma swoje niepokoje ponieważ zbyt długie pozostawanie w związku nieformalnym przeważnie się msci. Z drugiej strony wchodzenie w związek formalny, kiedy cos się psuje nie jest długofalowym rozwiązaniem. Jest to tez jakies kryterium powaznosci związku dla chłopaka a można się kiedyś obudzić z reka w nocniku. Można to tez uscislic. Ja po 3 latach mieszkania razem już bym się poważnie zastanawial nad przyszloscia tego związku jeśli nie będzie oświadczyn. Sprawy materialne nie maja tu nic do rzeczy, chyba tylko tyle ze jak widać sa ważniejsze od innych. Skoro tak jest to i tak może być w przyszłości. A wtedy będzie układ a nie związek.
15 2014-12-28 11:40:07 Ostatnio edytowany przez romantyczkapl (2014-12-28 11:42:14)
Ja bym raczej powiedziała, że najpierw trzeba ze sobą zamieszkać, żeby się przekonać czy do siebie pasujemy i czy nam odpowiada takie codzienne życie z drugą osoba, a dopiero potem się zaręczać i podejmować odpowiednie kroki. .....
Ja jestem starej daty i mnie nie przekonują tego typu argumenty, że najpierw zamieszkać, a co jak po roku mieszkania jednej stronie już sie znudzi, ale drugiej nie?
Dla mnie musi być po kolei, najpierw oświadczyny/zaręczyny, ślub i zamieszkanie razem, w moim przypadku dzieci już nie będzie, ale ja widzę to tak a mam już doświadczenie spore, wiec wiem co piszę..i widzę ze autorka ma tez takie priorytety jak ja i wcale jej nie neguję..
maniek świetnie napisane
freckles_laura napisał/a:Ja bym raczej powiedziała, że najpierw trzeba ze sobą zamieszkać, żeby się przekonać czy do siebie pasujemy i czy nam odpowiada takie codzienne życie z drugą osoba, a dopiero potem się zaręczać i podejmować odpowiednie kroki. .....
Ja jestem starej daty i mnie nie przekonują tego typu argumenty, że najpierw zamieszkać, a co jak po roku mieszkania jednej stronie już sie znudzi, ale drugiej nie?
Nic nie będzie, rozstaną się, bo to będzie znaczyło, że nie nadają się do związku.
Nie ma nic głupszego, niż zaręczyny/ślub z osobą, z którą się nigdy nie mieszkało, nie przeżywało problemów dnia codziennego, typu np. zakupy, rachunki, etc.
17 2014-12-28 12:25:47 Ostatnio edytowany przez Ślimaczyca (2014-12-28 12:30:50)
Zgadzam się z cyniczną, nigdy nie zgodziłabym się na ślub bez wcześniejszego zamieszkania.
Co do sytuacji autorki, uważam, że ślub jest jej potrzebny tylko do tego, żeby być jak reszta koleżanek. Wszystkie 4-latki chcą lalki, 8-latki kucyki, a 25- ślubu. A chłopak ma moim zdaniem dobre plany- najpierw kariera, potem rodzina.
No i to, co napisał osobliwynick, to po prostu powinno być dodawane z automatu jako pierwszy post w każdym podobnym wątku, sama prawda
("Zatem odpuść sobie ten temat. I zastanów się czy jesteś z nim gotowa być resztę życia bez zaręczyn i dzieci. Jeżeli nie - nie kochasz go i zakończ ten związek. Jeżeli tak - dopiero wówczas zasługujesz na zaręczyny. Ale po co wówczas narzucać się z tematem skoro jesteś gotowa spędzić z nim resztę życia i bez tego?")
18 2014-12-28 13:13:43 Ostatnio edytowany przez żyworódka (2014-12-28 13:14:24)
(...)Co do sytuacji autorki, uważam, że ślub jest jej potrzebny tylko do tego, żeby być jak reszta koleżanek. Wszystkie 4-latki chcą lalki, 8-latki kucyki, a 25- ślubu. A chłopak ma moim zdaniem dobre plany- najpierw kariera, potem rodzina.
No i to, co napisał osobliwynick, to po prostu powinno być dodawane z automatu jako pierwszy post w każdym podobnym wątku, sama prawda![]()
("Zatem odpuść sobie ten temat. I zastanów się czy jesteś z nim gotowa być resztę życia bez zaręczyn i dzieci. Jeżeli nie - nie kochasz go i zakończ ten związek. Jeżeli tak - dopiero wówczas zasługujesz na zaręczyny. Ale po co wówczas narzucać się z tematem skoro jesteś gotowa spędzić z nim resztę życia i bez tego?")
Mówią, że jest: prawda, półprawda i g...o prawda.
Ja obstawiam tą drugą opcję, bo nie każdemu pasuje to co tobie.
Ludzie to nie automaty, zatem każdemu wg jego potrzeb.
No proszę, nie ciągnijcie tego wątku o planowanej karierze chłopaka autorki.
To Chaber o tym pisała, temu przypisywała jego stagnację w związku.
Natomiast Punta dostrzega, pojawienie się oziębłości w ich relacjach z jego strony.
Wspomnienie o koleżankach i przyrównywanie się do ich stanu cywilnego, moim zdaniem, jest czymś naturalnym w jej sytuacji, a nie głównym pędem do zaślubin.
Ona również, znajduje się już emocjonalnie na takim etapie, jak i one, a chłopak natomiast nie.
Wspomnienie o koleżankach i przyrównywanie się do ich stanu cywilnego, moim zdaniem, jest czymś naturalnym w jej sytuacji, a nie głównym pędem do zaślubin.
Ona również, znajduje się już emocjonalnie na takim etapie, jak i one, a chłopak natomiast nie.
Nie, naturalne i w pełni zrozumiałe byłyby obawy autorki, gdyby ta mieszkała ze swoim chłopakiem przez 5 lat, a on by nie miał w planach zaręczyn. Ale po dwóch latach związku nawet bez wspólnego mieszkania? Przecież to fanaberia jak kucyki czy markowe ciuchy, jakie ma Anka z 3C...
20 2014-12-28 13:49:15 Ostatnio edytowany przez żyworódka (2014-12-28 13:53:27)
(...)Wszystkie 4-latki chcą lalki, 8-latki kucyki, a 25- ślubu. (...)(...)
(...)Ale po dwóch latach związku nawet bez wspólnego mieszkania? Przecież to fanaberia jak kucyki czy markowe ciuchy, jakie ma Anka z 3C...
Przepraszam, że pytam, ale czy ty jesteś przedszkolanką/nauczycielką z zawodu?
Bo twoje porównania na to wskazują.
Edit:
A tak w ogóle, to na jakiej podstawie wyznaczasz granicę 5 lat do oświadczyn, z jednoczesnym wspólnym zamieszkiwaniem?
Ja jestem starej daty i mnie nie przekonują tego typu argumenty, że najpierw zamieszkać, a co jak po roku mieszkania jednej stronie już sie znudzi, ale drugiej nie?
A jak po zaręczynach/ślubie po roku czy dwóch się jednej stronie znudzi a drugiej nie? To co wtedy? Obrączka na palcu cokolwiek zmieni? Zatrzyma na siłę? Zaręczyny będą miały moc wiążącą, która nie pozwoli odejść "znudzonej" stronie?
Jeśli dwoje ludzi się kocha, to będą się starać także w obliczu problemów czy też zwykłej rutyny. Jeśli komuś "minie" po roku, to znaczy że nie kochał nigdy albo że uczucie było za słabe aby przetrwać pierwsze problemy. Moim zdaniem, w takiej sytuacji lepiej żeby nie było jeszcze ślubu i niepotrzebnych problemów związanych z rozwodem chociażby.
A tak na prawdę, to nigdy nie ma 100% pewności, czy to rok po zamieszkaniu, czy też 10 lat po ślubie. Ważne jest to co łączy dwojga ludzi. Ważne aby potrafić rozmawiać ze sobą i iść na kompromisy.
Mam nadzieję, że autorka porozmawia ze swoim chłopakiem i dojdą właśnie do kompromisu.
Ja jak najbardziej rozumiem presję otoczenia, to że patrząc na zamężne koleżanki, autorka chciałaby też już planować date ślubu, wybierać sukienkę i tym podobne... Jednak nie można tak do końca się temu poddać. Nie zawsze obydwie strony są gotowe w jednej chwili na podjęcie poważnej decyzji.
Ślimaczyca napisał/a:(...)Wszystkie 4-latki chcą lalki, 8-latki kucyki, a 25- ślubu. (...)(...)
Ślimaczyca napisał/a:(...)Ale po dwóch latach związku nawet bez wspólnego mieszkania? Przecież to fanaberia jak kucyki czy markowe ciuchy, jakie ma Anka z 3C...
Przepraszam, że pytam, ale czy ty jesteś przedszkolanką/nauczycielką z zawodu?
Bo twoje porównania na to wskazują.Edit:
A tak w ogóle, to na jakiej podstawie wyznaczasz granicę 5 lat do oświadczyn, z jednoczesnym wspólnym zamieszkiwaniem?
Nie jestem nauczycielką. Od 10 lat pracuję z dziećmi i młodzieżą, jeśli jest to istotne w kontekście tego wątku.
Mam szczerą nadzieje, że Twoje drugie pytanie nie jest podszyte złośliwością, a ciekawością, inaczej nie widzę sensu dalszej dyskusji.
To może być równie dobrze 8 lub 15 lat, chodzi o to, że po 5 latach wspólnego mieszkania + kilkanaście miesięcy znajomości mogę być zdecydowana na to, że chcę z kimś spędzić resztę życia, znam jego wady i zalety, wiem, jak radzi sobie w trudnych sytuacjach.
Teraz to jest zachcianka podbudowana presją otoczenia koleżanek, które już miały białą suknię i przyjęcie, no i autorka też by chciała.
Popieram najpierw wspolne zamieszkanie a obraczka nic nie zmieni jak sie wam bedzie dobrze miszkalo i zylo razem to potem mozna ze tak powiem sfinalizowac zwiazek slubem.
Ja ze swoim partnerem jesteśmy po rozwodach, oboje mieliśmy śluby kościelne i oboje chcemy wziąć ślub, nie ma opcji zamieszkania bez ślubu, bo nie planujemy ani rozwodu, ani rozmyślenia co do siebie, bo ja jestem go pewna na 100% i on mnie też.
Cynicznahipo nie trzeba mieszkać ze sobą by dzielić trudy codziennego życia, można nocować u siebie nawzajem, można wyjeżdżać ze sobą, można sprzątać, gotować itp. u siebie na zmianę i wspierać w trudnych chwilach jak i wesołych i tak jest u mnie, ma swoja szafkę z rzeczami, szczoteczkę do zębów i swoje kosmetyki, nocuje co weekend, spędzamy jak najwięcej chwil ze sobą po pracy, znamy swoje przyzwyczajenia i wady jak i zalety i mi osobiście to starczy, niekoniecznie trzeba od razu mieszkać ....
Mi starczył niecały rok znajomości i jestem zdecydowana na to, że chcę spędzić resztę życia, znam wady i zalety, wiem, jak radzimy sobie w trudnych sytuacjach............... tylko że my jesteśmy po 40-stce..
nie ma opcji zamieszkania bez ślubu, bo nie planujemy ani rozwodu, ani rozmyślenia co do siebie
Tego akurat nikt z góry nie planuje.
Owszem to ja akcentowałam temat kariery. Nie czarujmy się, albo w siebie inwestujesz, albo przy najbliższej "reorganizacji" - wylatujesz.
Pokusiliście się o przeczytanie innych postów Punki? Tam już coś się psuje, zaręczyny nie wniosą lepszego do związku.
Najlepiej jest ze sobą zamieszkać, zobaczyć jak codzienność wpłynie na relacje.
Natomiast argument: bo koleżanki coś tam, jest chyba najgorszym z możliwych. Nie rozumiem oburzenia na Ślimaczycę. Toż to wszystko prawda: koleżanka ma, mam i ja. A najlepiej wszystkie przebić, niech im gula skacze. Poczytajcie fora ślubne, lektura niezbyt optymistyczna, a zwłaszcza dla męskiego oka.
Teraz większość facetów nie chce się żenić. I Ty niestety trafiłaś na taki przypadek. A to gadanie, że nie macie dobrej pracy, finansów to tylko głupia wymówka. Moi rodzice nic nie mieli, a ojciec się matce szybko oświadczył i ożenił z nią, mimo że nie mieli dobrej pracy ani mieszkania. Dopiero po ślubie się dorabiali. On się po prostu nie chce z Tobą żenić i tyle. Jest z Tobą z wygody, bo ma regularny seks i taka jest prawda. Jakby kochał to by latał za Tobą z pierścionkiem. Może liczy, że jakaś lepsza mu się trafi?
Teraz większość facetów nie chce się żenić. I Ty niestety trafiłaś na taki przypadek. A to gadanie, że nie macie dobrej pracy, finansów to tylko głupia wymówka. Moi rodzice nic nie mieli, a ojciec się matce szybko oświadczył i ożenił z nią, mimo że nie mieli dobrej pracy ani mieszkania. Dopiero po ślubie się dorabiali. On się po prostu nie chce z Tobą żenić i tyle. Jest z Tobą z wygody, bo ma regularny seks i taka jest prawda. Jakby kochał to by latał za Tobą z pierścionkiem. Może liczy, że jakaś lepsza mu się trafi?
Oj, z tym seksem też coś nie bardzo. Wkradł się strach przed ciążą, temat antykoncepcji chyba zamieciony pod dywan.
Miłośniczko kawy, co było dawniej, to było. Kto chciał pracować, pracował. Warunki mieszkaniowe były gorsze, ale takie standardy (że tak ujmę) obowiązywały. Rodziny wielopokoleniowe z ustawicznymi awanturami na całe podwórko - norma. Im mniejsze mieszkanie, tym bardziej iskrzyło. Natomiast na wsi było jeszcze ciekawiej, bo "majątki" wchodziły w grę.
Miłośniczko kawy, ty oczywiście wyszłabyś za kogoś nie mającego stałej pracy, bo dawniej sobie radzono, to i teraz tak będzie?
Przejrzałam inne tematy autorki i zauważyłam coś zabawnego. W 2012 miałaś 22 lata i byłaś z innym facetem, w tym roku w listopadzie miałaś 26 a twój partner 29, a teraz masz 25 a twój partner 28. To jak to w końcu jest?
Czy w związku z tym, są jeszcze jakieś inne nieścisłości w tej historii o których nie wiemy?
Moim zdaniem Twój chłopak nie czuje, aby musiał nadal zabiegać o Twoje względy. Jak spędzacie Swój wolny czas? Robicie coś oddzielnie (jak wygląda Wasza prywatność)?
Dla mnie nie ma znaczenia czy przed, czy po mieszkaniu zaręczyny. Najważniejsze, aby w ogóle były. Jednak dziwi mnie, że On wiedząc jak to jest dla Ciebie ważne, a Mu obojętne i tak zbywa temat (nie chce Ci sprawić przyjemności, która Mu krzywdy nie zrobi). Przecież zaręczyny nie są przysięgą małżeńską tylko ZAPEWNIENIEM Swojej miłości ? Może Go po prostu nie stać?
31 2014-12-28 22:02:50 Ostatnio edytowany przez Margolinka (2014-12-28 22:03:08)
Nektarynko a chciałabyś takich oświadczyn "na odczepnego"?
Coś typu...
"A niech się cieszy... mi przecież to krzywdy nie zrobi, będzie przynajmniej spokój na jakiś czas."
Ja chyba bym wolała poczekać, aż chłopak sam będzie chciał i oświadczy się z własnej nieprzymuszonej woli.
Tutaj potrzebna by była szczera rozmowa. Nie naciskanie ale przedstawienie swojego punktu widzenia, na spokojnie.
Chociażby, że po zamieszkaniu razem w ciągu najbliższych 2-3 lat autorka chciałaby na przykład aby wzięli ślub, bo nie chce żyć zawsze "na kocią łapę" i że to dla niej ważne.
Jeśli chłopak po tym czasie się nie zdeklaruje, to... no cóż. Wybór należy do autorki.
32 2014-12-28 23:12:34 Ostatnio edytowany przez Nektarynka53 (2014-12-28 23:21:10)
Nektarynko a chciałabyś takich oświadczyn "na odczepnego"?
Coś typu...
"A niech się cieszy... mi przecież to krzywdy nie zrobi, będzie przynajmniej spokój na jakiś czas."
Ja chyba bym wolała poczekać, aż chłopak sam będzie chciał i oświadczy się z własnej nieprzymuszonej woli.
Tutaj potrzebna by była szczera rozmowa. Nie naciskanie ale przedstawienie swojego punktu widzenia, na spokojnie.
Chociażby, że po zamieszkaniu razem w ciągu najbliższych 2-3 lat autorka chciałaby na przykład aby wzięli ślub, bo nie chce żyć zawsze "na kocią łapę" i że to dla niej ważne.
Jeśli chłopak po tym czasie się nie zdeklaruje, to... no cóż. Wybór należy do autorki.
Problem raczej w Tym, że jak autorka wspomniała ON ZAPEWNIA JĄ O SWOJEJ MIŁOŚCI , tylko dla Niego (jak chyba dla wielu mężczyzn) nie ma wielkiej różnicy pomiędzy dziewczyną, a narzeczoną. Napisałam na podstawie słów autorki.
Natomiast zgodzę się z Tobą, że w przypadku gdzie mężczyzna nie jest pewny swoich uczuć, a pod naciskiem partnerki daje jej pierścionek. To już lepiej gdyby tego nie zrobił .
Widzisz Margolinka dla jednych kobiet to zapewnienie w postaci zaręczyn jest bardzo ważne i podświadomie daje im poczucie, że On myśli podobnie. Innym jest to bez różnicy. Tutaj wszystko zależy od podejścia kobiety do "tych" spraw.
A powiem tak na marginesie, że lepiej gdy kobieta chce Tego pierścionka i to mówi, niż mężczyzna się oświadcza i słyszy "nie" .
Nie jestem nauczycielką. Od 10 lat pracuję z dziećmi i młodzieżą, jeśli jest to istotne w kontekście tego wątku.
A jednak pracujesz w podobnej branży. Przecież pisałam, że twoje porównania na to wskazują, a chciałam się tylko upewnić.
Mam szczerą nadzieje, że Twoje drugie pytanie nie jest podszyte złośliwością, a ciekawością, inaczej nie widzę sensu dalszej dyskusji.
To może być równie dobrze 8 lub 15 lat, chodzi o to, że po 5 latach wspólnego mieszkania + kilkanaście miesięcy znajomości mogę być zdecydowana na to, że chcę z kimś spędzić resztę życia, znam jego wady i zalety, wiem, jak radzi sobie w trudnych sytuacjach.
Dlaczego posądzasz mnie o złośliwość?
Skoro rzucasz terminami, to chciałam wiedzieć na jakiej podstawie.
Wiesz, dla mnie nawet te "5 lat + kilkanaście miesięcy" znajomości, to już jak "stare, dobre małżeństwo", w założeniu, że dotyczy to wieku np. autorki.
A tak naprawdę, to wszystko w życiu jest loterią.
Człowiek się sprawdza przez całe swoje życie, i NIGDY do końca nie przewidzisz, jak się w danej sytuacji zachowa.
Teraz to jest zachcianka podbudowana presją otoczenia koleżanek, które już miały białą suknię i przyjęcie, no i autorka też by chciała.
Hmmm,....... piszesz, że "zachcianka", znowu porównanie do zachowań dziecka.
Ja bym powiedziała, że to jest jej pragnienie.
Muszę sobie przeczytać inne wątki autorki, bo Chaber coś wspomina, że więcej można się dowiedzieć o relacjach autorki z chłopakiem.
Przychylam się do zdania Margolinki - nikt nie chciałby oświadczyn na odczepnego.
Nie wiemy od jakiego czasu chłopak ma tę pracę. Może nie nacieszył się swoimi wypłatami, a nad uchem mu nucą " już mi biały welon niosą".
Wiecie na czym często się łapię? Na strofowaniu w myślach młodych kobiet. Często zaczynają od dupy strony, snują jakieś romantyczne wizje. Jakoś to będzie, zamieszkamy na razie u rodziców, itd. Oczywiście przed oczami mają przykłady koleżanek, których mężowie zarobili na dom np. w Norwegii i karmią się takimi przykładami. A życie to nie bajka, nie zawsze ma happy end.
Zamieszkanie razem jest najlepszym wyjściem. Niech się zmierzą z realiami życia, ze sytuacjami, które mogą ich czekać już w małżeństwie. Przypomnę, że chłopak zarabia niecałe 2000 zł, Punka nie ma stałej pracy.
Nieścisłości związane z wiekiem również zauważyłam.
A cóż takiego zmieniłyby te całe przesłodzone zaręczyny? Jeżeli już coś, cokolwiek zmienia to ślub. Cywilny czy kościelny ale ślub. Zaręczyny kompletnie nic nie znaczą przecież i choćby chciał to nie rozumiem ani autorki ani jakiejkolwiek dziewczyny która o to 'naciska' swojego faceta.
Widzisz Margolinka dla jednych kobiet to zapewnienie w postaci zaręczyn jest bardzo ważne i podświadomie daje im poczucie, że On myśli podobnie. Innym jest to bez różnicy. Tutaj wszystko zależy od podejścia kobiety do "tych" spraw.
A powiem tak na marginesie, że lepiej gdy kobieta chce Tego pierścionka i to mówi, niż mężczyzna się oświadcza i słyszy "nie".
Ależ Nektarynko, wierz mi bądz nie ale dla mnie oświadczyny też były bardzo ważne.Wiesz z jakiego powodu? Ano z takiego, że to mój chłopak wyszedł z tym pomysłem, nie ja.
Gdybym wierciła mu dziurę w brzuchu, gdybym co jakiś czas karmiła go opowiwściami jak to "Magda, Ania, Frania... pokazała ostatnio pierśionek...był taaaaki piękny...", to doczekanie się zaręczyn było by dla mnie w sumie "dostaniem wreszcie pierścionka". Czy to byłaby oznaka tego, że on "myśli podobnie"? Otóż nie, byłaby to oznaka że dał za wygraną i zrobił to czego oczekiwałam.
Nie mam na myśli tego, że zrobiłby to na pewno wbrew sobie. Jedynie, że zrobił to wtedy gdy ja chciałam a nie kiedy on uznał to za właściwą porę, bo właśnie w tej chwili tak czuł.
Jakoś te wyproszone, wymęczone czasami wręcz wymuszone zaręczyny nie mają dla mnie tego samego znaczenia i uroku.
Jasne, że jeśli jest się już ze sobą tak z 5 lat czy więcej, mieszka się już razem, jest się samodzielnym, to może "uwierać" brak oświadczyn/ślubu, bo poczucie stabilizacji po latach jest ważne.
Ja rozumiem, że niektóre dziewczyny nie chcą żyć "na kocią łapę". Naprawdę. Jednak dwa lata związku, to nie jest tak znowu dużo żeby już teraz się niepokoić o brak pierścionka na palcu.
Dlatego autorko, spokojnie. Pogadaj z chłopakiem, powiedz mu ci Ci leży na sercu. Jeśli układa się wam(nie wiem, nie czytałam postów w innych wątkach), jesteście szczęśliwi, to być może to na prawdę kwestia czasu, kiedy w końcu doczekasz się upragnionej deklaracji. Jeśli jednak coś jest między wami już teraz nie tak, to nie oczekuj że oświadczyny coś zmienią.
Jasne zaręczyny są ważne i pewnie kobiety bardziej na nie czekają. Ja zaręczyłem się na studiach podyplomowych, ale w sumie znaliśmy się od liceum, a mieszkaliśmy od 2 roku dziennikarstwa.
Generalnie jestem za tym, nie spieszyć się z zaręczynami bo to już jeden krok od ślubu i w szczególności facet musi mieć stabilizacje na wielu płaszczyznach.