Cześć. Już kiedyś tu pisałam, bo po 3-latach odkryłam, że chłopak mnie zdradzał przez internet. Niby to ja powinnam być teraz zazdrosna i w ogóle, ale nauczyłam się panować nad emocjami, żeby się na kimś nie wyżywać niepotrzebnie.
Teraz jestem/byłam z kimś 0,5 roku, uważałam go za wspaniałego faceta. Dbał o mnie jak nikt, nie będę tu wymieniać wszystkiego. Kilka razy pokazał, że jest trochę zazdrosny, ale było to w granicach rozsądku. Szczególnie o kumpla, z którym się koleguję od kilku lat, bo mi się wyświetlają smsy od razu na telefonie, i zobaczył ,że często piszemy, jak byliśmy razem na wakacjach. Generalnie było wszystko ok, a małolata głupia już nie jestem, umiem wziąść na rozsądek taki rzeczy. Ale za to wczorajszego wieczoru nie ogarniam..
Wczoraj poszliśmy z chłopakiem, moją siostrą, mamą i jej facetem do dyskoteki. Na początku posiedział chwile, a później miał jechać po kolegów na wesele. W tym czasie wygłupialiśmy się wszyscy razem, mama tańczyła z kimś tam, jej facet szalał, ja z siostrą tańczyłyśmy i podszedł do mnie chłopak. Jak podszedł to siostra mnie zostawiła powiedziała, że idzie torebke zostawić. Nawet nei chciałam z nim tańczyć, chciałam go siostrze wcisnąć bo mówiła wcześniej, że jej się podoba, powiedziałam ,że ok jeden taniec. Wszystko było kulturalnie, bez żadnego przytulania, obrocik, kroczek i zobaczył to mój chłopak. Nie wiem czy jestem jakaś dziwna, ale dla mnie to nie jest zdrada, tym bardziej ,że to nie było z mojej inicjatywy i umiem ustalić granice. Od razu wyszedł, ale miał nasze torebki i musiał się wrócić. Próbowałam z nim rozmawiać, ale mówił m.in. takie rzeczy: że on mnie nie będzie pilnować, żebym wracała tańczyć z tym chłopakiem, dał do zrozumienia, że to koniec. Nie wiem dziewczyny, czy ja rzeczywiście coś źle zrobiłam, czy jemu nie zależy. Nie zrobiłabym mu żadnego świństwa, tym bardziej po tym co przeszłam w przeszłości.