Dziewczyny, sama nie wierzę, że tu piszę, ale tak jak w tytule… chyba zwariowałam.
W dużym skrócie. Mam zaraz 35 lat, 8 lat po ślubie. Fajny syn, fajny mąż. Mniej fajni rodzice… i tu jest problem. Bo to z nimi mieszkamy.
Moja matka jest alkoholiczką. Piję od wielu lat, raz więcej, raz mniej. Ale piję. Robi awantury, obraża mnie i mojego męża. Wyzywa mnie od szmat, mój mąż to dla niej gnój. Nasze rzeczy są właściwie jej, bo stoją w jej domu.. po prostu. Nie można jej zwrócić na nic uwagi, bo przecież wszystko jest jej, ona jest u siebie, możemy się wynieść jak się nam nie podoba.
Potrafi nie odzywać się przez cały dzień do wnuka, a na koniec dnia zrobić przy nim awanturę. Opowiada na nasz temat niestworzone historie, żeby przedstawić nas w złym świetle.
Mój tata też ma problem z alkoholem. Potrafi nie pić. Ale jak już jednorazowo wypije, to raczej więcej niż mniej, jakby nie znał umiaru, i zazwyczaj kończy się to jakąś aferką. Głównie z mamą, która również pod wpływem, wywleka jakieś brudy i kłócą się do nocy. Czasem nam się dostanie, głównie polega to na krytykowaniu czy wyśmiewaniu.
Do rzeczy… dom wciąż jest rodziców. Z jednej strony chcieliśmy żeby go
Nam zapisali, chcieliśmy go wyremontować i mieszka tu, z nadzieją że jakoś to będzie. Ale z drugiej strony nie naciskaliśmy, bo wiemy, ze to bedzie tylko przerzucenie odpowiedzialności za dom, opłaty itp. na nas, ale nadal nie będziemy mogli podejmować żadnych decyzji dotyczących remontów. Zresztą nie chcemy się prosić o ten dom. Uważamy że rodzice sami powinni zdecydować, że nam go chcą zapisać, żebyśmy się nim zajęli, a na starość także nimi. Myśleliśmy że mamy tatę po naszej stronie. Ale w ostatnim czasie okazuje się że tak nie jest.
Ostatnio po alkoholu tata powiedział że skoro mieszkamy a nie remontujemy to powinniśmy płacić czynsz. Że mamy mu dać 100tys. Na remont, ale wg jego planów, bo nasze mu się nie podobają. Wtedy zapisze nam dom. Od słowa do słowa pokłóciliśmy się, mąż się nie odzywał, żeby nie dorzucać do pieca, ale i tak mu się oberwało, że jest śmieciem i gnojem.
Wiem że to jest po prostu patologia. Wiem że powinno mnie już dawno tutaj nie być. Zdecydowaliśmy się na wyprowadzkę.
Szukamy domu. A ja ….!!!! Mam wyrzuty sumienia. Że oni się starzeją, zaraz mają 60 lat. Że sobie nie poradzą z opłatami, bo dom jest duży. Że się rozchorują i będą wymagać ciągłej opieki albo że się pokłócą i dojdzie do jakiejś tragedii.
Nie mogę przestać o tym myśleć. Mam rodzeństwo, wiem że opiekę można podzielić.
Ale do tej pory wszyscy myśleli że ja się tym zajme. I przez to wyrzuty sumienia są jeszcze większe
Proszę, napiszcie co myślicie. Może ktoś był w takiej sytuacji i powie, że wszystko dobrze się skończyło. Ja już nie daję rady. Nie śpię w nocy, ciągle płacze. Niby szukam domu, ale s tyłu głowy mysle, ze lepiej zostać tu ?!
Help !!
Powinniście się wyprowadzić szkoda waszego zdrowia i waszego dziecka które wszystko widzi i słyszy.
Rodzice to dorosłe osoby, sami odpowiadają za siebie.
Jesteś DDA i powinnaś korzystać z terapii, żeby też nie mieć wyrzutów sumienia i myśleć o sobie, bo nikt za nikogo życia nie przeżyje.
Rodzice mogą dom sprzedać, kupić małe mieszkanko i sami sobie radzić.
Koniecznie terapia dla Ciebie, może dziecka, bo jesteś DDA.
Uciekajcie, odetnijcie się i zadbaj o to żeby Twoje dziecko nie żyło w piekle w jakim Ty musiałaś.
4 2025-03-04 09:44:38 Ostatnio edytowany przez display (2025-03-04 09:44:59)
Wszystko się dobrze skończy kiedy wyniesiesz się z tej patologii i zaczniesz żyć życiem swoim i swojego męża oraz syna a nie rodziców. Masz fajnego męża i syna i doceń to bo w końcu oni tez będą mieli dość i znów ty za to oberwiesz. I szczerze dziwię się Twojemu mężowi że tyle czasu to znosi. Mnie już tam dawno by nie było. Z Tobą czy bez.
5 2025-03-04 10:22:42 Ostatnio edytowany przez Alessandro (2025-03-04 10:29:26)
Z całą pewnością zwariujesz mieszkając tam nadal. Odraczanie w nieskończoność decyzji o wyprowadzce stamtąd to kiepskie i fatalne w skutkach rozwiązanie.
Dziewczyno, ciesz się, że jeszcze nie jesteście z mężem właścicielami tego domu. Nawet nie wiesz w co byś się wpakowała.
Wyprowadzka i odcięcie pępowiny to pierwsze co powinnaś zrobić. Ty jesteś współuzależniona, w dodatku chcesz być rodzicem dla własnych.
Rodzice to ludzie sprawni i tacy pozostaną jeszcze co najmniej 15 lat. Mieszkając z nimi przez tyle czasu zniszczysz sobie zdrowie i własną rodzinę.
Jesteście mimowolnym wsparciem dla picia matki. Ona nie ma motywacji aby z tym skończyć. Ma pod bokiem dwójkę dorosłych, którzy przejmują odpowiedzialność za jej życie i sytuację, więc nic nie stoi na przeszkodzie by czuć się jak dziecko i robić co się spodoba bez poczucia odpowiedzialności, oczywiście roszcząc sobie prawo do decydowania, bo w dokumentach ma już dużo lat.
Wyprowadźcie się jak najprędzej dla dobra wszystkich.
wieka dobrze napisała - mogą sprzedać dom i zamieszkać w małym mieszkanku.
A Wy się spokojnie dorabiajcie własnego gniazda. Będzie zawsze Wasze i nikt Wam nie będzie do końca życia wymawiał ile mu zawdzięczacie i jak wiele jesteście mu za to winni. To byłby Wasz kredyt do końca życia. Cokolwiek byście zrobili i ile kasy włożyli w rodziców, nigdy nie doczekacie się podziękowania bo zawsze mielibyście olbrzymi, wiecznie rosnący dług do spłaty.
Kredyt we frankach to byłby przy tym pikuś
Wiem, wiem, wiem… ja to wszystko wiem. Ale nadal mi z tym ciężko i nie rozumiem dlaczego. Tzn jakby rozumiem, czytałam dużo o DDA. Wiem co i jak, wiem że mnie to dotyczy. Ale ciężko się z tym pogodzić.
Chyba po prostu musiałam opisać tą sytuację i przeczytać ją „z boku”, jakby to było o kimś innym. Już po pierwszym akapicie, kazałabym tej dziewczynie uciekać.
Dzięki dziewczyny, jesteście jednogłośne. Chyba potrzebowałam tego, żeby nabrać odwagi.
8 2025-03-07 21:06:38 Ostatnio edytowany przez Klaryssa (2025-03-07 21:10:16)
Bycie DDA czy wspoluzaleznionym (wobec własnych przemocowych rodziców) to bardzo skomplikowany i głęboki problem a proces wychodzenia z tego jest długi i niestety pełen bólu i smutku. Jednak i tak warto zacząć mierzyć ta droga dlatego polecam zainteresować się meetingami online DDA lub Al Anon.