Cześć, pomóżcie mi zrozumieć.
Spotykam się z jedną dziewczyną od miesięcy. Ma problemy w życiu o których raz mówi, raz nie. Życie z nią to festiwal absurdu, którego nie rozumiem. Zakochałem się w niej, ale na podstawie dwóch tygodni potrafi być miła, sympatyczna, ciepła...nigdy nie powiedziała, że mnie kocha, ale były w niej jakieś wyzsze uczucia. I to było 20 grudnia, by 31 grudnia spędzić ze mną sylwestra i nawet nie chcieć mnie pocałować. Odpychała, była w dziwnym nastroju. Niby razem byliśmy, jednak osobno. Potem powiedziałem co o tym myślałem, to usłyszałem że się przypier...
dzisiaj usłyszałem, że mnie nie kocha i nie pokocha i to koniec.
Rozumiecie to? Ona ma tak ciągle, raz jest fajnie, raz nie i pretensje, raz jest fajnie...i nawet ciężko uzyskać jakieś konkretne wyjaśnienia. Ciągle słyszę jaki to czas ze mną fajny, jak się dobrze czuje, że wszystko pasuje. Tylko potem jest taka sinusoida. Straszliwie się do niej przywiązałem, ale nie umiem ogarnąć co jej w głowie siedzi, a do rozmów skora nie jest.