Właśnie obejrzałam i jestem ciekawa jak odbieracie ten film.
(Przewija się w polecankach na forum, ale wydaje mi się, że zasługuje na osobny wątek).
Wyraźnie się wyróżnia od "standardowych" romkomów i jest aż boleśnie realistyczny.
UWAGA SPOJLERY!!!
*******************************
Tak jak ja to widzę, Summer manipulowała Tomem. Była totalnie niedojrzała, żyła chwilą i kaprysami. Na pewnym etapie mieli funkcjonalny związek, któremu brakowało tylko oficjalnej "łatki" chodzenia ze sobą, ale dziewczyna uparła się że ma być niezobowiązująco (i owinęła chłopaka wokół palca całusem i banałem że "nikt nie może obiecać, że będzie stały w uczuciach"). Gdy potem była rosnąco sfrustrowana, zamiast próbować problemy w związku jakoś poruszyć i rozwiązać, najpierw nic nie mówi i jest wymijająca (gdy popłakała się na filmie w kinie i nie chce o tym rozmawiać), a potem znienacka zrywa ("powinniśmy przestać się spotykać") kiedy koleś się najmniej spodziewa. W zasadzie nawet nie do końca wiadomo co jej właściwie nie pasowało. Wygląda, że na początku był fun i schelbiało jej zainteresowanie Toma, a potem przeszła do "ostatnio tylko się kłócimy" (kłócili się który Beatels był naj, naprawdę widziałam bardziej dramatyczne / poważne kłótnie...) i zdecydowała, że skoro przestało być ekscytująco, to trzeba się rozstać (wait, nie rozstać, przecież byli "tylko przyjaciółmi"). Strasznie to wszystko księżniczkowe / kapryśne. Powala mnie ironia, że miała funkcjonalny związek i wystarczyło o niego zadbać i pielęgnować, jak o roślinkę, żeby kwitnął. Ale wyrzuciła wszystko do kosza i konsekwentnie zwalała winę za swoje błędy życiowe na życie (jak opowiadała o poprzednich związkach). Potem był twist, w którym ona odnawia kontakt i facet ma nadzieję, że jednak się zejdą, ale okazuje się, że jest zaręczona i wychodzi za mąż za jeszcze kogoś innego jakoś po miesiącu znajomości z tym nowym. I tym razem nie ma, że nie jest gotowa na związek ani że nikt nie może obiecać stałości. Swój nowy związek i zaręczyny praktycznie ukrywa przed byłym. A na koniec dowala Tomowi, że przy nim nie czuła tego czegoś, a przy tym nowym uwierzyła w przeznaczenie/true love. Tak jakby sugerując że za mało się starał. Facet musiał mieć naprawdę anielską cierpliwość do takiej bezczelnej i krótkowzrocznej zołzy. Musiał z tego wyjść solidnie rozjechany psychologicznie i z solidnym niefajnym bagażem przeniesionym na kolejne związki. Przygnębiający efekt motyla / domino. Nie mówiąc o tym że półtora roku to szmat czasu, niestety zmarnowanego.
No i tak sobie myślę, że jakby ich gender swapnąć, byłaby jednoznaczna historia o nieśmiałej dziewczynie z biura zabujanej w przystojnym asystencie, któremu chodzi tylko o seks, coś jak pierwsza połowa Dziennika Bridget Jones. Scena przy kopiarce to byłby aż materiał na #metoo.