Temat zakładam tu, gdyż w internecie wyczytałam, że jednym z objawów tęsknoty za dzieciństwem jest poczucie samotności.
No więc moje dzieciństwo nie było idealne, ale byłam z niego zadowolona. Rodzice dużo pracowali, ale miło spędzałam czas z dziadkami. Nie miałam znajomych rówieśników ani przed szkołą ani bliższych relacji potem w szkole, jednak byłam bardzo kreatywna i umiałam bawić się sama ze sobą. Gdy pojawiła się moja młodsza siostra na świecie (5 lat różnicy) to potem bawiłam się z nią. Liceum wspominam źle ze względu na toksyczne środowisko w szkole, ale czas do końca gimnazjum wspominam z utęsknieniem. Nie wiem, za czym. Chyba za beztroską, zabawą i nie martwieniem się o różne rzeczy. Poszłam na studia, ciężkie, bo medyczne. Dużo stresu i często tęskniłam za domem rodzinnym, szczególnie, że studiowałam 500km od domu i nie za często mogłam wracać i ta tęsknota wydawała mi się normalna. Teraz przeprowadziłam się do dużego miasta położonego najbliżej mojego domu rodzinnego. Razem z rodzicami udało się zakupić małe mieszkanie (trochę większa kawalerka, ale jednak własna), którego remont powoli dobiega końca, więc mam gdzie mieszkać, obeszło się bez kredytu. zarabiam całkiem nieźle, więc to nie tak, że przytłacza mnie dorosłe życie i sobie nie radzę. Fakt, że wyprowadziłam się z miasta studenckiego, w którym miałam bliższych znajomych. Przy nich czułam się dobrze, ale każdy po studiach wyruszył w swoje strony, więc wszyscy się porozjeżdżali. Niby jestem zadowolona ze swojego życia, mało kto ma tak dobrze jak ja, żeby mieszkać w mieszkaniu bez kredytu, zarabiać tyle, żeby sobie odkładać nienajgorszą sumę każdego miesiąca na konto oszczędnościowe. Mieszkam od prawie roku w mieście, które mi się bardzo podoba, a przez to, że mam tylko godzinę od domu, bo jest to ok 65km a nie 500 jak wcześniej to mogę często do domu wracać, stąd od czasu zdania ostatnich egzaminów w sesji, czyli w lutym 2023 nie czułam ani razu tęsknoty za domem ani większego stresu. Jednak ostatnio coś się zmieniło, nie wiem, czy przez to, że jesień się zbliża (a w jesień mam zawsze pogorszenie nastroju) czy co, ale od jakiegoś tygodnia mam okropnego doła. Wracam do pracy i tęsknię za domem, mam ochotę wracać do rodziców. Od dzieciństwa piszę pamiętniki, mam je wszystkie zebrane w jednym miejscu i je czytam. Mam 4letni telefon i przeglądam zdjęcia z tego okresu czasu ze studiów/wycieczek/czasu spędzonego z rodziną i znajomymi. I jakoś za tym wszystkim tęsknię. W internecie przeczytałam, że powodem może być podświadome niezadowolenie z życia/samotność i to by się zgadzało w moim przypadku. W mieście, w którym mieszkam mam dalszą rodzinę, ale kontakt jest średni. Mam siostrę, ale ona jeszcze studiuje, poza tym niedawno wyszła za mąż i nie będzie się mną zajmować cały czas. A przez to, że ja w tym mieście nie studiowałam, nie mam żadnej bliższej koleżanki ani nawet dalszej koleżanki. Nie tak dawno dodałam się na damską grupkę do umawiania się na spotkania, ale koleżanka z pracy zachorowała, musiałam iść na jej zmianę i nie mogłam się pojawić, choć nie ukrywam, że jako introwertyczce, która lubi ciszę, spokój i bliższe grono znajomych przerażają mnie spotkania z obcymi w jakiś knajpkach, ale staram się przełamać, zeby nie siedzieć sama. Ciężko też mi ogarnąć jakieś zajęcia dodatkowe. Kiedyś pływałam, grałam w tenisa, w latach szkolnych cisnęli mnie do treningów rodzice i było mi łatwiej, a jak sama mam podjąć decyzję, to nie wiem, jak się za to zabrać. Mam pracę 2-zmianową, czyli ranną, gdzie idę na 7 albo popołudniową, gdzie kończę o 22 i zastanawiam się, jak mam tak nieregularne zmiany, jak zapisać się na jakieś zajęcia, które odbywają się w dane dni i przychodzić tak, żeby te nie przepadły z powodu roboty. Co gorsza soboty też są i przynajmniej 1 czy 2 w miesiącu wypadają, co też rozwala cały weekend, bo dla mnie 1 dzień przerwy w tygodniu to za mało. Do tego praca w ochronie zdrowia wiąże się z tym, że się sporo chodzi lub przynajmniej stoi na nogach, stąd w szkole czy na studiach, siedząc cały dzień w ławce rozpierała mnie energia i nawet miałam ochotę się poruszać, a teraz wracając z pracy zwykle jedyne, na co mam ochotę to spać, ewentualnie iść na spacer (kocham spacery). I z jednej strony chciałabym wrócić do sportu, z drugiej strony nie mam na to sił. I to nie tylko sił, od długiego stania na nogach boli mnie kręgosłup, przyłapałam się na tym, że drętwieje mi jedna noga po cięższym tygodniu. Zamierzam się zapisać choćby z raz na miesiąc na jakiś masaż, żeby nie oszaleć, ale to wszystko kosztuje. Tu masaż, tu zajęcia dodatkowe, tu powinnam jeszcze iść do psychologa, ale ceny teraz są takie, że nawet nie tyle, że mnie nie stać, bo stać, tylko szkoda mi na to pieniędzy nawet, szczególnie że kiedyś byłam i wiem, na czym terapia z psychologiem polega.
I sądzę, że przez brak znajomych, brak hobby wpadłam w jakąś mantrę, żyję między pracą i domem i jedyne, czego się nie mogę doczekać to weekendu, kiedy będę mogła wrócić do domu, do rodziców, bo na co dzień wracam sama do pustego mieszkania, wychodzę sama na spacery, ale to nie to samo, co z kimś. Obecnie zbieram na operację. I to nie jedną. Muszę zoperować nos, bo mam tak skrzywioną przegrodę, że ledwo oddycham, a przy okazji chciałam zrobić plastykę, bo nienawidzę swojego nosa. Kolejny zabieg to zabieg intymny, ale też mi utrudnia funkcjonowanie. Za korektę nosa dzisiaj poniżej 20k się nie schodzi, za ten intymny też mi na rejestracji w klinice powiedzieli 15-20k. Kolejne 2 zabiegi to już bardziej widzimisię, ale też o nich marzę i też robi to dużo osób, bo pierwsze to implant brody, gdyż mam zaburzone proporcje twarzy, zbyt krótką bródkę, wydłużony nos i z boku wygląda to źle. Implant brody z korektą nosa to dzisiaj bardzo popularne zabiegi, ale na stronie sprawdzałam, to też pisali, że implant od 15k. Myślę też nad powiększeniem chirurgicznym ust, bo tu też mam zaburzone proporce, gdyż górna warga jest węższa od dolnej i jeszcze niesymetryczna, bo prawa strona przy uśmiechu idzie wyżej niż druga i to też koszt 5-6k. Owszem, nic z tych rzeczy nie musiałabym robić, ale są to rzeczy, o których myślę od lat, to przemyślane decyzje. Gadałam ostatnio z jedną dziewczyną i stwierdziłyśmy, że życie jest za krótkie, żeby nie cieszyć się z wyglądu (sama robiła podobne zabiegi do moich). Kupa kasy na to pójdzie, najbliższe 2-3 lata to będzie wydawanie właśnie na to, ale z drugiej strony zabiegi chirurgiczne są trwałe i będzie to na zawsze, więc uważam, że warto. Jednak przez to, że chcę te zabiegi wykonać jak najszybciej staram się nie być rozrzutna. Przez to jednak starcza mniej na jakieś mniejsze rzeczy jak właśnie fizjoterapeuta czy psycholog, bo albo rybki albo akwarium
Nie wiem już, czy to ze mną jest coś nie tak, czy może jestem bardzo dziecinna, ale mam takiego doła ostatnio. Jutro mam wolne od pracy, wracam do miasta do pracy i już czuję taką niechęć do tego wszystkiego. Wiem, że jednym z powodów, przez które tak się czuję jest brak faceta. Jakbym wracała do domu wiedząc, że czeka na mnie ktoś bliski, że pójdziemy na spacer, obejrzymy jakieś filmy, inaczej bym na to patrzyła. A ja teraz moje wymarzone miasto kojarzę głównie z pracą. Już pomijam fakt, że mimo, iż jestem młoda to czuję się przepracowana. Słyszałam, że wchodzi nowy projekt, żeby były 3 dni wolnego i 4 dni pracy, co by mnie bardzo ratowało, bo momentami mam wrażenie, jakbym w ogóle z tej pracy nie wyszła. Przeżywam różne rzeczy, sytuacje pacjentów i ogólnie sytuacje w pracy i aż rodzice mówią, żebym znalazła sobie odskocznię, jakieś zajęcie, żeby nie myśleć tyle o tym, bo zwariuję i się wypalę (o ile już się nie wypaliłam). Perspektywy na faceta też nie mam. Praktycznie nikogo nowego nie poznaję. Fakt też jest taki, że ostatnio miałam w rodzinie 2 śluby, które mnie trochę dobiły. Rok temu moja młodsza kuzynka wychodziła za mąż a w tym roku, na koniec sierpnia wychodziła za mąż moja siostra. Cieszę się ich szczęściem, ale nie będę ukrywać, że chyba ten ślub siostry mnie dobił, bo ona, jako 22latka ma męża, a ja mając 27lat nie mam nawet perspektywy na chłopaka ani większego doświadczenia z chłopakami, To też mnie dobija choćby podświadomie
I ostatnio strasznie zaczęłam tęsknić za przeszłością, oglądam stare zdjęcia, filmiki, notatki. Czuję się jakaś taka samotna
Masz za duzo wolnego czasu na rozkminianie i analizowanie głupotek z pomocą googla.
Chcesz psychoanalizy, to idź do terapeuty.
3 2024-09-09 08:27:02 Ostatnio edytowany przez Salomonka (2024-09-09 16:26:33)
Nie doceniasz tego co masz, trawa u sąsiada zawsze bardziej zielona, co?
Masz pracę, jesteś niezależna, samowystarczalna, masz cele do których dążysz i które zrealizujesz prędzej czy później (operacja nosa), a wydaje ci się, że to nic?
Rozejrzyj się wokoł, łatwo znajdziesz ludzi którzy mogliby ci pozazdrościć. Przestań narzekać, znajdź sobie jakieś zajęcie w wolnym czasie, bo przeglądanie starych zdjęć i rozkminianie tego co już bylo i nie wróci, to strata czasu. Uśmiechnij się i wyluzuj, nie żyjesz na bezludnej wyspie i korzystaj z życia i tego co masz. A msz naprawdę dużo wliczając w to jeszcze rodzinę, przyjaciól i bliskich.
Zawsze mozesz odwiedzic rodzine
Za tym tęsknisz?
Hm ostatnio mam trochę podobnie...
No więc, mam 30 lat. Czytałam, że jest to pierwszy kryzys wieku dorosłego. Cholera, nie mam już dwójki z przodu, meeeeh. robiłam analizę tego, co udało mi się osiągnąć przez ten czas. Co mogę powiedzieć? Oceniam to pozytywnie, jestem też inna niż 10 lat temu, Ty też dużo osiągnęłaś, więc możesz być z siebie dumna!
Zaczęłam wiesz za czyn bardzo tęsknić? Za wolnością, beztroską. Jednak wchodzi już etap, kiedy zaczyna być się dorosłym. To przykre zderzenia, przede wszystkim w moim przypadku, kiedy zdałam sobie sprawę, że już się starzeje, już nie jestem tą beztroską małolatą potrafiącą z dnia na dzień wyjechać na trip zwiedzając Polskę czy Europę...
Nie wiem czy to jest to co akurat Ty czujesz, ale łącze się
Temat zakładam tu, gdyż w internecie wyczytałam, że jednym z objawów tęsknoty za dzieciństwem jest poczucie samotności.
nie, po prostu jesteś samotna i chcesz wrócić do czasów, gdy nie byłaś
przeczytaj wpis Rossanki, mam nadzieję, że szybko zrozumiesz i ogarniesz swoje życie
Nie doceniasz tego co masz, trawa u sąsiada zawsze bardziej zielona, co?
Masz pracę, jesteś niezależna, samowystarczalna, masz cele do których dążysz i które zrealizujesz prędzej czy później (operacja nosa), a wydaje ci się, że to nic?
Rozejrzyj się wokoł, łatwo znajdziesz ludzi którzy mogliby ci pozazdrościć. Przestań narzekać, znajdź sobie jakieś zajęcie w wolnym czasie, bo przeglądanie starych zdjęć i rozkminianie tego co już bylo i nie wróci, to strata czasu. Uśmiechnij się i wyluzuj, nie żyjesz na bezludnej wyspie i korzystaj z życia i tego co masz. A msz naprawdę dużo wliczając w to jeszcze rodzinę, przyjaciól i bliskich.
Nie wiem, czy to niedocenianie, raczej na odwrót. Z resztą napisałam to samo wyżej w tekście, więc nic odkrywczego
Zawsze mozesz odwiedzic rodzine
Staram się to robić jak najczęściej, ale problem jest chyba glębszy
Za tym tęsknisz?
Nie, to nie ten okres czasu, co też było zaznaczone w tekście.
Hm ostatnio mam trochę podobnie...
No więc, mam 30 lat. Czytałam, że jest to pierwszy kryzys wieku dorosłego. Cholera, nie mam już dwójki z przodu, meeeeh. robiłam analizę tego, co udało mi się osiągnąć przez ten czas. Co mogę powiedzieć? Oceniam to pozytywnie, jestem też inna niż 10 lat temu, Ty też dużo osiągnęłaś, więc możesz być z siebie dumna!
Zaczęłam wiesz za czyn bardzo tęsknić? Za wolnością, beztroską. Jednak wchodzi już etap, kiedy zaczyna być się dorosłym. To przykre zderzenia, przede wszystkim w moim przypadku, kiedy zdałam sobie sprawę, że już się starzeje, już nie jestem tą beztroską małolatą potrafiącą z dnia na dzień wyjechać na trip zwiedzając Polskę czy Europę...
Nie wiem czy to jest to co akurat Ty czujesz, ale łącze się
Ja słyszałam, że pierwszy kryzys to taki w wieku 25lat, bo dużo osó kończy studia/żeni się i jeśli jakoś odstajemy to nam gorzej. I też się wtedy źle czułam. Od tamtego czasu jednak przeszło. Ostatni rok też dobrze się czułam. Zastanawiam się jednak, czy o nie wina choroby. Jakoś ze 2 tygodnie temu kolega z pracy zaraził mnie covidem. Byłam tydzień na L4, właśnie w domu rodzinnym (bo objawy mnie dopadły gdy akurat wróciłam na weekend). Z L4 wróciłam chyba za wcześnie, bo byłam zmęczona jak wróciłam i nie doszłam jeszcze do siebie, ale głupio mi było brać L4 na dłużej, niż tydzień. I od tamtego czasu właśnie czuję niepokój, strach, szybki upływ czasu i bezradność. Właśnie po chorobie. I byłam w ciągu tego weekendu w domu, bo siostra ze szwagrem też przyjechali, a akurat miałam piątek po południu i sobotę wolną. I czułam się super, ale wróciłam i znowu ten niepokój, tęsknota za domem. Ostatni rok mi to nie przeszkadzało, nawet cieszyłam się, że mam spokój, ale jakoś ostatnio stwierdziłam, że mi przykro, gdy wracam do pustego mieszkania. W domu rodzinnym zawsze coś się dzieje, jak przyjedzie moja rozgadana siostra to już w ogóle. A tak to siedzę sama i jakoś tak mi przykro nawet nie wiem, z jakiego powodu konkretnie.
I ja właśnie chyba tak samo jak Ty tęsknię za tą beztroską. Z jednej strony cieszę się, że w końcu zarabiam i nie jestem zależna od rodziców, mogę kupić co chcę i ile chcę i w końcu mogę na to sobie pozwolić, ale z drugiej strony przypominają mi się czasy wczesnej młodości i bawienie się z siostrą w naszej ogrodowej piaskownicy, kąpanie w dziecięcym basenie, jeżdżenie na sankach w zimie. Teraz siostra ma męża, oni razem spędzają czas, ja czasem gdzieś wyjdę z nimi na spacer (ale nie jest to jakoś bardzo często) albo obejrzymy jakiś film w sobotę (też nie bardzo często). Jakoś tak boli mnie ten upływ czasu, że tak szybko to minęło. Tęsknię za zwykłą dziecięcą zabawą, która mi sprawiała tyle radości. Jako dziecko byłam bardzo kreatywna, nie potrzebowałam lalek, zwykłe przedmioty użytku codziennego potrafiły sprawić, że miałyśmy z siostrą najlepszą zabawę. Czas wolno biegł, wakacje miałam wrażenie, że trwały w nieskończoność. Potem zaczęłam dorośleć i czas już od liceum wspominam źle
YellowStar napisał/a:Temat zakładam tu, gdyż w internecie wyczytałam, że jednym z objawów tęsknoty za dzieciństwem jest poczucie samotności.
nie, po prostu jesteś samotna i chcesz wrócić do czasów, gdy nie byłaś
przeczytaj wpis Rossanki, mam nadzieję, że szybko zrozumiesz i ogarniesz swoje życie
Czytałam wpis Rossanki, nie wszystko, bo tego dużo, ale nawet coś tam kiedyś pisałam
Właśnie wyczytałam gdzieś, że taka tęsknota za dzieciństwem to objaw niezadowolenia ze swojej sytuacji życiowej, u mnie może być to właśnie samotność, bo w domu rodzinnym tego nie mam, dlatego tak bardzo lubię tam wracać. Już na studiach pamiętam, że wracałam zawsze, gdy tylko wydarzyła się taka okazja. Od razu kupowałam bilety na pociąg z wyprzedzeniem i nie mogłam się doczekać, kiedy wrócę. Był taki okres, gdy nie tęskniłam za domem to akurat się spotykałam z jakimś chłopakiem. Stąd też wywnioskowałam, ze to być może przez samotność, ale sama już nie wiem. Ogólnie nie chodzi tylko o dzieciństwo. Tęsknię za tym, co było. Nawet nie tak dawno. Ostatnio przeglądałam zdjęcia z telefonu, którego mam od 4 lat i widziałam tam wspólne spacery z rodzinką po lesie w styczniu 2021, albo spacer po łące w maju 2022, albo obronę pracy magisterskiej w zeszłym roku. Wracam do tego myślami i czuję tęsknotę i okropne uczucie przemijania. Nie miałam tak dawno, ostatnio na studiach, w ostatnią sesję, gdy było dużo stresu, potem przeszło, a niedawno znowu wróciło, nie wiem czemu, bo żadnego stresu teraz nie mam
Wróciło, bo wróciła samotność.
Nie czekaj na nic, zacznij sobie układać życie. Szukaj koleżanek, przyszłego męża.
Znajdź hobby, gdzie jest dużo ludzi (nie same kobiety).
Przynajmniej jesteś w stanie zdiagnozować skąd to uczucie u Ciebie. Ja niby wszystko mam, pracę, partnera, stabilność (dzieci nie chcę), rodzinę, przyjaciół, wyjeżdżam na wakacje i podróżuje. A za czyn tęsknię? Za tym jak się wtedy czułam kiedy byłam nastolatką i cały świat należał do mnie, kiedy jako dziecko z tatą puszczałam złapane przez Niego motyle na łące (jakie to było magiczne), za tym uczuciem pierwszej miłości i przeżywania tego krystalicznie, za malowaniem grafitti i ucieczką od ochroniarza, za świeżymi jagodziankami i gorącym kakao spożywanym na schodach u babci na wsi.. Oj bym mogła wiele jeszcze wymienić... Nie ma tu wspólnego mianownika, chyba poza jednym - wolność.
Wróciło, bo wróciła samotność.
Nie czekaj na nic, zacznij sobie układać życie. Szukaj koleżanek, przyszłego męża.
Znajdź hobby, gdzie jest dużo ludzi (nie same kobiety).
Czy ja wiem, czy wróciła samotność. Ja zawsze byłam samotna. Więcej jak mniej. W takim poważnym i szczęśliwym, długim związku nie byłam nigdy. Miałam przez 3 lata na studiach bliską koleżankę, ale teraz mieszkamy daleko od siebie. Ona za niedługo też za mąż wychodzi i mam wrażenie, że trochę się odizolowała, że kiedyś miałyśmy lepszy kontakt, gadałyśmy prawie codziennie o głupotach, a teraz coraz rzadziej a jak już to z mojej inicjatywy i trochę mnie to boli, ale przecież nikogo nie zmuszę do kontaktu. Co ciekawe, zawsze zarzekała się, że ona nie z tych, które kontakt urywają przez faceta, aczkolwiek nie tak dawno przypadkowo dowiedziałam się, że jej narzeczony coś na mnie do niej nadaje w negatywnym tego słowa znaczeniu i nie wiem, czy on nie chce mnie odciąć od niej po prostu. Niestety miałam już kiedyś przypadek, że chłopak bliższej koleżanki mnie nie lubił i jak tylko jego poznała, po 2-3 miesiącach zerwała ze mną kontakt pod byle pretekstem.
Szukanie dzisiaj koleżanek czy chłopaka przez internet nie jest niczym ciężkim. Pod warunkiem, że nie jest się introwertykiem. Ja jestem taką osobą, że nie lubię imprez, tłumów obcych ludzi wokół. Wolę bliższe grono znajomych i to najbliższych zaufanych osób. Na studiach nie miałam za bardzo nawet czasu na np tindera, ale odkąd studia skończyłam czas mam, tylko jakoś nie chce mi się, nie wierzę w to po prostu, że coś się może udać. Strasznie też nie lubię wrzucać swoich zdjęć do internetu, nawet aktualnych zdjęć swoich nie mam (tylko selfie ze znajomymi). Poza tym mi z samych zdjęć ciężko człowieka określić. Mam taki charakter, że mi się z samych zdjęć prawie nikt nie podoba. Dopiero jak z kimś porozmawiam to nawet teoretycznie ktoś mniej atrakcyjny może mi się spodobać, ale z samych zdjęć nie umiem. Tak samo dodałam się na grupę w moim mieście, gdzie dziewczyny umawiają się na spotkania. Tak wiecie, z obcymi, żeby się poznać. Inicjatywa super, ale mnie przeraża. Nie mogę się przełamać, żeby wyjść do grupy obcych ludzi (większość introwertyków tutaj mnie pewnie zrozumie)
A hobby, gdzie nie są tylko same kobiety wcale nie tak łatwo znaleźć. W czasach szkolnych trenowałam różne dyscypliny sportowe. Sport zawsze kojarzył mi się właśnie z mężczyznami, a np. w moich klubach sportowych danych dyscyplin wcale takiego wyboru nie było. Np. było 2 chłopaków w moim wieku, ale jakoś nie przepadaliśmy za sobą. A reszta to albo dzieci albo starsi ludzie. Wyjątek był wtedy, gdy koło mojego klubu był klub piłkarski. Tam faktycznie sami chłopcy trenowali, ale no ja w piłkę nożną nie grałam i my się tylko mijaliśmy w drzwiach i to nie jakoś bardzo często. Pamiętam, że raz mojego trenera poprosiłam, że chciałabym trenować nie indywidualnie tylko w grupie ludzi, to powiedział, że dla osób na podobnym poziomie co ja to może mi zaproponować grupę 13-latków (ja miałam wtedy 23). Chodziło o to, że ja byłam dość dobra w tym, co robiłam, a ci 13-latkowie to byli zawodnicy, więc też trochę lepiej grali, a rówieśnicy jak już byli w tym klubie to początkujący.
Jeśli chodzi o facetów, to według statystyk mężczyzn w moim wieku jest więcej niż kobiet, ale nie wiem gdzie, bo ja odkąd pamiętam, obracam się w środowisku samych dziewczyn: w szkole na różnych etapach nauki w klasie ZAWSZE miałam więcej dziewczyn niż chłopaków. Na zajęciach dodatkowych też. Jakby wokół mnie był deficyt jakiś
Przynajmniej jesteś w stanie zdiagnozować skąd to uczucie u Ciebie. Ja niby wszystko mam, pracę, partnera, stabilność (dzieci nie chcę), rodzinę, przyjaciół, wyjeżdżam na wakacje i podróżuje. A za czyn tęsknię? Za tym jak się wtedy czułam kiedy byłam nastolatką i cały świat należał do mnie, kiedy jako dziecko z tatą puszczałam złapane przez Niego motyle na łące (jakie to było magiczne), za tym uczuciem pierwszej miłości i przeżywania tego krystalicznie, za malowaniem grafitti i ucieczką od ochroniarza, za świeżymi jagodziankami i gorącym kakao spożywanym na schodach u babci na wsi.. Oj bym mogła wiele jeszcze wymienić... Nie ma tu wspólnego mianownika, chyba poza jednym - wolność.
To znaczy mniej więcej jestem w stanie określić, skąd to uczucie u mnie. To, co napisałam to jedno. Druga sprawa jest taka, że niedawno przeszłam covid, a z tego, co wiem, przy tej odmianie covida gorsze samopoczucie psychiczne też jest normą. Zagadałam do jednej osoby, która chorowała w podobnym czasie co ja i powiedziała, że miała potem bardzo podobne odczucia i dół psychiczny. Zaczęłam brać witaminy wspomagające układ nerwowy i już mi jest teraz zdecydowanie lepiej
Wiesz, to, że Ty masz partnera, podróże, stabilność itp też nie oznacza, że nie będziesz tęsknić za dzieciństwem. Ja wręcz uważam, że każdy dorosły powinien trochę za dzieciństwem tęsknić. Nie wiem, czy oglądałaś animację z 2015 "Mały Książę". To jest historia opowiedziana trochę od innej strony, tzn. główna bohaterka to młoda dziewczyna, z której matka robi młodego dorosłego, ustala jej obowiązki, ogranicza czas i wolność. Pada też zdanie "Dorosłość to zapominanie o tym, że było się dzieckiem". Jest to cytat, który mnie wzrusza nawet, gdy o tym tu piszę. Odwołuję się do tego filmu, ale sama go nie oglądałam, bo sam zwiastun sprawia, że mam świeczki w oczach i boję się go oglądać. Mnie totalnie nie ruszają filmy czy książki z tematyką przemijania, upływu czasu, gdy np. pokazują, jak główni bohaterowie z dzieci stają się dorosłymi itp. Wzbudza to we mnie ogromne emocje czasem chcę mi się płakać. Czytałam ostatnio 2 książki pt "Był sobie pies" i tam właśnie był motyw, że głównym bohaterem była perspektywa psa, który miał swojego pana, ten najpierw był dzieckiem, potem nastolatkiem, potem poszedł na studia a potem był już starszym mężczyzną aż zmarł. Mnie taka tematyka rozczula, pokazuje, jak życie szybko mija, jakie jest kruche
Ja sama może nie miałam super ciekawego dzieciństwa, nie miałam super dużo znajomych, miałam ich wręcz mało, ale potrafiłam się sama bawić. Tęsknię za czasami, gdzie lepiło się bałwana na podwórku przy domu, bo to były czasy, gdy było dużo śniegu, którzy trzymał całą zimę i bałwan ulepiony w styczniu trzymał się do marca. Albo za basenem, który tata mi i siostrze rozkładał na tym samym podwórku. Miałyśmy też z siostrą piaskownicę, w której się bawiłyśmy. Albo w zimę miałyśmy swój wyizolowany kącik na strychu, gdzie bawiłyśmy się zabawkami. Dużo tych zabawek nadal leży na tym strychu, tylko popakowane w pudła. Budzą tyle wspomnień pozytywnych. To był okres czasu, że nie brakowało mi znajomych, bo sama ze sobą (czy z siostrą) się bawiłyśmy. Byłam też bardzo kreatywnym dzieckiem, dużo rysowałam, malowałam, albo prowadziłam pamiętniki, które z resztą do dzisiaj mam. Odkładałam je w jednym miejscu i mam do dzisiaj zapiski np. nawet z 2009 roku. Mają one dla mnie ogromną wartość sentymentalną i czasem czytam je z tęsknotą do tamtych czasów. Tak samo tęsknię za wspólnymi wakacjami czy feriami zimowymi, gdy było się dzieckiem, walizkę pakowałam już tydzień wcześniej a miesiąc wcześniej już miałam porobioną listę rzeczy do zabrania.
Wolności wbrew pozorom mam więcej teraz, bo miałam rodziców dość stanowczych (surowych to złe słowo, ale lubili postawić na swoim), więc wolności mam zdecydowanie więcej teraz, ale tęsknię za tą beztroską, gdy nie martwił się człowiek tak wszystkim. A teraz widzę ten przemijający czas i mi gorzej
Być może jest to spowodowane też tym, że widzę, że moi znajomi biorą śluby, więc wchodzą w jakiś etap życia wyżej, a ja ciągle mentalnie mam doświadczenie związkowe osoby z liceum. Może podświadomie chciałabym już planować ślub, może dzieci? Sama nie wiem.
Tęsknię też bardzo za wolnym upływem czasu. Tzn. za dzieciaka wakacje ciągnęły się w nieskończoność. Takie miałam wrażenie. A teraz wszystko tak leci, że ledwo się nie obejrzałam a te wakacje też już minęły. Teraz żyję tak od weekendu do weekendu. W tygodniu praca, po pracy często wracam zmęczona. W weekendy albo też pracuję np. w soboty, a jak mam 2 dni wolnego to staram się wracać do domu rodzinnego. Jakoś tak nie wiem, czuję się po prostu źle z tym, bo mam wrażenie, że za szybko mi dzieciństwo minęło i o ile byłam aktywnym dzieckiem, bo za moich czasów nie było smartphonów, więc ja dużo się bawiłam, dużo czasu spędzałam na podwórku w lato i to aktywnie. I tęsknię za tymi czasami
YellowStar tak się zastanawiam, czy nie jesteś damskim odpowiednikiem Piotrusia Pana.
Z tego co piszesz dzieciństwa nie miałaś super, ale idealizujesz je. Nie chcesz dorosnąć. Wziąć odpowiedzialności za swoje życie. Pokierować nim. W dzieciństwie to rodzice za Ciebie podejmowali decyzje.
Do tego czujesz się samotna, co pogarsza Twój stan. Twoje złe samopoczucie ciągnie się latami. To, że poznasz jakiegoś faceta prędzej czy później jest bardziej niż pewne. Jednak facet na długo nie poprawi Twojego samopoczucia. Organizm przestanie produkować hormony i wrócisz do punktu wyjścia. Z tym, że będziesz miała kogoś kto być może zacznie za Ciebie podejmować decyzje...
Też jestem introwertykiem, więc Cie rozumiem częściowo. Też troche byłem "Piotrusiem Panem". Uświadomiłem to sobie zaledwie kilka lat temu. Wcześniej na siłę chciałem żyć jak ekstrawertyk i nie bardzo mi to wychodziło i nie bardzo czułem się z tym dobrze. Teraz jestem świadomym siły jaką daje introwersja. Introwertycy czerpią siłę z samych siebie. Potrzebują kontaktu z ludźmi, ale znacznie mniej niż ekstrawertycy. Wykorzystaj to. Naucz się żyć sama ze sobą. Polub siebie, a dzięki temu będziesz w stanie zbudować naprawdę wartościowe relacje.
Jesteś jeszcze młoda. Aktualnie najlepszych znajomych poznałem po 30... a ja jestem osobą, która raczej nie tworzy mocnych więzi, a jednak mam znajomych na których moge liczyć i oni na mnie.