Chciałabym wiedzieć, czy zbyt to przeżywam, czy przesadzam.
Jestem w związku od prawie 4 lat.
Zanim się poznaliśmy, mój partner jakieś 2 miesiące wcześniej zakończył relację z inną kobietą. Według niego - trwała około 3 miesięcy. Relacja oparta głównie na niezobowiązującym seksie, czytaniu poezji, chwilowych romantycznych spotkaniach. Ta kobieta była w związku małżeńskim, otwartym związku. Pokłócili się o coś, kontakt został urwany. Niedługo później, poznaliśmy się. Ona zabiegała, wydzwaniała do niego, gdy dowiedziała się, że jest w związku. Dostał tylko wiadomość, że "w końcu wzięła rozwód". Od czasu do czasu pisała do niego, ale olewał to. Mówił o niej same najgorsze rzeczy. Raz stwierdził, że szukam sobie koleżanek o charakterze podobnym do niej:)
Jej temat został zamknięty. Nagle znowu. Gdy był pijany, opowiadał mi jak to było z nią w łóżku. Ukróciłam rozmowę, ale było mi bardzo przykro. Ona zaczęła wypisywać, wypytywać, dzwonić w dziwnych godzinach. Zawsze mieliśmy dostęp do swoich telefonów - nie sprawdzałam treści, ale pewnego dnia poczułam niepokój. Skarżył jej się na sytuację życiową, na seks ze mną, na różności - drobiazgi życia codziennego. Zapytałam go - dlaczego? Już wcześniej obiecał mi, że nie będzie utrzymywał z nią kontaktu. Zabolało mnie to, ponieważ stopniowo przestał mi się zwierzać. Na każde pytanie słyszałam: dobrze lub ok, a co na obiad? Stopniowo przestałam słyszeć komplementy, przestał doceniać to, co robię, powiedział nawet, że po pracy jest tak zmęczony, że nie ma siły myśleć o mnie i że nie potrzebuje kontaktu fizycznego ze mną.
Dramat zaczął się kiedy drugi raz znalazłam tego typu wiadomości. On uznał, że koniec z "wolnością sprawdzania telefonów" bo w sumie ja z nikim poza przyjaciółkami nie piszę więc nie ma obaw co do mnie, a jak chciałby sobie coś sprawdzić, to ma swój telefon. Jestem przekonana, że jego ex nadal coś do niego czuje, a raczej żyje iluzją człowieka, którym on według niej jest. Pisze do niego choćby nawet to, że nie jest pewna, jak bardzo go sobie wymarzyła. Jednocześnie zarzeka się, że nie ma nic do mnie. Wysyła mu swoje zdjęcia, rozpamiętuje przeszłość, ciągle podkreśla, że nikt nie zna go bardziej niż ona.
Napisał jej, że nie może się z nią kontaktować, choć bardzo by chciał wyjść na kawę. Nie może, bo "dziewczyna zabrania". On uważa to za zdrową relację, w której pojawia się chęć, ciekawość, co u danej osoby z przeszłości. I że poza tym, to ja się czepiam, bo mu zabraniam mieć przyjaciół. Nie, nie zabraniam. Ale to jedyna osoba, z która poza mną ma kontakt - po tym, jak sam odcinał konsekwentnie kontakt ze swoją rodziną; nie zabraniam mu przyjaciół, wyjść - nic z tych rzeczy, ale on po prostu nie chce. Nie chce wychodzić nigdzie, obecnie tym bardziej ze mną. Czuję, że kręci. Nie wiem, czy jest tak naiwny wobec niej, czy jest tu drugie dno. Kiedyś, na początku mówił, że chętnie by nas poznał, obecnie uważa że jest to nie możliwe (bo jestem biseksualna i jak twierdzi - on byłby zazdrosny:))
Skończyło się na tym, że pisząc z kimkolwiek, wychodzi z mieszkania. Archiwizuje wiadomości itd. Czuję się ciągle oszukiwana, zraniona. Czuję, że powoli przybiera to barwy absurdu. Nie chce wracać do tego tematu, uważa, że się uwzięłam na nią i on nie zamierza się tłumaczyć. Najbardziej boli mnie to, że przechodził czas w którym bardzo źle się czuł. Przejęłam wszelkie obowiązki domowe, mówił, że nie może rozmawiać, bo czuje się słabo, sypiał po kilkanaście godzin - jak się okazało - miał siłę dla niej. Tyle mówił, że to rozdział zamknięty, a czuję że to ja jestem tą drugą...