Potrzebuję porady. Oceny sytuacji.
2 dni temu się pokłóciliśmy. Chociaż pokłóciliśmy się to za duże słowo. Sama nie wiem. Rozmawialiśmy przez telefon. Był podirytowany bo musiał coś zrobić. Ja na wesoło powiedziałam, że było trzeba tego nie robić. Spytał dlaczego tak uważam. Wyjaśniłam. Generalnie rozmowa o tym co musiał zrobić trwała dalej aż w końcu powiedział do mnie wściekłym tonem co ja mam k-rwa za problem. Po tym tekście się po prostu pożegnałam i rozłączyłam. Od tej pory brak kontaktu. Mam sobie do zarzucenia, że się rozłączyłam zamiast powiedzieć, że nie życzę sobie, żeby się do mnie tak odzywał. W naszej rozmowie nie było nic co zasługiwałoby na użycie takiego tekstu.
Tydzień wcześniej miała miejsce podobna rozmowa z tym, że był dla mnie opryskliwy, więc też zakończyłam rozmowę. Na drugi dzień zadzwonił jakby nigdy nic.
Podejrzewam u Niego depresję. Powiedziałam mu to jakiś rok temu. Powiedział, że połowa świata ma depresję i co z tego. Odmawia nawet jednej wizyty u psychologa. Rozmowy nic nie dawaly.
Napisałam mu w końcu długiego maila z tym jak się zmienił. I wydaje mi się, że to do Niego trafilo. Po tym mailu zaczął mieć dobry humor. Zaktywizował się.
Potrwało to może 3 tygodnie. I w takich cyklach udaje dobry humor. Jest przepełniony frustracją.
Nie chce nigdzie wychodzić. Jedynie rower albo spacer. Ale to tylko ze mną. Proszę ,żeby poszedł sam na rower czy spacer, to nie chce.
Wiele razy umawiał się na spotkanie ze mną i po prostu nie przyjeżdzał. Były przypadki, że nawet nie zadzownił powiedzieć, że go nie będzie. Mówiłam, że ma szanować mój czas. Ale jak do ściany. Takie sytuacje się powtarzały.
Jeżeli zwracam mu uwagę, to często odbiera to jako atak. Czuję się jak na polu minowym. Jestem już po prostu zmęczona.
On o uczuciach nic nie mówi. Swój stan wiąże ze zbyt niskimi zarobkami. Zarabia dobrze- min. 10k. Zależy od miesiąca. Frustrację zapija alkoholem. Codziennie 2 piwa minimum. Powiedziałam mu, że to jest po prostu upadek. Przyznał mi rację.
Nie robi nic ze swoim życiem. Jest cieniem tego kim był kiedyś. Zlewa wszystkich. Znajomi już do Niego nie dzwonią, bo po prostu nie odbierał ich telefonów ani nie odpisywał na smsy.do wszystkiego ma słomiany zapał.
Pracę też zawala. Wszystko robi na ostatnią chwilę. Doszło do tego, że powiedziałam, że jeżeli nie zrobi zlecenia, do którego się zobowiązał, to niech się do mnie nigdy nie odzywa. Zlecenie zrobił, był zadowolony z siebie. Został doceniony, chwalił mi się tym. Pomyślałam, że będzie dobrze, bo na prawdę się cieszył, że zrobił to zlecenie. Chwalił się postępami itp.
Była faza dobrego humoru aż do niedzieli.
Nie wiem co mam robić. Odzywać się? Szczerze mówiąc nie mam ochoty. Przez ten rok wiele razy próbowałam go podnieść. Odzywałam się gdy milczał. Teraz mi się po prostu ulało.
Mieliśmy się spotkać, czekałam, o 20 zadzwonil, że nie przyjedzie + odezwał się do mnie tym chamskim tekstem. Mam dość.
Nie wiem co robić. Czuję, że nie mam siły. Lubię mieć wyjaśnione sytuacje. A dziś mam po prostu ochotę nigdy się nie odezwać.