Parę miesięcy temu mój ojciec miał wypadek, szybko się okazało, że jest sparaliżowany od pasa w dół. Mówiąc krótko to całe nasze życie stanęło na głowie, bo potrzebne było wszystko (włącznie z mieszkaniem), co jest niezbędne przy osobie niepełnosprawnej. To taki uraz, że to się nigdy nie cofnie, więc ojciec będzie kaleką do końca życia. Zayebiście i to zajebiscie to ironia. Bo życie z taka osobą to co innego niż życie ze zdrowym człowiekiem, co wychodzi każdego dnia, a czego ja nie umiem zaakceptować. Z kogoś, kto był aktywny (sport, wyjazdy itd), stał się kimś, kto do tej aktywności nie wróci, a on sam łapie przez to doły. Miał jakąś tan pomoc psychologiczna po wypadku, ale gadka psychologów raczej nie pomoże na fakt, że ktoś jest kaleką i nie ma szans na powrót do życia sprzed wypadku, a ż biegiem lat mogą się pojawić problemy z np samodzielnym oddychaniem. Może ta akceptacja u niego przyjdzie z czasem, nie wiem. W każdym razie ja też nie umiem patrzeć na niego tak, jak przed tym wszystkim. Nawet nie umiem dobrze tego wyjaśnić, ale dużo się zmieniło w moim podejściu do niego, we wszystkim. On nie oczekuje ode mnie pomocy przy sobie (matka sporo ogarnia, przychodzi też taka opiekunka medyczna), i dobrze, bo i tak ja nie byłbym w stanie nic zrobić.
Odpycha mnie (przeraża?) to, że co, już tak będzie zawsze? Takie trochę jakby nie było uwiązanie? Tzn ja i tak szybko później robię wypad na studia (mam już 17 lat), ale i tak matka ma mieć to wszystko na głowie już na "wieki wieków, do usr.anej śmierci"? Wszystko to dla mnie jest trudne do ogarnięcia.
Na pewno to jest bardzo trudne, niewyobrażalnie trudne, ale czas też dużo zmienia.
Podziwiamy ludzi na wózkach, którzy sobie dobrze radzą, więc psychika jest bardzo istotna.
Długo oswajamy się z każdą poważną chorobą, z czasem uczymy się z nią żyć.
Dlatego, nie przejmuj się na zapas, tata jak też cała rodzina powinniście sobie coraz lepiej radzić, zaakceptować to czego nie da się zmienić, tata powinien mieć profesjonalną opiekę psychologiczną, powinniście poszukać dobrego terapeutę.
Parę miesięcy temu mój ojciec miał wypadek, szybko się okazało, że jest sparaliżowany od pasa w dół. Mówiąc krótko to całe nasze życie stanęło na głowie, bo potrzebne było wszystko (włącznie z mieszkaniem), co jest niezbędne przy osobie niepełnosprawnej. To taki uraz, że to się nigdy nie cofnie, więc ojciec będzie kaleką do końca życia. Zayebiście i to zajebiscie to ironia. Bo życie z taka osobą to co innego niż życie ze zdrowym człowiekiem, co wychodzi każdego dnia, a czego ja nie umiem zaakceptować. Z kogoś, kto był aktywny (sport, wyjazdy itd), stał się kimś, kto do tej aktywności nie wróci, a on sam łapie przez to doły. Miał jakąś tan pomoc psychologiczna po wypadku, ale gadka psychologów raczej nie pomoże na fakt, że ktoś jest kaleką i nie ma szans na powrót do życia sprzed wypadku, a ż biegiem lat mogą się pojawić problemy z np samodzielnym oddychaniem. Może ta akceptacja u niego przyjdzie z czasem, nie wiem. W każdym razie ja też nie umiem patrzeć na niego tak, jak przed tym wszystkim. Nawet nie umiem dobrze tego wyjaśnić, ale dużo się zmieniło w moim podejściu do niego, we wszystkim. On nie oczekuje ode mnie pomocy przy sobie (matka sporo ogarnia, przychodzi też taka opiekunka medyczna), i dobrze, bo i tak ja nie byłbym w stanie nic zrobić.
Odpycha mnie (przeraża?) to, że co, już tak będzie zawsze? Takie trochę jakby nie było uwiązanie? Tzn ja i tak szybko później robię wypad na studia (mam już 17 lat), ale i tak matka ma mieć to wszystko na głowie już na "wieki wieków, do usr.anej śmierci"? Wszystko to dla mnie jest trudne do ogarnięcia.
Polecam.....tv "Super Polsat".....codziennie o 6.00 rano "Super Ludzie"
Powinieneś cieszyć się, że żyje, zaakceptować trudną sytuację, uczyć się z tym żyć i pomagać w razie potrzeby.
Dziś jest dziś.... ale nie wiadomo co nas spotka jutro.....dotyczy to każdego.
Szczerze? Czy takie życie jest lepsze? Ojciec to nie był 'typowy polak'' z piwnym bebzonem, który nie robił nic poza siedzeniem na dupie po pracy. Dla osoby, która żyła aktywnie, takie uziemienie to koszmar. Nie mówiąc o rodzinie.
Powinienem pomagać? Dlaczego, to konstytucyjny obowiązek? Nie dałbym rady się przemóc. Mam kompletną blokadę, której nawet sam się nie spodziewałem. To wszystko takie czarno-białe nie jest.
Czy ktoś mówi, że takie życie jest lepsze, nie.
Nawet nie ma porównania.
Ale nic tego nie zmieni, więc im szybciej wszyscy się z tym pogodzicie, tym lepiej dla was. Jest takie coś w nas, że z czasem inaczej się na to patrzy. Tata z czasem na wózku też może uprawiać sporty dla niepełnosprawnych, ale to dużo czasu musi upłynąć.
Powinien korzystać też z rehabilitacji, żeby być bardziej samodzielnym i lepiej się czuć.
Nie jest jeden w takiej sytuacji.
Wiem, że dobrze mówić... sam powinieneś też korzystać z pomocy psychologicznej, bo kiepsko z Twoją psychiką.
Szczerze? Czy takie życie jest lepsze? Ojciec to nie był 'typowy polak'' z piwnym bebzonem, który nie robił nic poza siedzeniem na dupie po pracy. Dla osoby, która żyła aktywnie, takie uziemienie to koszmar. Nie mówiąc o rodzinie.
Powinienem pomagać? Dlaczego, to konstytucyjny obowiązek? Nie dałbym rady się przemóc. Mam kompletną blokadę, której nawet sam się nie spodziewałem. To wszystko takie czarno-białe nie jest.
Nie masz innego wyjścia musisz zaakceptować. Jesteś jeszcze młody i masz prawo wiele rzeczy nie rozumieć, ale będziesz co raz starszy i akceptacja sytuacji sama przyjdzie. Masz żal do ojca o przeszłość, ale czasu nie cofniesz. Myślisz, że rodzice kochają tylko grzeczne dzieci ? zawsze byłeś grzeczny? - dzieci niegrzeczne też się kocha może trochę inaczej, więc rodzica do którego masz żal masz prawo kochać inaczej. Czas pokaże jak będziecie sobie z tym problemem radzić. Siedząc na wózku można wiele wiele rzeczy zrobić, wszystko przed Wami.
W proponowanym programie oglądałam matkę po wypadku - nie miała obu rąk i trójkę dzieci. Zajmowała się domem i obowiązki przy dzieciak wszystko robiła nogami. Dzieci rozwoziła do przedszkola i szkoły - kierowała nogami. Oczywiście miała męża - więc obwiązkami dzielili się.
Czas pokaże jak Wasze życie po wypadku ojca zmieniło się.
Jest taki człowiek Bartosz Ostalowski, obu rąk nie ma, a teraz jest drifterem.
To tak jakby co zawsze może byc gorzej, albo ludzie - roślinki, jak Schumacher swojego czasu...
Szczerze? Czy takie życie jest lepsze? Ojciec to nie był 'typowy polak'' z piwnym bebzonem, który nie robił nic poza siedzeniem na dupie po pracy. Dla osoby, która żyła aktywnie, takie uziemienie to koszmar. Nie mówiąc o rodzinie.
Powinienem pomagać? Dlaczego, to konstytucyjny obowiązek? Nie dałbym rady się przemóc. Mam kompletną blokadę, której nawet sam się nie spodziewałem. To wszystko takie czarno-białe nie jest.
A ja Ci wyleję kubeł zimnej wody teraz.
Ojciec ma gorzej niż Ty. To on ponosi największe konsekwencje wypadku. A Ty użalasz się nad sobą, jakbys to Ty byl najbardziej poszkodowany. Nie jesteś.
Tak, powinieneś pomagac. Przecież nikt nie oczekuje zmiany pampersa czy cewnika albo umycia taty. Ale możesz z nim pogadac, zagrać w planszowkę, oglądnąć film, odciagnąć jego mysli w inną stronę. Możesz iśc z nim na spacer, mozesz przynieśc mu ksiązke z biblioteki, możesz naprawde dużo, zeby pomóc.
Nie mówię, że jesten NAJBARDZIEJ poszkodowany. Ale patrzę też w przyszłość i tak to ma dalej wyglądać?
I jasne, że mogło być gorzej i mógł być roślina. Pewnie z czasem się on jakoś pogodzi z tym.
Może i mogę dużo, ale nie chce i nie potrafię. O tym też napisałem. Nie umiem się przemóc, żeby mu w jakikolwiek sposób pomóc. Nie czuje tego. Tyle.
10 2024-03-23 23:49:27 Ostatnio edytowany przez Lady Loka (2024-03-23 23:52:21)
Nie mówię, że jesten NAJBARDZIEJ poszkodowany. Ale patrzę też w przyszłość i tak to ma dalej wyglądać?
I jasne, że mogło być gorzej i mógł być roślina. Pewnie z czasem się on jakoś pogodzi z tym.Może i mogę dużo, ale nie chce i nie potrafię. O tym też napisałem. Nie umiem się przemóc, żeby mu w jakikolwiek sposób pomóc. Nie czuje tego. Tyle.
Medal dla syna roku, ktory nawet z ojcem nie pogada.
To nie Tobie życie runęlo, serio. Nie Ty jesteś tu poszkodowany. Empatii trochę zamkast egocentryzmu.
Ja trochę nie rozumiem, czemu Ty masz pretensje, że przyszłosc tak będzie wygladac. Ty swoja przyszłośc tworzysz sam, zaraz pojdziesz na studia, wiec włascisie o co tu chodzi?
W Twoich postach nie ma nawet cienia współczucia dla ojca z powodu tego, co się wydarzyło. Ty się nawet, jak bliska osoba, nie potrafisz cieszyć, że ojciec przeżył. Jedyne co w Tobie siedzi, to złość, że TY masz trudno i pogarda, że ojciec nie jest już tym samym sprawnym mężczyzną, jakim nadal chciałbyś go widzieć, a dzięki czemu TOBIE było w życiu łatwiej.
Myślę, że powinieneś nauczyć się pokory, bo nie wiesz, co Ciebie w życiu spotka.
Nie mówię, że jesten NAJBARDZIEJ poszkodowany. Ale patrzę też w przyszłość i tak to ma dalej wyglądać?
I jasne, że mogło być gorzej i mógł być roślina. Pewnie z czasem się on jakoś pogodzi z tym.Może i mogę dużo, ale nie chce i nie potrafię. O tym też napisałem. Nie umiem się przemóc, żeby mu w jakikolwiek sposób pomóc. Nie czuje tego. Tyle.
Po jakiego grzyba napisałeś tutaj ten wątek ??? żeby co ? żeby Ci współczuć egoisto ?
Nie wiesz co może czekać Ciebie w przyszłości i obyś do końca był samodzielny,
ale po kasę to poleciałbyś do ojca ? i mimo że na wózku to jeszcze przyjdziesz do niego
po pomoc chociażby w postaci dobrej rady.
Z kogoś, kto był aktywny (sport, wyjazdy itd), stał się kimś, kto do tej aktywności nie wróci, a on sam łapie przez to doły
Polecam nawiązać kontakt z Fundacją Aktywnej Rehabilitacji albo Brak Barier czy podobnymi. Jest tego na pęczki. Dla ludzi na wózkach jest od cholery różnych sportów. Szczególnie polecam rugby, czy boks (MMA) na wózkach. Ale są i inne w zależności od oceny sprawności indywidualnej, bo każdy ze sportów ma swoją specyfikę i trzeba się mieścić w widełkach punktowych, ale co do zasady, to jest z czego wybierać. Przebranżowić się też można. Ujęło mu nogi, a nie mózg, prawda? PLatform do e-learningu jest także od metra i jeszcze trochę, jak choćby udemy, coursera, uniqskills itp. Od darmowych kursów i kursików lansu i bansu, po możliwość dotacji i zrobienia pełnoprawnej magisterki.
FAR: https://far.org.pl/
BB: https://brakbarier.org/sport/
Rugby: https://www.pzrnw.pl/zasady/
MMA: https://mma.pl/granice-sa-tylko-w-glowi … mma-wideo/
Twoje problemy i przemyślenia są całkowicie normalne. Tz. ci co wylewają na ciebie kubeł zimnej wody mają rację. Nie jesteś dzieckiem, a rodzina to też obowiązek. Ale kto nie doświadczył, ten nie wie. Niewiele osób może zakumać co w umyśle młodego faceta się kłębi w momencie jak jego męski wzorzec jest....cieniem samego siebie. To jest zgrzyt na mózgu. Jakby ktoś kij w szprychy wsadził. Wypierasz to. Negujesz. Chciałbyś od tego uciec. Akceptacja to proces. A wielu ludzi ma z tym problem i jest to spowodowane po prostu strachem. Życie w strachu i z wyrzutami sumienia będą dla ciebie jednak o wiele gorsze. Nie bój się zapytać o pomoc szkolnego pedagoga. Próba odnalezienia siebie w nowej sytuacji nie jest słabością, a będzie świadczyć o twojej dojrzałości.
Musisz zrozumieć i zaakceptować fakt, że twój ojciec....jest wciąż twoim ojcem. To JEST ten sam człowiek. Zawsze nim będzie. Bez względu na to, że teraz będzie jeździł na wózku.
Może i mogę dużo, ale nie chce i nie potrafię. O tym też napisałem. Nie umiem się przemóc, żeby mu w jakikolwiek sposób pomóc. Nie czuje tego. Tyle.
A jakie miałeś relacje z ojcem przed wypadkiem?
Oskarżasz go o ten wypadek /alkohol? /, bo to była jego wina, że zgotował sobie i wam taki los?
Coś musi tłumaczyć tę Twoja blokadę.
15 2024-03-24 13:05:50 Ostatnio edytowany przez madoja (2024-03-24 13:10:29)
Spróbujcie skontaktować go z innymi na wózkach, niech poczuje że nie jest sam. Tacy ludzie też organizują sporty, wycieczki. Jego życie się diametralnie zmieniło, ale to nie znaczy że będzie już zawsze nieszczęśliwy. Będzie szczęsliwy, ale inaczej.
Mam piętro nad sobą młodą dziewczynę, która w wieku 19 lat miała wypadek samochodowy i też straciła władzę w nogach. Przez pierwsze 2 lata prawie wcale jej nie widziałam, jedynie czasami ojciec znosił ją na rękach do podstawionego samochodu i gdzieś jechali. Potem zamontowano na schodach taką jakby windę dla niej. Jakieś 3 lata temu zaczęłam ją widywać coraz częściej. Znów pomalowana, z zadbanymi długimi włosami i w super ciuchach (nawet butach). Miała chłopaka jednego, teraz ma drugiego - jak spacerują to ona jedną ręką kręci kółkiem, a drugą ręką trzyma jego rękę i tak idą. Widać że dziewczyna odżyła i prowadzi w miarę normalne życie. Widzę ją teraz w zasadzie codziennie. Zadbaną i roześmianą. Z tego co wiem jeździ właśnie na jakieś spotkania innych niepełnosprawnych.
Do tego trzeba było czasu.
Biedny Twój tata...
Jego życie runęło, nie Twoje. Ty za chwilę wyniesiesz się z domu a on i mama zostaną.
17nastolatku - to co czujesz jest normalną sprawą w takich wypadkach. Można to porównać do żałoby po śmierci bliskiej osoby. Bo tak naprawdę, ten ojciec którego znałeś - sprawny, wysportowany, pracujący, zajmujący się rodziną w pewnym sensie umarł. A zamiast niego pojawił się ojciec na wózku, potrzebujący opieki i obsługi, sfrustrowany sytuacją w jakiej się znajduje, zapewne z depresją. A ty przechodzisz typowe etapy żałoby. Po tych paru miesiącach u Ciebie jest to etap II - zapewne po zaprzeczeniu. Jest to gniew - pewnie na ojca, że miał ten wypadek, być może z jego winy, na sytuację w domu, otoczenie, że dlaczego akurat Ciebie to spotkało itp. Przed Tobą tych etapów jest jeszcze kilka - do ostatniego - akceptacji. I dobrze by było gdybyś poszukał pomocy psychologicznej, bo samemu będzie, jak widać z tego co opisujesz, bardzo trudno poradzić sobie z tą sytuacją. Szukaj pomocy ze względu na siebie, a nie ze względu na swoich rodziców. Oni są osobami dorosłymi, którzy muszą sobie sami poradzić. Nie pomoże Ci to, jak będziesz czuł się zobowiązany do pomocy. Bo jak będziesz to uważał za obowiązek a nie za coś wynikającego z własnej woli czy potrzeby to tym bardziej będzie Cię to dołować. Nie oznacza to całkowitego odcięcia się i ignorowaniu rodziców, ale o na przykład wykonywaniu tych czynności w domu które robiłeś zawsze, lub które mógłbyś zacząć robić typu jakieś zakupy, sprzątanie, wspólne oglądnięcie jakiego filmu jeżeli takie rzeczy robicie. Może przy pójściu na zakupy zapytanie ojca, czy czegoś nie potrzebuje, zwykłe wyrażenie swojej opinii na temat oglądniętego filmu itp. Takie małe kroki. Może to pomoże po pewnym czasie przełamać ten dystans który masz obecnie do ojca. A może nie... Z tym, że to musi być staranie z obydwu stron...
Bo ten wypadek to była jego wina. I jalos nie umiem mu współczuć (z tym że on tego nie oczekuje), odpycha mnie. Współczuję matce, która mogłaby to rozwiązać inaczej, ale na syndrom matki tereski i chce tak.
Bo ten wypadek to była jego wina. I jalos nie umiem mu współczuć (z tym że on tego nie oczekuje), odpycha mnie. Współczuję matce, która mogłaby to rozwiązać inaczej, ale na syndrom matki tereski i chce tak.
No tak, ale wina winie nierówna, ja bym tylko winiła, jeśli to było pod wpływem alko.
Nie oceniaj matki, to nie Twoja rola.
Można wywnioskować, że nie miałeś dobrych relacji z ojcem przed wypadkiem, miał problem alkoholowy?
Jeśli on Cię odpycha, to nie dziwię się, że masz blokadę, nie narzucaj, myślę, że tylko czas zrobi swoje. Nie obwiniaj się, że nie możesz mu pomóc.
Bo ten wypadek to była jego wina. I jalos nie umiem mu współczuć (z tym że on tego nie oczekuje), odpycha mnie. Współczuję matce, która mogłaby to rozwiązać inaczej, ale na syndrom matki tereski i chce tak.
Coooo?
Sorry, ale Tobie zostaje tylko palnąć się w łeb.
Wolalbyś, zeby matka co zrobiła? Zostawila ojca w zasikanym łozku, zeby go jakoś ukarać?
Ty go za to będziesz karał? Bo co? Zniszczyl Ci dorosłe zycie?
Nikt od Ciebie nie oczekuje wspólczucie. Oczekują normalnego zachowania, a nie obrazy jak u 5latka.
20 2024-03-24 18:49:45 Ostatnio edytowany przez 17nastolatek (2024-03-24 18:52:17)
Ojciec nie miał problemów z alko, ale uwielbiał szybko jeździć. Na co i matka zwracała mu miliony razu uwagę. Tak, to cud, że żyje i dobrze, że nie zabił nikogo pobocznego.
Czy można mu współczuć? Nawet pięciolatek wie, że jak się lubi zapierdalać, to można skończyć źle.
Lady Loka, sa przeróżne ZOL-e czy jak to się nazywa. Serio, nie mówię, że ma go zostawić zaszczanego, sa inne - bardziej ludzkie - opcje.
Nie zniszczył mi życia, ale wywrócił wszystko do góry nogami. I pięknie jak kiedyś już nie będzie. Tylko "czekam" jak za x lat matka dostanie depresji.
Nie wiem, może mi kiedyś ta niechęć minie, ale na razie - nie ma szans.
21 2024-03-24 19:09:46 Ostatnio edytowany przez wieka (2024-03-24 19:10:54)
Chwila nieuwagi, może zdarzyć się wypadek przy mniejszej szybkości, więc nie powinieneś go winić, skoro był trzeźwy.
Co do ZOL, to też tam nie przyjmują z marszu, nie każdemu przysługuje, poza tym chory musi wyrazić zgodę, nawet ojciec by się pewnie nie kwalifikował.
Z czasem będzie lepiej, ale ojciec musi ćwiczyć, wzmacniać ręce, żeby móc sobie coraz lepiej radzić, psychika tu odgrywa dużą rolę.
Dom/mieszkanie/łazienkę należałoby dostosować do osoby na wózku.
Mama też się oswoi z sytuacją i wcale nie musi mieć kiedyś depresji. Ty też.
Szok minie. Wszyscy musicie się dostosować, bo nie ma innego wyjścia.
Tata też się obwinia, może jeszcze bardziej niż Ty jego. Dajcie sobie czas.
Ojciec nie miał problemów z alko, ale uwielbiał szybko jeździć. Na co i matka zwracała mu miliony razu uwagę. Tak, to cud, że żyje i dobrze, że nie zabił nikogo pobocznego.
Czy można mu współczuć? Nawet pięciolatek wie, że jak się lubi zapierdalać, to można skończyć źle.
Lady Loka, sa przeróżne ZOL-e czy jak to się nazywa. Serio, nie mówię, że ma go zostawić zaszczanego, sa inne - bardziej ludzkie - opcje.
Nie zniszczył mi życia, ale wywrócił wszystko do góry nogami. I pięknie jak kiedyś już nie będzie. Tylko "czekam" jak za x lat matka dostanie depresji.
Nie wiem, może mi kiedyś ta niechęć minie, ale na razie - nie ma szans.
Bardziej ludzkie? Nie ma w tym nic ludzkiego. Rodzina się troszczy o swoich póki moze. Skad u Ciebie przekonanie, ze matka będzie miec depresję?
Póki co ma na głowie męża i rozwydrzonego syna. Z mężem latwiej sobie poradzi niz z Tobą i Twoim podejściem, w końcu zacznie sobie wypominac, ze Cie wychowala nie tak. A oni jeszcze moga byc szczęsliwi jak nigdy wcześniej.
Koniecznie im powiedz, ze nie uznajesz opieki nad czlonkami rodziny, zeby dali radę zabezpieczyć swoja starość i nie liczyli na Ciebie w tej kwestii.
Lady, to po co są te wszystkie zole czy inne ośrodki? Dla kogo? To jest mało ludzkie rozwiązanie? To jakie jest bardziej ludzkie? A co, jak ktoś nie może/nie chce zajmować się kimś niepełnosprawnym? Ma się zmuszać za wszelką cenę?
Lady, to po co są te wszystkie zole czy inne ośrodki? Dla kogo? To jest mało ludzkie rozwiązanie? To jakie jest bardziej ludzkie? A co, jak ktoś nie może/nie chce zajmować się kimś niepełnosprawnym? Ma się zmuszać za wszelką cenę?
Nie musisz, możesz zapłacić i wynająć prywatną opiekę, nie każdemu przysługuje i nie każdy się pisze na taką opiekę, na koszt państwa.
Lady, to po co są te wszystkie zole czy inne ośrodki? Dla kogo? To jest mało ludzkie rozwiązanie? To jakie jest bardziej ludzkie? A co, jak ktoś nie może/nie chce zajmować się kimś niepełnosprawnym? Ma się zmuszać za wszelką cenę?
Ale to Twojej mamy decyzja, a nie Twoja. To ona zajmuje się swoim mężem. Obowiązek opieki spoczywa na rodzinie. A za ZOL się płaci. Zaplacisz?
Czy Ty chciałbyś byc oddany do takiego osrodka? Myslisz, ze tam nie leżalbys zasikany i z odlezynami?
Chłopczyku, pora dorosnąć.
Nie chcesz pomagać? Nie musisz.
Wkrótce będziesz pełnoletni, szukaj pracy, zmień szkołę na wieczorową czy zaoczną, żyj na własny rachunek.
A te zaoszczędzone na Twoje utrzymanie pieniądze mama przeznaczy na pomoc w opiece nad ojcem.
Może mama wynajmie Twój pokój gdy się wyprowadzisz osobie, która w zamian pomoże w pielęgnacji czy rehabilitacji ojca.
Za państwowy ZOL trzeba płacić. I to niemało.
Pójdzie na to cała renta ojca i jeszcze trzeba dopłacić. Do tego trzeba korzystać z własnych pampersów, jedzenie i napoje też trzeba sobie dokupić, kosmetyki do pielęgnacji. A do tego nie każdego zakwalifikują do przebywania tam.
A prywatny to koszt ogromny.
Tak swoją drogą, to jeśli ojciec jest sparaliżowany od pasa w dół, to jeszcze wiele może. Może nie od razu i nie teraz, ale z czasem nauczy się być coraz bardziej samodzielny. Sam fakt, że jeździ na wózku nie kończy jego życia ani nie skazuje go na konieczność bycia zdanym na pełną opiekę i "obsługę". Z czasem będzie łatwiej i na pewno ten czas będzie krótszy, jeśli będzie miał wsparcie, a to to z kolei niesie ze sobą motywację.
W całej tej sytuacji, trudnej w końcu dla wszystkich, wykazujesz się bardzo egoistyczną postawą, jesteś przy tym kompletnie pozbawiony empatii i niesamowicie zacietrzewiony.
Bardzo smutny watek.
Zagubiony ojciec, syn jeszcze bardziej.
Wartosc ojca (chwilowo lub na stale) zblizyla sie do wartosci syna w tej rodzinie.
Syn pisze o syndromie "matki tereski" filtrujac znaczenie wlasnych slow - bo gdyby taka nie byla, on sam by byl w adopcji.
Syn powinien wykorzystac ta sytuacje i swoje emocje wzgledem ojca aby zrozumiec siebie i emocje innych ludzi w swoim kierunku.
Bo to co go najbardziej od ojca odpycha, jest tym co odpycha innych od niego.
Autor to jeszcze dzieciak przecież, nie ma co patrzeć na niego z perspektywy osoby dorosłej.
Siedemnastolatek, który tak bardzo podkreśla sprawność i możliwości ojca sprzed wypadku? Wydaje mi się, że jemu po prostu runął jeden z filarów bezpieczeństwa - ojciec, który zawsze wszystko mógł i był jakimś oparciem, siłą, nawet jeśli autor nie musiał z tego korzystać, teraz sam wymaga pomocy i nie może nic. Nieważne, że to ojciec jest teraz w gorszej sytuacji, bo autor w tym wieku jak najbardziej może takich filarów potrzebować. A tu musi czy spodziewa się, że będzie musiał być siłą dla kogoś, od kogo miał pełne prawo oczekiwać, że będzie siłą dla niego. Boi się i tyle.
I na pewno nie pomaga świadomość, że to ojciec jest winny wypadku. Tym bardziej jeśli matka faktycznie cały czas prosiła, by nie szalał za kierownicą. Łatwo współczuć komuś, kogo spotkała niezasłużona krzywda, ale jeśli ktoś tę krzywdę zrobił sobie sam i to mimo ostrzeżeń? Niespecjalnie. Konieczność pomocy takiej osobie jak najbardziej może rodzić bunt.
O to mi chodziło i dlatego to podkreślałem - san jest sobie winny, więc ciężko mu współczuć. Sorry, takie są konsekwencje głupoty. Stąd podwójnie dziwię się matce, że jej się ten ciężar chce dźwigać. Tyle.
Ja tam wolę być z empatią ameby.
Lady, a ty byś chciała być ciężarem dla kogoś bliskiego? To pytanie retoryczne
O to mi chodziło i dlatego to podkreślałem - san jest sobie winny, więc ciężko mu współczuć. Sorry, takie są konsekwencje głupoty. Stąd podwójnie dziwię się matce, że jej się ten ciężar chce dźwigać. Tyle.
Ale Ty rozumiesz, że w świecie dorosłych pewne mechanizmy działają inaczej?
Dla Ciebie to jest bardzo proste - sam jest sobie winny, to wywalić do ośrodka, żeby nam żyło się lżej.
Tylko, widzisz, istnieje jeszcze coś takiego jak miłość, empatia, poczucie odpowiedzialności. Obaj macie szczęście w tym nieszczęściu, że matka to wszystko w sobie nosi i dzielnie znosi, inaczej mogłaby przecież uznać, że z taką postawą jesteś dla niej tylko dodatkowym ciężarem, a że masz dwie zdrowe ręce i nogi, to zamiast na studia powinieneś zacząć na siebie zarabiać.
Ja tam wolę być z empatią ameby.
Nikt nigdy nie badal na ile empatyczne sa ameby.
Badany byl iloraz ich inteligencji - i ten masz rzeczywiscie zblizony.
O to mi chodziło i dlatego to podkreślałem - san jest sobie winny, więc ciężko mu współczuć. Sorry, takie są konsekwencje głupoty. Stąd podwójnie dziwię się matce, że jej się ten ciężar chce dźwigać. Tyle.
Ja tam wolę być z empatią ameby.Lady, a ty byś chciała być ciężarem dla kogoś bliskiego? To pytanie retoryczne
Nie wyobrażam sobie, zeby rodzina się mnie pozbyla, tak samo jak nie wyobrazam sobie pozbyć się kogoś z rodziny.
Siema Młody,
Przypuszczam że jest w tobie wiele trudnych emocji, wiele nienazwanych, nieuświadomionych, dużo złości na ojca że doszło do wypadku, dużo strachu o to co teraz będzie i że spadnie na Ciebie ciężar bycia "ojcem i mężem" rodziny. Jest to trudna sytuacja kiedy młody dorosły musi nagle zamienić się rolami ze swoim rodzicem.
Polecam Ci rozmowę ze specjalistą, nie musi być to pani pedagog ze szkoły która "będzie ci gadać" - są fajni terapeuci mężczyźni z którymi być może będzie ci się rozmawiało łatwiej.
35 2024-03-25 16:19:13 Ostatnio edytowany przez 17nastolatek (2024-03-25 16:28:01)
Lady, to dziwna jesteś. Czyli ty z frakcji dźwigania krzyża za wszelką cenę? Po co komfort własny, lepiej się zayebac przy kalece/w inny sposób osobie chorej (Alzheimer miodzio dla rodziny chorego)?
Tak, gdyby to ode mnie zależało, to tyle by mnie i obecny dom ojciec widział.
O to, że mi na łeb i barki spadnie bycie "głowa rodziny" nie obawiam się, tylko odliczam dni, jak wreszcie będę mógł opuścić ten dom.
Empatia jest widocznie daleko poza mną, ale tak już mam, że nie umiem współczuć komuś, kto sam się doprowadził do takiego stanu. Inaczej, gdyby to był pech, nieszczęśliwy wypadek, a nie działanie, gdzie oczywistym jest, że może dojść do czegoś takiego. Jak ktoś nie jest upośledzony umysłowo (a z tego co wiem, to ojciec nie jest), to wie, jakie są/mogą być konsekwencje szybkiej jazdy (nie, nie ma czegoś takiego jak "szybko, ale bezpiecznie").
Po prostu napisałem, co czuje i jak JA do tego podchodzę.
"... byś chciała być ciężarem dla kogoś bliskiego? To pytanie retoryczne"
Ja bym nie chciała, ale ciężar ciężarowi nierówny, tu wbrew pozorom, najlepiej jak tata będzie w domu dla wszystkich, dla Ciebie też, tylko jeszcze nie zdajesz sobie z tego sprawy
Zawsze można zatrudnić pomoc.
Gdzie tata by nie był, nie da się go wykreślić z życia i udawać, że go nie ma.
Dlatego dajcie sobie czas.
Lady, to dziwna jesteś. Czyli ty z frakcji dźwigania krzyża za wszelką cenę? Po co komfort własny, lepiej się zayebac przy kalece/w inny sposób osobie chorej (Alzheimer miodzio dla rodziny chorego)?
Tak, gdyby to ode mnie zależało, to tyle by mnie i obecny dom ojciec widział.
O to, że mi na łeb i barki spadnie bycie "głowa rodziny" nie obawiam się, tylko odliczam dni, jak wreszcie będę mógł opuścić ten dom.
Empatia jest widocznie daleko poza mną, ale tak już mam, że nie umiem współczuć komuś, kto sam się doprowadził do takiego stanu. Inaczej, gdyby to był pech, nieszczęśliwy wypadek, a nie działanie, gdzie oczywistym jest, że może dojść do czegoś takiego. Jak ktoś nie jest upośledzony umysłowo (a z tego co wiem, to ojciec nie jest), to wie, jakie są/mogą być konsekwencje szybkiej jazdy (nie, nie ma czegoś takiego jak "szybko, ale bezpiecznie").
Po prostu napisałem, co czuje i jak JA do tego podchodzę.
Dziwna?
Rodzina sobie pomaga. Moja rodzina by się mną zajęła, gdyby coś mi sie stało. Idąc tokiem rozumowania powinnam już teraz oddac swoje dziecko do jakiegos ośrodka, bo jest niemowlakiem i trzeba kolo niego robić.
Skoncz 18 lat, idź do pracy i daj rodzicom zyć tak, jak sami chcą. Będa wiedziec, ze mogą liczyc tylko na siebie.
38 2024-03-25 16:51:17 Ostatnio edytowany przez 17nastolatek (2024-03-25 16:55:04)
Porównujesz niemowlaka (czyli kogoś w przejściowym etapie rozwoju) do kogoś, kto się doprosil swoim zachowaniem o paraliż i ten paraliż już mu zostanie na amen?
Myślę, że oni już to wiedzą.
Wieka, nie wiem, czy tutaj czas coś zmieni w moim podejściu, na razie to wszystko jest poza mną i nie umiem sobie wyobrazić siebie z innym spojrzeniem.
Porównujesz niemowlaka (czyli kogoś w przejściowym etapie rozwoju) do kogoś, kto się doprosil swoim zachowaniem o paraliż i ten paraliż już mu zostanie na amen?
Myślę, że oni już to wiedzą.
Wieka, nie wiem, czy tutaj czas coś zmieni w moim podejściu, na razie to wszystko jest poza mną i nie umiem sobie wyobrazić siebie z innym spojrzeniem.
Zostanie i nauczy się z tym zyć.
Równie dobrze to Ty jutro możesz mieć wypadek. Pokory trochè.
Nie każdy psychicznie i fizycznie nadaje się do opieki nad osobą niepełnosprawną.
Jesteś w dobrej sytuacji, że nie musisz, nie wiem czy u Ciebie to się zmieni czy nie, tylko tak przypuszczam, bo jest szansa, że ojciec będzie w coraz lepszej kondycji, jest jeszcze młody, więc i jego stosunek do Ciebie też się zmieni, bo to działa w obie strony.
Nie wiem w jakim stanie zdrowia jest twój ojciec.
Ale wiem tylko tyle, że wiele niepełnosprawnych radzi sobie samemu. Nie ma innego wyjścia lub po prostu tego CHCE.
Twoją jedyną pomocą byłoby nie pozwolenie ojcu na załamanie się. Wózek to nie koniec świata, tylko początek innego życia.
Nadal może pracować, nadal może jeździć samochodem - w tym wypadku może lepiej żeby nie siedział za kółkiem, ale są specjalnie dostosowane auta do potrzeb niepełnosprawnych.
W Internecie jest bardzo dużo materiałów jak wygląda życie kogoś na wózku, jak sobie radzi z wieloma trudnościami. Wiele z nich ma normalnie mężów i dzieci.
Wszystko zależy od nastawienia do życia. Więc jak on odczuje, że własny syn go odrzucił to pewnie się załamie i zgnije w łóżku. A przecież może wiele rzeczy robić. Nie pobiega, ale mając odpowiedni wózek nie będzie przykuty do domu 24/h.
Chciałabym by Polska była dostosowana do osób niepełnosprawnych, ale tak niestety nie jest. Wysokie krawężniki, brak wind w pociągach lub w tramwajach, brak wind w urzędach i podjazdów do innych ośrodków, sklepów. No raczej to będzie trudne na początku, ale z czasem do wszystkiego się przywyknie.
Nie wiem, myślę że przydałaby ci się jakaś rozmowa z psychologiem.
Powiem ci tylko tyle: żal do ojca, że spierdolił wam życie jest normalny. Ale porzucenie go w trudnej sytuacji już nie. Tak wygląda życie, że trzeba brać się w garść. Twoja matka potrzebuje też wsparcia, a ty egoistycznie myślisz tylko o sobie. I już teraz wiem, że dla potencjalnych partnerek na bank nie będziesz dobry. Zadbaj lepiej o antykoncepcję, bo dzieciak również jest na całe życie, a jest trudniejszy do ogarnięcia niż młody niepełnosprawny ojciec.