Poznałam super faceta, wszystko mi w nim odpowiada oprócz... picia alkoholu. Pije średnio co dwa dni piwo tak o, do serialu, do filmu. Ja jako DDA nie rozumiem fenomenu picia samemu i tak często. On potrafi wrócić późno do domu i pije na szybko piwo, bo jak twierdzi lepiej będzie mu się spało. Nie mieszkamy razem.
Spotykamy się od dłuższego czasu i gdyby nie ten alkohol naprawdę byłoby super. On z tego co z nim rozmawiałam ma tak odkąd pamięta, bo lubi smak piwa. Proponowałam mu więc, że będzie może pił piwa zero skoro chodzi o jedynie smak piwa to mnie wyśmiał, że zero to nie piwo. Dodam, że kiedyś chodził na terapię do psychologa, bo leczył się na depresję i psycholog mu wtedy powiedział, że alkohol pity tak często nie jest ok, bo powoduje w nim właśnie stany depresyjne czy coś w tym stylu. Wtedy pierwszy raz w życiu przyznał mi rację, że nie powinien tyle pić. Ale co z tego, skoro po pół roku, gdy już wyleczył depresję lekami nadal wrócił do picia piw.
On kompletnie nie rozumie moich obaw. Uważa, że jestem przewrażliwiona, bo mam rodziców alkoholików. Nie wyobrażam sobie zamieszkać z nim i patrzeć jak co dwa dni wyciąga piwo z lodówki i pije na kanapie oglądając ze mną film.
Co byście zrobili na moim miejscu? Zakończyć taką relację póki nie mieszkamy razem?