Nie widzę wspólnej przyszłości - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » MIŁOŚĆ , ZWIĄZKI , PARTNERSTWO » Nie widzę wspólnej przyszłości

Strony 1 2 3 6 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 1 do 65 z 343 ]

1 Ostatnio edytowany przez Sunokahyam (2023-11-07 10:54:45)

Temat: Nie widzę wspólnej przyszłości

Cześć
zarejestrowałem się bo mam pewien problem i nie wiem jak podejść. Może najpierw nieco o nas

Ja 32 lata, ona 24 lata. W związku od prawie 6 lat, po ślubie ponad 2 lata, a od ponad 1,5 roku mamy też córeczkę
Sprawa od początku wyglądała tak, że ja niejako "wyrwałem ją" z domu, w którym było tak-sobie, ojczym mocno ją gnojący, niereagująca na to matka, do tego takie średnie warunki, choć z perspektywy czasu wiem, że to nie wynik sytuacji, tylko wynik tych ludzi - pracują, ale żyją w syfie ogólnie mówiąc.

Na co dzień ok, wspieramy się, w łóżku świetnie ale... Ale żona nie dba o dom, ani o rzeczy w nim. Ja mam dobrą pracę, zarabiam kilkukrotność średniej krajowej i mogłem sobie pozwolić na spore mieszkanie bez kredytu. Teraz myślę nieco do przodu, o tym, że mała będzie potrzebowała pokoju no to może albo większe mieszkanie, albo szeregówka.. I też, jak będę miał w zasięgu, to niemalże bez kredytu. Po to pracuję - zdalnie, z domu, ale jednak cięzko i mając masę odpowiedzialności na głowie - aby zabezpieczyć nas, rodzinę i aby żyło się nam dobrze. Tylko po co, skoro druga strona nie dba o porzadek, nie dba o to, co ja nam zapewniłem?

Trudno mi ocenić samego siebie, ale jako mąż chyba nie jestem zły. Co prawda w kuchni jestem słaby, ale nie wymagam też aby "codziennie był obiadek na stole" bo wiem, że mamy dużo na głowie. Sam o siebie zadbam i jest z tym ok. Poza tym staram się zrobić najwięcej jak się da. Jak pisałem wcześniej, mam odpowiedzialna pracę ale staram się co się da zrobić - pranie co chwila ogarniam, śmieci, sprawdzam czy coś się nie psuje (żonie trudno wpaść na pomysł aby raz na jakiś czas przejrzeć co jest w lodówce), jak dziewczyn nie ma to ze 3x w tygodniu ścieram kurze i odkurzam, do tego oczywiście w wolnej chwili lecę na zakupy. Żona tymczasem, choć młodsza, często zmęczona, mówi że coś zrobi a tego nie robi, zostawia po sobie bałagan i nie zauważa takich rzeczy jak np. resztki jedzenia gdzieś. O szafie nie wspomnę - ja jestem miniamalista, do tego facet, więc wiadomo, nie ma tego za wiele. Z jej strony to się z kolei "wylewa".

Wkurza mnie to niemiłosiernie bo na litość boską to co mamy to efekty głównie mojej pracy i wyrzeczeń. Ja opłacam czynsz, wszystkie rachunku, robię też większość zakupów. Ok, przez jakiś czas nie miała praca i był tylko zasiłek macierzyński + 500 plus więc nie za wiele, ale w sumie skoro nie ma się nic na głowie, to czy aż tyle potrzeba? Teraz pracuje, mała jest obok niej w żłobku (który opłacam ja) więc w jedną i drugą stronę mają blisko i szybko, ale mimo to jest słabo.

Ile ja mam zapierdalać? Chciałbym odświeżyć mieszkanie ale odrzuca mnie od tego pomysłu bo jak myślę o wydaniu kilkunastu tysięcy tylko po to, aby potem ktoś to zlał i zaniedbał...
Próbowałem rozmawiać, ale to na ogół jest albo płacz, albo poprawa na chwilę i zaraz wracanie do tego samego stanu, albo wyrzucanie mi, że nie ma na nic czasu bo ma wiecznie małą na głowie - i tak i nie. Gdyby była nieco lepiej zorganizowana, nie byłoby problemu abym poustawiał sobie pewne sprawy inaczej. Problemu nie ma jedynie z masowym przewalniem czasu na serialu na telefonie. Rozwój? Jakaś nowa wiedza przydatna? Nie bardzo. Tak więc nie widze sensu aby jeszcze więcej czasu dawał, zresztą nie jest też tak, że mnie jako ojca nie ma - bo jestem, bo i karmię i przewijam i staram się poświęcać czas małej, bawić, uczyć ją, to dla mnie skarb.

Przed ślubem zdecydowałem się na rodzielność majątkową. Partnerka nie była zadowolona bo ktoś z rodziny jej gadał że "jak się kochacie to nie powinniście". Ja uważam to za bzdurę. Mam JDG i choćby ze wzgledu na to, na bezpieczenstwo tego co ona ma w sytuacjach awaryjnych (jakby się do czegoś jakimś cudem US dowalił) to dobre zabezpieczenie. Teraz widze, że było też dobre dla mnie w ogóle. Chodza mi po głowie takie myśli jak przeskoczenie na mniejsze mieszkanie, gdzie nie będzie salonu, a jedynie dwie sypialnie, no i wynajęcie sobie biura. Zamiast w domu, będe spędzał dnie tam

Czy to jednak ma sens.. być tak tylko dlatego, że dziecko? Chyba nie, bo jaki jej damy przykład?
Póki co jesteśmy razem, ja czuję, że ją kocham, niemniej jak myśle o przyszłości to nas razem nie widze - bo nie wyobrażam sobie, abym sprzatał wtedy po dwóch osobach, bo co nam wyjdzie z córki, która będzie widziec, że jeden rodzic zlewa, drugi się urabia?

Nie wiem już co dalej robić. Może coś doradzicie... coś, co naprawde zapoczatkowałoby jakieś zmiany w niej. Nie dla mojej wygody, dla niej samej i dla małej. Rodzielić wydatki po równo i niech opłaca też czynsz, rachunki? Nie wiem, czy to ma sens, bo nie widze, aby dbała przesadnie o to, co nawet sama kupiła... To coś z mentalnością, czego nijak nie mogę zmienić

Zobacz podobne tematy :

2 Ostatnio edytowany przez wieka (2023-11-07 11:18:19)

Odp: Nie widzę wspólnej przyszłości

Widziałeś kogo bierzesz, z jakiego domu, bywałeś u niej, widziałeś jaki miałam porządek.

Nie da się zmienić kogoś, ona sama musi się zmienić, ale widać nie potrafi, nie chce, nie wiem.

Jeśli chcecie być razem i żyć w komforcie psychicznym, tym samym nie niszcząc małżeństwa, zatrudnijcie pomoc domową.
To jest jedyne najlepsze wyjście.

Znam przypadek, a nawet dwa, gdzie w domu był "syf", w jednym nie wiem jak to się przekładało na komfort wszystkich domowników, ale kilkoro dzieci wychowali, matka miała wyższe wykształcenie, a to było za czasów 80-tych, o siebie też nie dbała.
Drugi, gdzie ona wcale nie sprzątała, tylko mąż który był na rencie, a i tak wszystko się kleilo
Jak zmarł, zatrudniła panią do sprzątania.
Też skończyła studia, jest główna księgowa w firmie, o siebie dba.

Jest to jakiś niby fenomen, ale to wynosimy z domu, więc nie psuj małżeństwa, wyluzuj i szukaj innych rozwiązań.

Edit.
Tak jak nie zmieni się pedant, tak nie zmieni się bałaganiarz, jak zrozumiesz problem, będzie Ci łatwiej.

A mieszkanie lepiej jak będzie większe, gdzie każdy będzie miał swoją garderobę, Ty swoje biuro, mniej będzie Cię raził jej bałagan.

3

Odp: Nie widzę wspólnej przyszłości
Sunokahyam napisał/a:

Cześć
zarejestrowałem się bo mam pewien problem i nie wiem jak podejść. Może najpierw nieco o nas

Ja 32 lata, ona 24 lata. W związku od prawie 6 lat, po ślubie ponad 2 lata, a od ponad 1,5 roku mamy też córeczkę
Sprawa od początku wyglądała tak, że ja niejako "wyrwałem ją" z domu, w którym było tak-sobie, ojczym mocno ją gnojący, niereagująca na to matka, do tego takie średnie warunki, choć z perspektywy czasu wiem, że to nie wynik sytuacji, tylko wynik tych ludzi - pracują, ale żyją w syfie ogólnie mówiąc.

Na co dzień ok, wspieramy się, w łóżku świetnie ale... Ale żona nie dba o dom, ani o rzeczy w nim. Ja mam dobrą pracę, zarabiam kilkukrotność średniej krajowej i mogłem sobie pozwolić na spore mieszkanie bez kredytu. Teraz myślę nieco do przodu, o tym, że mała będzie potrzebowała pokoju no to może albo większe mieszkanie, albo szeregówka.. I też, jak będę miał w zasięgu, to niemalże bez kredytu. Po to pracuję - zdalnie, z domu, ale jednak cięzko i mając masę odpowiedzialności na głowie - aby zabezpieczyć nas, rodzinę i aby żyło się nam dobrze. Tylko po co, skoro druga strona nie dba o porzadek, nie dba o to, co ja nam zapewniłem?

Trudno mi ocenić samego siebie, ale jako mąż chyba nie jestem zły. Co prawda w kuchni jestem słaby, ale nie wymagam też aby "codziennie był obiadek na stole" bo wiem, że mamy dużo na głowie. Sam o siebie zadbam i jest z tym ok. Poza tym staram się zrobić najwięcej jak się da. Jak pisałem wcześniej, mam odpowiedzialna pracę ale staram się co się da zrobić - pranie co chwila ogarniam, śmieci, sprawdzam czy coś się nie psuje (żonie trudno wpaść na pomysł aby raz na jakiś czas przejrzeć co jest w lodówce), jak dziewczyn nie ma to ze 3x w tygodniu ścieram kurze i odkurzam, do tego oczywiście w wolnej chwili lecę na zakupy. Żona tymczasem, choć młodsza, często zmęczona, mówi że coś zrobi a tego nie robi, zostawia po sobie bałagan i nie zauważa takich rzeczy jak np. resztki jedzenia gdzieś. O szafie nie wspomnę - ja jestem miniamalista, do tego facet, więc wiadomo, nie ma tego za wiele. Z jej strony to się z kolei "wylewa".

Wkurza mnie to niemiłosiernie bo na litość boską to co mamy to efekty głównie mojej pracy i wyrzeczeń. Ja opłacam czynsz, wszystkie rachunku, robię też większość zakupów. Ok, przez jakiś czas nie miała praca i był tylko zasiłek macierzyński + 500 plus więc nie za wiele, ale w sumie skoro nie ma się nic na głowie, to czy aż tyle potrzeba? Teraz pracuje, mała jest obok niej w żłobku (który opłacam ja) więc w jedną i drugą stronę mają blisko i szybko, ale mimo to jest słabo.

Ile ja mam zapierdalać? Chciałbym odświeżyć mieszkanie ale odrzuca mnie od tego pomysłu bo jak myślę o wydaniu kilkunastu tysięcy tylko po to, aby potem ktoś to zlał i zaniedbał...
Próbowałem rozmawiać, ale to na ogół jest albo płacz, albo poprawa na chwilę i zaraz wracanie do tego samego stanu, albo wyrzucanie mi, że nie ma na nic czasu bo ma wiecznie małą na głowie - i tak i nie. Gdyby była nieco lepiej zorganizowana, nie byłoby problemu abym poustawiał sobie pewne sprawy inaczej. Problemu nie ma jedynie z masowym przewalniem czasu na serialu na telefonie. Rozwój? Jakaś nowa wiedza przydatna? Nie bardzo. Tak więc nie widze sensu aby jeszcze więcej czasu dawał, zresztą nie jest też tak, że mnie jako ojca nie ma - bo jestem, bo i karmię i przewijam i staram się poświęcać czas małej, bawić, uczyć ją, to dla mnie skarb.

Przed ślubem zdecydowałem się na rodzielność majątkową. Partnerka nie była zadowolona bo ktoś z rodziny jej gadał że "jak się kochacie to nie powinniście". Ja uważam to za bzdurę. Mam JDG i choćby ze wzgledu na to, na bezpieczenstwo tego co ona ma w sytuacjach awaryjnych (jakby się do czegoś jakimś cudem US dowalił) to dobre zabezpieczenie. Teraz widze, że było też dobre dla mnie w ogóle. Chodza mi po głowie takie myśli jak przeskoczenie na mniejsze mieszkanie, gdzie nie będzie salonu, a jedynie dwie sypialnie, no i wynajęcie sobie biura. Zamiast w domu, będe spędzał dnie tam

Czy to jednak ma sens.. być tak tylko dlatego, że dziecko? Chyba nie, bo jaki jej damy przykład?
Póki co jesteśmy razem, ja czuję, że ją kocham, niemniej jak myśle o przyszłości to nas razem nie widze - bo nie wyobrażam sobie, abym sprzatał wtedy po dwóch osobach, bo co nam wyjdzie z córki, która będzie widziec, że jeden rodzic zlewa, drugi się urabia?

Nie wiem już co dalej robić. Może coś doradzicie... coś, co naprawde zapoczatkowałoby jakieś zmiany w niej. Nie dla mojej wygody, dla niej samej i dla małej. Rodzielić wydatki po równo i niech opłaca też czynsz, rachunki? Nie wiem, czy to ma sens, bo nie widze, aby dbała przesadnie o to, co nawet sama kupiła... To coś z mentalnością, czego nijak nie mogę zmienić

Obojętnie jaka decyzję podejmiesz, pamietaj, że małżeństwo to nie jest wyrok dożywocia.

4

Odp: Nie widzę wspólnej przyszłości

Jak masz tyle kasy to załatw pomoc domową do sprzątania i opiekunkę do dziecka.
Ty się masz za wielkiego pana a chcesz żeby żona zapieprzała na okrągło i nie mogła nawet mieć chwili dla siebie, bo albo opieka nad dzieckiem, albo praca albo "zorganizowanie się" żebyś Ty miał w domu porządeczek. Wszystko chciałbyś jej rękami zrobić. Panisko.

Ona nic z Twojego bogactwa nie ma a chciałbyś nie wiadomo czego od niej.
Powinna Cię zostawić na dwa tygodnie z małą i pojechać sobie na wypoczynek - po półtora raku pracy przy dziecku i chłopie przynajmniej tyle urlopu jej się należy. Nawet służąca ma dzień w tygodniu wychodne. Zapracowała na to by sobie opłacić wyjazd, a jak jej na to nie stać to jesteś zwykłym krwiopijcą.
Kobiety są głupie ze nie potrafią wywalczyć czasu na odpoczynek  gdy dziecko jest małe i wymaga stałej opieki. Stanowczo powinny mieć jeden dzień w tygodniu dla siebie i w roku dwa tygodnie urlopu bez balastu. Przynajmniej mogłyby naładować akumulatory by mieć siłę do życia, a może nawet ochotę.

5

Odp: Nie widzę wspólnej przyszłości

Nic za nia nie rob-zrobic tylko dla siebie i dziecka,  jak zobaczy, ze tonie w syfie to sama sie wezmie za porzadki.

6

Odp: Nie widzę wspólnej przyszłości
JuliaUK33 napisał/a:

Nic za nia nie rob-zrobic tylko dla siebie i dziecka,

No dokładnie, rób wszystko dla siebie i dziecka. O nią się nie martw, da sobie radę.

7 Ostatnio edytowany przez 123qwerty123 (2023-11-07 11:33:59)

Odp: Nie widzę wspólnej przyszłości
Sunokahyam napisał/a:

Ok, przez jakiś czas nie miała praca i był tylko zasiłek macierzyński + 500 plus więc nie za wiele, ale w sumie skoro nie ma się nic na głowie, to czy aż tyle potrzeba? Teraz pracuje, mała jest obok niej w żłobku (który opłacam ja) więc w jedną i drugą stronę mają blisko i szybko, ale mimo to jest słabo.

Ile ja mam zapierdalać?

Próbowałem rozmawiać, ale to na ogół jest albo płacz, albo poprawa na chwilę i zaraz wracanie do tego samego stanu, albo wyrzucanie mi, że nie ma na nic czasu bo ma wiecznie małą na głowie

Ona nie ma nic na głowie? No chyba pracuje tak jak Ty 8h na dobę, tylko zarabia mniej. To, że zarabiasz więcej, a ona mniej to nie znaczy, że jej doba jakoś magicznie się wydłuża. No chyba, że ona pracuje na pół etatu albo nie pracuje wcale. To wtedy ma czas na ogarnianie domu.

Jeśli ona za dziecka żyła w syfie to ogólnie ciężko ją będzie przekonać, żeby żyć inaczej. Sama z siebie raczej nic nie ogarnie. Musielibyście robić jakieś grafiki i się ich trzymać. Ale jeśli ona traci na pracę tyle samo godzin co Ty to wydaje mi się, że oboje powinniście ogarniać dom. np w czasie jak ona myje podłogi to ty ogarniasz łazienkę. To nie jest tak, że tylko dobrze wynagradzana praca męczy i daje prawo do odpoczynku po pracy. Twoja żona jest gorzej wynagradzana, ale to nie znaczy, że w tej pracy odpoczywa.

8

Odp: Nie widzę wspólnej przyszłości
Agnes76 napisał/a:

Stanowczo powinny mieć jeden dzień w tygodniu dla siebie i w roku dwa tygodnie urlopu bez balastu. Przynajmniej mogłyby naładować akumulatory by mieć siłę do życia, a może nawet ochotę.

Pamiętam, jak napisałem tutaj na forum, o zasadach jakie propaguje i jakie panowały w domu moich przyjaciół,(gdy dzieci były małe) że facet wracał z pracy, i codziennie brał sie za opiekę i tworzenie więzi z dzieckiem przez te 3h, a zony wychodziły do kina/kawiarni czy gdzieś tam, i pamiętam jak zostałem przez niektórych panów zjechany, że to tak nie może być, że kobieta ma za dużo wolność itp.

Znów, jak napisałem, że wypadało by, aby na tego męża czekał ciepły obiad po powrocie z pracy, zostałem nazywany szowinista przez niektóre panie.

Nie dogodzisz, normalnie nie dogodzisz.

9

Odp: Nie widzę wspólnej przyszłości

Autorze:

Co ja widzę, otóż wziął sobie juz dorosły facet, jakąś niedoświadczoną i zaniedbaną przez życie młódkę, i myślał że ja ładnie wytresuje i ułoży pod siebie.
Nie za bardzo widzę powodu, dla którego ona miała by dbać o TWÓJ majątek

10

Odp: Nie widzę wspólnej przyszłości

Jako wychowawca poległeś. big_smile

Odp: Nie widzę wspólnej przyszłości

Dużo tekstu, mało treści. Z twojego posta głównie idzie wyczytać pogardę jaką darzysz żonę, bo ty jesteś PAN, bo dużo zarabiasz i wyrwałeś ją z patologii. A ona zamiast być wdzięczna, że pozwalasz jej mieszkać w TWOIM mieszkaniu to ma czelność być zmęczona. Dużo o tobie mówi początek waszej znajomości: 26-latek po studiach wyrwał niedoświadczoną, zaniedbywaną emocjonalnie 18stkę, żeby co? Ulepić ją z plasteliny jak ci pasuje? A tu plastelina jednak mało plastyczna i PAN się denerwuje.
Skoro takiś kasiasty i jedyne, co ci przeszkadza to syf w mieszkaniu to ogarnij sobie usługę sprzątania. Mnóstwo osób tak robi, choćby dla oszczędności, bo jeśli ktoś zarabia ponad 100 zł za godzinę pracy, a godzina pracy sprzątaczki kosztuje 40 zł, to sprzątając samemu jest się stratnym. No chyba, że kogoś to relaksuje, ale to nie ten przypadek.

12

Odp: Nie widzę wspólnej przyszłości
Agnes76 napisał/a:

Jak masz tyle kasy to załatw pomoc domową do sprzątania i opiekunkę do dziecka.
Ty się masz za wielkiego pana a chcesz żeby żona zapieprzała na okrągło i nie mogła nawet mieć chwili dla siebie, bo albo opieka nad dzieckiem, albo praca albo "zorganizowanie się" żebyś Ty miał w domu porządeczek. Wszystko chciałbyś jej rękami zrobić. Panisko.

Ona nic z Twojego bogactwa nie ma a chciałbyś nie wiadomo czego od niej.
Powinna Cię zostawić na dwa tygodnie z małą i pojechać sobie na wypoczynek - po półtora raku pracy przy dziecku i chłopie przynajmniej tyle urlopu jej się należy. Nawet służąca ma dzień w tygodniu wychodne. Zapracowała na to by sobie opłacić wyjazd, a jak jej na to nie stać to jesteś zwykłym krwiopijcą.
Kobiety są głupie ze nie potrafią wywalczyć czasu na odpoczynek  gdy dziecko jest małe i wymaga stałej opieki. Stanowczo powinny mieć jeden dzień w tygodniu dla siebie i w roku dwa tygodnie urlopu bez balastu. Przynajmniej mogłyby naładować akumulatory by mieć siłę do życia, a może nawet ochotę.

Ale przesadzasz Agnes, nie czytalas watku? Ona nic nie robi i nie dba o nic. Nie tak, ze autor wymaga od niej za wiele, wymaga podstaw. Chocby posprzatac na bierzaco.
Dziecko 1,5 roku to nie tragedia, zeby nie ogarnela wokol siebie i dziecka, facet nawet zakupy robi. Obowiazkami powinni sie podzielic, a wychodzi na to, ze on robi wiecej, nawet dzieckiem sie zajmuje.

13

Odp: Nie widzę wspólnej przyszłości

Ło matko... nie no, do wypowiedzi pewnych osób, które bez pytania o jakieś szczegóły nawet nie będe sie odnosił - nie a sensu, bo od razu rzucono się na mnie jak na nie wiadomo co

Nie jestem żadnym paniskiem ani nie uważam się za lepszego. Po prostu pracuję i to o wiele więcej niż żona, a mimo to wypełniam sporo obowiązków domowych. Nie chcę, aby ona brała je na siebie, chcę aby RÓWNIEŻ w domowych obowiązkach uczestniczyła i zamiast siedzieć w telefonie, znalazła te 2 minuty na zamiecenie kuchni. Nie uwierze, że nie czuje tego wszystkiego co jest na ziemi gdy po niej chodzi
To nie tak, że ona nie ma czasu. Ona po prostu ten czas potrafi niesamowicie przepalać na nic a potem mieć pretensje do siebie i co gorsza do mnie też

Ja jakoś jestem w stanie tak sobie dzień poukładać, aby mimo pracy znaleźć czas i na nie i na sprzątanie więc to robię - ba, sprzatam też po niej. Czemu ona nie jest w stanie?

Nie uznam tego co posiadamy za wspólne, dopóki RAZEM nie będziemy podchodzili do tego jako do czegoś wspólnego, o co razem dbami. Razem dbamy o dziecko, czy nie możemy wspólnie dbać o dom?
Może jakieś panie tu wypowiadające sie tez mają w nosie - ok, skoro mąż przynosi wypłatkę, daje do ręki, można szastać i mieć w dupie... Ja na takie coś zwyczajnie nie idę

Moim zdaniem wynajęcie kogokolwiek zewnętrznego jest bez sensu. Jak to widzicie? Kto za to zapłaci? Na logike byłoby po połowie, prawda? Już to widzę...

Gdy mała pojawiła się w domu, wiedziałem, że w życiu zmieni się dużo i masę rzeczy odstawiłem na boczny tor, zrezygnowałem z nich itd. To po prostu OBOWIĄZEK. Czy to tak trudno zrozumieć niektórym osobom tu piszącym, czy może wypowiadają się same niedoajrzałe małolaty na garnuszku rodziców?

14

Odp: Nie widzę wspólnej przyszłości
Sunokahyam napisał/a:

Ło matko... nie no, do wypowiedzi pewnych osób, które bez pytania o jakieś szczegóły nawet nie będe sie odnosił - nie a sensu, bo od razu rzucono się na mnie jak na nie wiadomo co

Nie jestem żadnym paniskiem ani nie uważam się za lepszego. Po prostu pracuję i to o wiele więcej niż żona, a mimo to wypełniam sporo obowiązków domowych. Nie chcę, aby ona brała je na siebie, chcę aby RÓWNIEŻ w domowych obowiązkach uczestniczyła i zamiast siedzieć w telefonie, znalazła te 2 minuty na zamiecenie kuchni. Nie uwierze, że nie czuje tego wszystkiego co jest na ziemi gdy po niej chodzi
To nie tak, że ona nie ma czasu. Ona po prostu ten czas potrafi niesamowicie przepalać na nic a potem mieć pretensje do siebie i co gorsza do mnie też

Ja jakoś jestem w stanie tak sobie dzień poukładać, aby mimo pracy znaleźć czas i na nie i na sprzątanie więc to robię - ba, sprzatam też po niej. Czemu ona nie jest w stanie?

Nie uznam tego co posiadamy za wspólne, dopóki RAZEM nie będziemy podchodzili do tego jako do czegoś wspólnego, o co razem dbami. Razem dbamy o dziecko, czy nie możemy wspólnie dbać o dom?
Może jakieś panie tu wypowiadające sie tez mają w nosie - ok, skoro mąż przynosi wypłatkę, daje do ręki, można szastać i mieć w dupie... Ja na takie coś zwyczajnie nie idę

Moim zdaniem wynajęcie kogokolwiek zewnętrznego jest bez sensu. Jak to widzicie? Kto za to zapłaci? Na logike byłoby po połowie, prawda? Już to widzę...

Gdy mała pojawiła się w domu, wiedziałem, że w życiu zmieni się dużo i masę rzeczy odstawiłem na boczny tor, zrezygnowałem z nich itd. To po prostu OBOWIĄZEK. Czy to tak trudno zrozumieć niektórym osobom tu piszącym, czy może wypowiadają się same niedoajrzałe małolaty na garnuszku rodziców?

Nie przejmuj sie, niektorzy pierd.. tu farmazony. Ksiezniczki i pantoflarze...

Rozmowy z nia tylko na chwile pomogly, nie wiem, kochasz ja i dziecko, moze przemow jej porzadnie do rozumu. Ma 24 lata to moze jeszcze fiu bzdziu w glowie...

15 Ostatnio edytowany przez madoja (2023-11-07 13:00:50)

Odp: Nie widzę wspólnej przyszłości

Nawet trzymałam Twoją stronę, aż do tego zdania:

Sunokahyam napisał/a:

Moim zdaniem wynajęcie kogokolwiek zewnętrznego jest bez sensu. Jak to widzicie? Kto za to zapłaci? Na logike byłoby po połowie, prawda? Już to widzę...

Tobie nie chodzi o nic innego jak o pieniądze i silny podział co jest jej a co jest Twoje.
Kurwa, jesteście małżeństwem a nie jakąś dopiero co poznającą się parą!
To wszystko jest WASZE.

Był w moim małżeństwie okres, gdy ja zarabiałam ok. 20 tys/msc, a mąz przez pół roku nie pracował wcale. Żyliśmy normalnie z moich pieniędzy, bo były NASZE. I był też okres gdy ledwo wyciągałam 1500 zł, a mąż zarabiał dużo więcej, więc żyliśmy z jego pieniędzy. Gdyby to się stało w Twoim domu, Twoja żona by głodowała?

Twoja postawa jest po prostu karygodna.
Ja jeszcze rozumiałabym Twoje wkurzenie, gdyby zona siedziała w domu na dupie i nie pracowała (na serio, wtedy napisałabym że obibok i pasożyt z niej). Ale pracuje.

Skoro zarabiasz kilkukrotność średniej krajowej, czyli minimum 20 tys/msc, to bez problemu stać Was na panią która posprząta i ugotuje. To my zarabiamy mniej, a i tak przychodzi do nas pani raz w tygodniu, bo po pierwsze nam się nie chce po całym tygodniu ciężkiej pracy (naprawdę ciężkiej, bo mąż i ja mamy JDG), a po drugie, nie chcemy się kłócić przez to, że np. ja sprzątam więcej niż on.
Was stać nawet na wynajęcie takiej pani na pełen etat. I byłby codziennie obiad, dziecko upilnowane, a w domu posprzątane.

Znam kilku bogatych facetów (bo tak, przez Twoje zarobki można Cię nazwać bogatym), ale oni mają zupełnie inne podejście niż Ty. Ich pieniądze żony nie obchodzą, a nawet czują się dumni i spełnieni jako samce alfa, że są w stanie tyle zarobić i dac dobre życie żonie i dzieciom.

Miałam kiedyś chłopaka który wszystko dzielił na pół. Ja jeszcze studiowałam, w weekendy dorabiałam marne grosze, że w ciągu miesiąca miałam ok. 500 zł. On wtedy zarabiał koło 15 tys.
Gdy jechaliśmy nad morze, musiałam mu oddawać połowę za benzynę, połowę za lokal, połowę za zakupy. Nie zostawał mi ani grosz, a czasami musiałam pożyczać od kogoś.
A niby tak mnie kochał...
Obiecałam sobie wtedy że nigdy więcej takiego kolesia. A mieć takiego za męża... Zgroza.

16

Odp: Nie widzę wspólnej przyszłości

omg..

17

Odp: Nie widzę wspólnej przyszłości
Sunokahyam napisał/a:

Moim zdaniem wynajęcie kogokolwiek zewnętrznego jest bez sensu. Jak to widzicie? Kto za to zapłaci? Na logike byłoby po połowie, prawda? Już to widzę...

Nie, na logikę powinno być proporcjonalnie do zarobków.

18

Odp: Nie widzę wspólnej przyszłości
Sunokahyam napisał/a:

Ło matko... nie no, do wypowiedzi pewnych osób, które bez pytania o jakieś szczegóły nawet nie będe sie odnosił - nie a sensu, bo od razu rzucono się na mnie jak na nie wiadomo co

Nie jestem żadnym paniskiem ani nie uważam się za lepszego. Po prostu pracuję i to o wiele więcej niż żona, a mimo to wypełniam sporo obowiązków domowych. Nie chcę, aby ona brała je na siebie, chcę aby RÓWNIEŻ w domowych obowiązkach uczestniczyła i zamiast siedzieć w telefonie, znalazła te 2 minuty na zamiecenie kuchni. Nie uwierze, że nie czuje tego wszystkiego co jest na ziemi gdy po niej chodzi
To nie tak, że ona nie ma czasu. Ona po prostu ten czas potrafi niesamowicie przepalać na nic a potem mieć pretensje do siebie i co gorsza do mnie też

Ja jakoś jestem w stanie tak sobie dzień poukładać, aby mimo pracy znaleźć czas i na nie i na sprzątanie więc to robię - ba, sprzatam też po niej. Czemu ona nie jest w stanie?

Nie uznam tego co posiadamy za wspólne, dopóki RAZEM nie będziemy podchodzili do tego jako do czegoś wspólnego, o co razem dbami. Razem dbamy o dziecko, czy nie możemy wspólnie dbać o dom?
Może jakieś panie tu wypowiadające sie tez mają w nosie - ok, skoro mąż przynosi wypłatkę, daje do ręki, można szastać i mieć w dupie... Ja na takie coś zwyczajnie nie idę

Moim zdaniem wynajęcie kogokolwiek zewnętrznego jest bez sensu. Jak to widzicie? Kto za to zapłaci? Na logike byłoby po połowie, prawda? Już to widzę...

Gdy mała pojawiła się w domu, wiedziałem, że w życiu zmieni się dużo i masę rzeczy odstawiłem na boczny tor, zrezygnowałem z nich itd. To po prostu OBOWIĄZEK. Czy to tak trudno zrozumieć niektórym osobom tu piszącym, czy może wypowiadają się same niedoajrzałe małolaty na garnuszku rodziców?

Uważam, że rozdzielność majątkowa nie jest niczym złym, ale jak jesteście małżeństwem, to zarobki musicie traktować jak wspólne, uzgodnić kto w jakich kosztach partycypuje, proporcjonalnie do zarobków i tyle.

Jeśli źle  się czujesz w tym związku, bo uczucia to tu nie widać, to pozostaje rozwód, z tym, że w następnych związkach możesz mieć jeszcze większe problemy i wpaść z deszczu pod rynnę, musisz się z tym liczyć... czy bałaganiarstwo jest gorsze niż seks raz na kwartał, który może Cię czekać big_smile

Uważam, że demonizujesz problem, który idzie rozwiązać, ale jak jesteś pedantem to z bałaganiarą na pewno nie jest łatwo, tak jak jej z Tobą.

Spróbuj zatrudnić pomoc, zobaczysz jak to wyjdzie, a jak jeszcze jakąś seksowną studentkę big_smile To żona będzie zazdrosna i powie, że ona woli już sama sprzątać. Taka dyplomacja big_smile która może pomoże jej się przemóc do porządku.
Najpierw poznaj jej zdanie, może samo wspomnienie o takiej pomocy, przyniesie skutek...

19 Ostatnio edytowany przez Gosiawie (2023-11-07 13:46:46)

Odp: Nie widzę wspólnej przyszłości
123qwerty123 napisał/a:
Sunokahyam napisał/a:

Moim zdaniem wynajęcie kogokolwiek zewnętrznego jest bez sensu. Jak to widzicie? Kto za to zapłaci? Na logike byłoby po połowie, prawda? Już to widzę...

Nie, na logikę powinno być proporcjonalnie do zarobków.

Na logike, dziewczyna powinna sie wziac w garsc, po co wydawac na sprzataczke.
Ludzie! ogarnac wokol siebie (on przeciez tez pomaga) to nie wysilek nie wiadomo jaki. W syfie maja mieszkac?

Autorze - Moze zrobcie plan obowiazkow? np. w sobote sprzatacie razem, co drugi tydz. na zmiane, np. srode, no i oczywiscie na bierzaco, pozamiatac po sobie, zmywanie/zmywarka tez moze isc do podzialu, raz ty raz ona, jedno drugiego tez moze wyreczyc w zamian za wyrzucenie smieci... rozwiazan jest wiele.
Zona jest leniem i tyle.

20

Odp: Nie widzę wspólnej przyszłości

Typie, zarabiasz niby z 20 tys/mies, mieszkacie w jakichś marnych 40m2 (skoro dziecko nie ma swojego pokoju, a ty gabinetu), a pani sprzątająca weźmie ok 120 zł za ogarnięcie tej klitki. Wolisz mieszkać w niekomfortowym dla ciebie bałaganie niż zapłacić te parę groszy? Jak żona nie zrzuci się 60 zł to zostaje syf i ch*j?  lol

21 Ostatnio edytowany przez madoja (2023-11-07 14:10:08)

Odp: Nie widzę wspólnej przyszłości
Gosiawie napisał/a:

Na logike, dziewczyna powinna sie wziac w garsc, po co wydawac na sprzataczke.
Ludzie! ogarnac wokol siebie (on przeciez tez pomaga) to nie wysilek nie wiadomo jaki. W syfie maja mieszkac?

Autorze - Moze zrobcie plan obowiazkow? np. w sobote sprzatacie razem, co drugi tydz. na zmiane, np. srode, no i oczywiscie na bierzaco, pozamiatac po sobie, zmywanie/zmywarka tez moze isc do podzialu, raz ty raz ona, jedno drugiego tez moze wyreczyc w zamian za wyrzucenie smieci... rozwiazan jest wiele.
Zona jest leniem i tyle.

"Powinna", ale się nie weźmie. Bo były i rozmowy i kłótnie. Więc skoro ona się zmienić nie potrafi, to trzeba zatrudnić panią sprzątającą.
Bo bałaganiarstwo nie jest powodem do rozwodu i rozwalania dziecku rodziny.

Kasssja napisał/a:

Typie, zarabiasz niby z 20 tys/mies, mieszkacie w jakichś marnych 40m2 (skoro dziecko nie ma swojego pokoju, a ty gabinetu), a pani sprzątająca weźmie ok 120 zł za ogarnięcie tej klitki. Wolisz mieszkać w niekomfortowym dla ciebie bałaganie niż zapłacić te parę groszy? Jak żona nie zrzuci się 60 zł to zostaje syf i ch*j?  lol

W punkt.
Myślę że autor mocno przesadził z chwaleniem się tutaj zarobkami.

22

Odp: Nie widzę wspólnej przyszłości

W sumie to pomysl z pania sprzatajaca nie jest taki zly, zwlaszcza, ze autor postu dobrze zarabia. Przeciez chodzi o to,zeby mieszkanie bylo czyste, a nie kto je posprzata i jaka metoda.

23

Odp: Nie widzę wspólnej przyszłości

A, chciałam dodać że warto kupić roombę. Najlepiej z funkcją mopowania. Nie wiem jak kiedyś żyłam bez niej.

24 Ostatnio edytowany przez jeziorna (2023-11-07 14:28:54)

Odp: Nie widzę wspólnej przyszłości

Trudno mi ocenić, o co chodzi z tym zostawianiem bałaganu przez żonę, czy bardziej chodzi o to, ze np. córka rozwaliła zabawki po podłodze, a ona nie spieszy się, zeby za kazdym razem chować klocki i  sama rzadziej robi takie większe porządki typu pranie zasłon czy mycie szafek kuchennych od środka lub okien czy bardziej chodzi o to, ze żona zostawia skarpetki, włosy na umywalce i ręczniki na podłodze, nie odnosi naczyń po sobie? Bo jak to pierwsze, to brzmi bardziej, jakby ona miała wiekszy luz, nie każdy ma taką potrzebę, zeby sprzątać codziennie, jeśli ogólnie w domu panuje jakis porządek i nie każdemu zależy na tym, zeby dało się dosłownie jeść z podłogi. Zmiana mieszkania na większy dom niezbyt pomoże, bo będzie jeszcze więcej powierzchni do ogarnięcia.

Może na początek wyluzuj z tym sprzątaniem, praniem itp. Moze jeśli sam olejesz pranie, to ona zrobi też częściej sama pranie. Wiem, ze napisałeś, że zajmujesz się dzieckiem, ale ogólnie odniosłam wrażenie, że ogólnie po pracy to ty sprzątasz i robisz zakupy, a ona zajmuje się w tym czasie dzieckiem. Moze żona przyzwyczaiła się do takiego podziału obowiazkow i dlatego nie zwraca już uwagi na to, co jest w lodówce lub co warto by posprzątać, skoro i tak Ty to robisz?   

Myślę, ze warto to na spokojnie z żoną obgadać i ustalić nowy podział zadań. Podawanie konkretów (np. "może w poniedziałki i środy ty bedziesz robic 1 pranie", "na podłodze w łazience nic nie może leżeć", "zawsze spuszczaj wodę w toalecie po skorzystaniu z niej") najlepiej działa niż mówienie ogólników ("chciałbym, zebyś wiecej sprzątała", "nie sprzatasz po sobie, ogarnij się"). Moze sie okazać, że to kwestia Waszych priorytetów i potrzeb, np. Ty wolałbyś codziennie robić pranie, bo inaczej nie miałbyś w czym chodzić, a ona mogłaby max raz na tydzień, bo mają z córką wystarczająco ubrań, żeby nie opróżniać tak często kosza na pranie.

Napisałeś, ze ma pretensje do Ciebie, że nie sprzatasz, no to tu tylko rozmowa i rozmowa pomoż. Jeśli ona ona nie zauważa, że tak się przykładasz do obowiązków domowych, a i Ty też czegos najwyraźniej też czegoś nie zauważasz, jeśli ona sama ma pretensje. Może robi trochę więcej niż tu opisałeś nam. Jeśli żona siedzi w innym pokoju albo jest zajeta telefonem, to moze nie zauwazyć, że ty w tym czasie sam ogarniasz cos w domu lub zajmujesz się dzieckiem. Jeśli córka jest mała, to nie przyjdzie do mamy i jej nie powie, że "tatuś mi przeczytał ksiazke" lub że wlasnie posprzątał łazienke. Moze zacznij sam komunikować głosno za kazdym razem, ze własnie cos tam posprzatales/ogarnales?

Byłam w związku z facetem, który nie rozumiał, że dużo sprzątam, tzn. wiedział, że codizennie cos tam ogarniam, ale ja to robiłam często przy okazji i tego nie zauważał. Np. jak już coś wyciagałam z szafy, to jednoczensie pilnowałam, żeby z powrotem poprawic i mieć poukładane, choc zjamowalo mi to wiecej czasu niz samo wyciagniecie. Nie wiedział na początku, że np. wycierałam blat za każdym razem, jak sprzatałam kuchnię po obiedzie, bo na to nie zwracał uwagi po prostu, nie patrzył, czy są okruszki na blacie. Ale jak juz czesciej spedzalismy czas i np. patrzył, jak sprzatam kuchnie, a on siedział i o czymś rozmawialismy, to tez jednoczesnie mu mowilam przy okazji, ze zawsze po umyciu naczyń jeszcze przecieram blat itp.. Zaczął też tak sam robić, bo już pamietał, zeby spojrzeć na to, czy nie ma okruszków. Też niby to zajmie tylko kilka sekund, zeby usunąc te okruszki, ale jemu to serio nie przeszkadzałoby i sprzątałby dopiero jakby ich wiecej sie nazbierało, np. zamiast codziennie po obiedzie to tylko raz w tygodniu. Facet zrozumiał, że duzo sprzatam dopiero jak mu pokazywałam palcem czy kazałam mu przychodzić do mnie, jak sprzatałam, by widział, co robilam w domu, jak on byl w pracy albo w innym pokoju itp. On by nie zauważyłby sam z siebie, że okna juz umyte lub ze cos zostało poodkurzane, bo po prostu nie zauwazylby roznicy, mimo że od miesiaca były smugi i plamy po owadach na oknie, a skarpetki od razu sie brudziły, bo on zawsze chodził w kapciach.

Napisałeś, ze nie wymagasz, zeby obiad był na stole, bo sam sobie poradzisz - a co z nią? Moze częściej zamawiaj obiad dla Was obydwojga, zamiast dla siebie samego. Może sama nie lubi gotować? Pogadaj z nią o możliwości cateringu, np. przez trzy dni w tygodniu, a zamiast gotowania, to mogłaby w tym czasie zrobić coś innego, zeby Cię odciażyć, np. zakupy.

Dzielenie wydatków na pół nie ma sensu, jeśli macie bardzo duze dysporporcje w zarobkach. Zresztą jak juz ktos zauwazył, jestescie juz małzeństwem, wiec podział "moje twoje" nie ma zbytnio sensu, jeśli chcecie razem żyć. Skoro już pytasz, kto miałby zapłacić za tamtą sprzątaczkę - no raczej Ty, skoro to głownie Tobie zależy na tym, zeby mieć naprawdę czysto w domu. Nie wiem, jak Ci pomóc, bo rozumiem, że duzo robisz w domu, samo sprzątanie zabiera sporo energii, ale jeśli ona nie czuje takiej potrzeby, żeby zawsze i wszedzie mieć czysto i schludnie, a Ty wręcz odwrotnie. Trudno tutaj o kompromis, gdzie ona będzie sie zmuszać, zeby częściej sprzątać, choc nie widzi w tym potrzeby, gdyż jej to nie przeszkadza, a Ty bedziesz chodizl niezadowolony i widział za kazdym razem "bałagan", bo jednak nie bedzie tak posprzatane, jakbys chciał.

25

Odp: Nie widzę wspólnej przyszłości
Agnes76 napisał/a:

Jak masz tyle kasy to załatw pomoc domową do sprzątania i opiekunkę do dziecka.
Ty się masz za wielkiego pana a chcesz żeby żona zapieprzała na okrągło i nie mogła nawet mieć chwili dla siebie, bo albo opieka nad dzieckiem, albo praca albo "zorganizowanie się" żebyś Ty miał w domu porządeczek. Wszystko chciałbyś jej rękami zrobić. Panisko.

Ona nic z Twojego bogactwa nie ma a chciałbyś nie wiadomo czego od niej.
Powinna Cię zostawić na dwa tygodnie z małą i pojechać sobie na wypoczynek - po półtora raku pracy przy dziecku i chłopie przynajmniej tyle urlopu jej się należy. Nawet służąca ma dzień w tygodniu wychodne. Zapracowała na to by sobie opłacić wyjazd, a jak jej na to nie stać to jesteś zwykłym krwiopijcą.
Kobiety są głupie ze nie potrafią wywalczyć czasu na odpoczynek  gdy dziecko jest małe i wymaga stałej opieki. Stanowczo powinny mieć jeden dzień w tygodniu dla siebie i w roku dwa tygodnie urlopu bez balastu. Przynajmniej mogłyby naładować akumulatory by mieć siłę do życia, a może nawet ochotę.

No ja akurat mam od narodzin corki kazdego dnia czas dla siebie-w zasadzie NIE bylo takiego dnia,zebym 24 na dobe zapieprzala. Teraz jest super, bo corka w szkole po 6 godzin dziennie to mam sporo czasu wolnego i robie to co chce

26

Odp: Nie widzę wspólnej przyszłości

Nie. Prawdę mówiąc to zarabiam okolice 30 tys/mc, zależnie od kursu dolara, bo robię w branży IT dla firmy spoza Polski
Nie oznacza to jednak, że mam jak głupi przepierdzielać pieniądze. Może nie wiecie co to jest, ale dążę do tak zwanego FIRE tj. szybszego pójscia na emeryturę. Postawiłem sobie za cel, że max. 50 lat i nie będe nadal pracował "w normalnym trybie". Może jako konsultant, dorabianie, ale nic poza tym. Mieszkanie to jest 70m2 a nie 40m2. Mamy kuchnię, salon, sypialnię, spore przedpokoje, a także jeszcze jeden pokój, gdzie teraz jest mój gabinet i nieco innych rzeczy (jak np. suszarki). Każdy żyje inaczej, tu wspólnie wyznajemy to, że nie musimy pakować się w coś, co jest zbędne. Jeśli to co jest działa, jest wystarczające i funkcjonalne, to tego nie zmieniamy. Nie dotyczy mnie też tzw. inflacja stylu życia. Mam sporo znajomych z pracy z niesamowitymi furami na leasingu... ja nie chciałem, bo to zawsze dodatowe płacenie, a nie wniosłoby to niczego poza chwilką "whow".
Znajomy wynajmując mieszkanie ~25m2 na solo kupił roombe aby mu odkurzała jak nie ma go w domu.. a nie ma większość dnia. Po co? Nie wiem, ale to jego wybór. Ja wolę wydawać na podróżowanie i właśnie na przyszłość (inwestycje), niż na coś mi zbędnego. Tyle słowem wyjaśnienia. Jak ktos się z takim podejściem nie zgadza.. no to sie nie zgadza, ja mam swój cel i nie wnikam jakie mają inne osoby


Odnośnie przytaczanych wydatków itd. - a czy jak ktoś nie miał w danej chwili pracy, to będąc w domu niewiele robił? Bo u nas tak było niestety
Obecnie ponoszę jakieś 90% kosztów życia naszego (to tak odnośnie tych pomysłów z proporcjonalnością) i ja na to nie narzekam, naprawdę nie nakazuję nikomu dorzucać cokolwiek, bo mam to szczęście (a przynajmniej tak uważam), mieć możliwość zapewienia nam tego co mamy. Co jest złego w wymaganiu, aby po prostu dbać o to co jest?

Pomysl z osobą sprzątającą jest niedorzeczny, bo to jak zamiatanie problemu pod dywan. Zamiast rozwiązać go, maskujemy go a mentalność zostaje taka sama i będzie się udzielać w czymś innym. Serio uważacie to za jakieś sensowne podejście?

27

Odp: Nie widzę wspólnej przyszłości
Sunokahyam napisał/a:

pranie co chwila ogarniam

Potrafisz włączyć pralkę? szok!

Sunokahyam napisał/a:

śmieci

Żebyś się nie przedźwigną.

Sunokahyam napisał/a:

sprawdzam czy coś się nie psuje (żonie trudno wpaść na pomysł aby raz na jakiś czas przejrzeć co jest w lodówce),

A po co skoro Ty to robisz?

Sunokahyam napisał/a:

jak dziewczyn nie ma to ze 3x w tygodniu ścieram kurze i odkurzam

Trzy razy w tygodniu ścierasz kurze? Bez urazy ale czy Ciebie pogięło.

Sunokahyam napisał/a:

do tego oczywiście w wolnej chwili lecę na zakupy

To nie lataj wyślij żonę.

28

Odp: Nie widzę wspólnej przyszłości
Sunokahyam napisał/a:

Pomysl z osobą sprzątającą jest niedorzeczny, bo to jak zamiatanie problemu pod dywan. Zamiast rozwiązać go, maskujemy go a mentalność zostaje taka sama i będzie się udzielać w czymś innym. Serio uważacie to za jakieś sensowne podejście?

Ja nie uwazam. Dobrze napisales, to jej nie wyleczy z lenistwa tylko uswiadomi, ze dobrze robila. Moje corki sa w jej wieku, ale jakos inaczej podchodza do zycia.

29

Odp: Nie widzę wspólnej przyszłości
Sunokahyam napisał/a:

Odnośnie przytaczanych wydatków itd. - a czy jak ktoś nie miał w danej chwili pracy, to będąc w domu niewiele robił? Bo u nas tak było niestety

Z tego co rozumiałam, to nie miała pracy, bo była na macierzynskim, zgadza się? Więc to nie jest tak, ze nic nie robiła - sama ciąża i okres połogowy są wyczerpujace nie tylko fizycznie ale i mentalnie dla kobiety.

Sunokahyam napisał/a:

Pomysl z osobą sprzątającą jest niedorzeczny, bo to jak zamiatanie problemu pod dywan. Zamiast rozwiązać go, maskujemy go a mentalność zostaje taka sama i będzie się udzielać w czymś innym. Serio uważacie to za jakieś sensowne podejście?

No tak, bo to ty jednak wymagasz większego porządku w domu i to Tobie zależy, żeby żona częściej sprzątała. jej być moze nie zależy aż tak, zeby mieć bardzo czysto w domu i ma inne priorytety - woli w tym czasie odpocząć i te ww. seriale oglądać. A sprzątaczka rozwiazałaby Wasz problem z mojego punktu widzenia, bo nie denerwowałbyś się, ze żona nie sprząta tak jakbyś chciał, a żona nie denerwowałaby się, że wymagasz od niej sprzątania.

Sunokahyam napisał/a:

Znajomy wynajmując mieszkanie ~25m2 na solo kupił roombe aby mu odkurzała jak nie ma go w domu.. a nie ma większość dnia. Po co? Nie wiem, ale to jego wybór. Ja wolę wydawać na podróżowanie i właśnie na przyszłość (inwestycje), niż na coś mi zbędnego. Tyle słowem wyjaśnienia. Jak ktos się z takim podejściem nie zgadza.. no to sie nie zgadza, ja mam swój cel i nie wnikam jakie mają inne osoby

Czy to też żony dotyczy? Myślę, ze warto dowiedziec sie, jakie cele ma Twoja żona i jakie oczekiwania. Może ona sama wolała by mniej podróżować i zamiast tego wolałaby mneć luźniejsze życie na co dzień? Cieszyc sie bardziej relaksem i spokojem w domu niż sprzątać i gotować codziennie? Tym bardziej, ze byłoby stać Was na to.

30

Odp: Nie widzę wspólnej przyszłości
Sunokahyam napisał/a:

Nie. Prawdę mówiąc to zarabiam okolice 30 tys/mc, zależnie od kursu dolara, bo robię w branży IT dla firmy spoza Polski
Nie oznacza to jednak, że mam jak głupi przepierdzielać pieniądze. Może nie wiecie co to jest, ale dążę do tak zwanego FIRE tj. szybszego pójscia na emeryturę. Postawiłem sobie za cel, że max. 50 lat i nie będe nadal pracował "w normalnym trybie". Może jako konsultant, dorabianie, ale nic poza tym. Mieszkanie to jest 70m2 a nie 40m2. Mamy kuchnię, salon, sypialnię, spore przedpokoje, a także jeszcze jeden pokój, gdzie teraz jest mój gabinet i nieco innych rzeczy (jak np. suszarki). Każdy żyje inaczej, tu wspólnie wyznajemy to, że nie musimy pakować się w coś, co jest zbędne. Jeśli to co jest działa, jest wystarczające i funkcjonalne, to tego nie zmieniamy. Nie dotyczy mnie też tzw. inflacja stylu życia. Mam sporo znajomych z pracy z niesamowitymi furami na leasingu... ja nie chciałem, bo to zawsze dodatowe płacenie, a nie wniosłoby to niczego poza chwilką "whow".
Znajomy wynajmując mieszkanie ~25m2 na solo kupił roombe aby mu odkurzała jak nie ma go w domu.. a nie ma większość dnia. Po co? Nie wiem, ale to jego wybór. Ja wolę wydawać na podróżowanie i właśnie na przyszłość (inwestycje), niż na coś mi zbędnego. Tyle słowem wyjaśnienia. Jak ktos się z takim podejściem nie zgadza.. no to sie nie zgadza, ja mam swój cel i nie wnikam jakie mają inne osoby


Odnośnie przytaczanych wydatków itd. - a czy jak ktoś nie miał w danej chwili pracy, to będąc w domu niewiele robił? Bo u nas tak było niestety
Obecnie ponoszę jakieś 90% kosztów życia naszego (to tak odnośnie tych pomysłów z proporcjonalnością) i ja na to nie narzekam, naprawdę nie nakazuję nikomu dorzucać cokolwiek, bo mam to szczęście (a przynajmniej tak uważam), mieć możliwość zapewienia nam tego co mamy. Co jest złego w wymaganiu, aby po prostu dbać o to co jest?

Pomysl z osobą sprzątającą jest niedorzeczny, bo to jak zamiatanie problemu pod dywan. Zamiast rozwiązać go, maskujemy go a mentalność zostaje taka sama i będzie się udzielać w czymś innym. Serio uważacie to za jakieś sensowne podejście?

No akurat jak zarabiasz 30 tys na miesiac i kupilbys lepsze mieszkanie, gdzie dziecko ma swoj pokoj, a ty pokoj do pracy to akurat nie bylo by to marnowanie kasy a wrecz na odwrot-kazdemu by to wyszlo na dobre. A pani sprzatajaca to tez dobry pomysl, bo placisz i wymagasz, wiec mieszkanie bylo by nawet bardziej czyste,bo osoba sprzatajaca by sie starala jak najlepiej o zaplate. Jak zona nie chce lub nie lubi sprzatac to efekty beda byle jakie. Po za tym kiedy niby zona ma miec czas wolny dla siebie? Ma skakac przez cala dobe z pracy,z opieki nad dzieckiem i nad sprzataniem i gotowaniem i koniec dnia i tak 7 dni w tygodniu 24 na dobe? No bez przesady. Ja pamietam jak corka byla mala to jak miala te 3 godziny drzemki to mnie sie zwyczajnie nie chcialo wtedy isc do garow albo latac z mopem a zwyczajnie mialam przez te 3 godziny czas wolny dla siebie i robilam to co chce, a jak corka sie budzila to po nakarmieniu, kladlam ja w bujaku, dawalam zabawki, wlaczalam bajki i wtedy bralam sie za sprzatanie i gotowanie-dla mnie czas wolny to swietosc dnia bym nie przezyla bez chociazby 20 minut wolnych dla siebie, dlatego wkurza mnie takie wymaganie od kobiet, zeby zapierdzielaly 24 na dobe.  Jak zona jest len to nie rob nic za nia,ale nie wymagaj,ze ma sprzatac cale mieszkanie na blysk

31 Ostatnio edytowany przez Tamiraa (2023-11-07 14:48:58)

Odp: Nie widzę wspólnej przyszłości

Jeśli nie widzisz wspólnej przyszłości, to nie ma co dyskutować.

32 Ostatnio edytowany przez jeziorna (2023-11-07 14:45:16)

Odp: Nie widzę wspólnej przyszłości
Sunokahyam napisał/a:

Odnośnie przytaczanych wydatków itd. - a czy jak ktoś nie miał w danej chwili pracy, to będąc w domu niewiele robił? Bo u nas tak było niestety

Z tego co rozumiałam, to nie miała pracy, bo była na macierzynskim, zgadza się? Więc to nie jest tak, ze nic nie robiła - sama ciąża i okres połogowy są wyczerpujace nie tylko fizycznie ale i mentalnie dla kobiety.

Sunokahyam napisał/a:

Pomysl z osobą sprzątającą jest niedorzeczny, bo to jak zamiatanie problemu pod dywan. Zamiast rozwiązać go, maskujemy go a mentalność zostaje taka sama i będzie się udzielać w czymś innym. Serio uważacie to za jakieś sensowne podejście?

No tak, bo to ty jednak wymagasz większego porządku w domu i to Tobie zależy, żeby żona częściej sprzątała. jej być moze nie zależy aż tak, zeby mieć bardzo czysto w domu i ma inne priorytety - woli w tym czasie odpocząć i te ww. seriale oglądać. A sprzątaczka rozwiazałaby Wasz problem z mojego punktu widzenia, bo nie denerwowałbyś się, ze żona nie sprząta tak jakbyś chciał, a żona nie denerwowałaby się, że wymagasz od niej sprzątania.

Sunokahyam napisał/a:

Znajomy wynajmując mieszkanie ~25m2 na solo kupił roombe aby mu odkurzała jak nie ma go w domu.. a nie ma większość dnia. Po co? Nie wiem, ale to jego wybór. Ja wolę wydawać na podróżowanie i właśnie na przyszłość (inwestycje), niż na coś mi zbędnego. Tyle słowem wyjaśnienia. Jak ktos się z takim podejściem nie zgadza.. no to sie nie zgadza, ja mam swój cel i nie wnikam jakie mają inne osoby

Czy to też żony dotyczy? Myślę, ze warto dowiedziec sie, jakie cele ma Twoja żona i jakie oczekiwania. Może ona sama wolała by mniej podróżować i zamiast tego wolałaby mneć luźniejsze życie na co dzień? Cieszyc sie bardziej relaksem i spokojem w domu niż sprzątać i gotować codziennie? Tym bardziej, ze byłoby stać Was na to.

Sunokahyam napisał/a:

Ile ja mam zapierdalać? Chciałbym odświeżyć mieszkanie ale odrzuca mnie od tego pomysłu bo jak myślę o wydaniu kilkunastu tysięcy tylko po to, aby potem ktoś to zlał i zaniedbał...

Nie wiem już co dalej robić. Może coś doradzicie... coś, co naprawde zapoczatkowałoby jakieś zmiany w niej. Nie dla mojej wygody, dla niej samej i dla małej. Rodzielić wydatki po równo i niech opłaca też czynsz, rachunki? Nie wiem, czy to ma sens, bo nie widze, aby dbała przesadnie o to, co nawet sama kupiła... To coś z mentalnością, czego nijak nie mogę zmienić

Może ona podświadomie też czuje te Twoje podejscie, ze nic z tego nie bedzie miała, jesli np. sie rozwiedziecie za kilkanaście lat. Bedzie pamietac głównie to, ze chciałeś, zeby codziennie zajmowała się domem, który nie należy i nigdy nie będzie nalezał do niej, tym bardziej, ze nawet myslisz o tym, by sama dopłacała do czynszu po połowie, jakbyście byli współlokatorami, a nie małzenstwem.

Moze w tym jest sedno i źrodło Waszych problemów, że nie poczuwa się do dbania o coś, co nie jest i nie będzie jej.

Napisales, ze chcialbys odswiezyc mieszkanie - czy rozmawiałeś z nią o tym? Czy rozmawialeś z nią o zamianie na wieksze/mniejsze mieszkanei lub na szeregówke? Co o tym myśli? Czy tego by chciała? Czy bedzie mogła wspólnie z Tobą urządzić nowe miejsce czy jednak to Ty podejmiesz we wszystkim decyzje, skoro to Ty płacisz? Czy ona ma cos w ogóle do powiedzenia w tym zakresie?

33

Odp: Nie widzę wspólnej przyszłości
Kasssja napisał/a:

Typie, zarabiasz niby z 20 tys/mies, mieszkacie w jakichś marnych 40m2 (skoro dziecko nie ma swojego pokoju, a ty gabinetu), a pani sprzątająca weźmie ok 120 zł za ogarnięcie tej klitki. Wolisz mieszkać w niekomfortowym dla ciebie bałaganie niż zapłacić te parę groszy? Jak żona nie zrzuci się 60 zł to zostaje syf i ch*j?  lol

Oj tam, oj tam. Za chwilę pozwoli  żonie postawić łóżko w dużym domu i sprzątać wszystko, bo chłop ma gest wink

34

Odp: Nie widzę wspólnej przyszłości
madoja napisał/a:

A, chciałam dodać że warto kupić roombę. Najlepiej z funkcją mopowania. Nie wiem jak kiedyś żyłam bez niej.

Który model? Właśnie się przymierzam/ Sorry za offtop.

35 Ostatnio edytowany przez JuliaUK33 (2023-11-07 14:58:41)

Odp: Nie widzę wspólnej przyszłości

Tak czytam ten post i inne i szczerze wam napisze, ze przeraza mnie mieszkanie pod jednym dachem z facetem. Jestem juz na 8 miejscu z mieszkaniem, wiec licze, ze do nowego roku cos dostane. Ale ja mieszkajac sama z corka miala bym swoj spokoj, zorganizowany porzadek dnia,sprzatala bym kazdego dnia,ale o ktorej chce porze, a nie bo ktos np wstanie z lozka z pretensjami czemu jeszcze pranie nie zrobione, czemu naczynia nie pozmywane itp-takie ciagle zrzedzenie.  Teraz mam duzo czasu wolnego-boje sie ,ze przy facecie bym tego nie miala. Nie miala bym swobody w swoim mieszkaniu. A chciala bym.byc w zwiazku-to moze bede sie tylko na randki spotykac w wolnym czasie, zeby mnie ZADEN facet nie zabral czasu wolnego i nie gonil do roboty? Nawet u jednej mojej kolezanki tydzien temu bylam w odwiedzinach to ona caly czas zapierdzielala przy garach, sprzatala, a nagle wiecie usiadla zeby ze mna pogadac  jej maz wrocil do domu i od razu pretensje "czemu na korytarzu zabawki sa rozwalone " no masakra chyba nigdy nie bede mieszkac z facetem pod jednym dachem-nawet 5 minut nie mozna odpoczac. Wogole wszystkie moje znajome  ktore maja mezow lub partnerow i razem mieszkaja sa jakies zawsze urobione i zalatane... ja tam tego nie potrzebuje,facet tak,ale na randki a nie tam do mieszkania pod jednym dachem

36

Odp: Nie widzę wspólnej przyszłości
Tamiraa napisał/a:
madoja napisał/a:

A, chciałam dodać że warto kupić roombę. Najlepiej z funkcją mopowania. Nie wiem jak kiedyś żyłam bez niej.

Który model? Właśnie się przymierzam/ Sorry za offtop.

Ja kupiłam Roborock S8, ponoć najlepszy stosunek jakości do ceny.
Bez pojemnika w stacji dokującej kosztuje ok 2300 zł, a z pojemnikiem już 6000 zł (a różnica tylko taka, że "oddaje" śmieci do stacji dokującej i nie musisz opróżniać po każdym czy co drugim sprzątaniu, więc moim zdaniem nie jest to warte tej nadpłaty).
Ma też funkcję mycia podłóg.

Informacja dla osób biedniejszych niż autor: w Euro AGD można go dostać na raty 0%, więc jak ktoś sobie weźmie na te np. 15 miesięcy, to 150 zł miesięcznie nawet nie odczuje. A życie z takim robotem jest naprawdę o wiele prostsze.

37 Ostatnio edytowany przez madoja (2023-11-07 15:10:12)

Odp: Nie widzę wspólnej przyszłości

Do tego raz w tygodniu przychodzi do nas pani posprzątać. Mamy mieszkanie 60m2 i płacimy jej 100 zł. Jest zadowolona z tej kwoty, bo przecież odpada mycie podłóg czy odkurzanie bo robot to robi.
Ona tylko wyciera kurze, sprząta w łazience i kuchni itd...
Za mycie okien płacę jej dodatkowo 50 zł (średnio raz na miesiąc lub raz na 2 miesiące). A mamy tylko 3 okna.
Ta pani sprząta już u nas z 10 albo 11 lat.

I dzięki tym rozwiązaniom (robot i pani) mamy w domu czysto.
Może to pójście na łatwiznę, ale ja zwyczajnie nie mam na to czasu ani chęci.
W tygodniu wracam nawet o 19 do domu i jedyne o czym marzę to spać. A w weekend chcę odpoczywać, nadrobić zaległości filmowe, odwiedzić mamę... zamiast sprzątać hmm

Jeśli ktoś z Was szuka pani do sprzątania, niech da ogłoszenie na spotted. Odezwą się panie które po prostu chcą sobie dorobić i nie biorą miliona monet jak profesjonalne firmy sprzątające.

38 Ostatnio edytowany przez JordanT (2023-11-07 15:38:08)

Odp: Nie widzę wspólnej przyszłości

Ja pierdolę, gość zapewnia żonie życie w świetnych warunkach, a kobiety mu tu cisną xD

Autorze, nie przejmuj się. To babskie forum, więc w każdym temacie - nawet w takich gdzie mężczyźni żalą się, że żony ich zdradziły, to forumowiczki i tak znajdują sposób, aby wylać wiadro pomyj na autora tematu smile

Jedno co słusznie zauważyła Madoja, to to, że w małżeństwie pieniądze z reguły są wspólne i nie powinno się z wszystkiego rozliczać 50/50.
Ja coś czuję, że Ciebie wcale aż tak nie boli, to że ponosisz 90% kosztów, ale raczej to, że czujesz się niedoceniony i niezrozumiany.
Ten brak szacunku objawia się bałaganiarstwem twojej żony. Trochę lipa, że żona reaguje płaczem na rozmowy - to taki ultimate weapon kobiet, nic nie zrobisz. Twoja żona inaczej widzi świat, głównie przez to, że miała kiepskie warunki w domu, w którym się wychowywała. Ty zaś jesteś pedantem, (może perfekcjonistą) i minimalistą. Mam podobnie. Niemal codziennie jak moja dziewczyna wraca z pracy, to rzuca torebkę i inne bibeloty na stół w salonie, chociaż jest na to miejsce w przedpokoju - najpierw zwracałem uwagę, a teraz akceptuję to i zostawiam, albo czasami sam odnoszę jej rzeczy, jeśli któregoś dnia wybitnie mi to przeszkadza. Na całe szczęście ona też sprząta i to dokładnie. Więc nie ma kryzysu. Z twojego opisu wynika, że żona prawie nic nie sprząta czy gotuje. Weź pod uwagę, że jednak też zajmuje się dzieckiem. Małżeństwo to wspólna praca - rozmawiaj o tym z żoną. Nawet tysiąc razy, jeśli będzie trzeba. Przemyśl też sobie czy twoje poczucie 'sprawiedliwości' w tym związku jest ważniejsze od rodziny. Bo jeśli się rozwiedziesz, to tej rodziny już nie będzie.

39

Odp: Nie widzę wspólnej przyszłości

Kolezanki mąż tez jest programistą. Mają dziecko. Ona pracowała i zarabiala minimalne wynagrodzenie. Mąż jej zaproponowal aby zrezygnowala pracy. Pasuje jej taki uklad. I teraz ona zajmuje sie domem a on zarabia. Te 2700 to są grosze w porownaniu z tym ile zarabia jej mąż. Nie oplacalo im sie aby ona byla 8 h poza domem plus dojazdy i jeszcze dziecko na glowie. Odprowadzanie do żlobka, itd wszystko bylo w biegu. Im sie to sprawdza.

Tylko ze jej maz nie wylicza jej kazdego grosza a ona nie chodzi jak w zegarku. Podejrzewam ze gdyby twoja zona nie pracowala to by miala wszystko wyliczone, kazda zlotowke. Musiala by sobie zapracowac na to ze ją utrzymujesz. Zresztą, twoja zona pewnie nawet nie zdecyduje sie na to by zrezygnowac z pracy, bo predzej czy pozniej puscisz ją z torbami a ona zostanie z luką w cv, i wyliczonymi co do grosza alimentami na dziecko

40

Odp: Nie widzę wspólnej przyszłości

Ten związek jest patoligią.

Młode małzeństwo na dorobku i z małym dziecku i rozdzielność majątkowa ?

To jest wręcz śmieszne ...

To wygląda jakby ten facet kochał głównie swoje pieniądze i nie miał ŻADNEGO zaufania do swojej żony.

A co to za zwiazek ja ludzie sobie nie ufają ...

Jakby udał to NIGDY by nie zaproponował rozdzielności majątkowej.

Ja rozumie że jakby obie strony były po przejściach, miałe duże majątki, własne dzieci i chciały chronić swoje majątki i firmy,

Ale w takim przypadku ?

To same kłótnie i problemy. Kto za co płaci , ile ma wydać i dlaczego ...

Ludzie widzę lubią mieć problemy i sami stwarzać.

A jak nie miał zaufanie do kobiety jaką znał to trzeba nie brac jej za żonę smile

41 Ostatnio edytowany przez Jack Sparrow (2023-11-07 16:23:13)

Odp: Nie widzę wspólnej przyszłości

Na moje nieszczęście znałem jednego takiego kolesia co ty Sunokahyam. Bardzo...toksyczny dla rodziny był. Nie o to chodzi, że miał jakieś huśtawki nastrojów, manipulował, czy strzelał zazdrością. Co to, to nie. Ale traktował małżeństwo jak układ biznesowy. Wszystko chciał przeliczać na pieniądze lub roboczogodziny i wszystko chciał rozliczać co do przysłowiowego grosza. Hajsu miał jak lodu (tyle co ty w miesiąc, to on zarabiał w tydzień), ale jednocześnie skąpił na wszystko. Po co lepszy odkurzacz? Przecież jego Zelmer Meteor wciąż działał. Po co nowszy i bezpieczniejszy samochód? Jego stara Octavia też go przecież wszędzie mogła zawieźć. Po co odmalować mieszkanie? Przecież to będzie kosztować pieniądze, a za chwilę i tak nie będzie widać efektu. I podobnie do ciebie chciał odejść na emeryturę mając 45-50 lat i żyć jako rentier. Ale nie pykło. Żona w końcu nie wytrzymała i się z nim rozwiodła, bo z czasem mu się to skąpstwo zaczęło pogłębiać. Z czasem weszło zbieractwo, bo przecież ktoś wystawił na śmietnik fajne, nowe żelazko, to sobie podmiankę z domowym zrobił. Ale przecież szkoda wyrzucać działające, więc schował do piwnicy. Sam, bez emocjonalnego bufora jaki mu zapewniała rodzina popadł w depresję, stany lękowe go zaczęły dojeżdżać i typ zmarł na udar zaraz po przekroczeniu 40stki.

U ciebie widzę podobne zadatki. Dlatego związałeś się z 18stolatką i dlatego wzięliście ślub jak miała 22. Bo bez tego poczucia wyższości i przewagi nie potrafiłbyś funkcjonować. Wiele słów napisałeś, ale nie widać tam niczego poza pogardą do żony i frustracją, że nie jest ci poddańczo uległa i usłużna.



Nie żyjesz dla pracy.

Nie żyjesz dla pieniędzy.

Zarabiasz, aby żyć. Aby cieszyć się tym życiem i rodziną, bo straconego czasu nigdy nie odzyskasz.

A więc żona mniej rzeczy ogarnia w domu? Trudno. Nikt normalny nie ściera kurzy 3 razy w tygodniu i po tym tekście mam przypuszczenie graniczące z pewnością, że jesteś pedantem. Ona może i robić porządki - ale nie takie jak ty to sobie wyobrażasz więc i tobie nigdy nie dogodzi na tym polu. Chcesz ją rozliczać, ale niewielkie ma szanse na zarobki podobne twoim skoro przez fakt bycia twoją poddaną nie miała nawet szansy studiów skończyć. Co z jej marzeniami? Co z jej aspiracjami? Gdzie ona jest w tym związku, skoro doświadcza od ciebie jedynie ciągłej presji rozliczania, wiecznego poganiania i pogardy? Bo taki obraz się maluje z twoich postów - że te twoje obowiązki domowe i przy dziecku nie wynikają z chęci wygodniejszego życia w komforcie czystości dla rodziny, ale z twojej nerwicy.

42

Odp: Nie widzę wspólnej przyszłości
JordanT napisał/a:

Ja pierdolę, gość zapewnia żonie życie w świetnych warunkach, a kobiety mu tu cisną xD

Autorze, nie przejmuj się. To babskie forum, więc w każdym temacie - nawet w takich gdzie mężczyźni żalą się, że żony ich zdradziły, to forumowiczki i tak znajdują sposób, aby wylać wiadro pomyj na autora tematu smile

Jedno co słusznie zauważyła Madoja, to to, że w małżeństwie pieniądze z reguły są wspólne i nie powinno się z wszystkiego rozliczać 50/50.
Ja coś czuję, że Ciebie wcale aż tak nie boli, to że ponosisz 90% kosztów, ale raczej to, że czujesz się niedoceniony i niezrozumiany.
Ten brak szacunku objawia się bałaganiarstwem twojej żony. Trochę lipa, że żona reaguje płaczem na rozmowy - to taki ultimate weapon kobiet, nic nie zrobisz. Twoja żona inaczej widzi świat, głównie przez to, że miała kiepskie warunki w domu, w którym się wychowywała. Ty zaś jesteś pedantem, (może perfekcjonistą) i minimalistą. Mam podobnie. Niemal codziennie jak moja dziewczyna wraca z pracy, to rzuca torebkę i inne bibeloty na stół w salonie, chociaż jest na to miejsce w przedpokoju - najpierw zwracałem uwagę, a teraz akceptuję to i zostawiam, albo czasami sam odnoszę jej rzeczy, jeśli któregoś dnia wybitnie mi to przeszkadza. Na całe szczęście ona też sprząta i to dokładnie. Więc nie ma kryzysu. Z twojego opisu wynika, że żona prawie nic nie sprząta czy gotuje. Weź pod uwagę, że jednak też zajmuje się dzieckiem. Małżeństwo to wspólna praca - rozmawiaj o tym z żoną. Nawet tysiąc razy, jeśli będzie trzeba. Przemyśl też sobie czy twoje poczucie 'sprawiedliwości' w tym związku jest ważniejsze od rodziny. Bo jeśli się rozwiedziesz, to tej rodziny już nie będzie.

No ja akurat mialam bym.gdzies "swietne " warunki skoro musiala bym.24 na dobe w tych "swietnych " warunkach zapierdzielac. Nawet bym sie nie miala czasu cieszyc z tych "swietnych" warynkow, bo bym latala jak debil z mopem,zeby bylo czysto

43 Ostatnio edytowany przez Sunokahyam (2023-11-07 16:28:15)

Odp: Nie widzę wspólnej przyszłości

Jack Sparrow: Krótko ale treściwie: jesteś równie szurnięty co niektóre baby tutaj. Serio. Skąd ty sobie wziąłeś to, że ona nie ma studiów? Że jej coś blokowałem? Nawet mieszkanie kupiłem tak, aby miała bliżej na studia, bo mi było wszystko jedno bo robię zdalnie.. No ale lepiej sobie dopowiadać. Nie pozdrawiam.



Kaszpir007: Widać że nie masz pojęcia o funkcjonowaniu JDG w naszym kraju. Decyzja o tym zapadła przede wszystkim ze względu na bezpieczeństwo, właśnie ich



JordanT: Przybijam piątkę, to co, co napisałes o niedocenianiu to chyba puenta, której sam nie dostrzegałem. Dzięki za zrozumienie! No i zgadzam się z tym, że tutaj kobiety piszące są dziwne.. Czytać też nie potrafią bo ustawiają mnie w roli tyrana, który wymaga aby jego partnerka pucowała gałki od drzwi gdy sam siedzi i popija piwo.. Fajne te bajki wymyślają, smoki pewnie w nich też żyją. No cóż.. jebnięte i tyle smile Więcej głosu już zabierać nie będe

44 Ostatnio edytowany przez blueangel (2023-11-07 16:31:05)

Odp: Nie widzę wspólnej przyszłości

Nie wiem, o jaki balagan chodzi. Od kiedy mam dziecko, tez nie mam wszystkiego codziennie na blysk. Jesli naprawde z zona przesada i nie potrafi sobie poradzic to moze metoda malych  kroczkow? Np przez pierwsze 3 tygodnie dodaj do jej obowiazkow(nie wiem, co tam robi w domu) pranie. Albo-  jeszcze lepiej zrob liste i niech sama cos wybierze. Po 3 tyg dorzucic cos nowego.

Drugi pomysl: ustalcie dyzury. Raz ty sprzatasz, raz zona+naprawde zatrudnijcie pania sprzatajaca, ale dorywczo. niech przychodzi ogarnac za tego, kto nie posprzata i ta osoba jej placi. czyli albo sprzatasz teo dnia sam/a albo placisz za pani sprzatajacej. jesli pojdzie pokieszeni zony, moze bedzie wolala zaczac ogarniac sama.

45

Odp: Nie widzę wspólnej przyszłości
Jack Sparrow napisał/a:

Na moje nieszczęście znałem jednego takiego kolesia co ty Sunokahyam. Bardzo...toksyczny dla rodziny był. Nie o to chodzi, że miał jakieś huśtawki nastrojów, manipulował, czy strzelał zazdrością. Co to, to nie. Ale traktował małżeństwo jak układ biznesowy. Wszystko chciał przeliczać na pieniądze lub roboczogodziny i wszystko chciał rozliczać co do przysłowiowego grosza. Hajsu miał jak lodu (tyle co ty w miesiąc, to on zarabiał w tydzień), ale jednocześnie skąpił na wszystko. Po co lepszy odkurzacz? Przecież jego Zelmer Meteor wciąż działał. Po co nowszy i bezpieczniejszy samochód? Jego stara Octavia też go przecież wszędzie mogła zawieźć. Po co odmalować mieszkanie? Przecież to będzie kosztować pieniądze, a za chwilę i tak nie będzie widać efektu. I podobnie do ciebie chciał odejść na emeryturę mając 45-50 lat i żyć jako rentier. Ale nie pykło. Żona w końcu nie wytrzymała i się z nim rozwiodła, bo z czasem mu się to skąpstwo zaczęło pogłębiać. Z czasem weszło zbieractwo, bo przecież ktoś wystawił na śmietnik fajne, nowe żelazko, to sobie podmiankę z domowym zrobił. Ale przecież szkoda wyrzucać działające, więc schował do piwnicy. Sam, bez emocjonalnego bufora jaki mu zapewniała rodzina popadł w depresję, stany lękowe go zaczęły dojeżdżać i typ zmarł na udar zaraz po przekroczeniu 40stki.

U ciebie widzę podobne zadatki. Dlatego związałeś się z 18stolatką i dlatego wzięliście ślub jak miała 22. Bo bez tego poczucia wyższości i przewagi nie potrafiłbyś funkcjonować. Wiele słów napisałeś, ale nie widać tam niczego poza pogardą do żony i frustracją, że nie jest ci poddańczo uległa i usłużna.



Nie żyjesz dla pracy.

Nie żyjesz dla pieniędzy.

Zarabiasz, aby żyć. Aby cieszyć się tym życiem i rodziną, bo straconego czasu nigdy nie odzyskasz.

A więc żona mniej rzeczy ogarnia w domu? Trudno. Nikt normalny nie ściera kurzy 3 razy w tygodniu i po tym tekście mam przypuszczenie graniczące z pewnością, że jesteś pedantem. Ona może i robić porządki - ale nie takie jak ty to sobie wyobrażasz więc i tobie nigdy nie dogodzi na tym polu. Chcesz ją rozliczać, ale niewielkie ma szanse na zarobki podobne twoim skoro przez fakt bycia twoją poddaną nie miała nawet szansy studiów skończyć. Co z jej marzeniami? Co z jej aspiracjami? Gdzie ona jest w tym związku, skoro doświadcza od ciebie jedynie ciągłej presji rozliczania, wiecznego poganiania i pogardy? Bo taki obraz się maluje z twoich postów - że te twoje obowiązki domowe i przy dziecku nie wynikają z chęci wygodniejszego życia w komforcie czystości dla rodziny, ale z twojej nerwicy.

Dokladnie ja tez nie zyje dla pracy

46

Odp: Nie widzę wspólnej przyszłości
blueangel napisał/a:

Nie wiem, o jaki balagan chodzi. Od kiedy mam dziecko, tez nie mam wszystkiego codziennie na blysk. Jesli naprawde z zona przesada i nie potrafi sobie poradzic to moze metoda malych  kroczkow? Np przez pierwsze 3 tygodnie dodaj do jej obowiazkow(nie wiem, co tam robi w domu) pranie. Albo-  jeszcze lepiej zrob liste i niech sama cos wybierze. Po 3 tyg dorzucic cos nowego.

Drugi pomysl: ustalcie dyzury. Raz ty sprzatasz, raz zona+naprawde zatrudnijcie pania sprzatajaca, ale dorywczo. niech przychodzi ogarnac za tego, kto nie posprzata i ta osoba jej placi. czyli albo sprzatasz teo dnia sam/a albo placisz za pani sprzatajacej. jesli pojdzie pokieszeni zony, moze bedzie wolala zaczac ogarniac sama.

Nie da sie miec czystego na blysk mieszkania przy malym dziecku, a zwlaszcza takim 1-5 lat ,bo co sie posprzata to za 5 minut znowu syf

47

Odp: Nie widzę wspólnej przyszłości

Poza tym ona moze nie umie sprzatac? Moze nie widzi tyle, co ty. tak jak tu jakas  dziewczyna pisala. jak juz sobie wybierze cos z listy, pokaz jej, jak to sie robi i na co zwracac uwage.

48 Ostatnio edytowany przez Jack Sparrow (2023-11-07 16:39:59)

Odp: Nie widzę wspólnej przyszłości
Sunokahyam napisał/a:

Skąd ty sobie wziąłeś to, że ona nie ma studiów?

Stąd:

Ja 32 lata, ona 24 lata. W związku od prawie 6 lat, po ślubie ponad 2 lata, a od ponad 1,5 roku mamy też córeczkę

Ok, przez jakiś czas nie miała praca i był tylko zasiłek macierzyński + 500 plus więc nie za wiele, ale w sumie skoro nie ma się nic na głowie, to czy aż tyle potrzeba? Teraz pracuje,

Skoro 'jakiś czas nie miała pracy' to rozumiem, że przed ciążą pracowała. I że teraz pracuje znowu. A ma raptem 24 lata. Ja tu nie widzę czasu na studia. A jeśli nawet je ma, a jeszcze dochodziła do tego praca i opieka nad noworodkiem, to ty chyba z dupą na rozumy się pozamieniałeś, aby wymagać od niej, żeby jeszcze zapierdalała wokół ciebie skoro pracujesz z domu.


-edit - widzę że narracja się zmieniła w kwestii kupna mieszkania, bo teraz to 'kupiłem specjalnie dla niej, żeby miała bliżej', a przed chwilą to było:

Ja mam dobrą pracę, zarabiam kilkukrotność średniej krajowej i mogłem sobie pozwolić na spore mieszkanie bez kredytu. Teraz myślę nieco do przodu, o tym, że mała będzie potrzebowała pokoju no to może albo większe mieszkanie, albo szeregówka..

I skoro jednak twoja partnerka pracowała i pracuje, to skończ się wydurniać z tym, że tak to wszystko ty zapewniasz. Mógłbyś tak pisać, jakby ona nie pracowała. A pracuje i ją ze wszystkiego rozliczasz.

49 Ostatnio edytowany przez blueangel (2023-11-07 16:40:30)

Odp: Nie widzę wspólnej przyszłości
JuliaUK33 napisał/a:
blueangel napisał/a:

Nie wiem, o jaki balagan chodzi. Od kiedy mam dziecko, tez nie mam wszystkiego codziennie na blysk. Jesli naprawde z zona przesada i nie potrafi sobie poradzic to moze metoda malych  kroczkow? Np przez pierwsze 3 tygodnie dodaj do jej obowiazkow(nie wiem, co tam robi w domu) pranie. Albo-  jeszcze lepiej zrob liste i niech sama cos wybierze. Po 3 tyg dorzucic cos nowego.

Drugi pomysl: ustalcie dyzury. Raz ty sprzatasz, raz zona+naprawde zatrudnijcie pania sprzatajaca, ale dorywczo. niech przychodzi ogarnac za tego, kto nie posprzata i ta osoba jej placi. czyli albo sprzatasz teo dnia sam/a albo placisz za pani sprzatajacej. jesli pojdzie pokieszeni zony, moze bedzie wolala zaczac ogarniac sama.

Nie da sie miec czystego na blysk mieszkania przy malym dziecku, a zwlaszcza takim 1-5 lat ,bo co sie posprzata to za 5 minut znowu syf



no dokladnie smile moglam umyc podloge, ale po kolejnym jego posilku nic z tego mycia nie bylo widac. raz mama wpadla zaraz po obiedzie to myslala, ze miesiac nie mylam, a byla myta tego amego dnia smile ale nie pamietam w jakim wieku bylo dziecko, wlasnie uczylosie jesc samo.

teraz nie ma problemu z porozrzucanymi zabwkami, czy czym takim, ale znowu nie scieram kurzy 3 razy w tygodniu. Praca/wrocilam doszkoly/dziecko w wieku szkolnym i jego zad domowe, przygotowac do klasowki, do tego ogarnij obiad, zakupy  i to wszystko co inni. czasem miewam tygodnie, ze spie po5 godzin dziennie, a nie jak normalniludzie po 8. sorry, ale nie mam czasu a scieranie kurzy 3 razy w tygodniu, czasem nawet naczynia nie umyje dzis, tylko np. jutro. raz na jakisczas, np 2 tygodnie zamowie pizze, zamiast gotowac. doba ma niestety tylko 24 godziny.

50

Odp: Nie widzę wspólnej przyszłości
blueangel napisał/a:
JuliaUK33 napisał/a:
blueangel napisał/a:

Nie wiem, o jaki balagan chodzi. Od kiedy mam dziecko, tez nie mam wszystkiego codziennie na blysk. Jesli naprawde z zona przesada i nie potrafi sobie poradzic to moze metoda malych  kroczkow? Np przez pierwsze 3 tygodnie dodaj do jej obowiazkow(nie wiem, co tam robi w domu) pranie. Albo-  jeszcze lepiej zrob liste i niech sama cos wybierze. Po 3 tyg dorzucic cos nowego.

Drugi pomysl: ustalcie dyzury. Raz ty sprzatasz, raz zona+naprawde zatrudnijcie pania sprzatajaca, ale dorywczo. niech przychodzi ogarnac za tego, kto nie posprzata i ta osoba jej placi. czyli albo sprzatasz teo dnia sam/a albo placisz za pani sprzatajacej. jesli pojdzie pokieszeni zony, moze bedzie wolala zaczac ogarniac sama.

Nie da sie miec czystego na blysk mieszkania przy malym dziecku, a zwlaszcza takim 1-5 lat ,bo co sie posprzata to za 5 minut znowu syf



no dokladnie smile moglam umyc podloge, ale po kolejnym jego posilku nic z tego mycia nie bylo widac. raz mama wpadla zaraz po obiedzie to myslala, ze miesiac nie mylam, a byla myta tego amego dnia smile ale nie pamietam w jakim wieku bylo dziecko, wlasnie uczylosie jesc samo.

teraz nie ma problemu z porozrzucanymi zabwkami, czy czym takim, ale znowu nie scieram kurzy 3 razy w tygodniu. Praca/wrocilam doszkoly/dziecko w wieku szkolnym i jego zad domowe, klsowki, do tego ogarnij obiad, zakupy  i towszystko co inni. czasemmiewam tygodnie, ze spie po5 godzin dziennie, a nie jak normalniludzie po 8. sorry, ale nie mam czasu a scieranie kurzy 3 razy w tygodniu, czasem nawet naczynianie umyje dzis, tylko np. jutro.

Ja to samo mialam jak corka byla mala, sprzatam zabawki do pudla na zabawki,  ide do kuchni zmyc naczynia-wracam do pokoju to wyglada jakby tsunami przeszlo. Niektore glupie chlopy nie maja pojecia ,ze przy malym dziecku nie da rady posprzatac rano i miec przez caly dzien mieszkanie czyste az do wieczora,  tylko to sie syf robi co 5 minut,a jak jeszcze ma sie gromadke dzieci to juz wogole nie da rady,a jezeli mieszkanie jest czyste to nie dlatego, ze kobieta rano posprzatala i bylo czyste kolejne 8 godzin do powrotu meza z pracy, a tylko dlatego,ze sprzatala 20 razy to mieszkanie w ciagu dnia,zeby bylo czysto. Dlatego ja na to olewalam sprzatalam raz dziennie i koniec jak sie zrobil syf to sprzatalam nastepnego dnia, inaczej mop by mi do reki przyrosl bo bym go musiala 100 razy na dzien uzywac

51 Ostatnio edytowany przez blueangel (2023-11-07 16:58:23)

Odp: Nie widzę wspólnej przyszłości
JuliaUK33 napisał/a:
blueangel napisał/a:
JuliaUK33 napisał/a:

Nie da sie miec czystego na blysk mieszkania przy malym dziecku, a zwlaszcza takim 1-5 lat ,bo co sie posprzata to za 5 minut znowu syf



no dokladnie smile moglam umyc podloge, ale po kolejnym jego posilku nic z tego mycia nie bylo widac. raz mama wpadla zaraz po obiedzie to myslala, ze miesiac nie mylam, a byla myta tego amego dnia smile ale nie pamietam w jakim wieku bylo dziecko, wlasnie uczylosie jesc samo.

teraz nie ma problemu z porozrzucanymi zabwkami, czy czym takim, ale znowu nie scieram kurzy 3 razy w tygodniu. Praca/wrocilam doszkoly/dziecko w wieku szkolnym i jego zad domowe, klsowki, do tego ogarnij obiad, zakupy  i towszystko co inni. czasemmiewam tygodnie, ze spie po5 godzin dziennie, a nie jak normalniludzie po 8. sorry, ale nie mam czasu a scieranie kurzy 3 razy w tygodniu, czasem nawet naczynianie umyje dzis, tylko np. jutro.

Ja to samo mialam jak corka byla mala, sprzatam zabawki do pudla na zabawki,  ide do kuchni zmyc naczynia-wracam do pokoju to wyglada jakby tsunami przeszlo. Niektore glupie chlopy nie maja pojecia ,ze przy malym dziecku nie da rady posprzatac rano i miec przez caly dzien mieszkanie czyste az do wieczora,  tylko to sie syf robi co 5 minut,a jak jeszcze ma sie gromadke dzieci to juz wogole nie da rady,a jezeli mieszkanie jest czyste to nie dlatego, ze kobieta rano posprzatala i bylo czyste kolejne 8 godzin do powrotu meza z pracy, a tylko dlatego,ze sprzatala 20 razy to mieszkanie w ciagu dnia,zeby bylo czysto. Dlatego ja na to olewalam sprzatalam raz dziennie i koniec jak sie zrobil syf to sprzatalam nastepnego dnia, inaczej mop by mi do reki przyrosl bo bym go musiala 100 razy na dzien uzywac



dokladnie. niemowie, zeby to zostawic, jakim jest, ale np podloge musialam myc coziennie, kurze raz a nie 3na tydzien, itd. trzeba ustalic priorytety, bo przy dziecku zawsze jestcos. na doatektez ejst wiek,  ze nie zostawisz na 5 min samo. nie pamietam,ile ma dziecko autora. na dodatek pracujaca mama, chociaz mysle, i tu tez zalezy oddziecka, alenajwiecej energii wyciaga dziecko. jak byl maly tak do 5 r zycia byl wymagajcym dzieckiem i praca w porownaniu zopieka nad nim  to byla jak urlop. dopiero po 5 roku zycia mu przeszlo smile

52

Odp: Nie widzę wspólnej przyszłości
Sunokahyam napisał/a:

Nie. Prawdę mówiąc to zarabiam okolice 30 tys/mc, zależnie od kursu dolara, bo robię w branży IT dla firmy spoza Polski
Nie oznacza to jednak, że mam jak głupi przepierdzielać pieniądze. Może nie wiecie co to jest, ale dążę do tak zwanego FIRE tj. szybszego pójscia na emeryturę. Postawiłem sobie za cel, że max. 50 lat i nie będe nadal pracował "w normalnym trybie". Może jako konsultant, dorabianie, ale nic poza tym. Mieszkanie to jest 70m2 a nie 40m2. Mamy kuchnię, salon, sypialnię, spore przedpokoje, a także jeszcze jeden pokój, gdzie teraz jest mój gabinet i nieco innych rzeczy (jak np. suszarki). Każdy żyje inaczej, tu wspólnie wyznajemy to, że nie musimy pakować się w coś, co jest zbędne. Jeśli to co jest działa, jest wystarczające i funkcjonalne, to tego nie zmieniamy. Nie dotyczy mnie też tzw. inflacja stylu życia. Mam sporo znajomych z pracy z niesamowitymi furami na leasingu... ja nie chciałem, bo to zawsze dodatowe płacenie, a nie wniosłoby to niczego poza chwilką "whow".
Znajomy wynajmując mieszkanie ~25m2 na solo kupił roombe aby mu odkurzała jak nie ma go w domu.. a nie ma większość dnia. Po co? Nie wiem, ale to jego wybór. Ja wolę wydawać na podróżowanie i właśnie na przyszłość (inwestycje), niż na coś mi zbędnego. Tyle słowem wyjaśnienia. Jak ktos się z takim podejściem nie zgadza.. no to sie nie zgadza, ja mam swój cel i nie wnikam jakie mają inne osoby


Odnośnie przytaczanych wydatków itd. - a czy jak ktoś nie miał w danej chwili pracy, to będąc w domu niewiele robił? Bo u nas tak było niestety
Obecnie ponoszę jakieś 90% kosztów życia naszego (to tak odnośnie tych pomysłów z proporcjonalnością) i ja na to nie narzekam, naprawdę nie nakazuję nikomu dorzucać cokolwiek, bo mam to szczęście (a przynajmniej tak uważam), mieć możliwość zapewienia nam tego co mamy. Co jest złego w wymaganiu, aby po prostu dbać o to co jest?

Pomysl z osobą sprzątającą jest niedorzeczny, bo to jak zamiatanie problemu pod dywan. Zamiast rozwiązać go, maskujemy go a mentalność zostaje taka sama i będzie się udzielać w czymś innym. Serio uważacie to za jakieś sensowne podejście?

Tak, to jest sensowne podejście i najlepsze rozwiązanie problemu, jeśli zależy Ci na rodzinie.
Staram się nie oceniać, ale tu muszę powiedzieć, że jesteś sknerusem, mimo dużych zarobków. Kiedyś facet utrzymywał rodzinę i można było...
Ale przecież też wiedziałeś z kim się wiążesz...
Trzeba było szukać bogatej.

Sprawdza, się to, że to co ma dużo kasy, zawsze ma mało tongue

Twoim priorytetem są pieniądze, więc to oprócz porządków, drugi powód do "rozwodu", a właściwie wydaje się, że pierwszy...

Jeśli chcesz, żeby żona zmieniła mentalność, więc zacznij od siebie i zmień swoją na bardziej normalną, ludzką, empatyczną. Da się?

53

Odp: Nie widzę wspólnej przyszłości

Ale wskoczyliście na faceta...

A tymczasem z tego co opisał to wydaje się całkiem rozsądnie i empatycznie podchodzić do sytuacji.
Tak, dziecko to też trochę jak "druga praca", ale nie przesadzajmy, że przy dziecku w tym wieku nie da się nie mieć chlewu w domu, bo znam rodziny wielodzietne gdzie różnica między poszczególnymi dziećmi to średnio 2-3 lata i w domu błysk. Choć aż tak oczywiście być nie musi.
Ale obrzucanie autora błotem za to, że chciałby po powrocie do domu zjeść ciepły posiłek i nie przewracać się o syf na podłodze, woła o pomstę. Albo inaczej: mówi więcej o ludziach, którzy taki styl życia jaki preferuje partnerka autora pochwalają i szukają usprawiedliwienia, niż o nim samym.

54

Odp: Nie widzę wspólnej przyszłości
Giaa napisał/a:

Ale wskoczyliście na faceta...

A tymczasem z tego co opisał to wydaje się całkiem rozsądnie i empatycznie podchodzić do sytuacji.
Tak, dziecko to też trochę jak "druga praca", ale nie przesadzajmy, że przy dziecku w tym wieku nie da się nie mieć chlewu w domu, bo znam rodziny wielodzietne gdzie różnica między poszczególnymi dziećmi to średnio 2-3 lata i w domu błysk. Choć aż tak oczywiście być nie musi.
Ale obrzucanie autora błotem za to, że chciałby po powrocie do domu zjeść ciepły posiłek i nie przewracać się o syf na podłodze, woła o pomstę. Albo inaczej: mówi więcej o ludziach, którzy taki styl życia jaki preferuje partnerka autora pochwalają i szukają usprawiedliwienia, niż o nim samym.

Jezeli kobieta ma w domu czysto przy gromadce malych dzieci to tylko dlatego, ze sprzata 20 razy na dzien. Nie ma takiej opcji przy malych dzieciach ze posprzata raz rano i do wieczora mieszkanie lsni

55

Odp: Nie widzę wspólnej przyszłości

Współczuję jej życia z Tobą. Czasem lepiej mieszkać w 34 m2 samemu, skromniej, bez jakiegoś idioty wymachujego rachunkiem za papier toaletowy.
Czy myślałam, że jest mi źle bo jestem sama i fajnie by było mieć kogoś do życia? Tak myślałam. Czy można trafić na gościa który traktuje mnie jak obcego po 6 latach związku, urodzeniu mu dziecka, zajmowania się tymże dzieckiem. Można.

Ona może nie zajmuje się domem, bo nie czuje się u siebie skoro na szczęście wszystko jest twoje. Niewiadomo w sumie co by cię zadowoliło, coś mi się wydaje ze jednak po jakimś czasie to dbanie o dom i tak by straciło dla ciebie na wartości. Pewnie byś się dowalił, że nie pracuje tak dużo jak ty, albo się nie rozwija.
Generalnie gościu powinieneś się cieszyć, że masz fajna, młoda żonę. A ten miauczy jakieś duperele i szuka problemu w normalnym, dobrym życiu.

Dałabym Ci radę jak z bałaganiary można stać się dobrze zaplanowana laska, co przekłada się na wiele płaszczyzn życia ale działa mi na nerwy twoje podejście, jesteś raczej beznadziejnym gościem z którym nawet nie chciałabym sie kumplować więc ci nie powiem jak to się robi.

56

Odp: Nie widzę wspólnej przyszłości
Giaa napisał/a:

Ale obrzucanie autora błotem za to, że chciałby po powrocie do domu zjeść ciepły posiłek i nie przewracać się o syf na podłodze, woła o pomstę.

Tylko, ze autor nie traci czasu na dojazdy do pracy bo pracuje z domu, a jego zona nie pracuje zdalnie wiec traci czas na dojazd i powrot a po drodze jeszcze zaprowadza i odbiera dziecko ze żłobka. To przepraszam bardzo, ale kiedy ona ma zrobic ten obiad, zeby pan po pracy ktorą kończy wczesniej niz zona, mogl zjesc cieply posiłek?

A wiem co mowie bo moj partner tez pracuje zdalnie i gdy ja wstaje do pracy po 6 to on wstaje o 7.45. A oboje zaczynamy prace o 8.00
Ja wracam do domu przed 17 bo dojazd, a on konczy rowno o 16.00.

Tak sie niestety utarło, ze kobiety mimo pracy na etacie mają jeszcze ogarniac dom, dzieci i gotować obiadki. Autor wątku sam sie wypowiadal ze kurze najlepiej sprzatac 3 razy w tygodniu. Kiedy ta kobieta ma to wszystko robic jak pracuje na etacie i ma 1.5 roczne dziecko do ogarniecia. To dziecko pewnie nawet calej nocy jeszcze nie przesypia i trzeba do niego wstawac. Takze ona raczej wypoczeta nie chodzi. W ogole nie rozumiem jak maz moze zarabiac 30 tysi i wysylac zone do pracy przy 1.5 rocznym dziecku. Ja sie serio nie dziwie ze ona nie ma sily na sprzatanie.

57

Odp: Nie widzę wspólnej przyszłości
123qwerty123 napisał/a:
Giaa napisał/a:

Ale obrzucanie autora błotem za to, że chciałby po powrocie do domu zjeść ciepły posiłek i nie przewracać się o syf na podłodze, woła o pomstę.

Tylko, ze autor nie traci czasu na dojazdy do pracy bo pracuje z domu, a jego zona nie pracuje zdalnie wiec traci czas na dojazd i powrot a po drodze jeszcze zaprowadza i odbiera dziecko ze żłobka. To przepraszam bardzo, ale kiedy ona ma zrobic ten obiad, zeby pan po pracy ktorą kończy wczesniej niz zona, mogl zjesc cieply posiłek?

A wiem co mowie bo moj partner tez pracuje zdalnie i gdy ja wstaje do pracy po 6 to on wstaje o 7.45. A oboje zaczynamy prace o 8.00
Ja wracam do domu przed 17 bo dojazd, a on konczy rowno o 16.00.

Tak sie niestety utarło, ze kobiety mimo pracy na etacie mają jeszcze ogarniac dom, dzieci i gotować obiadki. Autor wątku sam sie wypowiadal ze kurze najlepiej sprzatac 3 razy w tygodniu. Kiedy ta kobieta ma to wszystko robic jak pracuje na etacie i ma 1.5 roczne dziecko do ogarniecia. To dziecko pewnie nawet calej nocy jeszcze nie przesypia i trzeba do niego wstawac. Takze ona raczej wypoczeta nie chodzi. W ogole nie rozumiem jak maz moze zarabiac 30 tysi i wysylac zone do pracy przy 1.5 rocznym dziecku. Ja sie serio nie dziwie ze ona nie ma sily na sprzatanie.

Bo to sknerus jest i mysli  ze te 30 tysiecy to jego jest,a nie wspolne, dlatego rozdzielnosc majatkowa.  Jego zona gowno ma z tych pieniedzy, a jezeli cos ma to do konca zycia bedzie jej to wypominal, ze jej cos dal albo kupil i, ze ona musi mu uslugiwac,sprzatac, gotowac, "bo ona ma,gdzie mieszkac dzieki niemu"

58

Odp: Nie widzę wspólnej przyszłości

Tu nie chodzi o siły na sprzątanie, tylko o to, że generalnie jest bałaganiarą, on pedantem.

On bogaty, ona biedna, on jest skąpcem, ona nie...

59

Odp: Nie widzę wspólnej przyszłości
Sunokahyam napisał/a:

Nie. Prawdę mówiąc to zarabiam okolice 30 tys/mc, zależnie od kursu dolara, bo robię w branży IT dla firmy spoza Polski
Nie oznacza to jednak, że mam jak głupi przepierdzielać pieniądze. Może nie wiecie co to jest, ale dążę do tak zwanego FIRE tj. szybszego pójscia na emeryturę. Postawiłem sobie za cel, że max. 50 lat i nie będe nadal pracował "w normalnym trybie". Może jako konsultant, dorabianie, ale nic poza tym. Mieszkanie to jest 70m2 a nie 40m2. Mamy kuchnię, salon, sypialnię, spore przedpokoje, a także jeszcze jeden pokój, gdzie teraz jest mój gabinet i nieco innych rzeczy (jak np. suszarki). Każdy żyje inaczej, tu wspólnie wyznajemy to, że nie musimy pakować się w coś, co jest zbędne. Jeśli to co jest działa, jest wystarczające i funkcjonalne, to tego nie zmieniamy. Nie dotyczy mnie też tzw. inflacja stylu życia. Mam sporo znajomych z pracy z niesamowitymi furami na leasingu... ja nie chciałem, bo to zawsze dodatowe płacenie, a nie wniosłoby to niczego poza chwilką "whow".
Znajomy wynajmując mieszkanie ~25m2 na solo kupił roombe aby mu odkurzała jak nie ma go w domu.. a nie ma większość dnia. Po co? Nie wiem, ale to jego wybór. Ja wolę wydawać na podróżowanie i właśnie na przyszłość (inwestycje), niż na coś mi zbędnego. Tyle słowem wyjaśnienia. Jak ktos się z takim podejściem nie zgadza.. no to sie nie zgadza, ja mam swój cel i nie wnikam jakie mają inne osoby


Odnośnie przytaczanych wydatków itd. - a czy jak ktoś nie miał w danej chwili pracy, to będąc w domu niewiele robił? Bo u nas tak było niestety
Obecnie ponoszę jakieś 90% kosztów życia naszego (to tak odnośnie tych pomysłów z proporcjonalnością) i ja na to nie narzekam, naprawdę nie nakazuję nikomu dorzucać cokolwiek, bo mam to szczęście (a przynajmniej tak uważam), mieć możliwość zapewienia nam tego co mamy. Co jest złego w wymaganiu, aby po prostu dbać o to co jest?

Pomysl z osobą sprzątającą jest niedorzeczny, bo to jak zamiatanie problemu pod dywan. Zamiast rozwiązać go, maskujemy go a mentalność zostaje taka sama i będzie się udzielać w czymś innym. Serio uważacie to za jakieś sensowne podejście?

Na 70m2 tylko tyle pokoi?

60

Odp: Nie widzę wspólnej przyszłości
Giaa napisał/a:

Ale wskoczyliście na faceta...

A tymczasem z tego co opisał to wydaje się całkiem rozsądnie i empatycznie podchodzić do sytuacji.

Empatycznie?

Typ ma wielkie żale, że jego 24letnia żona, pracująca i studiująca matka 1,5rocznego dziecka nie zapierdala na wysokości lamperii z mopem w jednej i szmatką w drugiej ręce.

61

Odp: Nie widzę wspólnej przyszłości
wieka napisał/a:

Tu nie chodzi o siły na sprzątanie, tylko o to, że generalnie jest bałaganiarą, on pedantem.

On bogaty, ona biedna, on jest skąpcem, ona nie...

Nawet bym nie przesadzał z tą 'bałaganiarą', bo jak ktoś jest pedantem sprzątającym kurz 3 razy w tygodniu i lubi rozliczać z innych, to jak odstawisz mydło na lewą stronę umywalki, a nie na prawą, to taki ktoś ci powie, ze jest chlew i upierdolona cała łazienka.

62

Odp: Nie widzę wspólnej przyszłości
Jack Sparrow napisał/a:
wieka napisał/a:

Tu nie chodzi o siły na sprzątanie, tylko o to, że generalnie jest bałaganiarą, on pedantem.

On bogaty, ona biedna, on jest skąpcem, ona nie...

Nawet bym nie przesadzał z tą 'bałaganiarą', bo jak ktoś jest pedantem sprzątającym kurz 3 razy w tygodniu i lubi rozliczać z innych, to jak odstawisz mydło na lewą stronę umywalki, a nie na prawą, to taki ktoś ci powie, ze jest chlew i upierdolona cała łazienka.

Wy dalej analizujecie każdą literę wpisu, a autor wyraźnie napisał, że już się nie pojawi.

63 Ostatnio edytowany przez Apogeum (2023-11-08 22:53:26)

Odp: Nie widzę wspólnej przyszłości
Noble napisał/a:

Wy dalej analizujecie każdą literę wpisu, a autor wyraźnie napisał, że już się nie pojawi.

Nie pojawi się, bo przyszedł tu tylko po to, żeby utwierdzić się w przekonaniu, ze on jest cacy, a ona be.

Pisanie (ja) „kupiłem mieszkanie”, zamiast kupiliśmy mieszkanie i inne liczne przykłady tego typu pokazuja, ze oni nie funkcjonują jak malzenstwo. W dobrym małżeństwie nawet jak żona nie pracuje i nawet jak jest rozdzielność majątkowa, mąż powie: kupiliśmy, a nie kupiłem. To jest bardzo wymowny przykład obrazujący z kim mamy (nie)przyjemność.

Tu nie ma ani słowa o miłości. Nie ma nawet ani jednego zdania o żonie, które miałoby pozytywny wydźwięk.

To niepojęte i smutne, ze jest ślub, jest dziecko (którym w większym stopniu opiekuje się żona), jest wsparcie, jest dobry seks, jest kobieta, która łączy prace z nauka, a mąż pisze, ze nie widzi wspólnej przyszłości. Tylko dlatego, ze rzeczona kobieta nie przykłada wagi do porządku. Każdy ma jakieś wady (osobna kwestia, ze ona jest bardzo młoda, a pewne rzeczy przychodzą z wiekiem). Ale nie każdy potrafi odróżniać rzeczy ważne od mniej ważnych. Autor z pewnością nie potrafi. Ta kobieta ma pecha, bo lepiej z mądrym zgubić niż z głupim znaleźć. Lepiej mieć męża, który kocha żonę, a nie pieniądze.

64 Ostatnio edytowany przez Priscilla (2023-11-08 03:19:38)

Odp: Nie widzę wspólnej przyszłości

Żona być może jest nieogarniętą bałaganiarą, ale nie wiem czy zdajesz sobie sprawę, że to może być efekt TWOJEGO tresowania jej?
Jasne, że samego siebie widzisz jako troskliwego, opiekuńczego, wspierającego męża i ojca (ciekawe czy ona widzi to tak samo?), ale z Twoich słów aż boje po oczach własna wyższość połączona z pogardą dla niej, oczekiwania, próba narzucania własnej wizji na wszystko, do czego dajesz sobie prawo, bo... Ty w tym domu zarabiasz.
Wiesz, że pieniądze w związku to nie wszystko? Wiesz, że są wartości, które liczą się o niebo bardziej? Pieniądze są dobre na układ, a układ to nie jest to samo co dobry związek.

Tekst o zatrudnieniu kogoś do sprzątania, bo kto za to zapłaci (serio??) lub stwierdzenie, że szkoda Ci kasy na roombę, która mogłaby rozwiązać problem brudnej podłogi, bo Ty wolisz pojechać na wycieczkę - przy Twoich zarobkach brzmi jak... nieśmieszny żart.
Przede wszystkim jednak pokazuje, że Ty tu nie przyszedłeś z prośbą o radę, co zrobić, żeby Twoje małżeństwo było dobre, ale licząc na peany na Twoją cześć i utwierdzenie w przekonaniu, że żona jest niewdzięczna i koniecznie trzeba coś z nią zrobić - ale, by przeczytać jak to zrobić, żeby ją sobie urobić. Jej w tym wszystkim nie ma, ona jest nieważna, ważne jest, że ona nie chce się Tobie do końca podporządkować.
Ciebie nie interesuje, dlaczego jest, jak jest, z czego to wynika i co można byłoby zrobić, żebyście oboje czuli się w tej relacji dobrze. Ciebie zwyczajnie wkurza, że żona jest niewdzięczna i nie taka, jak to sobie wymyśliłeś. Ty nie szukasz rozwiązania, Ty szukasz sposobu, by ją złamać. 

P.S,
Jakby ktoś miał do mnie taki stosunek, też nie czułabym wdzięczności.

65

Odp: Nie widzę wspólnej przyszłości
madoja napisał/a:
Tamiraa napisał/a:
madoja napisał/a:

A, chciałam dodać że warto kupić roombę. Najlepiej z funkcją mopowania. Nie wiem jak kiedyś żyłam bez niej.

Który model? Właśnie się przymierzam/ Sorry za offtop.

Ja kupiłam Roborock S8, ponoć najlepszy stosunek jakości do ceny.
Bez pojemnika w stacji dokującej kosztuje ok 2300 zł, a z pojemnikiem już 6000 zł (a różnica tylko taka, że "oddaje" śmieci do stacji dokującej i nie musisz opróżniać po każdym czy co drugim sprzątaniu, więc moim zdaniem nie jest to warte tej nadpłaty).
Ma też funkcję mycia podłóg.

.

Obejrzałam w necie, niezły jest.

Co do wątku, w którym autor nie uznaje sprzętu AGD, bo to są niepotrzebnie wydane pieniądze, nie wypowiem się, bo każdy ma swoje priorytety, Są takie osoby, które tak uwielbiają podróże, że każdy grosz przed wydaniem muszą dokładnie obejrzeć, bo wszystkie idzie na podróże. Ludzie się nie liczą i tylko szkoda tych najbliższych wokół nich.

Posty [ 1 do 65 z 343 ]

Strony 1 2 3 6 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » MIŁOŚĆ , ZWIĄZKI , PARTNERSTWO » Nie widzę wspólnej przyszłości

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024