Mam 31 lat (92 rocznik), dziewczyna jest o rok młodsza.
Problem polega na tym, że partnerka od jakiegoś czasu notorycznie bywa nieuprzejma i okazuje niewystarczająco czułości.
Poranki wyglądają mniej więcej w następujący sposób:
"Dzień dobry kochanie, jak spałeś? Dobrze, tak? Cudowny jesteś" - buziak i głaskanie
Gdzie tu problem? No właśnie taki, że dziewczyna w ten sposób zwraca się do swojego rudego kota, a nie do mnie.
W moją stronę wręcz nieraz warczy, marudzi, odpowiada jakby poirytowana. Gdy chcę ją przytulić słyszę "spieszę się do pracy" albo "nie mam czasu bo muszę się zbierać do roboty". A już największym hitem na moją prośbę "daj buziaka" są jej słowa "oj weź, myślisz tylko o sobie i własnych potrzebach, a ja muszę się szykować".
Sugerowanie mi bycie egoistą, tylko z powodu prośby o całusa lub przytulenie, jest w moim odczuciu co najmniej nie na miejscu.
Wydaje się mi, że w pewien sposób jest to nawet przejaw manipulacji - myślisz o sobie, żeby tobie było dobrze.
Taka wypowiedź jest raz, że niestosowna, a dwa jeśli już ktoś tu ma tendencję do zachowań egoistycznych to raczej dziewczyna - no bo na logikę skoro partner ma nie pochłaniającą zbyt wiele czasu potrzebę czułości, która jest ignorowana to już coś nie halo.
Skoro jesteśmy przy logice, to racjonalnie rzecz biorąc, skoro dziewczyna poświęca rano uwagę kotu to argument pod tytułem pośpiech/brak czasu itp odpada.
Oprócz tego dziewczyna często się złości, czy nawet irytuje. Przykładowo gdy przy śniadaniu poruszyłem prozaiczny temat, w odpowiedzi usłyszałem "no i?!". Momentami boję się odezwać. I tak jak z moimi znajomymi jestem w stanie zawsze porozmawiać o pierdołach, na przykład: co u ciebie, no ja robię to i to, mam przemyślenia o tym i o tym bla bla bla, tak z dziewczyną trudno jest podobny schemat powtórzyć, chyba że sama inicjuje podobny, luźny wątek.
Z natury jestem pogodną, optymistyczną osobą. Za to moja dziewczyna, niekoniecznie. Na przykład wychodzimy do sklepu i jej mina przybiera formę podkowy, gdy ja przeważnie jestem uśmiechnięty. Kiedy pytam o powód smutku, uzyskuję odpowiedź "a czego mam się cieszyć?", "nie mam powodu by mieć dobry humor". Często, co nie znaczy, że zawsze, dziewczyna chodzi smętna, lekko zdołowana, ale też ma lepsze momenty, wówczas sporo się śmieje i tryska pozytywną energią. Tylko niestety podobnych momentów jest mniej.
Poza tym zdarza się i to nie rzadko, że wieczorami zamiast spędzić czas jak lubię - książka, gra, serial, koncentruję się na niej. Dlatego, że jest smutna, bez humoru, to proponuję jakieś przekąski i wspólne oglądanie tego co ona lubi. Inaczej mówiąc zmuszam się do oglądania rzeczy, które mnie kompletnie nie interesują, tylko dlatego, żeby nie siedziała smutna.
Nie wiem czy to jest normalne w związkach. Proszę o opinię bo czasami jestem tym wszystkim zmęczony.