Przy wszystkich kontrowersjach i radykalizmach tej formacji (u mnie są skreśleni za jedzenie psów) dostrzegam pewne aspekty, jakoby próba stygmatyzacji ich elektoratu była niejako projekcją własnych kompleksów.
Pierwszym jest chociażby kwestia rzekomego "incelstwa" przynajmniej części ich elektoratu. Zarzut ów był wiralem, aczkolwiek ostatnio "ukonstytuował się" w osobie Marcina Kąckiego i jego książki "Chłopcy" - gdzie autor również dostrzega powiązania pomiędzy wyborcami K. a subkulturą inceli. Sęk w tym, że Marcin Kącki ma dość zaawansowaną otyłość, zeza oraz całą systematykę ruchów nie kojarzoną z mężczyznami cieszącymi się względami kobiet. Mówiąc inaczej, trudno ogarnąć, że tyle cech nieatrakcyjnych dla kobiet może wystąpić w jednej osobie na raz. I taka osoba, poświęca całą, sporej wielkości książkę, żeby "wyśmiać" rzekome incelstwo sporego odsetka młodych mężczyzn.
Ale jest też inny argument - mianowicie "chłopców w krótkich spodenkach". Tu również można wywieźć całkiem prosty tok myślenia odnośnie autorów takiego zarzutu.
1. Konfederaci nie są lubiani ze względu na konserwatyzm przez feministki
2. Spora część feministek nabrała swoich poglądów ze względu na dorastanie wśród nieogarniętego życiowo, niedojrzałego ojca
3. Zatem Konfederaci - jako przeciwnicy światopoglądowi - są z góry zakojarzani do tej samej kategorii co nieudani ojcowie.
Jak uważacie? Jakie problemy społeczne możemy dostrzec, jeśli Konfederacja dalej będzie popularna?