Dziwna reakcja. - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 20 ]

Temat: Dziwna reakcja.

Jestem w związku z P. od ośmiu miesięcy, spotykamy się prawie rok.  Ogólnie dogadujemy się, jesteśmy dopasowani w wielu aspektach i nasza relacja układała się bardzo dobrze, książkowo. Poznałam jego rodzinę, znajomych. Nie mieszkamy razem, dzieli nas jakieś może 60 km, przebywamy stale ze sobą przez przynajmniej kilka dni w tygodniu. P. przyjeżdza do mnie, tutaj nocuje, stąd jeździ do pracy. U niego się nie spotykamy, bo czeka na odbiór nowego mieszkania a na razie mieszka z rodzicami (poznałam ich), żeby nie kumulować kosztów (najem + kredyt). Siłą rzeczy przebywamy głównie u mnie, czasem mamy wypad na obiad do jego rodziców (i inne pomysły na spędzanie czasu). Postanowiłam kupić mieszkanie w jego mieście (duże miasto wojewódzkie) - pozwala mi na to praca zdalna. Moja prawie dorosła córka (z która partner ma bardzo dobre relacje) też chce się przeprowadzić do większej metropolii (studia, lepsze perspektywy) Chciałabym kupić mieszkanie do remontu lub deweloperskie. I tu się pojawiły schody. Mówię do partnera o moim pomyśle, i o tym, że przecież kupując takie mieszkanie nie będę mogła się wprowadzić od razu (remont) , oczekiwałam może, że wyjdzie od niego propozycja choćby czasowego wspólnego zamieszkania (parę miesięcy, może pół roku). Nic takiego się nie stało, w zamian usłyszałam rady, że w takiej sytuacji mogę zamieszkać u siostry (w innym mieście wojewódzkim, ponad 100 km od tamtego!), lub muszę szukać mieszkania, którego stan pozwoli mi na wprowadzkę od razu. Zrobiło mi się bardzo przykro. Czy naprawdę kupując mieszkanie w mieście X, w którym zamieszka mój partner muszę się tułać po rodzinie 100 km dalej albo rezygnować z zamiaru wykończenia mieszkania tak jak bym chciała? Czy to normalne? Zadałam mu wprost pytanie, czy nie myślał o opcji, w której czysto hipotetycznie, gdyby jednak trafiło mi się dobre mieszkanie deweloperskie, mogłabym z córką jakoś ten czas oczekiwania na remont przeczekać. On na to, że nie myślał jeszcze, bo mieszkanie jeszcze nieodebrane i że nie wyobraża sobie tego ze względu na nasz (mój i córki) komfort. że to nie będzie tak jak teraz w moim mieszkaniu wynajmowanym, gdzie jest dużo miejsca. Powiedziałam, że OK, rozumiem, wiem, na co się piszę, że jakoś to przetrwamy. A on na to gdzie będzie spać moja córka, bo musiałaby w salonie (tam jest salon z aneksem i sypialnia, 47 metrów). Było widać ewidentnie że on jednak tego nie chce. Tłumaczyłam mu, że przecież nie wbijam mu na chatę forever (zależy mi na swoim mieszkaniu), to przejściowa sytuacja, nie stać mnie na takie kumulowanie opłat. W końcu widząc jego postawę, zdenerwowałam się, bardzo mnie to zabolało, powiedziałam, że jego reakcja pokazuje, kim dla niego naprawdę jestem. Że związek to nie tylko miłe chwile, to też różne sytuacje, mogę np. zachorować, stracić pracę, potrzebować czasem pomocy, i wtedy warto mieć poczucie, że można na kimś polegać. Ale on nie chciał już o tym rozmawiać, stwierdził, że pół dnia opowiadam, jaki to on jest zły i że specjalnie sprowokowałam taką sytuację, żeby się pokłócić. Mam żal, bo ja wyszłam do niego praktycznie ze wszystkim, jest u mnie 3-4 dni w tygodniu (u rodziców ma tylko ciasny zagracony pokój), spodziewałam się, że okresowe zamieszkanie u niego to będzie coś oczywistego. Ja tak bym postąpiła, gdyby on był w analogicznej sytuacji. Zaczynam myśleć, że coś tu jest nie tak. Jak widzicie tę sytuację z boku? Miałam czy nie miałam prawo oczekiwać, że partner mnie wesprze? Przecież ta przeprowadzka do miasta X to także ukłon w jego stronę -  nie rozumiem go. Pomaga mi w oględzinach mieszkań, generalnie nie zniechęca do decyzji, ale skąd alergia na wspólne czasowe zamieszkanie? 47 metrów to chyba powierzchnia, która pomieści trzy osoby? Zdaję sobie sprawę, że tam nie będzie urządzone po odbiorze od razu, trzeba zrobić kuchnię, umeblować, ja pytałam go tylko teoretycznie i na wypadek GDYBY powstała taka konieczność.  Proszę o szczere opinie, może czegoś nie widzę, dla mnie ta sytuacja jest kuriozalna.

Zobacz podobne tematy :

2 Ostatnio edytowany przez ulle (2023-08-23 21:55:35)

Odp: Dziwna reakcja.
Kaatrina napisał/a:

Jestem w związku z P. od ośmiu miesięcy, spotykamy się prawie rok.  Ogólnie dogadujemy się, jesteśmy dopasowani w wielu aspektach i nasza relacja układała się bardzo dobrze, książkowo. Poznałam jego rodzinę, znajomych. Nie mieszkamy razem, dzieli nas jakieś może 60 km, przebywamy stale ze sobą przez przynajmniej kilka dni w tygodniu. P. przyjeżdza do mnie, tutaj nocuje, stąd jeździ do pracy. U niego się nie spotykamy, bo czeka na odbiór nowego mieszkania a na razie mieszka z rodzicami (poznałam ich), żeby nie kumulować kosztów (najem + kredyt). Siłą rzeczy przebywamy głównie u mnie, czasem mamy wypad na obiad do jego rodziców (i inne pomysły na spędzanie czasu). Postanowiłam kupić mieszkanie w jego mieście (duże miasto wojewódzkie) - pozwala mi na to praca zdalna. Moja prawie dorosła córka (z która partner ma bardzo dobre relacje) też chce się przeprowadzić do większej metropolii (studia, lepsze perspektywy) Chciałabym kupić mieszkanie do remontu lub deweloperskie. I tu się pojawiły schody. Mówię do partnera o moim pomyśle, i o tym, że przecież kupując takie mieszkanie nie będę mogła się wprowadzić od razu (remont) , oczekiwałam może, że wyjdzie od niego propozycja choćby czasowego wspólnego zamieszkania (parę miesięcy, może pół roku). Nic takiego się nie stało, w zamian usłyszałam rady, że w takiej sytuacji mogę zamieszkać u siostry (w innym mieście wojewódzkim, ponad 100 km od tamtego!), lub muszę szukać mieszkania, którego stan pozwoli mi na wprowadzkę od razu. Zrobiło mi się bardzo przykro. Czy naprawdę kupując mieszkanie w mieście X, w którym zamieszka mój partner muszę się tułać po rodzinie 100 km dalej albo rezygnować z zamiaru wykończenia mieszkania tak jak bym chciała? Czy to normalne? Zadałam mu wprost pytanie, czy nie myślał o opcji, w której czysto hipotetycznie, gdyby jednak trafiło mi się dobre mieszkanie deweloperskie, mogłabym z córką jakoś ten czas oczekiwania na remont przeczekać. On na to, że nie myślał jeszcze, bo mieszkanie jeszcze nieodebrane i że nie wyobraża sobie tego ze względu na nasz (mój i córki) komfort. że to nie będzie tak jak teraz w moim mieszkaniu wynajmowanym, gdzie jest dużo miejsca. Powiedziałam, że OK, rozumiem, wiem, na co się piszę, że jakoś to przetrwamy. A on na to gdzie będzie spać moja córka, bo musiałaby w salonie (tam jest salon z aneksem i sypialnia, 47 metrów). Było widać ewidentnie że on jednak tego nie chce. Tłumaczyłam mu, że przecież nie wbijam mu na chatę forever (zależy mi na swoim mieszkaniu), to przejściowa sytuacja, nie stać mnie na takie kumulowanie opłat. W końcu widząc jego postawę, zdenerwowałam się, bardzo mnie to zabolało, powiedziałam, że jego reakcja pokazuje, kim dla niego naprawdę jestem. Że związek to nie tylko miłe chwile, to też różne sytuacje, mogę np. zachorować, stracić pracę, potrzebować czasem pomocy, i wtedy warto mieć poczucie, że można na kimś polegać. Ale on nie chciał już o tym rozmawiać, stwierdził, że pół dnia opowiadam, jaki to on jest zły i że specjalnie sprowokowałam taką sytuację, żeby się pokłócić. Mam żal, bo ja wyszłam do niego praktycznie ze wszystkim, jest u mnie 3-4 dni w tygodniu (u rodziców ma tylko ciasny zagracony pokój), spodziewałam się, że okresowe zamieszkanie u niego to będzie coś oczywistego. Ja tak bym postąpiła, gdyby on był w analogicznej sytuacji. Zaczynam myśleć, że coś tu jest nie tak. Jak widzicie tę sytuację z boku? Miałam czy nie miałam prawo oczekiwać, że partner mnie wesprze? Przecież ta przeprowadzka do miasta X to także ukłon w jego stronę -  nie rozumiem go. Pomaga mi w oględzinach mieszkań, generalnie nie zniechęca do decyzji, ale skąd alergia na wspólne czasowe zamieszkanie? 47 metrów to chyba powierzchnia, która pomieści trzy osoby? Zdaję sobie sprawę, że tam nie będzie urządzone po odbiorze od razu, trzeba zrobić kuchnię, umeblować, ja pytałam go tylko teoretycznie i na wypadek GDYBY powstała taka konieczność.  Proszę o szczere opinie, może czegoś nie widzę, dla mnie ta sytuacja jest kuriozalna.

Twój partner ma rację, chociaż i Ty też przyszłościowo i logicznie myślisz.
Niemniej jednak jego argumenty są bardzo zasadne.
On boi się po prostu mieszkania na kupie, a niestety do tego wszystko by się sprowadziło biorąc pod uwagę mały metraż jego mieszkania, którego nawet jeszcze nie odebrał.
Od ponad roku mieszkam właśnie na kupie z córką i jej rodzina, trwa intensywny remont, który wszystkich nas powoli wykańcza, a ponieważ ja mieszkałam wcześniej przez dwie dekady sama, więc dla mnie mieszkanie na kupie jest kara za grzechy świata.
Można mieć plany i dobre intencje oraz świetny sposób bycia, a i tak mieszkając na kupie wszystko to się psuje.
Twoja córka mieszkalaby w salonie - dla niej sytuacja bardzo niekomfortowa, dla was także.
Nie ma siły, by nie było konfliktów. Z czasem nie moglibyście nawzajem na siebie ostrzec.
Wiele zależałoby od waszych wrażliwości estetycznych, jedna osoba to niechluj, inną uwielbiająca porządek, a trzecia słuchająca swojej muzyki i przyzwyczajona do podlug mamy.
Na tak małej przestrzeni zawsze byłoby ryzyko, że prędzej Wasz związek się rozleci niż stworzycie fajna rodzinkę.
Twój facet myśli po prostu bardzo trzeźwo i jest praktyczny do bólu.
Oprócz tego podoba mi się jego postawa polegająca na tym, że nie ma zamiaru godzić się na Twoją propozycje, że y np.Cue nie urazić, robić niczego wbrew sobie.
Wie, że szybko by tego żałował.
Tak więc autorko, rzecz nie idzie po Twojej myśli, jest Ci przykro, ale na szczęście facet myśli przytomnie i nie będzie brał sobie kobiety z dorosła córkę na małe mieszkanko, bo po tygodniu atmosfera między wasza trójka byłaby już tak napięta, że musielibyście się rozstać.
Nie mieszaj go do swoich spraw.

Ja jestem już tak zmęczona i zdegustowana mieszkaniem na kupie, że gdy dzisiaj mój były facet zadzwonił po ponad półrocznej przerwie poprawił mi się humor. Rok temu, gdy nie byłam jeszcze aż tak skrajnie zmęczona swoich życiem tutaj jako darmowa niańka i służąca on nie miał szans, by wyprowadzić mnie stąd.
Teraz po roku chyba będę sklonns przyjąć jego propozycję, żeby zamieszkać z nim.
Nie wiem czy nie będę biegła do niego w podskokach, bo tak mam dość mieszkania na kupie. Miałam latem mieć wydzielone mieszkanie w naszym wspólnym domu, lato się kończy, a moje mieszkanie w czarnej doopie, może będzie gotowe na październik.
Zobaczę jak rzecz się rozwinie i jakby coś zabieram torebkę, kosmetyki i lekarstwa i tak jak będę stała wyjdę z domu, a bedac u niego powoli skompletuje sobie całą garderobę.
Tak jestem dziewczyno umordowana i wkurzona, że wpierdolilam się na mieszkanie na kupie.
Z wami też tak będzie. Rozwali się wasz związek.

3

Odp: Dziwna reakcja.

Na pewno nie byłaby to dla niego komfortowa sytuacja, tym bardziej, że co najmniej pół roku trzeba liczyć niż byś miała swoje mieszkanie.
Sytuacja krępująca dla niego i córki, co innego jak się pomieszkuje, a co innego mieszka.

Krótko się znacie, nawet bym się obawiała mieszakać z facetem i ze swoją dorastają córką...

4

Odp: Dziwna reakcja.
ulle napisał/a:
Kaatrina napisał/a:

Jestem w związku z P. od ośmiu miesięcy, spotykamy się prawie rok.  Ogólnie dogadujemy się, jesteśmy dopasowani w wielu aspektach i nasza relacja układała się bardzo dobrze, książkowo. Poznałam jego rodzinę, znajomych. Nie mieszkamy razem, dzieli nas jakieś może 60 km, przebywamy stale ze sobą przez przynajmniej kilka dni w tygodniu. P. przyjeżdza do mnie, tutaj nocuje, stąd jeździ do pracy. U niego się nie spotykamy, bo czeka na odbiór nowego mieszkania a na razie mieszka z rodzicami (poznałam ich), żeby nie kumulować kosztów (najem + kredyt). Siłą rzeczy przebywamy głównie u mnie, czasem mamy wypad na obiad do jego rodziców (i inne pomysły na spędzanie czasu). Postanowiłam kupić mieszkanie w jego mieście (duże miasto wojewódzkie) - pozwala mi na to praca zdalna. Moja prawie dorosła córka (z która partner ma bardzo dobre relacje) też chce się przeprowadzić do większej metropolii (studia, lepsze perspektywy) Chciałabym kupić mieszkanie do remontu lub deweloperskie. I tu się pojawiły schody. Mówię do partnera o moim pomyśle, i o tym, że przecież kupując takie mieszkanie nie będę mogła się wprowadzić od razu (remont) , oczekiwałam może, że wyjdzie od niego propozycja choćby czasowego wspólnego zamieszkania (parę miesięcy, może pół roku). Nic takiego się nie stało, w zamian usłyszałam rady, że w takiej sytuacji mogę zamieszkać u siostry (w innym mieście wojewódzkim, ponad 100 km od tamtego!), lub muszę szukać mieszkania, którego stan pozwoli mi na wprowadzkę od razu. Zrobiło mi się bardzo przykro. Czy naprawdę kupując mieszkanie w mieście X, w którym zamieszka mój partner muszę się tułać po rodzinie 100 km dalej albo rezygnować z zamiaru wykończenia mieszkania tak jak bym chciała? Czy to normalne? Zadałam mu wprost pytanie, czy nie myślał o opcji, w której czysto hipotetycznie, gdyby jednak trafiło mi się dobre mieszkanie deweloperskie, mogłabym z córką jakoś ten czas oczekiwania na remont przeczekać. On na to, że nie myślał jeszcze, bo mieszkanie jeszcze nieodebrane i że nie wyobraża sobie tego ze względu na nasz (mój i córki) komfort. że to nie będzie tak jak teraz w moim mieszkaniu wynajmowanym, gdzie jest dużo miejsca. Powiedziałam, że OK, rozumiem, wiem, na co się piszę, że jakoś to przetrwamy. A on na to gdzie będzie spać moja córka, bo musiałaby w salonie (tam jest salon z aneksem i sypialnia, 47 metrów). Było widać ewidentnie że on jednak tego nie chce. Tłumaczyłam mu, że przecież nie wbijam mu na chatę forever (zależy mi na swoim mieszkaniu), to przejściowa sytuacja, nie stać mnie na takie kumulowanie opłat. W końcu widząc jego postawę, zdenerwowałam się, bardzo mnie to zabolało, powiedziałam, że jego reakcja pokazuje, kim dla niego naprawdę jestem. Że związek to nie tylko miłe chwile, to też różne sytuacje, mogę np. zachorować, stracić pracę, potrzebować czasem pomocy, i wtedy warto mieć poczucie, że można na kimś polegać. Ale on nie chciał już o tym rozmawiać, stwierdził, że pół dnia opowiadam, jaki to on jest zły i że specjalnie sprowokowałam taką sytuację, żeby się pokłócić. Mam żal, bo ja wyszłam do niego praktycznie ze wszystkim, jest u mnie 3-4 dni w tygodniu (u rodziców ma tylko ciasny zagracony pokój), spodziewałam się, że okresowe zamieszkanie u niego to będzie coś oczywistego. Ja tak bym postąpiła, gdyby on był w analogicznej sytuacji. Zaczynam myśleć, że coś tu jest nie tak. Jak widzicie tę sytuację z boku? Miałam czy nie miałam prawo oczekiwać, że partner mnie wesprze? Przecież ta przeprowadzka do miasta X to także ukłon w jego stronę -  nie rozumiem go. Pomaga mi w oględzinach mieszkań, generalnie nie zniechęca do decyzji, ale skąd alergia na wspólne czasowe zamieszkanie? 47 metrów to chyba powierzchnia, która pomieści trzy osoby? Zdaję sobie sprawę, że tam nie będzie urządzone po odbiorze od razu, trzeba zrobić kuchnię, umeblować, ja pytałam go tylko teoretycznie i na wypadek GDYBY powstała taka konieczność.  Proszę o szczere opinie, może czegoś nie widzę, dla mnie ta sytuacja jest kuriozalna.

Twój partner ma rację, chociaż i Ty też przyszłościowo i logicznie myślisz.
Niemniej jednak jego argumenty są bardzo zasadne.
On boi się po prostu mieszkania na kupie, a niestety do tego wszystko by się sprowadziło biorąc pod uwagę mały metraż jego mieszkania, którego nawet jeszcze nie odebrał.
Od ponad roku mieszkam właśnie na kupie z córką i jej rodzina, trwa intensywny remont, który wszystkich nas powoli wykańcza, a ponieważ ja mieszkałam wcześniej przez dwie dekady sama, więc dla mnie mieszkanie na kupie jest kara za grzechy świata.
Można mieć plany i dobre intencje oraz świetny sposób bycia, a i tak mieszkając na kupie wszystko to się psuje.
Twoja córka mieszkalaby w salonie - dla niej sytuacja bardzo niekomfortowa, dla was także.
Nie ma siły, by nie było konfliktów. Z czasem nie moglibyście nawzajem na siebie ostrzec.
Wiele zależałoby od waszych wrażliwości estetycznych, jedna osoba to niechluj, inną uwielbiająca porządek, a trzecia słuchająca swojej muzyki i przyzwyczajona do podlug mamy.
Na tak małej przestrzeni zawsze byłoby ryzyko, że prędzej Wasz związek się rozleci niż stworzycie fajna rodzinkę.
Twój facet myśli po prostu bardzo trzeźwo i jest praktyczny do bólu.
Oprócz tego podoba mi się jego postawa polegająca na tym, że nie ma zamiaru godzić się na Twoją propozycje, że y np.Cue nie urazić, robić niczego wbrew sobie.
Wie, że szybko by tego żałował.
Tak więc autorko, rzecz nie idzie po Twojej myśli, jest Ci przykro, ale na szczęście facet myśli przytomnie i nie będzie brał sobie kobiety z dorosła córkę na małe mieszkanko, bo po tygodniu atmosfera między wasza trójka byłaby już tak napięta, że musielibyście się rozstać.
Nie mieszaj go do swoich spraw.

Ja jestem już tak zmęczona i zdegustowana mieszkaniem na kupie, że gdy dzisiaj mój były facet zadzwonił po ponad półrocznej przerwie poprawił mi się humor. Rok temu, gdy nie byłam jeszcze aż tak skrajnie zmęczona swoich życiem tutaj jako darmowa niańka i służąca on nie miał szans, by wyprowadzić mnie stąd.
Teraz po roku chyba będę sklonns przyjąć jego propozycję, żeby zamieszkać z nim.
Nie wiem czy nie będę biegła do niego w podskokach, bo tak mam dość mieszkania na kupie. Miałam latem mieć wydzielone mieszkanie w naszym wspólnym domu, lato się kończy, a moje mieszkanie w czarnej doopie, może będzie gotowe na październik.
Zobaczę jak rzecz się rozwinie i jakby coś zabieram torebkę, kosmetyki i lekarstwa i tak jak będę stała wyjdę z domu, a bedac u niego powoli skompletuje sobie całą garderobę.
Tak jestem dziewczyno umordowana i wkurzona, że wpierdolilam się na mieszkanie na kupie.
Z wami też tak będzie. Rozwali się wasz związek.

Dzięki Ulle za Twoją perspektywę, cenię Twoje posty. Nie myślałam o tym wszystkim w ten sposób, na razie odbieram to osobiście, że mu na mnie nie zależy i że ma gdzieś moje sprawy. Sam ma to mieszkanie nowe tylko dlatego, że mógł się przechować u rodziców. Mi nie ma kto tak pomóc i jestem zła, ciągle mi się wydaje, że brakuje mu dobrej woli. Ale może coś jest w tym, co piszesz, tylko, że ja w swoim rozżaleniu jeszcze nie potrafię złapać takiej perspektywy. Współczuję Ci umordowania, oby wszystko wróciło do normy. Masz rację, że dla kogoś, kto był długo sam, mieszkanie na kupie to kosmos.

5

Odp: Dziwna reakcja.
Kaatrina napisał/a:
ulle napisał/a:
Kaatrina napisał/a:

Jestem w związku z P. od ośmiu miesięcy, spotykamy się prawie rok.  Ogólnie dogadujemy się, jesteśmy dopasowani w wielu aspektach i nasza relacja układała się bardzo dobrze, książkowo. Poznałam jego rodzinę, znajomych. Nie mieszkamy razem, dzieli nas jakieś może 60 km, przebywamy stale ze sobą przez przynajmniej kilka dni w tygodniu. P. przyjeżdza do mnie, tutaj nocuje, stąd jeździ do pracy. U niego się nie spotykamy, bo czeka na odbiór nowego mieszkania a na razie mieszka z rodzicami (poznałam ich), żeby nie kumulować kosztów (najem + kredyt). Siłą rzeczy przebywamy głównie u mnie, czasem mamy wypad na obiad do jego rodziców (i inne pomysły na spędzanie czasu). Postanowiłam kupić mieszkanie w jego mieście (duże miasto wojewódzkie) - pozwala mi na to praca zdalna. Moja prawie dorosła córka (z która partner ma bardzo dobre relacje) też chce się przeprowadzić do większej metropolii (studia, lepsze perspektywy) Chciałabym kupić mieszkanie do remontu lub deweloperskie. I tu się pojawiły schody. Mówię do partnera o moim pomyśle, i o tym, że przecież kupując takie mieszkanie nie będę mogła się wprowadzić od razu (remont) , oczekiwałam może, że wyjdzie od niego propozycja choćby czasowego wspólnego zamieszkania (parę miesięcy, może pół roku). Nic takiego się nie stało, w zamian usłyszałam rady, że w takiej sytuacji mogę zamieszkać u siostry (w innym mieście wojewódzkim, ponad 100 km od tamtego!), lub muszę szukać mieszkania, którego stan pozwoli mi na wprowadzkę od razu. Zrobiło mi się bardzo przykro. Czy naprawdę kupując mieszkanie w mieście X, w którym zamieszka mój partner muszę się tułać po rodzinie 100 km dalej albo rezygnować z zamiaru wykończenia mieszkania tak jak bym chciała? Czy to normalne? Zadałam mu wprost pytanie, czy nie myślał o opcji, w której czysto hipotetycznie, gdyby jednak trafiło mi się dobre mieszkanie deweloperskie, mogłabym z córką jakoś ten czas oczekiwania na remont przeczekać. On na to, że nie myślał jeszcze, bo mieszkanie jeszcze nieodebrane i że nie wyobraża sobie tego ze względu na nasz (mój i córki) komfort. że to nie będzie tak jak teraz w moim mieszkaniu wynajmowanym, gdzie jest dużo miejsca. Powiedziałam, że OK, rozumiem, wiem, na co się piszę, że jakoś to przetrwamy. A on na to gdzie będzie spać moja córka, bo musiałaby w salonie (tam jest salon z aneksem i sypialnia, 47 metrów). Było widać ewidentnie że on jednak tego nie chce. Tłumaczyłam mu, że przecież nie wbijam mu na chatę forever (zależy mi na swoim mieszkaniu), to przejściowa sytuacja, nie stać mnie na takie kumulowanie opłat. W końcu widząc jego postawę, zdenerwowałam się, bardzo mnie to zabolało, powiedziałam, że jego reakcja pokazuje, kim dla niego naprawdę jestem. Że związek to nie tylko miłe chwile, to też różne sytuacje, mogę np. zachorować, stracić pracę, potrzebować czasem pomocy, i wtedy warto mieć poczucie, że można na kimś polegać. Ale on nie chciał już o tym rozmawiać, stwierdził, że pół dnia opowiadam, jaki to on jest zły i że specjalnie sprowokowałam taką sytuację, żeby się pokłócić. Mam żal, bo ja wyszłam do niego praktycznie ze wszystkim, jest u mnie 3-4 dni w tygodniu (u rodziców ma tylko ciasny zagracony pokój), spodziewałam się, że okresowe zamieszkanie u niego to będzie coś oczywistego. Ja tak bym postąpiła, gdyby on był w analogicznej sytuacji. Zaczynam myśleć, że coś tu jest nie tak. Jak widzicie tę sytuację z boku? Miałam czy nie miałam prawo oczekiwać, że partner mnie wesprze? Przecież ta przeprowadzka do miasta X to także ukłon w jego stronę -  nie rozumiem go. Pomaga mi w oględzinach mieszkań, generalnie nie zniechęca do decyzji, ale skąd alergia na wspólne czasowe zamieszkanie? 47 metrów to chyba powierzchnia, która pomieści trzy osoby? Zdaję sobie sprawę, że tam nie będzie urządzone po odbiorze od razu, trzeba zrobić kuchnię, umeblować, ja pytałam go tylko teoretycznie i na wypadek GDYBY powstała taka konieczność.  Proszę o szczere opinie, może czegoś nie widzę, dla mnie ta sytuacja jest kuriozalna.

Twój partner ma rację, chociaż i Ty też przyszłościowo i logicznie myślisz.
Niemniej jednak jego argumenty są bardzo zasadne.
On boi się po prostu mieszkania na kupie, a niestety do tego wszystko by się sprowadziło biorąc pod uwagę mały metraż jego mieszkania, którego nawet jeszcze nie odebrał.
Od ponad roku mieszkam właśnie na kupie z córką i jej rodzina, trwa intensywny remont, który wszystkich nas powoli wykańcza, a ponieważ ja mieszkałam wcześniej przez dwie dekady sama, więc dla mnie mieszkanie na kupie jest kara za grzechy świata.
Można mieć plany i dobre intencje oraz świetny sposób bycia, a i tak mieszkając na kupie wszystko to się psuje.
Twoja córka mieszkalaby w salonie - dla niej sytuacja bardzo niekomfortowa, dla was także.
Nie ma siły, by nie było konfliktów. Z czasem nie moglibyście nawzajem na siebie ostrzec.
Wiele zależałoby od waszych wrażliwości estetycznych, jedna osoba to niechluj, inną uwielbiająca porządek, a trzecia słuchająca swojej muzyki i przyzwyczajona do podlug mamy.
Na tak małej przestrzeni zawsze byłoby ryzyko, że prędzej Wasz związek się rozleci niż stworzycie fajna rodzinkę.
Twój facet myśli po prostu bardzo trzeźwo i jest praktyczny do bólu.
Oprócz tego podoba mi się jego postawa polegająca na tym, że nie ma zamiaru godzić się na Twoją propozycje, że y np.Cue nie urazić, robić niczego wbrew sobie.
Wie, że szybko by tego żałował.
Tak więc autorko, rzecz nie idzie po Twojej myśli, jest Ci przykro, ale na szczęście facet myśli przytomnie i nie będzie brał sobie kobiety z dorosła córkę na małe mieszkanko, bo po tygodniu atmosfera między wasza trójka byłaby już tak napięta, że musielibyście się rozstać.
Nie mieszaj go do swoich spraw.

Ja jestem już tak zmęczona i zdegustowana mieszkaniem na kupie, że gdy dzisiaj mój były facet zadzwonił po ponad półrocznej przerwie poprawił mi się humor. Rok temu, gdy nie byłam jeszcze aż tak skrajnie zmęczona swoich życiem tutaj jako darmowa niańka i służąca on nie miał szans, by wyprowadzić mnie stąd.
Teraz po roku chyba będę sklonns przyjąć jego propozycję, żeby zamieszkać z nim.
Nie wiem czy nie będę biegła do niego w podskokach, bo tak mam dość mieszkania na kupie. Miałam latem mieć wydzielone mieszkanie w naszym wspólnym domu, lato się kończy, a moje mieszkanie w czarnej doopie, może będzie gotowe na październik.
Zobaczę jak rzecz się rozwinie i jakby coś zabieram torebkę, kosmetyki i lekarstwa i tak jak będę stała wyjdę z domu, a bedac u niego powoli skompletuje sobie całą garderobę.
Tak jestem dziewczyno umordowana i wkurzona, że wpierdolilam się na mieszkanie na kupie.
Z wami też tak będzie. Rozwali się wasz związek.

Dzięki Ulle za Twoją perspektywę, cenię Twoje posty. Nie myślałam o tym wszystkim w ten sposób, na razie odbieram to osobiście, że mu na mnie nie zależy i że ma gdzieś moje sprawy. Sam ma to mieszkanie nowe tylko dlatego, że mógł się przechować u rodziców. Mi nie ma kto tak pomóc i jestem zła, ciągle mi się wydaje, że brakuje mu dobrej woli. Ale może coś jest w tym, co piszesz, tylko, że ja w swoim rozżaleniu jeszcze nie potrafię złapać takiej perspektywy. Współczuję Ci umordowania, oby wszystko wróciło do normy. Masz rację, że dla kogoś, kto był długo sam, mieszkanie na kupie to kosmos.

Nie powinnaś odbierać jego reakcji osobiście,ponieważ on na pewno niczego za twoimi plecami nie knuje, a związek z Tobą spokojnie toxwijs.

Wygląda na to, że wiążą z Tobą plany na przyszłość, ale chce, żeby wszystko miało ręce i nogi a nie zaczęło się od wysokich schodów.
Przemyśl to wszystko na spokojnie i słuchaj go cierpliwie. To raczej niegłupie facet.

6

Odp: Dziwna reakcja.

Czy musisz sprzedać swoje obecne mieszkanie by kupić to nowe?

7

Odp: Dziwna reakcja.
Agnes76 napisał/a:

Czy musisz sprzedać swoje obecne mieszkanie by kupić to nowe?

To mieszanie wynajmuję od kogoś, tak więc opcja wynajem+ kredyt byłaby zbyt dużym obciążeniem dla mojego budżetu.

8 Ostatnio edytowany przez SaraS (2023-08-23 22:38:07)

Odp: Dziwna reakcja.

Ja też mu się nie dziwię. Wy w sypialni, Twoja córka w salonie z aneksem i to przez pół roku... Oszalałabym. Mieszkałam z partnerem przez parę miesięcy w takim mieszkaniu i nawet jak ktoś u nas nocował przez noc czy dwie, to dla mnie to było wyjątkowo irytujące. Ani wyjść w nocy do kuchni, ani rano np. na taras, bo ktoś tam śpi. W ciągu dnia też zero swobody i jakiejkolwiek prywatności - bo gdzie? Jak w salonie Twoja córka, to partner miałby zamieszkać w sypialni? W dodatku to nowe mieszkanie, pewnie chciałby się nim i tą swobodą po mieszkaniu u rodziców wreszcie nacieszyć, a nie np. zastanawiać się, jak długo będzie mógł w spokoju poleżeć na kanapie, zanim Twoja córka wróci do domu.

Poza tym napisałaś: "Sam ma to mieszkanie nowe tylko dlatego, że mógł się przechować u rodziców. Mi nie ma kto tak pomóc i jestem zła, ciągle mi się wydaje, że brakuje mu dobrej woli".
On nie musi wynagrodzić Ci tego, że Tobie rodzice nie pomogli, nie musi też odpokutować za to, że jego pomogli jemu. Nie rozumiem, skąd te pretensje. Zwłaszcza że to kolejne wyjaśnienie, dlaczego on nie chce: bo on już się namieszkał na kupie, "odcierpiał" swoje, teraz chce wreszcie dostać za to nagrodę, a nie brać Was do siebie zamiast cieszyć się w końcu mieszkaniem.

9

Odp: Dziwna reakcja.
SaraS napisał/a:

Ja też mu się nie dziwię. Wy w sypialni, Twoja córka w salonie z aneksem i to przez pół roku... Oszalałabym. Mieszkałam z partnerem przez parę miesięcy w takim mieszkaniu i nawet jak ktoś u nas nocował przez noc czy dwie, to dla mnie to było wyjątkowo irytujące. Ani wyjść w nocy do kuchni, ani rano np. na taras, bo ktoś tam śpi. W ciągu dnia też zero swobody i jakiejkolwiek prywatności - bo gdzie? Jak w salonie Twoja córka, to partner miałby zamieszkać w sypialni? W dodatku to nowe mieszkanie, pewnie chciałby się nim i tą swobodą po mieszkaniu u rodziców wreszcie nacieszyć, a nie np. zastanawiać się, jak długo będzie mógł w spokoju poleżeć na kanapie, zanim Twoja córka wróci do domu.

Poza tym napisałaś: "Sam ma to mieszkanie nowe tylko dlatego, że mógł się przechować u rodziców. Mi nie ma kto tak pomóc i jestem zła, ciągle mi się wydaje, że brakuje mu dobrej woli".
On nie musi wynagrodzić Ci tego, że Tobie rodzice nie pomogli, nie musi też odpokutować za to, że jego pomogli jemu. Nie rozumiem, skąd te pretensje. Zwłaszcza że to kolejne wyjaśnienie, dlaczego on nie chce: bo on już się namieszkał na kupie, "odcierpiał" swoje, teraz chce wreszcie dostać za to nagrodę, a nie brać Was do siebie zamiast cieszyć się w końcu mieszkaniem.

Może masz rację, nie wzięłam pod uwagę jego perspektywy. Ale jakoś mi nadal tak przykro. sad

10

Odp: Dziwna reakcja.

Ale skoro wynajmujesz teraz to nic nie stoi na przeszkodzie, żebyś wynajmowała mniejsze w większym mieście, koszt podobny, tym bardziej jak córka jest za tym, żebyście mieszkały w większym mieście.

A później zobaczysz jak się wam ułoży, poczekaj z kupnem mieszkania.

On myśli o sobie, ale zauważ, że Ty też... I dobrze, ale nie powinnaś mieć do niego żalu, bo to był zły pomysł.

11

Odp: Dziwna reakcja.
Kaatrina napisał/a:

Sam ma to mieszkanie nowe tylko dlatego, że mógł się przechować u rodziców. Mi nie ma kto tak pomóc i jestem zła, ciągle mi się wydaje, że brakuje mu dobrej woli.

Takie mieszkanie z rodzicami w małym pokoiku to mogło być ogromne wyrzeczenie, więc takie stawianie sprawy nie jest fair. Facet z opisu wydaje się reagować normalnie, może chciał po tym wszystkim zaznać trochę mieszkania samemu, a też nie jesteście w relacji aż tak długo, żeby na tej podstawie zakładać jego niedojrzałość czy traktować to jako kuriozum.

Rozumiem, że dla ciebie zapewnienie dobrych optymalnych warunków córce jest najważniejsze, ale może istnieje rozwiązanie, w której potrzeby jednej strony nie są zaspokajane tak bardzo potrzebami drugiej?

12

Odp: Dziwna reakcja.
Misterer-gda napisał/a:
Kaatrina napisał/a:

Sam ma to mieszkanie nowe tylko dlatego, że mógł się przechować u rodziców. Mi nie ma kto tak pomóc i jestem zła, ciągle mi się wydaje, że brakuje mu dobrej woli.

Takie mieszkanie z rodzicami w małym pokoiku to mogło być ogromne wyrzeczenie, więc takie stawianie sprawy nie jest fair. Facet z opisu wydaje się reagować normalnie, może chciał po tym wszystkim zaznać trochę mieszkania samemu, a też nie jesteście w relacji aż tak długo, żeby na tej podstawie zakładać jego niedojrzałość czy traktować to jako kuriozum.

Rozumiem, że dla ciebie zapewnienie dobrych optymalnych warunków córce jest najważniejsze, ale może istnieje rozwiązanie, w której potrzeby jednej strony nie są zaspokajane tak bardzo potrzebami drugiej?

Tylko nie wiem, jakie to miałaby być rozwiązanie...Przychodzi mi tylko do głowy jedynie kupno gotowego mieszkania. Tylko znalezienie czegoś, co spełni wszystkie oczekiwania, będzie wyzwaniem.

13

Odp: Dziwna reakcja.
Kaatrina napisał/a:
Misterer-gda napisał/a:
Kaatrina napisał/a:

Sam ma to mieszkanie nowe tylko dlatego, że mógł się przechować u rodziców. Mi nie ma kto tak pomóc i jestem zła, ciągle mi się wydaje, że brakuje mu dobrej woli.

Takie mieszkanie z rodzicami w małym pokoiku to mogło być ogromne wyrzeczenie, więc takie stawianie sprawy nie jest fair. Facet z opisu wydaje się reagować normalnie, może chciał po tym wszystkim zaznać trochę mieszkania samemu, a też nie jesteście w relacji aż tak długo, żeby na tej podstawie zakładać jego niedojrzałość czy traktować to jako kuriozum.

Rozumiem, że dla ciebie zapewnienie dobrych optymalnych warunków córce jest najważniejsze, ale może istnieje rozwiązanie, w której potrzeby jednej strony nie są zaspokajane tak bardzo potrzebami drugiej?

Tylko nie wiem, jakie to miałaby być rozwiązanie...Przychodzi mi tylko do głowy jedynie kupno gotowego mieszkania. Tylko znalezienie czegoś, co spełni wszystkie oczekiwania, będzie wyzwaniem.

W sumie coś takiego miałem zapropnować big_smile. Zawsze możesz spróbować, pojechać, obejrzeć, może się coś trafi.

14

Odp: Dziwna reakcja.
Kaatrina napisał/a:
Agnes76 napisał/a:

Czy musisz sprzedać swoje obecne mieszkanie by kupić to nowe?

To mieszanie wynajmuję od kogoś, tak więc opcja wynajem+ kredyt byłaby zbyt dużym obciążeniem dla mojego budżetu.

No tak, skoro chcesz wziąć kredyt to wynajem pokryje całą ratę albo większą część.

15

Odp: Dziwna reakcja.

Wspólne zamieszkanie w małym i nierozkładowym mieszkanku, w przypadku tak krótkiego związku, to przepis na katastrofę i myślę, że doszłoby do niej nawet wtedy, kiedy żadne z Was nie miałoby dzieci do tego wspólnego zamieszkania.

16

Odp: Dziwna reakcja.
Kaatrina napisał/a:
Misterer-gda napisał/a:
Kaatrina napisał/a:

Sam ma to mieszkanie nowe tylko dlatego, że mógł się przechować u rodziców. Mi nie ma kto tak pomóc i jestem zła, ciągle mi się wydaje, że brakuje mu dobrej woli.

Takie mieszkanie z rodzicami w małym pokoiku to mogło być ogromne wyrzeczenie, więc takie stawianie sprawy nie jest fair. Facet z opisu wydaje się reagować normalnie, może chciał po tym wszystkim zaznać trochę mieszkania samemu, a też nie jesteście w relacji aż tak długo, żeby na tej podstawie zakładać jego niedojrzałość czy traktować to jako kuriozum.

Rozumiem, że dla ciebie zapewnienie dobrych optymalnych warunków córce jest najważniejsze, ale może istnieje rozwiązanie, w której potrzeby jednej strony nie są zaspokajane tak bardzo potrzebami drugiej?

Tylko nie wiem, jakie to miałaby być rozwiązanie...Przychodzi mi tylko do głowy jedynie kupno gotowego mieszkania. Tylko znalezienie czegoś, co spełni wszystkie oczekiwania, będzie wyzwaniem.

Widzisz, zawsze jest jakieś wyjście, jest tyle mieszkań na sprzedaż, że na pewno coś znajdziesz.

17

Odp: Dziwna reakcja.
Misterer-gda napisał/a:
Kaatrina napisał/a:

Sam ma to mieszkanie nowe tylko dlatego, że mógł się przechować u rodziców. Mi nie ma kto tak pomóc i jestem zła, ciągle mi się wydaje, że brakuje mu dobrej woli.

Takie mieszkanie z rodzicami w małym pokoiku to mogło być ogromne wyrzeczenie, więc takie stawianie sprawy nie jest fair. Facet z opisu wydaje się reagować normalnie, może chciał po tym wszystkim zaznać trochę mieszkania samemu, a też nie jesteście w relacji aż tak długo, żeby na tej podstawie zakładać jego niedojrzałość czy traktować to jako kuriozum.

Rozumiem, że dla ciebie zapewnienie dobrych optymalnych warunków córce jest najważniejsze, ale może istnieje rozwiązanie, w której potrzeby jednej strony nie są zaspokajane tak bardzo potrzebami drugiej?

Autorka ma dorosłą córkę. Facet pewnie jest w podobnym wieku, czyli zapewne koło 40tki.
40latek mieszka z rodzicami? Wyrzeczeniem to może być jakby mial 25 lat. Ale nie 40.

18

Odp: Dziwna reakcja.
Lady Loka napisał/a:
Misterer-gda napisał/a:
Kaatrina napisał/a:

Sam ma to mieszkanie nowe tylko dlatego, że mógł się przechować u rodziców. Mi nie ma kto tak pomóc i jestem zła, ciągle mi się wydaje, że brakuje mu dobrej woli.

Takie mieszkanie z rodzicami w małym pokoiku to mogło być ogromne wyrzeczenie, więc takie stawianie sprawy nie jest fair. Facet z opisu wydaje się reagować normalnie, może chciał po tym wszystkim zaznać trochę mieszkania samemu, a też nie jesteście w relacji aż tak długo, żeby na tej podstawie zakładać jego niedojrzałość czy traktować to jako kuriozum.

Rozumiem, że dla ciebie zapewnienie dobrych optymalnych warunków córce jest najważniejsze, ale może istnieje rozwiązanie, w której potrzeby jednej strony nie są zaspokajane tak bardzo potrzebami drugiej?

Autorka ma dorosłą córkę. Facet pewnie jest w podobnym wieku, czyli zapewne koło 40tki.
40latek mieszka z rodzicami? Wyrzeczeniem to może być jakby mial 25 lat. Ale nie 40.

Masakra jaki.wstyd 40 lat mieszkac u rodzicow jeszcze,ze tez rodzice go nie wykopali z domu

19

Odp: Dziwna reakcja.
Lady Loka napisał/a:
Misterer-gda napisał/a:
Kaatrina napisał/a:

Sam ma to mieszkanie nowe tylko dlatego, że mógł się przechować u rodziców. Mi nie ma kto tak pomóc i jestem zła, ciągle mi się wydaje, że brakuje mu dobrej woli.

Takie mieszkanie z rodzicami w małym pokoiku to mogło być ogromne wyrzeczenie, więc takie stawianie sprawy nie jest fair. Facet z opisu wydaje się reagować normalnie, może chciał po tym wszystkim zaznać trochę mieszkania samemu, a też nie jesteście w relacji aż tak długo, żeby na tej podstawie zakładać jego niedojrzałość czy traktować to jako kuriozum.

Rozumiem, że dla ciebie zapewnienie dobrych optymalnych warunków córce jest najważniejsze, ale może istnieje rozwiązanie, w której potrzeby jednej strony nie są zaspokajane tak bardzo potrzebami drugiej?

Autorka ma dorosłą córkę. Facet pewnie jest w podobnym wieku, czyli zapewne koło 40tki.
40latek mieszka z rodzicami? Wyrzeczeniem to może być jakby mial 25 lat. Ale nie 40.

Sprzedał swoje stare mieszkanie, żeby zainwestować w nowe. A gdzie miał mieszkać? Płacić za wynajem? Po co? Rodzice chcieli mu przejściowo pomóc, żeby nie kumulował kosztów. Też bym skorzystała z takiej pomocy, bo lepiej te pieniądze przeznaczyć na urządzenie nowego mieszkania. Właśnie ja będę w podobnej sytuacji. Gdybym miała rodziców w mieście, w którym planuję inwestycję w mieszkanie, to na czas remontu bym się nie zastanawiała, zwłaszcza, gdyby byli spoko do życia i propozycja wyszłaby od nich (jak to było u P.)

20

Odp: Dziwna reakcja.
JuliaUK33 napisał/a:
Lady Loka napisał/a:
Misterer-gda napisał/a:

Takie mieszkanie z rodzicami w małym pokoiku to mogło być ogromne wyrzeczenie, więc takie stawianie sprawy nie jest fair. Facet z opisu wydaje się reagować normalnie, może chciał po tym wszystkim zaznać trochę mieszkania samemu, a też nie jesteście w relacji aż tak długo, żeby na tej podstawie zakładać jego niedojrzałość czy traktować to jako kuriozum.

Rozumiem, że dla ciebie zapewnienie dobrych optymalnych warunków córce jest najważniejsze, ale może istnieje rozwiązanie, w której potrzeby jednej strony nie są zaspokajane tak bardzo potrzebami drugiej?

Autorka ma dorosłą córkę. Facet pewnie jest w podobnym wieku, czyli zapewne koło 40tki.
40latek mieszka z rodzicami? Wyrzeczeniem to może być jakby mial 25 lat. Ale nie 40.

Masakra jaki.wstyd 40 lat mieszkac u rodzicow jeszcze,ze tez rodzice go nie wykopali z domu

A zyć na socjalu nie wstyd?

Posty [ 20 ]

Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024