Temat na dłuższą rozmowę psychologiczną.
Zastanawiam się czy to normalne, że będąc po trzydziestce nie posiadam żadnych znajomych poza moim bezpośrednim środowiskiem zawodowym i towarzyskim. Z łatwością nawiązuję kontakty z osobami podobnej profesji, np. podczas sympozjów, konferencji, zajęć związanych z pracą. Mam kilku znajomych w zbliżonych kręgach zawodowych. Chyba przez całe życie nie nawiązałam jednak bliższych relacji z przypadkowymi osobami. Czy brak jakichkolwiek kontaktów poza własnym środowiskiem zawodowym jest czymś dziwnym? Nie jest to kwestia snobizmu czy materializmu tylko możliwości nawiązania adekwatnych kontaktów. Niezbyt ciekawią mnie osoby poniżej mojego poziomu wykształcenia, nie mam z nimi wspólnych tematów, wspólnych znajomych, posiadam zupełnie inną mentalność, inna jest ranga naszych problemów (odpowiedzialna praca z moje strony kontra problemy typu czy sobie usmarzyć kiełbasę czy inną karkówkę na grillu z ich strony). Nie lubię durnych konwersacji o niczym, uważam takie za stratę czasu. Nie piję alkoholu (nie smakuje mi) więc jakaś spontaniczna próba nawiązania kontaktu odpada.
Kolejną kwestią jest coraz większe przewrażliwienie na punkcie manier, kultury języka i słowa, adekwatnego zachowania. Drażnią mnie osoby niekulturalne, o złych nawykach, posługujące się niepoprawną polszczyzną, oddające się jakimś prostym rozrywkom typu grill, granie w toto lotka itd. Nie przepadam za ludźmi natarczywymi oraz o niskich manierach. Stan ten coraz bardziej się pogłębia, uniemożliwiając jakiekolwiek kontakty towarzyskie. Nie wiem skąd się to bierze gdyż przykładowo moi rodzice, osoby na dośćwysokich stanowiskach, nie przywiązywali aż tak dużej wagi do zewnętrznych oznak kultury.